Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Mo Farah… triathlonistą? Tak jakby. Rywalami m.in. Polacy

$
0
0

Już 7 grudnia w Bahrajnie w randze mistrzostw Bliskiego Wschodu odbędą się zawody z serii Ironman 70.3. Organizatorzy tego wydarzenia nie szczędzą wysiłków, by o imprezie było głośno. Właśnie ogłosili zaskakujący skład jednej ze sztafet. I chociaż żaden z jej uczestników nie jest triathlonistą, to szanse na podium mają spore.

Biegową cześć wyzwania weźmie na siebie Mo Farah. O jego sukcesach można pisać długo. Czterokrotny mistrz olimpijski w biegach na 5000 i 10 000 m, karierę na bieżni zawiesił w 2017 r. Później próbował swoich sił w maratonie, wygrywając maraton w Chicago i poprawiając rekord Europy. W sprawie zwycięstw i rekordów nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zgodnie z jego zapowiedziami, na bieżnię wróci już w 2020 r. podczas Igrzysk w Tokio.

Tymczasem Mo zamierza spróbować swoich sił w triathlonowej sztafecie. Jego zadanie będzie polegało na przebiegnięciu 1,9 km. Pałeczkę przejmie od pływaczki Chloe McCardel. Australijka ma na swoim koncie takie nieprawdopodobne osiągnięcia jak przepłynięcie bez asysty 124 km. Od 2014 r. był to absolutny rekord świata. W tym roku mieszkaniec RPA, Cameron Bellamy, poprawił ten rezultat o 25 kilometrów. MsCardel przepłynęła również Kanał La Manche.

Farah nie będzie więc musiał niczego nadrabiać po zakończeniu etapu pływackiego. Do rywalizacji rowerowej przystąpi bowiem Mark Cavendish - trzykrotny mistrz świata w kolarstwie torowym (formuła madison). Na szosie specjalizuje się w sprintach, w 2011 r. został mistrzem świata, w 2016 r. wicemistrzem. Do tego należy dodać zwycięstwa etapów w największych wyścigach.

W rywalizacji sztafet w Bahrajnie zobaczymy także Polaków. W sztafecie Team AHP na odcinku pływackim wystartuje Anna Kamińska. Sławomir Pudłocki będzie pływał dla zespołu Ironfriends 3.

Indywidualnie w Bahrajnie wśród PRO wystartują: Jacek Krawczyk - zwycięzca cyklu Pucharu Polski w triathlonie w 2018 r., Miłosz Sowiński - pierwszy Polak w historii, który wystartował w mistrzostwach świata na tym dystansie, zajął 29 miejsce, oraz Joanna Sołtysiak, która w tym roku debiutowała w pełnym Ironmanie, zajmując na zawodach Vitoria-Gasteiz czwarte miejsce.

IB



Brytyjska federacja lekkoatletyczna namawiała sportowców do oszustw?

$
0
0

W czasie, gdy UK Athletics zapowiedziała własne dochodzenie w sprawie zabronionych praktyk medycznych zawieszonego trenera Alberto Salazara, który w owym czasie współpracował z gwiazdą wyspiarskich biegów Mo Farahem i był konsultantem federacji…. sama musi mierzyć się z oskarżeniami o co najmniej nieetyczne działanie w stosunku do sportowców.

Alberto Salazar i współpracujący lekarz z zakazem trenowania biegaczy na 4 lata!

Dziennik Daily Mail dotarł do zawodników, którzy twierdzą, że byli namawiani do stosowania leków i hormonów na niedoczynność tarczycy w sytuacji, gdy nie byli dotknięci tym schorzeniem.

Sportowcy mieli być zachęcani do poddania się badaniom, które miały stwierdzić u nich problemy z tarczycą. Badania miały być wykonywane głównie podczas i bezpośrednio po okresie ciężkich treningów, które naturalnie osłabiały organizm sportowców, by zafałszować wyniki analiz, a w konsekwencji - otrzymać zgodę na stosowanie leków (tzw. wyłączenie terapeutyczne TUE).

Chodzi głównie o tyroksynę, jeden z dwóch hormonów produkowanych przez tarczycę, który pobudza rozpad tłuszczów. Postawa działaczy UK Athletics – za indagowanymi sportowcami Daily Mail podaje m.in. nazwisko byłego dyrektora medycznego federacji Dr Roberta Chakravertiego, który w 2017 r. przyznał się, że niewłaściwie zarządzał dokumentacją medyczną Mo Faraha – miała wskazywać sportowcom na pozytywne efekty kuracji hormonem gdy Ci mieli kłopoty z wagą, a nawet takie „leczenie” przeprowadzać.

Nieetyczne praktyki UK Athletics miały mieć miejsce w latach 2013-2016. Nie wiadomo ilu jakich sportowców miały one dotyczyć, ale wiadomo, że chodzi o grupę wytrzymałościowców. Zdaniem sygnalistów, część sportowców miała przystać na taką współpracę, poddać się badaniom i przyjmować leki, na które w normalnych okolicznościach nie dostaliby zgody.

British Athletics ustami swojego rzecznika odrzuca oskarżenia. Federacja miała przyjąć w 2014 r. regulacje dotyczące TUE i z partnerami medycznymi (m.in. Angielski Instytut Sportu i Brytyjska Agencja Antydopingowa) dbać o przestrzeganie przepisów. „Tyroksyna przepisywana jest wyłącznie sportowcom dotkniętym niedoczynnością tarczycy” - podkreślił rzecznik UK Athletics.

źródło: Daily Mail


Wkręć się w pomaganie! – biegacze przemienią się w Mikołajów. Możesz dołączyć!

$
0
0

Gliwice w biegowym świecie znane są nie tylko z dwóch rekordów i Biegu Rzeźnika (tak, tak, to tam stacjonują Rzeźnicy, gdy nie ma ich w Bieszczadach), ale przede wszystkim z pomagania.

Trudno znaleźć lepiej zorganizowaną pod tym względem biegową społeczność. Dla nich przygotowanie zbiórki, charytatywnego biegu a nawet trwającej tydzień (nieprzerwanie!) sztafety to drobnostka. Jeśli trzeba pomóc, oni znajdą sposób. Przez lata w okresie przedświątecznym wspierali dzieci z gliwickich domów dziecka, tłumnie uczestnicząc w akcji mikołajkowej organizowanej przez Sklep Biegacza. Sklepu na terenie miasta już nie ma, ale akcja przetrwała. Ba, nawet zwiększyła swój zasięg!

W minionych latach biegacze pomagali spełniać dziecięce marzenia, zanosząc mieszkańcom domów dziecka prezenty, które ci wcześniej sobie zażyczyli. Tym razem pójdą a raczej pobiegną o krok dalej: chcą wesprzeć rodziny, osoby samotne a nawet zwierzęta z gliwickiego schroniska. Dla każdego potrzebującego coś się znajdzie. Jak i dla każdego, kto zechce wesprzeć akcję, znajdzie się jakieś zadanie: można wybrać prezent z listy marzeń, oddać środki czystości, żywność lub karmę dla zwierząt albo po prostu dołączyć do internetowej zrzutki, z której zostaną zakupione brakujące przedmioty.

– Chociaż Sklepu Biegacza już nie ma, to dalej jesteśmy my - ludzie dobrej woli – mówi Karolina Fysz. Jest jedną z osób, które nie miały wątpliwości co do tego, że akcja powinna trwać nadal. - Mikołajkowa charytatywna akcja to już w Gliwicach tradycja. A że jest ona piękna i pełna dobroci, to musieliśmy ją podtrzymać. W tym roku serca nasze biją mocniej i są chętne by pomóc już nie tylko dzieciom z domów dziecka. Tyle potrzebujących osób jest wokół nas! Osób i zwierząt, bo im również w tym roku pomagamy.

Jak można pomóc? W Gliwicach działa magazyn prezentów, w którym można składać dary. Mogą to być prezenty ze specjalnej listy (należy się wcześniej zgłosić) lub po prostu coś, co się przyda: żywność, słodycze, środki czystości, karma dla zwierząt. Magazyn znajduje się na ul. Kozielskiej 1a (IV Liceum Ogólnokształcące). Stamtąd też w piątkowy wieczór o godzinie 19:00 wyruszy biegowa ekipa mikołajów.

Każdy może do niej dołączyć, dzieląc się radością. Mile widziane są także dzieci, również na rowerkach i hulajnogach. Dla wszystkich uczestników przewidziano poczęstunek i drobne upominki w ramach podziękowania. Ale największym podziękowaniem będą z pewnością uśmiechy na twarzach obdarowanych – trasa piątkowego biegu została tak opracowana, by odwiedzić wszystkich potrzebujących i zanieść im prezenty (te zostaną oczywiście dowiezione na miejsca, bo hojność gliwickich biegaczy zdecydowanie przewyższa ich możliwości fizyczne).

Szczegółowe informacje o akcji: TUTAJ

Zrzutka dla wszystkich, którzy chcą wesprzeć zakup brakujących prezentów: TUTAJ

KM


Pomoc mierzona... piętrami. Druga edycja Star Challenge

$
0
0

W niedzielę 1 grudnia wystartowała druga edycja Star Challenge – biegu na szczyt Olivia Business Center w Gdańsku. Impreza, poza wymiarem sportowym, miała również wymiar charytatywny – za każde wybiegane przez uczestników piętro organizator wpłacał złotówkę dla podopiecznych Ośrodka dla Niewidomych Dzieci w Sobieszewie.

Tego dnia w Gdańsku był do wyboru aż trzy formuły biegu:

  • Star Challenge – w formie pokonywania wieżowca non-stop przez 2 godziny,
  • Star Ultra – czyli trzykrotne wybiegnięcie z max. 6 minutową przerwą między powtórzeniami,
  • Star Sprint – podstawowa kategoria, czyli po prostu pokonanie 34 pięter Olivia Business Center w jak najkrótszym czasie!

Postawiłem na najpopularniejszą formułę Star Sprint jako inaugurację mojego towerrunnigowego sezonu.

Przez blisko miesiąc przygotowywałem się do niego głównie w katowickim Altusie, który sumarycznie ma jedynie piętro mniej. Jednakże, jedyne co łączyło obie klatki schodowe był fakt, że były one prawoskrętne. Na tym podobieństwa się kończą. Ta Gdańska były zdecydowanie bardziej wymagająca m.in. przez mały dobieg na starcie, komin pośrodku klatki i liczne korytarzyki między piętrami. Przez zdecydowaną część biegu piętro nie „łamało” się w połowie, lecz z ok. dwumetrową przerwą pięło się równo w górę. Podsumowując, różnorodność klatki schodowej mocno utrudniała zmagania biegaczom.

Start odbywał się indywidualnie co 20 sekund. Tuż przede mną ustawił się mój znajomy Błażej, którego celem było uciekać przede mną jak najdłużej. O ile na ulicy nie miałbym z nim jakiejkolwiek szansy wygrać, tak tego dnia to ja byłem faworytem w naszej wewnętrznej rywalizacji, gdyż schody są zdecydowanie moją działką. Błażej wytrzymał gdzieś do 20. piętra, lecz i tak na osobę traktującą ten start jako odskocznię od swojego treningu zajął świetne, 8. miejsce.

