Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Rudisha czy Pearson? Kipchoge czy Lavillenie? Fani wybierają wydarzenie dekady w lekkiej atletyce

$
0
0

Koniec roku to czas podsumowań i analiz. Tym razem okazja jest szczególna, bo można zrobić bilans nie tylko minionych 12 miesięcy, ale i ostatnich 10 lat. Światowe władze lekkoatletyczne - World Athletics prowadzą zabawę dla kibiców, która ma wyłonić wydarzenie minionej dekady.

Ten plebiscyt z pewnością nie odpowie na trudne pytanie jakie były lata 2010-2019 dla królowej sportu. Da raczej możliwość wskazania kibicom momentów, które najbardziej zapadły im w pamięć. Wszystko w formie luźnej i interaktywnej zabawy. 

Wybrane momenty podzielono na pary i toczą ze sobą „pojedynki” na głosy. Po pierwszej fazie z szesnastu ważnych chwil dla lekkiej atletyki wyłonionych zostało już tylko osiem.

 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

It’s time to vote for the Moment of the Decade. To vote, comment your favourite’s designated # below. . To vote for @amhurdlestar’s 110m hurdles world record comment the hashtag #Merritt2012 below To vote for @kipchogeeliud’s marathon world record comment the hashtag #Kipchoge2018 belowThis is the fifth head-to-head in the round of 16. There’ll be three more head-to-heads this week. The winner of each will advance to the quarter finals. Stay tuned and comment below to make sure your favourite makes it through to the quarter finals. Make sure you use the correct hashtag or your vote will not count . . . #Decade #athletics #trackandfield #motd #moment #momentofthedecade

Post udostępniony przez World Athletics (@worldathletics)

W tym gronie nie zabrakło rekordzisty świata w maratonie Eliuda Kipchoge, którego rekord świata z Berlina z 2018 roku (2:01:39), rywalizuje o uznanie z innym rekordowym wynikiem tyle, że skoku o tyczce - Francuza Renaud Lavillenie z 2014 roku. W drodze do tej rundy Kenijczyk pokonał rekord świata Amerykanina Aries Merrita na 110 m ppł.

Kibice głosować mogą za pomocą portalów społecznościowych poprzez użycie odpowiedniego hasztagu pod każdym pojedynkiem. Zwycięzcy par awansują do półfinałów i dalej do finału.

Ćwierćfinał nr 1

  • David Rudisha (800 m) – rekord świata i złoto na igrzyskach w 2012 r.
  • Sally Pearson (100 m ppł) – złoto mistrzostw świata w 2011 r i rekord mistrzostw

Ćwierćfinał nr 2

  • Valerie Adams – złoto w pchnięciu kulą w 2013 r.
  • Jessica Ennis-Hill – złoto w siedmioboju 2015 r.

Ćwierćfinał nr 3

  • Eliud Kipchoge – rekord świata w Berlinie w 2018 r.
  • Renaud Lavillenie - rekord świata w skoku o tyczce w Doniecku w 2014 r.

Ćwierćfinał nr 4

  • Dalilah Muhammad – rekord i złoto mistrzostwo świata na 400 m w 2019 r.
  • Usain Bolt – złoto na 100 m podczas mistrzostw świata 2015 r.

RZ



Zapisy na biegi podczas Ultra Trail du Mont Blanc rozpoczęte. Trzeba spełnić kilka warunków

$
0
0

Od 17 grudnia na chętnych, by wystartować w przyszłym roku w Chamonix, czeka do wypełnienia formularz rejestracyjny Ultra Trail du Mont Blanc. Zapisy potrwają tylko do 2 stycznia. Jak co roku, trzeba spełnić kilka warunków. Przede wszystkim,  pomiędzy styczniem 2018 roku a 31 grudnia 2019 roku należało ukończyć biegi kwalifikacyjne i zebrać punkty ITRA: 10 pkt w dwóch biegach, przy zapisach na UTMB, 8 punktów w dwóch biegach na TDS (Sur les Traces des Ducs de Savoie), 6 na CCC (Courmayeur - Champex - Chamonix) i 4 na OCC (Orsières-Champex-Chamonix).

W Polsce można było je zdobyć m. in. na trasie Biegów 7 Dolin podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy. Dystans 100 km dawał 5 punktów ITRA i jednocześnie był biegiem kwalifikującym do UTMB. Ostatnia szansa, by zwiększyć liczbę punktów o co najmniej 5, to biegi w Chinach i Hongkongu. Do puli punktów można też dorzucić te zebrane w 2017 r. na trasach UTMB.

Rejestracja wymaga również posiadania 50 euro na koncie, które należy przelać jako depozyt. W przypadku braku szczęścia w losowaniu, pieniądze wrócą do biegacza.

Loteria odbędzie się 9 stycznia. Podwójną szansę na miejsce mają ci, których nie wylosowano w 2019 r.. Na wyniki loterii nie będą musieli czekać też ci, którzy nie zostali wylosowani w dwukrotnie tzn. w 2018 i 2019 roku. Oni mają gwarantowane miejsce na liście, pod warunkiem, że zebrali odpowiednią liczbę punktów. Z pominięciem losowania zapisują się także uczestnicy FMU Ushuaia by UTMB i Oman by UTMB.

Losowanie ani opłaty nie dotyczą także biegaczy z elity, czyli zawodnicy z więcej niż 880 punktami ITRA na koncie. Biegaczki muszą mieć takich punktów więcej niż 760. Nieco mniej, bo odpowiednio 850 i 730 wystarcza przy CCC, TDS i OCC. Gdy punktów jest więcej niż 790 dla mężczyzn i 670 dla kobiet, ale mniej niż 880 i 760 nadal rejestracja pozwala ominąć loterię, tyle że niestety nie zwalnia z wniesienia opłaty. Przy CCC, TDS i OCC potrzebne jest więcej niż 750 punktów dla mężczyzn i 630 dla kobiet. Liczba punktów staje się mniej istotna, gdy jest się pod tym względem w pierwszej trójce swojego kraju.

W Polsce byliby to Bartłomiej Przedwojewski, Marcin Świerc i Bartosz Gorczyca, a wśród pań Paulina Tracz, Dominika Stelmach i Magda Łączak

Opłata startowa wynosi dla UTMB 280 euro, CCC 169 euro, TDS 211 euro i OCC 95 euro.

IB


Metamorfoza Ewy Krajewskiej-Paluch: Biegać nienawidziłam, a teraz nie istnieję bez biegania

$
0
0

Ewa, niepozorna biegaczka, kryje w sobie dziką naturę. Twierdzi, że drzemiące w niej zwierzę to osioł, bo tyle w niej uporu, ale o lepszą siebie walczyła jak lwica. Walczyła i walczy dalej, bo jak sama mówi, musi się pilnować. Postawiła na swoim i znalazła sposób, by stracić 20 kg, a przy okazji pokochała znienawidzone bieganie. Teraz marzy o coraz dłuższych dystansach i konsekwentnie realizuje te plany. Poznajcie Ewę Krajewką-Paluch.

Zawsze byłaś osobą aktywną fizycznie?

Ewa Krajewska-Paluch: Generalnie tak, choć zdarzały się okresy bez aktywności: klasa maturalna, żeby dostać się na wymarzone studia, potem studia, ciąże i czas, kiedy dzieci były małe. Jednak odkąd pamiętam testowałam różne rodzaje aktywności fizycznej i diet, żeby schudnąć. Było więc karate w podstawówce i liceum, później aerobic, step, zumba, pływanie. Przerobiłam też diety i głodówki własnego pomysłu, ale także Cambridge i Dukana. Owszem, chudłam, by potem wszystko odrobić. Ogólnie można stwierdzić, że całe życie zmagam się z klątwa pazernych komórek tłuszczowych...

Czyli najpierw było odchudzanie, później bieganie. Co sprawiło, że postanowiłaś zmienić swoje życie?

Ostateczny dzwonek alarmowy odezwał się w mojej głowie, kiedy mniej więcej 6 lat temu zaczęłam miewać dziwne napady, ni to paniki, ni duszności, kiedy kładłam się spać. Serce kołatało mi jak szalone. Oczywiście nie co wieczór, ale jednak. Postąpiłam jak każdy rozsądny człowiek i umówiłam się do kardiologa. Doktor jako rozwiązanie problemu zaproponowała mi tabletki obniżające tętno. Zapytałam czy będę musiała je brać do końca życia i, oczywiście, okazało się, że tak. Byłam jeszcze przed 40. Wyszłam od niej z tą receptą i powiedziałam sobie, że muszę zrobić wszystko, absolutnie wszystko, co w mojej mocy, aby nie musieć ich brać. To, że wyglądałam jak młody hipopotam nagle zeszło na drugi plan, bo w mojej rodzinie wiele osób miało i ma poważne problemy kardiologiczne. Stanęłam przed dylematem. Tyle już prób za mną i wszystkie zakończyły się fiaskiem. I wtedy przypomniałam sobie ową powszechnie znaną prawdę, że na odchudzanie najlepsze jest bieganie. Bieganie, którego zawsze nienawidziłam i zarzekałam się, że prędzej sczeznę niż zacznę to robić. W podstawówce czy liceum to były najgorsze tortury. Cóż jednak było robić… Tego jeszcze nie próbowałam…

Jak wyglądały początki?

Znalazłam w sieci plan „od kanapowca do 60 minut ciągłego biegu", zrobiłam niezbędne zakupy i przystąpiłam do realizacji planu. Zawsze powtarzam, że mam tylko jedną cechę niezbędną do biegania - mój ośli upór. To dzięki niemu wykonywałam kolejne treningi z żelazną konsekwencją, choć do dziś pamiętam jak długo trwała wtedy minuta truchciku. Po niej zaś następowały dwie, stanowczo za krótkie, minuty marszu. Czy schudłam? Otóż na samym początku jakieś 3 kilo. Ale po trzech miesiącach mój podstępny organizm uznał: ok, teraz dodatkowo biegamy, z tym sobie też poradzę. I zaczęłam odrabiać stracone kilogramy.

W takim razie jak udało się schudnąć?

