Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Bogate plany Emelie Forsberg

$
0
0

Organizatorzy Skyrunner World Series zacierają ręce. Trzy miesiące przed rozpoczęciem cyklu kalendarz startów ogłosiła Emelie Forsberg i dominują w nim imprezy biegowe SWS.

Forsberg poświęciła poprzedni sezon na operację i rehabilitację po złamaniu w rejonie kolana i była rzadko widywana na biegowych trasach. W tym roku wystartuje co najmniej 9 razy.

 

31-letnia szwedzka biegaczka, prywatnie dziewczyna Kiliana Jorneta, rozpocznie sezon 27 maja maratonem Zegama-Aizkorri w hiszpańskim Kraju Basków. W Skyrunner World Series pobiegnie też na portugalskiej Maderze w Ultra Skymarathon Madeira (55 km), SkyRace Comapedrosa w Andorze (21 km), w 29-kilometrowym Limone Extreme SkyRace nad Jez. Garda w północnej Italii oraz w dwóch biegach z połączonej serii Extreme/Ultra: włoskim Kima Trophy i Glen Coe Skyline w Szkocji, gdzie będzie broniła tytułu.

W kalendarzu Emelie Forsberg są również mniej znane w Polsce biegi. Na przełomie lipca i sierpnia, szwedzka ultramaratonka, która ma w sportowym portfolio wiele zwycięstw i rekordów tras, pobiegnie w ojczyźnie we Fjallmarathonie na dystansie 43 km o przewyższeniu 2100 m. Forsberg wygrała ten bieg trzykrotnie, ostatni raz w 2014 r. Od tamtej pory palmę pierwszeństwa dzierży nieprzerwanie Ida Nilsson, zwyciężczyni m. in. ubiegłorocznej Transvulcanii.

Forsberg ma w planach także amerykański Pikes Peak i odbywający się w RPA Ottertrail. Tym biegiem na dystansie maratonu Szwedka planuje zakończyć sezon. Ottertrail nie jest długi, ale trasa o przewyższeniu 2600 m składa się z 11 wymagających podejść i wymaga 4-krotnego przekraczania rzeki. Uczestnicy otrzymują na mecie medale różniące się kolorem, w zależności od osiągniętego wyniku. Mało kto może tam pochwalić się czasem poniżej 4 godzin, ale mimo trudności wyzwania, chętnych do startu nie brakuje. Każdego roku lista startowa jest pełna.

IB


Adam Kszczot wciąż zwycięski. Obronił tytuł w Madrycie [IAAF World Indoor Tour]

$
0
0

Cykl IAAF World Indoor Tour dotarł do półmetka. W Madrycie kibice mogli zawołać głośno „¡Olé!” po występie Adama Kszczota. Natomiast Angelika Cichocka doświadczyła, co znaczy „mañana”.

Adam Kszczot przyjechał do stolicy Hiszpanii bronić tytułu zwycięzcy mityngu Villa de Madrid. Rok temu Polak pobił rekord zawodów wynikiem 1.46,38 min. Tym razem dwukrotny wicemistrz świata na otwartym stadionie wygrał z czasem 1.46,53. Bieg rozegrał w dobrze znanym stylu. Dał się wyszaleć rywalom, a rozpoczynając ostatnie okrążenie wyprzedził prowadzącą grupę po zewnętrznym torze i nie oddał już prowadzenia. Dzięki tej wygranej Kszczot objął samotne prowadzenie w cyklu World Indoor Tour w biegu na 800 m.

Nie było łez, wręcz przeciwnie – uśmiech i radość. Były za to pot i krew. Kilka godzin po zawodach polski mistrz „pochwalił się” na fejsbuku pamiątką z rywalizacji w Madrycie.

W słabszej serii 800 m, obsadzonej głównie hiszpańskimi zawodnikami, wystąpił Mateusz Borkowski, brązowy medalista Mistrzostw Europy Juniorów z 2015 r. 21-letni zawodnik RKS Łódź wygrał z wynikiem 1:47,75 min. Minimum na Halowe Mistrzostwa Świata (2-3 marca w Birmingham) wynosi 1:46,50.

Daniem głównym mityngu był bieg na 1500 m kobiet. Po udanym występie w Düsseldorfie, na kolejny dobry występ liczyła mistrzyni Europy z Amsterdamu Angelika Cichocka. Faworytką była oczywiście Genzebe Dibaba, polująca na prezent z okazji 27 urodzin.

Etiopka wygrała ze słabszym, jak na nią, wynikiem 4:02,43 min. Tym razem nie był to spektakl jednej aktorki, jak w Karlsruhe, gdzie Dibaba uzyskała najlepszy czas na świecie (3:57,45). Próbowała ją gonić Niemka Konstanze Klosterhalfen. Szarża kosztowała ją mnóstwo sił, ale zajęła drugie miejsce z wynikiem 4:04,72. Angelika Cichocka przekroczyła metę w okolicach 6-7 miejsca, ale do tej pory nie została przez organizatorów sklasyfikowana. Przy jej nazwisku w wynikach wciąż figuruje skrót DNS (did not start), mówiący o tym, że Polka nie brała udziału w biegu.

I jeszcze kilka zdań o starcie Polaków w Madrycie w konkurencjach technicznych. W skoku o tyczce wicemistrz świata Piotr Lisek zajął drugą lokatę z wynikiem 5,80 m. Tuż za nim Paweł Wojciechowski, który jednak skoczył tylko 5,65 m. Mistrz świata z Deagu wciąż walczy o minimum na mistrzostwa w Birmingham. Wracający po kontuzji Robert Sobera nie zaliczył żadnej wysokości.

Wygrał Grek Konstadinos Filippidis, który w kontrowersyjnych okolicznościach (przytrzymał poprzeczkę na stojakach) pokonał wysokość 5,85 m. W klasyfikacji generalnej cyklu IAAF World Indoor Tour prowadzi Piotr Lisek.

W kuli drugi był Michał Haratyk, który pchnął na odległość 20,96 m. Konrad Bukowiecki był szósty (19,48 m), a wygrał lider światowych list Czech Tomas Stanek, który posłał kulę na odległość 21,69 m.

7 miejsce w trójskoku zajęła Anna Jagaciak-Michalska. Jej wynik to 13,53 m, a minimum na mistrzostwa świata wynosi 14,30 m, zatem Polka wciąż walczy o wypełnienie wskaźnika. W Madrycie najlepsza była Rosjanka występująca pod neutralną flagą Wiktoria Prokopienko.

Czwarte zawody w cyklu IAAF World Indoor Tour - 10 lutego w Bostonie.

RZ, Piotr Falkowski

Nie ma, nie ma wody... w Kapsztadzie. Two Oceans Marathon na sucho

$
0
0

Wyobrażacie sobie bieg na 56 km z mocno ograniczonym dostępem do wody? I brak możliwości wykąpania się na mecie? To właśnie czeka uczestników Two Oceans Marathon, który odbędzie się pod koniec marca w Kapsztadzie.

Od kilku dni w najstarszym mieście Republiki Południowej Afryki panują obostrzenia w zużyciu wody. Na osobę przypada maksymalnie 50 litrów dziennie. Dotyczy to również biegaczy-turystów, którzy przyjadą na kultowy ultramaraton do RPA z całego świata. Według wyliczeń CNN, 50 litrów to niezwykle mało. 90-sekundowy prysznic to już 15 litrów, jednorazowe spuszczenie wody w toalecie to 9 l, a psia miska oznacza kolejny litr.

Mimo tych problemów, bieg odbędzie się zgodnie z planem. Biegacze dostaną do picia oczyszczoną wodę źródlaną, będą musieli jednak mocno ograniczyć się z higieną. Na profilu biegu, uczestnicy przekazują sobie rady, jak zachować czystość w tej niecodziennej sytuacji. Bardzo popularne stały się nawilżane chusteczki, szampony do mycia włosów na sucho oraz płyny antybakteryjne niewymagające używania wody.

Wszystko dlatego, że na maj jest przewidziany „Dzień Zero”, w którym wody w mieście po prostu zabraknie. Problem zaczął się w 2015 r. RPA doświadczyło wtedy gigantycznej suszy, jednej z najpoważniejszych w ostatnim stuleciu. Nie podjęto zdecydowanych działań i problemy zaczęły się pogłębiać pod wpływem zmian klimatycznych i szybko rosnącej populacji miasta.

The Two Oceans Marathon jest ważnym elementem lokalnej ekonomii. Zapewnia miejsca pracy i duże wpływy do miejskiego budżetu, zasila konta organizacji charytatywnych w regionie. Nikt więc nie bierze pod uwagę odwołania imprezy.

IB

Łagodna kara dla australijskiej maratonki

$
0
0

Cassie Fien to czołowa australijska maratonka, 12 zawodniczka maratonu w Nowym Jorku w 2015 r. i ósma w Berlinie 2016. Rok temu w jej organizmie wykryto higenaminę.

Postępowanie dyscyplinarne zakończyło się dopiero teraz. Australijska Agencja Antydopingowa uwzględniła wyjaśnienia biegaczki, która zakazany środek spożyła wraz z odżywką. Choć zgodnie z przepisami to sportowiec odpowiada za to, co znajduje się w jego organizmie, komisja postanowiła złagodzić grożącą karę. Fien została zawieszona tylko na 9 miesięcy.

