Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Grzegorz Ziejewski: "Jestem odludkiem, lubię biegać sam"

$
0
0

To był chyba najciekawszy pod względem sportowym Zimowy Maraton Bieszczadzki. Szóste wydanie biegu na 44 km w Cisnej, organizowanego przez Fundację Bieg Rzeźnika, wygrał Grzegorz Ziejewski z przewagą zaledwie minuty nad trzema rywalami, których na finiszu dzieliły... zaledwie DWIE I PÓŁ SEKUNDY! Z torów kolejki wąskotorowej jeden za drugim wpadali na metę Daniel Żuchowski, Rafał Kot i Karol Ziajka.

6. Zimowy Maraton Bieszczadzki: zima uśmiechnęła się do biegaczy [ZDJĘCIA]

Triumfator 6. Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego w tym roku skończy 44 lata i mieszka w Wieliczce. Akurat ma trochę wolnego czasu, bo w województwie małopolskim właśnie rozpoczęły się ferie zimowe, a Grzegorz Ziejewski pracuje jako pedagog w szkole podstawowej w pobliskim Gdowie. – Może w przyszłości pomyślę o nauczaniu wuefu? – zastanawia się. – Dzięki takiej pracy mogę trenować, mam czas dla siebie i rano, i po południu. Wieliczka i Gdów to początki pogórza, dzięki czemu mam dobre warunki do treningu takiego, na jakim mi zależy – mówi z zadowoleniem.

A na jakim bieganiu zależy Ci najbardziej?

Kieruję się w stronę górskich biegów długich, na dystansach ultra. Półmaratony czy nawet maratony nie wychodzą mi najlepiej choćby z racji moich lat, więc będę się coraz bardziej „wydłużał”. W podobnym wieku są Robert Faron i Piotrek Biernawski, z tego samego rocznika jest Michał Sedlak. To jest atutem, gdy startuje się z młodszymi zawodnikami w biegach maratońskich i dłuższych, bo wytrzymałość jest po mojej stronie.

Ale z szybkością jest już znacznie gorzej. Kompletnie niezrozumiały jest dla mnie fenomen Biernawskiego, który jest tylko rok młodszy ode mnie, a zapiernicza w krótkich biegach tak szybko, jak ja mogę tylko pomarzyć (śmiech).

Zaraz, zaraz... Zimowy Maraton Bieszczadzki ma trasę bardzo szybką, a jednak poradziłeś sobie znakomicie!

No, rzeczywiście, trasa ZiMB jest niezwykle szybka, a ściganiu bardzo sprzyjały także warunki atmosferyczne. Obawialiśmy się lodu i poślizgu pod warstewką śniegu, tymczasem biegło się naprawdę bardzo żwawo. Wielu zawodników miało chrapkę na sukces, biegliśmy długo w grupie, wreszcie poczułem, że nogi kręcą się lepiej niż kolegom i końcówkę mocno „pocisnąłem”. Bardzo fajnie mi się biegło w Cisnej.

Jeden z konkurentów do wygranej Rafał Kot opowiadał mi, że „urwałeś” im się na punkcie w Karczmie Brzeziniak, około 34 km. To był zamysł taktyczny, żeby zaatakować w miejscu słynącym z obfitego jadła i napitku?

Już przed biegiem zakładałem, że jeśli noga będzie „podawała” i po 30 km będę dobrze się czuł, to właśnie tam, przed podbiegiem do stokówki, spróbuję przyspieszyć. Podbieg nie jest wprawdzie długi, ale sama stokówka też ma kilka wahnięć, więc miejsce jest idealne do ataku. Już wcześniej zobaczyłem po chłopakach, że nogi mają chyba troszkę słabsze od moich, więc rzeczywiście: planowałem ruszyć od Brzeziniaka i tak zrobiłem.

„Przycisnąłem” zaraz za karczmą, kolegów przytrzymała jeszcze ścianka tuż przed stokówką i to wystarczyło. Na finałowym kilometrze po wąskotorówce mogłem już lekko odpuścić, nie było szans, żeby ktoś mnie dogonił.

Rozumiem, że ze słynnych uroków kulinarnych Brzeziniaka w ogóle nie skorzystałeś?

Karczma jest bardzo fajna, ale cóż, taki los, jak się człowiek ściga (śmiech). Wpadliśmy z Danielem Żuchowskim do środka, coś krzyknęli i polecieli dalej. Nie straciłem tam nawet sekundy. Muszę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony cała trasą Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego. Startowałem w nim pierwszy raz i patrząc wcześniej na mapę myślałem, że stokówki będą nudne i mało widokowe.

Tymczasem trasa okazała się ciekawa i bardzo mi się podobała. Można było sporo pooglądać, no a karczma, przez której wnętrze trzeba przebiec, to perełka. Aż szkoda, że nie dało się zatrzymać choć na chwilę. Pyszne jedzenie, nalewka, grzane wino... wszystko przeszło koło nosa (śmiech).

A zdarza Ci się czasami biec w zawodach tak, żeby jednak zakosztować uroków punktów żywieniowych? Na niektórych zawodach są one naprawdę atrakcyjne... Podczas ZiMB okazję do ich smakowania miał jeden z faworytów biegu Krzysztof Lisak, który z powodu kontuzji zrezygnował ze ścigania i na każdym punkcie jadł i pił do syta. „Nigdy nie mam do tego okazji, więc korzystam, ile wlezie” - powiedział mi delektując się jedzeniem w Brzeziniaku.

Marzy mi się czasem coś takiego, ale, niestety... Jak już wskoczyłem na poziom, który umożliwia mi robienie jakichś przyzwoitych wyników, startuję w zawodach, żeby o coś powalczyć.

Powiedz nam w takim razie, jak się w tym towarzystwie biegaczy walczących o najwyższe miejsca znalazłeś. Błysnąłeś niespełna rok temu, wygrywając w Szczawnicy najdłuższy bieg - Niepokornego Mnicha na 96 km. Twoje zwycięstwo było dla niemal wszystkich niespodzianką.

Pewnie tak, bo wcześniej w biegach ultra raczej mnie nie było. Dopiero w 2018 roku wygrałem Bieg Wierchami w Rytrze na 58 km i wtedy otworzyły mi się drzwi na długie dystanse.

W biegach górskich próbowałem startów kilka lat wcześniej, mniej więcej od 2015 r., ale to były dystanse krótsze, bo nie bardzo nawet sobie wyobrażałem, że da się biegać powyżej 40 kilku kilometrów. Nie miałem na to sił, bo trenowałem jak trenowałem i niczego więcej zrobić nie mogłem. Na dodatek pojawiły się problemy z nogami, rezonans wykazał, że w piszczelach pojawiły się duże zmiany przeciążeniowe, w znacznym stopniu wskutek nieodpowiedniej diety.

Musiałem zrobić przerwę i dopiero, gdy poukładałem sposób odżywiania oraz wprowadziłem zmiany do treningu, w 2018 roku zorientowałem się, że jestem znacznie mocniejszy. Zobaczyłem szansę na dłuższe bieganie. Ku mojemu zaskoczeniu, byłem w stanie przebiec 50, 60 km, a rok temu na Niepokornym Mnichu w Szczawnicy po raz pierwszy prawie 100 km, które miałem szczęście nawet wygrać!

Lubiłeś biegać już wcześniej, ale tylko sam dla siebie. Był jakiś impuls, który pchnął cię do tego, by stanąć na starcie zawodów?

Przez kilka lat robiłem sobie samotne górskie wycieczki biegowe, aż wreszcie będąc w drodze na Kasprowy zobaczyłem zbiegającego Marcina Świerca. To był Bieg Marduły. Podobało mi się, zainteresowałem się i postanowiłem też zacząć startować. A gdy pojawiły się miejsca w okolicach podium, było tych startów coraz więcej. Pędzący Marcin mnie zainspirował, bo wcześniej do rywalizacji w zawodach w ogóle mnie nie ciągnęło. Wolałem pobiegać sam!

Marcin Świerc do dzisiaj pozostaje dla ciebie wzorem?

Jasne! Od wielu lat biega na bardzo wysokim poziomie, odnosi sukcesy, nie było na niego mocnych na rynku krajowym, a teraz liczy się także za granicą. Bardzo dużo zrobił dla naszych biegów górskich, mam dla niego wielki szacunek, chociaż osobiście się praktycznie nie znamy, nie mamy kontaktu.

Byłeś coraz mocniejszy, pojawiłeś się w czołówce biegów... Znalazłeś trenera i zacząłeś pracować pod czyimś fachowym okiem, czy nadal biegasz sam, tak jak Ci serce i głowa dyktują?

Sam dla siebie jestem trenerem. Do wszystkiego, co na razie osiągnąłem, doszedłem we współpracy z własnym organizmem, bacznie obserwując jak się zachowuje, reaguje i co się z nim dzieje. Jak już wspomniałem, 3 lata temu wprowadziłem do treningu zmiany, dorzuciłem elementy pozabiegowe, przede wszystkim dużo roweru. Robię na „szosówce” treningi objętościowe, regeneracyjne, czasem siłowe na trasie z Wieliczki w stronę Mszany Dolnej, tam jest sporo górek. Teraz mam rowerową przerwę, bo mieszkam w bloku i nie bardzo mogę uruchomić trenażer, gdyż straszliwie się „tłucze” i hałasuje, ale normalnie rower zajmuje w moim treningu około 30 procent. I na razie wyciągam co się da!

A narty biegowe? Wspomniałeś Roberta Farona, który całą zimę spędza na „biegówkach” i bardzo sobie chwali taki trening, w sezonie biega po nim znakomicie!

To na pewno bardzo fajny trening uzupełniający, bardzo odciąża nogi, zwłaszcza kolana, ale nie mam już na to czasu! Rozmawiałem ostatnio z Kasią Wilk, która też właśnie zaczęła jeździć na nartach, ale nie miałbym już kiedy włączyć ich do mojego treningu. Doba nie jest z gumy, niestety...

Zainspirował cię Marcin Świerc, którego jednak nie znasz osobiście. A z kim jesteś bliżej w biegowym środowisku, z kim się „kumplujesz”, może nawet przyjaźnisz?

Ja jestem raczej odludkiem, samotnikiem, nie przepadam także za facebookiem, więc nie utrzymuję raczej bliższych kontaktów. Ale kiedyś na Chudym Wawrzyńcu, a potem na Mnichu spotkałem Bartosza Gorczycę i bardzo mi się spodobało jego bieganie, zachowanie wobec innych ludzi, osobowość.

Niedaleko mam mieszkającego w Krakowie Piotrka Uznańskiego, który jest moim przeciwieństwem – konsekwentnie i mocno buduje swoją karierę i wizerunek w mediach społecznościowych. Czasami razem trenujemy, czasem, jak na Łemkowynie, wspólnie się męczymy... W Krakowie i okolicach jest mnóstwo świetnych biegaczy, i czynnych, i takich, którzy już się wycofali. Spośród tych drugich wielu cennych wskazówek, z których do dzisiaj korzystam, udzielił mi Janek Wąsowicz.