Po złapaniu Błażeja zacząłem tę trudniejszą część biegu. W towerruninngu ciężko jest narzucić sobie optymalne tempo. Wydawało mi się, że zacząłem rozsądnie – równo, co dwa schody, z wykorzystaniem barierek z obu stron. Jednak po 20. piętrze zacząłem prawdziwą walkę o przetrwanie. Technika już tak dostojna nie była, mniej dynamiczniej wchodziłem na początek schodów i momentami zamiast biegu pojawił się bardzo dynamiczny marsz. Ciężko wyznaczyć jest jednoznacznie połowę dystansu, lecz gdybyśmy wzięli go po prostu przez podzielenie 34 pięter na dwa, to pierwszą część pokonałem w 1:43, natomiast drugą – w 2:04.

Osiągnięty przeze mnie czas 3:47:65 pozwolił na zajęcie drugiego miejsca. Nie bez przyczyny podałem swój wynik w dokładności co do setnych sekund. Towerruning jest rodzajem biegania, w którym różnice na szczycie często są minimalne. W tym przypadku, różnica między mną, a Mateuszem Marunowskim, który był najlepszy tego dnia, wyniosła... 15 setnych sekundy. Natomiast między mną, a trzecim Mickaelem Pourcelotem różnica również była niewielka i wyniosła sekundę i 25 setnych.

Startem w Gdańsku rozpocząłem swój sezon w Towerrunningu i będzie on pierwszym punktowanym w rankingu TWA. Mój plan na 2020 rok jest jednocześnie jasny i ambitny – awansować do TOP10. Swój kolejny start będę miał za nieco ponad miesiąc podczas 20. Towerrun Berlin. Jeśli jesteś ciekaw mojego towerrunningowej przygody i chcesz m.in. dowiedzieć się więcej o moich przygotowaniach, startach jak i o samej dyscyplinie biegania po schodach, zapraszam Cię na mój fanpage facebook – KMTowerrunner.

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


Yuki Kawauchi u progu zacnego jubileuszu!

$
0
0

Jeszcze tylko jeden maraton dzieli słynnego Yuki Kawauchiego od Klubu 100 Maratonów. Japończyk nie zdradził jeszcze gdzie zamierza świętować jubileusz. Czy wróci na trasę Beppu-Oita, gdzie wszystko się zaczęło?

W miniony weekend w Fukuoce 32-letni Kawauchi ukończył swój 99. maraton w karierze. W Fukuoce zajął 12. miejsce z czasem 2:12:50, co jest jego drugim wynikiem w tym roku. W największym mieście na wyspie Kiusiu zwyciężył Marokańczyk El Mahjoub Dazza - 2:07:10. Biegacz ten jest też triumfatorem maratonu w czeskiej Pradze.

Dla zabieganego „samuraja” był to już dziesiąty start w Fukuoce! Trzykrotnie stawał tam podium zajmując trzecie miejsca (2011, 2013 i 2016). Tam też uzyskiwał jeden ze swoich najlepszych wyników w karierze - 2:09:05. Rekord życiowy Kawauchiego to 2:08:14 z 2013 roku.

Chociaż Japończyk imponuje liczbą startów, ustanowił nawet rekord Guinnessa w liczbie biegów poniżej bariery 2:20:00…

Yuki Kawauchi oficjalnym rekordzistą świata! Pobiegł w... kostiumie

… to naprawdę głośno zrobiło się o nim dopiero po zwycięstwie w Maratonie Bostońskim w 2018 roku. W trudnych warunkach zdeklasował faworyzowanych Afrykańczyków (2:15:58).

To zmieniło jego życie. Wiosną tego roku zrezygnował z pełnoetatowej pracy w szkole i przeszedł na zawodowe bieganie. Cały swój czas mógł już poświęcić treningom. Wciąż jest jednak idolem wielu amatorów.

W tym sezonie Kawauchi startował nieco mniej niż zwykle. Były lata gdy Japończyk biegał po dziesięć maratonów rocznie, tak jak w 2018 roku, a nawet dwanaście – jak w 2017 roku. Tym razem było „nieco spokojniej”, choć jak na wyczynowca wciąż bardzo dużo. Na swoim koncie Azjata ma już osiem maratonów. Dla porównania, tegoroczny mistrz świata Etiopczyk Lelisa Desisa biegł trzy maratony, z czego jednego nie ukończył. Rekordzista świata Eliud Kipchoge od początku swojej maratońskiej kariery startuje maksymalnie dwa razy w roku.

Najważniejszą imprezą dla Kawauchiego były mistrzostwa świata w Dosze, gdzie zajął dopiero 27. miejsce z czasem 2:17:59. Wygrał za to maratony w Kanadyjskim Vancouver (2:15:01) i Shizuoce (2:13:41). Najlepszy czas uzyskał w marcu podczas Lake Biwa Marathon - 2:09:21.

Choć Kawauchi jest najszerzej reprezentantem znanym biegaczem swojego kraju, to może mieć problemy z miejscem w kadrze na igrzyska igrzyska olimpijskie w Tokio, czy raczej dla maratończyków - w Sapporo. Japończycy rozgrywali już wewnętrzne kwalifikacje i trzon kadry został wyłoniony.

Tylko najlepsi. Japońscy maratończycy walczyli o domowe Igrzyska

Yuki Kawauchi debiutował w maratonie w 2009 roku, podczas znanego maratonu Beppu-Oita . Uzyskał wtedy 2:19:26. W ciągu swojej kariery aż 93 razy pobiegł poniżej granicy 2:20:00 i aż 21. razy złamał barierę 2:11:00. Jest rekordzistą kraju w biegu na 50 km z czasem 2:44:07.

Wyniki poniżej 2:11:00 Yuki Kawauchiego:

2011:

  • Tokio (JPN) - 2:08:37
  • Fukuoka (JPN) - 2:09:57

2012:

  • Fukuoka (JPN) - 2:10:29
  • Hofu (JPN) - 2:10:46

2013:

  • Oita (JPN) - 2:08:15
  • Seoul (KOR) - 2:08:14 ( rekord życiowy)
  • Gold Coast (AUS) - 2:10:01
  • Fukuoka (JPN) - 2:09:05
  • Hofu, Japan - 2:09:15

2014:

  • Kumamoto (JPN) - 2:10:14
  • Otsu (JPN) - 2:10:38
  • Hamburg (GER) - 2:09:36
  • Hofu (JPN) - 2:09:46

2016:

  • Gold Coast (AUS) - 2:09:01
  • Fukuoka (JPN) - 2:09:11

2017

  • Ehime (JPN) - 2:09:54
  • Praga (CZE) - 2:10:13

2017

  • Gold Coast (AUS) - 2:09:18
  • Fukuoka (JPN) - 2:10:53
  • Hofu (JPN) - 2:10:03

2019

  • Otsu Japan - 2:09:21

RZ


Portugalczycy zapraszają Mastersów. Powalcz o medale ME

$
0
0

Wczesną wiosną przyszłego roku Portugalia dwukrotnie będzie gościła sportowców w weku 35+ rywalizujących o tytuły mistrzów Starego Kontynentu Masters.

W dnach 15 - 22 marca na północy tego kraju, a konkretnie w Bradze, odbędzie się 13. edycja Halowych Mistrzostw Europy Masters. Program imprezy to pełny przekrój konkurencji lekkoatletycznych.

Podczas ubiegłorocznych tegorocznych HME w Madrycie Polacy zdobyli 43 medale - 16 złotych, 16 srebrnych i 11 brązowych. Joanna Balcerzak (W40) i Wojciech Seidel (M65) wygrywali w biegu na 60 m, a Henryk Szymura - w biegu przez płotki. W klasyfikacji drużynowej Polska zajęła siódme miejsce. Ustanowiono 15 halowych rekordów Polski

Aż 43 medale polskich mastersów na HME w Madrycie!


Od 2 do 4 na Maderze - słynnym archipelagu położonym na Oceanie Atlantyckim, odbędą się 17. Mistrzostwa Europy Non-Stadia Masters. Czempionat zagości na bardzo popularnej wśród turystów z całego świata wyspie Madera, a jeszcze konkretniej w stolicy archipelagu, czyli Funchal. Jako ciekawostkę warto nadmienić, że to właśnie z tego miasta pochodzi jeden z najbardziej znanych sportowców na świecie, piłkarz Cristiano Ronaldo.

W ubiegłorocznych ME Non-Stadia Masters w hiszpańskim Alicante wystąpiło w sumie pięcioro Polaków, którzy rywalizowali ze zmiennym szczęściem.

ME Masters Non Stadia: Trzy medale Polaków!

źródło: PZLAM


11. TAURON Festiwal Biegowy pod choinkę. Sprezentuj bliskim pakiet startowy!

$
0
0

Mąż śni o ultramaratonie? Żona marzy o „życiówce” na 10 km? Przyjaciel o przekraczaniu granic wytrzymałości fizycznej i mentalnej? Podaruj im pakiet pakiet startowy 11. TAURON Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdroju (11-13 września 2020).

Czy to stukilometrowy Bieg 7 Dolin na przepięknej trasie wokół Beskidu Sądeckiego, czy trzydniowa festiwalowa etapówka Iron Run z biegami po ulicy i górach, czy też Życiowa Dziesiątka - najszybszy bieg na 10 km w Polsce, start w Krynicy-Zdroju to zawsze niezapomniane doznania i wspomnienia!

Jeśli chcesz sprawić przyjemność swoim bliskim i zapewnić im pakiet startowy 11. TAURON Festiwalu Biegowego, zamów dla nich jeden z 4 voucherów:

Voucher IRON RUN

Koszt 140 zł: voucher uprawnia do zapisu na bieg etapowy IRON RUN


Voucher B7D 100 km

Koszt 130 zł: voucher uprawnia do zapisu na ultramaraton Bieg 7 Dolin 100 km


Voucher B7D 64 km

Koszt 100 zł: voucher uprawnia do zapisu na ultramaraton Bieg 7 Dolin 64 km


Voucher OPEN

Koszt 130 zł: voucher uprawnia do zapisu na dowolne biegi 11. TAURON Festiwalu Biegowego 
z wyłączeniem IRON RUN oraz Biegu 7 Dolin 100 i 64 km 


Vouchery obejmują opłatę startową, opłatę rejestracyjną oraz transport na start w konkurencjach, które rozpoczynają się poza Krynicą-Zdrój. 

Vouchery prezentowe 11. TAURON Festiwalu Biegowego można zamawiać do 21 grudnia 2019. Aby zamówić voucher wystarczy wypełnić odpowiedni formularz zamówienia i dokonać płatności w systemie DOT PAY, podając dane osoby zamawiającej voucher – imię i nazwisko oraz adres e-mail (NIE dane obdarowanego!). W odpowiedzi otrzymasz od nas voucher z unikalnym kodem do bezpłatnej rejestracji przez obdarowanego.