Komisja uznała, że higenamina często znajduje się w odżywkach, ale nie jest uwzględniana w składzie na etykietach tych produktów lub występuje pod inną nazwą, np. Tinospora crispa czy norkoklauryna. To znacznie utrudnia świadomą kontrolę składu przez zawodnika.

Cassie Fien, która trzykrotnie reprezentowała Australię na mistrzostwach świata w półmaratonie, zażywała odżywkę o nazwie Liporush, której zadaniem jest przyspieszenie metabolizmu i szybsze spalanie tkanki tłuszczowej. Na etykiecie zakazana substancja nie została wymieniona i biegaczka mogła nie wiedzieć, że ją przyjmuje.

Niespełna 33-letniej Australijce zaliczono do kary czas od wykrycia substancji zakazanej w jej próbce, dlatego marząca o starcie na igrzyskach w Tokio maratonka już w maju będzie mogła wrócić do sportowej rywalizacji.

IB

Dwie sekundy od rekordu świata! Półmaraton RAK w Emiratach znów bardzo szybki

$
0
0

Dwie sekundy. Krócej trwa żółte światło na skrzyżowaniu. Tyle zabrakło Kenijce Fancy Chemutai do pobicia rekordu świata w półmaratonie. Ras Al-Khaimah Half Marathon w Zjednoczonych Emiratach Arabskich przyniósł, zgodnie z oczekiwaniami, świetne wyniki.

O losach biegu zadecydował sprinterski pojedynek na finiszu miedzy Kenijkami Fancy Chemutai i Mary Keitany. Wynik zwyciężczyni 1:04:52 godz. jest lepszy o 44 sekundy od jej rekordu życiowego i drugim na świecie czasem w pólmaratonie.

Do rekordu świata rodaczki Joyciline Jepkosgei zabrakły Chemutai zaledwie 2 sekund. Tyle też dzieliło ją od premii 100 tysięcy dolarów za najlepszy wynik w historii.

Druga na mecie Mary Keitany też poprawiła „życiówkę”. Od dziś wynosi ona 1:04:55.

Pierwszy raz w historii półmaratonu dwie zawodniczki zeszły w jednym biegu poniżej 65 minut. Do tej pory taki czas osiągała tylko tylko jedna zawodniczka, wspomniana rekordzistka świata Joyciline Jepkosgei.

Przez większość dystansu, późniejsze bohaterki mety biegły w grupie z innymi Kenijkami Caroline Kipkirui i wspomnianą Jepkosgei. Na 10 kilometrze zameldowały się z czasem 30:34. Narzuconego tempa nie wytrzymała aktualna rekordzistka świata i została za prowadzącą grupą (finiszowała piąta).

Według komentatora transmisji telewizyjnej, po drodze biegaczki ustanowiły nieoficjalny rekord świata w biegu na 10 mil (16,093 km) uzyskując rezultat 49:29. Kamery wskazały poprzednią rekordzistkę Mary Keitany, która w 2011 roku właśnie w Ras al-Chajma miała na 10 mili 50:05.

W rywalizacji mężczyzn aż siedmiu zawodników uzyskało czas poniżej godziny. Wygrał Kenijczyk Bedan Keroki z rezultatem 58:42. To jego rekord życiowy, rekord trasy Ras Al-Khaimah Half Marathonu i piąty wynik w historii półmaratonu. Do rekordu świata Erytrejczyka Zersenaya Tadese (58:23) zabrakło sporo, 19 sekund.

Bieg od początku toczył się w szalonym tempie. Początkowe 5 km liczna grupa zawodników pokonała w 13:52. Z czasem stawka rozciągnęła się tworząc rozpędzony pociąg. Od rywali oderwał się Kenijczyk Keroki, próbowali go gonić rodak Alex Kibet i Etiopczyk Jemal Yimer. Zawodnik z Wyżyny Abisyńskiej uzyskał na mecie równe 59 minut, choć to najszybszy debiut w historii, musiał zadowolić się drugim miejscem.

Choć organizatorom półmaratonu w Ras Al-Chajma nie udało się odzyskać rekordu świata w biegu kobiet, śmiało mogą uznawać się za najszybszy bieg rozgrywany na tym dystansie. Rok temu liderką tabeli historycznej została Kenijka Peres Jepchirchir, która wygrała z czasem 1:05:06. Dziś ten wynik dałby jej dopiero trzecie miejsce. To najlepiej świadczy o poziomie zawodów.

 

RAK HALF MARATHON - wyniki mężczyzn

  1. Bedan Keroki (KEN) 58:42
  2. Jemal Yimer (ETH) 59:00
  3. Alex Kibet (KEN) 59:06
  4. Jorum Lumbasi Okombo (KEN) 59:36
  5. Morris Gachaga (KEN) 59:36
  6. Wilfred Kimitei (KEN) 59 40
  7. Edwin Kiptoo (KEN) 59:54

RAK HALF MARATHON - wyniki kobiet

  1. Fancy Chemutai (KEN) 1:04:52
  2. Mary Keitany (KEN) 1:04:55
  3. Caroline Kipkirui (KEN) 1:05:07
  4. Joan Chelimo Melly (KEN) 1:05:37
  5. Joyciline Jepkosgei (KEN) 1:06:46
  6. Degitu Azimeraw Asires (ETH) 1:06:47
  7. Brigid Kosgei (KEN) 1:06:49

RZ

Biegacz pączka się nie boi. W Gliwicach [ZDJĘCIA]

$
0
0

„Wybiegaj Pączka” to akcja, która w tłusty czwartek odbyła się w kilkunastu Sklepach Biegacza w całej Polsce. My przyjrzeliśmy się jej przebiegowi w Gliwicach. Okazało się, że nawet najbardziej zagorzali fani zdrowego żywienia i realizacji planów treningowych, w tym dniu z pączkiem nie mieli żadnych szans. Na co najmniej jednego skusił się każdy. Wyrzutów sumienia nie było, bo zaraz potem kalorie zostały wybiegane.

Licytacja trwała w najlepsze: dwa, trzy, pięć pączków… – Osiemnaście! – przebił wszystkich Damian Kaczkiewicz. – Wybiegam... Kiedyś, bo dzisiaj to chyba już nie zdążę – śmiał się. Fakt. Na spalenie jednego pączka trzeba biegać około pół godziny. Damian musiałby pokonać przyzwoity ultramaraton…

Uczestnicy akcji spalali jednego pączka biegnąc sprzed sklepu do gliwickiego Rynku i z powrotem. W nagrodę mogli owego pączka zjeść i wziąć udział w zabawie. Wyzwanie polegało na biegu sztafetowym z… tacą pączków. Techniki były różne, liczyło się doniesienie pączków do mety, w efekcie pod koniec bardziej przypominały kebab owinięty w srebrną folię. Lepsza, na szczęście, była kondycja uczestników zabawy. Mimo śniegu i śliskiej nawierzchni skończyło się na kilku niegroźnych upadkach.

Najwięcej emocji wzbudził konkurs przebrań. Na zakończenie karnawału fantazji nie brakowało. Biegały panda, choinka, żul, pani domu w wałkach na głowie i panna młoda, która była mężczyzną. Najwięcej braw otrzymał zawodnik przebrany, a właściwie rozebrany, na morsa. Półnago pokonał całą trasę i skończył zabawę kończąc ją tarzaniem się w śniegu.

Zwycięsko z konkursu przebierańców wyszedł Grzegorz Zgórski z Gliwic. – Co czwartek biorę udział w treningach ze Sklepem Biegacza, więc i teraz musiałem tu być. A dzisiaj wyjątkowo trzeba było się przebrać – mówił, prezentując mini spódniczkę i pończochy. – Pomył rzuciła moja druga połówka, która poświęciła własne ubrania. Ciężko było, bo ona jest mała, więc wyglądam w tym bardzo dziwnie. Ale było warto – śmiał się. – Pączków zjadłem sześć. Wszystkich nie wybiegałem, ale jeszcze wieczorem będę biegał. Wagę trzymam, choć nie mam żadnej specjalnej diety. Myślę, że pączka można zjeść i tak się wybiega. A zabawa dzisiaj – super!

Entuzjastycznie nastawiona była też zwyciężczyni w kategorii kobiet Bożena Pędowska. – Przyznaję, że przebranie nie zostało uszyte specjalnie na ten wieczór. Wykorzystałam to, w którym biegałam wcześniej jako choinka w krakowskim Biegu Sylwestrowym i w gliwickim Biegam z Sercem. Zabawa świetna! Pączka nie zjadłam ani jednego, bo nie lubię, od rana za to podjadam faworki. W dużej ilości! Rano był basen, teraz bieganie, pączki się spalą. Od czasu do czasu można sobie pozwolić.

Katarzyna Marondel, Ambasadorka Festiwalu Biegów

Postaw suty... na kijkach

$
0
0

"Postaw suty w lutym, czyli bystry Hard Core" to wyjątkowe wydarzenie, które odbyło się w Spalonej, w okolicy schroniska PTTK Jagodna w Górach Bystrzyckich (Sudety Środkowe). Zorganizowało go po raz pierwszy przez Polskie Stowarzyszenie Nordic Walking we współpracy z PTTK Jagodna, przyjechało prawie 200 uczestników.

