Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Wyczerpują się pakiety na 9. PKO Poznań Półmaraton

$
0
0

Na liście startowej 9. PKO Poznań Półmaratonu jest już ponad 12,5 tysiąca biegaczy. Maksymalny limit zgłoszeńto 13 tysięcy biegaczy – informują organizatorzy wielkopolskiej imprezy.

Trasa 9. PKO Poznań Półmaratonu to dokładnie 21.097 km. Z takim dystansem zmierzyć się mogą zarówno doświadczeni maratończycy, jak i debiutanci. Biegacze w tym roku pobiegną nową trasą. Wystartują 17 kwietnia o godzinie 9.00 z ulicy Grunwaldzkiej i pokonają m.in. ulice Roosevelta, Niepodległości, Solną, Garbary, Drogę Dębińską, Dolną Wildę, Hetmańską, Arciszewskiego, Ściegiennego, Taczanowskiego oraz Grunwaldzką, by po raz pierwszy w historii półmaratonu finiszować na Międzynarodowych Targach Poznańskich.

- Półmaratończycy będą pić „kranówkę”, którą na tzw. punkty żywieniowe dostarczy firma Aquanet. „Ubiegłoroczna maratońska akcja spotkała się z pozytywnym odzewem wśród biegaczy, dlatego postanowiliśmy ją kontynuować również i w tym roku - mówi Łukasz Miadziołko, Dyrektor Półmaratonu.

Swój start zapowiedzieli triumfatorzy ubiegłorocznej edycji: Olga i Paweł Ochal, na trasie nie zabraknie też Jacka Mejera „Meza” oraz reprezentantów poznańskich grup biegowych jak m.in KB Maniac, Kobiety Biegają oraz Night Runners. Te ostatnie odbędą się w randzie Mistrzostw Polski.

Uczestnicy 9. PKO Poznań Półmaratonu w swoich pakietach startowych znajdą m.in. profesjonalne koszulki biegowe marki 4F, numer startowy, chip, bon na Pasta – Party oraz worek.

9. PKO Poznań Półmaraton wystartuje 17 kwietnia. Więcej w naszym KALENDARZU IMPREZ.

mat. pras.



Masowo zażywano go na Igrzyskach! Słowo o meldonium

$
0
0

Nawet 490 sportowców mogło zażywać meldonium podczas zeszłorocznych Igrzysk Europejskich w Baku. Według badań opublikowanych w British Journal of Sports Medicine specyfik ten, wówczas legalny, wykryto w organizmie trzynastu medalistów tamtych zawodów.

O meldonium zrobiło się ostatnio głośno ze względu na aferę, w którą zamieszana jest gwiazda światowego tenisa Maria Szarapowa. Rosjanka przyznała się, że do przyjmowania tej substancji, mimo, że od początku roku Światowa Agencja Antydopingowa zabranie jej stosowania. Szarapowa tłumaczyła się niedopatrzeniem, dodając jednocześnie, że meldonium zażywała od dziesięciu lat.

Meldonium, bardziej znany, jako mildronat to dość znany specyfik produkowany przez łotewską firmę Grindeks. Co ciekawe, choć wynaleziono go i zbadano już 30 lat temu jest on nieobecny na rynku Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Lek masowo się natomiast kupuje w pozostałej części świata. Tylko w 2013 roku zyski z jego sprzedaży przekroczyły 65 milionów dolarów.

Głównymi odbiorcami meldonium są byłe kraje Związku Radzieckiego, Rosja, Białoruś, Ukraina, Kazachstan, Uzbekistan i wiele innych, gdzie kupuje się go nawet bez recepty za około 20 euro. Specyfik dostępny w formie zastrzyków oraz tabletek można oczywiście nabyć przez Internet i pewnie tą drogą trafiał on do Szarapowej, która od lat mieszka na Florydzie.

Czym dokładnie jest meldonium? To środek stosowany główny w leczeniu niedokrwistości, którego celem jest poprawa pracy układu krążenia, a zwłaszcza serca. Zdaniem producenta powinno się go stosować nie dłużej niż przez około 4-6 tygodni, tak, więc słowa Marii Szarapowej, że zażywała specyfik od 10 lat z powodu choroby brzmi wręcz humorystycznie.

Zbawienne działanie meldonium szybko odkryli sportowcy. Okazało się, że lek fantastycznie stymuluje metabolizm, poprawia układ oddechowy, zwiększa wydajność, przyspiesza regenerację. Badania pokazały, że specyfik pomaga wydłużyć nawet aż o 10% maksymalny czas wysiłku. Co więcej – chroni przed stresem, bo wpływa na centralny ośrodek nerwowy.

W końcu WADA wpisała meldonium na listę leków zakazanych, bo stwierdziła, że sportowcy masowo zaczęli stosować go wyłącznie w celu poprawienia wydolności. Podczas badań klinicznych i wyrywkowych testów okazało się, że na 8320 próbek aż w 182 znaleziono ślady tego specyfiku.

Jeszcze bardziej przerażające są dane, które ostatnio opublikował brytyjski „The Guardian”, według których nawet 17 proc. rosyjskich sportowców mogło startować po zażyciu produktu Grindeksu.

Teraz te dane znalazły potwierdzenie w badaniach zleconych przez Europejski Komitet Olimpijski, a przeprowadzonych podczas Igrzysk w Baku. Okazuje się, że spośród 762 przetestowanych próbek w aż w 66 odkryto meldonium. Zdaniem specjalistów British Journal of Sports Medicine upoważnia to do twierdzenia, że wśród wszystkich uczestników zawodów nawet 490 mogło startować po zażyciu produktu Grindeksu.

Na razie w tym roku oskarżeni o stosowanie meldonium są poza Szarapową: mistrzyni świata na 1500m Abeba Aregawi, maratończyk Endeshaw Negesse, łyżwiarka figurowa Jekaterina Bobrowa, panczenista Paweł Kuliżnikow, siatkarz Aleksander Markin, ciężarowiec Aleksiej Łowczew, kolarz Eduardo Worganow i startujący w short tracku Siemion Jelistratow.

MGEL

źródło: BBC


Wodzisław Śl.: Pobiegną po tulipany na Dzień Kobiet

$
0
0

Dzień Kobiet już za nami, ale kto mówi, że nie można go uczcić raz jeszcze? Zwłaszcza, że będzie to świętowanie na sportowo. 13 marca w Wodzisławiu odbędzie się Regatta Cross na Dzień Kobiet. Wszyscy uczestnicy imprezy otrzymają na mecie tulipany... w formie medali a panie mogą się spodziewać prezentów w postaci bielizny. I to niekoniecznie sportowej!

Atrakcją zawodów bez wątpienia będzie unikatowy medal w kształcie tulipana, zaprojektowany przez Barbarę Kowalczyk-Stachowską. To kolejne trofeum z niezwykłej autorskiej kolekcji, o której kolejne elementy można walczyć regularnie podczas imprez sportowych organizowanych przez klub Forma Wodzisław.

Poza kwiatami na mecie, organizatorzy zapewniają też odpowiednią dawkę wysiłku i świetną zabawę. Na wszystkich czeka 5 km crossowej trasy, z niewielkim odcinkiem asfaltowym na początku i końcu. Poza tym będą to głównie polne ścieżki z jednym tylko większym podbiegiem.

Czy to impreza tylko dla płci pięknej? Ależ skąd! – Panowie są mile widziani. – zapewnia Ireneusz Stachowski. – Na razie mamy zapisanych 140 osób, połowę stanowią mężczyźni. –

Jak zwykle podczas zawodów Formy, do wyboru jest bieg lub nordic walking. W obu dyscyplinach nagrodzeni zostaną najszybsi zawodnicy. Panie mogą się spodziewać nagród postaci bielizny i wcale nie sportowej. – A na mecie panowie z Formy będą czekali na panie z kwiatami – zdradza organizator.

Wpisowe w dniu zawodów to 40 zł. Start zaplanowano na godzinę 11:00 a cała impreza odbędzie się na terenie Gosław Sport Center w Wodzisławiu Śląskim (ul. Cisowa 6). Biuro zawodów czynne w godzinach 9:00-10:30. 

Regatta Cross na Dzień Kobiet w naszym KALENDARZU IMPREZ. Relacja zdjęciowa - jeszcze w weekend na naszej stronie.  Zapraszamy! 

KM


Rozchwytywana Harpagańska Dycha. Jest atest!

$
0
0

Chociaż mianem „harpagana” określa się potocznie osoby niezwykle silne i wytrzymałe, to uczestnicy sosnowickiego biegu w jego trzeciej edycji nie powinny spodziewać się ekstremalnych utrudnień na trasie. Nowości jednak nie zabraknie.

- Nazwa biegu może być myląca. Nie jest to bieg z przeszkodami i nie kierujemy go tylko do osób dobrze biegających i walczących o rekordy życiowe. Chcemy wyjść także do ludzi, które stawiają swoje pierwsze kroki w tym sporcie. Oczywiście dystans 10 km to już jest spore wyzwanie - mówi Anna Pałuszna, organizatorka imprezy.

Trasa w porównaniu do ubiegłego roku uległa nieznacznym korektom. Uczestnicy przebiegną m.in. przez centrum Sosnowca.

– Musieliśmy skrócić trasę o 290 metrów. Rok temu okazała się bowiem za długa. Teraz będziemy mieli atest. Nie będzie więc ani mniej ani więcej, tylko dokładnie 10 km. W którym miejscu utniemy te 290 metrów? To okaże się podczas atestacji trasy. Trasa jest bardzo szybka i ciekawa – zachwala organizatorka.

Po raz pierwszy do programu zawodów włączona została rywalizacja nordic walking. „Kijkarze” będą mieli do pokonania 6 km.

– Dostawaliśmy wiele pytań o to czemu nie ma tej konkurencji na naszej imprezie. Postanowiliśmy spróbować. Zobaczymy jak wyjdzie. Trasa nordic walking liczy 6 km ze względu na limit czasowy imrpezy. Mam jednak nadzieję, że trasa się spodoba. Ciekawym punktem będzie zejście z wiaduktu. Zainteresowanie jest spore, bo w chwili gdy rozmawiamy (czwartkowe popołudnie - red.) zostało już tylko 5 wolnych miejsc – mówi Anna Pałuszna.

Przypomnijmy, że limit uczestników imrpezy wynosi 890 osób wśród biegaczy i 100 osób walkerów. Dla porównania, rok temu imprezę ukończyło 620 biegaczy. Jak do tej pory opłatę startową uiściły 664 osoby w biegu na 10 km i 95 osoby w zmaganiach na 6 km. Zapowiada się, więc rekord frekwencji.