Termin ważności vouchera to 31 marca 2020 r. Osoba obdarowana voucherem musi dokonać rejestracji na 11. TAURON Festiwal Biegowy do 31 marca za pośrednictwem naszej strony internetowej, podając kod z vouchera w polu „kod promocyjny”.

11. TAURON Festiwal Biegowy wystartuje 11 września 2020 r. W programie imprezy jest blisko konkurencji, a na liście startowej – już ponad 2 500 osób! Program sportowy imprezy: TUTAJ.

Fundacja „Festiwal Biegów”

Bieg Nadodrzański w Raciborzu przeniesiony z powodu smogu. Pierwsza taka decyzja?

$
0
0

Na stronie cyklu 4Biegi Racibórz pojawiła się informacja o zmianie daty Biegu Nadodrzańskiego, który miał w pierwszą niedzielę stycznia zainaugurować kolejny sezon czteroetapowego cyklu biegów w Raciborzu. Piąta edycja zimowej dychy nie odbędzie się jednak 6 stycznia. Powodem decyzji jest… smog, a dokładniej wysokie ryzyko smogu wynikające z prognoz pogody na ten czas.

Drugi powód to problemy z zabezpieczeniem oblodzonej trasy prowadzącej wałami. Nie podano jeszcze nowej daty imprezy. To prawdopodobnie pierwszy bieg, którego organizatorzy w trosce o zdrowie swoich zawodników podjęli taką decyzję.

„Ośrodek Sportu i Rekreacji w Raciborzu informuje, że zaplanowany na pierwszą niedzielę stycznia 2020 roku - Bieg Nadodrzański został przełożony na inny termin. Organizatorzy w trosce o uczestników podjęli taką decyzję ze względu na zapowiadane w tym terminie niekorzystne warunki atmosferyczne związane z dużym zanieczyszczeniem powietrza (smogiem), a także spore problemy z należytym przygotowaniem w tym czasie samej trasy biegu na wałach nadodrzańskich.”

– można przeczytać w komunikacie.

Pierwszy komentarz pyta drwiąco: „Prorocy jacyś?”. Jednak nie trzeba prorockich zdolności, by przewidzieć zanieczyszczenie powietrza w tym okresie. Smog stanowi coraz większy problem dla biegaczy. O ile na czas treningów mogą się przenieść w bardziej zielone i mniej zanieczyszczone miejsca, o tyle zawody rozgrywane w miastach stają się czasami walką o przetrwanie. Pojawia się pytanie czy to jeszcze zdrowa forma aktywności…

W minioną niedzielę podczas Biegu Barbórkowego w Rybniku część zawodników pokonała dziesięciokilometrową trasę w maskach antysmogowych wręczonych im podczas specjalnej akcji. – Oddychało się trudniej niż bez, ale wiadomo, że to potrzebne, jeśli mamy powietrze tak zanieczyszczone jak dzisiaj – mówił nam po biegu jeden z zawodników, który pokonał w masce całą trasę. – Myślę, że ta akcja miała na celu uświadomienie ludziom zagrożenia i bardzo dobrze, że się odbywa.

W pobliskim Raciborzu zamiast masek wybrano zmianę daty biegu.

– Wielokrotnie atakowano nas ze względu na oblodzoną trasę i trudne warunki, w tym roku musieliśmy zmienić trasę i poprowadzić ją po trzech pętlach w parku. Nie każdemu to się podobało… Smog to też coroczny problem. Dlatego postanowiliśmy przenieść bieg na inny termin – mówi Tomasz Bieliński z biura organizacyjnego imprezy.

Z pewnością decyzja ta nie spotka się z pełnym zrozumieniem wśród zawodników, którzy przywykli do tego, by rozpoczynać nowy rok od startu w mroźnym i dość wymagającym Biegu Nadodrzańskim. Nowy termin biegu nie został jeszcze podany, organizatorzy zapewniają jednak, że pozostałe imprezy cyklu odbędą się zgodnie z planem. 1 marca wystartuje przełajowy Bieg Twardziela, 3 maja Bieg bez Granic a 30 sierpnia upalny Rafako Półmaraton Racibórz.

Kiedy spodziewać się Biegu Nadodrzańskiego?

– Może w czerwcu? Raczej przed wakacjami, na pewno nie po półmaratonie, który tradycyjnie zamyka cykl. Chcemy też nieco zmienić formułę. Mamy już w cyklu dwa płaskie biegi po asfalcie, więc szukamy innego pomysłu na ten bieg. Może coś z przeszkodami? Jesteśmy na etapie dogadywania szczegółów i ustalania terminu. Nie otworzyliśmy jeszcze zapisów, więc nie będzie z tego powodu żadnego zamieszania. Wkrótce podamy więcej informacji – powiedział nam organizator.

KM



MP w biegach górskich: znamy miejsca i terminy! Jest debiutant

$
0
0

Wielka Prehyba po raz piąty, jak zwykle Ustrzyki Dolne, Bieg Na Ślężę i Biegi Śnieżnickie oraz... jeden debiutant. Chudy Wawrzyniec po raz pierwszy będzie gościł uczestników Mistrzostw Polski PZLA w biegu górskim.

Mistrzowski kalendarz PZLA na 2020 r. Brakuje biegów górskich, ale my wiemy, gdzie i kiedy

8 sierpnia 2020 roku na trasie Chudego Wawrzyńca 80+ km z Rajczy do Ujsół w Beskidzie Żywieckim odbędą się MP w Biegu Górskim na Dystansie Ultra. – Tak zdecydowali biegacze, potencjalni uczestnicy rywalizacji o medale MP – poinformował nas Andrzej Puchacz, odpowiadający w PZLA za biegi górskie i ultra.

– O organizację MP w górskim ultra starały się Chudy Wawrzyniec i Gorce Ultra-Trail GUT-84, organizowane na początku sierpnia oraz Niepokorny Mnich 96 km, który odbywa się w końcu kwietnia w Szczawnicy. Zapytałem naszych czołowych biegaczy o to, gdzie chcieliby rywalizować o tytuły i medale. Najwięcej wskazało na Chudego Wawrzyńca, który dodatkowo zadeklarował najwyższą pulę nagród: 10 tysięcy złotych i nagrody rzeczowe – wyjaśnił Andrzej Puchacz.

Zaskakująca decyzja zapadła w sprawie lokalizacji MP na dystansie długim, czyli na dystansie 30-50 km. Faworytem był bieg 2xŚnieżka w końcu czerwca w Karpaczu. Tak mówił nam przed miesiącem koordynator PZLA, sam zresztą optujący za tymi zawodami.

– Niektórzy zawodnicy wskazali jednak na bliskość terminu Karpacza do MP w UltraSkyrunningu (Rzeźnik Sky 11.06.2020), który jest kwalifikacją do MŚ. Zgodnie twierdzili też, że przynajmniej jeden bieg rangi MP powinien odbyć się w Szczawnicy. W tej sytuacji MP w maratonie górskim zorganizujemy na Wielkiej Prehybie – tłumaczy Andrzej Puchacz.

Szczawnica gości MP nieprzerwanie od 2015 r. Długi dystans na Wielkiej Prehybie odbędzie się już po raz piąty (wcześniej w 2015-16 i 2018-19), natomiast w 2017 r. na (skróconym wtedy z powodu warunków atmosferycznych z 96 do 65 km) Niepokornym Mnichu rozegrano MP w biegu ultra.

W przypadku mistrzostw kraju w trzech pozostałych formułach niespodzianek nie ma, odbędą się „tam gdzie zwykle” - w Ustrzykach Dolnych, Sobótce i Międzygórzu.

MP PZLA W BIEGACH GÓRSKICH W 2020 R.:

  • bieg anglosaski - 11 kwietnia 2020 r., Ustrzyki Dolne, VI Górski Bieg Ekologiczny po stokach Kamiennej Laworty, dystans 10 km, przewyższenie 868 m+;
  • dystans długi– 25 kwietnia 2020 r., Szczawnica, VIII Wielka Prehyba, dystans 43 km, przewyższenie 1925 m+;
  • dystans krótki– 30 maja 2020 r., Sobótka, XXVII Bieg Górski Na Ślężę, dystans 5km, przewyższenie 612 m+;
  • bieg alpejski– przełom 25 lipca lub 1 sierpnia 2020 r. (dokładna data nie jest jeszcze ustalona), Międzygórze k. Bystrzycy Kłodzkiej, 28 Biegi Śnieżnickie, dystans 9,7 km, przewyższenie 935 m+;
  • dystans ultra– 8 sierpnia 2020 r., Rajcza-Ujsoły, IX Chudy Wawrzyniec, dystans 82,5 km, przewyższenie 3400 m+.

Jak nas zapewnił Andrzej Puchacz, w najbliższych dniach przedstawiciel zarządu PZLA prześle organizatorom ww. biegów wnioski organizacyjne do zatwierdzenia, po podpisaniu których zarząd związku oficjalnie zatwierdzi podane lokalizacje. – Powinna to być formalność – twierdzi Andrzej Puchacz – jeśli, oczywiście, któryś z organizatorów nagle nie zrezygnuje.

W MP w biegach górskich tylko z licencją PZLA. Tłumaczymy jak ją wyrobić. To łatwe!

Wszystkie wymienione biegi mają, oczywiście, charakter otwarty, przypominamy jednak, że warunkiem rywalizacji w mistrzostwach Polski jest posiadanie licencji zawodniczej klubu zarejestrowanego w Polskim Związku Lekkiej Atletyki.

Piotr Falkowski



 

8 lat na Ślężę dla 8 lat bez picia i ćpania. Hubert "Trzeźwy Ogr" i ponad 300 biegowych przyjaciół

$
0
0

Trzeźwy Ogr Czyli Ślęża X... Tego biegu nie znajdziecie w kalendarzach imprez. Ale to wydarzenie inne niż wszystkie. Ludzie przyjeżdżają, by pobiegać różnymi drogami na Ślężę. Nie ma jednak ścigania się i pomiaru czasu, bo chodzi o to, by w ten sposób świętować kolejny rok czystego życia kolegi.

8 lat temu Hubert Kwaśniewski z Sobótki rzucił w diabły wódę i narkotyki, które do tej pory władały jego życiem.

– Pomysł celebrowania kolejnej rocznicy życia w trzeźwości powstał chyba po 4 latach. Jako że dużo wtedy biegałem po górach, było dla mnie naturalne, że każdy rok to będzie jedno zdobycie Ślęży, u podnóża której mieszkam całe życie – zwierzył nam się Hubert. I wspomina: – Na Ślęża x5 było nas 5 osób, a po bieganiu jedliśmy zimną kiełbasę, bo nie chciało się palić ognisko.

– Kolejna rocznica zgromadziła już około 50 osób. Zrobiliśmy bufet, a każdy dostał medal, bez względu na to czy wbiegł na górę raz, czy 5 razy. Rocznica siódma, rok temu, stała się już małych rozmiarów imprezą biegową. Przyjechało Polskie Radio, był nawet live w Czwórce... generalnie, "poszło w świat".

