Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Artur Pelo zdobywcą „Wojskowego Oscara”

$
0
0

Sierż. Artur Pelo został laureatem Buzdygana, wojskowego wyróżnienia przyznawanego przez „Polskę Zbrojną”. Znany biegacz zwyciężył w kategorii, w której decydujący głos mieli internauci.

Buzdygany to wyróżnienia, którymi honorowane są wyjątkowe osoby, promujące śmiałe myślenie, odwagę w prezentowaniu poglądów i kształtujące nowoczesny wizerunek wojska. Wśród dotychczasowych laureatów są najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego, zasłużeni żołnierze, znani politycy i osobistości życia publicznego. Nagrody mają postać repliki szesnastowiecznej oznaki godności rotmistrzowskiej i są wręczane podczas uroczystej Gali Buzdyganów.

Kapituła nagrody przyznała tradycyjnie sześć wyróżnień. Ich zdobywcy to: Płk Paweł Chabielski, płk Mariusz Chmielewski, mjr pil. Dominik Duda, ppłk Adam Krysiak, kpt. Szczepan Pietraszek i płk Marek Rękas. Głosami internautów do tego grona dołączył sierż. Artur Pelo z 7 Brygady Obrony Wybrzeża. Był nominowany za liczne sukcesy w biegach oraz obywatelską postawę (dwukrotnie pomagał ująć złodzieja). Tylko w minionym roku Pelo zwyciężył w Półmaratonie Komandosa, Setce Komandosa, Maratonie Komandosa i Ćwierćmaratonie Komandosa. W dwóch z nich poprawił rekordy trasy, które… sam ustanowił rok wcześniej.

Nowy rok sierż. Pelo rozpoczął od zwycięstwa w 6. Ćwierćmaratonie Komandosa w Słupsku. 10,55 km przebiegł w czasie 43:33. Zgodnie z regulaminem, trasę pokonał w pełnym umundurowaniu i z plecakiem o wadze 10 kg. Podobne wymagania dotyczą wszystkich powyższych biegów.

Pelo cieszy się sympatią innych biegaczy i kibiców ze względu na swoją skromność i szacunek do rywali oraz uznaniem dowódców, którzy zaznaczają, że mimo intensywnych treningów, żołnierz wzorowo wypełnia swoje obowiązki.

Uroczystość wręczenia Buzdyganów odbędzie się 20 marca w Warszawie.

KM



Przełożenie HMŚ na 2021 nie zaszkodzi, a nawet pomoże Halowym ME w Toruniu - uważają polscy działacze

$
0
0

Jak już informowaliśmy, Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna World Athletics postanowiła przełożyć o rok zaplanowane na 13-15 marca 2020 r. Halowe Mistrzostwa Świata w chińskim Nankinie. Przyczyna – to, oczywiście, szalejący koronawirus i obawy o zdrowie zawodników, którzy mieliby walczyć w Chinach o medale.

Halowe Mistrzostwa Świata odwołane! Kolizja z Toruniem? W przyszłym roku dwie wielkie imprezy

Halowe Mistrzostwa Świata odbędą się w marcu 2021 roku, dokładna data nie jest jeszcze znana. Ale w tym samym miesiącu, na jego początku, czyli 5-7.03.2021 r., w kalendarzu European Athletics znajdują się Halowe Mistrzostwa Europy w Toruniu!

Czy bliskość czempionatu światowego nie zaszkodzi kontynentalnej imprezie w naszym kraju? Czy mając w perspektywie HMŚ, czołowi lekkoatleci europejscy nie zrezygnują ze startu w Toruniu? Zdaniem naszych działaczy lekkoatletycznych – nie ma takich obaw, co więcej – następująca krótko po Toruniu impreza w Nankinie może nawet wzmocnić prestiż HME w Polsce!

– Z informacji, jakie mamy od międzynarodowych władz lekkoatletycznych, termin HME jest nienaruszalny i w Toruniu spotkamy się w pierwszy weekend marca, czyli w dniach 5-7.03 – poinformował nas Tomasz Majewski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. – Z kolei Halowe Mistrzostwa Świata w Nankinie odbędą się prawdopodobnie 19-21 marca, a zatem 2 tygodnie po szczycie europejskim. Kolejny weekend jest raczej mało realny – uważa dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.

Majewski dopuszcza myśl, że niektórzy czołowi lekkoatleci europejscy mogą zrezygnować z przyjazdu do Torunia mając w bardzo bliskiej perspektywie mistrzostwa świata w Nankinie. – Z drugiej jednak strony, w czasie Torunia nie będzie żadnych mityngów, a jak ktoś traktuje halę poważnie, to chce startować. Nasze HME będą wic naturalnym kierunkiem, imprezą ważną i pożądaną w kalendarzu – uważa Tomasz Majewski.

Bardziej jednoznaczny w ocenie znaczenia decyzji World Athletics dla przyszłorocznych HME w Polsce jest dyrektor generalny imprezy w Toruniu Krzysztof Wolsztyński. – Sezon halowy jest tak krótki, że oba starty będą bardzo cenne dla zawodników, a to, że będą miały najwyższą rangę mistrzowską, tylko zwiększy ich prestiż, a nawet (może dla niektórych paradoksalnie) pozytywnie wpłynie na poziom i frekwencję zawodników! 

– Rok 2021 jest sezonem poolimpijskim, a w takim zawodnicy często odpuszczają halę chcąc odpocząć po wyczerpujących przygotowaniach i starcie w igrzyskach. Tym razem, mając w perspektywie aż dwie imprezy mistrzowskie i możliwość całkiem niezłego zarobku, mogą zrobić inaczej: nie rezygnować z hali i przygotować się do startów pod dachem! – twierdzi Wolsztyński. – Dwa tygodnie różnicy między HME w Toruniu i HMŚ w Nankinie to tak niewiele, że spokojnie można na obie imprezy przygotować jeden szczyt formy.

– Zresztą – dodaje szef toruńskich mistrzostw – w tym roku mamy identyczną sytuację: na przełomie lipca i sierpnia są igrzyska olimpijskie w Tokio, a niespełna 3 tygodnie później odbędą się Mistrzostwa Europy w Paryżu. I Francuzi są bardzo z tego zadowoleni, bo przyjadą do nich zawodnicy w najwyższej, jeszcze olimpijskiej formie!

– Nie mam zatem żadnych obaw o poziom przyszłorocznych Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu, a to, że krótko po nich odbędzie się mundial pod dachem, postaramy się wykorzystać promocyjnie dla dobra naszej imprezy – zapewnił nas Krzysztof Wolsztyński, dyrektor generalny HME w Toruniu.

Wiceprezes PZLA Tomasz Majewski poinformował nas, że związek jest na dobrej drodze, by zminimalizować straty finansowe związane z odwołaniem tegorocznych HMŚ w Nankinie. – Jesteśmy w trakcie "odkręcania" wcześniejszych ustaleń i rezerwacji. Udało się już anulować rezerwacje lotów do Korei i Chin, negocjujemy także przełożenie na przyszły rok rezerwacji hotelowych na zaplanowane przed HMŚ zgrupowanie aklimatyzacyjne w południowokoreańskim Daegu, gdzie reprezentanci Polski mieli spędzić 8-10 dni bezpośrednio przed zawodami w Nankinie.

– Co do zawodników, to część z nich, która nastawiła się na start w Chinach, będzie miała nieco krótszy sezon halowy. Ale w kontekście igrzysk olimpijskich to chyba dobrze, bo wydłuży odwołanie HMŚ wydłuży im okres przygotowań do igrzysk, nie będą musieli lecieć do Azji itp. – uważa wiceprezes PZLA.

Piotr Falkowski

zdj. PZLA


Decyzja „właściwa dla zdrowia sportowców i trenerów”

$
0
0

Wiele krajowych federacji i gwiazd ze zrozumieniem przyjęło decyzję World Athletics o przełożeniu lekkoatletycznych Halowych Mistrzostw Świata. Rozczarowanie nie kryją przedstawiciele Jamajki, ale to raczej odosobniona opinia.

Prezydent tamtejszej federacji (JAAA) Waren Blake w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że nie jest to dobra wiadomość dla jamajskich zawodników. Jego zdaniem sportowcy stracą możliwość konkurowania w roku olimpijskim. Przyznał jednak, że odwołanie imprezy było nieuniknione w związku z okolicznościami.