– Jeśli zapisy zostaną zamknięte przed dniem zawodów, nie będzie już możliwości rejestracji w dniu biegu. W tym roku limit wszystkich uczestników wynosi 990 osób, możliwe jednak, że w przyszłych latach zostanie on zwiększony. Teraz nie mogliśmy zrobić biegu większego niż na tysiąc osób, bo takie wydarzenie rządzi się innymi prawami (według ustawy o zabezpieczeniu imprez masowych, imprezą masową jest wydarzenie na niemniej niż 1000 osób – red). Póki co nie chcemy zwiększać limitu, bo to wiąże się z dodatkowymi kosztami. Patrząc na frekwencję z ubiegłego roku uważaliśmy, że pula jest wystarczająca – mówi Anna Pałuszna.

3. Harpagańska Dycha wystartuje 3 kwietnia o godz. 11:00 z alei Mireckiego. Dziesięć minut później na trasę wyruszą uczestnciy marszu nordic walking. Meta znajdować się będzie stadionie MOS Sosnowiec przy al. Mireckiego 4. Biuro zawodów czynne będzie od godziny 8:00 do 10:30.

3. Harpagańska Dycha w naszym KALENDARZU IMPREZ.

RZ


Narodziny ultralegendy – Legends Trails okiem wolontariusza [ZDJĘCIA]

$
0
0

Denn es geht nie vorüber
Dieses alte Fieber
Das immer dann hochkommt
Wenn wir zusammen sind

[Die Toten Hosen – Altes Fieber]

Ardeny, piątek 4 marca. Śnieg sypie równo. Autostrada jest nim zawalona. Zjeżdżamy z niej w Houffalize, by później skierować się na Achouffe, gdzie znajduje się start Legends Trails. Skręciliśmy o jedną drogę za daleko, ale i tak da się dojechać trochę naokoło. Zasypana śniegiem wąska dróżka wije się przez las stromymi wzgórzami i dolinkami. Wreszcie Achouffe. Zjazd do środka wioski jest oblodzony. Jadę ostrożnie, ale załadowany po dach samochód w pewnym momencie na łuku traci przyczepność i zaczyna uciekać przodem. Międzygaz, dwójka, kilka leciutkich pulsacyjnych depnięć hamulca... udało się. Organizator Tim później powie: mamy zimę, mamy śnieg, ale na szczęście mamy polskich kierowców...

Jak niedawno wspomniałem (link), miałem wystartować w tej 250-kilometrowej rzeźni, ale kontuzja kostki zmusiła mnie do obejrzenia zawodów z drugiej strony – z pozycji wolontariusza. Przyjechaliśmy z Wiktorem, jedynym Polakiem w stawce, po drodze zgarniając w Dreźnie Nowozelandkę Chloe i Anglika Neala, również wolontariuszy. Z Polski przyjechali też Clint i Monika z owczarką belgijską Dante, by także dołączyć do obsługi biegu. Przenocowaliśmy u Stefa w Leuven i w piątek całą karawaną pojechaliśmy w Ardeny.

Legends Trails - raport ze szlaku zombie [ZDJĘCIA]

W knajpce będącej biurem startowym są już obaj organizatorzy: Stef Schuermans i Tim de Vriendt, oraz Anglik Stu Westfield, szef zabezpieczenia trasy. Zawodnicy i wolontariusze cały czas się zjeżdżają. Niedługo po przyjeździe zostajemy przez Stefa wysłani z Chloe i Nealem, by doznakować najczujniejsze miejsca na klifowym brzegu rzeki l'Ourthe. Zawodnicy będą tam przebiegać niedługo po starcie, już po zmroku. To wyjątek od reguły – poza stałymi znakami szlaków, w terenie nie ma żadnych doznakowań i uczestnicy mogą polegać jedynie na mapach 1:25000 z zaznaczoną trasą i śladzie GPS.

Czujny odcinek jest pełen błota, śniegu, ostrych podejść i karkołomnych zbiegów, ale na swój sposób piękny. Jak tak ma wyglądać cała trasa, to współczuję i jednocześnie trochę zazdroszczę uczestnikom.

Po powrocie na sam moment startu 47 zawodników o 18:00, zostaję przydzielony do pierwszego patrolu zabezpieczenia trasy (Legendary Safety Team 1) wraz z Florianem, francuskojęzycznym Belgiem. Szybko ruszamy jego terenówką na trudno dostępny lotny punkt w lesie, by odhaczyć napieraczy kilka km po starcie. Przelatują już nieco rozciągniętym peletonem. Lider ciśnie lasem kilkadziesiąt metrów obok drogi, prawdopodobnie z nosem wbitym w ekran GPS-a. Wołamy go do siebie. Reszta podąża już leśną drogą jak należy.

Próbujemy pogadać o naszych wspólnych górsko-wspinaczkowych pasjach, ale średnio to wychodzi, bo mój francuski i angielski Floriana ograniczają się do kilku słów. Po zjeździe do głównej bazy i jednocześnie mety w Houffalize dostajemy więc nowych partnerów, bo w końcu chodzi o bezpieczeństwo zawodników i w sprawach najistotniejszych komunikacja nie może być ograniczona.

Z Holendrem Arendem wyczuwamy się od razu – obaj mamy do samych siebie duży dystans, więc możemy sobie pozwolić na wzajemne dogryzanie, którym będziemy sobie umilać długi czas współpracy. Jedziemy w dwa samochody na PK1, umieszczony w klubie piłkarskim we wsi Hotton, gdzie nasi dzielni napieracze mają dotrzeć po pokonaniu 64 km pierwszej nocy. Mamy dyżur, by w razie potrzeby sprowadzić kogoś z trasy.

W międzyczasie gadamy z załogą punktu, wnosimy z furgonetki wędrujące przepaki (po 20 kg na zawodnika) i oglądamy na ekranie laptopa kropki biegaczy. Wesołe komentarze wzbudza dwójka, która najwyraźniej zatrzymała się na dłuższy czas na... polu namiotowym. Przed drugą idziemy spać. Arend ma składane polowe wyrko, ja mam dmuchany materac i samochodową pompkę.

Daje się przekimać do czwartej, kiedy nadciąga ubłocona i już lekko zmęczona czołówka. Biorę się za zmywanie talerzy po spaghetti. Dociera wiadomość od Wiktora, że naciągnął pachwinę i będzie musiał zejść na PK1. Upewniam się, że będzie w stanie sam tu dotrzeć bez pomocy. Dostajemy z Arendem dyspozycję, by około szóstej obstawić położony dalej na trasie lotny punkt i tam powitać zawodników.



Gdy jesteśmy na miejscu, już jest jasno i pada śnieg, który się od razu topi. Próbujemy ćwiczyć mój beznadziejny niderlandzki. Wygląda to tak, że każdą wypowiedź Arenda przetrawiam kilka sekund w mózgu, odpowiadam i w połowie zdania z braku słownictwa przechodzę na angielski. Zawsze lepiej niż nic. Dzięki za cierpliwość, Arend!

Drugi etap jest łatwiejszy, już bez takich przewyższeń. Odhaczamy biegaczy, którzy nadciągają grupkami w znakomitych humorach. W końcu za nimi tylko nieco ponad 80 km. Przed południem zmienia nas inny patrol, a my udajemy się na PK2 do Comblain-Fairon.

W nadrzecznym schronisku udaje mi się wykąpać i złapać trzy godzinki snu. Arend zwozi z trasy trójkę biegaczy kończących napieranie. Wieczorem dostajemy przydział na lotny punkt w okolicach Aywaille. Wychodzimy szlakiem wysoko nad miasteczko, gdzie w lesie przy ognisku czeka Dieter. Po odhaczeniu kilku uczestników i nieudanej próbie podtrzymania ognia mokrym drzewem zbiegamy do miejscowości, by kupić pizzę na wynos. Dzielimy się nią z nadchodzącą czwórką napieraczy. Jest w niej pierwsza dziewczyna, Paula Ijzerman z Holandii. Po ok. 130 km i w środku drugiej nocy to dla nich miła niespodzianka.

Przez most nad l'Ourthe przewijają się kolejni zawodnicy. Jeden z Belgów zastanawia się, czy dociągnąć do PK3, czy zejść już tu. Po chwili podejmuje decyzję o rezygnacji. Jest mocno wyziębiony, więc moja zapasowa stara goreteksowa kurtka bardzo mu się przydaje. Jedną z dziewczyn, Norweżkę, nadajnik GPS-owy od dłuższego czasu lokalizuje w Aywaille ale nie możemy jej znaleźć. Później się okazuje, że siedzi już w samochodzie innego patrolu, który zabiera ją na PK3. Holenderskie małżeństwo weteranów, Remske i Ernst Jan Vermeulenowie, szybko się ogarnia i rusza dalej. Uprzedzając fakty, dotrą do 195 km między PK3 i 4. Po odhaczeniu wszystkich pozostałych w grze, po drugiej w nocy lądujemy na trzecim przepaku w La Reid (150 km).

Zespół medyczny zajmuje się nogami i stopami przybywających żywych trupów, którzy w międzyczasie posilają się gorącą zupą. Niektórzy śpią w rozstawionym na zewnątrz namiocie. Napierający samotnie Norweg Leif Abrahamsen mimo padającego śniegu przesypia trzy godziny na zewnątrz zawinięty w płachtę biwakową. Inni drzemią w jadalni z głowami na stołach. Część tutaj rezygnuje, niektórzy odkładają decyzję do rana na chwilę po obudzeniu się. Przed snem udaje mi się wysłać pierwszy raport i zdjęcia dla naszego portalu. W grze w tym momencie jest jeszcze 29 osób, z szóstką Belgów na czele. Do rana ta liczba się znacznie zmniejszy. Jeden z prowadzącej grupy, Andre Lindekens, zrezygnuje z powodu wychłodzenia.

Pięć godzin snu jest bezcenne. Przed południem ląduję w bazie w Houffalize. Arend już tam jest, musimy się pożegnać bo wraca do domu. Dowiaduję się, że Wiktor wraz z kilkoma innymi, którzy nie ukończyli, dołączył do grona wolontariuszy i jest w terenie. Mnie Stu zleca oznakowanie odcinka w okolicach 230 km, który różni się od pierwotnie podanej trasy – trzeba ominąć stok narciarski. Po dojechaniu na miejsce zbiegam wzdłuż pełnego miłośników białego szaleństwa stoku i rozwieszam kilkanaście znaków wzdłuż nowej trasy. Staram się zrobić to tak dokładnie, by nawet zombiaki w nocy nie miały kłopotów z ich dostrzeżeniem.

