Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

5. Półmaraton Oleszyce: „Do trzech razy sztuka” Krzysztofa Jaworskiego [ZDJĘCIA]

$
0
0

Już po raz piąty Stowarzyszenie „Czas na pomoc” przy współpracy z Nadleśnictwem Oleszyce zorganizowało naprawdę wyjątkowy zimowy półmaraton. Dość powiedzieć, że numery startowe wyprzedają się niemalże w dniu zapisu.

W tym roku na starcie stanęło 300 osób. O godzinie 11:00 wyruszylśmy na malowniczą zimową trasę prowadzącą po terenach Nadleśnictwa Oleszyce. Zaraz po biegaczach wystartowała kolejna liczna grupa licząca ponad stu miłośników nordic walking, którzy mieli do pokonania ponad dziewięć kilometrów.

Wśród mężczyzn poza konkurencją był Krzysztof Jaworski, reprezentujący Stowarzyszenie Visegrad Maraton Rytro, który uzyskał czas 1:21:27. Tuż za nim uplasował się - z czasem 1:22:10 - Marcin Kruba z Jarosławskiej Grupy Biegowej Sokół. Na najniższym stopniu podium stanął Marcin Michalec z KKB MOSiR Krosno, uzyskując czas 1:22:14.

Warto wspomnieć, że dla Krzyśka był to już czwarty start w tej imprezie i w poprzednich dwóch latach dwukrotnie zajmował czwarte miejsca a w tym roku udało mu się wreszcie wygrać, z czego też bardzo się cieszył na mecie.

Wśród kobiet nie miała sobie równych Katarzyna Winiarska z Przemyskiego Klubu Biegacza, która pokonała trasę w czasie 1:32:23. Kolejną kobietą na mecie była Beata Lange z klubu Biłgoraj Biega, z czasem 1:36:49. Podium uzupełniła Agnieszka Faron z Norafsport, uzyskując czas 1:42:16.

W marszu nordyckim najlepsi okazali się Tomasz Wojtowicz z Krosna. Kolejne miejsca na podium dla Tadeusza Kubiszyna i Wojciecha Kułakowskiego, obaj z Lubaczowa. Natomiast wśród pań najlepsza okazała się Małgorzata Kubiszyn z Lubaczowa. Za nią uplasowały się Wiesława Kubiszyn, również z Lubaczowa, oraz Dorota Rejman z Tarnobrzegu.

Po biegu na każdego czekał gorący posiłek, ciepła herbata i kawa oraz kiełbaska na ognisko, przy którym można było się ogrzać po biegu a także kilka niespodzianek.

Na zakończenie tej wyjątkowej imprezy biegowej zwycięzcy zostali uhonorowani pamiątkowymi statuetkami oraz w pełni zasłużonymi brawami.

Maciej Majda, Ambasador Festiwalu Biegów


Potworny początek biegowego sezonu w Rybniku [ZDJĘCIA]

$
0
0

17. Potworny Bieg Zimowy rozpoczął w Rybniku sezon startowy. Inauguracja 18 Grand Prix Energetyków bardzo się udała. Uczestnicy mówili: było potwornie ślisko, ale zabawa potwornie fajna!

Na starcie imprezy stanęła rekordowa liczba zawodników. Byli wśród nich biegacze, miłośnicy nordic walking oraz kilkanaście czworonogów, dla których przewidziano odrębną klasyfikację. Wszyscy mieli do pokonania mierzącą 5 km trasę poprowadzoną w większości wzdłuż rzeki Rudy. Ci, którzy zdecydowali się na dłuższy dystans w biegu głównym lub z psem, musieli przebiec ją dwa razy.

Nie było to łatwe zadanie, bo całą nawierzchnię pokrywał śnieg lub lód. Krytycznym punktem był oblodzony most na rzece. Na szczęście organizatorzy wcześniej informowali o wszystkich trudniejszych momentach trasy i zamieścili w sieci zdjęcia newralgicznych punktów.

Nie był to pierwszy raz, kiedy zadbali o bezpieczeństwo uczestników imprezy. – W ubiegłym roku było lodowisko, ale organizatorzy bardzo się starali. Trasa była posypana, posolona i potraktowana czymś tam jeszcze – wspomina Janina Sieniawska z Kędzierzyna-Koźla.

– Rok temu tutaj byłam i mi się podobało, więc wróciłam. Ten bieg nie jest potworny, w żadnym wypadku! Było ślisko, blisko rzeki, do której można wpaść, gdyby się nóżka omsknęła, ale bardzo ładnie. Pogoda też dopisała, choć niestety był smog. Bardzo podoba mi się tutaj trasa i swoboda wyboru dystansu. Można pobiec 5 albo 10 km. Organizacja też jest bardzo dobra: sporo miejsca, jest cieplutko, miło. Jeśli tylko nic nie stanie na przeszkodzie, to może uda się przyjechać na kolejne etapy cyklu.

Całość planuje też zaliczyć Dariusz Krause z Radlina. – W tym roku pasują mi wszystkie terminy i mam zamiar zaliczyć całe Grand Prix, czyli trzy starty – deklaruje. Jak ocenia decyzję o zmniejszeniu liczby imprez wchodzących w skład cyklu? – Myślę, że czasami mniej biegów wychodzi na dobre. Organizacyjne ogarnięcie sześciu biegów w ciągu roku to naprawdę dużo. A uczestnikom też trudniej zmieścić w kalendarzu tyle imprez.

– Do tej pory sam podczas rybnickich imprez raczej kibicował i fotografował. Dzisiaj pierwszy raz wystartował. Co go przekonało? – Bliskość biegu i całus Prezessy na mecie – śmieje się. – Było potwornie zimno, potwornie ślisko… Ale bawiłem się tutaj naprawdę świetnie. Do tego wszystko było dobrze przygotowane. To taki bieg z charyzmą. Prezessa razem ze swoją ekipą potrafi stworzyć niesamowitą atmosferę. Ci, którzy tutaj przyjeżdżają biegać nie liczą na jakieś wygórowane nagrody, ale dla ludzi i atmosfery.

Kolejna szansa na zakosztowanie tej atmosfery oraz legendarnego bufetu pełnego arbuzów w sierpniu podczas Maratonu Energetyków.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM

5. Bieg Czekoladowy: Pyszności zmobilizowały

$
0
0

Już sama nazwa powinna zachęcać do startu, i to nie tylko tych, którzy lubują się w słodkościach. Przed tegoroczną edycją Organizatorzy zapowiadali kolejne słodkie niespodzianki na mecie, toteż nie pozostało nic innego jak zapisać się i czekać na bieg.

Bieg organizowany jest Poznaniu na terenie przystani Posnania nad Wartą. Dystans dnia to 5 km. Były również biegi dziecięce, oraz marsz Nordic Walking.

Była to piąta edycja biegu, ale po raz pierwszy zorganizowano w nim Zimowe Mistrzostwa Wielkopolski Strażaków PSP i OSP na dystansie 5 km o Puchar Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP.

Temperatura w okolicach 2 stopni pod kreską, a więc idealnie. Ale..

Ostatnie dni walczyłem z lekkim przeziębieniem, jeszcze rano bolały mnie mięśnie nóg. Postanowiłem, że pobiegnę sobie spokojnie. Po rozgrzewce i zrobieniu parę szybszych akcentów... plany się zmieniły. Moim celem stał się bieg poniżej 20 minut. Im szybciej, tym prędzej skosztuję tych pyszności na mecie – uśmiechałem się pod nosem. Do pokonania mieliśmy dwa okrążenia o długości 2,5 km.

Na metę wbiegłem jako 11. zawodnik na 458 biegaczy, z czasem 19:48, zajmując jednocześnie 2. miejsce w swojej kategorii wiekowej! A to niespodzianka!

Na mecie pyszna gorąca czekolada oraz mufinka. Pyszności!

Marek Pfajfer, Ambasador Festiwalu Biegów

W Pjongczangu.. bez ubrań! Jankesi wymiękają?

$
0
0

Na Igrzyskach w Pjongczangu rządzi pogoda. Od podmuchów wiatru zależy czy i kiedy odbędą się poszczególne konkurencje. Dla biegaczy pogoda zawsze jest dobra.