W 2018 roku podczas Halowych Mistrzostwa Świata Jamajczycy wystawili 28-osobowy skład. Teraz kadra nie był jeszcze ogłoszona. Pewne było jednak, że i tak większość tamtejszych gwiazd nie planowała wyjazdu do Nankinu i to nie ze względu na zagrożenie wirusem. Tamtejsze media podają, że udziałem w HMŚ nie była zainteresowania m.in 17-letnia Brianna Williams, która w tym sezonie pobiegła 60 m w 7,15 sek. Tyle że na otwartym stadionie.

Przedstawiciele niemieckiej federacji uważają, że decyzja o przełożeniu imprezy jest „właściwa dla zdrowia sportowców i trenerów”. Tak sprawę krótko podsumował w komunikacie dyrektor sportowy DLV - Idriss Gonschinska.

Także rekordzista świata w skoku o tyczce Francuz Renaud Lavillenie napisał, że nie można było podjąć lepszej decyzji w tym momencie. Wszystko też wskazuje, że zamierza wziąć udział w przyszłorocznej edycji imprezy. 

Halowe Mistrzostwa Świata odbędą się w dniach 13-15 marca 2021 roku, czyli tuż po Halowych Mistrzostwach Europy w Toruniu. Svein Arne Hansen, prezydent Europejskiej Federacji zapewnił, że imprezy nie będą ze sobą kolidowały. Wszystko było ustalane wspólnie tak, by zawodnicy mogli wziąć udział w obu wydarzeniach. Między zawodami miały być co najmniej dwa tygodnie różnicy.

Przyczyną odwołania mistrzostw w chińskim Nankinie był rozprzestrzeniający się koronawirus, którego epidemia wybuchła w Wuhan. Oba miasta dzieli ok. 600 km. Jeszcze kilka dni temu mówiło się, o tym że impreza może zostać przeniesiona do innej metropolii. O ewentualnym „planie B” wspominano także podczas wręczenia nominacji organizatorom lekkoatletycznych Mistrzostw Polski. Tego samego dnia wieczorem pojawiła się jednak informacja o przełożeniu terminu zawodów na przyszły rok.

RZ


Debiutujący Półmaraton Jaworze rozpoczął zapisy

$
0
0

Można się już zgłaszać do zaplanowanego na 24 maja I Półmaratonu Jaworze. Trasa będzie zaplanowana w rejonie Centrum Sportów Zimowych w Ptaszkowej.

Organizatorem imprezy jest Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji w Grybowie, którego dyrektorem jest Elwira Myśliwy. Wcześniej organizowali też Maraton Beskidu Niskiego.

- Pełni energii przygotowujemy się do kolejnego sezonu, skracamy dystans i zmieniamy lokalizację rozgrywanego do tej pory maratonu. Przenosimy się na malowniczy szlak w paśmie Gór Grybowskich i wbiegamy na Jaworze (882 m n.p.m.) – informuje Elwira Myśliwy.

W ramach imprezy zostanie rozegrany również marsz nordic walking (na 5 km) i biegi dla dzieci (od 40 m do 1000 m). Start i meta będzie zlokalizowana w Centrum Sportów Zimowych w Ptaszkowej. Na biegaczy czekać będzie piękna trasa z licznymi podbiegami i zbiegami oraz wiele innych atrakcji.

Do końca marca oplata za start w półmaratonie wynosi 50 zł. W pakiecie będzie czekałą koszulka i upominki od sponsorów. Biegi dla dzieci są bezpłatne.

Zapisy i regulamin TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegowego


Paweł Żuk znów dał radę! Nowy najszybszy czas na 1000 mil

$
0
0

Paweł Żuk poprawił własny rekord na dystansie 1000 mil. Od teraz jego nowy to 14 dni, 17 godzin, 5 minut i 21 sekund. Rekord padł podczas Festiwalu Ultramaratonu w Atenach, gdzie Paweł Żuk bierze udział w biegu na dystansie 5000 km.

Przy takim dystansie mogłoby się wydawać, że zawodnicy pobiegną wolniej niż przed rokiem, gdy 1000 mil było biegiem docelowym. Teraz nie jest to nawet połowa tego, co muszą przebiec. Dla jedynego polskiego zawodnika w stawce, to biegowe wyzwanie rozpoczęło się od bólu nogi. Tymczasem on i Nicolae Buceanau, który startował również przed rokiem, biegną szybciej.

"Mam ogromny respekt, wręcz się boję. Ale... chcę wygrać!" Asfaltowy Chłopak wystartował do biegu na 5 tysięcy km [WYNIKI NA ŻYWO]

tedy Paweł Żuk wygrał w czasie 14 dni, 20 godzin, 2 minut i 26 sekund. Rumuński zawodnik zakończył rywalizację na drugim miejscu. Wiele wskazuje na to, że na znacznie dłuższym dystansie, ostateczny wynik, również rozstrzygnie się między nimi. Na razie to Buceanau jest pierwszy i też ma na koncie poprawiony rekord swojego kraju. 1000 mil pokonał w 14 dni, 10 godzin, 54 minuty i 4 sekundy.

„Chyba tylko inny biegacz może zrozumieć tę radość w mojej duszy. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i kocham ultrabieganie” - pisał rozentuzjazmowany Buceanu.

Na razie obaj nie mają zbyt dużo czasu na świętowanie rekordów. Trzeba myśleć o odżywianiu, kontuzjach, alergii skórnej, nawarstwiającym się zmęczeniu. Przed nimi jeszcze grubo ponad 3000 km.

IB


W Walentynki Zabiegani Mielec wybiegają i połączą dwa serca

$
0
0

Zabiegane Serca to zupełnie spontaniczny pomysł i towarzyskie spotkanie biegowo–marszowe – podkreśla Szymon Sankowski, pomysłodawca walentynkowego biegania po lesie. – A może ktoś na przecięciu serc spotka wtedy tego jedynego lub tę jedyną.

Na Podkarpaciu Zabiegani Mielec znani są z organizacji biegu Love’Las, w którym podkreślają miłość do natury. Tam też część trasy układa się w serce.

– I ten walentynkowy pomysł wziął się właśnie od naszego biegu Love’Las. Tam na trasie 25 km uczestnicy biegną po trasie której ślad zawiera serce. W tym roku 21 listopada będzie kolejna edycja i na trasie też będą te serca. Na 50 km nawet dwa, a 25 km i 10 km jedno – podkreśla Ryszard Kętrzyński, prezes Stowarzyszenia Zabiegani Mielec. – Ponieważ kochamy nasz las to w 2018 roku pomyśleliśmy, że będzie to miła niespodzianka, gdy zawodnicy na mecie zobaczą, że wybiegali serce. Zbliżają się Walentynki, a to świetna okazja, by pobiegać w parach i wyrysować tym samym serca w lesie.

Zabiegani Mielec (grupa około 50 biegaczy sprinterów, maratończyków, ultrasów, ale także chodziarzy oraz aktywne przyszłe mamy) start biegu i marszu zaplanowali na godz. 20 na parkingu przy drodze asfaltowej na Kolbuszową, naprzeciwko drogi na Łuże. Do pokonania do wyboru będą dwie trasy po 5 km. Obie układają się w serce. Wszyscy mają się spotkać na ich przecięciu. – Zapraszamy i przypominamy, że nocą w lesie potrzebne będą latarki bądź czołówki. Poza tym nawiązujemy też do naszego wydarzenia, czyli czwartkowych nocnych treningów po lesie. Co będzie jak się spotkamy? Może jakieś przytulanie? A może ktoś spotka wtedy tego jedynego lub tę jedyną – dodaje Sankowski.

WYDARZENIE ZABIEGANE SERCA

AK


Maraton Hokkaido odwołany – przyczyna olimpijska

$
0
0

Maraton, który od 33 lat odbywał się w Sapporo, w tym roku się nie dojdzie do skutku.

Po trwających przeszło dwóch latach badaniach i eksperymentach, które miały obniżyć temperaturę powietrza w Tokio podczas olimpijskiego maratonu, zapadła decyzja, że gospodarzem tej konkurencji będzie Sapporo, charakteryzujące się łagodniejszym klimatem. Przeniesienie maratonu i chodu ma zapewnić bezpieczeństwo zawodnikom i kibicom.

To właśnie olimpijskie zmagania uniemożliwiają japońskim biegaczom start w tej imprezie. Zdaniem organizatorów, data maratonu w Sapporo, który odbywał się zazwyczaj w ostatnią niedzielę sierpnia jest zbyt blisko maratonu olimpijskiego. Z tego powodu do przeprowadzenia regularnej imprezy zabraknie ludzi, zwłaszcza, że akurat wtedy rozpocznie się paraolimpiada. To przy tym wydarzeniu oddalonym 800 km od Sapporo będą zaangażowani organizatorzy i wolontariusze.