Obejście prowadzi przez piękny zimowy pagórkowaty krajobraz. Śnieg bez przerwy sypie. Doprowadzam oznakowanie do miejsca planowanego lotnego punktu z namiotem i prosto stamtąd przerzucam się samochodem na odcinek, który znakowaliśmy pierwszego dnia, aby usunąć tabliczki. Znów przyjemne napieranie w trudnym terenie, tym razem pokrytym większą ilością śniegu. W sumie tego dnia wpadnie mi prawie 20 km marszobiegu.

– Czujesz się jeszcze w miarę sprawny? – słyszę w telefonie głos Stu, obserwującego mój nadajnik na ekranie, kiedy już docieram do samochodu w zapadającej ciemności. – Chyba tak, a co? – Trzeba będzie pomóc obstawić punkt z namiotem, tam gdzie znakowałeś. – Nie ma sprawy, mogę jechać zaraz jak wrócę, tylko odgrzejcie mi coś. Perspektywę piwka w bazie trzeba odłożyć na kilka godzin później...



Stu Westfield jest kierownikiem zabezpieczenia całej tej gonitwy. Stef i Tim wybrali go nieprzypadkowo – co roku koordynuje on zimowy 431-kilometrowy ultramaraton The Spine Race w północnej Anglii i jego doświadczenie jest bezcenne. Trzeba przyznać, że pod jego nadzorem cała ta skomplikowana machina działa bez zarzutu.

Ciepłe żarełko dostaję od Ani, czyli szefowej kuchni Legends Trails we własnej osobie. Wyruszamy z Holendrem Janem, zabierając gorącą herbatę i w razie potrzeby zapas pojemników z gazem i mój dodatkowy palnik. Namiot już stoi w lesie, a w nim załoga z Wiktorem w składzie. Później Clint i Stef dowiozą jeszcze zupę do podgrzania.

Zgodnie z przewidywaniami, podczas drugiej nocy nastąpił największy odsiew. Z PK4 w Farnières wyruszyła dziś piętnastka napieraczy. Nie są rozciągnięci na zbyt długim odcinku, więc przez namiot wszyscy przewijają się w ciągu około czterech godzin. Trzech z porannej belgijskiej czołówki – Dirk, Ivo i Benny – jest wciąż na czele i przeszli przez punkt niedługo przed naszym przybyciem. Pozostała dwójka została w międzyczasie wyprzedzona przez Niemca Michaela Frenza i innego Belga Jorisa Jacobsa, którzy cisną razem od 35. kilometra.

Christophe i Claudy docierają do punktu kilkadziesiąt minut po nich. W namiocie mogą położyć się na karimatach i owinąć się kocami. Po krótkim odpoczynku uciekają, bo limit goni. Na ich miejsce niedługo zjawia się holenderska trójka. Wszyscy są wypruci, Peter i Michiel ledwo kontaktują. Paula, jedyna pozostała w zawodach kobieta, wydaje się z nich najprzytomniejsza. Opowiada o halunach – widziała niedźwiedzie, leżące na drodze martwe zwierzęta i różne inne ciekawe rzeczy, których nie było.

Wkrótce po ich wyjściu dzwoni Stu, który w bazie na ekranie bez przerwy obserwuje poruszające się kropki. Zawiadamia nas, że została tylko piątka – samotny wilk Leif i zamykająca stawkę belgijsko-holenderska czwórka. Wychodzimy im z Janem naprzeciw.

Norweg nieźle się trzyma, ale bardzo się cieszy na nasz widok wśród nocnej zamieci. W ciągu ostatnich kilku godzin dopadły go sensacje żołądkowe. Teraz twierdzi, że czuje się lepiej. Jan go odprowadza do namiotu, a ja biegnę dalej przechwycić resztę – wkrótce dostrzegam cztery światełka majaczące kilkaset metrów przede mną. Towarzyszę im prawie do punktu i wracam na szlak, by zdjąć oznakowania.

Dobrze, że w ekipie zabezpieczenia są ludzie mający pojęcie o tym sporcie. Czasem żeby pomóc zawodnikom, dobrze jest wiedzieć z własnego doświadczenia jak się człowiek czuje mając tyle godzin i kilometrów w nogach...

Biegnę w dół coraz bardziej zasypanej ścieżki. Płatki migają w świetle czołówki. Za niektórymi tabliczkami muszę się nieźle rozejrzeć, bo zdążył przykryć je śnieg. Kiedy wracam do namiotu, wszyscy napieracze już wyszli i możemy się zabrać za jego zwijanie.

W bazie czeka gorące jedzenie i chłodne piwo. Mimo zmęczenia nie chce się spać, czekamy na przybycie czołówki obserwując kropki. Michael Frenz i Joris Jacobs wyszli na prowadzenie...

Po trzeciej nad ranem, 57 godzin i 21 minut od startu, dwie lampki wybiegają z lasu na szosę przed bazą. Młody Belg pokazuje piękną sportową postawę i przepuszcza Michaela, uważając że to on bardziej zasłużył na zwycięstwo. Prawie od początku napierali razem, ale doświadczony niemiecki ultras cały czas nawigował.

Zaledwie sześć minut za nimi zjawia się Dirk van Spitaels, a później reszta Belgów w kilkudziesięciominutowych odstępach. Paula Ijzerman dociera na metę do końca trzymając się razem z dwójką holenderskich kolegów. Kilkanaście minut za nimi pojawia się samotny Norweg, a za nim ostatnia czwórka z czasem prawie 62 godzin. Na finiszerów czekają piękne medale i czteropaki miejscowego piwa La Chouffe. Limit został ustalony na 62.5 h, co odpowiada średniej prędkości 4 km/h. Pełne wynikTUTAJ.

Mapa trasy i wyniki: TUTAJ



Było bardzo trudno – powiedział zwycięzca, a ostatnie 20 km w głębokim śniegu przebiło wszystko! Na początku miał w założeniu tylko to ukończyć. Michael i Joris wyszli na prowadzenie dopiero na 237. kilometrze. Zaczęli wolniej, Michael wystartował zmęczony po pracy, dopiero z czasem się rozkręcał. Na trzecim przepaku złapali 6.5 godziny dobrego snu, co mogło być decydujące. Przeciwnicy słabli, niektórzy z nich wcale nie spali. Jedzenie, picie i sen są najważniejsze w ekstremalnie długich zimowych biegach – stwierdził Michael. Na pewno wie co mówi, bo czterokrotnie brał udział w The Spine Race. Legends Trails nie był według niego cięższy od słynnej angielskiej wyrypy, lecz tu było pod tym względem trudniej, że do końca walczyli o zwycięstwo.

Sam organizuje coś jeszcze dłuższego – 661-kilometrowy Montane Goldsteig Ultra Race w Bawarii – ale jeszcze nie brał w nim udziału jako zawodnik. Przyznał, że w okresie przygotowawczym zdarza mu się biegać po 200 km tygodniowo. Joris powiedział, że pokonuje znacznie mniejsze dystanse od swojego towarzysza, na zawodach jego dotychczasowy najdłuższy start to zaledwie nieco ponad stówka, lecz za to uprawia też triathlon.

Trzeci na mecie Dirk zdecydowanie uznał Legends Trails za najcięższe sportowe wyzwanie w życiu. Pogoda i warunki były niewiarygodnie trudne. Wcześniej na raz nie przebył więcej niż setkę. Teraz razem z Ivem próbowali się utrzymać za dwójką późniejszych zwycięzców, nie udało się, ale to nieważne – liczy się ukończenie. A jak trenuje trzeci z legendarnych finiszerów? Po prostu dużo odpoczywam, to najważniejsze! – zakończył ze śmiechem belgijski napieracz.

Paula nie planowała zwycięstwa, bo to nie konkurencja, jak stwierdziła. Jedyną walkę toczyła z samą sobą i ze śniegiem, którego nie znosi. Zdecydowanie był to jej najdłuższy i najtrudniejszy bieg życia. Najgorsza była pierwsza noc. Chłopaki ją bardzo wspierali, a najwięcej Michiel. Byli wykończeni, ale trzymali się razem. Sama też im dużo pomogła, nadając tempo. Czy jej się podobało? – Nie wiem, czy „podobało” to właściwe słowo... jestem szczęśliwa, że udało się skończyć, nie chcę tego więcej powtarzać, za rok zgłoszę się jako wolontariuszka! – zadeklarowała jedyna kobieta na mecie Legends Trails, której nazwisko znaczy, nomen omen, „człowiek z żelaza”. Poczekamy...

Udało mi się pokonać pierwszą legendarną Łemkowynę. Kto był, to wie jak było, kto nie wie, ten słyszał. Jak pomyślę, że Legends Trails to coś podobnego, tylko o 100 km dłuższego, to trudno mi nawet sobie wyobrazić takie wyzwanie. Ten bieg już stał się legendą.

* * * * *

Kiedy zjeżdżamy z A4 na Drezno by zostawić Chloe i Neala, jakaś lokalna stacja gra wpadający w ucho kawałek. Nie znałem go wcześniej, rozpoznaję tylko kapelę Die Toten Hosen. Mój niemiecki jest tak samo kiepski jak niderlandzki, ale łapię tekst na tyle, by go potem wyguglać i sobie przetłumaczyć.

Bo w nas ciągle płonie ten sam dawny ogień, gdy jesteśmy razem, on znów zapala się... Jakoś tak to idzie. Chyba o to chodzi, w sporcie i w życiu. Po to jesteśmy, żeby w razie potrzeby móc na siebie nawzajem liczyć.

Wkrótce wywiady z koordynatorem zabezpieczenia Legends Trails Stu Westfieldem i organizatorem Stefem Schuermansem.

Kamil Weinberg


Apelują do dopingowiczów: oddajcie wygrane!

$
0
0

Ponad stu lekkoatletów z całego świata wezwało Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), by wyegzekwowało od przyłapanych na dopingu rosyjskich sportowcach zwrot wygranych w nieuczciwy sposób pieniędzy. Pod petycją podpisały m.in. tacy zawodnicy jak rekordzistka świata w maratonie Brytyjka Paula Radcliff, podwójna mistrzyni świata tym samym dystansie Kenijka Edna Kiplagat oraz dwukrotny złoty medalista olimpijski w sztafecie 4x100 m Jamajczyk Michael Frater.

Zdaniem zawodników tylko oddanie wygranych na dopingu nagród może być podstawą do tego, by przywrócić Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej w prawach członkowskich IAAF. Sygnatariusze petycji domagają się, by sprawa dotyczyła sportowców przyłapanych na niedozwolonym wspomaganiu od 2009 r.