Gdy sportowcy i kibice kulą się z zimna, koreańscy biegacze od początku stycznia biorą udział w „pół-nagich maratonach”, które odbywają się w całych kraju. Trasy biegów, o przeróżnych dystansach, pokonują bez koszulek. Wprawdzie mają na sobie spodnie, buty, czapki i rękawiczki, ale przyglądający się wydarzeniu mają na sobie kilka warstw ubrań i puchowe kurtki. Temperatury o tej porze roku są ujemne, a „koreańskie Alpy” Pjongczangu, wilgotność i wiatr powodują, że odczuwalne jest dużo bardziej dokuczliwe zimno niż wynika to ze wskazań termometru.

W minioną niedzielę w okolicach Pjongczangu ok. 300 osób w różnym wieku zdecydowało się pobiec z nagim torsem. Na ciele zamiast ubrania wypisali imiona swoich bliskich, nazwy miejscowości, które reprezentowali lub słowa motywacji dla siebie i innych biegaczy.

Akcja odbywa się w tym mieście każdego roku, już od 26 lat. Jak donosi CNN, tym razem do Koreańczyków dołączyli amerykańscy żołnierze. Jednak 60 nietypowych biegaczy, pomimo ukończenia biegu, nie mogło liczyć na medal. Biegli w... zakazanych regulaminem koszulkach. Zostali za to zdyskwalifikowani.

Bieg jest częścią popularnego Festiwalu Śniegu. Oprócz biegania bez koszulek, do dyspozycji są psie zaprzęgi, koncerty i przede wszystkich konkurs lodowych rzeźb, w ramach którego powstają prawdziwie imponujące budowle.

IB

Źródła: CNN / www.snowfestival.net

Patrycja Bereznowska – biegaczka do zadań specjalnych

$
0
0

Patrycja Bereznowska wciąż zadziwia... Świat, wygrywając Spartathlon, a 2 tygodnie temu ustanawiając rekord świata w biegu 48-godzinnym (401 km). I nas, bo gdy sądziliśmy, że Patrycja odpoczywa po takim osiągnięciu, spotkaliśmy ją... na poligonie Warszawskiej Akademii Technicznej. Z ciężkim plecakiem i w mundurze walczyła o wygraną w Półmaratonie Komandosa.

Nawet jeśli ktoś nie znał jeszcze Patrycji z twarzy, zwracała uwagę otoczenia. Jako jedyna odbierała gratulacje już przed rozpoczęciem imprezy.

Wszyscy zastanawiali się, czy Bereznowska jest w stanie nie tylko wygrać rywalizację kobiet, ale też powalczyć o wysokie miejsca z mężczyznami. Ultrabiegaczka nie rzuciła się jednak do frontalnego ataku. Postawiła na konsekwencję i z każdym okrążeniem poprawiała lokatę.

Zawodniczka pochodząca z podwarszawskiego Ossowa zajęła 2 miejsce z czasem 1:54:34. Tym wynikiem poprawiłaby o 3 minuty rekord Półmaratonu Komandosa, ale tego dnia trafiła na świetnie dysponowaną Annę Gosk, która wygrała ze zdecydowaną przewagą.

- To był dla mnie dobry trening przed kolejnymi wyzwaniami. Marzy mi się start w Setce Komandosa, półmaraton był więc dobrym przygotowaniem. Spodziewałam się, że będzie trudniej. Odczuwałam jeszcze trudy biegu 48-godzinnego. Minęło zaledwie 6 dni, więc brakowało trochę energii w nogach. Ale spodziewałam się, że będzie gorzej” - mówiła po biegu Patrycja Bereznowska.

Nie był to pierwszy występ Patrycji w mundurze. W ubiegłym roku wygrała Maraton Komandosa w Lublińcu. Tamten start był dla niej cenną lekcją.

- Plecak miałam dobrze dopasowywany, nie latał i nie obijał się. Wyciągnęłam wnioski z Maratonu Komandosa, gdzie trochę mi się obsunął i obił kość krzyżową. Włożyłam do środka kilogramowe paczki z solą i specjalne żele, takie podkładki do jazdy konnej, które są ciężkie, lecz zarazem miękkie. Na ważeniu przed startem do obowiązkowych 10 kg trochę brakowało, więc musiałam dorzucić dwa kamienie” - mówiła z uśmiechem biegaczka.

Zawodniczka nie daje sobie czasu na odpoczynek. Następnego dnia wygrała Wieliszewski Crossing – Zima na dystansie 10 km z czasem 43:39.

Patrycja Bereznowska jest rekordzistką świata w biegu 24-godzinnym (259,991 km) i 48-godzinnym (401 km). W biegu dobowym jest też aktualną mistrzynią globu, indywidualnie i drużynowo. W roku 2017 wygrała kultowy Spartathlon w Grecji, a podczas 8 PKO Festiwalu Biegowego w Krynicy wygrała rywalizację kobiet w morderczym IronRun.

RZ

Paweł Góralczyk wrócił do zdrowia. I szybkiego biegania

$
0
0

Tak pięknego powrotu do startów biegowych nie mogłem sobie wyobrazić! - pisze Paweł Góralczyk, brązowy medalista MP Skyrunning z 2016 r., Ambasador Festiwalu Biegów.

18. ZImowy Bieg Piasta we Wrocławiu to było moje przetarcie i start kontrolny w przygotowaniach do nowego sezonu. Piękny bieg i okolica, w której gościli biegacze. Na mecie zameldowało się w sumie 440 osób.

Trasa była crossowa. Dużo zakrętów, zwłaszcza na pierwszych 5 km. Biegliśmy się po szutrowej drodze, kostce brukowej, błocie. Nie zabrakło przebiegania przez mosty i wzniesienia.

Na zawody pojechałem psychicznie zmęczony. W poprzedzający start czwartek pracowałem na drugą zmianę, w piątek już na pierwszą… Po 3 godzinach snu ruszyłem do Wrocławia, do przyjaciół Agnieszki i Michała, którym w tym miejscu bardzo dziękuję za przyjęcie i wspólne trenowanie.

Przyszła sobota. Start o godz. 11:00.

Nie miałem planu na ten bieg, nie było wiadomo jak organizm zareaguje na taki wysiłek. Ale chciałem pobiec mocno. Trasa nie była pod rekord życiowy, ale specjalnie taką wybrałem. Mocny cross to trudniejsze wyzwanie niż start na ulicy. Do tego w kolejnym dniu chciałem pobiec na Ślężę na kolejny trening.

A więc obciążenie. Ww pięciostopniowej skali mojego zegarka, sobotni bieg uzyskał poziom 2 – umiarkowane. Nogi niosły, ale głowa nie puściła, z braku snu. Mimo to udało się wygrać. Czas 34:28, zegarek pokazał 10,15 km. 

Pełne wyniki: TUTAJ

Z tego startu jestem zadowolony. Wiem, że na ulicznej „dysze” z atestem zbliżyłbym się do życiówki. Co najważniejsze, w końcu mogę to powiedzieć - z moimi nogami jest wszystko dobrze!

Paweł Góralczyk, Ambasador Festiwalu Biegów

 

CITY TRAIL: Przebierańcy i... rekord trasy

$
0
0

Lublin, Łódź i Trójmiasto – to lokalizacje, w których w weekend rywalizowali biegacze startujący w cyklu CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden. Były emocje związane z walką w klasyfikacji generalnej, był rekord trasy, ale było też kolorowo i radośnie, o co zadbali biegacze-przebierańcy.

Lublin

Piąte zawody w Lublinie zapowiadały się bardzo interesująco. Po raz pierwszy w edycji na linii startu stanęli obok siebie dwaj pretendenci do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej – Artur Kern i Sebastian Smoliński. Okazało się, że w sobotę w lepszej dyspozycji był Artur Kern, który wygrał już trzy poprzednie edycje cyklu w Lublinie. Czas Artura to tym razem 16:53.

Drugie miejsce wywalczył Sebastian Smoliński (17:07), a trzeci był Paweł Wysocki (17:27).

W klasyfikacji generalnej cyklu w tej chwili prowadzi Paweł Wysocki, ponieważ Artur i Sebastian biegali dotychczas po trzy razy, więc nie są jeszcze sklasyfikowani.