Drugi powód odwołania biegu również jest związany z Igrzyskami Olimpijskimi. Organizatorzy są przekonani, że Odori Park, gdzie odbędzie się maraton olimpijski i zwykle jest również maraton Hokkaido, nadal nie zostanie uporządkowany po biegu z początku sierpnia i nie będzie gotowy na przyjęcie biegaczy.

Bieg zostanie przeniesiony na 2021 rok, a organizatorzy zapowiadają, że będzie bardziej atrakcyjny, a jego trasa może zostać zmieniona i poprowadzić olimpijskimi odcinkami.

O ile samo odwołanie maratonu zostało przyjęte ze zrozumieniem, to zapowiedź zmiany trasy budzi mieszane emocje biegaczy.

IB


Segregacja śmieci na trasie biegu. Tego (chyba) jeszcze nie było! ″A najważniejsze, by produkować ich jak najmniej″

$
0
0

Zmieniające się przepisy, a przede wszystkim rosnąca świadomość nas wszystkich, skłania organizatorów imprez biegowych do szukania coraz to nowych rozwiązań proekologicznych. Dzieje się tak zwłaszcza na zawodach górskich, bo to wśród ich uczestników jest najwięcej osób zwracających uwagę na stan naszego środowiska.

Z punktów żywieniowych znikają jednorazowe kubki i inne naczynia, a pakiety startowe są pakowane w materiałowe torby wielokrotnego użytku. Pojawiają się nowe pomysły. Podczas zbliżającego się GUT-Winter w Gorcach na wszystkich punktach, a także oczywiście w strefach startu i mety, będzie prowadzona segregacja śmieci. Organizator zawodów Fundacja Run Vegan nawiązał w tym celu współpracę z gminami, na terenie których odbędą się biegi 22 lutego, a także sierpniowe wydanie Gorce Ultra-Trail.

– Po raz pierwszy segregacji spróbowaliśmy latem ubiegłego roku – powiedziała nam Violetta Domaradzka z Fundacji Run Vegan. – Zrobiliśmy to we współpracy z trzema gminami. Nie było łatwo to skoordynować, bo każda gmina miała swój własny sposób zbiórki śmieci i własne na to pomysły, różne worki, kosze itp. Zakład komunalny w Ochotnicy Dolnej obstawił dwa punkty, m.in. największy na Przełęczy Knurowskiej, a także metę, zaś na dwa inne punkty różnokolorowe worki do segregacji śmieci i ich odbiór po biegu zapewniły gminy Kamienica i Mszana Dolna.

Teraz na GUT-Winter będzie łatwiej, bo nowe przepisy ujednoliciły zasady segregacji i narzuciły 5 frakcji, te same są kolory worków i pojemników. – Po wizycie w Urzędzie Gminy w Czorsztynie dysponujemy już oznakowanymi workami w 5 kolorach, w najbliższym czasie podobne odbierzemy od pozostałych gmin, po których terenie przebiegają trasy zimowych biegów w Gorcach na 10, 24 i 42 kilometry. Umawiamy też szczegóły i harmonogram odbioru przez gminy posegregowanych śmieci z punktów. Samorządy przywiązują do tego coraz większą wagę i chętnie z nami współpracują – cieszy się Domaradzka.

– Po naszej stronie, organizatorów imprezy, leży natomiast dbanie o segregację śmieci, a przede wszystkim o minimalizację ich ilości. Bo segregacja to krok drugi. Pierwszym, jeszcze ważniejszym, jest staranie o to, by śmieci było możliwie jak najmniej – podkreśla Violetta Domaradzka.

Przedstawicielka Fundacji Run Vegan wylicza działania, jakie podejmuje w tym kierunku przed GUT-Winter: – Na naszą prośbę partner techniczny imprezy, firma Power Canvas, dostarczy czapeczki do pakietów startowych luzem, bez foliowych opakowań.

– Po drugie, wraz z imprezami, z którymi współpracujemy, wtórnie używamy materiałów do znakowania tras: strzałki kierunkowe, słupki, oznaczenia kilometrów itp. Po biegu wszystkie elementy skrupulatnie sprzątamy i przechowujemy do wykorzystania na kolejnych imprezach. Nie lądują w koszach, a służą nawet przez kilka lat. Tak samo, choć to nieco trudniejsze, staramy się robić z taśmami do oznaczenia trasy. Redukujemy jej zużycie na rzecz wymienionych przed chwilą znaków wielokrotnego użytku, a tę, bez której obyć się nie da, nasi wolontariusze pozbierają z tras, oczyszczą i zwiną, tak by też mogły być użyte powtórnie.

– Wodę do picia – kontynuuje organizatorka GUT-Winter – kupujemy w maksymalnie dużych, 5-litrowych bańkach, zamiast butelek półlitrowych. Drobne jedzenie też staramy się pozyskiwać od sponsorów lub nabywać w jak największych opakowaniach. Standardem jest już u nas coś, co staje się powszechne na innych imprezach górskich; brak plastikowych czy papierowych plastyfikowanych kubków jednorazowych. Żeby napić się wody, czy izotonika na punkcie lub mecie każdy zawodnik musi mieć przy sobie własne naczynie wielokrotnego użytku.

Na ciepłe posiłki i napoje przewidujemy natomiast naczynia biodegradowalne z pulpy trzcinowej, które potem wrzucimy do pojemnika z odpadami bio. Z kolei jedzenie na mecie będziemy serwowali w klasycznych, ceramicznych talerzach – mówi przedstawicielka Run Vegan.

Minimalizacja ilości śmieci oraz ich segregacja wymaga zatem dobrej współpracy czterech ogniw imprezy: organizatora - który musi chcieć i wszystko skoordynuje, gmin - które dostarczą pojemniki i odbiorą śmieci, wolontariuszy - pilnujących porządku na punktach i przestrzegania zaleceń przez biegaczy, wreszcie samych uczestników - bez zaangażowania których żadne działania proekologiczne nie mają szans się powieść.

Najslabszym ogniwem tego eko-łańcucha wydają się być sami biegacze. Ale... Violetta Domaradzka ma dobre doświadczenia. – Ludziom coraz bardziej chce się segregować śmieci, są coraz bardziej świadomi konieczności takiego działania. Staramy się, by kolorowe worki lub pojemniki na śmieci były odpowiednio wyeksponowane, stały wszystkie obok siebie. Uczymy też naszych wolontariuszy, żeby w miły, subtelny sposób zwracali uwagę i instruowali; opakowania po żelach wrzucamy do tego worka, a skórki z bananów czy pomarańczy do tego. Biegacze chętne tego słuchają – mówi z radością.

Podczas GUT-Winter 2020 segregacja śmieci będzie prowadzona na wszystkich punktach żywieniowych oraz mecie. – Na końcu każdego punktu będą znajdowały się kolorowe, wyraźnie oznaczone worki lub pojemniki na śmieci, a około 100 metrów za punktem dostawimy jeszcze dodatkowe tzw. ostatnie kosze, żeby mogli wyrzucić do nich resztki biegacze kończący jedzenie owoców już po powrocie na trasę – opowiada Violetta Domaradzka.

– Działania proekologiczne to jest długi proces – podsumowuje Violetta Domaradzka. – Szukamy, sprawdzamy, testujemy rozwiązania, które wymyślamy sami, ale też podglądamy za granicą – wyznaje.

Bardzo cieszymy się z takich działań, gorąco popieramy i staramy się nagłaśniać wszelkie pomysły i działania organizatorów imprez biegowych, służące czystości przyrody i środowiska. Przypominamy, że także na biegach górskich Festiwalu Biegowego w Krynicy nie używamy plastikowych kubeczków, a biegacze powinni mieć własne naczynia wielorazowe. Wprowadzone w ubiegłym roku zapisy w regulaminie spotkały się z bardzo przychylnym, z czego się niezwykle cieszymy, przyjęciem uczestników imprezy i podobne działania zamierzamy kontynuować.

Piotr Falkowski

zdj. Run Vegan


 


Kenijczycy wybrali kadrę na Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Kto pobiegnie po złoto?

$
0
0

Liderami reprezentacji Kenii będą rekordziści świata na królewskim dystansie - Eliud Kipchoge i Brigid Kosgei. To na nich ma spoczywać główny ciężar walki o medale.

Jednym z głównych faworytów do zwycięstwa w olimpijskim maratonie będzie z pewnością Kipchoge, który już wcześniej zapowiadał, że będzie walczył o obronę złotego medalu z Rio de Janerio. Zawodnik ma za sobą udany rok. Najpierw zwyciężył w maratonie w Londynie i ustanowił rekord trasy (2:02:37), a jesienią w Wiedniu przeszedł do historii jako pierwszy człowiek, który pokonał ten dystans poniżej dwóch godzin (1:59:41).