- Te pieniądze słusznie należą się tym zawodnikom, których dochody były mniejsze, tylko, dlatego, że przegrywali z nieuczciwymi sportowcami – czytamy w dokumencie.

Zawodników poparł m.in. Nick Bitel, dyrektor Maratonu Londyńskiego, który od dłuższego czasu prowadzi postępowanie prawne przeciwko Liliji Szobuchowej. Ta rosyjska biegaczka dwukrotnie zwyciężyła w Wielkiej Brytanii zanim w 2014 r. okazało się, że jej świetne wyniki były osiągane tylko dzięki zażywaniu środków dopingujących.

MGEL

źródło: Athletics Weekly  


Elemental Tri Team - w drodze do Tokio 2020

$
0
0

W czwartek 10 marca w Centrum Olimpijskim w Warszawie zaprezentowana została nowa grupa triathlonowa - Elemental Tri Team. Głównym celem zespołu jest szkolenie zawodników w perspektywie Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 r. Trenerem został brązowy medalista olimpijski w triathlonie z Sydney - Czech Jan Rehula. Pomagać mu będą najlepsi polscy trenerzy triathlonowi. Sponsorem tytularnym została firma Elemental Holding SA. Partnerem społecznym jest Fundacja Miasta Sportu.

– Tworzymy drużynę, jakiej jeszcze w polskim triathlonie nie było – powiedział Zbigniew Łasica, manager Elemental Tri Team. – Stawiamy na młodych sportowców w wieku od 14 do 20 lat, w których dostrzegamy potencjał do zawodowego uprawiania triathlonu. Z szerokiej grupy chcemy wyłonić 3-4 najbardziej utalentowanych, którym stworzymy najlepsze warunki do rozwoju oraz damy pełne wsparcie merytoryczne i sprzętowe. W zespole mamy wybitnych specjalistów: trenerów, skautów, lekarzy, dietetyków i fizjoterapeutów. Wszyscy są do dyspozycji zawodników - z Janem Rehulą na czele – dodaje Łasica.

Jan Rehula, to trener z szesnastoletnim doświadczeniem, prowadził m.in. kadry narodowe Korei Płd. oraz Czech. Pracował również jako szef Akademii Talentów w Australii. Jako zawodnik zdobył brązowy medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney (2000).

Sponsorem tytularnym drużyny została firma Elemental Holding SA, która od wielu lat wspiera polski triathlon m.in. jako sponsor serii zawodów triathlonowych na dystanse olimpijskim.

– Doceniam inicjatywę, jaka narodziła się w środowisku polskich triathlonistów i chcę, by moja firma aktywnie się w nią włączyła – mówi Paweł Jarski, prezes zarządu Elemental Holding S.A. – Nasze zaangażowanie w rozwój i promocję tej dyscypliny w Polsce jest już znane, a seria zawodów pod naszym patronatem weszła na stałe do kalendarza imprez triathlonowych w Polsce. Dziś czas na kolejny ruch i dlatego gorąco popieram powstanie tego programu. Jestem przekonany, że dając młodym zawodnikom szansę na występ na igrzyskach olimpijskich, damy jednocześnie szansę wielu młodym ludziom na rozwój ich umiejętności i pasji na wszystkich poziomach szkolenia.

Pierwsze zgrupowanie odbędzie się w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale i weźmie udział ok. 30 młodych zawodników wytypowanych przez skautów pracujących w różnych okręgach. Zawodnicy charakteryzują się doświadczeniem pływackim, kolarskim lub triathlonowym. Skauci brali również pod uwagę właściwe cechy motoryczne oraz sprecyzowane długofalowe cele zawodnika.


  • Region północny– Piotr Netter, trener kadr narodowych w triathlonie w latach 1996 – 2008, główny trener w klubie UKS Tri-Team Rumia,
  • Region wschodni – Radosław Burza, trener II klasy w pływaniu i triathlonie, koordynator Kadry Wojewódzkiej, trener w klubie SSP ORKA Iława.
  • Region centralny– Cezary Figurski, trener kadry narodowej w triathlonie juniorów i młodzieżowców w latach 2009 – 2011, koordynator OSSM Warszawa, trener w klubie UKS G-8 Bielany.
  • Region zachodni – Elżbieta Krakowiak, trener II klasy triathlonu, trener pływania, absolwent AWF Poznań, Wykładowca w studium Wychowania Fizycznego i Sportu UAM.
  • Region południowy– Artur Czerwiec, trener II klasy pływania, instruktor triathlonu, trener w klubie Water Knights Zabierzów, absolwent AWF Kraków.
  • Region południowo-zachodni - Grzegorz Sądel, Mistrz Polski w triathlonie na dystansie olimpijskim w 1996 r.

Powstanie zespołu to jeden z elementów działań statutowych Fundacji Miasta Sportu. Fundacja powstała w maju 2015 roku, aby promować wolontariat sportowy oraz pomagać młodym utalentowanym sportowcom. Środki na powstanie zespołu Elemental Tri Team pochodzą m.in. z darowizn zawodników zapisujących się na zawody Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia, 5150 Warsaw Triathlon, DOZ Maraton Łódź z PZU oraz PZU Gdynia Półmaraton.

Więcej informacji o Elemental Tri Team można znaleźć TUTAJ i TUTAJ.

mat. pras.


[KONKURS] GPS art - „Wybiegaj sobie nagrody”!

$
0
0

Zbliża się nowy sezon biegowy, nie może więc zabraknąć naszej corocznej zabawy w malowanie obrazów zapisem GPS. Zasady te same co zawsze, więc… ZACZYNAMY!

Milion siedemset osiemdziesiąt tysięcy kilometrów– tyle przebiegli uczestnicy naszych zeszłorocznych imprez biegowych. Aby 44 razy obiec obwód Ziemi trzeba się dobrze rozgrzać, a właśnie temu służy nasz konkurs. Przygotowując się do nowego sezonu warto urozmaicić sobie treningi planując ciekawą trasę. A kiedy już powstanie z tego dzieło sztuki, koniecznie zgłoście je do naszego konkursu!

Zasady

Czekamy na zgłoszenia obrazów namalowane przez was podczas aktywności fizycznej na świeżym powietrzu - biegania, jazdy rowerem, na rolkach, nordic walkingu czy choćby spaceru. A dokładniej – należy zaplanować taką trasę, by po jej zakończeniu zapis z GPS stworzył konkretny kształt. Gotowe „rysunki” przesyłajcie wraz z linkiem do strony, na którą zaciągacie dane z GPS-u, na maila spolecznosci@pzu.pl. Konto musi być otwarte, byśmy mogli zweryfikować autentyczność danych.

Dla inspiracji – przypominamy prace zwycięzców zeszłorocznego Konkursu:


REGULAMIN konkursu "Wybiegaj sobie nagrody"


Nagrody

Nagrody, jakie przygotowaliśmy dla Was w tym roku pogodzą wymagających długodystansowców z tymi, dla których aktywność fizyczna jest wyrazem jedynie troski o zdrowie.

1. miejsce  - zegarek Garmin Fenix 3 Silver Performer HR + pakiet startowy na wybrany bieg;
2. miejsce – opaska fitbit Charge HR + pakiet startowy na wybrany bieg;
3. miejsce - voucher do sklepbiegacza.pl o wartości 300 zł + pakiet startowy na wybrany bieg;
4-10 miejsce – pakiet startowy na wybrany bieg.
 
Zwycięzcy będą mogli wybrać pakiet startowy na dowolny z poniższych biegów:

  • DOZ Maraton Łódzki z PZU (42,195 km lub 10 km) – 17 kwietnia 2016
  • 4. PZU Maraton Lubelski – 8 maja 2016
  • 15. PZU Cracovia Maraton - 15 maja 2016
  • PZU Festiwal Biegowy – (wybrany dystans) – 7-9 września 2016
  • 38. PZU Maraton Warszawski – (42,195 km lub 5km) – 25 września 2015 
  • 9. PZU Bieg Trzech Kopców – 2 października 2016
  • 3. PZU Cracovia Półmaraton – 16 października 2016

 Terminy

Na Wasze zgłoszenia czekamy do końca marca. Poniżej, w galerii, na bieżąco będziemy publikować przesłane prace (ze względów technicznych prace w galerii mogą pojawiać się z opóźnieniem w stosunku do daty otrzymania zgłoszenia, jednak liczyć się będzie termin otrzymania maila).

Udanej zabawy i kreatywności w „malowaniu” GPS-owych tras!

źródło: http://pomoctomoc.pzu.pl/


Toruń: W sobotę HMP Weteranów. Wstęp wolny

$
0
0

To już 25. edycja mistrzostw. Zgłosiło się 363 zawodników. W sumie w 13 konkurencjach zadeklarowano ponad 700 osobostartów. Zmagania lekkoatletów obejrzą władze Światowego Związku Masters, które oceniają kandydaturę Torunia do organizacji mistrzostw świata weteranów w 2019 roku.

Najmłodszy uczestnik, który będzie rywalizować o medal HMPW, dopiero w lutym ukończył 35. rok życia. Najstarszym zawodnikiem po raz kolejny będzie Stanisław Kowalski, który miesiąc po mistrzostwach będzie obchodzić już 106 urodziny. Świdniczanin – najstarszy zawodnik startujący na zawodach lekkoatletycznych w historii tej dyscypliny – ponownie wystartuje w biegu na 60m i pchnięciu kulą.

Do rywalizacji jak zwykle przystąpi bardzo szerokie grono multimedalistów mistrzostw Polski weteranów i rekordzistów kraju w wielu kategoriach wiekowych. Spora część z nich sukcesy osiąga także w mistrzostwach Europy i świata masters. O kolejne medale w swojej bogatej kolekcji powalczą choćby takie tuzy sportu weterańskiego jak Wojciech Seidel, Kazimierz Bułczyński, Antoni Cichończuk, Mirosław Łuniewski, Ewa Bartosik i wielu, wielu innych. 

Tradycyjnie nie zabraknie olimpijczyków. Do rywalizacji przystąpi m.in. srebrna medalistka igrzysk w Moskwie – Urszula Kielan, a także Genowefa Patla, Ludwika Chewińska, Janusz Trzepizur, Ryszard Szparak i Rafał Fedaczyński. Ten ostatni jeszcze w ubiegły weekend walczył w Arenie Toruń o... mistrzostwo Polski seniorów. W sobotę ponownie pojawi się w hali przy ul. Bema, tym razem ażeby rywalizować o mistrzostwo kraju weteranów w kategorii M35.