Ale generalnie biegam i trenuję sam. Mam nawet koło siebie, między Wieliczką a Gdowem, teren, w którym jestem praktycznie sam: to las przypominający krakowski Lasek Wolski. Nikogo tam nie spotykam, a trening kręci mi się bardzo dobrze, nie szukam więc towarzystwa. Zwłaszcza te cięższe treningi, jeśli chcę je wykonywać tak jak zaplanowałem, powinienem robić sam.

Nazwałeś siebie nawet „odludkiem”...

To chyba kwestia mojej osobowości, charakteru i nawyków. Nie potrafię i chyba nawet nie mam ochoty istnieć w mediach społecznościowych, chwalić się, gadać i opowiadać o sobie. W górach też się chyba dobrze odnalazłem dlatego że wolałem być sam, a góry dają mi tę możliwość. Takim już jestem człowiekiem!

Nie lubisz ludzi?

Nie, to zupełnie nie o to chodzi. Przecież odkąd zacząłem startować w zawodach, spotkania od czasu do czasu z innymi biegaczami, wymiana doświadczeń, dają mi dużo przyjemności i pozytywnych odczuć. Teraz w Bieszczadach znalazłem się dzięki Michałowi Sedlakowi, który namówił mnie na wyjazd. Bez niego pewnie bym w Cisnej nie wylądował.

Zawsze w życiu lubiłeś stać z boku?

Chyba tak. Nie myślę, o tym na co dzień, ale... lubię pobyć sam ze sobą.

Dostrzegam w tobie ciekawy paradoks, bo przecież pracujesz jako pedagog szkolny, pomagasz dzieciom i młodzieży rozwiązywać ich problemy. Do tego trzeba umieć nawiązywać kontakt, rozmawiać, trafiać do człowieka...

Masz rację, ale z dziećmi jest całkiem inaczej niż z dorosłymi. Wykonuję ten zawód, bo z najmłodszymi zawsze świetnie się dogadywałem i oni też chyba łapią ze mną dobry kontakt.

A swoje dzieci masz?

Nie, jestem cały czas kawalerem, nie ma też nawet dziewczyny. Sam sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem, pewnie dlatego też mogę bez problemu znaleźć odpowiednią ilość czasu na trening. Przy obowiązkach rodzinnych i dzieciach byłoby to znacznie trudniejsze.

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Zimowy Maraton Bieszczadzki (Jacek Deneka), ŁUT (Piotr Oleszak), Natalia Podsadowska



Puchar Powstańców Styczniowych - z historią w tle [ZDJĘCIA]

$
0
0

W niedzielę 26 stycznia mała miejscowość Mostki k/Suchedniowa kolejny raz zorganizowała imprezę biegową oraz rowerową mająca na celu uczczenie bohaterskich zrywów powstańczych. Należy wspominać i pamiętać, że region świętokrzyski aktywnie uczestniczył w Powstaniu Styczniowym.

Start i meta znajdowały się obok Wiejskiego Dom Kultury tuż przy zalewie. Organizatorzy zadbali, aby jak najmniej poruszać się drogami publicznymi.

Trasa biegu prowadziła leśnymi drogami oraz ścieżkami Sieradowickiego Parku Krajobrazowego. Z głównych punktów jakie mijaliśmy była Polana Langiewicza (na której miał stacjonować Marian Langiewicz z oddziałami powstańczymi w 1863 r.) oraz Wykus (wzniesienie, które niejednokrotnie stanowiło bazę polskich partyzantów).

Organizatorami zawodów był Świętokrzyskie Stowarzyszenie Kolarstwa Górskiego MTB CROSS oraz Stowarzyszenie: Biegacz Świętokrzyski. Dlatego też oprócz biegów, zorganizowana była konkurencja MTB.

Biegacze mogli wybrać pomiędzy "Dyszką" a "Połówką" oczywiście z "plusem", natomiast trasa dla rowerów obejmowała 37 km.

Z racji terenu wystąpiły dość przyjemne przewyższenia. Co urozmaiciło dodatkowo udział.

Miałem przyjemność zmagać się z dłuższym dystansem biegu. Według mojego zegarka, wyszło 23,3 km oraz 238 metrów w pionie. Kilka prostych szutrowych odcinków na których można dość szybko biegać. Trochę leśnych ścieżek, kilka podbiegów i troszkę błota na podmokłych terenach. Czyli wszystko czego można chcieć. Biegnąc ścieżkami w pobliżu Wykusu mijaliśmy kilka tablic z Partyzanckiej Drogi Krzyżowej. Klimat lasu, pomników i mogił skłania do refleksji.

Trasa bardzo dobrze i szczegółowo oznaczona. Organizatorzy zadbali również o pyszny ciepły posiłek po sportowych zmaganiach (grochówka z wkładką), miłym akcentem było również wspólne ognisko oraz pieczenie kiełbasek. Pogoda dopisała prawie bezchmurnym niebem, tylko śniegu zabrakło. We wszystkich konkurencjach odbyło się wręczenie pamiątkowych pucharów oraz upominków. Dodatkowo wyróżniono najszybsze pary z oby dystansów.

Łącznie w obu biegowych dystansach uczestniczyło około 150 zawodników.

Impreza należąca do bardziej kameralnych. Bez tłumów. Atmosfera sympatyczna, bez zbędnych nerwów. Dodatkowo zostaliśmy poinformowani o możliwości wsparcia akcji charytatywnej dla Patrysia, przez zwykłe udostępnienie w instagramowej relacji zdjęcia z pokonanymi kilometrami z oznaczeniem akcji. Nas biegaczy to nic nie kosztuje, a komuś może pomóc.

Impreza zorganizowana na 5+. Z resztą jak każda tych organizatorów. Dodatkowo trochę historii, las i świeże powietrze. Czego więcej chcieć?

Kamil Sobieraj, Ambasador Festiwalu Biegów


Patrycja Bereznowska Ultra Biegaczką 2019 roku IAU?

$
0
0

Po raz kolejny Międzynarodowe Stowarzyszenie Ultramaratończyków (IAU) wyłoni najlepszych zawodników minionego sezonu.

Rok 2019 obfitował w wiele prestiżowych imprez, zaczynając od mistrzostw świata na 50 km, aż po mistrzostwa świata w biegu 24-godzinnym. Niepoślednią rolę odegrała w nich Patrycja Bereznowska, zdobywając indywidualnie brąz (247,724 km) oraz srebro drużynowo w MŚ w Albi w biegu dobowym. Wśród sukcesów Polki w minionym roku było też zwycięstwo w wymagającym ultramaratonie Badwater 135, rozgrywanym w Dolinie Śmierci.

To nie pierwszy raz, gdy Polka ma szansę otrzymać wyróżnienie w tym prestiżowym plebiscycie. W zestawieniu za 2018 r. Polka była druga, zdobywając 21,1% głosów. Wygrała Amerykanka Camille Herron (35,6% głosów). Zawodniczka z Wieliszewa zwyciężyła za to trzy lata temu, z dorobkiem aż 45,4% głosów, pokonując m.in. wspomnianą biegaczkę z USA.

W sumie do nagrody IAU nominowano 36 zawodników i zawodniczek. Pozostałe cztery nominacje to zadanie dla kibiców. Żeby zgłosić swojego faworyta, trzeba pocztą elektroniczną wskazać te biegaczki lub biegaczy, którzy startowali w imprezach certyfikowanych przez IAU. Ci, którzy otrzymają najwięcej takich „głosów”, zajmą brakujące miejsca. Pełna lista nominowanych opublikowana zostanie nie później niż 10 lutego.

Spośród wszystkich 40 zawodników wyłonieni zostaną zwycięzcy. O nagrodzie zdecydują Rada Wykonawcza IAU i przedstawiciele federacji członkowskich. Każdy z głosujących wskaże po trzy kandydatury w każdej z płci. Pierwsze miejsce premiowane będzie 5 pkt, drugie - 3 pkt, a trzecie - 1- pkt. Następnie głosy zostaną zliczone.

Głosowanie jury odbędzie się pod koniec lutego. Zwycięzców poznamy 5 marca.

Nominowane zawodniczki:

  • Nele Alder-Baerens (GER) 254,288 km - 2. msc Mistrzostwa Świata 24H IAU
  • Sheila Avilés (ESP) 4:15:03 – 3. msc IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Konoka Azumi (JPN) 9:03:22 – 3. msc IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii
  • Patrycja Bereznowska (POL) 247.723 km – 3. msc. Mistrzostwa Świata IAU 24H
  • Helen Cristina Caldera Deluque (BRA) 9:02:15 – 1. msc IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Ruth Croft (NZL) 4:14:27 – 2. msc. IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Helen Davies (GBR) - 03:09:16 – 2. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Alyson Dixon (GBR) - 03: 07: 20 - 1 msc. IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Mai Fujisawa (JPN) 8:20:44 - 1. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii
  • Amelia Griffith (AUS) 8:57:02 - 2. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii
  • Camile Herron (USA) 270.116 km - 1. msc. Mistrzostwa Świata IAU 24H
  • Scheffer Leilani (RSA) 3:48:01 - 3. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki
  • Blandine L'Hirondel (FRA) 4:06:15 – 1. msc. IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Elisabeth Nuhu Power (NGR) 3:47:39 – 2. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki
  • Alicia Perez (ESP) - 03:15:09 – 3. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Gabriela Ramirez (MEX) 9:21:04 - 3. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Claudia Robles (ARG) 9:04:17 - 2. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Mbanjwa Sanelisiswe (RSA) 3:34:05 – 1. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki

Nominowani zawodnicy:

  • Jonathan Albon (GBR) 03:35:34 – 1 msc. IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Iraitz Arrospide (ESP) - 02:47:42 – 1 msc IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Deepak Vasudev Bandbe (IND) 8:04:16 – 3 msc. IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii
  • Tamas Bodis (HUN) 276,222 km - 2. msc. Mistrzostwa Świata IAU 24H
  • Eduardo Silverio Calixto (BRA) 7:46:14 - 3. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Felipe Costa da Silva (BRA) 7:11:41 - 1. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Brendan Davies (AUS) 7:49:16 - 2. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii
  • Lungile Gongqa (RSA) - 02:48:26 - 2. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Olivier Leblond (USA) 275,485 km – 3. msc. Mistrzostwa Świata 24H IAU
  • Christian Mathys (SUI) 3:40:34 – 3. msc. IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Agustín Moran Salas (ARG) 7:38:32 - 2. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Ameryki
  • Daniel Nash (GBR) - 02:49:01 - 3. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Świata
  • Iliya Pam Mwa (NGR) 3:12:39 - 3. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki
  • Mutirwa Prosper (ZIM) 3:05:25 - 2. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki
  • Julien Rancon (FRA) 3:37:47 – 2. msc. IAU Trail Mistrzostwa Świata
  • Aleksandr Sorokin (LTH) 278,972 km - 1. msc. Mistrzostwa Świata IAU 24H
  • Mbolekwa Thobile (RSA) 3:00:02 - 1. msc. IAU 50 km Mistrzostwa Afryki
  • Hideaki Yamauchi (JPN) 7:11:42 - 1. msc. IAU 100 km Mistrzostwa Azji i Oceanii

Swoje kandydatury można zgłaszać m.in. do polskiego dyrektora komunikacji IAU Jacka Będkowskiego: Jacek.Bedkowski@iau-ultramarathon.org.

red.