– Ostatnie dwa miesiące były dla mnie ciężkie, bo najpierw dwa razy chorowałem, a teraz naciągnąłem mięsień, ale mam nadzieję, że to fatum już mnie opuści i dokończę cykl wygrywając cztery biegi – podkreślił na mecie Artur Kern - halowy rekordzista Polski na 5000 m. – Naciągnięty dwa dni temu mięsień postawił mój dzisiejszy start pod znakiem zapytania. Podczas rozgrzewki czułem pewien dyskomfort, ale postanowiłem wystartować, choć nie wykluczałem, że jeśli pojawi się większy ból to zejdę z trasy. Do 3 km czułem się dobrze, potem zaczęło pobolewać, ale był to moment, w którym przyspieszyłem. Mój największy rywal – Sebastian Smoliński w tym momencie nieco odpuścił i został kilka metrów z tyłu, więc przyspieszyłem jeszcze trochę, by powiększyć przewagę. Miałem świadomość, że nie mogę liczyć na walkę na finiszu – Sebastian jest zawodnikiem z bieżni i gdyby był blisko mnie na końcówce, miałbym marne szanse na zwycięstwo – dodał Artur Kern.

Wśród kobiet pierwsze zwycięstwo w sezonie odniosła Julia Pleskaczyńska (19:44). Drugie miejsce zajęła Ilona Mandziuk (19:48), a trzecie – Patrycja Gruszkowska (20:38).

W klasyfikacji generalnej prowadzi czwarta tym razem Paulina Pawłowska, która jest niemal pewna wygranej w „generalce”. Niemal, bo teoretycznie szanse na zwycięstwo ma jeszcze Ilona Mandziuk, ale musiałaby wygrać marcowy bieg z wynikiem lepszym od uzyskanego przez Paulinę w październiku (poniżej 19:10).

Bieg ukończyło 273 osoby. W zawodach CITY TRAIL Junior uczestniczyło 49 młodych sportowców. 

Kolejne – szóste już zawody są zaplanowane na 17 marca. Uroczyste podsumowanie sześciomiesięcznych zmagań odbędzie się 12 kwietnia w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie. Lubelską edycję cyklu wspiera Miasto Lublin.

Łódź

W niedzielnych zawodach w Łodzi najszybszym okazał się Adam Włodarczyk, który 5 km w Parku Baden-Powella pokonał w czasie 16:21. Drugie miejsce wywalczył Jarosław Omakowski (16:35), a trzeci był Łukasz Wojnicki (16:39). W klasyfikacji generalnej cyklu najbliższy zwycięstwa jest Wojciech Sowik, który ma na koncie trzy wygrane biegi i jedno drugie miejsce, ale szanse na wygraną ma nadal niedzielny triumfator – Adam Włodarczyk. Warunek to zwycięstwo w marcowym biegu, z czasem lepszym niż osiągnął w trwającej edycji Wojciech Sowik podczas najszybszego biegu.

Wśród kobiet czwarte zwycięstwo w sezonie odniosła Monika Kaczmarek, która poprawiła swój własny rekord trasy – wynosi on teraz 17:37. – To był świetny dzień na ustanowienie rekordu. Lekki chłodek - ale jak lubię taką temperaturę, podłoże twarde, nie było ślisko – mówiła po biegu zadowolona z wyniku zwyciężczyni.

Drugie miejsce zajęła Zuzanna Mokros (18:09), a trzecie – Magdalena Pierzchała (19:33). W klasyfikacji generalnej pewna wygranej jest Monika Kaczmarek.

Zawody były ostatnim karnawałowym akcentem w tegorocznej edycji cyklu.

- Dziś biegało się - jak zawsze - bardzo dobrze, przede wszystkim ze względu na atmosferę i profesjonalne przygotowanie trasy – mówił na mecie jeden z uczestników - Piotr Masierek. - Staram się w każdej edycji karnawałowego biegu wystąpić w przebraniu, żeby nie tylko biegać i czerpać z tego radość, ale także dać kibicom i innym biegaczom powód do uśmiechu.

Bieg ukończyło 345 osób. W zawodach CITY TRAIL Junior uczestniczyło 114 młodych sportowców.

Kolejne – szóste już zawody są zaplanowane na 11 marca. Zakończenie sezonu odbędzie się 27 marca w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Lokalnym współorganizatorem biegów jest firma InesSport.

Trójmiasto

W niedzielę odbył się także piąty bieg w Trójmieście. Na gdańskiej trasie zwycięstwo odniósł Łukasz Kujawski, czwarty zawodnik mistrzostw Europy juniorów w biegu na 5000 m sprzed 11 lat i mistrz Polski na tym dystansie z roku 2011. Łukasz pokonał tym razem 5 km w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym w czasie 17:25.

- Założeniem na dzisiejszy start był bieg zachowawczy z kontrolą poczynań rywali przez 80% trasy. Udało się to zrealizować. Przez 4 km biegłem spokojnie, by przyspieszyć na ostatnim kilometrze. Dzisiejsze warunki nie pozwalały na rozwinięcie nadzwyczajnych prędkości. Wartością nadrzędną jest dla mnie zdrowie, więc biegłem dość ostrożnie, aby nie przytrafił mi się żaden upadek, a w konsekwencji kontuzja – podkreślił na mecie zwycięzca. - W październiku wróciłem do sprawdzonych schematów odnawiając współpracę z trenerem Jackiem Kostrzebą. Obecnie najważniejszą dla mnie informacją jest to, że mogę normalnie trenować. Jestem zdrowy, nie trapią mnie żadne kontuzje.

- Planem startowym na najbliższą przyszłość jest Bieg Urodzinowy w Gdyni na 10 km w kolejny weekend. W sezonie będę brał udział w biegach ulicznych, ale nie wykluczam kilku startów na bieżni, być może nawet mistrzostw Polski. Bieżnia będzie jednak tylko dodatkiem, skupię się głównie na rywalizacji ulicznej. W ubiegłym roku pojawił się nawet plan debiutu w maratonie na 30-te urodziny, które będę obchodził już niedługo - 2 marca. Start na najdłuższym dystansie olimpijskim odłożę jednak na przyszłość. Do swojego przed laty koronnego dystansu 3000 m z przeszkodami raczej nie wrócę ze względu na obowiązki - praca i małe dziecko nie pozwolą mi na takie przygotowanie, jak przed laty, kiedy uzyskiwałem swoje rekordowe 8:27.12. Być może zobaczymy się na szóstym biegu CITY TRAIL, ale uzależniam to od nawierzchni. Tydzień później wezmę udział w przełajowych mistrzostwach Polski i to będzie mój start docelowy na pierwszą część sezonu – dodał Łukasz Kujawski.

Drugie miejsce wywalczył Mateusz Kaczmarek (17:40), a trzeci był Michał Czapiński (18:21).

W rywalizacji kobiet najlepszą okazała się Maria Maj-Roksz – jej czas to 21:31. Drugie miejsce zajęła Małgorzata Tuwalska (21:42), a trzecie – Paulina Załucka (21:56). W klasyfikacji generalnej pewna wygranej jest Ewelina Paprocka, która tym razem nie startowała.

Bieg ukończyło 311 osób. W zawodach CITY TRAIL Junior uczestniczyło 67 młodych sportowców. Kolejne – szóste już zawody są zaplanowane na 11 marca w Gdyni (Mały Kack). Uroczyste podsumowanie sześciomiesięcznych zmagań odbędzie się 4 kwietnia w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni.

Poza Lublinem, Łodzią i Trójmiastem w cyklu CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden uczestniczą: Bydgoszcz, Katowice, Olsztyn, Poznań, Szczecin, Warszawa i Wrocław. Najbliższe zawody odbędą się 17 lutego w Olsztynie oraz 18 lutego w Warszawie.

Informacje o imprezie oraz zapisy znajdują się na stronie www.citytrail.pl.

mat. pras.

Wesołe Biegi Górskie - cz. 4. Przekleństwo Aleksandra Celińskiego

$
0
0

Jak nie Falenica, to Wesoła. Lubiący biegać w górach mieszkańcy płaskiego Mazowsza nie mają co narzekać. Wprawdzie w Świętokrzyskie trzeba jechać autem 2,5 godziny, a we wszystkie pozostałe polskie góry znacznie dłużej, świetnie jednak sprawia się Mazowiecki Park Krajobrazowy.

Ścieżki biegowe po wydmach w Falenicy oraz na pograniczu Starej Miłosny i Wesołej też potrafią nieźle sponiewierać, a trening na nich bardzo przydaje się w późniejszym sezonie.

Tym razem przyszła pora na 4 już odsłonę Wesołych Biegów Górskich. Bardziej tu kameralnie niż w Falenicy (raptem 100-150 osób na 3 dystansach), a tym razem frekwencja jeszcze mizerniejsza, bo równolegle na Kabatach startował najstarszy cykl biegów w stolicy, 29 Grand Prix Warszawy.

