Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

„Spokój i niepowtarzalna atmosfera”. Strażacka Dycha Ambasadora

$
0
0

Są w Polsce odbywają się imprezy biegowe małe, średnie, duże i ogromne. Strażacka Dycha w Skułach (gmina Żabia Wola, powiat grodziski) należy do tych najmniejszych. 6 października odbyła się już piąta edycja biegu na 10 km. Postanowiłem wystartować.

Oprócz biegu głównego, w programie imprezy znalazły się także biegi dla dzieci oraz nordic walking. Dodatkowo był też bieg specjalny dla strażaków w pełnym umundurowaniu bojowym, co prawda bez butli na plecach ale z kaskami. Na szczęście biegli tylko 1000 metrów.

W pakiecie znalazła się koszulka, orzeszki, jabłko. Po biegu banany, kiwi i grochówka. Ta ostatnia rozgrzała miło zawodników, którzy zdążyli ochłonąć po emocjach na trasie.

Było tylko 3 stopnie ale na szczęście słonecznie. Kilku biegaczy, w tym ja, biegło w krótkich spodenkach i koszulce, więc ciepła zupa była dobrą puentą.

Małe imprezy mają w sobie coś. Pewien spokój i niepowtarzalną atmosferę. No i te liczby... Mniej niż 100 biegaczy. Sprawdźcie!

Maciej Konarski, Ambasador Festiwalu Biegów



Bieg Papieski w Konstancinie-Jeziornej - "uciekło kilkaset metrów"

$
0
0

W cieniu kolejnej edycji Biegnij Warszawo, w pierwszy październikowy weekend w stolicy i okolicach odbyło się kilka innych biegów. Ja wybrałem się na 13. Bieg Papieski w podwarszawskim uzdrowisku - Konstancinie-Jeziornej.

Osobiście nie czuję się dziś na siłach na pokonanie 10 km, więc spontanicznie, pod wpływem świetnych wyników znajomych, którym mimo podbiegu pod Agrykolę sypnęło życiówkami, postanowiłem wybrać się do Konstancina.

Mimo, że wcześniej tego nie planowałem, start o 14:30 i zapisy wyłącznie na miejscu oraz chęć pobiegania były silniejsze. Zgodnie z tym co głosił cytat Stefana Żeromskiego na jednej z tabliczek w parku, właśnie tak wyglądał ten weekend.

Bieg, dotychczas rozgrywany w Habdzinie, w tym roku został przeniesiony do Parku Zdrojowego, zaraz obok tężni w Konstancinie-Jeziornej. To najprawdopodobniej poskutkowało tym, że z dystansu 5 kilometrów uciekło kilkaset metrów, bo na mecie dystans na zegarku wynosił około 4,65 km. Szkoda, bo z tego co się orientuję, jest tam przecież organizowany parkrun, gdzie trasa jest wymierzona.

Bieg zorganizowany z okazji rocznicy rozpoczęcia pontyfikatu św. Jana Pawła II (16 października 1978 r.). Start i meta zlokalizowane przy pomniku Papieża Polaka, który jest honorowym obywatelem miasta. Bieg poprzedził występ orkiestry. Organizatorzy przytoczyli też uczestnikom kilka wypowiedzi św. Jana Pawła II na temat sportu.

Odśpiewano też Barkę. Wydarzeniu towarzyszyła specjalna wystawa.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Bartłomiej Kuna - 17:00
2. Marek Turczyn - 17:13
3. Piotr Basiak - 17:29

Kobiety:

1. Aleksandra Golon - 20:34
2. Natalia Kostrzewska - 22:18
3. Magdalena Rembowska - 22:49

Organizatorzy przygotowali także nagrody dla najstarszego i najmłodszego uczestnika biegu.

Pełne wyniki: TUTAJ

Michał Sułkowski, Ambasador Festiwalu Biegów


Bieg ku wolności - Złota Setka oraz Dwusetka za kratami [ZDJĘCIA]

$
0
0

Zakład Karny w Rawiczu to miejsce niezbyt przyjazne. W jego murach przebywa ponad 800 osadzonych za różnego rodzaje czyny zabronione, do dożywocia włącznie. Jest to też miejsce, które pozostanie zapamiętane jako to, skąd bieganie rozprzestrzeniło się na inne jednostki penitencjarne w Polsce.