Zadanie polegało na pokonaniu dystansu 7 km w samych strojach kąpielowych. Na każdego uczestnika czekały na mecie ciepły posiłek, napój i piękny medal "finiszera".

- Pomysł zrodził się rok temu. To jedyne takie wydarzenie w kraju, łączymy 3 zdrowe i bezpieczne aktywności ruchowe - narty biegowe, nordic walking i bieg, a uczestnicy pokonują dystans 7 km w samych strojach kąpielowych - mówi Paulina Ruta, pomysłodawczyni imprezy, prezes PSNW.

- Nie zabrakło dziewczyn, które pobiegły topless i chłopaków w stroju "Borata". Dodatkową atrakcją był piękny teren Gór Bystrzyckich, a w tym roku wyjątkowo dopisała cudna pogoda: biało i śnieżnie, minus 2 stopnie i bez wiatru.

- Nad organizacją wydarzenia pracowaliśmy wspólnie od roku, dopracowywaliśmy szczegóły, teren, miejsce... Zadbaliśmy najlepiej jak potrafimy o uczestników. Bardzo doceniamy bliski kontakt z każdym, kto bierze udział w naszym wydarzeniu i cieszymy się, że nasza ciężka praca nie poszła na marne. To kolejny krok w naszej kijkowej rewolucji - pokazujemy, że nordic walking ma bardzo wiele twarzy i nie musi być nudny! – mówi Paulina Ruta i dziękuje: - Wszystkim uczestnikom za udział, załodze PSNW za pomoc w organizacji i wspaniałym gospodarzom PTTK Jagodna, Mai i Józkowi, bez których wydarzenie nie miałoby sensu. Razem nadaliśmy mu wyjątkowy charakter i... oby tak było zawsze! - dodaje Ruta.

Druga edycja wydarzenia już za rok - w lutym 2019 roku.

red.

zdj. Andrzej Rusak (Stowarzyszenie Przyjaciół Bystrzycy Kłodzkiej)

Potworny początek GP Energetyków. Biegaj w niedzielę w Rybniku

$
0
0

Grand Prix Energetyków to bez wątpienia jedna z najstarszych cyklicznych imprez biegowych nie tylko na Śląsku, ale i w Polsce. Rozpocznie się w najbliższy weekend i będzie jak zwykle... potwornie. Bo na dzień dobry mamy 17. Potworny Bieg Zimowy.

Uczestnicy pokonają 5 lub 10 km biegiem, albo też 5 km z kijkami. Można także wystartować z psem. Dlaczego ma być potwornie? – Zawsze jest potwornie udana impreza, niezależnie od okoliczności... – mówi z uśmiechem organizatorka biegu Asia Fojcik, prezes Sekcji Biegów Długodystansowych „Energetyk” Rybnik.

– A okoliczności mieliśmy już różne. Począwszy od czasów, kiedy jeden z brzegów rzeki Rudy nie był jeszcze uregulowany i biegaliśmy z lekkim przechyłem oraz dodatkową adrenaliną podczas wyprzedzania, bo można było fiknąć do rzeki, poprzez utrudnienia związane z robotami budowlanymi, po lód, śnieg i mróz. W tym roku nie ma, na szczęście, remontów na trasie, a brzegi Rudy są już od kilku lat pięknie przystosowane do biegania. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedna z najbardziej znanych i lubianych tras biegowych w Rybniku.

17 Potworny Bieg Zimowy zainauguruje 18 Grand Prix Energetyków w biegach przełajowych i 5 Grand Prix Energetyków w Nordic Walking. Jego wyniki będą także wliczane do 11 Polsko-Czeskiego Pucharu Biegowego RYBOST CUP.

O ile sam Potworny Bieg Zimowy pozostaje bez zmian, sporo zmienia się w cyklu Grand Prix Energetyków. – Redukujemy o połowę liczbę zawodów, z 6 biegów do 3. Wynika to z faktu, że coraz więcej nowych biegów jest organizowanych w najbliższej okolicy, część nawet na "naszych" trasach. Organizacja sześciu imprez w roku wymaga ogromnego wysiłku, a naszemu klubowi przyda się mały roczny urlop – tłumaczy Asia Fojcik.

Zasady naliczania punków do GPE pozostają bez zmian. Być może w roku 2019 powrócimy do starego kalendarza, ale mamy też głowy pełne nowych pomysłów na biegi. Energetyk, w porównaniu z okolicznymi klubami, ma bez wątpienia najdłuższą historię związaną z organizacją biegów. Ponad 20 lat temu, kiedy wyjście z domu w przysłowiowych rajstopach i bieganie były uważane za coś kosmicznie dziwnego, już skupialiśmy ludzi z pasją i organizowaliśmy zawody biegowe.

– Mając takie doświadczenie, chcemy tworzyć coś, czego Rybnik jeszcze nie widział. Redukcja liczby biegów posłuży nabraniu rozpędu na rok następny, więc jeśli los nam będzie sprzyjał, dobrze wykorzystamy nasz energetyczny potencjał – zapowiada szefowa SBD Energetyk.

W kalendarzu, obok Potwornego Zimowego, pozostają kultowy Maraton Energetyków w sierpniu oraz, tradycyjnie kończący cykl, Bieg Wokół Zalewu Rybnickiego. Wypadają półmaraton oraz Crossy Wiosenny i Jesienny.

Punkty będą naliczane według zajętych miejsc, licząc od końca. Ostatni zawodnik na mecie zdobywa punkt, a pierwszy tyle, ilu było uczestników + 1. Osobno klasyfikowani są biegacze i zawodnicy w kategorii nordic walking, z podziałem na płeć.

17 Potworny Bieg Zimowy wystartuje w niedzielę 11 lutego o 10:00. Przed biegiem można się zapisać w biurze zawodów między 8:15 a 9:30.

Więcej informacji o biegu i całym cyklu

Facebook

Katarzyna Marondel, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Yukon Arctic Ultra. Mroźno jak jeszcze nigdy. Pogrom!

$
0
0

Na starcie najdłuższego w tym roku dystansu (300 mil) stanęło 21 zawodników. Do mety dotarł... jeden!

To był trudny start i dla zawodników, i dla załogi - napisał Robert Pollhammer, organizator imprezy, odnosząc się do wyjątkowo niskich temperatur, z którymi mierzyli się biegacze. W większości - bez powodzenia. Odmrożenia zdziesiątkowały uczestników.

Bieg został przerwany na cały dzień, by poczekać na ocieplenie, czyli na temperaturę minus 30 stopni Celsjusza. Takie „ocieplenie” nie zdarzało się często. Słupki rtęci wskazywały najczęściej -40 do -47 st. C, a temperatura odczuwalna była jeszcze niższa. Każdego w mniejszym lub większym stopniu dotknęła hipotermia.

„Natura Jukonu pokazała prawdziwe oblicze, nie było ono dla nas gościnne” - podsumował Jovica Spajic, początkowy lider biegu, który nie ukończył zawodów z powodu odmrożeń. Najbardziej ucierpiał Roberto Zanda. Obrażenia wywołane mrozem okazały się na tyle poważne, że włoski ultramaratończyk trafił do szpitala i musi tam pozostać na kilka dni.

Tak trudnych warunków nie było nigdy w historii imprezy. Zdarzały się pojedyncze dni lub noce z temperaturą około -50 stopni, ale ekstremalna sytuacja nie trwała przez cały bieg.

Odmrożenia, na szczęście niewielkie, nie ominęły nawet zwycięzcy. Jethro De Decker, jedyny biegacz na mecie imprezy, to ultramaratończyk z RPA mieszkający w Singapurze. Metę mijał marszem. Jego rywale odpadli wcześniej, nie wyrabiając limitów lub z powodu wyczerpania zimnem.

Na dystansie krótszym, 100 mil, wystartowało tylko 8 zawodników. Do mety dobiegło 4 z nich, a najszybciej zrobił to Włoch Emanuele Gallo.

WYNIKI

IB

zdj. arcticultra.de

"Mogę więcej!" - Alex Motylska, rekordzistka świata K23 w biegu 48-godznnym [WYWIAD]

$
0
0

Kilkanaście dni temu fascynowaliśmy się kolejnym wielkim wyczynem Patrycji Bereznowskiej, która na Festiwalu Ultramaratońskim w Atenach pobiła rekord świata (401 km) w biegu 48-godzinnym.

Wielu umknęło wtedy (a niesłusznie!), że o równie wspaniałe osiągnięcie pokusiła się w stolicy Grecji młoda ultraska z Mogilna Alex Motylska.

O dziewczynie z Wielkopolski usłyszelliśmy niedawno, przy okazji zbiórki funduszy na wyjazd do Aten. Alex zapowiadała wtedy, że w biegu 48-godzinnym pobije rekord świata kobiet poniżej 23 roku życia. Rekord w debiucie? - kręcono głową z niedowierzaniem.