W tym roku na przełęczy Tąpadła zjawiło się, uwaga!... 320 osób! Przyjechali - zupełnie towarzysko - znane postacie z biegowego świata. Każdy mógł spokojnie porozmawiać z Anią Kącką czy Marcinem Świercem, którzy biegali „na luzie” wspólnie z innymi. Było pięknie! – zachwyca się Hubert.

Żeby nie pozostać gołosłownym, zacytuję to, co (bardzo szczerze, osobiście) powiedział nam jeden z uczestników Trzeźwego Ogra, Artur Bielec z warszawskiego Rembertowa. Znał Huberta tylko z widzenia, a o jego pomyśle usłyszał od kolegi, z którym wspólnie pokonywał trasę biegów w Radkowie.

– Dlaczego pojechałem na ten bieg? Powody były bardzo przyziemne: niska opłata startowa, szybki dojazd z Warszawy i obiecany przez orgów pełen żarcia bufet, bo ja lubię jeść! – zaśmiał się Artur.

Ale od razu dodał: – Był też powód bardzo poważny: trzeźwość w nazwie wydarzenia. Coś, co na trasie dało dużo mi przemyśleń, które uda się, być może, przekuć w pierwsze kroki w dobrym kierunku. W głowie musi się zmienić podejście do tematu uzależnienia, żeby można było stanąć z nim twarzą w twarz i podjąć walkę.

I Artur wyznał: – Uważam, że zamiatam to pod dywan już od lat, ale, niestety, mam skłonność do uzależnień, a przez nadużywanie alkoholu miałem ostatnimi czasy kilka bardzo nieprzyjemnych sytuacji, niejednokrotnie zrobiłem z siebie durnia i totalnego menela przynosząc wstyd najbliższym. To przede wszystkim był powód, dla którego zjawiłem się na przełęczy Tąpadła! – zdradził Artur.

– Myślę, że takie biegi mogą być, jeżeli nie wręcz ratunkiem, to co najmniej iskrą zapłonową dla wielu osób, by pomyśleć o rzuceniu rękawicy nałogowi i zawalczyć o lepsze życie – kontynuuje i przyznaje, że podziwia organizatora spotkania pod Ślężą. – To dla mnie wielki wyczyn, co robi Hubert. Ogromny „szacun” za osiem lat w trzeźwości tym bardziej, że wiem, iż nie przychodzi mu to łatwo.

Artur jest też pod wrażeniem poziomu organizacyjnego Trzeźwego Orga. – To świetnie przygotowana impreza dająca możliwość swobodnego wyboru kolejności, liczby i tempa kilku wariantów wbiegania na szczyt Ślęży. Nie ma pomiaru czasu, a wszyscy są zwycięzcami. Ja praktycznie całość swoich 42 kilometrów przebiegłem samotnie, co nie znaczy, że byłem tam sam. Wiedziałem, że było nas tam wielu i czułem tę energię. A po każdym z moich pięciu zbiegów do bazy - te uśmiechnięte twarze, ciekawe rozmowy, w których nałogi nie są tematem tabu i obsługa zachowująca się tak, że każdy mógł się poczuć wśród przyjaciół, tak jakby to on był najważniejszy.

– Pyszne jedzenie, tak na ciepło jak i zimne przekąski, owoce i wiele rodzajów ciast. Woda, soki, kawa, herbata... Wszystkiego pod dostatkiem! Szlaki przepiękne, o różnym stopniu trudności, łagodniejsze i bardziej stromo poprowadzone, typowo górskie z kamulami i bardziej biegowe ścieżki, po szlaku i krzaczorami - każdy znajdzie coś dla siebie, każdy zapewne będzie miał swoją ulubioną trasę.

– No, co tu więcej mówić? Chyba tylko to, że wybiorę się na ten bieg za rok! Wtedy będzie dziewięć wariantów trasy na górę. Mocno trzymam kciuki, by ta liczba ciągle rosła, żeby z każdą edycją przybywało wygrywających walkę nie tylko z dystansem, ale przede wszystkim z nałogiem! – mówi emocjonalnie biegacz z Rembertowa.

Mnóstwo pozytywnych komentarzy i relacji pojawiło się po wydarzeniu także na profilach społecznościowych uczestników Trzeźwego Ogra.

„Huberta poznaliśmy parę lat temu w Zawoi na biegu 1 raz Babia Góra. On sam zagadał nas o plakietkę z chłopcem, dla ktorego wtedy biegaliśmy. Hubert zainteresował się, pogadaliśmy o życiu, o przejściach, okazał się bardzo wrażliwym facetem. Spotykamy się na różnych biegach, zawsze ma dobre słowo, uścisk, szacunek. Pewnego roku na 3xŚnieżka miałem okazję skorzystać z Huberta-Ogra "pit-stopu". Był szybszy niż goście z Formuły 1, zanim się napiłem miałem już uzupełnione dwa bidony, wysprzątany plecak, kop w tyłek i zap....j! Motywacja na 1000 %.

Trzeźwy Ogr na Ślężę to bieg nadzwyczajny (…) aby dodać Hubertowi siły, dla nas ważny. A Ogr musi wiedzieć, że my myślimy o nim, że to podziwiamy i szanujemy. Nigdy jeszcze na biegu nie jedliśmy klusek śląskich z dziurką z bigosem, zupy wegańskiej i zupki curry z ryżem. Punkt odżywczy składający się z pierników, tortu, owoców, soku, kawy herbaty, kiełbasy z ogniska... nie do wiary!

Wiemy, że za tym wszystkim stoją Ida i rodzina, które wspierają Huberta. Ida, szacun za te 1000 klusek ręcznie robionych przez Ciebie, każda z dziurką!

Jakby Hubert chciał wrócić do złego, nie pozwolimy - Ślężę z 20 razy oblecimy! Hubert, życzymy Ci już tylko czystych lat w trzeźwości!" (fb Gosia Marek Matuszewscy)

A takich życzeń można na facebookowym wydarzeniu Trzeźwy Ogr Czyli Slęża X... znaleźć dziesiątki... Zajrzyjcie, poczytajcie. I czerpcie energię, bo jest jej tam naprawdę dużo!

Sam Hubert Kwaśniewski podziękował zaś biegowym przyjaciołom deklaracją: "Daliście mi takie pokłady energii, że mogę Giewont na wrocławski Rynek zanieść!"

Hubi, od nas też... ogromne gratulacje za te 8 lat, ale przede wszystkim siły, wytrwałości i mądrości, której tak wiele masz teraz w sobie!

Piotr Falkowski

zdj. uczestnicy wydarzenia


Polka, świeżo upieczona mama… rekordzistką 250 km ultra! „Jeszcze to przetwarzam!”

$
0
0

Katarzyna Orzechowska. Zapamiętajcie to nazwisko, bo jeszcze nie raz nas zaskoczy!

Na starcie Ultra Desert, w którym trzeba było pokonać 250 km po namibijskiej pustyni, nasza rozmówczyni stanęła jako debiutantka. Nigdy wcześniej nie biegła ultramaratonu. Co więcej, wystartowała jako świeżo upieczona mama! Na trasie odciągała pokarm. Mimo to, nie tylko wygrała rywalizację kobiet, ale zrobiła to ustanawiając nowy rekord trasy!

W klasyfikacji open, pochodząca z Kanady Polka zajęła 3. miejsce. To wyczyn porównywalny z tym, czego dokonała Jasmin Paris ustanawiając rekord 429-kilometrowego Montane Spine Race. Ona również robiła przerwy na macierzyństwo. Po tamtym biegu trafiła na jedynki brytyjskich gazet i porannych programów BBC.

O sukcesie Polki jest niestety ciszej. Jesteśmy jednak przekonani, że Katarzyna dopiero się rozkręca. Zapytaliśmy ją skąd pomysł, by debiutować w tak trudnym biegu, jak godzi obowiązki mamy, pracę, bieganie i czym planuje nas zaskoczyć.

Jak i kiedy zaczęła się Pani przygoda z bieganiem?

Katarzyna Orzechowska: - Mój tato zawsze biegał, więc kiedy zaczęłam wykazywać zainteresowanie tym sportem, a miałam wtedy około ośmiu lat, tato zaczął mnie zabierać na bieganie po naszej okolicy w Vancouver, w Kanadzie. Niedługo potem zaczęłam startować na dystansie 10 kilometrów. W liceum brałam udział w zawodach lekkoatletycznych. Jako dorosła, wróciłam do biegania, głównie z przyjemności. Startowałam w maratonach, a bieg w Namibii był moim pierwszym ultramaratonem.

Jest Pani mamą i ma wymagającą pracę. Jak Pani godzi to wszystko z bieganiem?

Jak każdy rodzic wie, wychowywanie dziecka jest bardzo wymagające. Jednak po urodzeniu syna, znalazłam taką siłę i koncentrację, jakich wcześniej nie doświadczyłam. Kiedy tylko mam okazję pójść biegać, zbieram się bez ociągania, bez względu na pogodę czy porę dnia. Właściwie najczęściej biegam późnym wieczorem albo w nocy, kiedy mały już śpi.

Żebym była najlepszą mamą jaką potrafię, potrzebuję też czasu dla siebie. W tej chwili jestem na urlopie macierzyńskim, ale wiosną mam zamiar wrócić do pracy. Podejrzewam, że wtedy znów zajmie to trochę czasu, zanim znajdę równowagę między pracą, rodziną i bieganiem. Ale wierzę, że jest to możliwe. Oczywiście wspierający partner bardzo pomaga w tym wyzwaniu.

Ultra Desert w Namibii to Pani debiut na dystansie ultramaratonu. Wydaje się, że pustynia, to nie jest najłatwiejszy teren na taki pierwszy raz? Co Panią przekonało do tej imprezy?

Po raz pierwszy dowiedziałam się o ultramaratornie z książki napisanej przez Raya Zahaba, o jego biegu przez Saharę. Odkąd przeczytałam tę książkę ponad 10 lat temu, zawsze marzyłam o bieganiu na pustyni. Po tym, jak mój tata nagle zmarł dwa lata temu, poczułam potrzebę spełnienia tego marzenia, bo nigdy nie wiadomo, co nas spotka następnego dnia. Dodatkowo, okropnie marudzę, kiedy mi jest zimno, więc wydawało mi się, że największe szanse na ukończenie ultramaratonu mam właśnie na pustyni.

Jak się ułożył bieg? Czy któryś etap sprawił Pani problemy?

W ciągu ośmiu tygodni poprzedzających bieg, miałam kontuzję, grypę i synka, który ząbkował. Poważnie wątpiłam w moje szanse ukończenia ultramaratonu. Byłam bardzo miło zaskoczona, że tak dobrze się czułam po pierwszym dniu zawodów. Wydaje mi się, że bardzo pomógł entuzjazm innych uczestników i uczestniczek. Z każdym dniem czułam się coraz silniejsza i byłam w stanie dawać z siebie jeszcze więcej.