Małżonek, również zmagający się z przekleństwem żarłocznych komórek tłuszczowych, zaczął odchudzanie pod opieką Medycznego Centrum Odchudzania. Widząc ogromne ilości chleba i ziemniaków, a także 6 posiłków dziennie, oświadczyłam mu zdecydowanie, że prędzej kaktus mi na dłoni wyrośnie, niż on schudnie. rzecież chleb tuczy! A już szczególnie biały chleb. A on chudł! Okopałam się na swej pozycji, pomrukując regularnie, że ja się do tego nie nadaję, nie będę ważyć wszystkiego i jeść posiłków równiutko co trzy godziny, że kto to widział ostatni posiłek o 21 albo i 22. A on dalej chudł! Jednak biegać nie przestałam. Uparłam się, że osiągnę swój cel jedynie bieganiem. Nic bardziej mylnego! Wreszcie skapitulowałam i poprosiłam o numer telefonu. Stosowałam się do zaleceń co do joty i w ciągu roku schudłam 20 kilogramów. Biegania nie porzuciłam, dołączył do mnie mój mąż i razem trafiliśmy do Tomasza Kowala i jego „Biegowej Kuźni”. W końcu dowiedziałam się, że treningi biegowe nie polegają na gonieniu szybszych od siebie z wywieszonym ozorem, permanentnie na granicy własnych możliwości.

Schudłaś, ale biegasz nadal…

Bieganie stało się nieodłączną częścią mnie. Zmieniło nie tylko moją wydolność i moje ciało. Zmieniło mój światopogląd, poprzestawiało mi priorytety, zetknęło z niezwykłymi ludźmi, zaprowadziło w najcudowniejsze zakątki naszego kraju, dostarczyło niezwykłych przeżyć na trasach biegów górskich. Nie istnieję już „ja” bez biegania.

Jak często trenujesz? Co jeszcze robisz dla siebie?

W tym roku w okresie przygotowania do najważniejszego startu biegałam cztery razy w tygodniu i wciąż tak trenuję. W listopadzie miałam roztrenowanie i wracam do czterech treningów tygodniowo.  Oprócz nich raz lub dwa razy w tygodniu tabata, jedno mobility lub stretching, raz basen. Tak, pracuję i mam dzieci. Wspólnie z mężem jakoś ogarniamy codzienne obowiązki, żeby potem razem wypaść z domu na trening.

Czy teraz musisz się pilnować?

Muszę zdecydowanie. Jeśli trochę sobie odpuszczę i przestanę jeść zgodnie z zaleceniami, rozrastam się błyskawicznie. Bardzo to frustrujące. Potem robię sobie miesiąc tak zwanej kwarantanny i wracam do normy. Nie ma jednak mowy o jedzeniu, kiedy mam ochotę i tego co przyjdzie mi do głowy. O nie!

Jakie masz cele i marzenia? Są związane z bieganiem?

Marzenia... Takie absolutnie pozostające w strefie mrzonek to Ultrajanosik Legenda. Bardzo, bardzo chciałabym kiedyś pokonać ten dystans. Bardziej realne plany: w styczniu wybieram się na zimowego Janosika o wdzięcznej nazwie: „Bedzies Kwicoł " i chciałabym nie dać mu się pokonać. Mam jeszcze w planach Biegi w Szczawnicy, Bojko, Ultrajanosika, ale dłuższego niż do tej pory, czyli Spiską Petlę i jeszcze Dalmacija Ultra Trail w Chorwacji. A z marzeń osobistych: żeby moje dzieci wyrosły na mądrych i szczęśliwych ludzi i żebyśmy z mężem mogli dzielić wspólną pasję jak najdłużej.

KM

Ewa o swojej przygodzie z bieganiem pisze na blogu o wdzięcznej nazwie „Powoli też się zmęczysz”


Parkun od święta. Zobacz gdzie spalisz kalorie w święta i przywitasz Nowy Rok

$
0
0

Już po raz trzeci w wielu  miastach odbędą się dodatkowe edycje parkrunów. Zwyczaj organizowania świąteczno-noworocznych biegów, nawet jeśli nie wypadają w soboty, praktykowany jest w Wielkiej Brytanii już od wielu lat. W Polsce także spotkał się z pozytywnym przyjęciem. Jest to też jedyna okazja, żeby pokonać dwa parkuny jednego dnia.

Świąteczne parkruny organizowane są w Anglii w pierwszy dzień świąt od początku istnienia. W 2004 roku pierwszy dzień świąt wypadł w sobotę, a już rok później w niedzielę. Wtedy to zorganizowano po raz pierwszy specjalną dodatkową edycję w popularnym Bushy Park.

Warto wspomnieć, że dodatkowa edycja w danym kraju nie musi przypadać w Święta Bożego Narodzenia. Każdy parkrunowy kraj może sobie wybrać dowolny dzień na zorganizowanie specjalnej edycji. W Polsce wybraliśmy drugi dzień świąt, ale przykładowo nasi zachodni sąsiedzi organizują dodatkową bieg 3 października w Dzień Jedności Niemiec, a Amerykanie w święto Dziękczynienia.

Druga okazja do zorganizowania specjalnej edycji przypada w Nowy Rok i jest wspólna dla całego „świata parkrun”. Historia takich noworocznych parkrunów jest podobna do świątecznych. W 2005 roku Nowy Rok przypadał w sobotę, więc odbył się standardowy Bushy Parkrun, ale już rok później biegano tam zarówno w sobotę w Sylwestra, jak i na dodatkowej edycji w niedzielny poranek w Nowy Rok.

Od 2012 roku angielskie parkruny otrzymały dodatkowo możliwość decydowania o godzinie rozpoczęcia w tym dniu w dość dużych widełkach czasowych: od 9:00 do 11:00 (obecnie od 8:30 do 10:30). Dało to możliwość zrobienia „dubla”, a nawet „tripla”. Wielu lokalnych „parkrunerów” uczestniczyło tego dnia w Bushy Parkrun o g. 9:00, w Nonsuch Parkrun o 10:00 i w Riddlesdown Parkrun o 11:00.

Okazało się to jednak dużym wyzwaniem logistycznym. Gdy wybiła godz. 11:00, samochody i rowery wciąż dojeżdżały do Riddlesdown. Koordynator tej lokalizacji zadecydował o opóźnieniu startu na godz. 11:07, ale to wciąż było za mało. Dla niektórych rowerzystów ten hat-trick okazał się dużym wyzwaniem – pedałowali na łeb na szyję z Nonsuch do Riddlesdown, porzucali rowery na starcie i gonili za znikającymi biegaczami.

Dlatego w kolejnych latach podjęto decyzję, że „triple” – nawet jeśli pojawi się taka logistyczna możliwość – zostaną zabronione. Wciąż jednak Nowy Rok jest jedyną okazją w roku do zrobienia parkrunowego dubla, wręcz zachęca się sąsiednie lokalizacje, by ustaliły godziny rozpoczęcia umożliwiające spokojne i bezpieczne przemieszczenie się parkrunerów z jednej lokalizacji do drugiej. Warto skorzystać z tej okazji, gdyż w tym dniu również w naszym kraju będzie sporo par sąsiednich lokalizacji, gdzie w łatwy sposób będzie można zaliczyć dwa parkruny jednego dnia.

Tradycja świątecznych i noworocznych parkrunowych spotkań w Polsce już spotkała się z dużym odzewem i wiele lokalizacji przeprowadzi dodatkowe edycje spotkań. Organizatorzy liczą, że uczestnicy tym razem zabiorą rodziny, przyjaciół i wyjątkowo licznie stawią się na tych parkrunach, by wspólnie przebiec, przetruchtać lub przespacerować dodatkowe pięć kilometrów w trakcie świąt i w Nowy Rok.

Przypomnijmy, że udział w parkrun jest bezpłatny. Wymagane jest jedynie wcześniejsze dokonanie rejestracji, a następnie wydrukowanie i przyniesienie ze sobą nadanego Indywidualnego Kodu Uczestnika. Rejestracja w parkrun jest jednorazowa, dzięki niej można startować w Polsce jak i na świecie. Do pokonania jest dystans 5 km.

W Polsce działają obecnie 72 lokalizacje, jednak nie wszędzie rozgrywane będą specjalne edycje. W kilku miejscach biegi rozgrywaną będą w oba wyjątkowe dni. Sprawdź gdzie masz najbliższej.

Świąteczne Parkruny

Lokalizacja Drugi Dzień Świąt/Nowy Rok

  • parkrun Białystok 09:00/?
  • parkrun Chrzanów 09:00/08:30
  • parkrun Cieszyn 09:00/10:00
  • parkrun Dąbrówka 09:00/09:00
  • parkrun Dzierzgoń 09:00/?
  • parkrun Ełk 09:00/?
  • parkrun Gdańsk 09:00/08:30
  • parkrun Gdańsk-Płd. 09:00/10:00
  • parkrun Gdynia 09:00/10:30
  • parkrun Głogów 09:00/10:00
  • parkrun Gorzów Wlkp. 09:00/10:00
  • parkrun Gostyń 09:00/?
  • parkrun Grodzisk Maz. 09:00/09:00
  • parkrun Jabłonna 09:00/?
  • parkrun Kętrzyn 09:00/10:00
  • parkrun Konin ?/08:30
  • parkrun Kalisz 09:00/?
  • parkrun Katowice ?/10:30
  • parkrun Kędzierzyn Koźle 09:00/10:00
  • parkrun Kołobrzeg 09:00/09:00
  • parkrun Kościan 09:00/10:30
  • parkrun Koszalin ?/10:30
  • parkrun Kraków 09:00/10:30
  • parkrun Kudowa-Zdrój 09:00/10:30
  • parkrun Kutno 09:00/10:30
  • parkrun Łódź 09:00/09:00
  • parkrun Lubin 09:00/09:00
  • parkrun Iława 09:00/?
  • parkrun Lublin 09:00/09:00
  • parkrun Olsztyn 09:00/10:30
  • parkrun Pabianice 09:00/?
  • parkrun Wejherowo ?/10:30
  • parkrun Piła 09:00/10:00
  • parkrun Poznań 09:00/10:30
  • parkrun Pruszków 09:00/10:30
  • parkrun Rumia 09:00/09:00
  • parkrun Skierniewice 09:00/10:30
  • parkrun Skórzec 09:00/?
  • parkrun Swarzędz 09:00/09:00
  • parkrun Świdwiń 09:00/10:30
  • parkrun Świnoujście ?/10:00
  • parkrun Szczecin 09:00/10:00
  • parkrun Toruń 09:00/10:00
  • parkrun Wawa Bródno 09:00/09:00
  • parkrun Wawa Ursynów 09:00/10:00
  • parkrun Wawa Żoliborz 09:00/10:30
  • parkrun Wawa Pole M. 09:00/09:00
  • parkrun Wrocław 09:00/?
  • parkrun Zielona Góra 09:00/10:30
  • parkrun Zagórów 09:00/10:30

Grzegorz Tomaszewski (parkrun.pl)/ RZ


W nowym roku powtórka z Runmageddonu na Stadionie Wrocław

$
0
0

Kończący sezon 2019 Runmageddon na Stadionie Wrocław tak się sprawdził, że startujący nalegali, by kolejne, ekstremalne starcie odbyło się właśnie tam. W nowym roku najpopularniejszy w Polsce bieg z przeszkodami znów trafi na wrocławski obiekt.