Ten ostatni wynik nie został uznany za oficjalny względów regulaminowych, jak choćby zmieniających się pacemakerów. Rekord życiowy Kenijczyka wynosi 2:01:39 z Berlina z 2018 roku i jest to rekord świata. Oczywiście trudno spodziewać, by w Sapporo, gdzie zostanie rozegrany maraton podczas IO miało miejsce tak szybkie bieganie. Rekord olimpijski wynosi 2:06:32 z 2008 roku i należy do nieżyjącego już Kenijczyka Samuela Wanjiru.

Oprócz Kipchoge w składzie miejsce mają Amos Kipruto (2:05:43 – rekord życiowy), brązowy medalista mistrzostw świata w Doha i Lawrence Cherono (2:04:06), który w zeszłym roku wygrał maratony w Bostonie i Chicago. O rolę rezerwowego na igrzyskach ubiegają się dwukrotny zwycięzca maratonu w Honolulu Titus Ekiru (2:04:46) i Bedan Karoki (2:05:53), wicemistrz świata w półmaratonie z 2016 roku.

Wśród pań zdecydowaną faworytką do złotego medalu będzie Brigid Kosgei. Biegaczka rok temu dokonała rzeczy niesamowitej – poprawiła 16-letni rekord świata w maratonie. W Chicago wygrała z czasem 2:14:04. Jej ubiegłoroczny wynik w półmaratonie  wynoszący 1:04:28 także robi wrażenie. Choć jest to wynik lepszy od rekordu świata na tym dystansie, to nie zostanie uznany z powodów regulaminowych. Trasa w Newcastle ma zbyt dużą liczbę przewyższeń i odległość startu do mety. Żeby zdobyć złoto może wcale nie trzeba będzie tak szybko biec, co inteligentnie i taktycznie. Rekord olimpijski wynosi 2:23:07 i należy do Etiopki Tiki Galeny z 2012 roku.

Kraj ze wschodniej Afryki wystawia najsilniejsze armaty. W składzie znalazła się też obecna mistrzyni świata z Doha Ruth Chepngetich (2:17:08). To czwarty wynik w historii kobiecego maratonu. O kolejny medal olimpijski walczyć będzie też Vivian Cheruiyot, która cztery lata temu w Rio de Janerio wywalczyła złoto w biegu na 5000 m. Jej rekord życiowy w maratonie wynosi 2:18:31 i jest 9. rezultatem w historii tej konkurencji.

Szanse na występ mają jeszcze Valary Aiyebei, zwyciężczyni maratonu we Frankfurcie z czasem 2:19:10 i Sally Chepyego, trzecia w Berlinie z czasem 2:21:06.

To pierwsza maratońska drużyna ogłoszona przed IO w Tokio. W większości krajów trwa jeszcze selekcja. W USA popularne eliminacje olimpijskie odbędą się pod koniec lutego w Atlancie. Kadry nie ogłosiła też Etiopia, a to ona w zeszłym roku dominowała na światowych listach. Numerem jeden był Kenenisa Bekele (2:01:41).

W Polsce jak do tej pory wskaźnik wypełniła jedynie Karolina Nadolska. Blisko był Yared Shegumo, ale zabrakło mu 10 sekund w Walencji. Czas na wypełnianie minimum wynoszącego 2:11:30 dla mężczyzn i 2:29:30 dla pań, kończy się 31 maja 2020 roku. 

Igrzyska olimpijskie odbędą się w dniach od 24 lipca do 9 sierpnia. Ze względów pogodowych, i spodziewanych dużych upałów biegi maratońskie rozegrane zostaną w Sapporo, czyli 800 km od Tokio.

RZ


"Podeszwa nie grubsza niż..." World Athletics zareagowała na nowe technologie w lekkoatletycznych butach

$
0
0

Podeszwa nie może być grubsza niż 40 mm, a w bucie nie może być więcej niż jednej sztywnej płytki np. węglowej przebiegającej przez całą długość.

W połowie stycznia zapowiadaliśmy, że World Athletics zamierza dokładnie przyjrzeć się butom lekkoatletycznym i wprowadzić regulacje. Kontrowersje wzbudzała zwłaszcza podeszwa z zatopioną płytką z włókna węglowego. Użyta w bucie technologii wpłynęła na efektywność biegowego kroku. Pojawiły się głosy o technologicznym dopingu. W tak zmodyfikowanych butach Eliud Kipchoge pobiegł poniżej dwóch godzin w maratonie, a Brigid Kosgei ustanowiła nowy rekord świata.

Producenci sportowego obuwia rozpoczęli wyścig, kto zrobi lepsze buty. A World Athletics postanowiła się dokładnie przyjrzeć nowoczesnym stworzonym w laboratoriach butom. W piątek federacja poinformowała o swoich decyzjach.

Uznano, że jednym z najważniejszych punktów jest dostępność nowego obuwia. Od 30 kwietnia 2020 roku wszystkie nowe modele mają być dostępne dla każdego sportowca przez cztery miesiące, zanim będzie mozna ich użyć w zawodach. Jeśli będzie inaczej, but zostanie uznany za prototyp, w którym nie można rywalizować.

World Athletics zastrzega, że w przypadku podejrzeń dotyczących konkretnego modelu buta, może zakazać jego używania w zawodach na czas przeprowadzenia testów.

Z momentem ogłoszenia zmian nie można startować w butach, których podeszwa jest grubsza niż 40 mm i, które mają więcej niż jedną sztywnie osadzoną płytkę biegnąca przez całą długość buta. Więcej niż jedna płytka jest dozwolona, ale muszą być w równej płaszczyźnie i nie mogą na siebie zachodzić.

Co ważne grupa ekspertów uznała, że nowa technologia zastosowana w butach mogła dawać przewagę zawodnikom ich używających. Przez co „integralność sportu może być zagrożona przez ostatnie zmiany w technologii obuwia”.

Federacja podkreśla, że razem z producentami butów i ekspertami od biomechaniki będą badać nowe buty pod względem stosowanych technologii. „Naszym obowiązkiem jest zachowanie uczciwości w rywalizacji na najwyższym poziomie. Uważam, że te nowe zasady zachowują właściwą równowagę, zapewniając sportowcom i producentom pewność podczas przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Tokio 2020” – oświadczył Sebastian Coe, prezes World Athletics.

AK


Plantwear Bieg Karnawałowy Gand Prix Krakowa

$
0
0

Drugi Bieg Karnawałowy to połączenie sportowej rywalizacji z dobrą zabawą. Po raz kolejny będziemy tańczyć na GPK w rytmie samby. Nie zabraknie konkursu karnawałowego "Niech żyje bal!", jak i mnóstwa uśmiechniętych twarzy na kolejnym już biegu GPK!

Firma Plantwear przygotowała dla Was specjalną niespodziankę! Każdy zawodnik, który ukończy bieg otrzyma na mecie pamiątkowy medal. Udanej zabawy!

Wydarzenie facebook - TUTAJ.

źródło: Organizator


"Wysokość mojego wynagrodzenia nie miała wpływu na moje decyzje o odejściu z PZLA po 15 latach pracy" - trener Tomasz Lewandowski

$
0
0

Tomasz Lewandowski nareszcie zabrał głos! Trener czworga gwiazd polskich biegów, przygotowujących się do igrzysk olimpijskich w Tokio (Angeliki Cichockiej, Adama Kszczota, Marcina Lewandowskiego i Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej) przez kilkanaście dni odmawiał jakiegokolwiek komentarza po tym jak nie doszedł do porozumienia z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki i nie podpisał nowego kontraktu, przedłużającego jego pracę w roli trenera kadry.

Niemal codziennie kontaktowaliśmy się z trenerem przebywającym na zgrupowaniu w Republice Południowej Afryki, wielokrotnie prosiliśmy o wywiad. Trener konsekwentnie odmawiał, mówiąc, że nie chcę rozdrapywać bolesnych dla niego ran. Dziś wreszcie, po przyjeździe na mityng w niemieckim Karlsruhe, odezwał się i na kilka wątpliwości odpowiedział. Wiele spraw pozostaje jednak nadal niejasnych.

Czworo czołowych zawodników naszej kadry olimpijskiej pół roku przed igrzyskami nagle zostało bez trenera. Wiceprezes PZLA Tomasz Majewski bagatelizował to, twierdził, że po powrocie biegaczy ze zgrupowania (jeszcze z T. Lewandowskim) w RPA sytuacja zostanie naprawiona, a w porozumieniu z zawodnikami będą wyznaczeni im przez związek nowi trenerzy.

Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: "Powrót do współpracy z trenerem Lewandowskim jest możliwy. Ale więcej zapłacić nie możemy"

Z wypowiedzi przedstawicieli PZLA wynikało, że głównym powodem odrzucenia przez Tomasza Lewandowskiego nowego kontraktu były pieniądze. – Zgodnie z rozporządzeniem ministra sportu możemy zapłacić trenerowi kadry 9 tysięcy złotych plus premie za medale i ani złotówki więcej – mówił nam w wywiadzie wiceprezes Tomasz Majewski.

Tymczasem Tomasz Lewandowski, który już wcześniej w komentarzu pod naszym wywiadem z Tomaszem Majewskim zarzucił wiceprezesowi PZLA mówienie nieprawdy, powiedział nam dziś wieczorem, że to nie pieniądze były powodem zerwania współpracy z PZLA!

– Wysokość mojego wynagrodzenia nie miała wpływu na moje decyzje o odejściu z PZLA po 15 latach pracy! Byłem skłonny pracować za mniejsze pieniądze, gdyby związek zgodził się spełnić inne stawiane przeze mnie warunki kontraktu. Tak jednak nie było. Nie było zresztą żadnych negocjacji. Usłyszałem tylko: ”podpisz albo nie”. I tyle. Bez żadnych rozmów – mówi nam z Karlsruhe trener Tomasz Lewandowski. O jakie warunki kontraktu chodzi, szkoleniowiec nie chce powiedzieć. – Kontrakt jest poufny i nie mogę zdradzać jego zapisów – wyjaśnia.

Solą w oku działaczy PZLA może być liczna grupa zawodników zagranicznych, z którą Tomasz Lewandowski równolegle pracuje. Tyle że... powinno to świadczyć akurat za trenerem. Jeśli do pracy z nim garną się czołowi biegacze z kilkunastu krajów, może to znaczyć tylko jedno: jest po prostu ”w te klocki” bardzo dobry!

Wydaje się zresztą, że nie tylko brak porozumienia w sprawie bieżącego kontraktu miał wpływ na zerwanie przez Tomasza Lewandowskiego współpracy z lekkoatletyczną centralą. – Przez lata nazbierało się wiele spraw, niektóre nawet dużego kalibru. Na razie nie chcę o tym mówić. To nie jest dobry na to czas, zarówno dla mnie, zawodników, jak i związku – mówi szkoleniowiec, który doprowadził do wszystkich medali i rekordów brata Marcina, miał też duży udział w sukcesach Angeliki Cichockiej oraz Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej w sztafecie 4x400 metrów.

– Zakończyłem współpracę z PZLA w kształcie, w jakim związek funkcjonuje. Jeśli kiedyś zmienią się tam standardy pracy, podejście i zasady, a przede wszystkim - kilka osób, mogę rozważyć powrót do współpracy z PZLA – mówi trener, ale dodaje, że chętnie poprowadziłby czwórkę naszych biegaczy w dalszych przygotowaniach do igrzysk olimpijskich. – Nigdy zresztą nie miałem zamiaru kończyć z nimi współpracy. Zależało mi jedynie na tym, by po odejściu z PZLA zmienić zasady funkcjonowania i strukturę naszego teamu – tłumaczy Lewandowski.

Czy Tomasz Lewandowski będzie współpracował z bratem Marcinem, Adamem Kszczotem, Angeliką Cichocką i Patrycją Wyciszkiewicz-Zawadzką? Trudno uzyskać na ten temat jakąkolwiek (i od kogokolwiek) wiążącą odpowiedź.

Z jednej strony wiceprezes PZLA Tomasz Majewski twierdzi, że szkoleniowców dla ”porzuconych” biegaczy wyznaczy - w porozumieniu z nimi - związek.

Cichocka w międzyczasie wróciła pod skrzydła męża Tadeusza Zblewskiego, Wyciszkiewicz-Zawadzka nawiązała współpracę z Iwoną Baumgart, trenerką i mamą koleżanki ze sztafety Igi Baumgart-Witan.

Kszczot napisał do nas jeszcze z RPA, że jego ”współpraca z trenerem Lewandowskim nie ulega zmianie”. A Marcin Lewandowski stwierdził w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej, że ma żal do brata, a jeszcze większy do związku. Czuje się rozbity, ale otrząsnął się z szoku i wie już, z kim chciałby trenować, ale nie zdradzi nazwiska dopóki nie porozumie się ze związkiem. – Na szczegóły musicie poczekać do zakończenia rozmów – powiedział nam dzisiaj Marcin zapytany o tę sprawę.

Tomasz Lewandowski mówi, że chciałby nadal współpracować ze ”swoją” czwórką. – Jak ty sobie jednak to wyobrażasz w obecnej sytuacji? – zapytał. - Nie jestem trenerem kadry, nie będę mógł jeździć z zawodnikami na obozy wyznaczone i opłacone przez PZLA. Więc przez najbliższe pół roku w miarę możliwości poprowadzę zawodników, poukładam im trening, a w decydujących momentach przygotowań nie będę z nimi na ostatnim obozie, a potem na docelowej imprezie, czyli igrzyskach? Taktykę na kolejne biegi będziemy ustalali telefonicznie czy przez internet? Tak się, niestety, na tym najwyższym poziomie nie da pracować! – mówi trener Tomasz Lewandowski.

Trochę zatem nowego światła na konflikt Tomasz Lewandowski – PZLA mamy, ale... wciąż wiemy, że nic (albo niewiele) wiemy. Dalej musimy czekać. Czas ucieka. Oby nie było jednak tak, jak hiobowo mówi Marcin Lewandowski w wywiadzie dla PAP: Jest już chyba za późno na łatanie czegokolwiek. Mleko się rozlało. A ja ciągle będę podkreślał, że nigdy do takiej sytuacji nie powinno było dojść.

Z tym ostatnim stwierdzeniem naszego doskonałego biegacza nie można się nie zgodzić...

Piotr Falkowski


Wybiegaj Krew i Szpik Imprezą Roku 2019 w stolicy!

$
0
0

„Chyba nie będzie statuetki, jesteśmy za małą imprezą. Do tego taką bez kwalifikacji, bez sportowego zadęcia” - mówił nam Janusz Bukowski rozważając szansę na zwycięstwo w 20. Plebiscycie na Najlepszych Sportowców Warszawy w kategorii „Impreza Roku”. Kilka dni przed rozstrzygnięciem plebiscytu, widząc zaangażowanie głosujących, pojawił się delikatny optymizm. „Byłoby wspaniale, tyle ludzi głosuje, może jednak jest szansa”

I wreszcie w piątkowy wieczór, podczas uroczystej gali okazało się, że to właśnie Wybiegaj Krew i Szpik zostało warszawską Imprezą Roku 2019! „Warszawa jest nasza” - cieszył się Janusz Bukowski, który wraz ze swoim zespołem trzeci rok z rzędu sięgnął po tę prestiżową nagrodę. W 2017 i 2018 r. statuetkę odbierał za „Wybiegaj Sprawność.”

Wybiegaj Krew i Szpik to jedyny biegowy akcent wśród laureatów plebiscytu. Sportowcem Roku został Marcin Brzeziński, wioślarz, zdobywca pierwszego miejsca w czwórce bez sternika na mistrzostwach świata. Marcin jest pierwszym wioślarzem w 20-letniej historii plebiscytu, który od 2013 r. nieprzerwanie wygrywała młociarka Anita Włodarczyk.

Najpopularniejszym Sportowcem Warszawy został Maciej Mazur- wicemistrz świata, karateka.

Tytuł Najlepszego Sportowca Niepełnosprawnego powędrował do Katarzyny Marszał, tenisistki stołowej ze złotym medalem z Rio w drużynie.

Najpopularniejszą Sportową Drużyną została Legia Warszawa. Drugi rok z rzędu statuetka kategorii Trener Roku trafiła do Adama Skwarskiego (wioślarstwo).

Tytuł Osobowości Roku otrzymała Joanna Pajkowska, która w kwietniu 2019 w Plymouth jako pierwsza Polka zakończyłam swój samotny rejs dookoła świata. Jej trasa liczyła 29 tysięcy mil morskich. Żeglarka pokonała ją w 216 dni i 16 godzin. Ten wyczyn został nagrodzony Srebrnym Sekstantem.

IB


31. (nie)Zimowy Triathlon Warszawski - można było się "zgrzać" [ZDJĘCIA]

$
0
0

Co tam Hawaje czy Seszele. Prawdziwi twardziele przyjechali do stolicy Polski, żeby wziąć udział w 31. Zimowym Triathlonie Warszawskim. Tym razem impreza zimową była tylko z nazwy.