Mistrz i wicemistrz świata 4x100 m oraz... raczkujące maluchy gwiazdami Orlen Cup w Łodzi

$
0
0

11 lutego łódzka Atlas Arena będzie gościć podczas Orlen Cup polskie i zagraniczne gwiazdy lekkiej atletyki. Emocje w sprincie na 60 m mają zapewnić Richard Kilty i Mike Rodgers.

W Łodzi zostanie rozegranych pięć konkurencji: 60 m mężczyzn i kobiet, 60 m ppł mężczyzn i kobiet, skok o tyczce mężczyzn, skok wzwyż kobiet oraz pchnięciu kulą kobit i mężczyzn.

Wcześniej organizatorzy Orlen Cup podali nazwiska najbardziej znanych polskich zawodników. W konkursie skoku o tyczce będą rywalizować Paweł Wojciechowski, Piotr Lisek i Robert Sobera. Nie zabraknie też czołowych kulomiotów świata –rekordzisty kraju Michała Haratyka i Konrada Bukowieckiego, rekordzisty Europy U-23. W skoku wzwyż wystąpi Kamila Lićwinko.

W konkurencjach biegowych wystartują m. in. płotkarze Klaudia Siciarz, Artur Noga i Damian Czykier.

We wtorek organizatorzy Orlen Cup zdradzili nazwiska zagranicznych zawodników. – Na najwyższym poziomie będzie stać konkurs skoku o tyczce – uważa Artur Partyka, wicemistrz olimpijski z Atlanty w skoku wzwyż.

Z Polakami będzie rywalizował m. in. Shawn Barber, złoty medalista mistrzostw świata z Pekinu (2016), który ma rekord życiowy w hali 6 metrów. Będzie też Claudio Stecchi, ósmy zawodnik mistrzostw świata z Doha czy Emmanouil Karalis (rekord życiowy 5,80 m).

Wśród kulomiotów najmocniejszym rywalem Polaków będzie David Storl, jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w tej dyscyplinie. Niemiec to podwójny mistrz świata, wicemistrz olimpijski, trzykrotny mistrz Europy. Będzie też Chukwuebuka Enekwechi, mistrz Afryki.

W skoku wzwyż pojawi się Ana Simić, brązowa medalistka mistrzostw Europy i Karyna Demedik (rekord życiowy 2 m), mistrzyni Europy juniorek. – Kamila Lićwinko będzie miała z kim rywalizować – stwierdził Partyka.

– Zwykle to sprinty też przyciągają widzów. I mamy dwa wielkie nazwiska. To Richard Kilty, halowy mistrz Europy z 2015 i 2017 roku, a także wicemistrz świata w sztafecie z Doha. Do tego przyjedzie Mike Rodgers, mistrz świata w sztafecie 4x100 m z ubiegłego roku. On nawet woli startować na 60 m – przyznał Partyka.

Jest duża szansa, że lista jeszcze się wydłuży. Wszystko ma związek z wirusem, który rozprzestrzenia się w Chinach. Z tego powodu już odwołano halowe mistrzostwa Azji.

– To sprawiło, że mamy sporo zapytań od zawodników, którzy chcieliby u nas startować. Dzięki temu rywalizacja może być jeszcze ciekawsze – zapewnia Sebastian Chmara, dyrektor mityngu. – Ta lista już gwarantuje duże emocje. Spodziewamy się skoków na poziomi 5,80 - 5,90 m. Liczymy też, że padną  na rekordy mityngu – dodaje.

W przeddzień mityngu w Atlas Arenie odbędą się zawody dla dzieci. W kraju działa program „Lekkoatletyka dla każdego”, w którym bierze udział około 50 tys. dzieciaków w 140 miastach. W Łodzi podczas Młodego Orlen Cup w kilku konkurencjach będą rywalizować uczniowie 12 szkół z województwa łódzkiego.

Lech Leszczyński, prezes Łódzkiego Okręgowego Związku Lekkoatletycznego: – Dzieciaki będą jakby suportem dla dorosłego mityngu. Będą startować rano 10 lutego, a następnego dnia jako widzowie przyjadą obejrzeć rywalizację dorosłych.

W trakcie mityngu niespodzianką ma być wyścig raczkujących dzieci. – Raz byłem świadkiem takiej rywalizacji i byłem pod wrażeniem, choć jest mocno nieprzewidywalna – stwierdził Chmara.

AK


3 Polaków, 42 zawodników, 7 maratonów, 7 kontynentów, 7 dni

$
0
0

42 zawodników z 17 krajów 6 lutego stanie na starcie World Marathon Challenge. Po raz pierwszy w tym gronie znajdą się Polacy.

Uczestnicy wyzwania mają do pokonania 7 maratonów na 7 kontynentach w 7 dni. Rozpoczną od Antarktydy, później przeniosą się do RPA, gdzie pobiegną w Kapsztadzie. Następny dzień to start w Perth w Australii. Azję zaliczą w Dubaju. Europejski maraton zrobią w Madrycie, skąd polecą do Brazylii, gdzie organizatorzy przygotowali nowość - start w Fortalezie. Ostatni bieg czeka na nich 12 lutego w Miami.

Spróbuje się z tym zmierzyć 15 kobiet i 27 mężczyzn. Z wyzwaniem powalczy również trzech Polaków. Łukasz Urbaniak, zrobił już Koronę Maratonów w Polsce, trzy razy sięgnął po Koronę Półmaratonów. Startował w Baikal Ice Marathon, Petra Desert Marathon, w Nowym Jorku i Wiedniu, a teraz wysoko podniósł sobie poprzeczkę i na start wybiera się z nadzieją na tytuł pierwszego Polaka, który przekroczy linię mety wyzwania.

Taką samą szansę ma Krzysztof Stępień, doświadczony zawodnik z Poznania. Na swoim koncie ma już maratony na każdym kontynencie, tyle że kolekcjonował je w dłuższym okresie. Ukończył m.in. Antarctic Ice Marathon i Maraton Bieguna Północnego. Biegał też w Himalajach.

Trzecim z Polaków jest Miłosz Pasiecznik, który dwukrotnie ukończył Bieg 7 Dolin. Raz zrobił to na dystansie 64 km, raz przebiegł pełną setkę. Startował także w Ultra Trail du Mont Blanc.

"Najwyżej... wezmę kredyt. Marzenia są warte wielkiej ceny!" Miłosz Pasiecznik, pierwszy Polak w 7/7/7 World Marathon Challenge

Biegania nie obawia się żaden z polskich zawodników, ale World Marathon Challenge to przede wszystkim ogromne wyzwanie logistyczne. Maratończycy nie mają czasu na regenerację. Wszystko toczy się w 168 godzin. Plan jest napięty. Czas pomiędzy startami spędza się w samolocie. Nie ma czasu na zwiedzanie, odpoczynek, chwilę dla siebie.

Niebawem napiszemy o "rywalach" Polaków w tegorocznym World Marathon Challenge. Zawodnicy są już właściwie w blokach startowych. Z organizatorem spotykają się już 3 lutego.

IB


Katar dobry na wirus – co z Halowymi Mistrzostwami Świata w Nankin?

$
0
0

Do rozpoczęcia 18. Halowych Mistrzostw Świata w chińskim Nankin zostało nieco ponad czterdzieści dni. Jednak rozegranie zawodów w tym mieście stoi pod znakiem zapytania. Wszystko z powodu rozprzestrzeniającego się koronawirusa.

Na początku lutego, w chińskim Hanzhou, miały odbyć się Halowe Mistrzostwa Azji w Lekkiej Atletyce. Impreza została odwołana właśnie z powodu wybuchu nowego wirusa. Przypomnijmy, że kilka dni wcześniej zrezygnowano z organizacji dużego maratonu w Hongkongu. Powód był oczywiście ten sam.

Jak donoszą brytyjskie media World Atlhetics (dawniej IAAF -red) konsultował się już ze Światową Organizacją Zdrowia w sprawie organizacji Halowych Mistrzostw Świata i dokładnie monitorują sytuację. Gospodarza zawodów - Nankin i miasto Wuhan, czyli epicentrum wirusa dzieli ok. 600 km. Na razie nie podjęto jeszcze decyzji. Nieoficjalnie mówi się jednak o zmianie gospodarza np. na Katar.  W Dosze rozgrywane były już Halowe Mistrzostwa Świata w 2010 roku.

– Na pewno światowa federacja ma ból głowy, ale trudno mi powiedzieć, co zdecydują. Do mistrzostw pozostało siedem tygodni i mamy realne zagrożenie epidemiologiczne. To jeszcze nie są liczby, bardzo przewyższające zwykłą grupę chorych w tym okresie. Może jest w tym trochę paniki na wyrost, ale często taka panika też ratowała. Przyglądamy się i szacujemy ryzyko wyjazdów sportowców do Azji - powiedział dr Jarosław Krzywański, lekarz polskiej kadry.

Warto pamięć, że oprócz setek sportowców z całego świata, w imprezie wezmą też udział tysiące kibiców. Na trybunach jednorazowo będzie mogło zasiąść 5 tysięcy fanów. Zawody potrwają trzy dni.  A to właśnie dużych skupisk ludzkich najbardziej obawiają się władze chińskie, prosząc o unikanie centrów handlowych czy restauracji.

To nie jest pierwsza impreza sportowa, która musi „pokonać” epidemię. Egzotycznie i groźnie brzmiąca Zika, często było wymienne cztery lata temu przed igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro. Światowa Organizacja Zdrowia uznała wtedy wirusa za globalne zagrożenie.

– Była groźna zwłaszcza dla kobiet i dla mężczyzn planujących dalszą prokreację. Mieliśmy tam jednak pewne narzędzia. Wiedzieliśmy czego unikać, mieliśmy przeszkolonych sportowców. Były też narzędzia w postaci diagnostyki po powrocie. Teraz oprócz objawów, które się pojawiają nie wiemy wiele więcej. Dlatego trzeba śledzić sytuację - dodaje dr Krzywański.

Halowe Mistrzostwa Świata w Nankin mają odbyć się w dniach 13-15 marca. Areną zmagań ma być kompleks sportowy wybudowany na Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie w 2014 roku. Na decyzję najbardziej czekają sportowcy, którzy zaczęli sezon halowy i już walczą o minima.

RZ


Bananowy rekord Guinnessa w maratonie. Czy tym razem będzie uznany?

$
0
0

Banan to jedna z ulubionych przekąsek biegaczy. Na większości z imprez te owoce czekają nie tylko za metą, ale i na puntach odżywczych. Jednak gdy ktoś przebrany za banana pokonuje maraton w czasie 2:41:27, to inni mogą zielenieć z zazdrości.

Wszystko w myśl starego hasła reklamowego „ to nie był zwykły banan, to Chiquita”. Nie wiemy, czy na bieganiu jako owoc można zbić kokosy, ale widać że wszystko jest poparte dobrą kampanią reklamową.