Zaskoczyło mnie, jak bardzo tęskniłam za swoim synkiem, z którym ta rozłąka była do tej pory najdłuższa. Wciąż, dwa razy dziennie musiałam odciągać mleko, bo synek jest karmiony piersią. Zaskoczyły mnie również emocje, jakie towarzyszą ultaramaratonowi. Kiedy nagle, w ostatnim dniu, na 20. kilometrze zaczęła mnie boleć noga, prawie całkiem rozpadłam się emocjonalnie. Gdyby nie wsparcie innych biegaczy i biegaczek, personelu z Beyond the Ultimate (BTU) i załogi medycznej, prawdopodobnie inaczej, by się to skończyło. Dowiedziałam się, że w ultramaratonach z najgłębszych dołów i kryzysów można przejść do zdobycia najwyższych szczytów – i tak się czułam, kiedy zwyciężyłam ten ostatni, liczący 92 kilometry etap.

Po pierwszym etapie organizatorzy zaczęli zwracać uwagę, że jest Pani w formie. Po drugim etapie, mówili już o możliwym rekordzie. A Pani? Kiedy pomyślała Pani, że rekord jest w Pani zasięgu?

Na początku, kiedy organizatorzy mówili mi o rekordzie, nie chciałam tego słuchać, bo chciałam się skupić bieganiu i radości, jaką mi daje. Ciekawość jednak zwyciężyła i trzeci etap rozpoczęłam wiedząc, ile minut brakuje mi do rekordu. Kiedy po trzecim dniu zaczęłam się do niego zbliżać, zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi na nim zależy i że chcę dać z siebie wszystko, żeby go pobić.

W ostatnim dniu wiedziałam, że muszę skończyć bieg poniżej 12 godzin i 15 minut. Gdy udało mi się przebiec ostatni etap w około 11 i pół godziny, byłam mocno zaskoczona. Miałam zaszczyt biegać obok tak niesamowitych biegaczy jak Vim Steenkamp, Julen Urdaibai i Kris King, a ich siła, życzliwość i wsparcie pomogło mi w moim biegu, który przerósł wszystkie moje oczekiwania.

Jakie są teraz Pani wrażenia z tego startu i z samego pobytu w Namibii?

Ten bieg zmienił mnie na zawsze. Nie tylko to, że udało mi się go ukończyć i pobić rekord, ale doświadczenie tego niesamowitego sportu i ultrabiegania. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie ma innego sportu, w którym wsparcie i poczucie koleżeństwa sięgają tego poziomu. Beyond the Ultimate organizuje niesamowity event i cały personel, także lokalny, gwarantuje doświadczenia, których nie da się zapomnieć. Ja mam to szczęście, że mogę zostać w Namibii jeszcze przez dwa tygodnie, razem z moim mężem i synem spędzimy wakacje w tym pięknym kraju i mamy nadzieję zobaczyć trochę więcej. Chciałabym mieć jak najczęściej taką możliwość, by łączyć bieganie z pasją podróżowania.

Co Pani planuje po takim sukcesie w ultramaratońskim debiucie? W jakim biegu zamierza Pani teraz wystartować?

Aktualnie jestem cały czas w trakcie przetwarzania tego, co się wydarzyło! Szczególnie, że rezultat był dla mnie taką niespodzianką. Teraz chwila odpoczynku, ale już nie mogę się doczekać powrotu do moich regularnych biegów. Choć jestem pewna, że w przyszłości czekają mnie kolejne ultramaratony, jeszcze nie wiem, gdzie i kiedy. Interesują mnie jednoetapowe ultramaratony. Ciągnie mnie też do biegania w górach, ale jeszcze zobaczymy. Na pewno jestem podekscytowana tym, co będzie dalej!

Rozmawiała Ilona Berezowska


Wszystkie twarze Leśnika. "Zabiję nawet tępym medalem"

$
0
0

Anka puszczaj się – ale z głową – krzyknął Devan, wspierany przez Marka i w tym momencie moje łokcie i kolana pierwszy raz w zbiegach górskich poczuły ziemię. W lekko zdartych leginsach, otartych kolanach i bez głowy, bo jednak tylko tak się potrafię puszczać, poleciałam dalej. Jak się potem okazało, po to, by zostać przeoraną kiepkami wymyślonymi przez legendarnego Ojca Dyrektora. Te chyba z okazji black weekendu były wielce długie, strome i mordujące.

Przyjaciel Czerwonego Kapturka

Ania – jedziesz ze mną na Leśnika – oznajmił Radek, a ja oczami wyobraźni już widziałam hasanie i kolejny weekend w górach. Długo się nie zastanawiałam. Nie zastanawiałam się też nad dystansem – tylko najdłuższy. Pomyślałam za to niepokornie – to tylko 45 km – połowa setki, mniej niż połowa, ba ta lepsza, bo krótsza połowa. Radek coś tam wspominał, że będzie można skręcić na 13 km albo półmaraton w trakcie i tak trasa da nam w kość. Nie ma takiej opcji – myślę – sama nie zboczę i nie zejdę z trasy, no chyba, że siłą mnie ściągną (kochana Salamandra). Organizatorzy coś tam pisali i pytali, czy wiem jakiego typu to impreza. Wiem, ciężka – odpisałam, do końca nie wierząc w to co napisałam, bo jak bieg o wdzięcznej nazwie Leśnik może być ciężki. Leśnik dba o przyrodę, opiekuje się zwierzyną, mieszka w uroczej chatce i pomaga Czerwonemu Kapturkowi.

Ten mój sobotni Leśnik nie miał jednak nic wspólnego z miłym i sympatycznym strażnikiem lasu, o czym zaczęłam się przekonywać kilka dni wcześniej wgłębiając się mocniej w przewyższenia. Jednak wtedy jeszcze nie dotarło do mnie całkowicie, że na 45 km będzie prawie 4000 m hop hop w górę, a ja mam na to 10 godzin.

Nieobliczalny Romantyk

- Długo będziemy biec w tych kolejkach? Spytałam i usłyszałam - aż Speed Leśnik nie skręci na swoją trasę. Czyli mogę zapomnieć o samotności. A nie po to uciekam w góry, by mieć ruch jak na Marszałkowskiej. Przez pierwsze kilometry toleruję długie podejścia, a współtowarzysze za mną i przede mną tolerują moje subtelne przeklinanie, próbę śpiewu i zagadywania dla wyciszenia faktu mozolnej drogi pod górę. Uprzedzam też, by nikt nie ważył się powiedzieć, ile przebiegliśmy i ile zostało do końca – bo na to reaguje jak wściekły byk. Jeszcze się nie wściekam, jeszcze akceptuję swoją niemoc wchodzenia pod górę i jaram się szybkimi i długimi zbiegami. Buty kupione dzień wcześniej zdają egzamin na ścieżkach usłanych liśćmi, kamieniami, lekkim błotkiem. Po mozolnym podejściu pod słupami kolejki na Szyndzielnię w końcu – 13 na lewo, pozostali na prawo. Luźniej, bez korków.

Leć, nie czekaj na mnie, dogonię na zbiegu – powtarzam jak mantrę Radkowi. Posłuchał na szczęście, a ja dogoniłam. Na punkcie kontrolnym – degustacja pysznych batoników, uprzejma wymiana zdań z wolontariuszami, których organizatorzy, ku mojemu zaskoczeniu pozbawili herbatki z prądem. Wyrażam swoje współczucie. Już ta znieczulica zapowiadała bezduszność i brak litości osób, które wymyśliły ten bieg. Zabieramy kilka batoników na drogę i jeszcze zadowoleni oddalamy się coraz bardziej od punktu odbicia trasy na półmaraton z haczykiem. Jemy, maszerujemy, randka-sielanka, w końcu biegniemy.

Ej, jaki to dystans? Krzyczy z przodu jakiś chłopak. Nie skręcił wcześniej i biedak pewnie bez czołówki musi zaliczyć maraton. Optymistycznie nastawiony leci z nami. Jeszcze nic nie zapowiada katastrofy, która niebawem nadejdzie.

Sadystyczny świr

Biegnij, nie czekaj na mnie – znowu słucha i dobrze, bo do mnie powoli zbliża się kryzys. Czuję go w kościach i w głowie. Jak oni to wyznaczali, że wybrali najgorsze, najdłuższe i najstromsze podejścia, jak zbiec z tej ściany, która za chwile pojawia się pod nogami, jak znowu podejść, kiedy nogi mówią, że dalej nie współpracujemy, a w głowie pojawia się myśl, której nigdy nie doświadczyłam – mam dość, nie umiem, nie lubię, chcę do domu. Tu nawet nie jest ładnie, porozmawiać też nie ma z kim, bo albo ktoś sporo przed, albo sporo za. Zresztą, jak ktoś się napatoczy, to konwersacje opierają się na słowniku wulgaryzmów i rzucaniu oszczerstw pod kierunkiem organizatorów.

Niech ja dorwę (wypikać), tego co wymyślił tę trasę. Co za idiota, sam niech sobie ją biega. Masochista, sadysta, zabiję. O ile dotrwam do mety. A do tej jeszcze spory kawałek, bo dopiero zbliżam się do drugiego z punktów kontrolnych.

Dotarłam i nie omieszkałam podzielić się swoim brakiem subtelności i ordynarnym synonimem słowa idź stąd, z tymi, którzy raczyli sobie jeszcze żartować, że mnie za to zdyskwalifikują. Argument niebycia damą na biegach górskich i komplementowanie kurtki spisującego numery przyczynił się do perspektywy drugiej dyskwalifikacji. Ich poczucie humoru zasługuje na Emmy w kategorii komediowy serial biegowy. W horrorze też, by ją mogli śmiało dostać. Śmieszkowie wymyślili sobie, że po tym stromym zbiegu, na którego końcu czekali, by nas nakarmić i napoić, mamy kierować się w drugą stronę – oczywiście pod górę. I nie ma sensu patrzeć w górę, po co się denerwować. Jak jesteś już na płaskim, to kolejna szarfa powiewa na ścieżce, która znowu prowadzi, o dziwo, w górę.

No zabiję, zamorduję, uduszę, nie bacząc na konsekwencje. Wyjdę za dobre sprawowanie, a współbiegaczy wezmę na świadków, którzy potwierdzą zbrodnie w afekcie. Wdrapując się na kolejną górkę, spotykam fajne babki, z którymi wymieniamy się uprzejmościami i planami na ewentualne dalsze eskapady górskie. Chyba kryzys minął skoro myślę, że znowu to zrobię gdzieś, kiedyś. Podobno jeszcze Szyndzielnia, a potem to już z górki. Zaczyna się zbieg, zaczyna się szlak, normalny górski szlak, nie jakieś dziwne podejścia i zbiegi, które wymyślili sobie te świry z biura. Nogi znowu chcą współpracować, znowu jest sympatycznie, lecę, nie ubiegłam daleko, bo nagle taśmy zaczynają powiewać z lewej strony a trasa skręca poza szlak i trzeba się wdrapywać miedzy choinkami pod górę.