Od środy goszczą w Toruniu najwyżsi rangą przedstawiciele World Masters Athletics, w tym prezydent federacji Stan Perkins. Wizyta ma związek z ubieganiem się Grodu Kopernika i PZWLA o organizację Halowych Mistrzostw Świata Masters w 2019 roku. Władze World Masters Athletics na miejscu zapoznają się m.in. z toruńską ofertą hotelową i szczegółowo przyjrzą się infrastrukturze sportowej, a zwłaszcza hali, w której miałaby się odbyć większość konkurencji światowego czempionatu. Decyzja o wyborze organizatora Halowych Mistrzostw Świata Masters 2019 ma zapaść w listopadzie.

Ceremonia otwarcia mistrzostw kraju zaplanowana jest na godz. 9.30. Zawody potrwają do godz. 16. Organizatorem wydarzenia jest Polski Związek Weteranów Lekkiej Atletyki. Wstęp dla widzów jest wolny.

red.

źródła: PZLA / PZWLA

fot. Archiwum


Bieg na Szczyt Rondo 1 z transmisją online i osobistościami

$
0
0

W sobotę w Warszawie stawią się zawodnicy z czołówki Towerrunning World Cup, a sama impreza będzie mieć rangę europejskiego czempionatu. 

Mistrzowski tytuł wywalczony przed dwoma laty będzie bronić Piotr Łobodziński. W 2014 r. - podczas trzydniowej imprezy w Wiedniu, Brnie i Bratysławie - pokonał on Słowaka Tomasa Celko i Niemca Christiana Riedla.  

Wśród pań medale rozdzieliły wtedy między siebie Austriaczka Andrea Mayr, Lenka Svabikova (Czechy) oraz Maria Theresa Handlbauer (Austria). Apetyt na medal ma nasza Dominika Wiśniewska-Ulfik, która doskonale czuje się w klatce schodowej Rondo I (zwyciężyła tu przed rokiem, pod nieobecność Mayr).

Swoje małe, acz nieoficjalne ME rozegrają amatorzy. Na starcie pojawi się ich ponad 500, a wśród nich gwiazdy i uczestnicy VIP: Barbara Kurdej-Szatan - aktorka, laureatka Telekamer, ambasadorka SOS Wioski Dziecięce, Waldemar Błaszczyk - aktor, uczestnik "Tańca z gwiazdami" czy Michał Olszewski - zastępca Prezydenta m.st. Warszawy.

Organizatorzy ponownie zapewniają transmisję online z imprezy - będzie dostępna TUTAJ, start w sobotę o 8:40. My zapewniamy relację i obszerną galerię zdjęć - zapraszamy do naszego portalu jeszcze w weekend. 

red. 


Dziesięcioro Polaków w Spartathlonie 2016 [LISTA ZGŁOSZEŃ]

$
0
0

Za nami losowanie uczestników prestiżowego ultra z Aten do Sparty (246,8 km, limit trasy 36h). Wśród szczęśliwców znaleźli się i Polacy:

Kobiety:

  • Aleksandra Niwińska - brązowa medalistka MŚ i Wicemistrzyniami Europy w biegu 24h

Mężczyźni:

  • Robert Korab - 33. zawodnik Lavaredo Ultra Trail 2012, Wicemistrz Biegu 7 Szczytów 2015
  • Paweł Kotlarz - finiszer Sparatathonu 2014, 21. zawodnik South Downs Way 100 (2014)
  • Krzysztof Lipiński - uczestnik projektów "10 maratonów w 10 dni" (listopad 2012) czy "42 maratony w 42 dni (lipiec 2012), Biegu Wigilijnego od Zmierzchu do Świtu 2014, 13. zawodnik Ultra Szczecin-Kołobrzeg 2015
  • Zbigniew Malinowski - zdobywca Wielkiego Szlema Ultramaratońskeigo (Spartathlon, Comrades Marathon, UTMB, MdS, Badwater), 13. start W Spartathlonie w karierze
  • Andrzej Radzikowski - 3. zawodnik Spartathlonu 2014, m
  • Łukasz Sagan - uczestnik Bigu Rzeźnika, Biegu 7 Dolin, Sudeckiej Setki, Chudego Wawrzyńca, Koniczynka Trail Marathon czy MP w biegu 24h
  • Paweł Szynal - srebrny medalista MŚ w biegu 24-godzinnym 2015  
  • Marcin Zieliński - uczestnik Supermaraton Kalisia, Biegu 7 Dolin, Ultra Szczecin-Kołobrzeg, MP 12 i 24h
  • Andrzej Zyskowski - wicemistrz Zamieci 2016, 20. zawodnik Supermaraton Kalisia 2014

Pełna lista wylosowanych zawodników: TUTAJ


Spartathlon 2016 odbędzie się w dniach 30 września - 1 października. Śladami Filipidesa pobiegnie ok. 300 zawodników z całego świata. Tytułów będą bronić Florian Reus z Niemiec i Katalin Nagy ze Stanów Zjednoczonych.

Strona imprezy: www.spartathlon.gr

red.


Giżyński i Brzeziński w elicie Marathon Rotterdam

$
0
0

Mariusz Giżyński oraz Błażej Brzeziński znaleźli się w elicie 36. NN Marathon Rotterdam. Impreza rozegrana zostanie 10 kwietnia. Na starcie stanąć ma rekordowa liczba 40 000 uczestników.

Dla Mariusza Giżyńskiego będzie to powrót do Rotterdamu. Zawodnik Grunwaldu Poznań startował w tym holenderskim mieście już w 2012 roku, zajmując 8. miejsce z czasem 2:11.20. Jest to jego aktualny rekord życiowy. Wówczas rezultat ten nie dał Giżyńskiemu wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie do Londynu, bo minimum wynosiło 2:10:30. Na swoim blogu zawodnik tak wspominał koniec tamtego maratonu i koniec marzeń o igrzyskach stolicy Wielkiej Brytanii:

„Zaraz za metą widzę cieszącego się Kanadyjczyka, który wypełnił krajowe minimum do Londynu. Dziękujemy sobie za wspólny bieg przez 34 km. Za chwilę widzę triumfującego Hiszpana, teraz zobaczyłem, że pobiegł 2:11.58 i zrobił hiszpańskie minimum. Później jeszcze kolega z Finlandii (2:13.10) też podnosi ręce, bo wyrobił normę. Ja szedłem sobie ze spuszczoną głową ubrać się i napić czegoś słodkiego, tylko o tym wtedy marzyłem.”

źródło: http://mariuszgizynski.pl/

Teraz wyrównanie rekordu życiowego może dać Mariuszowi Giżyńskiemu przepustkę do Rio do Janeiro. Maratonskie minimum PZLA to 2:11:30. Do startu w Rotterdamie Mariusz Giżyński przygotowywał się m.in. w amerykańskim Albuquerque.

Z pewnościa o występie w brazylii marzy też Błażej Brzeziński. Mistrz Polski w maratonie z 2011 r. oraz uczestnik Mistrzostw Europy w Zurychu z 2014 roku, legitymuje się rekordem życiowym na poziomie 2:12:17. Wynik ten osiągnął w Berlinie w 2013 r., zjmując 11. pozycję w prestiżowej imrpezie. Zawodnik Śląska Wrocław do wiosennego maratonu przygotowywał się m.in. trenując w Kenii, ze swoim klubowym kolegą... Arkadiuszem Gardzielewskim.

Z kim zmierzą się obaj Polacy?

Faworytem tegorocznej imprezy w Rotterdamie jest Tsegay Kebede. Etiopczyk ma w swoim dorobku brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w maratonie wywalczony w Pekinie w 2008 r. Rok później w Berlinie zdobył brąz MŚ. Afrykanin legitymuje się rekordem życiowym wynoszącym 2:04.38 (Chicago, 2012 r.). Dodajmy jeszcze, że 29-letni biegacz ma swoim koncie kilka wygranych maratonów. Dwa razy zwyciężał w Londynie (2010 i 2013 r) czy wspomnianym już Chicago.

Do wygranej pretenduje też Vincent Kipruto. Kenijczyk jest byłym wicemistrzem świata w biegu maratońskim (Daegu, 2011 r.). Dobrze zna trasę biegu w Rotterdamie - w 2010 ustanowił tu rekord życiowy z czasem 2:05.13. Wynik ten pozwolił mu zająć „dopiero” trzecie miejsce. Z pewnością teraz będzie chciał wyjechać z Holandii jako zwycięzca.

Wśród poważnych kandydatów do triumfu jest też Etiopczyk Bazu Worku, zwycięzca maratonu Lake Biwa Mainichi z 2014 roku. Rekord życiowy zawodnika wynosi 2:05.25 i ustanowiony został w 2010 roku w Berlinie. Etiopczyk zajął wówczas w stolicy Niemiec trzecie miejsce.

W czołówce biegu znaleźli się też m.in.: Kenijczycy John Mwangangi (rekord życiowy 2:06.13), Matthew Kisorio (2:06:33) i Lani Rutto (2:06:34) oraz Etiopczyk Abayneh Ayele. Dodajmy, że od lat maraton w Rotterdamie to pojedynek kenijsko-etiopski. Ostatnie 17. edycji zwyciężyli zawodnicy z Afryki. Zawodnik z Europy po raz ostatni triumfował tu w 1998 roku - Hiszpan Fabián Roncero.

Strona imprezy: www.nnmarathonrotterdam.org

RZ


Trasa Biegu OSHEE 10 km i... zmiany w ORLEN Marathonie

$
0
0

Już 24 kwietnia wystartuje czwarta edycja ORLEN Warsaw Marathon. W ramach Narodowego Święta Biegania oprócz koronnego biegu na dystansie maratońskim, rozegrany zostanie także bieg na 10 km. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom biegaczy trasa Biegu OSHEE 10 km została całkowicie zmieniona i przebiegać będzie przez jedną z najbardziej malowniczych dzielnic Warszawy – Saską Kępę.

Podczas tegorocznej odsłony ORLEN Warsaw Marathon start obu biegów po raz kolejny odbędzie się równocześnie. Wszyscy biegacze rozpoczną swoje zmagania na Wybrzeżu Szczecińskim, z którego maratończycy skierują się na północ, a uczestnicy Biegu OSHEE 10 km – na południe. Biegaczy z pewnością ucieszy fakt, że trasa na popularną dychę na początkowych kilometrach będzie miała szerokość nawet trzech pasów ruchu, co zapewni każdemu zawodnikowi duży komfort biegu.