To tu ponad dziesięć lat temu powstał pomysł zorganizowania pierwszego w kraju półmaratonu dla skazanych. A że jest to więzienie ciężkie, typu zamkniętego, pozostało więc zorganizować bieg wewnątrz zakładu. I tak narodziła się największa tego typu impreza biegowa w Polsce i najprawdopodobniej na świecie.

Przez kolejne edycje przebiegły rzesze osadzonych, których życie odmieniło się właśnie dzięki bieganiu. My biegacze to doskonale znamy. Zna to też Jerzy Górski, bohater filmu „Najlepszy”. To on od drugiej edycji był z nami, stał się mentorem biegaczy, człowiekiem legendą i żywym przykładem dla tych co znaleźli się na samym dnie, że to co ich czeka zależy tylko od nich. To on wspiera resocjalizację prowadzoną poprzez krzewienie ruchu biegowego wśród skazanych rawickiego więzienia i nie tylko. Działa w wielu miejscach by dawać nadzieję.

Piątego października 2019 wystartowaliśmy po raz dziesiąty. 100 okrążeń po dziedzińcu zakładu miało do przebiegnięcia 31 skazanych. Najlepszy przekroczył metę z czasem 1:36:41. Jednak każdy z nich był zwycięzcą w tym dniu. Biegali z nadzieją, że kiedyś odpokutują to czego dokonali w przeszłości i wybiegną na prostą, ku wolności w każdym wymiarze.

Tego roku postanowiliśmy pójść dalej i równolegle uruchomić bieg na dystansie maratońskim. Tak, tego dnia przekroczyliśmy kolejne bariery i odbył się pierwszy w historii maraton w zamknięciu. Dystans pokonało 9 skazanych. Najlepszy z czasem 3:10:49, ostatni z czasem przekraczającym 4 godziny. Każdy z nich przeżył to na swój wyjątkowy sposób.

To niezwykłe wydarzenie pozwala kadrze projektować kolejne działania ku skutecznej resocjalizacji więźniów. Jednocześnie chcielibyśmy podziękować wszystkim tym, którzy nas przez wszystkie te lata wspierali. Zarówno pojedynczym osobom jak i organizacjom, a także tym, którzy włączyli się w prowadzoną przez lata akcję Biegam mimo że siedzę, czyli dzieleniem się z innymi zbyteczną odzieżą biegową. Dziękujemy!

kpt Michał Talaga, ZK Rawicz


5. Bieg o Puchar Pratt&Whitney Rzeszów zdominowali Kenijczycy

$
0
0

W sobotę w Rzeszowie odbył się 5. Bieg o Puchar Pratt & Whitney, tradycyjnie otwierający maratoński weekend w stolicy Podkarpacia.

Dzień rozpoczęły biegi młodzieżowe (o godz. 9.30). Dystans 5 km ruszył punktualnie w południe, spod galerii Millenium Hall - w sumie prawie 700 biegaczy.

- Na całej trasie towarzyszył nam deszcz - relacjonuje Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegowego, uczestnik biegu.

- Bieg zdominowali biegacze z Benedek-Team, którzy zdobyli pierwsze trzy miejsca w open. Prowadzili od początku biegu.

- Organizatorzy przygotowali dla uczestników piękne medale i okolicznościowe koszulki oraz ciekawe miasteczko biegowe - podkreśla Podraza.

Wygrał Kimaiyo Hillary Kiptum Maiyo - 14:28.

Wśród pań Valentyna Kiliarska z Ukrainy - 16:24.

Najlepszy z Polaków był Adam Czerwiński z Max-Fliz Ekspedycja - 15:03. Najszybszą Polką została Katarzyna Kargol z CWKS Resovia Rzeszów - 18:02. 

Najliczniejszą grupę biegaczy stanowili pracownicy firmy firmy Pratt & Whitney, a w licznej grupie biegaczy nie zabrakło też wielu cudzoziemców.