Hitem dolnośląskiej edycji najpopularniejszego w Polsce biegu przez przeszkody była możliwość wejścia, a raczej wbiegnięcia na trybuny. Runmageddończycy mogli od środka podziwiać sportowy obiekt i poczuć, co znaczy prawdziwy wycisk na jego schodach. Teren wokół stadionu również zaspokoił żądnych przygód Runmageddończyków. - Runmageddon na Stadionie Wrocław okrzyknięto jednym z najlepszych eventów. Nas, organizatorów, też zachwycił jego klimat, dlatego cieszymy się, że sezon letni zaczniemy właśnie w tym miejscu. Co możemy obiecać? Na pewno nową trasę i wycisk na schodach. Co więcej, wstęp dla kibiców na trybuny. W końcu pokonującym schody przyda się doping - mówi Adam Ryszczyk, dyrektor wydarzenia.

Runmageddon Stadion Wrocław zaplanowany jest na 4-5 kwietnia 2020 roku. Chętni będą mogli się zmierzyć z trasami dopasowanymi do umiejętności i kondycji fizycznej. Formuły różnić się będą stopniem trudności, od najłatwiejszej - 3-kilometrowego Intro z 15 przeszkodami, po najtrudniejszą - 12-kilometrowego Classic’a z 50 utrudnieniami. Po raz pierwszy uczestnicy będą mogli zwiedzać stadion nocą, startując w Nocnym Rekrucie (6 km, 30 przeszkód).

Dzieci i młodzież zmierzą się z dedykowanymi dla nich trasami, a całe rodziny z Runmageddon Family. Więcej informacji o wydarzeniu znaleźć można na stronie: http://bit.ly/2EvAihK.

materiał prasowy


Rusza Indoor Tour z polskim akcentem. Przepustka na Halowe Mistrzostwa Świata

$
0
0

Premia w wysokości 20 tys. dolarów i „dzikie karty” na HMŚ w 2020 roku. Oto co czeka na zwycięzców piątej edycji cyklu Indoor Tour, który rozpocznie się pod koniec stycznia w Bostonie. Cykl mityngów rozgrywanych w hali nie ominie także Polski.

Prestiżowe zmagania rozgrywane w sezonie zimowym nazywane są odpowiednikiem Diamentowej Ligi. Tym razem o wygraną lekkoatleci będą walczyć  na siedmiu mityngach. Liczba imprez została zwiększona w porównaniu z zeszłym rokiem. Do kalendarza włączono mityng we francuskie Lievin. Zwycięzcy ogłoszeni zostaną podczas finału w Madrycie.

Zmienia się też lista jedenastu punktowanych konkurencji. W rywalizację nie będą wchodziły zmagania, w których ostatnio wyłoniono zwycięzców. W tym roku w klasyfikacji generalnej na 60 m najlepsza była Polka Ewa Swoboda z liczbą 30 pkt.

Tym razem na 60 m rywalizować będą tylko panowie, a oprócz tego na 800 m, 3000, 5000 m, w skoku o tyczce, trójskoku i pchnięciu kulą. Panie będą konkurować na 400 m, 1500 m, 60 m ppł, w skok wzwyż i skoku w dal. Uczestnicy mogą zdobyć od 10 punktów za 1. miejsce do 3. pkt za czwarta  lokatę. Dodatkowe 3 „oczka” można dostać za rekord świata. Nie w każdym mieście rozegrane będą wszystkie konkurencje.

​​

Łączna pula nagród w cyklu wynosi ponad 570 tys. dolarów. Za zwycięstwo w każdym z mityngów sportowcy otrzymają po 3 tys. dolarów. Dodatkowo najlepsi na koniec otrzymają wspomnianą premię w wysokości 20 tys. dolarów i „dziką kartę”, która będzie upoważniała do startu w Halowych Mistrzostwach Świata w Nanjing. Pod warunkiem zgody krajowej federacji.

Emocji nie zabraknie w Toruniu podczas 6. Copernicus Cup. Start zapowiedział już Szwed Armand Duplantis, wicemistrz świata z Dohy w skoku o tyczce, nie zabraknie też Piotra Liska i Pawła Wojciechowskiego. Z pewnością można spodziewać się też wielu dobrych biegów. Przypomnijmy, że rekord mityngu na 1500 m kobiet wynosi 3.58,80 i należy do znanej Etiopki Genzeby Dibaby, a na 800 m mężczyzn do Adama Kszczota (1.46,18). Ponieważ będą to punktowane konkurencje, to wyniki mogą zostać poprawione. Bilety są już w sprzedaży.

Oprócz Ewy Swobody w historii cyklu Indoor Tour klasyfikację generalną wygrywali już dwukrotnie Adam Kszczot (2016, 2018) i Joanna Jóźwik (2017) w biegu na 800 m i Piotr Lisek w (2018).

18. Halowe Mistrzostwa Świata w chińskim Nanjing rozegrane zostaną w dniach 13-15 marca 2020 roku.

Terminarz Indoor Tour

  • Boston – 25.01.2020
  • Karlsruhe – 31.01.2020
  • Dusseldorf – 04.02.2020
  • Toruń – 08.02.2020
  • Glasgow – 15.02.2020
  • Lievin – 19.02. 2020
  • Madryt - 21.02.2020

RZ


Mimo zagrożenia paraliżem, przebiegła 52 maratony w 52 tygodnie

$
0
0

W 2011 r. Sarah Matthews spędzała dzień u przyjaciółki. Oglądały jedną z brytyjskich oper mydlanych. „Nagle moje ciało zaczęło się trząść i zupełnie znieruchomiało. Nie panowałam nad nim. Byłam przerażona” - napisała na swoim blogu.

Ataki zaczęły się powtarzać, a przerwy między nimi skracać. Wkrótce doszły nowe objawy. Wzrok stracił koordynację, słuch nabrał nienaturalnej wrażliwości. Praca i normalne funkcjonowanie nie było możliwe. Nie do końca wyjaśniona diagnoza mówiła o uszkodzeniu mózgu.

Biegać chciała od zawsze, zwłaszcza, że biegali również jej znajomi, ale jakoś się za to nie zabrała na poważnie. Choroba spowodowała, że Sarah siedziała w domu i tyła. Wszystko zmieniło się, gdy usłyszała o Dopey Challenge, 4- dniowej serii biegów w Walt Disney Resort, w ramach której przebiega się 5 km, 10 km, półmaraton i maraton. Cel został postawiony. Od tamtej pory Sarah ukończyła Dopey Challenge dwukrotnie. Została maratonką. Choroba nie odpuściła, ale ona też nie. W 2016 r. zrobiła łącznie 1224 mile (prawie 2000 km), a ten rok kończy udanym projektem 52 maratony w 52 tygodnie.

Zaczęła w grudniu 2018 r. na Lanzarote, potem pokonywała średnio jeden maraton w tygodniu. Startowała m.in. w Nowym Jorku, Berlinie i Chicago. Za każdym razem organizatorzy wiedzieli, że może dojść do kolejnego ataku, który ją unieruchomi. Mimo ograniczeń, Sarah w grudniu tego roku pokonała ostatni 52 maraton z tej serii. Jednocześnie był to jej setny maraton. Końcówka projektu była wyzwaniem samym w sobie. Ostatnie 10 maratonów zrobiła dzień po dniu.

W międzyczasie jej historia zainspirowała biegowych kibiców i osoby z niepełnosprawnościami. Zainteresowanie przekuła w pomoc innym. W połowie projektu uruchomiła zbiórkę na organizację zajmującą się obszarem niepełnosprawności. Zebrała ponad 600 funtów.

IB

fot. twitter @SarahBethyW


To jest wyzwanie! W RPA trwa bieg 20-dobowy. Kobi Oren bezkonkurencyjny. 80-latek na trasie!

$
0
0

Można zadawać sobie pytanie: „Po co?” i zapewne wielu sobie je stawia. Faktem jest jednak, że biegacze, zwłaszcza spod znaku ultra, szukają coraz to nowych wyzwań. W Republice Południowej Afryki jest właśnie rozgrywany bieg... 20-dobowy!

To najdłuższy bieg odbywającego się w Edenvale pod Johannesburgiem festiwalu biegów ultra pod nazwą Wychwood. Tydzień temu, w czwartkowe południe, na najdłuższym dystansie wystartowało aż 17 zawodników!

Dwaj uczestnicy opuścili trasę dość szybko. Ric Marini zakończył bieg po 7 godzinach i 20 minutach (przebiegł w tym czasie 28,5 kilometra), natomiast pozostała czternastka dzielnie kontynuuje wyzwanie. Po 168 godzinach od startu (stan na godzinę 12:00 w czwartek 19 grudnia) różnice między nimi są już jednak gigantyczne. I to nawet w ścisłej czołówce.

Równych sobie nie ma na razie 47-letni biegacz i trener z Izraela Kobi Oren. Po siedmiu dobach biegu ma za sobą już 807,5 km! Średnio na dobę przebiega więc do tej pory ponad 115 kilometrów.

– Jeśli nic złego się nie wydarzy, uważam, że stać go na to, żeby tę średnią utrzymać, co by znaczyło, że na mecie będzie miał na koncie około 2300 km – uważa Paweł Żuk, polski ultras specjalizujący się w biegach na najdłuższych dystansach.

Warszawianin też otrzymał zaproszenie do udziału w rywalizacji: – Przyszło zbyt późno, by o nim w ogóle myśleć, a nie wiedziałem o nim wcześniej, bo nie ma go nawet na stronie DUV (Deutsche Ultramarathon Vereingung), najlepszym kalendarzu płaskich biegów ultra – powiedział nam.

Drugi w obecnej klasyfikacji zawodnik, 71-letni Fred Davis ze Stanów Zjednoczonych, pokonał w ciągu 7 dób dystans 553 km, traci zatem do lidera ponad 250 km! Niewiele do Amerykanina traci natomiast Sarah Barnett! Zajmująca trzecie miejsce open Australijka jest zdecydowanie najlepsza spośród 5 startujących kobiet. Do tej pory pokonała 536 km.

Dla porównania, ostatni spośród kontynuujących bieg zawodników, George Archer zdołał w ciągu 7 dób przebiec 235 kilometrów. Zawodnik z RPA ma 72 lata, nie jest jednak wcale najstarszym uczestnikiem biegu 20-dobowego. Biegnący w środku stawki Donald Winkley z amerykańskiego stanu Teksas, który przebiegł już 394 km, urodził się w roku 1938, a zatem ma... 81 lat!