Warunki do biegania – takie sobie. Pochmurno, niezbyt zimno, na trasie przemielony śnieg, a w jednym miejscu, na końcu pierwszego zbiegu przy ostrym skręcie w prawo – zmrożony, prawie lód. Tu trzeba było uważać, reszta bezpieczna, tyle że niezbyt szybka.

Wesołą zacznie chyba niedługo przeklinać Aleksander Celiński. Biega świetnie, wciąż jest bardzo blisko... i wciąż nie może wygrać. Ciągle ktoś jest odrobinę szybszy!

W pierwszym biegu cyklu Aleksander nie startował, potem zaś trzykrotnie był drugi. Najpierw za Ilią Marczukiem (7 sekund straty), potem za Pawłem Białym (ponad półtorej minuty), a teraz, gdy Białemu się zrewanżował, finiszując kilka sekund przed nim, za Zbigniewem Lamparskim (13 sekund).

Jest niby powiedzenie, że „do 4 razy sztuka” (na pewno tak ono brzmi?), ale jak znów pojawi się ktoś nieco szybszy? Oby tylko Aleksander Celiński nie obraził się na Wesołe Biegi Górskie, bo impreza to naprawdę przesympatyczna i po tamtejszych wydmach biega się naprawdę zacnie.

Nie zabrakło w Wesołej niezmordowanej Patrycji Bereznowskiej. Skąd ta dziewczyna czerpie tyle sił? - zastanawiają się biegacze, bo przecież raptem 2 tygodnie wcześniej Patrycja ustanowiła rekord świata na 48 godzin (przebiegła 401 km), a w poprzedni weekend była druga w Półmaratonie Komandosa z 10-kilogramowym plecakiem i wygrała Cross Wieliszewski.

Patrycja odpowiedziała wszystkim na swoim fejsbuku.

Tym razem Patrycja Bereznowska pobiegła nieco wolniej, zapewne jeszcze odpoczywa po ateńskim rekordzie. A i tak była na mecie druga, niespełna minutę za Dagmarą Dominiak.

A za to spokojniejsze tempo mistrzyni zapłaciłem... ja. Udało mi się utrzymać „na jej plecach” przez całą pierwszą pętlę (2 km) i potem zwyczajnie brakło nieco sił. Na mecie byłem 40 sekund za Patrycją, a co bolało to moje. Cóż, niezdrowa ambicja kosztuje... Z drugiej strony, frajda była.

Kolejne ściganie w Wesołej, seria piąta i ostatnia zaliczana do klasyfikacji generalnej (finałowy bieg nr 6 jest „samodzielny”, poza cyklem) – dopiero 3 marca. Teraz pora na dwie Falenice.

WYNIKI

WIĘCEJ ZDJĘĆ

Piotr Falkowski

zdj. Piotr Siliniewicz "Silne Studio"

 


Trasa LOVE. Bieg Walentynkowy pod Najstarszą Sosną w Polsce

$
0
0

To bez wątpienia jeden z najbardziej oryginalnych biegów walentynkowych w Polsce. Bez spiny, bez ścigania i bez pomiaru czasu, za to z obłędnie piękną trasą. Nie tyle nawet chodzi o jej przebieg, choć lasy Stankowizny są bardzo urokliwe, ile o wygląd po zrzuceniu jej z urządzenia pomiarowego na mapę. Trasa długości 8,88 km układa się bowiem w wyraźny napis... LOVE. Na Walentynki lepszej trasy nie wymyślisz!

Mowa o piątym już Walentynkowym Biegu pod Najstarszą Sosną w Polsce. Pomysłodawcą spotkania biegaczy pod sosną Wszeborą (300-350 lat, 22 m wysokości, 360 cm obwodu pnia) jest miński biegacz Szymon Wadas. On też wymyślił trasę „LOVE”.

Grupa Niezależni Biegacze Mmaz określają swój bieg hasłami „Nie jest to wyścig” i „Biegasz, bo kochasz”. Nie ma wpisowego, a pomiaru czasu, jeśli są nim zainteresowani, dokonują indywidualnie sami biegacze, których w tym roku w Lesie Stankowizna stawiło się 110. Po pokonaniu niespełna 9-kilometrowej trasy otrzymali piękne pamiątkowe, walentynkowe medale, uczestniczyli też w losowaniu drobnych nagród rzeczowych przekazanych przez partnerów biegu. A tych, z roku na rok, przybywa, podobnie jak uczestników zwabionych oryginalną trasą, nietypowym miejscem i znakomitą atmosferą.

Na profilu facebookowym miejscowego Klubu Biegacza MKB Dreptak Mińsk Mazowiecki uczestnicy napisali: „Do Walentynek jeszcze kilka dni, ale my już o nich myślimy! Liczna gruba Dreptaków wybiegała napis LOVE na 5 Walentynkowym Biegu pod Najstarszą Sosną w Polsce. Impreza jak co roku była świetnie zorganizowana. Wszyscy bawili się wyśmienicie! Wrócimy tu za rok! Dziękujemy !”

ZDJĘCIA

Piotr Falkowski

 

Z Nawojowej do Tokio? Najpierw do Torunia... i na uczelnię

$
0
0

Przed nami weekend z Halowymi Mistrzostwami Polski w Lekkiej Atletyce. Transmisje z Torunia przeprowadzi „na żywo” TVP Sport. Wśród kilkuset uczestników imprezy będzie Patryk Marmon z gminy Nawojowa. Nadzieja sądeckiej i polskiej lekkoatletyki, wystąpi na Kujawach na cztery dni przed swymi urodzinami, będzie sprawdzał formę na dystansie 1500 i 3000 metrów. Teraz zmaga się z egzaminami na uczelni i marzy o udziale w igrzyskach olimpijskich Tokio 2020.

- Lekkoatletykę zacząłem trenować ledwie 3 lata temu, gdy pod koniec pierwszej klasy liceum (II LO im. Marii Konopnickiej w Nowym Sączu, wychowawca Łukasz Sommer – red.) znakomity trener Józef Klimek dostrzegł mój talent - opowiada nam Patryk. -  Uwierzyłem mu i choć na początku trudno mi się było do nowej dyscypliny przekonać - od sześciu lat grałem przecież w piłkę w Sandecji - nowe treningi zaczęły wciągać mnie coraz bardziej. Zwłaszcza, gdy zaczęły się sportowe sukcesy i wszyscy namawiali mnie bym na poważnie zajął się bieganiem, w tym moja siostra, która do czasu kontuzji była jedną z najlepszych zawodniczek.

Rodzinna tradycja sportu w rodzie Marmonów to nie tylko utytułowana siostra - Sara Szost, ale również dziadek Patryka, który miał w biegach doskonałe wyniki, choć w czasach sportu amatorskiego nie był w stanie mu się poświecić, nie mogąc po prostu w ten sposób utrzymać rodziny. Znakomitym biegaczem jest również szwagier Patryka Marmona - Henryk Szost, rodowity muszynianin, rekordzista Polski w maratonie, uczestnik trzech igrzysk olimpijskich, w Pekinie, Londynie i Rio de Janeiro.

W I klasie liceum Patrykowi udawało się stawać na najwyższym stopniu podium w biegach średnich i długich  na każdym poziomie - od gminy po województwo, na stadionie oraz w przełajach...

- Pamiętam, 5 maja pojechałem z klubem KS Budowlani na pierwsze zawody. Byłem mocno zestresowany, ale wybiegałem bardzo dobry wynik a co najlepsze, poprawiałem wyniki z każdym kolejnym startem. Po dwóch miesiącach treningów pojechałem na Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży do Wrocławia, gdzie zająłem czwarte miejsce, a po roku treningów zdobyłem brązowy medal na mistrzostwach Polski juniorów na dystansie 1500 metrów - wspomina mieszkaniec gminy Nawojowa.

To był najlepszy znak, że warto na serio zająć się lekkoatletyką. Tym bardziej, ze po zimie, spędzonej na intensywnych treningach z Józefem Klimkiem, podczas Halowych Mistrzostw Polski Juniorów  w Spale Patryk zdobył swój pierwszy tytuł Mistrza Polski na dystansie 1500 metrów. Rywale byli w szoku, bo wygrał - jak im się zdawało - człowiek znikąd. Ale nie trzeba było wiele czasu, żeby potwierdzić, iż nie był to jednorazowy fuks. Na mistrzostwach Polski w biegach przełajowych w Żaganiu na dystansie 3 kilometrów Patryk znów zdobył medal. Wtedy zwrócili na niego uwagę trenerzy kadry narodowej.