Pełne wyniki: TUTAJ

W niedzielę w Rzeszowie biegano maraton. Zwyciężyło biegowe małżeństwo - Rafał i Lidia Czarneccy z Bliżyna.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Rodzinna Sztafeta Pamięci na Mokotowie - „wyjątkowe wydarzenie”

$
0
0

Wyjątkowe wydarzenie miało miejsce w piątkowy wieczór 4 października 2019 r. w Parku Promenada, w sercu warszawskiego Mokotowa.

Dwa dni po zakończeniu obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, Dzielnica Mokotów zorganizowała pierwszy raz Sztafetę Pamięci. Dla mnie, jako osoby związanej z Mokotowem od urodzenia, było to naprawdę wyjątkowe wydarzenie.

Przed startem mieszkańcy Mokotowa zapaliliśmy znicze pod tablicą upamiętniającą pomordowane w Powstaniu dzieci (przy ul. Śmietany).

Trzyosobowe rodzinne sztafety musiały pokonać dystans 1944 metrów (3 x 648 metrów). Dystans nawiązywał oczywiście do roku wybuchu Powstania.

Biegały rodziny, choć nie wszyscy trzymali się tego założenia. Ja jestem dumny, że udało mi się namówić do udziału m.in. mojego tatę, dla którego był to pierwszy start w jakimkolwiek biegu! I choć zajęliśmy miejsce bliżej końca niż początku, to dla mnie sam fakt jego startu jest prawdziwym zwycięstwem w tym biegu!

Wydarzenie miało wyjątkową, klimatyczną oprawę, z pochodniami i piosenkami powstańczymi. Odpowiednio krótki dystans sprzyjał frekwencji. Z przekonaniem mogę powiedzieć - zachęcajcie swoich bliskich do aktywności fizycznej, warto!

By zapewnić komfort uczestnikom, bieg podzielono na dwie serie. W pierwszej pobiegły wyłącznie zespoły, które miały w swoich składach dzieci. Racjonalne rozwiązanie, zapewniające komfort i bezpieczeństwo.

Pierwsze trzy miejsca zajęły drużyny z drugiej serii. Odpowiednio z czasami: pierwsza sztafeta: 6:12, druga sztafeta: 6:37 i trzecia sztafeta: 7:09. W sumie na starcie stanęło 56 sztafet, w tym i sztafeta z burmistrzem Mokotowa w składzie.

Wyjątkowy był również medal, bo połączone trzy części składały się w obrys dzielnicy.

Pełne wyniki: TUTAJ

Michał Sułkowski, Ambasador Festiwalu Biegów


Robert Wilkowiecki bije REKORD POLSKI na dystansie Ironman! W debiucie!

$
0
0

Tylko 8:06:45 potrzebował Robert Wilkowiecki, żeby uporać się z dystansem pełnego Ironmana w Barcelonie. Tym samym ustanowił on nowy rekord Polski w tej konkurencji! Poprzedni należał do bardziej znanego imiennika Roberta Karasia (8:13:49).

Co ciekawe, dla zawodnika grupy GVT BMC Triathlon Team był to debiut na dystansie pełnego Ironmana (3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i 42,195 km biegu). W tym roku wywalczył tytuł mistrza Polski w „połówce”, co było na pewno dobrym przetarciem. Triathlon uprawia od 2015 roku.

Robert Wilkowiecki, na co dzień student Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, dobrze policzył siły i zajął wysokie ósme miejsce w kategorii PRO. Choć jak sam przyznał nie wiedział czego się spodziewać przed startem.

„Na bieganiu zdecydowanie za szybko rozpocząłem pierwszą pętlę. Zapłaciłem za to na drugiej, ale przełamałem kryzys i z powrotem wrócić do wysokiego tempa na ostatniej rundzie.”

- relacjonował nowy rekordzista Polski, który sam etap biegowy pokonał w 2:46:25!

To nie koniec dobrych wieści z Barcelony. Na wysokiej dziesiątej pozycji w kategorii PRO uplasował się Sebastian Najmowicz, który uzyskał wynik 8:10:54, co także jest czasem lepszym od poprzedniego rekordu Polski! Maraton na zakończenie wymagających zmagań Sebastian pokonał w 2:55:10.