– Oni są niezniszczalni! – mówi z podziwem Paweł Żuk. – Niektórych znam, ci Amerykanie to biegacze, którzy w latach swojej świetności odnosili ogromne sukcesy, a teraz są "ultra turystami": jeżdżą po świecie, startują i zwiedzają.

W stawce, oprócz 81-latka Winkleya, jest w sumie jeszcze czterech zawodników, którzy przekroczyli 70 rok życia. Fred Davis jest obecnie wiceliderem, a Bill Heldebrand zajmuje czwarte miejsce (na koniec 7 doby miał w nogach 492,5 km). 

Mimo ogromnych różnic w pokonanym dystansie, biegaczom nie towarzyszy mityczna „samotność dlugodystansowca”. Bieg 20-dobowy, jak i rywalizacja w biegach krótszych, odbywa się na atestowanej pętli długości 500 metrów, więc uczestnicy widzą się cały czas, non stop się wyprzedzają, dublują, są w stałym kontakcie.

Bieg 20-dobowy to, oczywiście, nie jedyny dystans Running Festival Wychwood. Ich uczestnicy, wśród których nie brakuje znanych ultrasów jak choćby Johan van der Merwe z RPA, rywalizują w biegach od 24H, poprzez 48H, 6 i 10 dób, 1000km/1000 mil aż do przeprowadzanego po raz pierwszy biegu 20-dobowego.

– Takiego wyzwania w biegach czasowych do tej pory jeszcze nie było – przyznaje Paweł Żuk. – Są jednak, i to znacznie dłuższe, biegi dystansowe – dodaje.

On sam za niespełna miesiąc wystartuje w biegu na dystansie 5000 km podczas słynnego Międzynarodowego Festiwalu Ultramaratońskiego w Atenach, na którym w styczniu tego roku wygrał bieg na 1000 mil. Dystans 1609 km pokonał w czasie 356 godzin, czyli prawie 15 dni.

5000 km w Atenach będzie najdłuższy biegiem ultra na świecie, minimalnie „przeskoczy” rozgrywany od ponad 20 lat nowojorski The Sri Chinmoy Self-Transcendence 3100 Mile Race. Dystans 3100 mil to około 4988 km, organizatorzy pozwalają jednak zawodnikom, którzy zmieszczą się w 52-dobowym limicie, „dokręcić” do okrągłych 5000 km.

Piotr Falkowski



 


Trasa maratonu olimpijskiego w Sapporo już odkryta [MAPKA]

$
0
0

Zapadły decyzje w sprawie przebiegu trasy maratońskiej podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Maraton odbędzie się, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w Sapporo, na wyspie Hokkaido.

Ta zmiana została podyktowana obawą o zbyt wysoką temperaturę w Tokio. Zapewnienie bezpieczeństwa biegaczom i kibicom w Sapporo, zdaniem organizatorów, będzie łatwiejsze ze względu na łagodniejszy klimat w tej okolicy.

Potwierdziły się również przewidywania dotyczące lokalizacji startu i mety. Zawodnicy będą startować i finiszować w parku Odori. To popularne w mieście miejsce spotkań, chętnie odwiedzają go turyści. Jest również kojarzone z zimowych IO z 1972 r..

Maraton będzie rozgrywany na pętlach. Jedna z nich będzie miała dystans półmaratonu i zawodnicy pokonają ją tylko raz. Druga, 10-kilometrowa, będzie pokonywana dwukrotnie. Trasa została opracowana we współpracy z doświadczonymi zawodnikami, a przy okazji ma również pokazać najciekawsze zakątki Sapporo. Przy trasie, oprócz samego parku, znalazła się wieża telewizyjna, uczelnia i rzeka Toyohira, która dawniej nosiła nazwę Sapporo i od niej wywodzi się nazwa miasta.

„Pierwsza pętla w parku Odori, wyeksponuje panoramę miasta, która będzie stanowiła tło dla biegaczy i pozwoli podzielić się urokiem miasta z kibicami na całym świecie” - zapewnia Toshiro Muto, szef komitetu Tokio2020.

Zawodnicy i kibice nie do końca podzielają entuzjazm organizatorów. Sapporo leży 800 km od Tokio. Pojawiły się problemy z wyliczeniem zwrotów za bilety. Część uczestników imprezy kupiła już bilety lotnicze i opłaciła hotele.

IB


"Góry dla szybkości w płaskim ultra". Dominika Stelmach wraca do sprawdzonych rzeczy i... jest do wzięcia. Ambitne plany na 2020 rok

$
0
0

Comrades Marathon w pierwszej i Mistrzostwa Świata na 100 km w drugiej połowie roku – to najważniejsze starty w 2020 roku Dominiki Stelmach. Czołowa polska biegaczka przygotowala swój wstępny kalendarz, który doskonale znany w Polsce słynny litewski biegacz Gediminas Grinius skomentował krótkim: „Looks very ambitious”.

Rzeczywiście, plany 37-letniej zawodniczki z Warszawy „wyglądają bardzo ambitnie”, a jak to zwykle u niej – są w nich biegi najróżniejszego typu. W rozmowie z nami biegaczka twierdzi jednak, że ma jasno ustalone priorytety, a urozmaicone bieganie ma służyć sukcesom w asfaltowych biegach ultra.

– Comrades 90 km w RPA to najbardziej prestiżowy i najbardziej „kasowy” ultramaraton na świecie, w którym można zarobić duże pieniądze, co jest - nie ukrywam - bardzo ważne. Startowałam w tym roku, ale byłam chora i zajęłam piąte miejsce. W przyszłym roku moim celem jest top 3, czyli ścisłe podium – zdradza Dominika.

– Z kolei „setka” to jedyny płaski dystans ultra, na którym są notowane oficjalne rekordy świata czy Europy. Na mistrzostwach świata w Holandii moim celem jest przede wszystkim rekord Europy (Tatiana Żirkowa z Rosji 7:10:32 w 2004 r. - red.). Rekord świata Japonki Tomoe Abe (6:33:11 z 2000 r. - red.) to wynik z kosmosu, jest na poziomie bardzo starego rekordu Polski mężczyzn (6:22:33 Jarosław Janicki w 1995 r. - red.)!

Rekord świata to rzeczywiście wynik z innej galaktyki, jedyny na światowej liście wszech czasów poniżej 7 godzin. Drugi rezultat w historii to 7:00:28 innej biegaczki z Japonii Norimi Sakurai. Wynik zbliżony do wyczynu Tomoe Abe to marzenie Dominiki Stelmach. – W tym tempie (3:57-3:58/km) przebiegłam 68 km na Wings for Life. Lubię szybkie bieganie w drugim zakresie i... będę w to celować!

Kalendarz startów Dominiki Stelmach w sezonie 2020 jest, jak zwykle u niej, bardzo urozmaicony. Zawodniczka twierdzi jednak, że nie będzie to kolejny rok „łapania wszystkich srok za ogon”.

– Zdecydowanym priorytetem będzie to, co wychodzi mi najlepiej, czyli szybkie ultra asfaltowe do 100 km. W górach będę robiła siłę. Nie planuję jeszcze być tam strasznie mocną i walczyć o sukcesy, ale poprzednie lata pokazały, że startowanie w górach zawsze wpływały pozytywnie na moje wyniki na ulicy. Wypracowana siła poprawiała moją szybkość. Chcę się więc w górach pokazać i zaistnieć w okolicach czołowej „dziesiątki”, ale najważniejszy będzie asfalt i mistrzostwa świata na 100 km, bo na płaskiej trasie w Holandii mogę skutecznie powalczyć – twierdzi.

Początek maja to w kalendarzu Dominiki Stelmach start w Wings for Life. To już tradycja, tym razem zawodniczka będzie walczyła o zwycięstwo w Australii. – Wygrałam WfL już pięć razy, mam w nagrodę kolejną fajną wycieczkę, tym razem na Antypody, więc... dlaczego mam nie pojechać? Ale nie jest to na pewno bardzo ważny element w moim przyszłorocznym planie.

Kalendarz Dominiki Stelmach zawiera krótkie biegi uliczne, uliczny maraton, asfaltowe ultra, biegi terenowe i górskie na tzw. długim dystansie i ultra, skyrunning w Tatrach i Dolomitach, bieg po schodach na wieżę Eiffla, mistrzostwa Polski i świata oraz prestiżowe cykle Golden Trail World Series i Ultra-Trail World Tour... Można by zażartować, że brak tylko startów na bieżni.

– Wszystko jest jednak "z głową", sensownie poukładane – twierdzi zawodniczka i tłumaczy: – Zaczynam rok od krótszych, szybkich startów: ulicznych jak Bieg Chomiczówki i przełajowych jak Ultra Kamieńsk czy cykl City Trail, bo początek sezonu podporządkowuję płaskiemu maratonowi. W kwietniu wystartuję chyba w Dębnie. W grę wchodzą też Łódź i Kraków, a może... Two Oceans Marathon w RPA?

– Nie podjęłam jeszcze decyzji, ale najbardziej pasuje mi termin maratonu w Dębnie: pierwsza niedziela miesiąca. Miałabym wtedy 3 tygodnie do górskich MP na Wielkiej Prehybie. Plan na maraton to poprawienie rekordu życiowego 2:37:09. Nie nastawiam się już jednak, jak w tym roku, na 2:29, tylko myślę realnie o 2:34-2:35.

– Taki start sezonu ma sens: mam szybkość i nie chcę jej tracić, a jeśli chcę budować swój drugi zakres na ultra i bieganie w granicach 3:50-4:00/km to trening maratoński dobrze temu zrobi. Dołożę znowu do niego rower i spinning, które na ostatnie pół roku zarzuciłam, a trenować będę głównie w Polsce, bo Kenia w tamtym roku mi się nie sprawdziła. Jedynie w lutym będę przez 10 dni w RPA, bo prowadzę tam obóz. Po powrocie pobiegnę TUT (Trójmiejski Ultra Track) na 68 km. Przez 3 lata, gdy startowałam w TUT, poprawiałam życiówkę w maratonie. W tym roku w Gdańsku nie pobiegłam i... rekordu życiowego nie było – śmieje się. – Krótko mówiąc: wracam do sprawdzonych wcześniej rozwiązań!

W planie Dominiki Stelmach ponownie pojawia się „liga mistrzów” w biegach górskich, czyli cykl Golden Trail World Series. Miała w nim uczestniczyć już w tym roku, ale marząc o kwalifikacji olimpijskiej w maratonie szybko zrezygnowała. - Z trzech wybranych biegów najbardziej zależy mi na Sierre-Zinal. Fajnie byłoby wejść do czołowej dziesiątki, ale jeśli się nawet nie uda, to ważne będzie poznanie tras, by powalczyć w cyklu na poważniej w kolejnym sezonie, gdy skupię się na górach.