- Nie było to takie oczywiste - rozważnie ocenia młody zawodnik. - Czasem bywa tak, że komuś raz czy dwa dopisze szczęście, ale w moim przypadku widać było systematyczne postępy.

Kiedy więc Patryk pojechał na „Olimpijskie nadzieje” - mityng czterech państw: Polski, Słowacji, Węgier i Czech i na dystansie 800 metrów znów zostawił wszystkich w tyle, wiadomo było, że polska lekkoatletyka ma kolejny brylant. W 2017 roku zabłysnął jeszcze kilka razy, m.in. w sztafecie 4x400 metrów podczas Akademickich Mistrzostw Polski, gdzie zdobył brązowy medal i czwarte miejsce (dystans 1500 metrów) na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski U23. Trudno nie wspomnieć, że Patryk trzeci już rok z rzędu w Krynickiej Mili udowadnia innym nacjom, że Sądeczanie są najlepsi podczas krynickiego Festiwalu Biegowego.

Ale sport nie wypełnia Patrykowi całego życia, bo jest w nim ważna także nauka. W 2016 roku, odnosząc coraz nowe sukcesy na bieżniach doskonale zdał również maturę i dostał się na studia; nie wybrał AWF ale naprawdę ciężki kierunek: Mechanikę i Budowę Maszyn na Politechnice Krakowskiej. Miał zresztą do wyboru również kilka ofert z USA. Tamtejsze uczelnie zaoferowały mu nie tylko bezpłatną naukę ale sowite stypendia byle tylko reprezentował ich barwy na akademickich mistrzostwach USA, których zwycięzcy stają się bożyszczami tłumów. Tam mocno stawia się na sport i raczej nie ma mowy o tym, w trakcie semestru nie pojechał na  jakieś zgrupowanie - uczelnia z chęcią nachyla mu boisko. A Patryk? Musiał odpuścić kilka wyjazdów kadry do Hiszpanii. Zamiast trenować, musi poświęcać się nauce i zdawać kolejne egzaminy.

Kompromisy mają swoją cenę. Zarywając noce na naukę, w 2016 roku nie udało mu się uzyskać minimum na Mistrzostwa Świata Juniorów U20 w Bydgoszczy. Za to latem tego samego roku, podczas Mistrzostw Polski Juniorów w Suwałkach, na dystansie 3000 metrów oraz 1500 metrów na otwartym stadionie Patryk zdobył kolejne medale - cztery w tym samym roku.

Potem przyszło to, o czym wielu może tylko marzyć - propozycja współpracy ze strony Zbigniewa Króla - jak mówi Patryk - najlepszego polskiego trenera wszech czasów. Tego, który szkolił m.in. Pawła Czapiewskiego, Lidię Chojecką oraz dwukrotnego wicemistrza świata na dystansie 800 metrów Adama Kszczota.

- Chciałem jeszcze zostać u trenera Klimka w Sączu, ale budżet sądeckiego klubu nie pozwalał mi na dalszy rozwój, a trener jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Sam powiedział, że pomógł już ile mógł, a teraz wręcz muszę spróbować na wyższym poziomie.

Co w najbliższym czasie? Halowe Mistrzostwa Polski w Toruniu w 2018 roku. Start Patryka można oglądać na żywo w TVP Sport w niedzielę 18 lutego. Będzie sprawdzał swoją formę na dystansie 1500 i 3000 metrów. Jego celem jest również udział oraz dobry wynik na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce w 2019 roku. A marzenie? Udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio 2020. A w kategorii „wyzwanie” na pierwszym miejscu pewnie najbliższa sesja na uczelni. Trzymamy kciuki!

- Chciałbym bardzo podziękować osobom które przyczyniły się do moich sukcesów: trenerowi Józefowi Klimkowi, rodzicom, siostrze Sarze, mojej dziewczynie Aleksandrze, przyjaciołom i gminie Nawojowa oraz panu dr Bogusławowi Dembińskiemu z firmy Fitline - dodaje na koniec Patryk.

Tomasz Kowalski / Sadeczanin.info

 

Ultra Trail Atlas Toubkal - full service w Maroku

$
0
0

Ultra Trail Atlas Toubkal to jedna z najciekawszych górskich imprez biegowych nie tylko w Maroku, ale w całej północnej Afryce. Na śmiałków czekają zróżnicowane trasy od 12 do aż 105 kilometrów w cieniu najwyższej góry Maroka – Jbel Toubkal (4167 m n.p.m.). Jubileuszowa, dziesiąta edycja odbędzie się w terminie 4-8 października 2018 roku.

Koncepcja UTAT jest w pewien sposób wyjątkowa. W cenie opłaty startowej (która jest taka sama niezależnie od wybranego dystansu/formuły) uczestnicy otrzymują pełen pakiet: transport z lotniska w Marrakeszu do miejsca docelowego oraz z powrotem, cztery noclegi w czteroosobowych namiotach o wielkości 16m2 (dla zainteresowanych dodatkowo płatne – 80 euro – noclegi pod dachem w CAF), sanitariaty (prysznice, toalety), ubezpieczenie, wyżywienie (cztery obiady i cztery śniadania), woda mineralna na czas pobytu, dodatkowe atrakcje takie jak konferencje, zwiedzanie wioski berberyjskiej, muzyka ludowa, odkrycie rzeźb skalnych i inne.

Baza zawodów zlokalizowana jest w miejscowości Oukaïmeden, która mieści się około 70 kilometrów od Marrakeszu. Wystarczy więc dokupić bilet do tego miasta i cały wyjazd mamy zorganizowany!

Zawodnicy będą rywalizować na poszczególnych dystansach:

Ultra Trail Atlas Toubkal 105 km

  • Dystans: 105 km
  • Przewyższenie: +6500m
  • Start: sobota (7 października) 6:00
  • Limit czasu: 36h
  • 4 punkty odżywcze

Żeby wziąć udział w tym biegu trzeba ukończyć bieg kontrolny (tylko dla zaawansowanych).

Trasa w 2018 roku ulegnie zmianie lecz nie jest jeszcze znana. Wymienione informacje dotyczą edycji 2017!


Marathon de l’Atlas 42 km

  • Dystans: 42 km
  • Przewyższenie: +2600 m
  • Start: sobota (7 października) 6:00
  • Limit czasu: 12h
  • 2 punkty odżywcze

Virée d’Ikkiss 26 km

  • Dystans: 26 km
  • Przewyższenie: +1400 m
  • Start: niedziela (8 października) 9:00
  • Limit czasu: 7h
  • 1 punkt odżywcze

Challenge de l’Atlas 42 + 26 km (Marathon de l’Atlas 42 km + Virée d’Ikkiss 26 km)

  • Dystans: 68 km
  • Przewyższenie: +4000 m
  • Amazigh Trail 12 km
  • Dystans: 12 km
  • Przewyższenie: +500m

Baptiste Balay, Organizator Cyrille Sismondini (założyciel UTAT):

"UTAT to także historia pewnego wyzwania. Wyzwaniem było stworzenie wszystkiego (mam na myśli wioskę UTAT w Oukaïmeden, zdalne rozwiązania logistyczne, sieć radiową, personel i wyposażenie medyczne, naszych 120 wolontariuszy z Francji w środowisku, o którym mówi się, że nic nie jest tutaj stworzone do aktywności outdoorowych.

37 pozytywnie zakręconych kobiet i mężczyzn wzięło udział w pierwszej edycji, która odbyła się w 2009 roku. Kolejne podejście do tego wydarzenia w 2010 roku przyniosło niewiele więcej uczestników (40). W 2014 roku w biegu wzięło udział 500 europejskich biegaczy (w tym 80% z Francji). W 2017 roku gościliśmy 360 biegaczy z Europy oraz około 100 marokańczyków. Mamy nadzieję, że 10 rocznica będzie jeszcze lepsza, niż wspaniała edycja 2017, którą mamy za sobą!

Ciężko pracujemy, chcąc sprawić, by ta edycja była wyjątkowa. W tym roku bieg na dystansie 105 km ma zmienioną (trudniejszą) trasę, a czas jego zakończenia zmieniamy z 6 rano na godziny nocne (jeszcze nie mamy pewności co do dokładnej godziny, ale najpewniej będzie to ok. godziny 23:00, podobnie jak na TNF Lavaredo Ultra Trail)

Zaprezentowaliśmy nowy wygląd logo, a design podczas samego wydarzenia także ulegnie zmianie. Będą także nowe niespodzianki dla biegaczy, poboczne rozrywki, także wydarzenia związane z kulturą berberyjską.