To nie pierwszy raz, gdy piszemy o tego typu wyniku. Jesienią ubiegłego roku w Toronto Kenijczyk Melvin Nyairo podążał w przebraniu banana przez długi czas z czołówką maratończyków. Okazało się, że biegnie na dystansie o połowę krótszym. Musiał jednak napędzić sporo strachu elicie i był widoczny w transmisji. Bieg ukończył z czasem 1:19:13. 

Bananowa firma tym razem wsparła kolejnego biegacza, który chciał zmierzyć się z „królewskim dystansem”. Amerykanin Jordan Maddocks podczas Rock and Roll Marathon Arizona rozgrywanego na ulicach Phoenix uzyskał czas 2:41:27, co dało mu 13. miejsce. Tym samym biegacz z Salt Lake City poprawił swój wynik w owocowym przebraniu o sześć minut sprzed roku na tej samej imprezie. Wówczas biegł dla kolegi, który przeszedł operację przeszczepu płuc. W tym roku wspierał debiutującego w maratonie ojca.

Poprzedni rezultat Amerykanina nie widnieje w księdze Rekordów Guinnesa. W 2019 roku uznano, że jego kostium był za krótki i nie zakrywał pośladków. Tym razem udało się zrobić odpowiedni kombinezon i już wszystko powinno się zgadzać.

RZ


Nowe wielkie wyzwanie Ryszarda Kałaczyńskiego – 100 Ironmanów w 100 dni

$
0
0

Był bieg przez Polskę z Zakopanego do Sopotu, były wytrwałe starty w Spartathlonie. W końcu, w 2015 r. Ryszard Kałaczyński zasłynął na świecie projektem 366 maratonów w 366 dni. Jednak już wtedy po głowie chodził mu zupełnie inny pomysł, tyle że na realizację było za wcześnie. Z jednej strony chodziło o opiekę nad gospodarstwem, z drugiej nie był gotowy fizycznie.

Pierwszego dnia po 366. maratonie, Ryszard Kałaczyński powiedział nam: - Teraz wracam do pracy, ale mam plan na coś dużego, tylko muszę poprawić technikę pływania. Chodzi mi po głowie, żeby zrobić kilka Ironmanów dzień po dniu.

Przez ten czas biegacz z Witunii nie próżnował. Zorganizował Koronę Wituńskich Maratonów, a sam został królem maratonów z dorobkiem 682. biegów na królewskim dystansie. Niemal od razu po uroczystościach z tym związanych, zaczął powiększać ich liczbę, a jego „wielki plan” nabrał realnych kształtów.

– Na razie myślę, że wystartuję z tym w czerwcu 2020 r., ale nadal nie jestem mocny w pływaniu. Z myślą o tym wyzwaniu wytrwale trenuję pływanie i rower - mówił pół roku temu lider listy Polskiego Klubu 100 Maratonów.

Wreszcie przyszedł ten moment i Ryszard Kałaczyński ogłosił oficjalnie, że zrobi 100 triathlonów w 100 dni. Zacznie od zawodów 1/2 Ironmana w Charzykowach. Ten start przewidziany jest na 13 czerwca. Realizację zadania rozpocznie więc zgodnie z planem. Kilka pierwszych startów to:

  • 27.06 - 1/4 IM Poznań
  • 28.06 - 1/2 IM Poznań (Mistrzostwa Polski)
  • 05.07 - 1/2 IM Bydgoszcz
  • 19.07 - 1/2 IM Elbląg
  • 02.08 - 1/2 IM Gdynia (zawody cyklu Iron Man)
  • 22.08 – Ironman  - Borówno k/Bydgoszczy
  • 29.08 - 1/2 IM Przechlewo
  • 06.09 – Ironman - Malbork (Mistrzostwa Polski)
  • 13.09 - 1/4 IM Śrem

Na razie Ryszard Kałaczyński trenuje i zbiera fundusze na wyzwanie. Potrzebuje 4700 zł. Na koncie zbiórki jest ponad 2000 zł. TUTAJ można go weprzeć

IB



14. Maraton Tokijski ogłosił elitę. Aga i Legese w obronie tytułów

$
0
0

Na początku marca, w stolicy Japonii stawią się m,in. obrońcy tytułów, a także czołowi biegacze z Kraju Kwitnącej Wiśni, który powalczą o ostatnie miejsce w kadrze na Igrzyska Olimpijskie.

Mężczyźni

Tytułu bronić będzie Birhanu Legese. Wygraną na ulicach Tokio dał mu wynik 2:04:48. W swojej karierze Etiopczyk biegał już znacznie szybciej, jesienią ubiegłego roku w Berlinie uzyskał 2:02:48, co jest jego rekordem życiowym. Dodajmy, że jest to też trzeci rezultat w historii męskiego maratonu. Szybciej biegli tylko Kenijczyk Kipchoge i Etiopczyk Bekele.

W zaproszonej stawce jest aż ośmiu zawodników z rekordami życiowymi poniżej 2:05:00. Prym wiodą Etiopczycy jak Getaneh Molla - zwycięzca maratonu w Dubaju w 2019 roku z czasem 2:03:34, czy też Sisay Lemma - triumfator Orlen Warsaw Marathonu z 2013 roku oraz Maratonu Wiedeńskiego w 2015 roku. Kilka miesięcy temu w Berlinie Lemma uzyskał swój najlepszy czas w karierze - 2:03:34.

O kolejną wygraną w Tokio powalczy Kenijczyk Dickson Chumba, który najwyraźniej lubi startować w japońskiej stolicy. Zwyciężał tam w 2014 oraz 2018 roku, trzy zajmował trzecie miejsce. Jego najlepszy wynik w karierze to 2:04:32 z 2014 roku.

Jak poinformowali organizatorzy, pierwsza grupa zawodników będzie prowadzona przez pacemakerów (do 30. kilometra) na złamanie 2:03:00. To oznaczałaby atak na rekord imprezy. Obecny to 2:03:58 i należy do Kenijczyka Wilsona Kipsanga, który nie tak dawno został zawieszony za naruszenia dopingowe.

Druga grupa ma biec na wynik 2:04:40-2:05:30.

Wśród „zająców” będzie m.in. Kenijczyk Reuben Kipyego, który sprawił niespodziankę wygrywając maraton w Abu Zabi.

Pacemaker wygrał maraton w Abu Zabi! Zarobił...

Miejscowi kibice będą się emocjonować walką między dwoma najlepszymi japońskimi maratończykami - rekordzistką krają Suguru Osako (2:05:50) i Yuta Shitatą (2:06:11). Stawką jest tu ostatnie wolne miejsce w męskiej zespole japońskich maratończyków. Surowe krajowe eliminacje były rozgrywane we wrześniu ubiegłego roku.

Tylko najlepsi. Japońscy maratończycy walczyli o domowe Igrzyska

Najlepsza dwójka wśród kobiet i mężczyzn zapewniła sobie udział w igrzyskach z kwalifikacji. Teraz trwa walka z czasem, dosłownie. Tylko wynik poniżej 2:05:49 da przepustkę na Igrzyska. Tak ustaliła Japońska Federacja Lekkoatletyczna. Jest o co walczyć, bo za nowy rekord Japonii zawodnicy mogą otrzymać 100 milionów jenów, czyli ponad 910 tys. dolarów amerykańskich.

Kobiety

Wśród kobiet, sukces z ubiegłego roku będzie chciała powtórzyć Ruti Aga, która wygrała z czasem 2:20:40. Najszybciej w karierze Etiopka pobiegła dwa lata temu w stolicy Niemiec, gdy uzyskała wynik 2:18:34, co dało jej wtedy drugie miejsce. W tym sezonie zawodniczka startowała już podczas silnie obsadzonego półmaratonu w Houston, gdzie zajęła 6. miejsce z rezultatem 1:08:25.

W opublikowanym zestawieniu elity jest w sumie pięć zawodniczek z wynikami poniżej 2:20:00. Apetyt na wygraną z pewnością ma Etiopka Birhane Dibaba - zwyciężczyni Maratonu Tokijskiego z 2015 roku. Zawodniczka ta legitymuje się życiówką 2:18:46. Wynik ten dał jej wygraną w grudniu zeszłego roku w Walencji.

Nie można też nie wspomnieć o reprezentantce Izraela Lonah Chemtai Salpeter, która w 2019 r. w Pradze wygrała z życiówką 2:19:46.

14. Maraton Tokijski zaplanowano na 1 marca. Impreza zaliczana jest do cyklu Abbott World Marathon Majors, skupiającego najbardziej prestiżowe maratony świata. I choć w składzie elity nie ma Polaków, to z pewnością biało-czerwonych nie zabraknie na japońskiej trasie.

Faworyci 14. Maratonu Tokijskiego:

  • LEGESE, Birhanu (ETH) 2:02:48
  • MOLLA, Getaneh (ETH) 2:03:34
  • LEMMA, Sisay (ETH) 2:03:36
  • MENGSTU, Asefa (ETH) 2:04:06
  • CHUMBA, Dickson (KEN) 2:04:32
  • LEMI, Hayle (ETH) 2:04:33
  • EL ABBASSI, El Hassan (BRN) 2:04:43
  • EKIRU, Titus (KEN) 2:04:46
  • KIPRUTO, Amos (KEN) 2:05:43
  • KAROKI, Bedan (KEN) 2:05:53
  • ADBI, Bashir (BEL) 2:06:14
  • OSAKO, Suguru (JPN) 2:05:50
  • SHITARA,Yuta (JPN) 2:06:11
  • INOUE,Hiroto (JPN) 2:06:54

Kobiety

  • AGA, Ruti (ETH) 2:18:34
  • DIBABA, Birhane (ETH) 2:18:46
  • AIYABEI, Valary (KEN) 2:19:10
  • CHEMTAI SALPETER, Lonah (ISR) 2:19:46
  • GIRMA, Tigist (ETH) 2:19:52
  • GEBRU, Azmera (ETH) 2:20:48
  • DEMISE, Shure (ETH) 2:20:59
  • CHEPYEGO KAPTICH, Selly (KEN) 2:21:06
  • ESHETE, Shitaye (BRN) 2:21:33
  • LEMA, Marta (ETH) 2:22:35
  • ASEFA KEBEDE, Sutume (ETH) 2:23:31
  • TEFERI, Senbere (ETH) 2:24:11
  • DEELSTRA, Andrea (NED) 2:26:46
  • CLIFF, Rachel (CAN) 2:26:56

Pełny skład elity biegu:TUTAJ

RZ


„Odmrożenia to efekt zaniedbanie zarządzania samym sobą” - Maciej Żyto już po szkoleniu na Jukonie. Nadaje z Whitehorse

$
0
0

Na Jukonie zakończyło się właśnie szkolenie dla zawodników Yukon Arctic Ultra. Od czasów zawodnika, który pobiegł w szortach, Włocha, który w wyniku odmrożeń stracił obydwie nogi i ręce oraz Anglika, który do domu wrócił z niekompletną stopą i kilku innych wypadków, udział w szkoleniach stał się obowiązkowy.