Moja irytacja w samotności znowu sięga zenitu. Znowu chce zabić, zamordować, zrobię to nawet tępym medalem – a próba wprowadzenia w świąteczny nastrój wytyczając trasę przy jodełkach i świerkach nic tu ofiarom nie pomoże. Wbiegam znowu na szlak. Szyndzielnia… telefon – dzwoni Radek i pyta czy ma czekać, bo ma 5 kilometrów do mety. Biegniiiij, nie czekaj – znowu słucha. A ja zaczynam wyczuwać końcówkę mordęgi. Wyciągam czołówkę i z jakimiś siłami w płucach i nogach przebieram nogami. Zbiegi, zbiegi – nawet astygmatyzm nie przeszkadza w rozwijaniu całkiem przyzwoitej prędkości. Chyba już zapominam o chęci dokonania mordu na mecie. Dajcie mi takie fajne zbiegi, a zapomnę o wszystkim. No i ten widok rozświetlonego Bielska. Napajam się tym widokiem, ładuje endorfinami, które znowu dają kopa.

Do czasu. Jakieś niecałe 800 metrów przed końcem gubię trasę i czekam na kogoś kto mnie pokieruję. Irytacja wraca bo dwie ścieżki okazują się nie tymi, które wiodą do mety. Cofam się do punktu wyjścia, dobiega dziewczyna, która pokazuje kierunek, klnąc pod nosem wpadam na metę, na której czekają rozbawieni zdobywcy nagrody Emmy w kilku kategoriach. – Za tę trasę z choinkami zamorduję!

Jakie choinki, nie było żadnych choinek. Chłopcy mają niesamowitą zabawę, drąc ze mnie łacha. Zostali uprzedzeni przed Radka, że wpadnie tu zaraz taka, co chce zabijać. A ja mając już medal na szyi rzucam im kilka ciepłych i niecenzuralnych słów w podziękowaniu za te 9 godzin „zabawy”.

Wciągający Wariat

Drodzy – napisałam w mailu do organizatorów Leśnika – jesteście paskudnymi, nienormalnymi wariatami. Dawno mnie nikt tak nie przeorał. Ach Anno Anno…swój do swego ciągnie – odpisała organizatorka też Anna. Polemizować nie będę.

…a kolejna edycja Leśnika już wiosną. Do tego czasu zapomnę o choinkach.

Anna Szlendak, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Wynik choć wirtualny, to prawdziwy. Weteran znów łamie 4 minuty na milę!

$
0
0

41-letni Amerykanin Anthony Famiglietti chce być najszybszym weteranem w biegu na milę. Taki postawił sobie cel i konsekwentnie go realizuje. Tym razem na bieżni mechanicznej pokonał 1609 m w czasie 3:55! Przed sobą miał wielki ekran, a jego avatar poruszał się w znanej aplikacji Zwift, używanej głównie do treningów na trenażerze.

Próba #Breaking2, przeprowadzona na torze Monza w 2017 roku uzmysłowiła nam jak ważna jest optymalizacja warunków rywalizacji z czasem. Oczywiście nie jest to wymysł biegaczy, bo podobnie wyglądają próby bicia rekordów szybkości w innych konkurencjach, np. kolarstwie.

I choć oficjalny rekord świata w biegu na milę to 3:43.13, w historii znacznie lepszy rezultat uzyskał Kenijczyk Mike Boit. W 1983 roku podczas biegu w Auckland uzyskał czas 3:28.36. Trasa w całości prowadziła tam... z górki.

Zresztą World Athletics nie notuje rekordów świata w zawodach ulicznych na milę.

Wszystko wskazuje, że w imię łamania barier można nie tylko biegać z górki, zamykać tory F1, stosować rotację pacemakerów i karbonowe wkładki, ale także wspomagać się cyber rzeczywistością.

Sam Anthony Famiglietti łamał już 4 minuty w biegu na milę na bieżni mechanicznej (3:58), co i tak było sporym wyczynem. Wszak sztuka ta udała się wąskiemu gronu biegaczy. Teraz, biegnąc jako użytkownik Zwifta, mijany przez wirtualnych rowerzystów, „wykręcił" 3:55.

Za oceanem wynik ten zestawiono z rekordem świata masters w kategorii M40 Bernarda Lagata, który w hali pobiegł 3:54.91. Wydaje się jednak, że to dwie zupełnie różne historie.

Czy zatem był to tylko chwyt reklamowy? Jeśli tak, to…. całkiem udany. Z drugiej strony pojawiają się myśli z pogranicza fantastyki - czy avatar może być traktowany jako „zając” i wpływać na efektywność treningu, a nie tylko na jego atrakcyjność?

Anthony Famiglietti nie jest człowiekiem znikąd. Na koncie ma złoty medal Letniej Uniwersjady w biegu na 3000 m z przeszkodami z 2001 roku. Startował w igrzyskach olimpijskich w Atenach i Pekinie. W zeszłym roku ogłosił, że chce być czwartym zawodnikiem w historii, który złamie 4 minuty na milę. Miał o tym powstać też film dokumentalny. Jego rekord życiowy na otwartym stadionie wynosił 3:55.71 z 2006 roku. Teraz go poprawił, tyle że na bieżni mechanicznej. Pierwszy raz o nim zrobiło się głośno, gdy złamał 4 minuty biegnąc razem z psem.

Na milę z psem… poniżej 4 minut! [WIDEO]

RZ


Grand Prix Małopolski 2019 - WYNIKI NIEOFICJALNE

$
0
0

W 10 biegach cyklu punktowało blisko 1200 osób. Zgodnie z regulaminem cyklu, do wyników końcowych zaliczanych jest 7 najlepszych startów każdego zawodnika i zawodniczki. 

Biegowy Sylwester w Gorlicach z przytupem. Nagrody GP Małopolski rozdane [ZDJĘCIA]

Rekordowa edycja Biegu „Pamiętaj z nami” w Krakowie! Ruszyło Grand Prix Małopolski 2019 [WYNIKI, ZDJĘCIA, WIDEO]

4. Bieg Muszynianki – tylko 5 km, a sześcioro zwycięzców! [WYNIKI, DUŻO ZDJĘĆ]

6. Bieg Sądeczan z Kryniczanką dla Siergii Okseniuka i… Reginy Kulki! Kapitalny finał Polki! [WYNIKI, DUŻO ZDJĘĆ]

8. Bieg Piwniczanki dla Jakuba Burgharda i Reginy Kulki [WYNIKI, ZDJĘCIA]

Regina Kulka i Stanisław Tomasik najlepsi w Szymbarku [ZDJĘCIA]

13. Bieg Uliczny im. Kazimierza Świerzowskiego dla… [WYNIKI, ZDJĘCIA]

Sądecka Dycha o Puchar Newagu znów w rękach Polaków

WYNIKI NIEOFICJALNE

Mężczyźni:

1. Jaworski Krzysztof - 664 pkt
2. Tokarczyk Konrad - 598 pkt
3. Trzepak Łukasz - 575 pkt
4. Marszałek Kamil - 531 pkt
5. Tomasiak Marek - 493 pkt
6. Orczykowski Bogdan - 442 pkt
7. Marszałek Jerzy - 425 pkt
8. Mikulski Mateusz - 376 pkt
9. Sułkowski Rafał - 372 pkt
10. Homa Rafał - 318 pkt

Pełne wyniki: TUTAJ

Kobiety:

1. Kulka Regina - 686 pkt
2. Gaborek Marcelina - 670 pkt
3. Brończyk Angelika - 668 pkt
4. Nazimek Lilianna - 580 pkt
5. Bodziony Anna - 575 pkt
6. Mróz Teresa - 525 pkt
7. Gnutek Wioletta - 524 pkt
8. Pałuzewicz Ewa - 516 pkt
9. Kusion Anna - 319 pkt
10. Lisowska Magdalena - 316 pkt

Pełne wyniki: TUTAJ

Na ew. reklamacje i protesty czekamy do 12 grudnia. Można je kierować na adres e-mail: g.rogowski@festiwalbiegow.pl

WYNIKI OFICJALNE opublikujemy 13 grudnia. 

Zgodnie z regulaminem cyklu, pierwsze trzy kobiety i pierwszych trzech mężczyzn otrzymają nagrody finansowe o wartości odpowiednio 1500, 1000 i 500 zł oraz książki. Książki trafią też do biegaczy z miejsc IV - X. Wszyscy nagrodzeni otrzymają też pakiet startowy na 11. TAURON Festiwal Biegowy w Krynicy-Zdroju (11-13.9.2020).

Miejsce i termin podsumowania oraz dekoracji najlepszych uczestników Grand Prix Małopolski 2019 podamy w najbliższym czasie.

Aktualności Grand Prix Małopolski:TUTAJ

Fundacja "Festiwal Biegów"


Dzięki biegaczom Mikołaj przyszedł do „Znajdków”. „Zebraliśmy dużo dobrej jakości karmy” [ZDJĘCIA]

$
0
0

Choć na dworze ujemne temperatury, to biegacze po raz kolejny pokazali gorące serca. W czwartkowy wieczór w Warszawie rozegrano 4. Mikołajkowy Nocny Bieg Chomika. Uczestnicy biegali i zbierali dary na rzecz fundacji „Znajdki” opiekującej się bezdomnymi zwierzętami.

Blisko 110 uczestników pojawiło się w parku przy Bażantarni na warszawskim Ursynowie. Miejsce to jest dobrze znane biegaczom, którzy w każdą sobotę spotykają się podczas parkrunu, czyli biegu na 5 km. Tym razem różniła się pora dnia, a także dystans, bo był dwa razy dłuższy. Trasa składała się z sześciu okrążeń, ale nie bez przyczyny jest to Bieg Chomika. 

Co ważne udział w imprezie był bezpłatny. Swego rodzaju „opłatę” stanowiło wsparcie przytuliska „Znajdki” koło Radzymina. Z każdą chwilą stos zebranej karmy i innych akcesoriów rósł w oczach. Takiej ofiarności chyba się nie spodziewano, bo wolontariusze mieli problem, żeby zabrać wszystko do auta. Po biegu dziękowali uczestnikom i podziwiali ich wysiłek.

– Bieg Chomika to fantastyczna akcja. Bierzemy w niej udział już po raz drugi. Pierwszy raz był w letniej edycji w 2017 roku. Wtedy było bardzo ciepło. Teraz jesteśmy podczas edycji mikołajkowej i jest naprawdę super. Choć jest chłodno, to atmosfera jest gorąca. Zebraliśmy dużo dobrej jakości karmy oraz różnych rzeczy dla zwierząt. To dla nas bardzo ważne. Oprócz tego ludzie mogą się dowiedzieć, że są nieduże przytuliska, które pomagają zwierzętom bezdomnym - powiedziała Beata Zowczak, wolontariuszka z fundacji „Znajdki”.

W biegu nie chodziło o nagrody i rekordy, ale jednak zawsze ktoś musi być zwycięzcą i stanąć na narysowanym kredą podium. Od początku mocne tempo narzucił maratończyk Wojciech Kopeć, który powinien być już na wakacjach w Libanie. Zmiana planów sprawiła, że przybiegł z domu sześć kilometrów na start, odebrał numer, a później kolejne dziesięć wokół parku pokonał w 33:03i ustanowił rekord trasy. 