UTAT to przede wszystkim więcej, niż tylko zwykły bieg. To pomysł, podróż i wymiana doświadczeń (4 dni wśród innych biegaczy, w tym melity)."

Strona imprezy: www.atlas-trail.com/en

mat. pras.

Colin McCourt nie zwalnia tempa. Chce...

$
0
0

Pamiętacie Colina McCourta? W zeszłym roku były średniodystansowiec założył się, że wróci do formy i na sportowej emeryturze pokona 5 km w czasie poniżej 16 minut. Po wykonaniu zadania Brytyjczyk postawił sobie kolejny cel. Chce w tym sezonie połamać 2h30’ w maratonie.

33-letni McCourt specjalizował się w biegu na 1500 m, windując życiówkę do poziomu 3:37.06. Jednym z jego największych sukcesów sportowych było zwycięstwo podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w 2010 roku. Brytyjczycy zajęli wówczas drugie miejsce, ustępując jedynie Rosji. Polska uplasowała się wówczas na siódmym miejscu.

Biegacz zakończył profesjonalną karierę w 2012 roku. Na sportowej emeryturze jego sylwetka zaczęła nabierać obfitych kształtów. Jak sam przyznał, wszystko dzięki zamiłowaniu do piwa i pizzy. W pewnym momencie ważył 94 kg.

Przyjaciele z bieżni Colina, założyli się z nim, że jeśli do końca roku przebiegnie 5 km w czasie poniżej 16 minut, to wypłacą mu po 100 funtów. Jeszcze kilka lat temu zakładany wynik nie byłby dla Brytyjczyka wyzwaniem - jego rekord życiowy na 5 km wynosi 14:29 (2005 rok) - ale w czasie, gdy McCourt większość czasu spędzał przed telewizorem, wydawał się abstrakcją.

Do zabawy przyłączyło się 17 znajomych biegacza, a pula urosła do 1700 funtów. W razie niepowodzenia, McCourt miał wytatuować sobie nazwiska wszystkich znajomych, które rzuciły mu rękawice. Sam biegacz wziął się do pracy, prowadząc zapis swoich postępów na portalach społecznościowych, udostępniany potem szerszej publiczności przez serwis internetowy magazynu Athletics Weekly.

Po 10 miesiącach treningów, biegacz uzyskał czas 15:38. Pozbył się też ponad 20 zbędnych kilogramów. I chce więcej.

Pobiegł 15:38 na "piątkę" - zarobił 8 tys.zł!

Kolejnym celem Colina McCourta stał się maraton w Londynie. W jednym z wpisów przyznał, że musi sporo się nauczyć o treningu pod królewski dystans, bo póki co o maratonie wie tylko tyle, że trwa długo.

McCourt Jest zdeterminowany, jeszcze w tym roku chciałby złamać 2:30:00. Żeby to osiągnąć, trzeba biec ze średnią prędkość 3:33 min./km.

W styczniu biegaczowi wypadła przymusowa przerwa, bo zmagał się z kontuzją kolana. Wkrótce ma jednak wznowić treningi. Brytyjczyk już nie może doczekać się startu w maratonie, bo jak przyznaje, nigdy wczesnej nie biegał dłużej niż 90 minut.

Trzymamy kciuki!

RZ

„Biegnący Patriota”. W drodze po Kryształową Koronę Maratonów Świata

$
0
0

Siedem maratonów na siedmiu kontynentach w niecały rok zamierza pokonać Łukasz Pochylski. Starszy szeregowy, służący w siłach powietrznych chce tym samym zostać pierwszym polskim żołnierzem z Kryształową Koroną Maratonów Świata. Podjął się tego zadania, by na biegowo uczcić zarówno 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, jak i stulecie wojskowego lotnictwa.

Pomysł wprowadził w życie w styczniu. Pierwszym z siedmiu biegów był White Marathon, rozgrywany na Wyspie Króla Jerzego. W niskiej temperaturze i przy silnym wietrze radomianin nie tylko ukończył bieg, ale jeszcze razem z Amerykaninem Jamesem Schroederem, z wynikiem 3:54:15 stanął na najniższym stopniu podium. Łukasz Pochylski nie był jedynym Polakiem w stawce. Warto wiedzieć, że zwycięzcą imprezy został Włodzimierz Grocholewski (3:31:47).

Drugim z zaplanowanych biegów korony był maraton w Punta Arena w Chile. Tu, Łukasz Pochylski odniósł jeszcze większy sukces. Linię mety przekroczył jako zwycięzca z czasem 4:01:06, jednak nie maratonu a ultramaratonu na dystansie 50 km. Co ciekawe, na trzecim miejscu bieg ukończył Zenon Libera, a Włodzimierz Grocholewski wygrał półmaraton z czasem 1:43:44. Zresztą, Polacy zdominowali wszystkie dystanse imprezy. Drugi w półmaratonie także był Polak - Rafał Urbański.

Teraz przed Łukaszem Pochylskim, który swoje przedsięwzięcie nazwał „Biegnący Patriota”, maraton w Jerozolimie, Agadirze, Sydney i Banff Marathon w Kananie. Cały projekt, który ma łączyć jego patriotyzm i miłość do biegania, radomianin zakończy we wrześniu na trasie jubileuszowego Maratonu Warszawskiego.

Fanpage Łukasza Pochylskiego: ZOBACZ

IB

Biegiem po… galerii handlowej. Gdynia zaprasza

$
0
0

Jest już bieg po parkingu, niebawem bieg po samej galerii. Już 17 lutego będzie można pobiegać po… Gdańskim Centrum Handlowym Manhattan.

Na biegaczy czeka 2-kilometrowa trasa poprowadzona alejkami, klatkami schodowymi oraz parkingami pomorskiej galerii. Zawodnicy będą startować w kilkuosobowych grupach co 10 minut. Pierwsza fala startowa ruszy o godz. 19:00.

Trasa zostanie poprowadzona na wszystkich poziomach oraz klatkach schodowych Manhattanu. Biegacze przebiegną także korytarzami na niedostępnymi dla klientów centrum. W sumie każdy zawodnik pokona blisko 20 pięter. Na każdego na mecie będzie czkał pamiątkowy medal.

Pakiety będzie można odbierać w sobotę już od rana w Sklepie Biegacza mieszczącym się na poziomie +1 Manhattanu.

Organizatorzy zapraszają także na atrakcje poprzedzające to nietypowe wydarzenie.

Manhattan Run w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

red. / mat. pras.

 

8. Bieg i Marsz Konstytucji 3 Maja w Lesie Wiączyńskim – startują zapisy

$
0
0

Start 3 maja. Wzorem ubiegłych lat można wybierać spośród półmaratonu, ćwierćmaratonu oraz nordic walking. Trasa poprowadzi najbardziej urokliwymi alejkami Lasu Wiączyńskiego, który zlokalizowany jest na granicy Łodzi oraz Gminy Nowosolna – zapowiadają organizatorzy.

– Bieg i Marsz Konstytucji to nie tylko rywalizacja sportowa, jak co roku na terenie Centrum Sportowo-Rekreacyjnym „Zbyszko” odbędą się pokazy jeździeckie, dostępne będą atrakcje dla dzieci oraz oczywiście pyszny grill – mówi Bartłomiej Sobecki Dyrektor zawodów. – Warto już dziś zaplanować sobie majówkę w Wiączyniu Dolnym – zachęca.

8. Bieg i Marsz Konstytucji to również całodniowy piknik rodzinny z biegami dla dzieci. Zgłoszenia dla najmłodszych uczestników zostaną uruchomione na początku kwietnia.

– Super oprawa zawodów, kibice oraz bardzo emocjonujące pokazy konne – tak na gorąco relacjonowała swój udział w zawodach Monika z Pabianic, dodając: – Przyjechaliśmy całą rodziną, nasze dzieci również wystartowały, przepiękne miejsce. Polecam wszystkim.

Zapisy do tegorocznej edycji zawodów startują 12 lutego o godzinie 20:00. – Przypominamy, że w celu dokonania zgłoszenia należy posiadać konto w serwisie www.zapisy.inessport.pl, a płatności realizowane będą jedynie poprzez system Dotpay – wyjaśniają organizatorzy.