A jednak! Alex znana jest z konsekwentnej realizacji marzeń. Jak zaplanowała, tak zrobiła. W Atenach zajęła trzecie miejsce, przebiegła 264 km i poprawiła o 34 km rekord należący do Brazylijki Gabrieli Mazin.

Alex Motylska nie zamierza się zatrzymać. Wie, że może pobiec jeszcze lepiej i planuje kolejne starty. Opowiedziała o nich czytelnikom FestiwalBiegowy.pl.

- Jak się czujesz? Jakie to uczucie pobić rekord świata? Jakie emocje?

- Wielka radość! Udało się dokonać tego, co sobie zaplanowałam kilka miesięcy temu. Ale wiem, że rekord nie był wyśrubowany. Mogłam lepiej i mam jeszcze dużo do poprawy. Teraz już wiem, czego się spodziewać.

- Skąd wziął się pomysł, żeby wystartować w Atenach w biegu 48 h?

- W listopadzie natknęłam się na statystyki, z których wynikało, że rekord świata kobiet do lat 23 wynosi 230 km. Pomyślałam, że jestem w stanie go poprawić. Sezon 2018 miałam wprawdzie już zaplanowany, ale start w styczniu w Atenach nie kolidował z moim kalendarzem, bo sezon startowy rozpoczynam dopiero w kwietniu. Jedynym problemem były sprawy finansowe. Bardzo pomogła zbiórka na PolakPotrafi.pl. Dzięki cegiełkom wpłaconym przez wiele osób mogłam sięgnąć po marzenia.

 

- A jak się czujesz fizycznie po 2 dobach biegania bez przerwy?

- Świetnie, jedynym problemem były dwa odparzone palce w prawej stopie. Do treningów wróciłam już po tygodniu, oczywiście na zmniejszonej intensywności.

- A do czego teraz trenujesz, skoro największe wyzwanie za Tobą?

- Głównym startem na wiosnę są Mistrzostwa Polski w maratonie kobiet. W kwietniu w Dębnie planuję jak najbardziej zbliżyć się do granicy 3 godzin.

- Sięgnijmy do korzeni... Jak to się stało, że zaczęłaś biegać?

- Startować w biegach ulicznych zaczęłam w roku 2011, to był bieg w moim rodzinnym mieście z okazji WOŚP. Wtedy jednak bardziej związałam się z nordic walking. W pierwszym ultramaratonie wystartowałam w maju 2015 r. i zrobiłam to z czystej ciekawości. Nie miałam nawet przebiegniętego maratonu, a zaledwie półmaraton. Otuchy dodało mi to, że dwukrotnie ukończyłam maraton nordic walking, a wszyscy mówili, że to trudniejsze niż przebiegnięcie maratonu. Jedyne, co wiedziałam o ultra, to... jak się zapisać na zawody (śmiech).

- Kilka lat temu poznałyśmy się właśnie na zawodach nordic walking. Czy to był pierwszy sport, z którym się związałaś?

- Absolutnie nie. Już od pierwszej klasy podstawówki aż do ukończenia gimnazjum grałam w tenisa stołowego. W międzyczasie zaczęłam jeszcze przygodę z piłką nożną. Nordic walking nauczył mnie przede wszystkim walki z własnymi słabościami, bo nikt za nas nie dojdzie do mety. Czasem bywało ciężko, szczególnie, gdy walka o podium trwała do ostatnich metrów.

- Odnosiłaś sukcesy w tej dyscyplinie jako młoda osoba. Spotkałaś się pewnie ze stwierdzeniem, że to forma aktywności raczej dla starszych osób?

- Jeśli ktoś uważa, że to nudne, niech sam spróbuje choć popatrzeć na to, co dzieje się podczas i po zawodach NW. Atmosfera jest niesamowita. Wciąż zdarza mi się startować, w tym roku wezmę udział w Mistrzostwach Polski Nordic Walking na dystansie maratonu.

- Dlaczego wybrałaś akurat biegi 24 i 48h? Dlaczego nie Korona Maratonów, górskie ultra czy cokolwiek innego? To rzadkość, by bardzo młoda osoba startowała w takich biegach.

- Korona Maratonów mnie nie kręci, ponieważ 2 lata temu zrobiłam Koronę Wituńską, czyli pięć maratonów w trzy dni. Do gór mam daleko, ale może w przyszłości? W biegach typu 24h łatwo porównywać swój wynik z rezultatami z lat poprzednich, a poza tym po każdym okrążeniu czekają takie przyjemności jak jedzenie, picie, cieplejsze ubranie… Wszystko mamy pod nosem.

- O czym myśli się na trasie takiego biegu? Co się robi, żeby nie zwariować biegając ponad 200 pętli?

- Myśli się o wszystkim: jaką drogę trzeba było przejść, by być w tym miejscu, o rodzinie, najbliższych. Ale przede wszystkim o tym, by wystarczająco dużo pić i jeść.

- Jaką miałaś strategię w Atenach? Odpoczywałaś, spałaś w trakcie biegu? Masz sprawdzone potrawy i napoje?

- Chciałam w pierwszej dobie nabiegać 150 km, co udało się z lekką nadwyżką, a w drugiej tyle, ile będę w stanie. Bieg nie układał się od początku po mojej myśli, miałam problemy żołądkowe i lekkie krwawienie z nosa. Na szczęście, po śnie dolegliwości ustąpiły. Na sen poświęciłam bardzo dużo czasu, dlatego wiem, że mam jeszcze duże rezerwy. Korzystałam głównie z bufetu zapewnionego przez organizatora. Oczywiście mam zawsze coś ze sobą, ale startuję bez serwisantów, a ciężko by było biegać i jeszcze przygotowywać sobie coś do jedzenia. Jeśli chodzi o picie korzystałam z elektrolitów dostępnych w aptece.

- Zdarzyły się kryzysy? Co było najgorsze przez te dwie doby?

- Duży kryzys przyszedł około godziny 20 drugiej doby, bo bardzo brakowało snu. A najgorsze były zimne noce.

- Czym się zajmujesz, kiedy nie biegasz i nie trenujesz?

- Studiuję wychowanie fizyczne, co pewnie nie jest zaskoczeniem oraz matematykę.

- A z którym kierunkiem planujesz związać przyszłość?

- Oczywiście, że ze sportem! To jest całe moje życie już od najmłodszych lat. Matematyka jest tylko wyjściem awaryjnym.

- Jak rodzina, przyjaciele, znajomi ze studiów reagują na to, że biegasz tak ogromne dystanse?

- Od przyjaciół mam bardzo dużo wsparcia, szczególnie podczas startów. Dbają o to, żebym wierzyła w siebie. Znajomi ze studiów dają swoje notatki, bo wiadomo, że jednostka treningowa jest zawsze ważniejsza od zajęć (śmiech). W mojej rodzinie króluje piłka nożna, niektórzy nawet nie wiedzą, na czym to moje bieganie polega. Najbardziej przeżywa wszystko moja mama, szczególnie gdy biorę udział w czymś nowym. Gdy startowałam w Atenach, wysprzątała cały dom i co chwilę odświeżała wyniki. Najbardziej w moim bieganiu uczestniczy brat, Gracjan. Często wspólnie trenujemy.

- Zdradzisz nam, jakie masz plany i cele sportowe?

- Chciałabym, żeby coraz więcej kilometrów przybywało w biegach czasowych. A największe marzenie to dostać się do reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w biegu 24h. Droga do tego jeszcze daleka, ale marzenia są po to, by je spełniać, a ciężka praca na treningach w tym pomoże.

- Życzymy zatem, by marzenia się spełniły. Trzymamy kciuki!

rozmawiała Katarzyna Marondel

Nowy sezon, starzy zwycięzcy. Śnieżno-lodowe Grand Prix Warszawy [ZDJĘCIA]

$
0
0

Narciarze mijani na trasie, a pod stopami zmrożony śnieg. To nie opis Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Tak wyglądała pierwsza odsłona Grand Prix Warszawy, najstarszego cyklu biegów w stolicy, a być może nawet w Polsce. Ubiegłoroczni zwycięzcy serii znów błysnęli formą.

W Lesie Kabackim zainaugurowano już dwudziesty dziewiąty (!) sezon warszawskiego cyklu. W zmaganiach wzięło udział blisko 300 osób. Zimowe warunki nie należały do najłatwiejszych. Termometry wskazywały nieco poniżej zera, ale problemem był przede wszystkim leżący na całej trasie zamarznięty śnieg, który utworzył lodową skorupę. Ci, którzy zdecydowali się założyć kolce, zyskali przewagą nad biegnącymi na „letnich oponach”.

Nie było niespodzianką, że najszybciej 10-kilometrową trasę pokonał Artur Jabłoński. Dwukrotny triumfator Biegu 7 Dolin 64 km na Festiwalu Biegowym w Krynicy, wygrywał Grand Prix Warszawy już czterokrotnie i broni tytułu wywalczonego przed rokiem. Zawodnik i trener grupy Dream Run dobiegł do mety w czasie 34:10, ponad pół minuty przed Sebastianem Polakiem (34:47) i Pawłem Tymińskim (34:54).