W kalendarzu Dominiki Stelmach jest też wyjazd do Chamonix i start w 102-kilometrowym CCC. – Wyjazd pod Mont-Blanc stoi na razie pod dużym znakiem zapytania. Wszystko będzie zależało od MŚ na „setkę”, które są 2 tygodnie później. One są dla mnie najważniejsze i jeśli będę czuła, że CCC wpłynie na moją dyspozycję w Holandii, Alpy odpuszczę – deklaruje biegaczka, choć nie ukrywa, że bardzo chciałaby wreszcie ukończyć jeden z biegów UTMB. – Ciężko jednak zrobić wszystko, a jeśli będę musiała wybrać, wybiorę oczywiście MŚ.

A na koniec sezonu przyjdzie pora na przyjemność, którą dla Dominiki Stelmach będzie wyjazd na bieg cyklu UTWT w tureckiej Kapadocji. – To już koniec sezonu, forma będzie wybrzmiewała, ale tam jest bardzo pięknie. Cieszę się także na bieg skyrunningowy w Dolomitach oraz Sierre-Zinal w szwajcarskich Alpach. Na pewno sprawią mi ogromną frajdę, bo są głównie pod górkę – śmieje się zawodniczka, która zawsze podkreśla, że uwielbia biegać pod górę i jest w tym mocna, za to zbiegi to jej „pięta achillesowa”.

Dominika Stelmach ma plany bardzo ambitne. Nie ukrywa, że część z nich jest uzależniona od sponsorów i kwestii finansowych, bo kilkanaście miesięcy temu, marząc o wywalczeniu awansu na igrzyska olimpijskie w Tokio, zrezygnowała z pracy i przeszła na biegowe „zawodowstwo”. Teraz mówi: – Jestem do wzięcia! Startuję, chyba z powodzeniem, w górach, a nie reprezentuję żadnego teamu i nigdy w żadnej grupie nie biegałam, więc... nie jestem zdesperowana, ale gdyby ktoś mnie chciał, jestem otwarta na rozmowy. Sponsorów nigdy dosyć, bo pomysły na kolejne lata mam ciekawe, a wiele zależy od sponsorów i pieniędzy. Nigdy nie ma pewności, czy w biegach z wysokimi nagrodami uda się pobiec tak, by dobrze zarobić – kończy Dominika Stelmach.

Piotr Falkowski


Najpierw bieg, potem hop do basenu. 8. Świąteczny Bieg z Termami Mszczonów

$
0
0

– To już moja tradycja, że w grudniu wybieram się do Mszczonowa w celu pokonania dwóch okrążeń w okolicy tej mazowieckiej geotermii, a zaraz po biegu wskakuję do basenu termalnego. W tym roku pogoda była dość łaskawa, bo było około 7 stopni i lekki wiatr. Warunki do biegania w sam raz. Pamiętam gdy jeszcze kilka lat temu podczas tego biegu było -15 stopni i w zewnętrznym basenie wręcz zamarzały włosy – opisuje Michał Sułkowski, ambasador Festiwalu Biegów.

Jak wiadomo, w zależności od tego jak wypada Boże Narodzenie jest to czasem dość obłożony termin, dlatego 8. Świąteczny Bieg z Termami Mszczonów zmienił datę z sylwestrowego i charakter na "Świąteczny" z mikołajową czapką w pakiecie, ale i tak najlepszym elementem pakietu jest voucher na wstęp do term.

Impreza cały czas zachowuje lokalny charakter, ale to dobrze, bo dzięki temu ma klimat. Bieg główny ukończyło 168 uczestników. Więcej po prostu, by się tam nie zmieściło. Mimo kameralnego charakteru biegu, na starcie można było spotkać rozpoznawalne biegaczki, w tym Ewę Jagielską czy Agnieszkę Kowalczyk (zwyciężczyni Polskiego Wings For Life 2019).

Dwa okrążenia prowadzące po okolicznych drogach to całkiem widowiskowa trasa, ale jak na taką krótką pętle różnorodna, bo są wiatraki elektryczne, autostrada, wreszcie parking przy Termach Mszczonów. Nie brakuje też kilkuset metrów żwirowej drogi, ale generalnie pozostała część to asfalt i kostka brukowa. Trasa oznaczona jest co kilometr, ale i tak ostatecznie zegarek pokazał 5,1 km, co i tak jest dobrze, bo gdy w poprzednich latach start był w innym miejscu i było około 4,7 km.

Można było wziąć udział także w rywalizacji nordic walking, biegu młodzieżowym na dystansie jednego okrążenia i bieg dzieci na 650 metrów.

Rywalizację kobiet ze znaczącą przewagą wygrała Ewa Jagielska, co nie było żadną niespodzianką, organizator już przed biegiem przedstawiał ją jako największą gwiazdę na starcie.

Pełne wyniki TUTAJ

  • 1. Ewa Jagielska 17:47
  • 2. Monika Kaczanowska 19:43
  • 3. Agnieszka Kowalczyk 20:02
  • 1. Karol Frelik 16:50
  • 2. Mateusz Gos 17:05
  • 3. Mateusz Zaręba 17:14

Michał Sułkowski, ambasador Festiwalu Biegów


Grand Prix Gdyni 2020. Nowa formuła i ambitne cele

$
0
0

Od 11 grudnia trwają zapisy do przyszłorocznej edycji biegowego Grand Prix Gdyni. Cykl czterech imprez wystartuje w nowym sezonie w odświeżonej formule, a jego ambasadorami zostali Karolina Nadolska i Henryk Szost.

– Grand Prix Gdyni to marka, na którą pracowaliśmy od wielu lat. Każdego roku na starcie czterech biegów stawały tysiące biegaczy. Chcemy stale podnosić poprzeczkę. Mamy pomysły, które nie pojawiały się dotychczas w Polsce. Ten cykl będzie ewoluował – zapowiada Przemysław Dalecki, dyrektor Gdyńskiego Centrum Sportu.

Grand Prix Gdyni 2020 składać się będzie z czterech dobrze już znanych biegów: Bieg Urodzinowy (16 lutego 2020 r.), Bieg Europejski (10 maja), Bieg Świętojański (nocny – 27 czerwca) i Bieg Niepodległości (8 listopada).

Na biegaczy czeka szereg nowości. Do najważniejszych z nich należy kolekcjonerski medal, a w zasadzie pięć medali łączących się w jedną całość – cztery medale z poszczególnych biegów „wpinane” będą za pomocą magnesów do piątego elementu, który otrzyma każdy, kto wykupi karnet na wszystkie cztery biegi. Wszystkie biegi będą miały wspólną trasę ze startem i metą na Skwerze Kościuszki. To ma pozwolić biegaczom na zmierzenie progresu w trakcie sezonu. Formuła każdej z imprez będzie taka sama – biegi na dwóch dystansach (5 i 10 km), atestowane trasy, marsz nordic walking i biegi dziecięce. Oprócz klasyfikacji generalnej, będą dodatkowe klasyfikacje wiekowe i branżowe nagradzane na koniec cyklu (decyduje suma trzech najlepszych czasów) podczas uroczystej gali w Gdynia Arenie. Dla najlepszych zawodników elity będą do wygrania dwa samochody.

Organizatorzy zaplanowali program lojalnościowy dla uczestników cyklu, akcję charytatywną wspierająca lokalny klub lekkoatletyczny WKS Flota Gdynia. Zawodnikom będą oferowane dodatkowe usługi – m.in. grawerowanie medalu, finisher photos, dostawa pakietu startowego do domu, rekomendowane hotele.

– Chcemy, aby Grand Prix Gdyni stało się wydarzeniem wielowymiarowym, skierowanym nie tylko do regularnych biegaczy, ale też mocno angażującym lokalną społeczność. Cel na sezon 2020 to 20 tysięcy uczestników. Liczymy jednak, że w kolejnych latach ta liczba będzie rosła i Grand Prix Gdyni stanie się wiodącym cyklem imprez biegowych w kraju – mówi Michał Drelich, dyrektor zarządzający agencji Sport Evolution, która od nowego sezonu zajmie się kompleksowo organizacją Grand Prix Gdyni.

Zapisy do Gran Prix Gdyni 2020 ruszyły 11 grudnia 2019 roku na platformie SlotMarket.pl. Cena pakietu startowego na każdy z biegów wynosi 50 zł (45 zł z Kartą Mieszkańca). Karnet na 4 biegi kosztuje 200 zł (180 zł z Kartą Mieszkańca), ale będzie obejmował dodatkowo piąty element do kolekcjonerskiego medalu.

– Nagradzamy regularne bieganie w ramach Grand Prix Gdyni. Poza kolekcjonerskim medalem, przygotowaliśmy także program lojalnościowy, w ramach którego zawodnicy będą zbierać punkty wymieniane na nagrody: oficjalne gadżety oraz sprzęt sportowy od naszego partnera technicznego. Punkty będą przyznawane za udział w każdym biegu, ale można też otrzymać bonusy za zakup karnetu oraz wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej i wiekowych – zapowiada Michał Drelich.

Celem Grand Prix Gdyni będzie też wsparcie WKS Flota Gdynia – dobrowolną wpłatę będzie można wykonać już w trakcie rejestracji online – oraz polskich biegaczy długodystansowych. Z tym ostatnim celem, związany jest udział w projekcie Karoliny Nadolskiej i Henryka Szosta, rekordzistów Polski odpowiednio na 10 km i na dystansie maratońskim.

– Klubów, które mogą wspierać zawodników finansowo jest zaledwie kilka. Zwłaszcza takich, które mogą pozwolić sobie na wysłanie zawodników na obozy sportowe, czy zapewnienie zaplecza w postaci fizjoterapeutów i opieki medycznej – komentuje Henryk Szost. – Bardzo cieszy mnie ta inicjatywa. Wierzę, że uda się odwrócić niekorzystny trend, którego efektem niejednokrotnie była rezygnacja zawodnika z kariery. Liczę na to, że zbudujemy solidny fundament, dzięki któremu zawodnicy będą mogli skupić się wyłącznie na swoim rozwoju i już niedługo znajdziemy następców moich czy Karoliny Nadolskiej – dodaje.

Więcej informacji można znaleźć na nowej stronie internetowej gpxgdynia.pl


Kiedy najbliższy Orlen Warsaw Marathon? Na razie cisza…

$
0
0

Gdy większość wiosennych maratonów już prowadzi zapisy, a niektóre nawet ogłaszają faworytów jak np. Boston czy Londyn, to o sztandarowym polskim biegu na „królewskim dystansie” – Orlen Warsaw Maratonie cicho sza. Czy to cisza przed burzą?