W piątek ok. 19:30 polskiego czasu na starcie 483-kilometrowego biegu stanie dwóch Polaków, ale tylko jeden z nich był na szkoleniu. Konrad Jędraszewski takie szkolenie ukończył przed swoim pierwszym startem w YAU. Teraz już nie musiał tego powtarzać. Dla Macieja Żyto jednak wszystko jest nowe. Udziału w szkoleniu nie mógł się doczekać. Na miejscu zawodnicy zamieszkali w domkach i namiotach 100 km od Whitehorse.

– Są ogrzewane kozami, a warunki jak na obozie harcerskim – donosi z Jukonu Maciej Żyto.

– Główna informacja, przekazywana na szkoleniu, to fakt, że mamy ogromny wpływ na nasze bezpieczeństwo i na to, czy ten bieg ukończymy. Prowadzący wykłady powtarzał : “frostbites are the failure of personal administration” („odmrożenia to efekt zaniedbanie zarządzania samym sobą”) – mówi Maciej.

Jednak polski zawodnik nie chłonie jedynie teorii. Miał również okazję przetrenować warunki biegu w boju.

– Najwartościowszym elementem szkolenia była wycieczka, która imitowała warunki startowe. Ciągnąc sprzęt na saniach (tzw. pulce), poszliśmy w teren. Ruszyliśmy o 17:00, czyli z końcem dnia. Po ok 2 godzinach marszu samodzielnie stawialiśmy swój namiot albo bivi (płachta biwakowa lub jednoosobowy namiot trekkingowy – red.), gotował wodę, robił posiłek. Po jedzeniu, przyszła pora na sen. O 1:00 pobudka i zwijanie obozu – opisuje Maciej.

W czasie szkolenia zawodnicy uczyli się również układania planu na bieg - jak obrać odpowiednie tempo, jak często pić, jeść, jak planować czas na sen. Szkolenie toczyło się w temperaturze minus 20 stopni. Teraz termometry w Whitehorse wskazują 15. kreskę poniżej zera.

– Nie było ekstremalnych warunków. Będąc tutaj kilka dni, 20-stopniowy mróz staje się normalnością. Człowiek zaczyna się znacznie lżej ubierać, niż na początku. To fenomen adaptacji do warunków – przekonuje Maciej, który kurs ocenił bardzo wysoko, a przy okazji poznał innych uczestników i zachwycił się atmosferą.

Na dystansie 300 mil już jutro wystartuje 18 biegaczy. Trzech zawodników pokona ten dystans innymi metodami: na nartach lub na rowerze. W tym roku 300 mil to najdłuższy bieg imprezy.

IB


Gdzie startujesz? Jak trenujesz? Daj się poznać [ANKIETA]

$
0
0

Zapraszamy do wypełnienia Noworocznej Ankiety Biegowej.

Dzięki przekazanym przez Ciebie informacjom będziemy w stanie dostarczać lepsze treści do portalu www.festiwalbiegow.pl i tworzyć nowe wydarzenia biegowe, wypływające bezpośrednio z oczekiwań biegaczy.

>>> PRZEJDŹ DO ANKIETY <<<<

Ankieta jest całkowicie anonimowa. Jej wypełnienie zajmie tylko kilkadziesiąt sekund.

Dziękujemy za poświęcony czas!

Fundacja „Festiwal Biegów”


Gospodarze lekkoatletycznych MP już z nominacjami PZLA. Maratońska zagadka wciąż bez rozwiązania

$
0
0

W środę w Centrum Olimpijskim wręczono nominacje organizatorom lekkoatletycznych mistrzostw Polski w 2020 roku. Wciąż nie wiadomo, gdzie odbędzie się najważniejszy z biegowych czempionatów – Mistrzostwa Polski w Maratonie Mężczyzn.

Mistrzowski kalendarz PZLA na 2020 r. 

Problemy z organizacją maratońskich mistrzostw rozpoczęły się wraz z zamieszaniem wokół tegorocznej edycji ORLEN Warsaw Marathonu. To właśnie bieg w stolicy, odbywający się dotąd zawsze w kwietniu, od kilku lat gościł najlepszych polskich biegaczy na królewskim dystansie. Dziś nic nie wskazuje, by te zawody miały odbyć wiosną.

[AKT.] ORLEN Warsaw Marathon 2020 „w nowej formule”. Jeden maraton w stolicy?

W PZLA ruszyły poszukiwania nowego gospodarza mistrzostw. W grę wchodzi kilka miast jak Kraków, Łódź, Gdańsk czy Dębno. To ostatnie zorganizuje 40. Mistrzostwa Polski w Maratonie Kobiet, choć na ceremonię do Warszawy nie dotarł żaden z przedstawicieli gospodarza imprezy. Jak usłyszeliśmy, decyzja co do organizacji mistrzostw Polski w maratonie mężczyzn ma zapaść „wkrótce”.

Kto, jeśli nie Warszawa, zorganizuje 90. MP w maratonie? Dębno, Kraków, Łódź, Gdańsk…

- Będziemy to jeszcze rozpatrywali. Decyzja nie jest podejmowana jednoosobowo, tu musi wypowiedzieć się Dział Techniczny, który analizuje wiele tematów, jak np. miejsca zakwaterowania. Wtedy będziemy ogłaszać kto zostanie gospodarzem. Myślę, że zdążymy to zrobić wkrótce, jeszcze przed Halowymi Mistrzostwami Polski Juniorów (14-16 lutego - red) - powiedział nam Henryk Olszewski, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

W 2019 r. najdłużej ważyły losy Mistrzostw Polski w Biegu Ulicznym na 10 km Kobiet. Ostatecznie impreza odbyła się w Poznaniu podczas Biegu Niepodległości.

Anna Gosk mistrzynią kraju na 10 km! Ponad 11 tys. na mecie Biegu Niepodległości [ZDJĘCIA]

W tym roku panie znów powalczą o medale MP w stolicy Wielkopolski, ponownie podczas Biegu Niepodległości. Tradycyjnie już mężczyźni na tym dystansie rywalizować będą w Gdańsku w ramach Biegu św. Dominika, a stosowną nominację odebrał dziś w stolicy dyrektor imprezy Stanisław Lange.

RZ


Halowe Mistrzostwa Świata odwołane! Kolizja z Toruniem? W przyszłym roku dwie wielkie imprezy

$
0
0

Tegoroczne Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce nie odbędą się! Dziś wieczorem World Athletics podjął decyzję, że zaplanowane na 13-15 marca zawody w chińskim Nankinie zostaną przełożone na marzec przyszłego roku.

Powodem jest, oczywiście, rozprzestrzeniający się z Chin koronawirus, trudny do przewidzenia rozwój powodowanej przez niego choroby i wynikające z tego obawy o bezpieczeństwo zawodników.

"Wiemy, że Chiny robią wszystko, co w ich mocy, aby powstrzymać nowego koronawirusa i wspieramy je we wszystkich wysiłkach, naszym obowiązkiem jest jednak zapewnienie sportowcom, federacjom członkowskim i partnerom jasnej przyszłości w bardzo szybko zmieniających się okolicznościach"– głosi komunikat opublikowany na stronie World Athletics.

"Zespół medyczny Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej, po konsultacjach ze Światową Organizacją Zdrowia, zaleca odwołanie wszystkich dużych imprez na terenie Chin".

World Athletics rozpatrywał możliwość przeniesienia Halowych Mistrzostw Świata (wczoraj na onet.pl wiceprezes PZLA Tomasz Majewski mówił o możliwości rozegrania zawodów w Wielkiej Brytanii lub Katarze), ale "ze względu na obawy o rozprzestrzenianie się wirusa w świecie i możliwość kolejnego odwoływania imprezy, postanowiono całkowicie odwołać tegoroczne HMŚ i rozegrać je w przyszłym roku" – czytamy na worldathletics.org.

"Sezon halowy jest bardzo krótki, kończy się z ostatnim dniem marca i w takim terminie 2021 roku muszą się odbyć zawody"– głosi komunikat. Oznacza to, że w przyszłym roku sezon halowy będzie niezwykle atrakcyjny dla lekkoatletów z Europy. W przeciągu najwyżej 3 tygodni czeka ich walka najpierw o medale mistrzostw kontynentu (HME 2021 odbędą się w Toruniu w dniach 5-7 marca), a następnie o trofea światowe. Kiedy i gdzie - jeszcze nie wiadomo. "Chcielibyśmy, żeby gospodarzem pozostał Nankin, który poniósł już ogromne koszty i wysiłki organizacyjne" – głosi komunikat World Athletics.

Piotr Falkowski

źródło World Athletics


Pierwszy taki projekt na świecie. UltraTrojaczki pobiegną do serca Sahary

$
0
0

Kilkanaście miesięcy temu Rafał Bielawa, biegowy rekordzista Głównego Szlaku Beskidzkiego, zdradził na Forum Sport-Zdrowie-Pieniądze Festiwalu Biegowego w Krynicy, że jego kolejnym wielkim celem będzie pokonanie słynnego G10 w Pirenejach, szlaku długości 880 km z 50 tysiącami metrów przewyższenia. To wyzwanie wyznaczył sobie na rok 2020.

FSZP Parówki i bita śmietana. Rafała Bielawy sposób na Główny Szlak Beskidzki

Kaszub z Wrocławia, który za tydzień skończy 47 lat, zacznie jednak ten sezon innym, też spektakularnym, wyzwaniem. Wraz ze swym Ultrabliźniakiem Kamilem Klichem oraz Piotrem Hercogiem pobiegnie do samego serca Sahary, największej pustyni świata.

Jestem szczęśliwy! I nigdy nie wrócę na GSB. Rafał Bielawa, rekordzista Głównego Szlaku Beskidzkiego

– Pomysłodawcami i organizatorami biegu są ludzie fascynujący się Saharą, wspierani od lat przez firmę Joniec. Uznali, że trasę odbywających się tam rajdów motorowych można by pokonać biegiem – zdradził nam genezę wyzwania Rafał Bielawa. – Zaczęli rozglądać się za potencjalnymi wykonawcami. Ktoś ich skierował do Kamila Klicha, przez niego trafili do mnie, a ja zwróciłem się z propozycją wspólnego biegu do Piotrka Hercoga.

– Tak powstał nasz tercet, nazwijmy to, "zawodowy". Miało biec z nami jeszcze dwoje amatorów, ale ostatecznie wycofali się z projektu i zostajemy we trzech. Trochę to utrudni zadanie, bo w pełnym założonym składzie byłoby nieco łatwiej dostosowywalibyśmy tempo do towarzyszących nam dziewczyny i chłopaka, a tak zapowiada się niezła wyrypa – śmieje się Bielawa.

– Współpracujący przy organizacji wyzwania "lokalesi" twierdzą, że w ciągu dnia nie mamy szans przebiec więcej niż 20 kilometrów. Nasze zadanie to jednak... 4 dni po 40 kilometrów, a ze względu na samochody, które będą nam asystowały, możemy biec jedynie w ciągu dnia, gdy jest widno. Zobaczymy, kto będzie górą – mówi Rafał.