W Barcelonie wygrywali Niemiec Florian Angert, z wynikiem 7:45:05, oraz Szwedka Sara Svensk z czasem 8:34:10.

Dla porównania, rekordy świata na dystansie pełnego Ironmana to 7:35:39 wśród mężczyzn (Jan Frodeno) i 8:18:13 wśród kobiet (Chrissie Wellington). Oba rekordy padły podczas Challenge Roth, odpowiednio w 2016 i 2011 r.

RZ


Nagrody Fair Play IAAF – Piotr Lisek z nominacją

$
0
0

Mistrzostwa świata w Dosze potwierdziły, że lekkoatletyka to nie tylko zaciekła rywalizacja o sekundy, centymetry czy punkty. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych IAAF postanowiło przypomnieć cztery z nich, a ich bohaterów nominować do nagrody Fair Play. Szansę na wyróżnienie ma m.in. Polak, Piotr Lisek.

Medaliści konkursu skoku wzwyż zostali doceni za koleżeństwo i wzajemny szacunek okazany sobie zarówno podczas zawodów, jak i podczas wspólnego świętowania zdobytych tytułów. Przypomnijmy, że złoto zdobył Amerykanin Sam Kendricks, srebro Szwed Arman Duplantis, a brąz Polak Piotr Lisek.

Nominowana została także amerykańska tyczkarka Sandi Morris, która jako pierwsza pospieszyła z gratulacjami w kierunku zwyciężczyni Rosjanki Andżeliki Sidorowej, występującej pod flagą neutralną. To właśnie ona odebrała Morris zwycięstwo.

Uwadze jurorów umknęła niestety postawa Francuzki, która pożyczyła swoją tyczkę Szwedce. Na pożyczonej ta ustanowiła rekord kraju! Z tej okazji redakcja TVP Sport postanowiła wysłać Skandynawce prezent – czekamy na wieści z Woronicza.

Nominację do IAAF Fair Play Award otrzymała też Brytyjka Dina Asher-Smith, która po finale na 200 m postanowiła pomóc kontuzjowanej reprezentantce USA. Choć chwilę wcześniej została mistrzynią świata, pomogła wsiąść rywalce na wózek.

Na koniec scena, którą zapamiętamy na długo. Podczas biegu eliminacyjnego na 5000 m reprezentant Gwinei Bissau Braima Dabo pomógł dokończyć zawody wyczerpanemu Jonathanowi Busby'emu z Aruby. Choć pod ramię prowadził innego zawodnika, to ofiarny biegacz ustanowił w Dosze rekord życiowy wynoszący 18:10.87. Zdjęcia tej dwójki obiegły cały świat.

Spośród nominowanych wyłoniona zostanie finałowa trójka. Głosy można oddawać poprzez udostępnianie odpowiednich postów na profilach społecznościowych IAAF. Zwycięzców konkursu – tak naprawdę wszyscy wyróżnieni sportowcy mogą się czuć się zwycięzcami - poznamy 23 listopada podczas gali IAAF w Monako.

RZ


"Szkoda, że nas tam nie było. Kibicowałem Hawkinsowi". Mariusz Giżyński analizuje maraton na MŚ w Dosze

$
0
0

Lelisa Desisa jest od niedzieli mistrzem świata w maratonie. Etiopczyk wygrał bieg w Dosze w czasie 2:10:40, wyprzedził o 4 zaledwie sekundy rodaka Mosineta Geremewa oraz o 11 Kenijczyka Amosa Kipruto.

Czwarte miejsce zajął brawurowo biegnący na ostatnich kilometrach Brytyjczyk Callum Hawkins (2:10:57). I to właśnie najlepszego Europejczyka gorąco dopingował czołowy polski maratończyk Mariusz Giżyński, którego w stolicy Kataru (jak zresztą także innych polskich biegaczy na tym dystansie) w stolicy Kataru zabrakło. Giżyński, Marcin Chabowski i Henryk Szost przygotowują się do startu w Igrzyskach Wojskowych 27 października.