Zapisy do ostatniej edycji Orlen Warsaw Marathonu rozpoczęły się jeszcze przed świętami – 18 grudnia 2018 roku. Znane wtedy było już niemal wszystko oprócz trasy, a więc rodzaje pakietów, wysokość nagród i limity uczestników. Hasło przewodnie „Narodowe Święto Bieganiaogłoszono jeszcze wcześniej, bo już pod koniec sierpnia.

Oficjalna strona imprezy pokazuje, że czas się zatrzymał zaraz po dekoracji zwycięzców siódmej edycji Orlen Warsaw Marathon. Skąd całe opóźnienie w przygotowaniach? Według naszych informacji wciąż nie wyłoniono agencji eventowej, która zorganizuje wydarzenie. To już niemal coroczna rotacja w tej kwestii.

Jeszcze w listopadzie podając kalendarz mistrzostw Polski w lekkiej atletyce na 2020 rok, napisaliśmy o tym, że po raz kolejny walka o medale wśród mężczyzn odbędzie się w Warszawie. I choć data nie była znana, to nieoficjalnie mówiło się o 19 kwietnia. Taką też datę znajdujemy na stronie światowych władz, czyli World Athletics. Niestety do czasu powstania artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi z biura prasowego.

Orlen Warsaw Maraton posiada certyfikat Silver Label. W przyszłym roku ten status otrzyma też PZU Cracovia Maraton. Wiosną w Warszawie padały najlepsze wyniki w historii maratonu na polskiej ziemi. A to za sprawą Etiopczyka Tadese Toli (2:06:55) i Kenijki Sheili Jerotich (2:26:06). Od pewnego czasu bieg główny notował jednak spadek frekwencji. Zdaniem obserwatorów m.in. przez zbyt późne zapisy. Rekordowa liczba maratończyków pobiegła w 2015 roku - 7357 osób, w 2019 roku było ich już tylko 4698. Dodatkowo oprócz bieg głównego rozgrywany jest też Oshee Bieg na 10 km.

RZ


Yukon Artic Ultra – Polacy znów na starcie 300–milowego wyzwania

$
0
0

30 stycznia po raz 17. wystartuje Yukon Arctic Ultra. Tym razem najdłuższy dystans biegów rozgrywanych na północy Kanady w pobliżu Whitehorse będzie wynosił 300 mil, czyli ok. 483 km. I właśnie na tej trasie zobaczymy dwóch Polaków.

YAU to impreza tyleż biegowa, co i survivalowa. Od uczestników wymaga zarówno dobrego przygotowania biegowego, jak i umiejętności biwakowania w warunkach zimowych.

O tym, jak ogromnym wyzwaniem jest YAU mówią wydarzenia ostatnich lat. W 2018r. z 22 uczestników 300-milowego biegu, do mety dotarł jeden. Temperatura spadała w okolice 47 stopni mrozu, a odmrożenia dziesiątkowały biegaczy. Efektem trudnych warunków była amputacja obydwu nóg i rąk u włoskiego biegacza. W 2015 r. Michał Kiełbasiński chciał dotrzeć do mety 700-kilometrowego dystansu jako pierwszy Polak w historii. Wtedy również skończyło się ewakuacją śmigłowcem do szpitala. Temperatury na Jukonie bywają zabójcze.

Maciej Żyto, który w styczniu zadebiutuje w imprezie, jest świadomy zagrożeń, ale też żądny przygody. – Podejdę do tego na spokojnie. Jeśli uznam, że robi się zbyt niebezpiecznie, że za bardzo dostaję po tyłku, nie będę miał oporów przed wycofaniem się - powiedział Maciej Żyto.

Nie będzie tam sam. Do Whitehorse po raz drugi wybiera się również Konrad Jędraszewski, pięciokrotny uczestnik Biegu 7 Dolin. W 2016r. nie ukończył YAU. Teraz będzie miał okazję wyrównania rachunków z tą imprezą.

Rywalami Polaków będzie 16 zawodników z 8 krajów. Oprócz dystansu 300 mil, odbędą się jeszcze: bieg 100-milowy i maraton. Wszystkie trasy można pokonać również na nartach lub na rowerze. W tej edycji dominują jednak biegacze.

Wkrótce opowiemy Wam więcej o Polakach startujących w YAU. Sprawdzimy również, co słychać u uczestników poprzednich edycji.

IB


Maraton w wiecznym mieście w nowej odsłonie! Nowa nazwa, termin i trasa

$
0
0

W 2020 roku całkowicie zmieni się jeden z najpopularniejszych europejskich maratonów: Maratona di Roma przechodzi do historii. Na szczęście chodzi tylko o nazwę. Imprezę czeka wiele zmian, ale to, co najważniejsze pozostanie. W ramach Run Rome The Marathon nadal mamy szansę na legendarny start sprzed Koloseum i trasę prowadzącą obok najbardziej znanych zabytków Wiecznego Miasta, także przez Watykan.

Zmiany ogłoszono podczas konferencji prasowej w obecności burmistrz Virginii Raggi. Po raz pierwszy w historii o organizacji maratonu w stolicy Włoch rozstrzygnął przetarg. Wygrała go grupa ATI, w składzie Infront, Corriere dello sport, Italia Marathon i Atielle. Co nowy organizator oznacza dla uczestników?

Zmienia się nazwa imprezy. Z włoskiego Maratona di Roma na bardziej uniwersalne Run Rome The Marathon. Od teraz w logo zobaczymy fragment Koloseum. Inna będzie także trasa. Chociaż start i metę, tradycyjnie, zaplanowano na Via de Fiori, tuż obok Koloseum, jej przebieg zaskoczy stałych bywalców. Organizatorzy uspokajają jednak, że nie zabraknie najbardziej znanych rzymskich zabytków. Nie zmieni się także limit czasu – na pokonanie królewskiego dystansu zawodnicy nadal będą mieli 6 godzin i 30 minut.

Kolejna zmiana to termin biegu. Nieznaczna, ale jednak. Do tej pory Maratona di Roma niemal zawsze odbywał się w pierwszą niedzielę kwietnia, teraz stolica Rzymu zaprosi maratończyków tydzień wcześniej. Dla wielu osób to dobra zmiana, bo początek kwietnia to najbardziej oblegana data w maratońskim kalendarzu, przez co rzymski maraton pokrywał się z dużymi imprezami w Paryżu, Wiedniu, Bratysławie, Rotterdamie, Istambule i Mediolanie. 29 marca konkurencja jest znacznie mniejsza.

Maratonowi będzie towarzyszyła sztafeta oraz, tradycyjnie, City Run na dystansie 4,5 km. Tym razem jednak ten bieg odbędzie się dzień wcześniej (28 marca). Ponieważ jego formuła dopuszcza start zawodników w każdym wieku a limit czasu pozwala na trucht, marsz a nawet spacer, organizatorzy zachęcają do połączenia dwóch startów – zabrania na sobotni rodziny i niebiegających przyjaciół.

Zapisy są już otwarte. Do końca grudnia opłata startowa wynosi 55 euro (zniżka 5 euro dla osób powyżej 75 roku życia, zniżki dla grup). Za rejestrację w styczniu zapłacimy 70 euro, w lutym 80 a od 29.02. – 95 euro (o ile nie wyczerpie się pula numerów startowych). W pakiecie koszulka techniczna. Organizatorzy pokazali już projekt medalu - jest on inspirowany kopułą Panteonu.

Strona maratonu: https://www.runromethemarathon.com/

KM



Schody w Tajpej i Warszawie najważniejsze w nowym sezonie. Kto mistrzem świata i Europy?

$
0
0

Bieganie po schodach to już nie tylko konieczność, ale coraz bardziej popularny sport. Oczywiście nigdy nie zdominuje lekkiej atletyki, ale tzw. „towerrunningu” odnalazł swoją niszę i ma mistrzostwa świata. W przyszłym roku wracają do Tajpej. Na Tajwanie nie zabraknie broniącego tytułu Piotra Łobodzińskiego.

Trzecie mistrzostwa świata w biegu po schodach odbędą się 9 maja 2020 roku. Areną zmagań będzie klatka schodowa słynnego wieżowca Tajpej 101. Już sama nazwa wskazuje ile liczy kondygnacji. Wysokość całkowita to ponad 509 metrów. Dla porównania najwyższy budynek w Polsce – Pałac Kultury i Nauki w Warszawie liczy 237 m.

To właśnie do Tajpej w 2018 roku zjechali się specjaliści od pokonywania schodów. Złoty medale wywalczyli faworyci, czyli Piotr Łobodziński i Australijka Suzanne Walsham. Blisko podium była też Polka Dominika Wiśniewska-Ulfik, utytułowana biegaczka górska.

Uczestnicy ścigali się wtedy na dwóch dystansach. Najpierw był „sprint” na 35. piętro, a po chwili odpoczynku bieg dłuższy na 91 poziom (2046 stopni). Przekonamy się, czy ten format będzie zachowany, bo szczegóły na temat przebiegu rywalizacji mają być podane wkrótce.

Jak do tej pory dwa razy tytuł mistrza świata zdobył Piotr Łobodziński. Pierwszy raz było to w 2015 roku podczas imprezy rozgrywanej w Doha. Wśród kobiet najlepsza była wtedy Austriaczka Andrea Mayr, doskonała biegaczka górska i maratonka z rekordem życiowym 2:30:43.

Także do Polski zawita impreza dużej rangi. Po raz drugi w Warszawie, w wieżowcu Rondo 1, odbędą mistrzostwa Europy w biegu po schodach. Jubileuszowa dziesiąta edycja zawodów odbędzie się 17 października 2020 roku. Uczestnicy mają do pokonania 37 pięter (836 stopni). Zawodnicy zapewne też będą walczyli w dwóch seriach, jak było to w 2016 roku. Wtedy nieco niespodzianie Piotr Łobodziński zajął „tylko” drugie miejsce. Mistrzynią Europy została Polka Anna Ficner.

RZ


W Biegu po Moczkę i Makówki pobiegł nawet… automat do kawy [MNÓSTWO ZDJĘĆ]

$
0
0

W Stanowicach obok Rybnika odbyła się ósma edycja kultowego Biegu po Moczkę i Makówki. Impreza, która w 2012 roku zadebiutowała jako kameralny bieg świąteczny z czasem stała się obowiązkowym punktem w przedświątecznym kalendarzu wielu biegaczy z południa Polski.

Listy startowe zapełniają się co roku w ekspresowym tempie a stali bywalcy przebrania obmyślają już na długie miesiące przed imprezą. Bo przede wszystkim o to tutaj chodzi – o jak najbardziej niezwykłe przebranie, świetną zabawę i, oczywiście, obowiązkową porcję moczki i makówek. Te śląskie wigilijne specjały czekają na mecie biegu razem z medalami z piernika.