Skąd taka skala trudności? Od lat przecież na Saharze jest rozgrywany Maraton Piasku, którego uczestnicy przez 6 kolejnych dni przebywają dystans zbliżony do maratonu. – Zawody są zwykle organizowane w bardziej cywilizowanych rejonach Sahary, a trasy łatwiejsze niż to, czym pobiegniemy my. Nawet wspomniany Marathon des Sables biegnie utwardzonymi szutrami. Naszym szlakiem będzie natomiast głęboki, grząski piach, pobiegniemy wszak do samego serca Sahary – opowiada biegacz z Wrocławia.

– To będzie pierwszy na świecie ultramaraton w całości poprowadzony przez ocean saharyjskich wydm  – deklarują organizatorzy. – Trzej śmiałkowie wyruszą z Café Tembaine, gdzie są największe wydmy na Saharze, poprzez słone jeziorka Lac Erreched i położony w sercu pustyni Sif Essouane z powrotem do Tembaine. – Trasa liczy sobie 100 mil długości, ale w rzeczywistości będzie to dużo, dużo więcej, bo szlak przebiega w całości przez kopny, pustynny piach. Celem jest pokonanie niezdobytego dotąd biegowo terenu Wielkiego Ergu Wschodniego w Tunezji i dotarcie do Serca Sahary – mówią pomysłodawcy.

Tę zapowiedź potwierdza Rafał Bielawa. – Tam nawet terenowy, przystosowany do jazdy po pustynnych wydmach samochód, czasami pokonuje 2 kilometry przez półtorej, nawet dwie godziny – śmieje się biegacz. – Będziemy w tym terenie prawdziwymi "naturszczykami"– zdradza biegacz. – Tylko Piotrek Hercog biegał kiedyś w Maroku, ale to też był nieco inny teren. My z Kamilem nie mamy żadnego doświadczenia w takim piachu. Zrobiliśmy jedynie dwa treningi na Pustyni Siedleckiej niedaleko Częstochowy. Jest trochę piasku i jedna większa górka, ale łatwo sobie wyobrazić, co ta nasza polska pustyńka ma wspólnego z Saharą – śmieje się Bielawa. – Cieszę się tylko, że dzięki przedsięwzięciu udało mi się poznać całkiem nowy, fajny teren w Polsce.

Będzie to zatem dla naszych znakomitych ultrasów całkowicie nowe, a przez to wyjątkowo trudne, wyzwanie biegowe. – Jestem dobrej myśli. Od trzech miesięcy mocno trenuję, po sezonie ubiegłorocznym, w którym długo walczyłem z kontuzją, nic mi wreszcie nie dolega. Wylatujemy z Krakowa w niedzielę 22 marca, lądujemy w Tunisie, skąd organizatorzy przewiozą nas do Café Tembaine. A stamtąd w czwartek 26.03 ruszamy na trasę – mówi Rafał Bielawa.

– Większość niemałych kosztów wyprawy pokrywają organizatorzy i sponsorzy z firmy Joniec, ale my też się dokładamy. Jeśli więc jeszcze jakiś sponsor chciałby nas wesprzeć i pokazać się przy spektakularnym wyzwaniu, gorąco zachęcamy, będziemy bardzo zobowiązani – apeluje rekordzista Głównego Szlaku Beskidzkiego.

Piotr Falkowski


Jest trasa 13 . PKO Poznań Półmaratonu

$
0
0

Organizatorom 13. PKO Poznań Półmaratonu udało się utrzymać zeszłoroczny format trasy.

Start i pierwsze 7 km prowadzić będzie ulicą Grunwaldzką, następnie biegacze będą kierować się na 3-kilometrowy odcinek ulicą Hetmańską dobiegając do niej uprzednio przez ul. Jugosławiańską, Ściegiennego i Arciszewskiego. Przed wiaduktem na ul. Hetmańskiej biegacze zbiegną w dół kierując się do poznańskiego Dębca, z którego wbiegną na kolejną, długą, bo prawie 4-kilometrową prostą prowadzącą do centrum miasta.

Ostatnie 3 km to bieg przez ścisłe centrum miasta ul. Solną, al. Niepodległości, mostem Uniwersyteckim, Rondem Kaponiera. Meta czeka na biegaczy na Placu Marka na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.

(kliknij by powiększyć)

Na bieg 21,097 km ulicami Poznania zdecydowało się już ponad 5 000 zawodników, wśród nich m.in. mistrzyni olimpijska Natalia Madaj-Smolińska. Start 5 kwietnia.

Strona imprezy: www.halfmarathon.poznan.pl

źródło: POSiR



Ultrasi, wojskowi, lekarze... Uczestnicy World Marathon Challenge 2020

$
0
0

Już 6 lutego na starcie World Marathon Challenge staną reprezentanci 15 narodowości. Przeglądnęliśmy listę startową tegoroczne edycji tego prestiżowego (ultra)maratońskiego wyzwania.

7 maratonów w 7 dni na 7 kontynentach najliczniej będą pokonywali Amerykanie. Pobiegnie m.in. Brian Cronin, który zbiera pieniądze dla towarzystwa onkologicznego. Kwestie onkologiczne przywiodły na start także Keri Mandell, trenerkę crossfitu i jogi, która pobiegnie dla swojego zmarłego na raka ojca. Sama również miała epizod nowotworowy. Biegaczką jest od 8 lat. W tym czasie zdążyła już zaliczyć całą wielką szóstkę maratonów.

Charytatywnie biegnie również jedyna reprezentantka RPA w stawce Nonthutuko Mgabhi. W ciągu 5 lat zaliczyła 50 maratonów i 15 ultramaratonów. Regularnie startuje w Comrades Marathon. Oprócz biegania i pracy, angażuje się również w pomoc dzieciom z terenów wiejskich. Jej start w wyzwaniu służy zebraniu funduszy na remont szkoły. Przy okazji ma szansę zostać pierwszą kobietą z Południowej Afryki i pierwszą Afrykanką na mecie WMC.

Jednego reprezentanta będą miały także Filipiny. Doktor Potenciano Larrazabal III to chirurg okulista, który startem chce zebrać pieniądze na organizację charytatywną zajmującą się tą tematyką. Biega od 14 lat. Do tej pory przekroczył linię mety 61 maratonów.

Z Danii na tę biegową wyprawę wyruszy Kristina Madsen - ultramaratonka, biegaczka trailowa, która zanim zaczęła biegać, była bokserką. Biegała po pustyniach, zrobiła również FKT (najszybszy znany wynik) na Kilimandżaro. Dunka weźmie udział w WMC po raz drugi. Startowała również przed rokiem.

Nie ona jedna nie zamierza poprzestać na jednym starcie. Amerykanka Linda Carrier, która jest diabetyczką typu 1, również biegła już przed rokiem. 57-latka, swoimi wyczynami udowadnia, że cukrzyca, którą zdiagnozowano u niej w wieku 14 lat, nie przeszkadza jej w osiąganiu sukcesów. W 2015 r. zrobiła World Marathon Majors. Realizuje pomysł pokonania maratonu w każdym stanie, a teraz po raz drugi wybiera się na 7 kontynentów.

Debiutantem nie jest również Brytyjczyk Luke Wigman. Weteran RAFu podczas drugiej tury w Afganistanie stanął na minę. Wiele operacji i miesięcy rehabilitacji później wrócił do zdrowia, ale już nie do wojska. Jako weteran został biegaczem. Ukończył maratony na obydwu biegunach. W 2017 r. zaliczył 7 maratonów na 7 kontynentach w 7 dni po raz pierwszy.

W sumie dziewięcioro biegaczy będzie jedynymi reprezentantami swojego kraju. Po Amerykanach, największą grupę stanowią Brytyjczycy (5 uczestników) i Chińczycy (5). Wśród Azjatów znalazł się m.in. Junsong Zhu, który w 2018 r. ukończył Antarctic Ice Marathon. Zhu biega od 2013 r. Zaczął, by poradzić sobie z nadwagą. Trzy lata później miał na koncie pierwszy maraton, a później zaczął szukać biegowych wyzwań. Najnowszym ma być właśnie WMC.

Kibice w Australii i Polsce będą mieli po trzech biegaczy do kibicowania.

Wyzwanie! 3 Polaków wśród 42 zawodników i 7 maratonów na 7 kontynentch w 7 dni

Do samolotu, który będzie domem biegaczy na 7 dni, wsiądzie również dwóch Francuzów: Oliwier Thiriet, który wcześniej zaliczył biegi na 4 pustyniach, oraz Philippe Richet - Spartathlończyk, członek klubu Gram Slam Desert i triathlonista.

 
 
 
 

 

Biegacze przyjadą z różnych stron świata. O udziale w WMC marzyli latami, zbierali fundusze, trenowali. 6 lutego staną na Antarktydzie. Dla wielu z nich to właśnie ten kontynent był motywacją, by podjąć się wyzwania. Niektórzy w celach charytatywnych, inni dla życiówki, ale wszyscy dla biegowej przygody.

IB


"Postaw suty w lutym”. Pół tysiąca śmiałków na starcie!

$
0
0

Już 1 lutego w Spalonej (okolica PTTK Jagodna w Górach Bystrzyckich na Dolnym Śląsku) odbędzie się trzecia edycja wyjątkowego wydarzenia edukacyjno-rekreacyjnego pn. „Postaw suty w lutym”. To największa i jedyna tego typu impreza rekreacyjno-zdrowotna w Polsce.

Na listach startowych widnieje już 500 nazwisk, a miejsca wyprzedały się długo przed wydarzeniem! - informują organizatorzy

Uczestnicy mają do pokonania trasę o długości 7 km w... samych strojach kąpielowych!

Organizatorem i pomysłodawcą wydarzenia jest Polskie Stowarzyszenie Nordic Walking przy współpracy Schroniska PTTK Jagodna. Uczestnicy mają do wyboru jedną z 4 aktywności: bieg, nordic walking, narty biegowe lub marsz / bieg psem.

W tym roku po raz pierwszy organizatorzy zgodnie określili, że głównym celem wspólnego stawiania sutów, oprócz świetnej zabawy, rekreacji, integracji i turystyki aktywnej, będzie promocja programu profilaktyki raka piersi i mammografii oraz badań przesiewowych, stosowanych w celu zmniejszenia umieralności na raka sutka.

- Od pierwszej edycji idziemy w kierunku promocji zdrowia poprzez hartowanie zimnem, czyli niską temperaturą (zima), śniegiem, lodem, zimną wodą... Trzecia edycja to jednak przełom w naszym postrzeganiu wspólnego stawiania sutów (będzie ich aż 1000!). Postanowiliśmy ukierunkować nasze działania i - w zgodzie z naszą nazwą - postawić na promocję programów profilaktycznych w zakresie raka piersi i raka sutka, które są bardzo ważne w społeczeństwie. Poprzez określenie tych celów chcemy jednocześnie pokazać, że suty to też ważne społeczne sprawy -informuje Paulina Ruta, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nordic Walking.