– Biegłem spokojnie, w drugim zakresie tętna. Od początku wiedziałem, że najgroźniejszy rywalem będzie „Słonik” (Sebastian Polak – przyp. red). Ale jak zobaczyłem, że nie ma na nogach kolców, wiedziałem, że mam przewagę. Kolce pozwoliły mi na komfortowy bieg, bo trasa była momentami bardzo śliska. Każdy kto biegł w zwykłych butach, musiał wkładać w krok więcej siły, bo noga przy wybiciu odjeżdżała. Jestem zadowolony z wyniku. Jeszcze niedawno borykałem się z różnymi problemami i brakiem rozciągnięcia, ale od dwóch miesięcy trenuję systematycznie i czuję się naprawdę dobrze. Jestem więc pełen optymizmu” – mówił po biegu Artur Jabłoński.

Wśród pań najlepsza była także ubiegłoroczna zwyciężczyni cyklu. Marta Kaźmierczak pokonała trasę w czasie 40:42 min., wyprzedziła Annę Sawicką (41:03) i Martę Jusińską (41:11).

– Atmosfera w Lesie Kabackim panuje niemal jak podczas zimowych igrzysk. Po drodze mijaliśmy osoby biegające na nartach, było zimno, rześko i ślisko. Ja nie miałam specjalnych butów, biegłam w uniwersalnych, przez to momentami traciłam przyczepność. Czasem wręcz biegłam trochę jak dziecko. Od dziewczyn oderwałam się po 5 km. Bardzo chciałabym ukończyć cały cykl, a jak się uda - obronić tytuł. Tu się naprawdę fajnie biega. Lubie przyjeżdżać na Kabaty – powiedziała Marta Kaźmierczak, ubiegłoroczna zwyciężczyni „Zdroje Piwniczna” Biegu 7 Dolin 34 km w Krynicy.

Każdy, kto chciałby spróbować swoich sił w Grand Prix Warszawy ma jeszcze szanse nawet na sklasyfikowanie w całym cyklu. W punktacji końcowej bierze się pod uwagę sześć najlepszych wyników, a seria GPW składa się z ośmiu biegów (pozostaje zatem jeszcze siedem). „Generalka” jest ustalana na podstawie liczby zdobytych punktów (1 miejsce – 100 pkt., 2 m. – 99, 3 – 98 itd.).

WYNIKI - GPW BIEG 1 (10.02.2018)

Kolejny bieg w Lesie Kabackim na warszawskim Ursynowie odbędzie się 3 marca i będzie połączony z obchodami Dnia Kobiet.

RZ

Tarawera Ultra po błocie i... pod prąd

$
0
0

Jubileuszową, dziesiątą odsłonę Tarawera Ultra Marathonu zdominowali biegacze ze Stanów Zjednoczonych. Najszybszym okazał się Dylan Bowman, który z czasem 8:27:41 godz. sięgnął po drugie zwycięstwo w imprezie. Poprzednio wygrał w Nowej Zelandii w 2015 r., wtedy jednak trasa prowadziła w odwrotnym kierunku. Z okazji jubileuszu, trasa drugiego biegu w cyklu Ultra-Trail World Tour została odwrócona. Zdaniem zawodników – ta wersja była trudniejsza.

Z błotem nad Tarawerą zmagał się również jedyny Polak w stawce. Pochodzący z Radlina Marek Fuks, który obecnie mieszka w nowozelandzkim Auckland, pokonał 102 km w czasie 17:09:51 i zajął wśród mężczyzn 168 miejsce.

W rywalizacji kobiet najszybsza była debiutantka w Tarawerze, amerykańska ultramaratonka Kelly Wolf. Piąta zawodniczka CCC finiszowała z rezultatem 10:08:45. Wyprzedziła rodaczkę Amandę Basham (10:17:38) i Australijkę Erikę Lori, która przekroczyła linię mety po 10 godzinach, 53 minutach i 20 sekundach.

WYNIKI TARAWERA ULTRA 2018

IB

zdj. taraweraultra.co.nz

Turbacz tym razem łaskawy. Icebug Winter Trail [ZDJĘCIA]

$
0
0

Oblodzona trasa Icebug Winter Trail to już legenda. Stali bywalcy biegu, śledzący od kilku dni prognozy pogody, wróżyli lód po mroźnej nocy i słonecznym dniu. Tym razem jednak Turbacz okazał się łaskawy dla zdobywców: było sporo śniegu, kopnego, miejscami wyślizganego, lodu jednak jak na lekarstwo. Ale mimo łatwiejszej trasy, tegoroczne wyniki są nieco słabsze niż przed 12 miesiącami.

Zwycięzcą piątego Icebuga został Piotr Biernawski, który wbiegł na metę z czasem 1:16:43. Przed rokiem wynik lepszy o prawie 3 minuty dał mu tylko drugie miejsce. Dziś zajął je Kacper Kościelniak (1:17:01). Podium dopełnił czwarty przed rokiem Rafał Klecha (1:17:58).

Wśród pań triumfowała Kinga Gomołysek, której pokonanie 17 km zajęło godzinę, 35 minut i 49 sekund. Druga była Katarzyna Gacek (1:36:47), a trzecia Anna Halska (1:39:37), które przed rokiem zameldowały się na mecie w tej samej kolejności, ale na miejscach trzecim i czwartym.

Słabsze czasy trudno wytłumaczyć. Bywalcy imprezy mówią przecież, że trasa była łatwiejsza. – Jestem tutaj drugi raz, w tym roku biegło się dużo lepiej. Nie było takiego lodu jak poprzednio – mówi Mateusz Wawer z Leszczyn. – Trasa bardzo ładna i raczej łatwa, organizacja w porządku. Za rok pewnie też przyjadę – deklaruje.

Jego klubowa koleżanka Katarzyna Stabla też jest zadowolona. – Biegło się super. Nadaliśmy sobie treningowe tempo i liczyliśmy na piękne widoki Tatr… Że smog? Nie, żadnych smoków nie było – śmieje się, choć wielu zawodników narzekało na jakość powietrza i brak widoków na trasie. – Trasa nie była trudna. Bardzo mi się podobało przejście przez potok pod koniec. Do tego poczęstunek przy schronisku, świetni ludzie poznani na trasie. Było super fajnie!

Na mecie każdy został przywitany po góralsku. Najwięcej emocji wzbudzili jednak nie biegacze z czołówki, ale zawodniczka, która przebiegła trasę rekreacyjnie. Gdy zbliżała się do mety, ktoś krzyknął: Biegnie Agata z Irenką! Zapanowała konsternacja, bo do mety zmierzała... jedna biegaczka. Pytana o tę drugą wskazała swój brzuch. – W środku! Ta deklaracja wywołała ogromne owacje, a Agata otrzymała też drugi medal, dla nienarodzonej jeszcze córeczki.

– To już jej drugi medal, pierwszy zdobyła w Biegu Wedla w Warszawie. Ma już siedem miesięcy wewnątrz – opowiadała na mecie Agata Wieruszewska. – Biegam nieustannie od pięciu lat. Ciąża nie nie jest przeciwwskazaniem do aktywności. Czuję się świetnie, wszystko jest pod kontrolą. Biegłam powoli, ostrożnie na zbiegach, żeby się nie przewrócić.

– Trasa nie była trudna, bez oblodzenia, więc bardzo przyjazna. Byłam nastawiona, że w razie czego po prostu zejdę z trasy, ale na szczęście nic się nie działo. Inni zawodnicy nawet nie zauważyli, za to w punkcie odżywczym dostałam więcej herbaty i czekolady – śmiała się Agata. A organizatorzy żartowali, że do liczby 291 osób, które ukończyły bieg muszą doliczyć jeszcze jedną.

WYNIKI

Katarzyna Marondel, Ambasadorka Festiwalu Biegów

3 Zimowa Bitwa o Łódź. Mroźna, ale prawie sucha [ZDJĘCIA]

$
0
0

W zmienionej lokalizacji rozegrano trzecią Zimową Bitwę o Łódź – Frozen Battle the Third. W sobotę 10 lutego jej areną były okolice leśniczówki w Łagiewnikach, lepiej znane z corocznych bitew letnich. W tradycyjnej zimowej miejscówce, Stacji Nowa Gdynia w Zgierzu, tym razem nie dało się jej przeprowadzić z powodu zagrażających zawodnikom nadłamanych drzew, wciąż zalegających w okolicznym lesie po zeszłorocznych wichurach.

Jak pamiętamy, w poprzedniej Zimowej Bitwie uczestnicy zostali w całości wrzuceni do lodowatej wody. Tym razem wody było niewiele...

Stało się tak po części ze względów bezpieczeństwa, a trochę z powodu braku technicznych możliwości przebicia dłuższego korytarza w dość grubym lodzie. Po zeszłorocznej, wyjątkowo przygodowej edycji organizatorzy zdawali sobie sprawę, że zdrowo „przegięli”. Teraz zresztą stan wody w łagiewnickich stawach i tak był niski. Większość skąpała się najwyżej do pasa w przeręblu wybitym przy brzegu. Na drugim okrążeniu nieco się on poszerzył pod ciężarem napierających zawodników. Zmarźlaki były zadowolone, a morsy i miłośnicy mocnych wrażeń trochę mniej. Wszystkim się nie dogodzi...