Jesteśmy przekonani, że nowa trasa pozytywnie zaskoczy biegaczy. Po raz pierwszy w historii wydarzenia została ona poprowadzona wyłącznie po prawej stronie Wisły. Dużą jej część wytyczono na klimatycznej Saskiej Kępie, gdzie uczestnicy pobiegną m.in. uroczymi ulicami Generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila” oraz Generała Tadeusza Bora-Komorowskiego. W połowie trasy, czyli w okolicach piątego kilometra, na ulicy Egipskiej, czekać będzie na zawodników punkt odżywczy, dzięki któremu wszyscy nabiorą sił na końcowe kilometry trasy. Meta biegu na dystansie 10 kilometrów zlokalizowana zostanie przy Stadionie Narodowym, czyli w tym samym miejscu, gdzie finiszować będzie również bieg maratoński – mówi Jarosław Żórawski, Sędzia Główny ORLEN Warsaw Marathon.

Biegacze, którzy chcą wziąć udział w Narodowym Święcie Biegania mogą rejestrować się na stroniewww.orlenmarathon.pl. W biegu na dystansie Maratonu pula koszulek startowych oraz Pakietów Premium została już wyczerpana, ale wciąż można się jeszcze zapisać na bieg wnosząc opłatę wpisową w wysokości 59,00 PLN* (tzw. wariant BASIC). 

Trwa również rejestracja na bieg na 10 km. Zapisując się on-line biegacze po raz pierwszy mogą wybrać spośród dwóch wariantów:

  • PREMIUM 69,00 PLN*: Wpisowe + pełen pakiet startowy
  • BASIC 49,00 PLN*: Tylko wpisowe

UWAGA! Ze względu na nowy przebieg trasy Biegu OSHEE 10 km, zmianie uległy godziny startów na obu dystansach: 

  • Maraton: 08:45 (start w kat. handbike: 08:35)
  • Bieg OSHEE 10 km: 08:45

Równocześnie informujemy, że zmianie uległ limit czasu na dystansie maratonu. Aktualny limit to: 05:45:00.


Tradycyjnie Narodowe Święto Biegania aktywnie włączy się również w promowanie szczytnych celów. W sobotę, 23 kwietnia 2016 roku, odbędzie się Charytatywny Marszobieg, Dar Serca na który również można się już zapisywać. Tak jak do tej pory bieg jest bezpłatny, ale będzie też możliwość dokonania dobrowolnej opłaty startowej, która w 100% zostanie przeznaczona na cele charytatywne.

ORLEN Warsaw Marathon to impreza, która pod względem organizacyjnym szybko dołączyła do czołowych maratonów w Europie. Świadczą o tym tysiące pozytywnych komentarzy samych uczestników oraz prestiżowe wyróżnienia jak m.in. Silver Label IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych). Ponadto ORLEN Warsaw Marathon wpisany jest do kalendarza AIMS (światowej organizacji skupiającej organizatorów biegów).

*Podane ceny obowiązują podczas rejestracji on-line, która trwa do 17.04.2016 r.

mat. pras.


Sportowcy niepełnosprawni zawalczyli o transmisję. Skutecznie! Teraz muszą walczyć o kibiców

$
0
0

Na Uniwersytecie Rzeszowskim zakończyła się dwudniowa konferencja naukowa „Człowiek z niepełnosprawnością w obliczu wyzwań współczesnego świata”. Wśród poruszanych tematów nie zabrakło problemów sportowców niepełnosprawnych w mediach.

W tym roku po raz pierwszy w historii Telewizja Polska pokaże 30 finałów rozgrywanych podczas paraolimpiady w Rio. W specjalnych wydaniach programu Pełnosprawni i Paraolimpiada - Moje Igrzyska, kronikach i relacjach zostaną przybliżone sylwetki m.in. biegaczy z niepełnosprawnościami i kolarzy ręcznych. Wzrost zainteresowania paraolimpiadą w mediach jest wynikiem akcji podejmowanych m.in. przez samych sportowców. Jedną z nich był projekt „Tak dla Rio”, który miał pokazać, że są kibice chętni do oglądania transmisji. My także popieraliśmy ten projekt i wypełniliśmy deklarację wsparcia zawodników.

Według badań przeprowadzonych w 2013 r. na zlecenie firmy Renault, 20% kibiców sportowych, chciałoby zobaczyć rywalizację paraolimpijczyków, ale niestety istnieją też inne opracowania, które na problem kibiców każą patrzeć mniej optymistycznie.

Podczas rozgrywanych w Polsce zawodów cyklu EHC, gdzie rywalizowali najlepsi kolarze ręczni Europy, na trybunach nie było nikogo. Także stadion w Zielonej Górze, gdzie w zeszłym roku rozegrano Mistrzostwa Polski w Lekkoatletyce zawodników niepełnosprawnych, również nie spotkał się z zainteresowaniem kibiców.

Brak kibiców oznacza często brak mediów na najważniejszych sportowych wydarzeniach. W badaniach przeprowadzonych w ubiegłym roku na Uniwersytecie Szczecińskim ponad 70% studentów nie potrafiło wymienić żadnego nazwiska sportowca niepełnosprawnego, a przecież to właśnie tu pracuje Arkadiusz Skrzypiński - mistrz świata z 2010. W barwach klubu Start Szczecin startował również Rafał Wilk - pięciokrotny mistrz świata.

Społeczność biegaczy zawsze chętnie czyta o zmaganiach biegaczy z niepełnosprawnościami, którzy czasami podejmują się niezwykłych wyzwań. Często nawet ich niepełnosprawność nie jest zauważana, jeśli tylko pojawiają się na trasach biegowych maratonów i ultramaratonów. Niestety sportowcy niepełnosprawni nie są wolni od zagrożenia wykluczeniem zarówno z mediów, jak i społeczeństwa. Zmiana tej sytuacji wymaga współpracy pomiędzy kibicami, mediami, instytucjami sportowymi i samymi sportowcami.

red.

Źródło: Referat „Wizerunek sportowców z niepełnosprawnością ruchową w mediach tradycyjnych i elektronicznych przed paraolimpiadą w Rio” wygłoszony podczas konferencji (POBIERZ PREZENTACJĘ)


[CZYTELNIA] „Dieta i trening” Katarzyny Biłous

$
0
0

Jak zdrowo budować siłę i wytrzymałość? Silna wola i ciężki trening fizyczny nie wystarczą, by osiągnąć maksimum możliwości sportowych. Najlepsi sportowcy korzystają z fachowej wiedzy dietetyków.

Katarzyna Biłous na co dzień wspiera maratończyków, ultramaratończyków, triatlonistów, a także sportowców amatorów. W książce "Dieta i trening", która właśnie trafiła do księgarń w całym kraju prezentuje przykłady gotowych jadłospisów, które pozwolą kontrolować masę ciała w zależności od poziomu intensywności wysiłku.

Podpowiada również, jak samodzielnie stworzyć indywidualny plan żywieniowy dostosowany do twoich potrzeb – przed treningiem i w jego trakcie, na zawodach i po nich. Dzięki profesjonalnym wskazówkom autorki książki zredukujesz tkankę tłuszczową oraz zbudujesz masę mięśniową, a także wypracujesz nowe nawyki żywieniowe, które przyniosą korzyści dla twojej sprawności fizycznej, zdrowia i samopoczucia.

Dzięki poradnikowi:

  • precyzyjnie ustalisz, ile i jak jeść, aby w pełni wykorzystać naturalny potencjał
  • poznasz najważniejsze zasady żywieniowe, które pomagają zregenerować organizm po zawodach i wzmacniają odporność
  • odkryjesz skuteczne sposoby, jak uniknąć odwodnienia i zakwaszenia organizmu
  • dowiesz się, na co zwracać uwagę podczas zakupów oraz jakie przekąski wybierać

Katarzyna Biłous– dyplomowany specjalista dietetyk, trener żywienia w dyscyplinach wytrzymałościowych, terapeuta zaburzeń odżywiania. Członek Polskiego Towarzystwa Dietetyki, założycielka poradni dietetycznej DietoVita.pl. Kilkukrotna zwyciężczyni biegów górskich na orientację. Publikujem.in. w czasopismach biegowych a jako ekspert pojawia się w popularnych programach telewizyjnych dla biegaczy. Prowadziła warsztaty dla uczestników największych wydarzeń sportowych w Polsce, w tym biegowych – w 2015 r. poprowadziła jeden z paneli dyskusyjnych Forum Sport, Zdrowie, Pieniadze w ramach 6. PZU Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdroju.

Festiwal Biegów jest patronem medialnym książki „Dieta i trening. Jak zdrowo budować siłę i wytrzymałość”.

red.



Niespodziewane problemy i sensacyjny finał Biegu na Szczyt Rondo 1 [ZDJĘCIA]

$
0
0

Anna Ficner została Mistrzynią Europy w biegu po schodach! Tytuły wicemistrzowskie wywalczyli Piotr Łobodziński (obrońca tytułu z 2014 roku) oraz Iwona Wicha. Dzięki sensacyjnemu triumfowi zawodniczki ze Złotoryi, w Rondo 1 wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego.

W szóstej edycji Biegu na Szczyt uczestnicy imprezy mieli do pokonania 38 pięter biurowca. W praktyce oznaczało to, że od startu do mety dzieliły ich 836 schody. Z wind panoramicznych korzystać można było tylko w drodze powrotnej.

Poczwórne emocje

Blisko 500 amatorów, którzy podjęli wyzwanie pokonywało ciasną i zakręconą trasę w klatce schodowej „raz, a dobrze”. Pretendenci do tytułu Mistrzów Europy mieli rywalizować natomiast w aż trzech etapach: sprincie, w którym do pokonania było 18 pięter oraz dwóch biegach długich z metą na 37 kondygnacji wieżowca. O końcowym sukcesie decydowała suma zdobytych punktów. Do zgarnięcia było od 80 „oczek” za 1. miejsce do 30 punktów za 10. pozycję.

Otwierający zmagania bieg sprinterski trochę skomplikował przebieg rywalizacji i wydłużył program zawodów. Na mecie część zawodników zgłosiła protesty. Wyniki zmierzone własnymi zegarkami nie zgadzały się z tymi podanymi w oficjalnych rezultatach. Postanowiono powtórzyć całą serię. Zamiast trzech krótkich startów zaplanowanych jednego dnia, uczestnicy mistrzostw nagle musieli pobiec po raz czwarty.

Złoto ME... dla zabawy!

Sensacyjnie mistrzostwa zwyciężyła Anna Ficer, która okazała się najlepsza we wszystkich trzech konkurencjach, zdobywając w sumie 214 punktów. Iwona Wicha oraz Czeszka Zuzana Krchova zgromadziły po 156 punktów.