Uczestnicy biegu co roku udowadniają, że ludzka fantazja nie zna granic. Tym razem po stanowickich ścieżkach ścigali się przestępcy, policjanci, księża i zakonnice, różnej maści potwory, niemowlaki, jaskiniowcy, smog (!), kolekcja znanych obrazów oraz… automat do kawy. Byli zawodnicy z wózkami, inni wybrali bieg z czworonogiem. Niemal wszyscy przyjechali po to, żeby świetnie się bawić i odpocząć od przedświątecznych porządków.

Agata i Paweł do Stanowic przyjechali z synami. - Stworzyliśmy Kosmiczną Drużynę – wyjaśniła Agata.

Trasę biegu pokonali razem, pchając wózki przekształcone w pojazdy kosmiczne. – Starszy syn zażyczył sobie rakietę, ale okazało się, że nie zmieści się w naszym samochodzie, więc został nam lądownik i spodek kosmiczny. A my musieliśmy się dopasować do synów – śmieje się mama. – Tworzyliśmy te przebrania dwa dni i dwie noce, a części gromadziliśmy prawie przez dwa tygodnie. Mnóstwo przedmiotów jest naszych, ale część mamy od znajomych i rodziny. Nie, nie zdziwili się, że zbieramy takie starocie. Oni już znają nasze pomysły…

Miłosz Kamieniak dziecka na bieg nie zabrał, ale… sam przebrał się za niemowlę. - Nie miałem pieniędzy na wyszukany strój, więc się rozebrałem – śmiał się, a trasę pokonał niemal nago, boso, w samej pieluszce i ze smoczkiem w ustach. - Pokonałem 10 km, niestety w większości oszukiwałem i biegłem na dwóch nogach, ale na końcu na metę wpadłem na czworakach, jak na niemowlaka przystało. Mam trochę poobcierane stopy i kolana, ale było warto. Wiadomo, że biegacze z natury nie są normalni. Bieganie traktujemy bardziej jako formę rozrywki i po prostu świetnie się bawimy. Jestem na tym biegu drugi raz, ale miałem sporą przerwę. Byłem na jednej z pierwszych edycji i teraz wróciłem. Muszę powiedzieć, że bieg rozwinął się w bardzo dobrym kierunku. Jest coraz więcej ludzi, byłoby więcej, ale są limity ze względu na trasę. Ogólnie jestem z tej imprezy bardzo zadowolony.

Tradycyjnie już nagradzano nie tylko najszybszych biegaczy, ale też tych, którzy wykazali się największa fantazją i zaangażowaniem przygotowując przebrania. Brano pod uwagę kostiumy indywidualne i całe grupy. Serca jury podbił Krystian Stawarczyk, czyli człowiek-automat do kawy. W konkurencji drużynowej równych sobie nie miała Inżynieria Biegania, której członkowie pokonali trasę biegu przebrani za znane obrazy.

KM


Tak się robi biegi ultra! Andrzej "Meloniq" Piotrowski zachwycony biegiem 24h na Tajwanie

$
0
0

Gdy w styczniu tego roku biegając w Atenach raz po raz mijałem puste trybuny, zrodziło się w mej głowie małe marzenie, by pewnego dnia na zawodach pobiegnąć na pełnym i wiwatującym stadionie...

11 miesięcy później to małe marzenie się spełniło, tu w Taipei, na uniwersytecie Soochow” (pis. oryg.) - napisał na portalu społecznościowym Andrzej “Meloniq” Piotrowski, aktualny mistrz Polski oraz rekordzista kraju w biegu 24-godzinnym (267,964 km na tegorocznych MŚ w Albi).

Biegacz z Krakowa wrócił z Tajwanu zauroczony imprezą na terenie uczelni w stolicy Chińskiego Tajpej.

Polki wicemistrzyniami świata w biegu 24-godzinnym! Andrzej Piotrowski bije REKORD POLSKI!

– To wyglądało całkiem inaczej niż jest zwykle na biegach ultra czy innych kameralnych imprezach. Oprawa i organizacja na najwyższym poziomie: bardzo efektowne i z dużą pompą. Dużo działo się wokół biegu, było mnóstwo kibiców. Zwykle polega to na tym, że stoi brama startowa, dostajemy wydzieloną petlę do biegania, a kibicami są w większości członkowie supportu zawodników, ich rodziny i znajomi – opowiada Andrzej Piotrowski.

Organizatorzy 19th Soochow/Taipei 24h Ultramarathonu podeszli do organizacji swojej imprezy bardzo poważnie, zwłaszcza, że organizowane już od prawie dwóch dekad zawody były w tym roku ważnym elementem obchodów 120-lecia istnienia Uniwersytetu Soochow.

– Bieg odbył się na stadionie na terenie uniwersytetu, czyli na pętli 400-metrowej. Kibicowało nam mnóstwo studentów, którzy chcąc nie chcąc cały czas byli blisko zawodników. Przechodząc nawet przypadkowo interesowali się rywalizacją, zatrzymywali I kibicowali. Ponad 500 studentów brało zresztą udział w organizacji imprezy jako wolontariusze. Naszej rywalizacji towarzyszyły cztery kilkugodzinne biegi sztafetowe, stała scena, cały czas trwały koncerty, występowały różne zespoły, były pochody. Miasteczko uniwersyteckie żyło całą dobę!

– W przeddzień biegu, w piątek po południu, odbyło się uroczyste otwarcie na wzór imprez mistrzowskich oraz prezentacja zawodników, prezentacja uniwersytetu i spacer po uczelni, a na koniec wspólne pasta party z różnymi konkursami w trakcie. Wciąż coś się działo! –  relacjonuje nasz rozmówca.

Ultramaraton na Uniwersytecie Soochow ma odznakę IAU Gold Label, jest więc najwyżej certyfikowany organizacyjnie przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Biegaczy Ultra. W imprezie muszą m. in. startować zawodnicy na wysokim poziomie sportowym. Obsada na Tajwanie też była bardzo mocna.

– Zwycięzca Yoshihiko Ishikawa to triumfator i rekordzista Badwater, który wygrała też Patrycja Bereznowska. Teraz pobił rekord Japonii (279,427 km – red.). Drugi na mecie Ivan Penalba Lopez ustanowił rekord Hiszpanii (274,332 km – red.). Bardzo mocni byli Japończyk Nobuyuki, mistrz Indii Narayana i Chińczyk Wang– wylicza Andrzej Piotrowski.

– Organizatorzy dopuścili do startu 40 zawodników, z czego połowa to byli Chińczycy z Tajwanu, a pozostałą dwudziestkę stanowili biegacze zaproszeni. Takie imienne zaproszenie dostałem ja, a także Gosia Pazda-Pozorska, która jednak nie mogła tym razem polecieć do Azji. Spodziewam się, że za rok zaproszenie dla niej zostanie ponowione – mówi polski ultramaratończyk.

Wszystkimi zaproszonymi biegaczami organizatorzy zajęli się bardzo troskliwie. – Uniwersytet opłacił przelot w obie strony i zakwaterowanie na 5 dni, wypłacił też niewielkie kieszonkowe 300 tajwańskich dolarów na dzień (około 40 PLN) – relacjonuje “Meloniq”.

– Półtora miesiąca przed imprezą zostali nam przydzieleni wolonatariusze, którzy pomagali zdalnie załatwiać formalności i udzielali wszelkich informacji, a po przylocie do Tajpej zaopiekowali się nami osobiście. Na lotnisku czekał kierowca, który zawiózł do miejsca pobytu. Zakwaterowano nas w kampusie uniwersyteckim, ale nie w akademiku dla studentów, tylko hotelu dla wykładowców, a więc w wyższym standardzie. Mówiący po angielsku wolontariusze oprowadzali nas po uczelni, pokazali kawałek miasta... Byli naprawdę bardzo życzliwi i pomocni – mówi z uznaniem Andrzej Piotrowski.

Polskiemu biegaczowi bardzo podobały się też niektóre rozwiązania organizacyjne już podczas samego biegu. – Stawkę biegaczy rozdzielono na dwa tory, po 20 na każdy według zbliżonego poziomu sportowego, dzięki czemu było mniej tłoku i mijania. To znacznie zwiekszyło komfort biegu – opowiada. – Od razu przypomniała mi się sytuacja z MŚ 24H w Albi, gdzie na półtorakilometrowej pętli biegało ponad czterystu zawodników i każdy starał się trzymać jak najbliżej wewnętrznej. To była doba życia w slalomie między ludźmi – wspomina ze śmiechem rekordzista Polski.

– Zawodnicy otrzymali od organizatora wolontariuszy do pomocy. Zmieniali się co kilka godzin, a każdy z nas miał przez całą dobę swój dwuosobowy serwis. Inni wolonatariusze na bieżąco liczyli przebiegnięte przez nas okrążenia (pomiar elektroniczny też, oczywiście, był). Wszyscy oni też bardzo gorąco nam kibicowali, tworząc jeszcze lepszą atmosferę podczas biegu.

Andrzej Piotrowski nie jest zadowolony tylko ze swojego wyniku sportowego. Zajął w zawodach piąte miejsce, przebiegłw ciągu doby dystans 231,932 km, co jest jego najsłabszym rezultatem spośród wszystkich startów w biegu 24H. – Nawet w debiucie w ubiegłorocznych MP w Łysych pobiegłem znacznie lepiej (ponad 243 km – red.). Wszystkie 3 tegoroczne starty na dobę również były znacznie lepsze, zwłaszcza ten rekordowy na MŚ – mówi.

WYNIKI

Przyznaje jednak: – Nawet gdybym wiedział, że słońce mnie tak "złoi", dostanę udaru i pobiegnę tak słabo, stanąłbym na linii startu, żeby móc przeżyć tę atmosferę, zobaczyć oprawę i organizację imprezy. Naprawdę było warto!

Krakowianin deklaruje, że chętnie podzieli się wrażeniami i obserwacjami z Tajwanu z organizatorami polskich biegów ultra, choć uważa, że wcale nie muszą się wstydzić czy mieć kompleksów. – Znam organizatorów imprezy w Supraślu i UltraPark Weekendu, wiem, że bardzo się starają i cały czas pracują nad udoskonaleniem swoich zawodów.

Piotr Falkowski

zdj. Louise Bom, Alex Yu, Lin Mingde


Maciej Żyto przed debiutem w Yukon Arctic Ultra: Jestem amatorem i królem wyborów

$
0
0

Maciej Żyto wystartuje na dystansie 300 mil. Do Kanady jedzie przede wszystkim po przygodę, a biegania nie traktuje śmiertelnie poważnie. Nazywa siebie amatorem i twierdzi, że to dla niego wymarzona rola. Amator ma luz, na który zawodowi sportowcy nie mogą sobie pozwolić. Może z biegania czerpać radość i na Jukonie zamierza to robić pełnymi garściami.