– To mój drugi start w tej imprezie. Teraz pojawiłem się, bo nieco pokrzyżowały mi się wakacyjne plany. Postanowiłem wspomóc akcję charytatywną, a przy okazje zrobić trening. Dorzuciłem karmę i dla psów, i kotów, żeby było po równo. Pogoda była dobra do biegania, choć na pierwszych trzech okrążeniach czułem mróz. Później się już rozgrzałem. W tempie tempem 3:18 min/km trzeba trochę poruszać rękami i nogami. Trasa jest tu specyficzna, bo zmienia się nawierzchnia, nie brak też zakrętów, które wytrącają z rytmu - powiedział Kopeć.

Wśród pań wygrała Bogusława Majer z czasem 44:29, dla której był to już piąty start w Biegu Chomika razem z edycjami letnimi. Mieszkanka Ursynowa dobrze zna trasę, bo często startuje we wspomnianym już parkrunie

– Biegło mi się fantastycznie. Trasa jest tu bardzo ładna i nie można się zgubić. W głowie się nie kręci. Zdarza się, że ktoś ma wątpliwości, ile już pokonał, ale wtedy dobrze wtedy spojrzeć na zegarek. Pogoda była fanatyczna do biegania, choć twarz trochę zmarzła. Sama inicjatywa jest rewelacyjna. Dlatego, jak mogę, to zawsze staram się tu być – przyznała Bogusława Majer.

Zwycięzcy Biegu Chomika nie kończą jeszcze zabawy w Mikołajów i planują start w półmaratonie w Mikołajkach. Impreza odbędzie się w najbliższy weekend na Mazurach.

Mikołajkowy Nocny Bieg Chomika rozgrywany był wieczorem 5 grudnia, czyli w Międzynarodowy Dzień Wolontariusza, dlatego warto podkreślić zaangażowanych osób, bez których impreza, by się nie odbywała. Wszystko organizowane jest z własnej kieszeni i dzięki darczyńcom. Począwszy od gorącej herbaty, przez medale aż po karetkę zabezpieczającą.

Wyniki

Mężczyźni

  • 1. Wojciech Kopeć 33:03
  • 2. Marek Wilczura 35:31
  • 3. Dawid Zarodkiewicz 36:56

Kobiety

  • 1. Bogusława Majer 44:29
  • 2. Agnieszka Żuraniewska 44:36
  • 3. Katarzyna Kęsikowska 46:00.

RZ



Ważna rocznica na sportowo - V Białołęcki Bieg Wolności w Warszawie zaprasza!

$
0
0

To szczególny bieg, w nietypowym miejscu i na nietypowym dystansie. Od 2015 roku warszawska dzielnica Białołęka zaprasza na Białołęcki Bieg Wolności. W tym roku odbędzie się on 14 grudnia. Nazwa i data jednoznacznie wskazują, jakie wydarzenie z najnowszej historii Polski ten bieg ma upamiętniać: 13 grudnia 1981 roku to data wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Nawiązuje do niej także dystans rywalizacji.

Dystans to niecodzienny, tak jak i niecodzienne jest miejsce rozegrania zawodów... Trasa długości około 13 km (w 3 pętlach po 4,3 km każda) prowadzi wokół Aresztu Śledczego, miejsca internowania wielu działaczy w czasie stanu wojennego. Jeśli to dla kogoś zbyt dużo – może skończyć bieg po zakończeniu dowolnego okrążenia, taki uczestnik także otrzyma medal.

Areszt Śledczy, jak i Stowarzyszenie Wolnego Słowa, są w tym biegu partnerami Dzielnicy Białołęka. Organizację na wysokim poziomie gwarantuje zaś Fundacja Run Vegan, znana na Białołęce z lubianych Biegu Przez Most i przełajowego Biegu Niepodległości, a wśród biegaczy górskich – z sierpniowego Gorce Ultra-Trail i zmowego GUT-Winter.

Na linii startu V Białołęckiego Biegu Wolności stanie w symbolicznym miejscu – bramie głównej Aresztu przy ul. Ciupagi - 750 biegaczy. Tradycyjnie już część środków uzyskanych ze sprzedaży pakietów startowych Zarząd Dzielnicy Białołęka przeznaczy na prowadzony przez Stowarzyszenie Wolnego Słowa „Fundusz Zasłużonych”, wspierający osoby potrzebujące, które walczyły z PRL-owskim reżimem i cierpiały prześladowania, zwłaszcza w czasie stanu wojennego.

Każdy uczestnik Białołęckiego Biegu Wolności otrzyma pamiątkową biało-czerwoną czapkę z logo imprezy i imienny numer startowy, a na mecie medal, gorącą herbatę i grochówkę z kuchni polowej, przygotowaną przez Areszt Śledczy Warszawa-Białołęka (jak na Run Vegan przystało – także w wersji dla wegan).

Najszybsi biegacze otrzymają także puchary i upominki. Kategorie wiekowe kobiet i mężczyzn (do 29 lat, 30-39, 40-49, 50-59 oraz 60+) nie dublują się z klasyfikacją generalną, dzięki czemu na podium stanie szersze grono osób. Zawodnicy będą rywalizowali również w dwóch klasyfikacjach dodatkowych, tematycznie związanych z wydarzeniem: „Osadzeni w jednostkach penitencjarnych” oraz „Pracownicy i funkcjonariusze Służby Więziennej oraz kuratorzy sądowi”.

Będą jeszcze dodatkowe wyróżnienia dla pań. Stowarzyszenie „Białołęka Jest Kobietą” ufundowało puchary dla najstarszej i najmłodszej zawodniczki, która ukończy pełen dystans oraz dodatkowy puchar - niespodziankę.

Wydarzenie biegowe upamiętniające 38 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego będzie miało specjalną, historyczną oprawę. Rozpocznie się o godzinie 10 częścią oficjalną oraz złożeniem wieńców pod tablicą poświęconą internowanym.

Przed startem zaplanowanym symbolicznie na godz. 12:13 zostanie odtworzone nagranie przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego informujące o wprowadzeniu stanu wojennego oraz fragment Dziennika Telewizyjnego z 1989 roku, podczas którego aktorka Joanna Szczepkowska ogłosiła na antenie, że „skończył się w Polsce komunizm”.

Będzie również bogata, szczególna oprawa muzyczna. Biegaczom i kibicom będą towarzyszyły występy bardzo ciepło przyjętego podczas Biegu Niepodległości na Białołęce chóru młodzieżowego „Wydźwięk”, który przypomni uczestnikom klimat tamtych lat oraz koncert KACZMAROCK, z popularnymi pieśniami barda „Solidarności” Jacka Kaczmarskiego.

Atmosferę tamtego grudnia podkreślą także rozpalone koksowniki, używane podczas stanu wojennego przez żołnierzy i milicjantów do ogrzewania się na posterunkach ulicznych.

Więcej o V Białołęckim Biegu Wolności, regulamin i ZAPISY - w naszym KALENDARZU IMPREZ.

Rejestracja na bieg już się rozpoczęła, są jeszcze wolne miejsca, zachęcamy do zapisów.

Piotr Falkowski

zdj. Jacek Deneka UltraLovers, fb Białołęcki Bieg Wolności


 

Organizator Barkley Marathons znowu ruszy w drogę. Co wymyślił?

$
0
0

Gary Cantrell, lepiej znany jako Lazarus Lakes niczego nie robi standardowo. Jego Barkley Marathons, oprócz trudów trasy, słynie z szeregu nieco dziwnych rozwiązań. Zamiast zgłoszenia esej, zamiast opłaty tablica rejestracyjna, przybliżona data startu, gra na muszli w miejsce wystrzału i zapalony papieros, jako sygnał do startu. Do tego kartki z książek zamiast punktów kontrolnych.

Nic więc dziwnego, że swoje piesze przedsięwzięcia również szykuje nietypowo. Chociaż organizuje ultramaratony, sam w nich nie startuje. W 2018 r. zaskoczył wszystkich swoim pomysłem przejścia 5000 km po USA z Rhode Island do Oregonu. Wprawdzie zapowiadał wcześniej, że ma taki plan, ale niewielu brało te deklaracje na poważnie. Tymczasem po 126 dniach 11 godzinach 41 minutach i 57 sekundach, wypełnionych marszem, jedzeniem, pisaniem, spaniem i rozważaniami, czy kontynuować wyzwanie, dotarł do Atlantyku.

Tamten projekt nazywał Lazcon 2018. Jak to u Lazarusa Lakesa bywa, zmiana dokonała się niespostrzeżenie. Projekt został przemianowany na Lazcon 2021, co może oznaczać tylko jedno. Ekscentryczny organizator biegów ma nowy plan. Tym razem przez 108 dni zamierza codziennie pokonywać ok. 32 km. Nadal będzie przemierzał Stany Zjednoczone ale tym razem z północy na południe. Planuje wystartować 11 maja. Nie wiadomo, dlaczego akurat za 2 lata i w maju. Z zapowiedzi wynika jednak, że to może nie być jego ostatni plan na maszerowanie po kraju.

IB


Kiedy GLIWICE BIEGAJĄ, dzieją się cuda. Biegowe mikołajki

$
0
0

Podobno nie można pomóc wszystkim, bo potrzebujących jest zbyt wielu a ich potrzeby zbyt zróżnicowane. Podobno. W Gliwicach to nie problem. Tylko tam mogła powstać akcja, podczas której pomagano jednocześnie dzieciom, osobom schorowanym, starszym, samotnym, pacjentom hospicjum… a nawet zwierzętom. I to wszystko biegiem! Bo kiedy Gliwice Biegają, zaczynają się prawdziwe cuda…

Gliwice Biegają to grupa osób, dla których słowo „niemożliwe” jest tylko wyzwaniem a nie przeszkodą. Organizowali biegi charytatywne, pomagali zebrać fundusze na leczenie kilku osób, pobiegli tygodniową sztafetę, pobili dwa rekordy, co roku biegiem zanosili prezenty dzieciom z domów dziecka… Teraz przeszli samych siebie, tworząc akcję, podczas której pomogli wszystkim potrzebującym.

- Wsparliśmy sześć starszych, schorowanych osób, które większość pieniędzy wydają na lekarstwa, pomogliśmy 43 dzieciom z rodzin zastępczych, które otrzymały swoje wymarzone prezenty, odwiedziliśmy 26 pacjentów Hospicjum Miłosierdzia Bożego w Gliwicach. W tym roku nasze serca po raz pierwszy mocniej zabiły dla Inspektoratu do Spraw Ochrony Zwierząt. Dowiedzieliśmy się, że ich działalność jest zagrożona i postanowiliśmy pomóc – relacjonowała Karolina Fysz, jedna z organizatorek całego wydarzenia.

Uczestnicy akcji mogli wesprzeć ją przygotowując prezenty dla poszczególnych osób lub wpłacając datek. Wszystkie upominki zapakowano i opisano. W piątkowy wieczór biegacze wyruszyli w trasę a za nimi udały się samochody wyładowane prezentami. Trasa mierzyła 5 km i prowadziła przez miejsca, w których mikołaje spotkali się z obdarowanymi: prywatne domy, hospicjum, Rynek. Meta mieściła się na Sali gimnastycznej 4 LO, gdzie czekały dzieci z rodzin zastępczych oraz poczęstunek. Prezenty wręczał prawdziwy Mikołaj, w którego wcielił się jeden z biegaczy. Było głośno, kolorowo i bardzo radośnie.