Bitwa rozgorzała w samo południe w lesie przy ul. Okólnej, naprzeciwko bazy zawodów w SP 183. W mroźnej pogodzie kilkudziesięcioro biegaczy szybko rozgrzało się prostym odcinkiem początkowym, prowadzącym w większości w dół w kierunku końskich padoków przy leśniczówce. Tam czekał plac zabaw z kilkoma przeszkodami, w tym pierwszą bardzo tematyczną: rzucaniem podkowami do opon z odległości 6 metrów. Kto nie trafił w żadnej z trzech prób, robił 20 karnych burpees. Takiego losu na pierwszej, 4-kilometrowej pętli (zawodnicy pokonywali ją dwukrotnie) nie uniknął nawet późniejszy zwycięzca. Potem uczestników czekało bardzo długie czołganie z oponami pod siatką.

Dalszy odcinek trasy był zdecydowanie bardziej terenowy. Było sporo „chaszczowania”, przebiegnięcie po zamarzniętym bagnie oraz wspomniany odcinek wodny, a raczej głównie lodowy. Niektórzy boleśnie obtłukli sobie na nim kolana i „cztery litery”, kręcąc nieplanowane łyżwiarskie figury, by na koniec lekko skąpać się w przeręblu.

Po obiegnięciu stawu – gratka dla zawodników o zacięciu bardziej OCR-owym: wejście na mostek po linie opierającej się o jego obłą, betonową krawędź. Przewinięcie przez tę krawędź z nogami w powietrzu stanowiło, jak wszyscy podkreślali, smaczek tej przeszkody. Niektórzy wykazali się niezłymi umiejętnościami wspinaczkowymi, pokonując ją samodzielnie. Większość korzystała ze wzajemnej pomocy. Kto nie dał rady, mógł się wykupić dwudziestką karnych burpees. Końcówka prowadziła do mety m. in. leśnym jarem zawalonym w kilku miejscach pniami drzew, który również się wszystkim spodobał.

Zimową Bitwę wygrał Tomasz Krawczyk z Husarii Race Team (36:49), z ogromną przewagą wyprzedzając ścigających się do końca Mariusza Wiktorowicza z Watahy (39:41) i Łukasza Stęborowskiego z Hard Working Truckers (39:55).

Najszybsza z pań Julita Titz-Koza z łódzkich Szakali Bałut (46:07) jeszcze bardziej zdecydowanie pokonała rywalki, Adriannę Mendrek z Watahy (51:21) i Joannę Spułtowską (56:13).

Wataha zwyciężyła w klasyfikacji drużynowej, jako jedyna dobiegając w regulaminowym składzie z przynajmniej jedną kobietą. Organizator przyznał jednak statuetkę za drugie miejsce Husarii Race Team, której czterej zawodnicy osiągnęli metę w pierwszej dwudziestce.

WYNIKI 3 ZIMOWEJ BITWY O ŁÓDŹ

 

– Na pierwszym kole spudłowałem rzuty podkową i znalazłem się trochę z tyłu – opowiada zwycięzca – wkrótce jednak znalazłem się na czele. Nie od razu o tym wiedziałem. Myślałem, że kogoś gonię. Dopiero na drugiej pętli ktoś mi powiedział, że prowadzę. Wtedy już spokojnie dowiozłem prowadzenie do mety, choć dwukrotnie wpadłem do przerębla. Ale na Bitwie woda musi być! – zakończył ze śmiechem Tomek.

Bardzo mi brakowało większej ilości wody – przyznał, pamiętający ubiegłoroczną bitwę, Paweł Spułtowski, który dobiegł do mety wraz z małżonką Asią, trzecią wśród pań. – Ale i tak się trochę wykąpałem, gdy lód załamał się pode mną. Przewróciłem się i przy okazji zdobyłem bitewną ranę na dłoni, którą będę dobrze wspominał – śmiał się.

– Trasa ciekawa, z chaszczami i powalonymi drzewami, a lina była miłym zaskoczeniem. Z pomocą, ale wszedłem na nią w obu przypadkach.

Warto dodać, że opatrzenie skaleczenia Pawła było jedyną dziś interwencją załogi karetki pogotowia, która nie musiała się w ogóle ruszać z bazy zawodów.

– Dla mnie nie było łatwo, bardzo biegowa trasa, za to mniej przeszkód, a to jest moja mocna strona – podsumowała bieg Adrianna Mendrek, która zajęłą drugie miejsce. – Najbardziej podobała mi się wspinaczka po linie na most.

– Nasza Wataha to ogólnopolska ekipa, założona we Wrocławiu Teraz rozkręcamy grupę łódzką – opowiadał jej kolega z drużyny Mariusz Wiktorowicz, również drugi na mecie.

– Mnie z kolei było łatwiej, niż rok temu, bo woda mniejsza – przyznała zwyciężczyni Julita Titz-Koza. – Wygrałam bieganiem, chociaż nie umiałam wejść na linę. Na rzucie podkową też dwa razy „trzaskałam” karniaki, ale trenuję burpees, więc jestem nie do zagięcia! – zakończyła wesoło.

Organizator, Radosław Sekieta z firmy Time4s.pl zaprosił już wszystkich na letnią Bitwę w pierwszy weekend czerwca w tej samej okolicy. Podał też termin przełożonej z jesieni Misji Brus (21 kwietnia), która zostanie rozegrana na dawnym poligonie na Brusie, uratowanym niedawno przed planami częściowej zabudowy i przekształcenia w park, o czym niedawno pisaliśmy.

Reporter FestiwalBiegowy.pl sam ułoży trasę, wykorzystując całą zachowaną powojskową przeszkodową i terenową infrastrukturę. Zapraszamy na najdzikszą stronę Łodzi – ostry wycisk i mocne wrażenia gwarantowane!

Kamil Weinberg

Święty "Aniołek" w świetnej formie. Rekord Polski na 300 m

$
0
0

Kolejny świetny bieg Justyny Święty-Ersetic. Jeden z „Aniołków Matusińskiego” rozwinął skrzydła w Spale poprawiając rekord kraju na dystansie 300 m wynikiem 37,39 sek. Halowa mistrzyni Europy i wicemistrzyni świata w sztafecie 4x400 m poprawiła o 8 setnych własny rekord na tym dystansie, osiągnięty także w Spale w 2016 roku.

Dla naszej reprezentantki było to przetarcie przed mityngiem Copernicus Cup w Toruniu (15 lutego). Zawodniczka AZS AWF Katowice już wcześniej wypełniła minimum na Halowe Mistrzostwa Świata w Birmingham. W biegu na 400 m podczas mityngu w Karlsruhe uzyskała czas 52,79 sek.

Sobotni rezultat Justyny Święty-Ersetic jest 12 wynikiem na tegorocznych światowych listach. Na nietypowym dystansie 300 m liderką jest pochodzącą z Bahamów Shaunae Miller-Uibo, która na początku lutego uzyskała wynik 35,45 sek. Mistrzyni olimpijska w biegu na 400 m, wyrównała tym wynikiem 25-letni rekord świata należący do Rosjanki Iriny Priwałowej.

Minimum na HMŚ goni Iga Baumgart. Na razie z czasem 53,60 sek. była najlepsza w drugiej serii biegu na 400 metrów w Gandawie.

W Belgiii startował także Marcin Lewandowski, który tym razem postawił na 1500 m. Wygrał, ale po starcie był zdegustowany.. Nic dziwnego, skoro - jak nam powiedział - czuje się w tej chwili na 3:36-3:37.

Wysoką formę potwierdziła we Francji Anna Kiełbasińska..Wygrała 200 m w Eaubonne z najlepszym w tym roku europejskim wynikiem 23,19 sek., bliskim jej rekordowi życiowemu (23,13).

Sofia Ennaoui zajęła drugie miejsce w biegu na 3000 m, ale wynik 8:57,53 wciąż nie daje jej biletu do Birmingham. W tej samej sytuacji jest Karolina Kołeczek, szósta w płotkarskim sprincie z czasem 8,32 sek. (w eliminacjach 4 setne szybciej).

Z kolei 7,25 sek. to wynik Ewy Swobody, piątej w Eaubonne na 60 m. Wygrała Marie Josée Ta Lou z Wybrzeża Kości Słoniowej (7,08). Obie rywalki spotkają się w czwartek w Toruniu, w mityngu Copernicus Cup.

Biegali także nasi 400-metrowcy. W niemieckim Chemnitz Rafał Omelko uzyskał czas 47,06, a Patryk Adamczyk 47,81, z kolei w austriackim Linzu Karol Zalewski wygrał serię z czasem 47,83.

Teraz o przyszłości naszej "królowej sportu". W Toruniu trwają Halowe Mistrzostwa Polski w kategoriach U18 i U20. Jedną z bohaterek jest zawodniczka warszawskiej Skry Pia Skrzyszewska. W styczniu sprinterka dwukrotnie pobiła halowy rekord Polski juniorek młodszych w biegu na 60 m, odbierając go Ewie Swobodzie. Kolejny raz wynik poprawiła w sobotę, windując rekord do poziomu 7,40 sek. Wszystko wskazuje, że wkrótce naszą reprezentację wzmocni wielki talent. Na poprawienie przez Swobodę poprzedniego rekordu Polski do lat 18, należącego do Zofii Bielczyk, trzeba było czekać aż 40 lat!