Yukon Arctic Ultra to bieg w ekstremalnych warunkach. Na najdłuższym dystansie śmiałkowie do pokonania mają prawie 500 km.

Od czego zaczęło się Twoje bieganie?

Biegam od 2001 roku. Zanim urodził się mój syn, wymyśliłem, że pokonam maraton. Zrobiłem to w Poznaniu i dwa tygodnie później urodził się Borys. On się rozwijał, stawiał pierwsze kroki, a ja kontynuowałem bieganie. Startowałem w maratonach, potem było ultra, po drodze rower górski i jeden sezon triathlonu. W 2012 r. ukończyłem m. in. Maraton Piasków. Na tym dystansie mam życiówkę poniżej trzech godzin, a jeśli chodzi o ultra, to lepiej sobie radzę na krótszych ultramaratonach.

Co spowodowało, że zdecydowałeś się na start w YAU?

Śledziłem ten bieg w sieci od 5 lat. Mam trochę doświadczenia warunkach zimowych i w ultra. YAU to dla mnie połączenie biegania i zimowej eksploracji, którą bardzo lubię. Z biegów, które znalazłem w sieci, ten wydawał mi się najciekawszy. To taka obietnica przygody, ale w takim rozumieniu, jak wtedy, gdy masz 15 lat i robisz głupie rzeczy. Dodatkową zachętą był fakt, że jeszcze żaden Polak nie ukończył tego biegu.

Odmrożenia, amputacje, wypadki, śmigłowce, szpitale. W tej imprezie dużo się dzieje. Nie masz żadnych obaw?

Nie jestem z tej szkoły, która mówi, że „ co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Mam w sobie dużą dawkę spokoju i rozumu. Nie będę próbował udowodnić wszystkim na świecie, że ja to zrobię. Jeśli zobaczę, że zaczęły się problemy, to jestem gotów się ratować. Problemy są wpisane w tą zabawę. Gdyby tego nie było, to ludzie, by tam nie jeździli. Nie mam już 20 lat i potrafię rozpoznać sytuacje, w których już nie daje sobie rady. Znam też te historie niepowodzeń i uważam, że w większości były efektem kardynalnych błędów. Była też edycja ekstremalna z wyjątkowo niskimi temperaturami. Chcę przeżyć przygodę, ale jak zobaczę, że to przypomina rzeźnię, to będę stamtąd uciekał.

To nie jest tania impreza, na którą można jeździć co roku. Zawodnicy wspominali, że kontynuowali, bo drugi raz nie zebraliby takich pieniędzy.

Nie jestem bogaty, ale też pieniądze nie są najważniejsze. To nie jest temat, który zajmuje moje myśli. Na Lavaredo Ultra Trail wycofałem się na 19 kilometrze, bo bieg przestał mi sprawiać radość. Nie kalkulowałem wtedy, ile na to wydałem. YAU jest oczywiście droższe, ale to tylko pieniądze. Trudno mi uwierzyć, że ludzie, nie jadą gdzieś startować z ich powodu. To tylko wymówka.

YAU będzie Twoim najdłuższym biegiem. Jak się do niego przygotowujesz?

Nigdy tyle nie przebiegłem. I powiem więcej, nie mam dobrej regeneracji. Jednak YAU to nie tylko impreza biegowa i chyba nie można tego porównywać do startu w ultra. Moja strategia zakłada, by być jak dłużej w ruchu. Policzyłem, że prawdopodobnie dojście do mety zajmie mi od 6 do 8 dni. Po przebudzeniu na trasie, muszę być gotowy do kolejnej dawki wysiłku. Założyłem, że w ramach treningu spędzę 12 do 14 godzin tygodniowo w ruchu. Nie mogłem tego po prostu wybiegać, bo nie udałoby mi się zregenerować. Z tego powodu, duży udział w przygotowaniach miał rower, który jest mniej obciążający. Biegania było od 65 do 90km tygodniowo.

O sukcesie w YAU decyduje nie tylko przygotowanie biegowe. Liczy się także umiejętność zimowego biwakowania. Czy masz takie doświadczenie?

Mam za sobą dwie wyprawy. Byłem w Norwegii na płaskowyżu Hardangervidda. Z kolegami robiliśmy 8-dniowy trawers. Ciągnąłem sanie, spałem pod namiotem, gotowałem wodę ze śniegu. Jakiś czas temu byłem w parku narodowym nad kołem podbiegunowym w Szwecji. Też 8 dni. Biwakowanie zimowe nie jest dla mnie nowością. Potrafię odpalić maszynkę, potrafię ją naprawić, rozbić namiot na śniegu. Zdaję sobie jednak sprawę, że na Jukonie może być inaczej. Dlatego mimo tych doświadczeń, tuż przed samą imprezą odbędę szkolenie, tam na miejscu. Organizator przyjął taką zasadę, że jeśli ktoś ma doświadczenia zimowe, ale nie w temperaturach co najmniej 20 stopni na minusie, to powinien wziąć udział w szkoleniu. Po to wylatuję już 20 stycznia. Liczę też na to, że skoro będę tam wcześniej, będę miał czas zareagować, gdy wyskoczą jakieś niespodzianki. Właśnie ten aspekt logistyczny, survivalowy najbardziej mnie w tej imprezie pociąga.

Korzystałeś z doświadczeń swoich poprzedników? Na trasie będzie biegł również Konrad Jędraszewski, który do Kanady jedzie po raz drugi. Macie ze sobą kontakt?

Z Konradem znaliśmy się wcześniej. Byliśmy razem na Maratonie Piasków i oczywiście rozmawiamy o starcie. Dodatkowo przeczytałem relacje z Jukonu innych biegaczy. Korzystam z informacji organizatora i z forum zawodników. Chętnie porozmawiam z innymi uczestnikami, jeśli tylko będę miał taką okazję. Na wiele pytań, próbuję znaleźć odpowiedzi samodzielnie.

Jak to robisz?

Na przykład zadaję sobie pytanie, ile czasu mój termos będzie trzymał ciepło w niskiej temperaturze. Trzymam go w zamrażalce, w której jest jakieś -19oC.

I jaki jest wynik?

Jestem mile zaskoczony. Termos kupiłem za 60 zł. Po 12 godzinach w zamrażalce, napój w środku nadal jest gorący. Jednak jak będzie w ruchu, gdy temperatura spadnie do - 30, to dla mnie niewiadoma. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie plany czy założenia powstają tutaj. To są opinie chłopaka, który był na trasach przy – 15 o C. Nie wiem, jak będzie tam na miejscu. Na przepakach zostawię sobie instrukcję, co i jak robić, żebym już nie musiał o tym myśleć. Mam nadzieję, że uda mi się wprowadzić automatyzm.

W jakich butach idziesz?

Chcę całą trasę zrobić w jednych butach. Myślę, że Hoka, takie półwysokie do speed hikingu. Zapas biorę, ale do użycia tylko w razie jakiegoś kryzysu. Zabieram kilka par skarpet. Głównie z wełny merynosa. Może pod spód wykorzystam takie mega leciutkie bambusowe. Mam nadzieję zestaw but plus dwie pary skarpet okaże się wystarczający. Sahara nauczyła mnie, że o stopy trzeba dbać i na pewno będę to robił.

Jak rodzina zareagowała na start w YAU?

Rodzina wie, że nie będę forsował. Agata nie była przeciwna, wie, że nie będę wchodził w absolutne ryzyko. Jestem amatorem i to jest mój przywilej. Gdy taki np. Kszczot nie zrobi minimum, to nie pojedzie na igrzyska, a może mieć w życiu 2 może 3 olimpiady. Ja jako amator, jeśli nie ukończę YAU w tym roku, mogę to zrobić za rok, dwa czy pięć, a nawet 10 lat. To przywilej amatora. Mogę zajmować się w życiu dziesiątkami rzeczy. Amator jest królem swoich wyborów. My amatorzy nie mamy karier sportowych, my mamy przygody sportowe.

Rozmawiała Ilona Berezowska


Znamy datę 6. Maratonu Szczecińskiego. Coraz bliżej nowej trasy

$
0
0

Na rozpoczęcie wakacji, 28 czerwca 2020 roku, wystartuje kolejna edycja maratonu rozgrywanego w stolicy województwa zachodniopomorskiego. Organizatorzy oświadczyli, że planują zmiany i chcą wrócić z trasą na ulice miasta.

Nie byłaby to nowość w historii Maratonu Szczecińskiego, ale tak naprawdę powrót do korzeni. Przez pierwsze dwie edycje trasa prowadziła w całości po miejskich ulicach obok największych atrakcji jak Filharmonia, Zamek Książąt Pomorskich czy Wałów Chrobrego.

To się zmieniło w 2017 roku po wycofaniu sponsora tytularnego. Organizatorzy nie chcieli, by maraton zniknął z mapy kraju i zaproponowali nową odsłonę. Nieco bardziej oszczędną. Trasa miała prowadzić z Polic do Szczecina z wykorzystaniem m. in. ścieżek rowerowych. Finisz planowano przy Azoty Arenie.

- Koszty związane z czasową organizacją ruchu drogowego, czyli opracowanie dokumentacji, wynajęcie, produkcja i ustawienie znaków drogowych to ok. 30% budżetu - słyszeliśmy wtedy od organizatorów.

Oczywiście na świecie nie brakuje maratonów, które rozgrywane są w podobny sposób, czyli z miasta do miasta, najlepszym przykładem może być tu choćby Maraton Bostoński, gdy uczestnicy ruszają z Hopkinton oraz bieg w Atenach prowadzący z Maratonu. W Polsce była to jednak koncepcja unikalna na tym dystansie. Wszystko jednak wskazuje, że Maraton Szczeciński znów wróci na swoje miejsce.

„Jeśli wszystko uda się tak, jak mamy zaplanowane, to przyszłoroczna trasa będzie wiodła po naszym pięknym Szczecinie, jego centralnymi ulicami. To wymaga dużej pracy, wielu spotkań i ustaleń, ale my do tego przywykliśmy” - oświadczyli organizatorzy maratonu w mediach społecznościowych.

5. Maraton Szczeciński ukończyło ponad 400 osób. Zwyciężył dobrze znany z występów w Tauron Festiwalu Biegowym w Krynicy-Zdroju Rafał Czarnecki, który uzyskał czas 2:32:27. Wśród pań najlepsza była Ukrainka Irena Masnyk z wynikiem 2:55:56. Barierę trzech godzin złamało 13 uczestników.

RZ


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>