Organizatorem zawodów jest firma inesSport, a współorganizatorami Centrum Sportowo – Rekreacyjne „Zbyszko” oraz KB „Nowosolna”. Szczegółowe informacje o zawodach znajdują się na stronie www.biegkonstytucji.org.

8. Bieg i Marsz Konstytucji 3 Maja w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

red. / mat. pras.

 


Copernicus Cup: Smakowite biegi średnie

$
0
0

Do mityngu pozostają już tylko dwa dni. Na bieżni Areny Toruń szykują się niesamowite pojedynki!

Hellen Onsando Obiri to kenijska biegaczka, której nazwisko jest doskonale znane w świecie lekkoatletyki. Wicemistrzyni olimpijska, dwukrotna medalistka mistrzostw świata, złota medalistka mistrzostw Afryki – to tylko kilka z licznych sukcesów, którymi może się pochwalić. Na swoim koncie ma też rekord świata, ale na nietypowym dystansie – razem z koleżankami ustanowiła go w sztafecie 4x1500 metrów. Teraz ta utytułowana zawodniczka wystartuje w Polsce. Obiri na mityngu Copernicus Cup pobiegnie na 1500 metrów.

Na bieżni toruńskiej Areny czoła stawi jej niezwykle ambitna polska biegaczka Sofia Ennaoui. Obok Polki i Kenijki na starcie stanie także mistrzyni Europy Meraf Bahta

Jak zapewniają organizatorzy światowej klasy pojedynków nie zabraknie także w rywalizacji panów na dystansie 800 metrów.

- Zawsze powtarzam, że dobre mityngi lekkoatletyczne są jak spektakl teatralny. W hali to wszystko jest jeszcze bardziej namacalne, zawodnicy, którzy są aktorami tego widowiska, są bliżej widzów. I tak właśnie, niemal na wyciągnięcie ręki, kibice będą mieli w Arenie Toruń takie gwiazdy biegu na 800 metrów jak nasz Adam Kszczot, Etiopczyk Mohammed Aman, czy Kenijczyk Kipyegon Bett. To światowa czołówka, medaliści największych imprez. Ich obecność na Copernicus Cup to nie lada gratka dla kibiców – przekonuje Krzysztof Wolsztyński, dyrektor imprezy.

Copernicus Cup odbędzie się w Arenie Toruń 15 lutego, początek zawodów o godzinie 18:00. Bilety na mityng dostępne są m.in. w sieci sprzedaży Empik oraz na stronie eBilet.pl. Transmisję „na żywo” z imprezy, przeprowadzi telewizyjna „dwójka”.

mat. pras

 

Noc-Zima-Góry 2018: Magiczny Szczeliniec [ZDJĘCIA]

$
0
0

Za nami drugie spotkanie w ramach cyklu pn. Noc-Zima-Góry 2018. Tym razem Nocni, Zimowi Zdobywcy spotkali się w Karłowie k. Kudowy Zdrój w Parku Narodowym Gór Stołowych na Dolnym Śląsku. Do udziału tym razem zgłosiło się ok. 35 osób.

- Cieszy nas bardzo udział nowych uczestników, którzy o cyklu NZG dowiedzieli się na naszym partnerskim wydarzeniu pn. "Postaw suty w lutym" - informuje Paulina Ruta z Polskiego Stowarzyszenia Nordic Walking, koordynatorka cyklu.

- Nasza skalna przygoda w Górach Stołowych rozpoczęła się tradycyjnie sprawdzeniem listy obecności, rozdaniem identyfikatorów i krótką odprawą techniczną. Zaraz potem rozpoczęła się prezentacja filmu edukacyjnego w Centrum Szkoleniowo-Edukacyjnym Parku Narodowego Gór Stołowych w Karłowie. Film trwał 30 minut i dotyczył Gór Stołowych - ich budowy, ale także występujących tutaj ciekawych gatunków zwierząt i roślin.

Każdy Zdobywca otrzymał prezent od Parku - długopis, mapkę, ulotkę promocyjno-informacyjną. Po filmie - już po ciemku - z czołówkami na głowach, wszyscy zgodnie udali się na wspólną rozgrzewkę przed wymarszem na szczyt Szczelińca.

Podejście wyjątkowo strome, dość mocno momentami oblodzone. Do samego schroniska prowadzą schody z barierkami, co zapewne ułatwiło wejście.

Na górze przywitało nas wyjątkowo ciepłe i przyjemne schronisko „Na Szczelińcu”. Uczestnicy zajęli wcześniej zarezerwowane miejsca noclegowe w przytulnych pokojach. Tuż po tym, ok. godz. 20.00, rozpoczęła się prelekcja Gościa Specjalnego. Był nim tym razem Przewodnik Sudecki - Dariusz Mielec, który wprowadził Zdobycwów w tajniki Gór Stołowych, dodając sporo nigdzie nie publikowanych informacji o legendach i ciekawych wydarzeniach w tym regionie. Nie zabrakło szczegółowej informacji o skale, która jest hasłem przewodnim naszego cyklu w 2018 roku.

Po prelekcji przyszła pora na pytania do Gościa. Nie zabrakło konkursów z nagrodami.

Ok. godz. 22.00, obsługę schroniska zaprosiła uczestników spotkania do wspólnej obserwacji nieba, które z tego miejsca wyglądało imponująco! Rano, tuż po godz. 7.00, tarasie widokowym w okolicy Skalnego Labiryntu próbowaliśmy łapać wschód słońca. Tym razem słońce miało jednak inne plany. Zamglone niebo, zarysy wspaniałych i tajemniczych Gór Stołowych przypominających stoły, a także ośnieżone skały stworzyły bardzo wyjątkowy klimat w tym miejscu. Uczestnicy byli zachwyceni.

Po wspólnym zejściu na dół, wszyscy udali się na parking YMCA, skąd każdy, na własną odpowiedzialność, udał się do kolejnego labiryntu tego regionu – do Błędnych Skał. Było ślisko i momentami niebezpiecznie. Trasy te czynne są tutaj od wiosny do jesieni, a zimą są oficjalnie niedostępne, ale można tu wchodzić na własną odpowiedzialność.

Spotkanie w Górach Stołowych śmiało możemy nazwać spotkaniem rodzinnym. Dziękujemy wszystkim Uczestnikom za wspaniale spędzony czas wśród magicznych skał Gór Stołowych.

Po powrocie wszystkich Uczestników i dojściu do parkingu - każdy pojechał w swoją stronę. Od tej pory w głowach Uczestników tkwi już 3. Biwak Zimowy, który odbędzie się w okolicy Schroniska PTTK „Szwajcarka” już 23 lutego. Jest jeszcze kilka wolnych miejsc. Zapraszamy!

Paulina Ruta, PSNW

12h Podziemny Bieg Sztafetowy w Bochni honoruje „za wytrwałość”

$
0
0

Do wyłonienia szczęśliwców znów potrzebne było losowanie, ale impreza znów zaliczyła spadek zainteresowania. Czy jest powód do obaw?

Oryginalna sztafeta odbywa się na głębokości 212 metrów pod ziemią, na terenie zabytkowej kopalni. W 2004 roku ustanowiono tam Rekord Guinnessa w kategorii najgłębiej pokonanego półmaratonu. W zmaganiach wzięło udział 11 osób. Rok później uczestnicy walczyli już w drużynach.

Biegacze poruszają się wąskimi chodnikami, którymi poruszali się górnicy wydobywający tu sól kamienną. Jedna pętla liczy 2420 metrów. Z uwagi na ograniczenia narzucane przez lokalizację biegu, obowiązuje limit uczestników - 65 drużyn, składających się z 4 osób. Zdecydowana większość wyłaniana jest w drodze losowania.

W tym roku chęć udziału w imprezie zgłosiło 119 ekip, z czego do decydującego etapu dopuszczonych zostało 109 drużyn. Jeszcze w 2015 roku losowano spośród 213 zespołów. Rok później - ze 176.

– Oczywiście wolelibyśmy chwalić się kolejnymi wynikami zgłoszeń, ale rozumiem, że nie jest to łatwy bieg. Jeśli ktoś przygotowuje do takiej rywalizacji, to chciałby mieć pewne miejsce na starcie. Jedak losowanie jest zawsze pewną niewiadomą. To właśnie może być przyczyną niższej frekwencji - mówi Tomasz Głód, dyrektor imprezy.