- Rozpoczęliśmy już rozmowy z Narodowym Funduszem Zdrowia w zakresie profilaktyki i mamy całkiem konkretne i realne plany na 202. Nasz pomysł spotkał się tam ze sporym zainteresowaniem!. Celem naszych rozmów w niedalekiej przyszłości jest też Ministerstwo Zdrowia. To będzie dla nas całkiem nowa i, mamy nadzieję, owocna współpraca - dodaje Piotr Kaczmarski, trener z PSNW.

Wśród partnerów wydarzenia jest Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego, na czele z Panem Marszałkiem - Cezarym Przybylskim, który objął nad wydarzeniem Patronat Honorowy.

Z ciekawostek: podczas wydarzenia zatrudnione będą dwie profesjonalne ekipy filmowe, które stworzą wyjątkowe pamiątki dla uczestników i organizatorów. Organizatorzy zaprosili także do współpracy DJ-a z mobilną sceną muzyczną, który stworzy dla uczestników wyjątkowy klimat muzyczny i skomponuje specjalną muzykę.

Gorące posiłki dla wszystkich uczestników (zupa wege) i gorące napoje (pyszna herbata) przygotuje znana już chyba w całej Polsce kuchnia schroniska PTTK Jagodna. Nad bezpieczeństwem uczestników czuwać będzie wykwalifikowana kadra medyczna.

Każdy uczestnik w ramach pakietu startowego (pakiety kosztowały od 35 zł do 50 zł w zależności od terminu płatności) otrzyma: piękny identyfikator na smyczy, ciepły posiłek i napój na mecie oraz wyjątkowy medal finishera, opiekę medyczną i przewodnika na trasie (1 przewodnik dla grupy).

Ponadto każdy otrzyma specjalną mini naklejkę promującą zdrowie i programy profilaktyczne. Chętni uczestnicy mogą wziąć udział we wspólnej, profesjonalnej rozgrzewce przy muzyce, którą przeprowadzą trenerzy z PSNW.

Na miejscu będzie możliwość zakupienia gorącej, pysznej kawy

Co ważne: podczas wydarzenia nie ma rywalizacji „na czas”. – To nie są zawody – podkreślają organizatorzy. Nie ma zajmowania miejsc, podium i walki. Jest za to zdrowa zabawa i nauka słuchania własnego organizmu. Uczestnicy mogą bowiem zakończyć swój bieg/marsz w dowolnym momencie i odebrać medal na mecie.

– Przy hartowaniu zimnem nie ma miejsca na rekordy i rywalizację. To jedynie i aż! sprawa dogadania się z samym sobą, zwrócenia uwagi na okoliczności przyrody i naturalnego obcowania z nią. To pogodzenie się ze niewygodnym stanem „wyjścia naszego organizmu ze strefy komfortu”. W dzisiejszych wygodnych czasach - to niezbyt częste, ale ... chętnie podejmowane wspólnie i grupowo zadanie! – podkreślają gospodarze imprezy.

– Postaw suty w lutym to nasze najważniejsze wydarzenie w roku. Organizacja i promocja zajmuje nam okrągły rok. Ciekawych pomysłów nam nie brakuje! – dodaje Paulina Ruta.

– Choć prognozy pogody w tym roku nas nie rozpieszczają, to po pierwsze: pogoda to rzecz na którą organizator nie ma żadnego wpływu, więc trudno tutaj wykazywać jakiekolwiek zmartwienie. Po drugie: klimat podczas naszego wydarzenia stworzą przede wszystkim: ludzie. Nie mamy zatem żadnych obaw, że to będzie wyjątkowy i przepiękny czas dla nas wszystkich - czas stawiania 1000 sutów! Do zobaczenia już w sobotę! – zaprasza Beata Drapikowska, instruktorka z PSNW.

Więcej o wydarzeniu: www.postawsuty.pl

źródło: PSNW


Wyposażenie obowiązkowe - "to nie jest durny wymysł organizatora"

$
0
0

Kilka podstawowych elementów wyposażenia, czasem lista rozrasta się do kilkunastu punktów. Mowa o wyposażeniu obowiązkowym. Taki punkt zawiera każdy regulamin biegu ultra i większości biegów górskich na krótszych dystansach. Dla sporej części biegaczy to oczywistość, dla niektórych wciąż wymysł organizatora i „zbędne obciążenie”.

Zazwyczaj takie listy zawierają w pierwszych punktach te same trzy elementy. Są to:

  • folia NRC,
  • naładowany telefon (niektórzy organizatorzy wymagają zapisanego numeru awaryjnego do siebie),
  • coraz częściej kubek / bidon.

W większości zestawów mowa także o:

  • dowodzie tożsamości,
  • gwizdku,
  • zapasie wody i / lub jedzenia,
  • oświetleniu w przypadku biegów nocnych i długich tras, gdzie istnieje możliwość kończenia zawodów po zmierzchu,
  • podstawowym wyposażeniu apteczki (najczęściej bandaż elastyczny i opatrunek jałowy),
  • niewielkiej kwocie w gotówce.

Część regulaminów wspomina o „odpowiednim obuwiu” i „ubraniu dostosowanym do pogody”. Niektórzy organizatorzy posuwają się do konkretnego wyliczenia: wiatrochronna kurtka, długie legginsy lub legginsy do kolan i długie skarpety, czapka / chusta, rękawiczki, długi rękaw. W skrajnych przypadkach w regulaminach znajdziemy dokładne specyfikacje odzieży – te dotyczą zwłaszcza kurtek przeciwdeszczowych, dla których wymagana jest konkretna wodoszczelność i oddychalność.

Po co to wszystko?

Wielu powie, że specjalnie, żeby skomplikować życie zwykłego biegacza. – Biegam w górach kilkanaście razy w roku, nie potrzebuję żadnego super sprzętu, wystarczy mi pas z bidonem. Przez biegi, których organizatorzy czepiają się wyposażenia obowiązkowego, musiałem kupić plecak. To dodatkowe obciążenie w trakcie biegu, dla mnie niepotrzebne – powiedział na kiedyś podczas zawodów jeden z biegaczy. Staliśmy akurat w kolejce do kontroli wyposażenia obowiązkowego przed startem i w tłumie słychać było więcej takich komentarzy.

To prawda, słynna folia NRC podczas zdecydowanej większości biegów do niczego nam się nie przyda. Są jednak sytuacje, kiedy może uratować życie – nasze lub czyjeś. W minionym roku podczas ŁUT jedna z zawodniczek doznała skomplikowanego złamania kończyn dolnych, które uniemożliwiało zmianę pozycji. Biegacze zareagowali natychmiast, sięgając do plecaków po swoje folie NRC, które pozwoliły poszkodowanej doczekać do przyjazdu karetki a później śmigłowca LPR.

Podobne sytuacje miały miejsce na przykład podczas Zamieci. I wcale nie potrzeba do nich wysokogórskich warunków i ekstremalnego mrozu. Przekonuje do tego Dominika Stelmach, która ostatnio podzieliła się z fanami swoją historią z Kamieńska:

„Na 23 kilometrze zaczęły się wymioty. Tu już było z górki! A ja ledwo szłam, zaczęłam przemarzać. Na 24 km ujrzałam grupę turystów i poprosiłam o pomoc. Drżałam, słaniałam się na nogach, ale pokazałam telefon alarmowy organizatora i poprosiłam o wyjecie folii NRC z plecaka. Próbowałam pić i jeść, ale wszystko zwracałam. Po 45 minutach dotarła karetka.”

W kolejnym wpisie zaapelowała:

„Proszę, pamiętajcie, wyposażenie obowiązkowe nie jest durnym wymysłem organizatorów. Może Wam lub innym uratować zdrowie, a nawet życie.”

Co więc powinniśmy posiadać w plecaku podczas biegu górskiego albo na długim dystansie - także treningowo?

Na pewno folię NRC, zapas wody, telefon (dobrze, by był w nim zapisany kontakt ICE). To bezwzględnie. Niewielka kwota gotówki zawsze może się przydać, jeśli z jakiegoś powodu będziemy musieli skorzystać ze schroniska/sklepu na trasie albo wrócić z dłuższego wybiegania autobusem, bo na przykład skręcimy kostkę. W tej sytuacji przyda się także kolejna szara eminencja z listy wyposażenia obowiązkowego, czyli bandaż elastyczny.

Jak to jest z egzekwowaniem wyposażenia obowiązkowego na zawodach?

Wciąż wielu organizatorów zamieszcza jego listę w regulaminie i… tyle w temacie. Reszta zależy od „dobrej woli” zawodników. Tej często brakuje czołówce, u której trudno dopatrzeć się plecaka albo kamizelki a ośmiopunktową listę wymaganego wyposażenia raczej trudno zmieścić w kieszeni legginsów.

Strategie organizatorów, którzy skrupulatnie sprawdzają wyposażenie są różne. Sprytną metodę zastosowali organizatorzy Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego. Wejście do strefy startu wygrodzili barierkami a w bramkach ustawili wolontariuszy, którzy mieli za zadanie sprawdzić, czy każdy zawodnik ma trzy wymagane przedmioty: koc ratunkowy, naładowany telefon i kubek lub bukłak. Brak każdego z nich skutkował doliczeniem kary czasowej.

Przeciwną strategię stosują organizatorzy bośniackiej setki Jahorina Ultra Trail. Tam na starcie wspomina się o wyposażeniu obowiązkowym, ale nikt go nie sprawdza. Co innego na mecie – każdy zawodnik musi zaprezentować czy faktycznie ma w plecaku wszystkie wymagane przedmioty, w przeciwnym razie grozi mu doliczenie karnych minut.

O kontroli wyposażenia obowiązkowego na UTMB opowiedziała nam Beata:

"Tam nie ma zmiłuj. Dostajesz losową listę, kiedy podchodzisz do sprawdzenia i wyjmujesz na tackę tylko te przedmioty, które akurat są na twojej liście. Ja miałam co innego do pokazania niż kolega. Sprawdzają również na trasie i nie ma, że nie wyjmiesz, czasem plecak trzeba przewalić, żeby pokazać jedna głupotkę" 

– zaznaczyła dodając, że na zawodach w Polsce najczęściej sprawdza się wyposażenie tylko przed startem.

"Ja jestem zawsze zniesmaczona, że wlokę ze sobą ciężary a mijają mnie ludzie z pustymi plecakami. Weryfikacja powinna być chyba na mecie. Jak nie masz, biegniesz na własną odpowiedzialność i jak cię sprawdzą na mecie to masz DNF"

Są organizatorzy, którzy wyposażenie sprawdzają… w biurze zawodów podczas wydawania pakietów. Autorka tekstu była uczestniczką dość absurdalnej sytuacji podczas dużej imprezy ultra w Polsce, nie mogąc odebrać pakietu dzień przed biegiem z powodu… braku długich legginsów na sobie.

"W jeansach chyba pani nie biegnie"

– twierdziła uparcie wolontariuszka, odmawiając wydania pakietu, mimo kompletnej kilkunastopunktowej listy wyposażenia obowiązkowego przed sobą. W końcu zasugerowała… pożyczenie legginsów od kogoś z kolejki i pakiet wydała. Następnego dnia na starcie, mimo siarczystego mrozu, nikt zawartości plecaków nie kontrolował a wiele osób pobiegło w ogóle bez nich.