- Trudno powiedzieć, ile osób włączyło się w akcję. Nie wszyscy byli dzisiaj na finale, niektórzy dostarczyli prezenty w tygodniu, inni wpłacili jakiś datek przez Internet albo organizowali zbiórki w miejscach pracy – wylicza Karolina. - Trudno to zliczyć i ogarnąć. Ale myślę, że pomogło nam około dwustu osób.

Pomoc nie polegała tylko na wybraniu z listy prezentu (były tam imiona, wiek i wymarzone podarunki) i dostarczeniu go do magazyny Mikołaja. Mnóstwo osób włączyło się w przygotowani akcji poprzez jej nagłaśnianie w mediach, znalezienie potrzebujących, skatalogowanie ich potrzeb, przygotowanie trasy biegu i poprowadzenie go, organizację spotkania z rodzinami i poczęstunku dla biegaczy. Jedni piekli ciasta i ciasteczka, Ryszard przez większość popołudnia parzył dziesiątki litrów herbaty dla zmarzniętych biegaczy a Dominika poświęciła całą noc, by każdy z uczestników akcji otrzymał pamiątkowy medal. Kilka osób nie wzięło udziału w całym biegu, bo w ostatniej chwili pojechali dokupić brakujące prezenty. Wszyscy zrobili to zupełnie bezinteresownie. Trudno ich przekonać, by powiedzieli coś o sobie. Powtarzają, że są jednością, grupą Gliwice Biegają.

- Jestem jedną z osób, które dbały o to, by to wszystko się wydarzyło. To był wspólny wysiłek. Udało się – mówił Dariusz Frąc. – Każdy miał swój wkład, robił to, co akurat było do zrobienia, bez narzekania. Nieważne czy trzeba było upiec sernik czy pojechać po karmę dla zwierząt. Jeśli chodzi o taki akcje, potrafimy się zorganizować, zaangażować rodziny i przyjaciół, stanąć na głowie, by się udało. Jesteśmy takimi wariatami.

Zdjęcia: TUTAJ

KM


Nie maraton a bieżnia. Nowe olimpijskie wyzwanie Gwen Jorgensen

$
0
0

Mistrzyni olimpijska w triathlonie Amerykanka Gwen Jorgensen zmienia plany na rok olimpijski. W Tokio zawodniczka chciała wywalczyć kolejny medal, tyle że w biegu maratońskim. Teraz zapowiedziała, że odpuszcza krajowe eliminacje i przenosi się na bieżnię. Czy tam przejdzie gęste sito?

"Niecierpliwa" Gwen Jorgensen. Minęła się z przeznaczeniem?

Bieganie, triathlon, przepisy, rodzicielstwo… AMA z Gwen Jorgensen

Decyzja 33-letniej biegaczki była podyktowana problemami zdrowotnymi i trudną rekonwalescencją, której musiała się poddać po operacji pięty. Zabieg przeprowadzony został pod koniec maja. Dolegało jej to samo, co Galenowi Ruppowi, czyli pięta Haglunda - zmiany w okolicy kości powodujące ból.

Zawodniczka wróciła już treningów, a tygodniowo pokonuje ok. 120 km. Uznała jednak, że do amerykańskich kwalifikacji olimpijskich w maratonie zostało zbyt mało czasu, żeby przygotować odpowiednią formę. Walka o trzy miejsca w kadrze odbędzie się pod koniec lutego w Atlancie. Jak powiedziała, miałaby tylko nadzieję na wysoką pozycję, a nie była pewna swoich umiejętności. Dlatego razem z trenerem stwierdzili, że będą gotowi na krajowe kwalifikacje, ale te na bieżni. Rozegrane będą w czerwcu w Eugene na przebudowanym stadionie Hayward Field.

Biegaczka chce wystartować na 10 000 m. Liczy też, że najszybsze zawodniczki na tym dystansie jak np. Molly Huddle (rekord życiowy 30:13.17) wybierają start w maratonie, co zwiększa jej szanse. Oczywiście działa to w dwie strony, bo później część maratonek, która nie wywalczy miejsca na igrzyska, będzie próbowało wywalczyć kwalifikację na krótszym dystansie. Dodajmy, że najlepszy wynik w karierze Jorgensen na „ dychę” wynosi 31:55.68 z 2018 roku. W biegu ulicznym 10 km pokonała w 32:12. W zeszłym roku podczas mistrzostw USA na 10 000 m zajęła 7. miejsce. W tym sezonie już pauzowała.

Gwen Jorgensen na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro została pierwszą Amerykanką, która wywalczyła złoto w triathlonie. Mogła dalej dominować w tej konkurencji, ale postanowiła zmienić swoje życie. Została mamą i chciała powalczyć o kolejny medal w innej dyscyplinie. Przeprowadziła się z Minnesoty do Oregonu. W 2018 roku w Chicago pobiegła drugi maraton w karierze. Ustanowiła rekord życiowy czasem 2:36:23. Biegaczka była rozczarowana, ale też gotowa na ciężką pracę. Niestety szybko zaczęły się wspomniane problemy z piętą.

Amerykanka nie porzuca swoich maratońskich planów. Wciąż ma nadzieję wystartować w igrzyskach w 2024 roku w Paryżu. Chciałaby też wygrać jeden z wielkich biegów zaliczanych do rangi „Majors”. Ma jeszcze czas, bo jej znana rodaczka Shalane Flanagan zwyciężyła w Nowym Jorku w wieku 36 lat.

Dodajmy, że od początku faworytkami podczas kwalifikacji w Atlancie są wymieniane inne zawodniczki. O trzy miejsca na Igrzyska powalczą m. in: zwyciężczyni Maratonu Bostońskiego - Des Linden (2:25:55), Jordan Hasay (2:20:57), Amy Cragg (2:21:42), Sara Hall (2:22:16) czy Molly Huddle (2:26:33).

RZ


Łódź pamięta o Julii Gajzler i biega. „Trenowała lekką atletykę, była wspaniałą dziewczynką” [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Ponad czterysta osób wzięło udział w 5. Biegu dla Julii Gajzler. – Wszyscy pamiętamy o Julce, której już z nami nie ma. To wyjątkowy bieg charytatywny, bo wszystkie pieniądze z opłat startowych zostają przekazane Fundacji Herosi. Ludzie, którzy pomagają, by ten bieg doszedł do skutku, mierzą czas, robią to za darmo – podkreślała Joanna Chmiel, organizatorka imprezy.

Gdyby Julia żyła, skończyłaby w tym roku 19 lat. Niestety, choć walczyła z nowotworem, to przegrała. Na szczęście jednak nie do końca – jeszcze gdyby była chora odbyła się pierwsza edycja biegu, by pomóc zbierać pieniądze na jej leczenie. – To było niesamowite przeżycie, bo wtedy połączyliśmy się z Julką, która przez telefon wystartowała zawodników. Odliczyła od 10 do zera – wspomina Joanna Chmiel. – Potem już jej z nami nie było, ale pamięć o młodej dziewczynie, która też kochała uprawiać lekkoatletykę pozostała. Najpierw bieg jej imienia był organizowany dla łódzkiej Fundacji Gajusz. W tym roku wszyscy biegną dla Fundacji Herosi.

Mimo że bieg odbywa się zwykle w grudniu w okolicach daty ostatniego dnia życia Julii, frekwencja na starcie jest zwykle bardzo duża. Do biegu zapisała się prawie 500 osób. To ważne, bo każdy wpłacił co najmniej 30 zł (mógł więcej), a pieniądze trafią do fundacji Herosi. Ostatecznie pobiegły 404 osoby i wszyscy zameldowali się na mecie. Trasa długości około 5,5 km wiodła w lesie Łagiewniki na obrzeżach Łodzi.

Jak poinformowali przedstawiciele Fundacji Herosi wpisowe za udział w biegu będzie przeznaczone na dwa cele – pokrycie kosztów nierefundowanej przez NFZ chemioterapii oraz diagnostyki genetycznej. „Niestety zdarza się, że najnowsze metody leczenia, które są szansą dla naszych pacjentów, nie są refundowane, a koszt ich jest bardzo wysoki. Dzięki bliskiej współpracy z Kliniką Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży oraz państwa zaangażowaniu możemy pomóc naszym podopiecznym skorzystać z tych możliwości terapeutycznych” – informowali organizatorzy.

– Dla mnie to niesamowita satysfakcja, gdy widzę ile jest osób na starcie. Dzięki temu wsparcie dla fundacji będzie naprawdę znaczące. To dla mnie ogromne przeżycie i czekamy cały rok na ten bieg, bo wiemy, że spotkamy ludzi, którzy pamiętają o Julce. Chciałbym, by ten bieg trwał najdłużej jak to będzie możliwe – mówił Piotr Gajzler, tata Julki.– Jest tu mnóstwo przyjaciół, znajomych mojej córki, którzy już trochę wyrośli i przyjeżdżają ze swoimi sympatiami. Cieszy mnie też to, że bardzo wiele osób, spośród moich znajomych, które wcześniej nie biegało, zaczęli trenować i dbać o siebie. To jest też bardzo cenne.

Trasę najszybciej pokonał Michał Witkowski (18:08) przed Jarosławem Omąkowskim (18:25) i Mateuszem Czajkowskim (19:37). Wśród kobiet najszybsza była Anna Kociak (22:55) przed Magdaleną Polą (23:26) i Agnieszką Jastrząbek (23:51). Pucharem nagrodzono także najszybszą zawodniczką urodzoną w 2000 roku (rok urodzenia Julii). Okazała się nią Paulina Wierzbowska (24:57).

– Myślałem, że tempo będzie słabsze i chciałem ten bieg przebiec mniejszym nakładem sił, bo w niedzielę czeka mnie jeszcze jeden start. Bardzo długo biegłem za tym zawodnikiem, który był drugi. I na ostatnich kilkuset metrach przyspieszyłem i bez problemu wygrałem, bo rezerwy jeszcze były – zapewniał Witkowski. – Trzeci raz startowałem w tym biegu, a wygrałem też w 2017. Pobiegłbym też rok temu, ale przegapiłem zapisy. To świetna impreza i przede wszystkim ma ważny, szczytny cel.

Anna Kociak w Biegu dla Julii Gajzler wystartowała po raz pierwszy. I od razu wygrała. – Rywalek nie widziałam, sami panowie wokół mnie biegli. Trasa była idealna, nie za płaska, nie za górzysta, na za prosta, ale trochę jednak się zmęczyłam. Nie znałem jej i średnio rozplanowałam siły – przyznała. – Dowiedziałam się o tym biegu z facebook. Zwykle tam znajduje imprezy, czytam o nich i decyduje się, czy chcę w nim wystartować. Ten bardzo chciałam pobiec ze względu na historię Julki.

Wyniki w kalendarzu Festiwalu Biegowego

AK


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>