To prawdopodobnie jedyne takie zawody na świecie. O ile Zimowy Triathlon jest już znanym sportem, a nawet posiada własne mistrzostwa globu, to edycja stołeczna odbywa się w nieco odmienionej formule - bieg narciarski, bieg i jazda na rowerze.

Uczestnicy do pokonania mieli łącznie 16 km - 4 km biegu przełajowego, 2 km jazdy na łyżwach i 10 km jazdy na rowerze. Wszystkie etapy zlokalizowano w okolicach lub na samym Torze Łyżwiarskim „Stegny”.

Aura w niczym nie nawiązywała do zimy w nazwie imprezy. Na termometrach było ponad 10 stopni Celsjusza i kropił deszcz. Stali uczestnicy cyklu przecierali oczy ze zdumienia. Było wystarczająco ciepło, by rozpalone na środku miasteczka ognisko świeciło pustkami.

Imprezę wygrał Tomasz Szala (40:27), który o zaledwie 13 sekund wyprzedził ubiegłorocznego zwycięzcę Piotra Małka. Zawodnik z Nowej Iwicznej jako pierwszy ukończył etap biegowy i zameldował się na lodzie. Nie oddał już prowadzenia do końca, choć rywal starał się odrobić straty. Szala finiszował jak najlepszy żużlowiec - na jednym kole.

– Startowałem tu wiele razy i nie pamiętam takiej pogody. Przesadziłem nawet z ubiorem, bo naprawdę się zgrzałem. Pierwszy raz zachciało mi się pić, a nigdy nie zabierałem na trasę bidonu. Tu, pod koniec rywalizacji poczułem pragnienie – relacjonował zwycięzca. Dopytywany o etap łyżwiarski, który tradycyjnie sprawiał uczestnikom największe problemy odparł:

– Ostatni raz na łyżwach jeździłem rok temu. Dziś nieco się ślizgałem. Nie wiem czy to przez te wodę, która była na tafli – analizował Tomasz Szala.

Wśród pań najlepsza okazała się młoda kolarka Katarzyna Praszczałek (49:00). Rok temu zawodniczka Huraganu Wołomin była druga, tyle, że w kategorii K16. W „open” była ósma. Wygrana bardzo ją ucieszyła.

– Fajnie, że nie było tak mroźnie i zimno, bo nie lubię startować w takich warunkach – stwierdziła Praszczałek, która prowadzenie objęła po etapie biegowym. – Zdecydowanie najwięcej problemów sprawiły mi łyżwy. Bałam się, że mnie wszyscy dogonią na drugiej zmianie. ale jakoś się dotoczyłam i wyhamowałam. Na rowerze czułam się już najmocniej. Rok temu był śnieg i było ślisko, więc warunki były zdecydowanie inne. Jak dla mnie teraz była lepsza pogoda – oceniała triumfatorka.

W Warszawie rywalizowały także drużyny. Każda ekipa mogła wystawić specjalistów od danej konkurencji - najlepszych biegaczy, łyżwiarzy i kolarzy jakich mają w swoich szeregach. Zwyciężyły „Szybkie Konie Żórawski Team” (37:27), a wśród kobiet „Hells Angels” (50:06). Najlepsza drużyna mieszana to Chude Ryby (48:04).

– Udało się zebrać drużynę, bo sam bym pewnie nie pokonał tego triathlonu. Taka trasa biegowa bardzo mi się podobała. Był to fajny akcent treningowy. Przyspieszyłem dopiero na ostatnich 200 metrach. Według założeń miałem zrobić ok. minuty przewagi. Wiedziałem jednak, że chłopaki na łyżwach i na rowerze są mocni – opowiadał Daniel Żochowski z drużyny Szybkie Konie Żórawski Team.

Wśród uczestników spotkać można było też Janusza Bukowskiego , biegacza i społecznika, który przyznał, że to już dwudziesty start w Zimowym Triathlonie Warszawskim, ale pierwszy w sztafecie. W piątek wieczorem odbierał on nagrodę dla Sportowej Imprezy Roku w Plebiscycie na Najlepszych Sportowców Warszawy 2019 za organizację wydarzenia Wybiegaj Krew i Szpik.

– Kolega zadzwonił rano mówiąc, że jest sprawa i trzeba pobiec na 4 km, bo ktoś inny nie może. Nie mogłem odmówić, bo inaczej by drużyna nie wystąpiła. Co prawda spałem tylko dwie godziny, przemyłem twarz, wypiłem mocną czerwoną herbatę i zjadłem grzanki, ale udało się dotrzeć. Biegło się ciężko, bo trasa jest grząska. Wbrew pozorom, lepiej się tu biega jak jest śnieg. Cieszę jednak, że mogłem pobiec, bo biegłem podwójnie szczęśliwy – opowiadał uśmiechnięty Janusz Bukowski.

W 31. Zimowym Triathlonie Warszawskim wzięło udział ponad 183 uczestników w rywalizacji indywidualnej (w tym 35 kobiet) oraz 40 drużyn.

31. Zimowy Triathlon Warszawski - wyniki:

Mężczyźni:

1. SZALA Tomasz - 40:27
2. MAŁEK Piotr - 40:40
3. JUSIŃSKI Arkadiusz - 41:54

Kobiety:

1. PRASZCZAŁEK Katarzyna - 49:00
2. BIELA Celina - 52:44
3. SAJNÓG Anna - 53:14

RZ


"Idę popłakać w samotności na dubajskiej plaży". Piotr Łobodziński po raz pierwszy przegrał na schodach w Emiratach

$
0
0

Już dawno Piotr Łobodziński tak źle nie rozpoczął sezonu. Jeszcze NIGDY nie przegrał zawodów w Dubaju, chociaż po schodach w największym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich biegał do tej pory 8 razy. No, ale skoro „zawsze musi być ten pierwszy raz”... to biegaczowi z Warszawy przydarzył się właśnie dzisiaj.

Od razu wyjaśnijmy jednak, że ten „fatalny początek sezonu” w oczach 35-letniego Piotra to... drugie miejsce w zawodach Vertical Run Almas Tower. 280 metrów wysokości, 64 piętra, 1600 schodów. –Dla mnie drugie miejsce to jest pierwsze przegrane, była to zatem całkowita porażka! – powiedział nam kategorycznie zawodnik pochodzący z Bielska Podlaskiego, gdy połączyliśmy się z nim niedługo po zawodach.

W biegu po schodach wieżowca Almas Tower, otwierającym światowy sezon towerrunningu, Łobodziński startował po raz piąty. Zawsze do tej pory wygrywał, podobnie jak w innych biegach w Dubaju: trzykrotnie na Emirates Tower i raz w M1. – Czas, który uzyskałem, nie jest nawet taki zły. Zwykle miałem tu około 7 minut i 50 sekund, a dziś pobiegłem 8:01, więc tylko 10 sekund wolniej. Formę mam jednak nieco słabszą, bo ostatnio nie trenowałem w klatce lewoskrętnej warszawskiego wieżowca Rondo 1, a taka właśnie jest w Almas Tower. Od początku listopada zrobiłem jedynie 3 takie treningi. Nie przygotowałem się odpowiednio do startu w Dubaju, trochę zbagatelizowałem, a nawet zlekceważyłem zawody, które zawsze na luzie wygrywałem – tłumaczy przyczyny porażki.

A były także i inne powody. Łobodziński miał w Dubaju mocnego konkurenta. – Wystartował Malezyjczyk Wai Ching Soh. On jest ostatnio coraz mocniejszy, ale w Dubaju zaskoczył mnie świetną dyspozycją. Ja się trochę spiąłem, zacząłem za mocno i... przegrałem o dwie sekundy.

Biegaczowi zabrakło także wypoczynku przed zawodami. – To też moje błędy – przyznaje Łobodziński i wylicza: – W środę niepotrzebnie zrobiłem trening na trampolinach i przez 2 dni miałem zakwasy w plecach, barkach, udach... wszędzie! A w piątek poleciałem do Dubaju „po taniości”, więc musiałem wstać o 6, dojechać blablacarem do Katowic i dalej na lotnisko w Pyrzowicach. Potem międzylądowanie w cypryjskiej Larnace, bo samoloty nie latają nad Iranem. Podróż, która normalnymi liniami trwa 6 godzin, w moim wykonaniu wydłużyła się do 15! Cały dzień spędziłem w podróży, położyłem się spać około pierwszej w nocy. 