Jedno jest pewne: niezależnie od wymagań organizatora i podejścia do ich egzekwowania, warto zawsze zabierać ze sobą podstawowe wyposażenie. Nawet jeśli jego większość do niczego nam się nie przyda. Być może tak będzie pięćdziesiąt razy a za pięćdziesiątym pierwszym folia NRC, telefon albo bukłak z wodą uratują życie nam lub innemu zawodnikowi.

PS. Aż nasuwa się pytanie: Ile razy wypełniliście dane ratunkowe na odwrocie numeru startowego?

KM


Aleksandra Bazułka: Lubię pokonywać stoki narciarskie na opak, czyli biec pod górę

$
0
0

Aleksandra Bazułka to jedna z nowych twarzy Buff Teamu. Na spotkaniu na Forum Sport Zdrowie Pieniądze podczas 10. Tauron Festiwalu Biegowego w Krynicy szefowie zespołu zapowiedzieli, że do gwiazd polskiego biegania ultra wkrótce dołączy sześcioro utalentowanych biegaczy.

Jedną z nich okazała się właśnie Bazułka. Pozostali to Karolina Smolarczyk, Monika Węgrzyn, Regina Piechowska, Michał Dudczak i Marcel Broj.

Dlaczego biegasz?

Aleksandra Bazułka: Moja relacja z bieganiem jest trudna do wytłumaczenia. Zawsze byłam aktywna, dużo ćwiczyłam, jeździłam na rowerze, rolkach i na ukochanych nartach. Poszłam na dziennikarstwo, jako niespełniony sportowiec. Zaczęłam pisać, robić zdjęcia na konkursach skoków narciarskich i innych dyscyplinach. W 2017 roku zapisałam się na Barbarian Hill. Wygrałam bez żadnego problemu. Stwierdziłam, że idę w to. Będę pokonywać stoki narciarskie na opak, czyli pod górę.

Wkrótce przeprowadziłam się do Krakowa, z wielką nieśmiałością poszłam na sekcję lekkoatletyczną AZS Uniwersytetu Jagiellońskiego i zostałam. Tam była świetna ekipa, dzięki której uwierzyłam w siebie. W 2018 roku pomykałam już po górach, które kocham nad życie. Pewnie nieraz ktoś usłyszał ode mnie, że nie lubię biegać. Samo bieganie po ulicy jest dla mnie okrutnie nudne. Jeśli dodamy jednak do tego góry, błoto, kamienie, trudności i nieprzewidywalność, wychodzi nam obraz prawdziwego sportu. Lubię takie „upodlenie". Biegi górskie traktuję bardzo serio.

Mówisz, że głównie lubisz biegać pod górę i to raczej na krótszych dystansach…

Biegi alpejskie to jest to, choć czasem śmieję się, że lepiej idzie mi to, na czym nie do końca się skupiam - półmaratony. Nie biegam dłuższych dystansów. 26 km w Bieszczadach to był wyjątek. Uważam, że to jeszcze nie czas, a inna sprawa, że nie do końca przekonuje mnie filozofia ultramaratonów.

W tym roku skupię się właśnie na biegach alpejskich. Będą też pierwsze starty zagraniczne. Pojawię się na Sztafecie Górskiej w Kudowie-Zdroju, pobiegnę w Szczawnicy, wystartuję na 20 km w ramach Lavaredo Ultra Trail, na Kasprowym, podczas Biegów z Sokołem i nie odpuszczam skoczni, czyli zawodów z cyklu Red Bull 400. W szerokim planie jest też start podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy w Runku Run na 22 km. Pojawię się również na mistrzostwach Polski w stylu alpejskim.

W ubiegłym roku byłaś też na Festiwalu Biegowym i pobiegłaś na Jaworzynę. Jakie wrażenia z Krynicy?

Tauron Festiwal Biegowy to spora impreza. Byłam w ubiegłym roku głównie, jako kibic. Wbiegłam co prawda na Jaworzynę, ale był to element układanki treningowej przed startem na Kasprowy Wierch i nie byłam wypoczęta. Cały sierpień i przełom września to był czas, gdy nie czułam się najlepiej. W Krynicy mimo wszystko przekonałam się, że jest duża poprawa pomimo tylko trzeciego miejsca. Oczywiście chciałabym przyjechać ponownie. Ładną macie tam scenę i chętnie bym na nią wskoczyła.

W Krynicy Buff Team ogłosił, że zamierza powiększyć zespół o młodych i utalentowanych biegaczy. Jak to się stało, że zostałaś jednym z nich?

Na tym samym festiwalu byłam zdołowana po swoim starcie, że w takim tempie, to ja nie dostanę się do żadnego teamu do 2030 roku. Moim celem w minionym roku było reprezentowanie barw jakiejś drużyny. Ba! Zapisałam to nawet w postanowieniach. Skończyłam w lipcu studia i chciałam, żeby okienko obok mojego nazwiska nie pozostało puste. Zależało mi, aby to ktoś do mnie napisał, a nie ja, choć sportowe portfolio miałam gotowe na komputerze.

Tydzień po festiwalu wzięłam udział w mistrzostwach Polski vertical skyrunning i po tym starcie kilka osób powiedziało mi, żebym spróbowała wysłać zgłoszenie. Byłam „leciwa", jak na wymogi rekrutacji, ale niemalże zaraz po zawodach kliknęłam do Buffa. W październiku zmieniłam jeszcze start na 26 km w Bieszczadach. Czułam gdzieś w środku, że warto tam się pokazać. Intuicja mnie nie zmyliła. Nie znam kulis wyboru nowych twarzy, ale czymkolwiek kierowano, jestem bardzo wdzięczna, że padło na mnie.

Do tej pory współpracowałaś z Krzysztofem Bodurką. Czy jako część Buff Teamu zrezygnowałaś z tego trenera?

Nie. Każdy z nas właściwie trenuje ze swoim trenerem. Ja jestem pod okiem Krzyśka i za nic w świecie nie mam zamiaru tego zmieniać. Świetnie się dogadujemy, a on nie tylko zna się na bieganiu, ale przede wszystkim jest fajnym kumplem. Nie musi mi nawet mówić, że we mnie wierzy. Czuję, że tak jest. Na pierwszym spotkaniu, gdy pytał o moje cele, a ja przedstawiłam swoje ambicje, powiedział tylko: "Okey, działamy". Jestem mu wdzięczna, że wziął mnie pod swoje skrzydła.

To na co możesz liczyć, jako członek Buff Teamu?

Otrzymaliśmy pomoc w zakresie sprzętu i logistyki zawodów. Jeśli ktoś potrzebuje, może również liczyć na doświadczenie „starszych" zawodników. Na tym etapie wszystko jeszcze się kształtuje. Mamy za sobą wspólny wypad w góry, na którym staraliśmy się zintegrować. Będą też kolejne okazje do lepszego zapoznania. Na razie rozkręcamy się i zaczynamy pokazywać się w mediach społecznościowych. Na pierwszym miejscu są oczywiście sportowe plany i to, żeby cieszyć się z tego, co robimy. Nie ma żadnego ciśnienia. Atmosfera jest przyjazna i luźna, a "stara" gwardia przyjęła nas bardzo ciepło. Zresztą ja nie patrzę na nazwiska. Wiadomo, że każdy w biegowym środowisku zna Marcina Świerca i jego sukcesy. Fajna sprawa, że teraz biegamy w jednej drużynie. Oprócz tego, że szybko biega, robi też dobre naleśniki i owsianki, o czym przekonaliśmy się podczas teamowego wyjazdu.

Jakie starty będą najważniejsze w 2020 roku?

Wszystkie. Zawsze czuję stres na starcie. Oczywiście, że tam, gdzie w nazwie pojawia się słowo "mistrzostwa", napięcie lekko rośnie. Nie chcę zdradzać, co jest dla mnie priorytetem. To zatrzymuję w swoim serduszku.

AK

główne zdjęcie i ostatnie Golden Goat Production


Pachnie rekordem świata na 5 km. Joshua Cheptegei pobiegnie w Monako!

$
0
0

Małe księstwo znów ma apetyt na wielkie bieganie. Nad Lazurowe Wybrzeże przyjedzie jeden z najlepszych zawodników świata Ugandyjczyk Joshua Cheptegei, rekordzista globu w biegu ulicznym na 5 km. Monaco Run już 16 lutego.

Impreza zadebiutowała przed rokiem i to z wysokiego „C”. Wszystko za sprawą dwóch rekordów świata – Holenderki Sifan Hassan (14:44) i Szwajcara Juliana Wandersa (13:29). Sporo wątpliwości, wobec zmiany przepisów ówczesnego IAAF, wzbudził wynik Wandersa. Do tej pory bowiem oficjalne rekordy świata na 5 km nie były uznawane, w światowych tabelach funkcjonowały tylko „najlepsze czasy w historii”.

Julien Wanders i Sifan Hassan biją w Monako REKORDY ŚWIATA na 5 km! Szwajcar… pobiegł wolniej od rekordzisty Europy! [AKTUALIZACJA - wyjaśnienie IAAF]

Aktualny rekord świata w biegu na 5 km wynosi 13:22 i należy do mało znanego Kenijczyka Roberta Kettera.

Kenijski debiutant bije REKORD ŚWIATA w biegu ulicznym na 5 km! [WIDEO]

Niedawno szybciej pobiegł bardziej utytułowany rodak Kettera - Rhonex Kipruto. Atakując rekord świata na 10 km pierwszą „piątkę” pokonał w 13:18. Rezultat ten, pochodzący z międzyczasu, nie zostanie jednak uznany za rekord na 5 km. Według przepisów, musi być określone na jakim dystansie rozrywany jest bieg, by odnotować wyniki.

W Monako Joshua Cheptegei rozpocznie swój sezon. Zawodnik jest mistrzem globu w biegu na 10 000 m z Kataru. Jego najlepszy wynik na 5 km to 13:24. Rezultat ten dał mu wygrywaną podczas popularnego biegu Carlsbad 5000 w 2016 roku. Na bieżni biegał już szybciej, bo 12:57.41. Jeszcze w grudniu Ugandyjczyk ustanowił rekord świata na 10 km czasem 26:38, ale szybko go stracił na rzecz wspomnianego Kipruto.

Dodajmy, że to właśnie w amerykańskim Carlsbad Kenijczyk Sammy Kipketer uzyskał rezultat 13:00 – najlepszy w historii biegów ulicznych na 5 km. Rezultat z 2000 roku widnieje jednak już tylko w zestawieniach statystyków. Oficjalny rekord jest słabszy o 22 sekundy i kwestią czasu wydaje się, kiedy zostanie poprawiony.

Monako Run wystartuje 16 lutego. Wśród faworytów imprezy trzeba wskazać także Francuza Jimmy Gressiera – 22-latka, złotego medalistę mistrzostw Europy do lat U23 w biegach na 5000 i 10 000 m, oraz Liv Westphal - rekordzistkę kraju na 10 km z czasem 31:15. Z pewnością organizatorzy jeszcze mają jakiegoś asa w rękawie.

RZ


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>