A wracając do Halowych Mistrzostw Świata, do tej pory minima na Birmingham (2-4 marca) uzyskało do tej pory 14 polskich lekkoatletów:

  • Ewa Swoboda, Anna Kiełbasińska i Remigiusz Olszewski  – bieg na 60 m
  • Damian Czykier – bieg na 60 m ppł.
  • Justyna Święty-Ersetic, Patrycja Wyciszkiewicz i Jakub Krzewina – bieg na 400 m
  • Adam Kszczot - bieg na 800 m
  • Angelika Cichocka – bieg na 1500 m
  • Sylwester Bednarek – skok wzwyż
  • Piotr Lisek – skok o tyczce
  • Paulina Guba, Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk – pchnięcie kulą

RZ, Piotr Falkowski


Tori Bowie: na bieżni i na wybiegu

$
0
0

Mistrzyni świata w biegu na 100 m Amerykanka Tori Bowie bierze udział w Nowojorskim Tygodniu Mody. To nie pierwszy kontakt z wybiegiem znakomitej sprinterki. Niedawno wystąpiła w kampanii Valentino.

New York Fashion Week to święto branży odzieżowej. Dwa razy w roku, projektanci i marki prezentują nowe kolekcje. Nie chodzi tam już tylko o sprzedaż ubrań. To widowisko, na które kupuje się bilety. Program pokazów jest napięty, a na wybiegu, oprócz znanych modelek, nie brakuje gwiazd innych dziedzin show-biznesu.

Magazyn Elle podaje, że Tori Bowie będzie gościem licznych wystaw odbywających się w Nowojorskim Tygodniu Mody. Nie wiadomo, czy wystąpi na wybiegu, ale - jak zapewniono - trzeba być czujnym. W rozmowie na temat współpracy z Valentino, sprinterka mówiła, że sama nie wie, jak do niej doszło. Nie mogła jednak odrzucić tak fascynującej propozycji.

Instagram

- Myślałam, że będzie tak: pokaż się, zrób kilka zdjęć, spakuj się, idź do domu. Tymczasem nie! Byliśmy na planie przez 12 godzin!” - opisywała trudy sesji biegaczka.

W ubiegłym roku w Londynie, Tori Bowie została mistrzynią świata w biegu na 100 m pokonując faworytkę, Elaine Thomson z Jamajki. Zdobyła też złoty medal w sztafecie 4x100 m. Komplet medali przywiozła rok wcześniej z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro: złoto w sztafecie, srebro na 100 i brąz na 200 m.

W poprzedni weekend rozpoczęła sezon halowy wynikiem 7,14 sek. w biegu na 60 m. Wkrótce Halowe Mistrzostwa USA, które rozpoczną się tuż po Tygodniu Mody, trwającym do 16 lutego.

Bowie będzie walczyła o miejsce w składzie reprezentacji Stanów Zjednoczonych na Halowe Mistrzostwa Świata w Birmingham (2-4 marca). Awans uzyska po dwóch najlepszych zawodników w każdej konkurencji. Cztery lata temu podczas imprezy tej rangi w Sopocie, Tori Bowie wystąpiła w skoku w dal, ale odpadła w eliminacjach.

RZ

Wycieczka dla zakochanych. 4. Bieg Dla Par w Warszawie [ZDJĘCIA]

$
0
0

Walentynki już w środę. W poprzedzającą niedzielę w warszawskim Parku Skaryszewskim rozegrano już 4. Bieg Dla Par. Zakochani w bieganiu rywalizowali o atrakcyjne nagrody, a główną była tradycyjnie wycieczka zagraniczna. Poziom zmagań był wysoki.

Bieg w parku na warszawskiej Pradze-Południe ma charakter kameralny, ale dzięki wspomnianej nagrodzie gromadzi na starcie wielu znanych zawodników. W pierwszym biegu zwyciężyli Michał Bernardelli i Iwona Lewandowska, dziś już także Bernardelli.

Po nich dwukrotnie triumfowali Damian Kabat i Paulina Kaczyńska. Na hat-trick szansy jednak nie mają, bo w tym roku do regulaminu wprowadzono zapis wykluczający możliwość zdobycia nagrody głównej „przez zawodników, którzy zajęli pierwsze miejsce w jednej z poprzednich edycji.”

W tym roku zatem arcyciekawą walkę o wygraną miały stoczyć miały dobrze znane, zabiegane małżeństwa Brzezińskich i Dobrowolskich. W jednym narożniku – zwycięzca ostatniego Maratonu Warszawskiego Błażej Brzeziński z żoną Aleksandrą, wicemistrzynią Polski w biegu na 5 km. Po drugiej stronie ringu – triumfator PKO Poznań Maratonu z 2015 roku Emil Dobrowolski i małżonka Kamila– młodzieżowa wicemistrzyni kraju na 10 000 m z 2014 roku.

Rywalizacja toczyła się na nietypowym dystansie 5,4 km. To trzy okrążenia po głównej parkowej alei. Klasyfikacja była ustalana na podstawie łącznego czasu pary. Po pierwszym okrążeniu prowadził Emil Dobrowolski, za nim jak cień podążał Błażej Brzeziński. Na trzeciej pozycji plasowała się jego żona Aleksandra, z niewielką przewagą nad Kamilą Pobłocką-Dobrowolską. Widać było, że ważna będzie każda sekunda.

Pierwszy na metę wbiegł Dobrowolski z czasem 15:59. Maratończyk z podwarszawskiego Chotomowa zyskał nad rywalem 7 sekund. Panowie natychmiast wrócili na trasę dopingować małżonki. Trzecia finiszowała Aleksandra, która znacznie powiększyła przewagę nad Kamilą i z nawiązką odrobiła straty męża. Państwo Brzezińscy uzyskali łączny czas 34:31, wyprzedzając duet Dobrowolskich o 37 sekund.

– Jasne, że myślałam, jak radzi sobie Błażej, ale miałam też swoje założenia. Chciałam połączyć zawody z mocnym treningiem, miałam założone tempo i jego się trzymałam. Udało mi się wygrać z ponad 40-sekundową przewagą nad drugą zawodniczką, a przecież jeszcze zdążyłam zabłądzić i zawrócić. Warunki zimowe, dobrze, że chociaż jeden pas był odśnieżony – powiedziała po biegu Aleksandra Brzezińska.

– Chciałem dobiec z jak najmniejszą stratą do Emila. Niedawno biegłem w Japonii maraton, gdzie potwierdziłem minimum na mistrzostwa Europy w Berlinie i czułem jeszcze trochę zmęczenie. Zapomniałem też już trochę jak się biega „piątki” – śmiał się Błażej Brzeziński. Emil narzucił mocne tempo, starałem się go trzymać. Urlopu na razie nie ma na horyzoncie, ale po okresie startowym na pewno znajdziemy jakąś fajną wycieczkę – dodała połowa zwycięskiej pary.

Rywalizacja w parach bardzo podoba się Emilowi i Kamili Dobrowolskim, choć ponownie musieli zadowolić się drugim miejscem. Trzy lata temu przegrali z Michałem Bernardellim i Iwoną Lewandowską.

– Formuła imprezy jest bardzo fajna. Można się solidnie „wypruć”. Normalnie, gdybym biegł z Błażejem, pewnie bym go puścił. A tu, do samego finiszu, nie wiadomo co się dzieje. Trzeba „cisnąć” do końca, więc nie oglądałem się za siebie” - mówił wicemistrz Polski w maratonie z 2014 roku.

– Patrząc na zegarek biegłam w miarę równo. Gdyby to była rywalizacja o miejsce, to byłabym zadowolona z 2 pozycji z takim czasem. Szkoda, że Emil musiał się tak „zarzynać”, bo ja byłam nieco słabsza. Wiedziałam, że jeśli wygra z Błażejem, to zdecydują sekundy. Starałam się więc trzymać Oli, ale ona jest mocna” – opisywała rywalizację Kamila Pobłocka-Dobrowolska.

W Biegu Dla Par wzięło udział ponad 250 osób. Organizatorzy przygotowali nagrodę-niespodziankę, czyli jeszcze jedną wycieczkę, o nieco mniejszej wartości niż główna. Rozlosowano ją wśród wszystkich uczestników, dzięki czemu nie tylko zwycięzcy będą mieli okazje udać się na romantyczny wypoczynek we dwoje.

Wyniki

  1. Błażej Brzeziński (16:06), Aleksandra Brzezińska (18:25) – czas łączny 34:31
  2. Emil Dobrowolski (15:59), Kamila Pobłocka-Dobrowolska (19:09) – czas łączny 35:08
  3. Artur Kobuszewski (19:59), Emilia Mazek (20:51) – czas łączny 40:50

PEŁNE WYNIKI

RZ

Jasnowidz Kipchoge. Rekordowy półmaraton w Barcelonie. Polacy...