– A na koniec dodam jeszcze jedną "wpadkę": przed startem zapomniałem założyć na głowę opaski, której zwykle używam i od połowy dystansu pot zalewał mi oczy. Trochę się zatem przyczyn słabego występu nazbierało – wylicza samokrytycznie były mistrz świata, aktualny i wielokrotny zdobywca Pucharu Świata w towerrunningu.

W rozmowie z nami Łobodziński używał słów dyplomatycznych. Na swoim fanpejdżu ocenił występ bardziej bezkompromisowo:

„Idę popłakać w ciszy i samotności na dubajskiej plaży” - podsumował polski mistrz biegania po schodach. Jego sportowa złość jest ogromna. Jeśli przełoży się na działania, sezon 2020 może znów należeć do Piotra Łobodzińskiego!

Piotr Falkowski


 


Pia, Pia, Pia! Pia Skrzyszowska z najlepszym czasem w Europie! [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Tegoroczna maturzystka na razie świetnie spisała się w egzaminie biegowym. Na mityngu w Luksemburgu wygrała bieg na 60 m i została liderką europejskich list wśród juniorek. Do tego na 50 m osiągnęła trzeci w historii polskich biegów czas na tym dystansie.

Pia Skrzyszowska to ubiegłoroczna wicemistrzyni Europy U–20 (100 m ppł), mistrzyni Polski (100 m ppł) i halowa mistrzyni Polski (60 m, 60 m ppł). W 2018 roku na Igrzyskach Olimpijskich U–18 w Buenos Aires w finale była szósta na 200 metrów.

W Luksemburgu wygrała dwie konkurencje za jednym razem – na 50 m (6,32) i 60 m (7,33). Czas na 50 m był oficjalnie mierzony w trakcie biegu na 60 m.

To znakomite wyniki. Na 50 m to jest trzeci czas w historii tego dystansu w Polsce zaledwie dwie setne za Darią Korczyńską. To oczywiście nie jest konkurencja rozgrywana zbyt czesto. Z kolei na 60 m Polka prowadzi na listach juniorek w tym roku w Europie.

Polacy startowali tez na średnich dystansach. Adam Czerwiński nieco ponad tydzień temu stwierdził, że w tym roku wraca po sześciu latach na bieżnie i ma kilka planów. Jeden z nich już się spalił na panewce, ale nie z winy biegacza – z powodu wirusa przełożono o rok halowe mistrzostwa świata, na które chciał się zakwalifikować.

Adam Czerwiński poczuł głód rywalizacji na bieżni

Nie zamierza jednak rezygnować ze startów w hali. W sobotę pobiegł w mityngu w Luksemburgu na 1500 m. Zajął w nim trzecie miejsce z czasem 3:43.47. Jak na pierwszy start po obozie w RPA i poważne plany związane z bieżnią to bardzo dobre wyniki. „Ale super otwarcie sezonu” – stwierdził na facebooku.

Polak przegrał z Kenijczykiem Evansem Kipchumbą (3:42:57) i Brazylijczykiem Thiago do Rosario (3:43:02).

Następnym startem Czerwińskiego będzie już wtorkowy mityng w Dusseldorfie, na którym będzie pełnił rolę pacemakera m. in. dla Marcina Lewandowskiego. Na 400 m ma w Niemczech wystartować  także Justyna Święty–Ersetic.

Organizatorzy mityngu zapewniają, że występ potwierdził też Adam Kszczot, który wygrał tam siedem razy z rzędu w latach 2012–2018.

Sezon rozpoczął też 800–metrowiec Mateusz Borkowski, mistrz Europy U–23, mistrz Polski na tym dystansie. Łodzianin startował w Karlsruhe w ramach cyklu World Athletics Indoor Tour. Zajął tam piąte miejsce (1.48,89), wygrał Marokańczyk Mostafa Smaili (1.46,38).

AK


Ewelina Wołos już prawie pewna swego. Zimowe Biegi Górskie à la kwiecień [ZDJĘCIA]

$
0
0

Zimowe Biegi Górskie w warszawskiej Falenicy nie mają z zimą nic w tym roku wspólnego. Śniegu tam nie widział nikt, ba, z biegu na bieg jest cieplej: w styczniu było jesiennie, zaś trzecia runda cyklu, na otwarcie lutego, to już aura prawdziwie wczesnowiosenna. 10 stopni ciepła sprawiło, że wielu uczestników pobiegło „na krótko”.

Na trasie, mimo ostatnich deszczów, błota było niewiele, za to piach, sypki i kopny na poprzednich biegach, nieco się utwardził i pozwolił biegać nieco szybciej. Lider cyklu, a wcześniej jego pięciokrotny triumfator (2013 i 2016-19) i obrońca tytułu Artur Jabłoński tym razem zrezygnował z biegania po falenickiej wydmie. W niedzielę postanowił mocno pościgać się w City Trail i kibicował swoim zawodnikom z ekipy Dream Run.

Dominator krynickiego ultra zmierza po kolejny triumf w Falenicy

Miał się z czego cieszyć, bo wracająca do biegania po długiej kontuzji Marta Kaźmierczak po raz trzeci finiszowała na drugiej pozycji (czas 42:48), z najmniejszą w tym roku, 36-sekundową stratą do Eweliny Wołos (42:12). – Bardzo się lubimy z Eweliną, ona mnie zawsze inspiruje. Jak widzę ją przed sobą, od razu motywuje mnie do większego wysiłku i szybszego biegu. To bardzo fajna współpraca! 

– Na razie Ewelina spuszcza mi solidny łomot, bo jest w świetnej formie. A poza tym podziwiam jej technikę biegu! Pięknie biega! – zachwyca się koleżanką i rywalką Marta Kaźmierczak, która 2 lata temu zajęła w cyklu drugie miejsce, też za Eweliną, tyle że Pisarek.

Przed rokiem zawodniczka Dream Run nie ukończyła falenickiego cyklu, wystartowała tylko dwa razy, a do zaliczenia całości niezbędne są przynajmniej trzy starty. – Miałam zmęczeniowe złamanie stopy i przez ponad pół roku nie biegałam. Moimi ostatnimi poważnymi zawodami w ubiegłym roku była Wielka Prehyba w Szczawnicy, a potem od końca kwietnia się leczyłam. Przeholowałam, zbyt intensywnie startowałam. Wróciłam do treningu w grudniu i teraz powolutku wchodzę w sezon. Bieganie znów sprawia mi radość: to jest bieganie bez bólu, w komforcie, w miarę możliwości próbuję przyspieszać. Staram się biegać bezpiecznie, tak by nie nabawić się kolejnego urazu.

Marta Kaźmierczak cieszy się, że tegoroczna zima takie bezpieczne bieganie jej umożliwia: – Jest obłędnie, wydaje się, jakbyśmy mieli już wiosnę. Pewnie większość biegaczy nie narzeka, bo dzięki temu można fajnie pobiegać. Choć... piaski dają trochę w kość – śmieje się 39-letnia warszawianka. 

Młodsza o 6 lat Ewelina Wołos, która świetnie radzi sobie również w triathlonie i reprezentuje klub TriWawa, wygrała wszystkie 3 dotychczasowe biegi ZBG 2020 i już teraz ma niemal w kieszeni drugie z rzędu zwycięstwo w cyklu. Trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej zajmuje trzecia po raz trzeci w tym roku na mecie Monika Szymborska (45:10). Tegoroczne podium w Falenicy jest nad wyraz stabilne!

A co u panów pod czujnym okiem stojącego wyjątkowo z boku Artura Jabłońskiego? Wygrał Łukasz Staniak w czasie równych 37 minut. W ciągu pół minuty po nim finiszowali Karol Galicz (37:18) i Dawid Gładecki (37:31). Poniżej 38 minut pobiegli jeszcze Mariusz Piotrowski i Paweł Rybczak. Zdecydowanym liderem cyklu pozostaje Artur Jabłoński.

WYNIKI 3 RUNDY i KLASYFIKACJA GENERALNA

Czwarta i piąta runda XVII Zimowych Biegów Górskich na falenickiej wydmie odbędzie się co 2 tygodnie, 15 i 29 lutego. A 14 marca zapraszamy na zawody finałowe, które nie liczą się już do klasyfikacji generalnej, za to stanowią rundę Ligi Festiwalu Biegów w kategorii „Najlepszy Góral”. Finał tej ogólnopolskiej rywalizacji nastąpi podczas 11 TAURON Festiwalu Biegowego w dniach 11-13 września 2020 r.

Piotr Falkowski

zdj. autor, Sylwia Redek, RunFoto


 

Psy pogryzły mężczyznę w łódzkich Łagiewnikach. Biegacze wzajemnie się ostrzegają

$
0
0

W niedzielę rano trzy psy zaatakowały prawdopodobnie biegacza trenującego w łódzkim lesie Łagiewniki. Pomógł mu inny biegacz, ale pogryziony mężczyzna trafił do szpitala.