– Z drugiej strony mamy ekipy, dokładnie pięć, które wielokrotnie chciały się do nas dostać. Część zespołów nawet po trzeciej nieudanej próbie nie zmieniała składów. Z tej puli, „za wytrwałość”, wylosowaliśmy trzy sztafety. To pokazuje, że ta droga się sprawdza. Niestety nie zmienimy liczby startujących osób z uwagi na ograniczenia logistyczne – zaznacza organizator.

W poniedziałek wylosowano 45 zespołów, w tym m.in. DOGOŃ Grodzisk Mazowiecki, Zabiegani Częstochowa, Rzeszowskie Gazele i Gepardy. Pulę uzupełni 5 najlepszych sztafet z ubiegłorocznej edycji oraz 15 ekip zaproszonych przez organizatorów. Wyniki losowania: TUTAJ

12-godzinny Podziemnym Biegu Sztafetowym zaplanowano na 10 marca. Start honorowy odbędzie się o godzinie 9:50. Rekord trasy należy do drużyny Meble Kler, w składzie Marcin Świerc, Michał Gąsiorowski, Andrzej Lachowski i Tomasz Szymański. Pięć lat temu w pół doby panowie pokonali dystans 213 km i 502 metrów, co daje 88 okrążenia bocheńskiej trasy. Za poprawienie tego wyniku czeka nagroda w wysokości 1000 zł.

12h Podziemny Biegu Sztafetowy w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

RZ

 

11. PKO Poznań Półmaraton pokazał koszulkę startową

$
0
0

- Również tym razem postawiliśmy na śmiały projekt graficzny. Mocne wzory geometryczne oraz intensywny pomarańczowy kolor mają dodać uczestnikom energii, tzw. powera w walce z ponad dwudziestokilometrowym dystansem – mówi Łukasz Miadziołko, Dyrektor 11. PKO Poznań Półmaratonu.

Dodaje, że koszulka przeszła testy, by spełniać najwyższe wymogi jakościowe - hydrofobowość, czyli możliwość wchłaniania wilgoci oraz płaskie szwy, które mają chronić ciała zawodników przed obtarciami. Jeszcze dziś trafi do szwalni.

11. PKO Poznań Półmaraton odbędzie się 15 kwietnia 2018 roku. Obecnie na liście startowej znajduje się prawie 7 000 biegaczy. Zapisy trwają. Do końca lutego oplata startowa wynosi 90 zł. P

11. PKO Poznań Półmaraton w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

red. / mat. pras.

„… i że Cię nie opuszczę aż do mety”. Razem na trasie i w życiu

$
0
0

Wspólnie przemierzają biegowe trasy i życie. Codzienne sprawy, obowiązki, a wokół tego treningi oraz ambicje. Czy wspólna sportowa pasja pomaga w uczuciu?

W miniony piątek, Dominik Gosk i Diana Dawidziuk wstąpili na nową drogę życia. Doskonale kojarzą ich biegacze z Warszawy. Ona legitymuje się rekordem życiowym w maratonie 3.03:26, uzyskanym w debiucie. Jego najlepszy czas na 5 km to 16:29. Swój „weekend miodowy” spędzili w Krakowie. Świętowali - a jakże - podczas Biegu Walentynkowego, który zresztą wygrali.

- Faktycznie, to co robimy, dla innych może być odrobinę szalone. Ale bieganie jest bardzo ważną częścią życia. Udział w Biegu Walentynkowym był najlepszą możliwością świętowania naszego małżeństwa. Sam wyjazd do Krakowa był bardzo spontaniczny, tak naprawdę wysłali nas tam nasi przyjaciele. W ramach prezentu ślubnego zorganizowali nam kilkudniowy wyjazd, nam zostało tylko pobiec. Szampana zawsze możemy wypić, a pomysł ze startem w Krakowie bardzo nam się spodobał - opowiada Diana Dawidziuk-Gosk.

Nie wszystkim udaje się namówić swoją drugą połówkę na wspólne treningi. Oni nie mają tego problemu. Zdaniem Dominika, wspólna pasja ułatwia wiele spraw.

– Nie ma między nami konfliktów na zasadzie „Ty znowu idziesz biegać, a ja mam zostać sam/sama?”. Wychodzimy razem, dzięki czemu spędzamy ze sobą więcej czasu. Temat biegania nas nie męczy, bo nie rozmawiamy o tym cały czas – dodaje Dominik Gosk. –Bieganie jest dla nas ważne, ale my wzajemnie dla siebie jesteśmy jeszcze ważniejsi i nigdy nasza pasja nie weźmie góry nad uczuciem. Nie ma zazdrości o wyniki, wspieramy się wzajemnie.

– Poprzez sport zdecydowanie łatwiej jest poznać drugą osobę, szczególnie w tym samym środowisku, ale oczywiście bez chemii” nic z tego nie wyjdzie. Ja mam to szczęście, mając Dianę u boku, ale to nie w biegaczce się zakochałem – podkreśla Dominik.

Aleksandra i Błażej Brzezińscy. Tego małżeństwa nie trzeba przedstawiać miłośnikom biegów ulicznych w Polsce. Parę łączy nie tylko uczucie i sport, ale też… dzień urodzin. Oboje świętują 30 lipca.

Para należy do krajowej czołówki. Błażej Brzeziński wygrał 39. PZU Maraton Warszawski, ustanawiając przy tym rekord życiowy (2:11:27). W dorobku ma też tytuł mistrza kraju na królewskim dystansie oraz w przełajach. Aleksandra jest wicemistrzynią Polski w biegu na 5 km. W półmaratonie biegała już 1:16:34.

– Wspólna pasja pomaga przede wszystkim zrozumieniu. Błażeja w tym roku częściej nie było w domu, z racji przygotowań do różnych imprez. Ale wiem jak to jest i ciesze się, że może się realizować. Tym bardziej, że kariera biegacza nie trwa wiecznie. Jak nie teraz, to nigdy. Zawsze życzę mu wszystkiego najlepszego – wskazuje Aleksandra Brzezińska.

W tym przypadku, mąż jest też trenerem swojej małżonki. Błażej Brzeziński przyznaje, że bardzo przeżyw starty swojej drugiej połowy.

– Bardzo dobrze znam Olę. Jestem jej trenerem od trzech lat. Wiem kiedy jest zła po zawodach, a kiedy zadowolona. Wiem czego jej potrzeba. Na pewno jej występy przeżywam bardziej niż swoje. Nawet, jeśli startuje na 3000 m w hali, a ja biegnę maraton, to i tak bardziej przejmuje się jej startem – mówi Błażej.

Biegowym małżeństwem są też Kamila i Emil Dobrowolscy. Zwycięzca 16. PKO Poznań Maratonu i wicemistrzyni Polski do lat 23 w biegu na 10 000 m „sakramentalne tak” powiedzieli w październiku 2016 roku. Oboje związani są ze sportem od najmłodszych lat. Razem prowadzą też treningi dla amatorów.

– Kluczowe jest zrozumienie. Ktoś, kto nie ma do czynienia z bieganiem, może nie wiedzieć, że po ciężkim treningu trzeba po prostu odpocząć. Może też nie zrozumieć po co to robimy i jaki mamy cel. My jesteśmy z sobą zarówno w chwili sukcesów jak i po porażkach. Staramy się nakręcać i dopingować. Czasem wychodzimy też razem pobiegać, chociaż mamy różnych trenerów. Niekiedy sprzeczamy się o jakieś niuanse w treningach, ale to normalne. Nie mamy spokoju od biegania – mówi zgodnie biegające małżeństwo.

– Staramy się wybierać zawody, tak by pasował nam obojgu. Wspólnie prowadzimy naszą działalność trenerską. Zawsze przy świątecznym stole rozmowa schodzi na temat biegania. Jak widać, póki co, jeszcze nam to nie przeszkadza – śmieją się.

To oczywiście tylko kilka przykładów biegających małżeństw. Wśród szybkich jak strzała i trafionych celnie przez amora są m.in. Michał i Iwona Bernardelli (para spodziewa się potomka!), Paweł i Olga Ochalowie oraz Łukasz i Izabela Parszczyńscy.

Wszystkim zabieganym małżeństwom, narzeczonym, znajomym i nieznajomym sobie (jeszcze) biegowym parom, życzymy uśmiechu, radości, motywacji, wytrwałości i jak najlepszych wyników. A przede wszystkim szczęścia z tego, co wspólnie robicie. Do zobaczenia na trasach!

RZ

Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>