$
0
0

5 lat temu Eliud Kipchoge ustanowił wynikiem 1:00:04 rekord trasy Półmaratonu Barcelońskiego. Dobę przed startem tegorocznej, 28 odsłony biegu, Kenijczyk przepowiedział, że impreza będzie miała nowego rekordzistę.

Kipchoge nie podał nazwiska, ale patrząc na listę startową stwierdził, że stawka jest mocna i wynik lepszy od jego rekordu nie będzie żadnym wyzwaniem. Mistrz olimpijski w maratonie miał rację. Rekord trasy rzeczywiście w niedzielę padł, a wiele powodów do radości miał też zdobywca drugiego miejsca.

Zwycięzcą eDreams Mitja Marató de Barcelona został Mule Wasihun, który przekroczył metę z czasem 59:44. Etiopczyk jako pierwszy w historii imprezy uzyskał wynik poniżej godziny.

O tym zawodniku było już głośno kilka razy, nie zawsze z powodu sportowych osiągnięć. Choćby w 2016 r., gdy na trasie 10-kilometrowego biegu w indyjskim Bengaloru został dotkliwie pogryziony przez psa. Wypadek pozbawił go zwycięstwa, ale nie woli walki. Mimo obrażeń Etiopczyk dotarł do mety.

Drugi na mecie Julien Wanders ukończył bieg w Barcelonie z wynikiem 1:00:09 ustanawiając rekord Szwajcarii i rekord Europy do lat 23. Poprawił „życiówkę” bardzo znacząco, rok temu w Mediolanie pobiegł półmaraton w 1:01:43.

Najniższy stopień podium zajął Moses Kurong z Ugandy, z wynikiem o sekundę gorszym od Szwajcara.

Zwyciężczynię półmaratonu w Barcelonie wyłonił sprinterski pojedynek między Etiopkami. Faworytka Tejitu Daba (1:08:36) wygrała z Dibabe Kumą o zaledwie sekundę. Trzecia była biegaczka z Rwandy Salomé Nyirarukundo (1:08:48).

W półmaratonie w stolicy Katalonii wystartowało 14 tys. biegaczy, w tym ponad 150 Polaków. Najlepiej z naszych rodaków pobiegli Daniel Taras z Malborka (74 miejsce z czasem 1:12:09) i Maja Dudzińska (104 wśród kobiet z wynikiem 1:31:10).

WYNIKI

IB

Nocna Łódzka TRIada – pływacy górą! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pływanie, rower, bieg – triathlon, jaki znamy. Ale... niekoniecznie w tej właśnie kolejności! I do tego, ze względu na zimową porę, pod dachem. Z pływaniem w basenie, jazdą na rowerach stacjonarnych i biegiem na bieżniach elektrycznych.

Trzecia, finałowa część Zimowej Łódzkiej TRIady odbyła się w nocy z soboty na niedzielę 10-11 lutego w zgierskim ośrodku sportowym Stacja Nowa Gdynia.

Poprzednie części rozegrano w tym samym miejscu 9 grudnia i 13 stycznia. Aby być sklasyfikowanym wystarczyło wystartować dwa razy, tyleż wyników liczyło się do końcowej tabeli. Tylko za pierwszym razem kolejność konkurencji była tradycyjna. W styczniu uczestnicy rozpoczynali od roweru, a teraz – od biegu, by po nim wskoczyć do basenu i zakończyć zawody częścią rowerową.

– Nie jestem pewny, czy w regionie łódzkim ktoś wcześniej zrobił triathlon pod dachem – powiedział nam Radosław Sekieta (Time4s.pl), organizujący zawody razem z załogą Nowej Gdyni. – Dla urozmaicenia wpadłem na pomysł innej kolejności konkurencji w każdej z trzech części TRIady. Triathlon zorganizowaliśmy tu już rok temu, ale wtedy była to tylko pojedyncza impreza.

Dystans pokonany w każdej konkurencji w ciągu 10 minut był przeliczany na punkty. Po każdej z części wyróżnienia otrzymywali najlepszy: pływak, rowerzysta i biegacz, wśród kobiet i mężczyzn. Po finale nagrodzono zwycięzców klasyfikacji końcowej. O zwycięstwa w poszczególnych konkurencjach walczono do upadłego, a duże emocje budziły wywieszane na bieżąco wyniki.

W końcowej tabeli najwyżej znaleźli się: Magdalena Żyła przed Elwirą Olejniczak i Pauliną Chmiel oraz Robert Filipiak przed Arkadiuszem Kaźmierczakiem i Rafałem Pakułą.

Drużynowo wygrała ekipa Cel Ironman I przed Cel Ironman II oraz zespołem gospodarzy imprezy, Stacją Nowa Gdynia.

Sklasyfikowano w sumie 56 osób.

WYNIKI - KOBIETY

WYNIKI - MĘŻCZYŹNI

WYNIKI - DRUŻYNOWO

– W triathlonie jestem bardzo początkująca – przyznała zwyciężczyni Magdalena Żyła – a pod dachem to moja pierwsza taka impreza. Zaliczyłam wszystkie trzy części, prowadziłam od początku, ale rywalki były mocne i do końca nie mogłam być pewna swego. Moją ulubioną dyscypliną jest pływanie, tu jednak zdecydowały rower i bieg.

Woda jest również żywiołem zwycięskiego Roberta Filipiaka. W przeciwieństwie do Magdy, trenuje on triathlon już od 5 lat. – Wywodzę się z pływania, a najsłabszy jest u mnie rower – powiedział nam.

– Dziś zdobyłem również wyróżnienie dla najlepszego pływaka. Mój najdłuższy w życiu dystans to 1/2 IM, ale najlepiej się czuję na ćwiartce. Tutaj wystartowałem też w przed rokiem, kiedy nie było jeszcze TRIady.

Zwycięzca, jak również inni uczestnicy zgodnie podkreślili, że taka impreza zimą pod dachem to świetny sprawdzian formy przed sezonem. Daje odpowiedź, czy treningi idą dobrze i jak stoimy z formą.

A oprócz tego, co chyba najważniejsze, jest okazją nie tylko do emocjonującej rywalizacji, ale i świetnej sportowej zabawy w gronie znajomych.

Kamil Weinberg

Parkowe Hercklekoty: Walentynkowo… 24 lutego

$
0
0

Za dwa tygodnie w Katowicach wystartuje czwarta edycja Parkowych Hercklekotów.

W ramach Parkowych Hercklekotów zakochani w bieganiu i nordic walkingu będą mieli do pokonania dwa dystanse. Do wyboru uczestników trasa około 7 i około 12 km. Imprzea poprowadzi przez urokliwe zakątki Doliny Trzech Stawów, jednego z ulubionych miejsc aktywnych mieszkańców Katowic i nie tylko.

Jak zawsze, organizatorzy pamiętają także o najmłodszych. W ramach 4. Parkowych Hercklekotów odbędą się zawody biegowe dla dzieci, które zmierzą się z trasą na dystansie 200, 400 i 800 metrów. Na dystansie 400 i 800 metrów dzieci powalczą o puchary i nagrody. Na podium stanie 12 osób.

Na starcie ustawi się ponad 1000 biegaczy, 200 dzieci i aż 200 „chodziarzy”, czyli miłośników Nordic Walking. Na podium stanie trzech najszybszych biegaczy w biegu na 7 i 12 km, a także zwycięzcy marszu nordyckiego z podziałem na kobiety i mężczyzn. Łącznie 18 osób.

Na dyplom i miejsce na podium mogą także liczyć biegacze w kategoriach wiekowych, a wyróżnienie otrzyma aż 60 zawodników.

– Cieszymy się, że aż tyle osób zdecydowało się spędzić z nami kolejne, czwarte już walentynki. Na listach startowych, pojawiło się wiele nazwisk, które kojarzymy z zeszłego roku. Wielu uczestników zapowiada udział w całym cyklu Grand Prix – cieszą się organizatorzy i dodają.– Na mecie, na każdego zawodnika będzie czekała ciepła herbata i pyszna zupa, co powinno uspokoić hercklekoty, których uczestnicy nabawią się podczas biegu, a oprócz tego, jak zawsze, specjalnie na tę okazję zaprojektowany medal.

Impreza Parkowe Hercklekoty organizowana przez MK team odbędzie się już po raz czwarty. Partnerem wydarzenia jest Miasto Katowice oraz Zakład Zieleni Miejskiej w Katowicach. Patronem honorowym biegu jest Prezydent Miasta Katowice, Marcin Krupa.

W skład cyklu GRAND PRIX MK TEAM 2018 wchodzą następujące zawody:

  • 4. Parkowe Hercklekoty - 24.02.2018 r., Katowice
  • 3. Siemianowicki Bieg Świetlików - 23.06.2018 r., Siemianowice Śląskie
  • 4. Siemianowickie Nocne Marki - 27.10.2018 r., Siemianowice Śląskie
  • 5. Bieg Mikołajkowy - 09.12.2018 r., Katowice

Podsumowanie cyklu odbędzie się podczas uroczystej gali w styczniu 2019 r.

Więcej informacji dot. IV Parkowych Hercklekotów znajduje się pod TYM adresem.

4. Parkowe Hercklekoty w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

mat. pras.

Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>