– Jestem bardzo szczęśliwa. Jest to moje pierwsze zwycięstwo w tak poważnej imprezie! – nie dowierzała na mecie Anna Ficner. – Sukces nie przyszedł łatwo. Taki bieg to ogromny wysiłek, którego nie można porównać z innymi biegami. Stresu też było sporo przez te powtórki... – narzekała.

– Biegi po schodach traktuję amatorsko i w formie zabawy. Oczywiście zabawa zabawą, ale miejsce na rywalizacją też jest (śmiech). W ramach przygotowań zrobiłam 5 treningów w bloku, który mam 25 kilometrów od siebie. Nie były to więc specjalne treningi pod Mistrzostwa Europy. Samą klatkę schodową jednak dobrze znam, bo startowałam tu już 5 razy i zawsze stawałam na podium – mówiła po biegu nowo kreowana Mistrzyni Europy, która w pokonanym polu zostawiła takie znakomitości jak Słowaczka Lenka Svabikowa (4 miejsce) czy Dominika Wiśniewska-Ulfik (5. lokata). 

Rzutem na taśmę

Ogromną niespodzianką był także srebrny medal Iwony Wichy. Partnerka życiowa Piotra Łobodzińskiego tytuł wicemistrzyni Europy wywalczyła w ostatniej konkurencji. Przed decydującym biegiem zajmowała 4 miejsce.

– To kolejny stopień w mojej przygodzie z biegami po schodach. Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. Czuję się lepiej jako sprinterka, ale medal zawdzięczam biegowi na długim dystansie. Mimo dużego zakwaszenia, starałam się nie odpuszczać. Czułam też w nogach ciężki obóz. Ostatecznie dwie Polki stanęły na najwyższych stopniach stopniu podium, a to duży sukces! – cieszyła się na mecie Iwona Wicha.

Dodajmy, że do Warszawy nie przyjechała najlepsza towerrunnerka świata Austriaczka Andrea Mayr. 

Terminator pokonany

Wśród panów zwyciężył Niemiec Christian Riedl, który gromadząc 228 punkty. Drugie miejsce zajął obrońca tytułu, dominator cyklu Towerrunning World Cup Piotr Łobodziński, z dorobkiem 180 punktów. Trzeci był Włoch Fabio Ruga ze stratą 6 punktów do Polaka.

– Nie mam jeszcze srebrnego medalu w swoim dorobku. W 2012 roku podczas ME byłem trzeci, dwa lata temu zdobyłem złoto. Podobny dorobek ma teraz Christian – opowiadał na mecie Piotr Łobodziński, wyraźnie rozczarowany końcowym rezultatem.

– Prezentowaliśmy dziś podobny poziom. On wygrał zdecydowanie punktami, ale podczas biegów różnice były małe. Cały dzień był ciężki. Wyniki podawane było wolno. Dużo osób mnie zaczepiało, chciało zdjęcie... Startując za granicą mogę się zaszyć i myśleć tylko o starcie – analizował Piotr Łobodziński.

Zawsze na 100 procent

W ramach imprezy rozegrano 2. Mistrzostwa Polski Strażaków. W maskach i z ciężkimi butlami na plecach, pokonywali kolejne stopnie wydając odgłosy niczym sam Lord Vader. Na mecie, potwornie zmęczeni z ulgą zdejmowali uniformy i kaski. Pomocą musieli też służyć ratownicy medyczni, gdyż wielu narzuciło zbyt wysokie tempo. Ale za to trzeba ich cenić – zawsze dają z siebie 100 procent.

– Jest to wymagająca konkurencja, ale.. strażacy codziennie muszą zmagać się z jakimiś wysiłkami. Często może tego nie widać... Dla nas taki start to dobry sprawdzian formy, często sami organizujemy takie treningi. W Warszawie mamy takie możliwości, bo są tu takie wysokie budynki. Wszystko zależy oczywiście od dobrej woli zarządu danego budynku; ludzie nie mogą się przestraszyć tego, że strażacy wchodzą na klatkę w aparatach – wyjaśnił Mariusz Głowacki z OSP Marki.

W biegu przeznaczonym dla amatorów wystartowało w sumie 416 osób. Zwyciężyli Bartłomiej Gańko z czasem 4:09,41. Wśród pań najlepsza była Małgorzata Świerzycka z wynikiem 5:37,39.

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


Na czworakach w błocie – wystartowała Liga Crossowa

$
0
0

Stromy podbieg a na nim biegacze... no prawie. Na czworakach, na kolanach, chwytający się trawy albo taśm zabezpieczających trasę, walczący o przetrwanie. Błoto na butach i w butach, na ubraniu, na ciele... Jakiś bieg survivalowy? Prawie. To tylko pierwszy odcinek Ligi Crossowej w Mysłowicach.

Mysłowicka Liga Crossowa właśnie rozpoczęła swój szósty sezon. To wyjątkowy cykl biegów. Odbywa się od marca do listopada i liczy sześć etapów. Każdy z nich jest rozgrywany w tym samym miejscu – na torze motocrossowym w Mysłowicach-Laryszu. Niezależnie od warunków. Wystartować może każdy a udział w imprezie jest całkowicie darmowy. Co więcej, można samemu wybrać ilość okrążeń: od jednego do czterech.

Dzisiejszy bieg odbył się w warunkach ekstremalnych. Tor, który sam w sobie nie jest łatwą trasą ze względu na strome podbiegi i zbiegi, pokryty był grząskim błotem i kałużami. Zbiegi zamieniły się w zjeżdżalnie. Dla wielu uczestników imprezy podbiegi również. Nikt nie przejmował się ubłoconym ubraniem albo twarzą. Co więcej, wszyscy zdawali się świetnie bawić! Nawet jeden z najmłodszych uczestników biegu, który... w błocie zgubił buty i ostatni podbieg do mety pokonywał w skarpetach, ratowany przez tatę.

Agnieszka i Sandra z grupy W pogoni za duchem na trasie bawiły się wyśmienicie, co widać po ubłoconych ubraniach, które z dumą prezentują. – Przyszłyśmy aktywnie spędzić sobotę i sprawdzić jak się biega w Mysłowicach, bo tutaj nas jeszcze nie było. –wyjaśnia Agnieszka – Wiedziałyśmy, że będą trudne warunki, ale nie spodziewałyśmy się, że aż tak! Stuptuty wskazane. I dobre buty. Było ciężko, ale przyjemnie. – dodaje. Wtóruje jej Sandra: - Genialna trasa! Super przygotowana. Ale jedno kółko daje bardziej w kość niż 10 km zwykłego biegu. Spokojnie można dołożyć kilka przeszkód i będzie rasowy Runmageddon. – śmieje się. – A ubrania? Nie, nie szkoda nam. To ma być dobra zabawa. Bo bieganie jest fajne.

Pan Rafał przyjechał z synem. Obaj wystartowali w biegu. – Biegało mi się super świetnie, i bardzo mokro. – podsumowuje krótko tata. Dziewięcioletni Bartek dodaje: – Było dosyć fajnie, ale ślisko. I było dużo kałuż. Przebiegłem jedno kółko. – Obaj deklarują udział w kolejnych biegach cyklu.

Trudno się dziwić, bo mimo niskiej temperatury i błota, atmosfera panuje tutaj niezwykle ciepła i serdeczna. Wszyscy się znają, a jeśli nie, to... jeszcze nie. Niedopatrzenie jest szybko naprawiane: uścisk dłoni, wymiana imion i już można pożartować z biegania na czworakach przy gorącej herbacie. I zakończyć spotkanie słowami „to do następnego”, bo ci, którzy raz tutaj pobiegli, chcą wracać. Kolejna szansa, by się zmierzyć z mysłowickim torem 30 kwietnia.

KM


Gliwice biegały dla Ani. „Warto pomagać” [ZDJĘCIA]

$
0
0

By pomóc maleńkiej Ani, zjednoczyli się wszyscy: dorośli i dzieci, biegacze i kijkarze, ultrasi i sprinterzy, zawodnicy na wózkach i hulajnogach, miłośnicy gór i deptania asfaltu, kluby biegowe z wielu miast, drużyny sportowe, fundacje i szkoły. Nie przeszkodziły im deszcz i chłód. Razem robili wszystko, by zatrzymać dla dziewczynki zbyt szybko pędzące wskazówki zegara. By dać jej dłuższe życie...

Biegali, maszerowali, tańczyli, śpiewali, kupowali koszulki i ciasta, wrzucali datki do fundacyjnych skarbonek, zbierali plastikowe zakrętki i licytowali charytatywnie fanty. Do akcji włączyli się nawet ci, których... nie było. Dla Ani pobiegli uczestnicy akcji przebywający poza granicami kraju, za oceanem a nawet pod ziemią. Sercami z gliwicką akcją łączyły się sztafety w Bochni.

O Ani pisaliśmy już wcześniej. Sześcioletnia dziewczynka chora na rzadki zespół powodujący przedwczesne starzenie. By je zatrzymać, Ania wraz z rodzicami poleci na terapię do Stanów Zjednoczonych. Wyślą ją tam między innymi biegacze, którzy po raz kolejny okazali wielkie serca i gotowość niesienia pomocy.

W organizację biegu i całej akcji zbierania funduszy włączyła się grupa Night Runners Gliwice oraz całe mnóstwo innych grup i osób, którym los dziewczynki nie jest obojętny. Znaleźli się sponsorzy, którzy ufundowali kwiaty dla wszystkich pań na mecie, nagrody dla najszybszych i tych, którym poszczęściło się w losowaniu. Wśród nich zdjęcia, kolacje, vouchery na masaże i do sauny oraz samochód na weekend. Warsztat Koszulkowy przygotował specjalny projekt koszulki i przeznaczył dla Ani cały dochód z jej sprzedaży. Trudno zliczyć osoby, grupy i organizacje, które włączyły się w pomoc.

Dopisali także uczestnicy, choć deszcz i chłód nie zachęcały do aktywności fizycznej o zmierzchu. Dla Ani pokonali 5 km biegiem, marszem a nawet spacerem. Bo liczył się udział. – Przyszedłem pobiegać dla małej Ani, razem z przyjaciółmi – mówił Marcin Szmidt. – Bieg zorganizowany super. Do tego dobre towarzystwo. No i fajna trasa. Dużo zakrętów, ale za to nie było podbiegów i każdy mógł ją pokonać, nawet jeśli nie biega za dobrze. Atmosfera super. Bardzo mi się podobało.

Wśród biegaczy wyróżniała się grupa w czarnych koszulkach z różowym napisem Malczusia Team. Wyróżniała się nie tylko niezwykłym zapałem, ale też młodym wiekiem. Okazało się, że to uczniowie jednej z gliwickich szkół a Malczusia jest ich nauczycielką i sprawczynią tego zamieszania. Naprawdę nazywa się Anna Malczewska.