Łagiewniki to jeden z największych kompleksów leśnych w Polsce leżących na terenie miasta. Ma powierzchnię ponad 1200 hektarów. To najpopularniejszy teren do trenowania w Łodzi, miejsce wielu łódzkich biegów i spacerów łodzian. To mnóstwo leśnych ścieżek, na których nie brakuje też podbiegów.

Żyje tu też wiele zwierząt, w tym dzików, saren i, jak się okazuje, groźnych psów. W niedzielę trzy psy zaatakowały mężczyznę. Udało się je odgonić dzięki pomocy innych osób znajdujących się w pobliżu. Według łódzkiej policji był to prawdopodobnie biegacz.

– Przyjęliśmy zgłoszenie przed godziną 8 rano - informuje mł. insp. Joanna Kącka, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Mężczyzna, który tam najprawdopodobniej biegał, został zaatakowany przez trzy psy. Miał rany kąsane nóg. Został przewieziony do szpitala w Zgierzu.

Zaatakowanemu mężczyźnie pomógł łódzki biegacz Łukasz. Na miejscu pojawiła się też straż miejska, pogotowie i policja. – To ja pomogłem temu biegaczowi i stoczyłem walkę z tymi psami – przyznał na Forum Łódzkich Biegaczy. – Usłyszałem wołanie o pomoc. Rozejrzałem się, znalazłem kija i zacząłem walczyć z psami.

Natychmiast na facebooku m. in. na Forum Łódzkich Biegaczy i innych grupach biegowych pojawiły się ostrzeżenia, by uważać i zastanowić się nad bieganiem czy nawet spacerami w lesie łagiewnickim.

– Bywało, że biegałem sam w Łagiewnikach. Nie chciałbym być w podobnej sytuacji – stwierdził Zdzisław na FŁB.

– Nas ostrzegła policja i pobiegliśmy do parku – dodał Krzysztof.

W ubiegłym roku doszło do podobnego zdarzenia – 56–letni biegacz też został pogryziony przez psy.

AK


Bieg Walentynkowy w Dąbrowie Górniczej – wyjątkowa była nie tylko data [MNÓSTWO ZDJĘĆ]

$
0
0

W Dąbrowie Górniczej odbyła się dziewiąta edycja Biegu Walentynkowego, najstarszej w Polsce imprezy organizowanej z okazji święta zakochanych.

Chociaż tym razem bieg wystartował niemal dwa tygodnie przed 14 lutego, data była wyjątkowa, bo lustrzana: czytania normalnie i od końca dokładnie taka sama. Ale nie tylko to decydowało o wyjątkowości wydarzenia. Niemal połowa z prawie 800 uczestników stanęła na starcie w parach związanych ze sobą czerwonymi tasiemkami. To dąbrowska tradycja, która co roku przyciąga całe rzesze zakochanych.

Tasiemka ma 1,5 metra długości i musi łączyć oboje zawodników od startu do mety. Dotyczy to zarówno biegaczy, jak miłośników nordic walking. Chociaż w tym roku zrezygnowano z nagradzania najszybszych par w obu konkurencjach, nie zmniejszyło to zainteresowania startami w parach. Mogły one także rywalizować w konkursie na najlepsze przebranie. Tutaj fantazji nie brakowało: na starcie stanęły wszelkiego rodzaju straszydła, Wróżki, Czerwony Kapturem z Wilkiem, wojownicy, Zorro i Garcia oraz… młoda para.

Państwo młodzi pokonali mierzącą 5,5 km w sukni ślubnej i garniturze. Jak się okazała… małżeństwem nie są. Jeszcze! – To była oficjalna próba przed ślubem. Ten wprawdzie dopiero za dwa lata, ale wolimy mieć wszystko przećwiczone – mówili ze śmiechem Ania Chowaniec i Michał Czyż. – Suknia okazała się bardzo wygodna, więc kto wie, czy nie pobiegnę, to znaczy nie pójdę w niej do ślubu – żartowała panna młoda.

Jej wybranek dodał: - Ja jestem tutaj pierwszy raz, przyciągnęła mnie Ania, która startuje piąty raz. Byłem już na kilku innych biegach, ale ten wyróżnia się zdecydowanie na plus. To narzeczona zaraziła mnie bieganiem i od pewnego czasu staramy się startować razem. Biegło nam się idealnie.

Przebierańców nie brakowało też w kategorii zawodników indywidualnych. Monika Bucka wystartowała w kategorii nordic walking w przebraniu rycerza w zbroi… z folii bąbelkowej: - To tak dla żartu, żeby było wesoło. Mąż owijał mnie godzinę i pewnie teraz będzie musiał mnie rozwinąć. Mam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej, bo nie ukrywam, że jednak jest mi gorąco. Ale warto się poświęcić. W Dąbrowie zawsze jest super: świetna atmosfera, mnóstwo ciekawych ludzi i dobra zabawa.

Wśród tych, którzy zamiast na zabawę i przebrania, postawili na ściganie się, najszybszy był Rafał Formicki z Zawiercia, który ukończył bieg z czasem 17:30. Drugie miejsce zajął dąbrowianin Sylwester Kuster (17:53), a podium dopełnił Aleksander Zięba (19:28). Sandra Michalak z Sosnowca nie dała rywalkom najmniejszych szans, finiszując w pierwszej dziesiątce open i z niemal dwoma minutami przewagi nad drugą zawodniczką Natalią Gracz (Michalak 20:38, Gracz 22:14). Trzecie miejsce zajęła Beata Wrońska (23:31).

W konkurencji nordic walking najszybsi byli Kacper Mizgała (31:54) i Joanna Kołodziej (35:16).

PEŁNE WYNIKI

KM


Yukon Arctic Ultra pokonał Polaków. „Byłem wyczerpany, bez wiary w ukończenie”

$
0
0

Tytuł pierwszego Polaka, który ukończy ekstremalny, ze względu na mróz i dystans, bieg Yukon Arctic Ultra jest nadal do wzięcia. W tym roku do mety próbowali dotrzeć Maciej Żyto i Konrad Jędraszewski. Niestety zeszli z trasy 300-milowego biegu. Według informacji organizatora, obyło się bez obrażeń i zawodnicy bez problemu zostali zwiezieni do bazy.

– Byłem wyczerpany, bez woli kontynuowania, bez wiary w ukończenie. Jak to ładnie powiedział tutaj jeden z uczestników: „I had no problems. The only problem was me”. [z ang. – Nie miałem problemów. Jedynym problemem byłem ja]” - powiedział nam Maciej Żyto, dla którego był to pierwszy start w YAU i wielka przygoda.

– Na bieg składają się cztery elementy: pogoda, przygotowanie fizyczne, siła woli, w końcu doświadczenie zimowe. Masz wpływ na trzy z nich. Pogoda jest poza kontrolą – dodaje Maciej.

Doświadczenie zimowe nie było problemem. Maciej Żyto dwukrotnie przemierzył daleką północ. Pogoda w tym roku nie należała do ekstremalnych, chociaż były już przypadki odmrożeń wśród zawodników. Czego więc zabrakło?

– Zawiodło przygotowanie fizyczne. Nie wiem również, czy nam dostateczne cechy wolicjonalne, jak to się ładnie mówi o sile woli - rozważał Maciej na gorąco w Whitehorse.

Na pewno jednak startu nie żałuje. Od początku deklarował, że nie będzie miał problemu z wycofaniem się z wyścigu, a jego głównym celem jest przygoda i piękno Jukonu. Dla jego uroków postawił zostać na miejscu jeszcze przez kilka dni.

Razem z Maciejem Żytą na transport organizatora oczekiwał również Konrad Jędraszewski. Dla niego był to drugi start w YAU. Przed wylotem zapowiadał, że ostatni. Miał nadzieję, że tym razem dotrze do mety. Może więc jeszcze zmieni zdanie w kwestii wykreślenia tej imprezy ze swojego kalendarza.

Tymczasem liderami biegu są Fabian Imfeld i Tiberu Useriu. Zarówno Szwajcar, jak i Rumun w zeszłym roku mieli na trasie problemy z odmrożeniami. Nie ukończyli biegu i byli zmuszeni skorzystać z opieki szpitalnej. Po tamtych wydarzeniach nie ma już jednak śladu. Obaj są zdeterminowani, by ukończyć bieg.

IB

fot. Maciej Żyto/ archiwum prywatne Konrada Jędraszewskiego 


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>