– Jestem nauczycielką 9 Gimnazjum i 4 Liceum w Gliwicach. Przywiozłam tutaj dzisiaj swoich uczniów, pobiegliśmy w 37 osób. W grupie znalazł się też jeden mój obozowicz i dwie absolwentki mojej szkoły. Bardzo często uczestniczymy w akcjach charytatywnych. Chcę pokazać młodzieży, że warto pomagać. Przy tym spędzamy razem fantastycznie czas. Nie siedzą w sobotę przed komputerem, ale fajnie się bawią, integrują... i poznają swojego nauczyciela z innej strony – dodaje ze śmiechem pani Ania.

– Muszę też przyznać, że dzisiaj grupa mnie zaskoczyła, bo większość z nich przebiegła 5 km. I to w sobotnie popołudnie, w wolnym czasie, przy takiej pogodzie. Jestem z nich bardzo dumna!

Dumni powinni być także organizatorzy całego przedsięwzięcia. Dumni z każdego uczestnika akcji, który pokonał dziś siebie, by pomóc Ani i dumni z samych siebie, bo wywołali lawinę dobra. Wielkie brawa!

KM


3. ZUK Ambasadora: Śnieg, śnieg śnieg... Zostanie w pamięci

$
0
0

Ze zdziwieniem, przywołując tytułowe słowa piosenki Jeremiego Przybory, przyjmowałem prognozę pogody na biegową sobotę w Karkonoszach. Niewiarygodne - myślałem patrząc na mapę prognozy dla reszty Polski. Tymczasem...

Relacjonuje Paweł Stach, Ambasador Festiwalu Biegów

Zawody startują punkt 7:30 na Polanie Jakuszyckiej. Dokładnie tam, gdzie legendarny bieg Piastów.

ZUK III - start

Filmik ze startu biegu.

Opublikowany przez Zimowy Ultramaraton Karkonoski na 12 marca 2016

Ustawiłem się gdzie w połowie stawki, pośród 320 zawodników którzy wzięli udział w zawodach. To był błąd. Przez następne 1,5 godziny błądzimy po śniegu gęsiego.

7. kilometr - okolice Hali Szrenickiej. Niewiele widać. Trasa bardzo wąska, a poza ubitą ścieżką zaspy po pas. Nie ma możliwości wyprzedzić kogokolwiek.

Po dotarciu do Hali Szrenickiej sytuacja trochę się rozluźnia. Cześć osób korzysta z pierwszego postoju na herbatę, napoje i słodycze. Można się trochę podciągnąć, ale nie jest to takie proste. Dalej brniemy w śniegu, wrażenie jak byśmy poruszali się... w miejscu.

Mijamy Łabski Szczyt na wysokości 1472m. Widoczność ograniczona do kilkunastu metrów. Padający co chwile śnieg nie ułatwia przeprawy. Raz po raz wpadamy do pobliskich zasp, przy utracie równowagi. Nie bez powodu ten odcinek to Śnieżne Kotły.

Docieramy do drugiego postoju na Przełęczy Karkonowskiej - 20. kilometr. Opadająca szadź mrozi rzęsy i brwi, pozostawiając sople. Buty przemoknięte, tak od 15. kilometra myślę. Trzeba podbiegać brodząc po śniegu – tylko tak stopy się rozgrzewają.

Po 20. kilometrze dopada mnie kryzys. Potrzebuje jakiegoś energetyka... Nie zatrzymałem się w punkcie odżywczym. to był błąd. Pozostaje gorzka czekolada i woda w bukłaku. Byle by dotrzeć do Domu Śląskiego pod Śnieżką. To tylko 8 km. Ale nie w takich warunkach.

Po drodze mijamy Tępy Szczyt, słonecznik oraz Wielki i Mały Staw. Co z tego jak i tak nie widać poza zasięg kilkunastu metrów!

Na 28. kilometrze czeka gorąca zupa pomidorowa, dwie gorące herbaty i.. ruszamy. Wychodząc z Domu Śląskiego zaczyna bardzo mocno wiać. Śnieg prószy wprost w oczy, padając w... poziomie. Mam wrażenie, że przeszywa mnie na wylot. Ale to tylko strome podejście do Śnieżki, wzdłuż oblodzonych łańcuchów.

U góry już prawie nic nie widać. Puszczam się w dół/ Po przebyciu kilkuset metrów nie widzę oznakowanej trasy. To już Czarny Grzbiet. Nie może być pod gorę, nie będe się wracał. Jest w... kosodrzewinę. Odnajduję żółtą szarfę - tak oznaczona jest tu trasa.

Przez najbliższe 5 km biegnę sam. Wiatr cichnie. Pozostaje opadająca szadź. Tu odzyskuje wigor i optymizm. Biegnie się naprawdę dobrze.

Na 36. kilometrze punkt odżywczy. Szybka herbata na rozgrzanie i zbieg w dolinę. Ostry i bardzo techniczny, przez Jelenia Strugę. Przeplatany strumieniem przez 2 km. Buty i tak mokre...

Po dolince nie mogę uwierzyć własnym oczom - droga szutrowa, do tego jeszcze odśnieżona! Zbieg ponad 3 km. Odżyłem! Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Tak tak mijamy 42,195 km, ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze tylko „dyszka z haczykiem”.

Kolejny etap to techniczne, strome podejście. A tak było fajnie. Przejście przez Budnik i dalej już z góry przez Wilczą Porębę i jakże upragniony finisz w Karpaczu.

To była niezwykle śnieżna edycja ZUK-a. Wymagająca. Zostanie w pamięci.

Wyniki:

Mężczyźni: 
1. Bartosz Gorczyca 5:17:01
2. Piotr Paszyński 5:48:03
3. Piotr Bętkowski 5:52:01

Kobiety:
1. Magdalena Łączak 6:42:47
2. Agnieszka Łęcka 6:50:40
3. Daria Lajn 7:16:25 

Pełne wyniki: TUTAJ

Paweł Stach, Ambasador Festiwalu Biegów  


Iwona Lewandowska "13" w Nagoya Women's Marathon

$
0
0

Przygotowująca się do olimpijskiego startu w Rio de Janeiro Iwona Lewandowska pobiegła dziś w  Japonii. W wewnątrz kobiecej rywalizacji w Nagoya Women's Marathon zajęła 13. miejsce, uzyskując czas 2:30:15.

W pierwszym starcie na japońskiej ziemi Lewandowska potwierdziła olimpijskie aspiracje. Mimo, że od 25. kilometra miała problemy ze stopą, pobiegła tylko o 15 sekund wolniej od związkowego minimum i spełniła oczekiwania PZLA dotyczące potwierdzenia wysokiej formy udanym startem w sezonie olimpijskim. Bilet do Brazylii ma już niemal pewny. 

To taki trochę wymuszony uśmiech :( Nie ukrywam, że po cichu liczyłam na dużo więcej, przynajmniej na życiówkę. Fakt -...

Opublikowany przez Iwona Lewandowska na 13 marca 2016

Rekord życiowy Iwony Lewandowskiej to 2:27.47. Wynik osiągnęła podczas ubiegłorocznego maratonu w Londynie, gdzie wywalczyła 12. miejsce. Maratonka Vecry-DSG Włocławek właśnie tamtym startem wybiegała minimum na Rio.

Nagoya Women’s Marathon 2016 był ostatnią szansą na zdobycie kwalifikacji olimpijskich dla japońskich biegaczek. Z tego powodu bieg był szybki, a Japonki walczyły o wynik do samej mety. W pierwszej piątce maratonu trzy zawodniczki poprawiły swoje rekordy życiowe. 12 zawodniczek ukończyło maraton z czasami poniżej 02:30:00.

Wyścig zaczął się około 30. kilometra. Wtedy Eunice Kirwa, najbardziej utytułowana zawodniczka w stawce, rekordzistka trasy i zwyciężczyni sprzed roku, zwiększyła tempo i rozpoczęła długą ucieczkę w kierunku mety. Mistrzyni Azji, rekordzistka Bahrajnu, brązowa medalistka mistrzostw świata z 2015 pobiegła tylko nieznacznie wolniej niż przed rokiem, gdy ustawiała rekord. Linię mety przekroczyła w czasie 2:22:40, zostając drugą zawodniczką w historii imprezy, która wygrała bieg dwa lata z rzędu.

Gdy Kirwa rozpoczęła swój 10-kilometrowy finisz, w pogoń za nią ruszyła Tomomi Tanaka. Japonka w zeszłym roku przeżyła ciężkie chwile, gdy mimo zwycięstwa w Yokohama International Women's Marathon i posiadania wszystkich wymaganych kwalifikacji i wyników, nie znalazła się w składzie japońskiej kadry na mistrzostwa świata w Pekinie. Tanaka ukończyła maraton w Nagoi z czasem 2:23:19, co pozwala jej z optymizmem czekać na ogłoszenie składu reprezentacji Japonii, które nastąpi 17 marca.

Tuż za nią metę przekroczyła Rei Ohara, która w zeszłym roku zadebiutowała w Nagoya Marathon. Wtedy była najszybsza na dystansie półmaratonu, jednak późniejszy upadek przekreślił jej szanse na podium. Tym razem ukończyła bieg z czasem 2:23:20, który jest jej nową życiówką.

Wyniki:

1. Eunice Kirwa (Bahrain) - 2:22:40
2. Tomomi Tanaka (Japonia) - 2:23:19 
3. Rei Ohara (Japonia) - 2:23:20 
4. Mao Kiyota (Japonia) - 2:24:32 
5. Reia Iwade (Japonia) - 2:24:38 
6. Sayaka Kuwahara (Japonia) - 2:25:09 
7. Shiho Takechi (Japonia) - 2:25:29 
8. Betelhem Moges (Japonia) - 2:26:36
9. Michi Numata (Japonia) - 2:27:27 
10. Ryoko Kizaki (Japonia) - 2:28:49
...
13. Iwona Lewandowska (Polska) - 2:30:15 

Nagoya Women's Marathon to największy kobiecy maraton na świecie. Rozgrywany jest od 1980 roku. Cztery edycje rozgrywane były na dystansie 20 km, dopiero później zdecydowano wydłużyć się bieg do maratonu. W 1990 roku zwyciężała tu Wanda Panfil z czasem 2:31.04, a w 1993 i 1995 roku Kamila Gradus, kolejno z wynikami 2:27.38 i 2:27.29.

IB

fot. Virgin Money London Marathon


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>