– Bardzo kibicowałem Hawkinsowi. Wiadomo: Europa, biały... Można powiedzieć, że się z nim identyfikowałem. Brytyjczyk jest, oczywiście, dużo lepszy ode mnie, bo w tym roku w Londynie uzyskał wynik 2:08:16. To jeden z najlepszych białych, europejskich maratończyków.

Hawkins pobiegł bardzo rozsądnie, choć w pewnym momencie dał się nieco ponieść. Ruszył na 35 kilometrze i ten pościg był, moim zdaniem, zbyt mocny. To się, oczywiście, łatwo teraz tak mówi po biegu, ale on na pewno wierzył, że ich dogoni i zdobędzie medal. Zabrakło mu do brązu 6 sekund! Gdyby nieco lepiej rozłożył siły... Jemu starczyło sił na 5 kilometrów, a gdyby rozłożył swoją szarżę na 7 km, miałby medal „na bank”! Kenijczyk Kipruto nie byłby w stanie odpowiedzieć, bo był już bardzo zmęczony. Ale i tak chwała mu za to, co zrobił!

To był fantastyczny bieg Brytyjczyka, w czołowej „25” był oprócz niego jeszcze tylko jeden biegacz pochodzący z Europy (Daniel Mateo z Hiszpanii zajął 10 miejsce, a czterej pozostali reprezentanci krajów Starego Kontynentu to naturalizowani Afrykanie - red.).

– Uczestnicy konkurencji ulicznych rywalizowali w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych, mimo że - dla obniżenia temperatury powietrza - biegi maratońskie rozpoczynały się o północy.

– Maratończycy mieli dużo lepsze warunki niż biegnące ten dystans panie oraz chodziarze. Nie dość, że było o 4 stopnie chłodniej, co jest już dużą różnicą, to jeszcze wiał wiatr, który rozpędzał wilgotne powietrze. Zrobił świetną robotę, bo stojące wilgotne powietrze - to najgorsze co może być, bo gotujesz się w sobie.

Wszyscy zaczęli spokojnie, początkową „dychę” nawet bardzo ostrożnie. Pierwsza połówka była wolniejsza niż druga. Nawet jak ruszył Ayala z Paragwaju, nie było żadnej reakcji czołowych biegaczy, trzymali spokojne tempo 3:12/km. Było widać, że atak zawodnika z Ameryki Południowej był szalony, całkiem nieprzemyślany.

– A może właśnie nie, może to było celowe i zaplanowane? Miał swoje 5 minut, pokazał się światu, sponsorom, że jest odważny, nie boi się zaatakować... To może przynieść mu wymierne korzyści.

– Może tak być, chociaż ja czegoś takiego nie uznaję. Kto siedzi w maratonie ten wie, że liczy się to co na mecie, a nie takie wariackie szarże. Nie na tym polega maraton.

– Ale takie mamy czasu, Mariuszu...

– Wiem, to prawda. Ale mnie to nie pasuje, mam inne podejście. Mnie interesuje efekt sportowy, a nie pokazówki pod publiczkę. Dla mnie było to słabe.

– No to zostawmy Ayalę i jego szarżę. Wróćmy do rywalizacji na trasie maratonu.

– Etiopczycy, którzy zdobyli złoty i srebrny medal, rozegrali bieg perfekcyjnie taktycznie. Drugą połówkę pokonali nieco szybciej, w trakcie biegu reagowali na to jak się czują, jaka jest pogoda, ile w danym momencie mogą. Pobiegli bardzo dojrzale. W 6-osobowej grupie, która bardzo długo prowadziła bieg, nie kwapili się do prowadzenia, cały czas chowali się za plecami rywali. To zresztą częsta taktyka biegaczy z Etiopii. Bardzo kalkulują, biegają inteligentnie, tak żeby wygrywać. Są niezwykle skuteczni.

– Cenisz taką taktykę czy uważasz, że jest nie do końca uczciwa wobec rywali? Różne są opinie na ten temat...

– Przyznam, że ja sam dzisiaj „wiozłem się” długo na plecach Kamila Jastrzębskiego (rozmawialiśmy po niedzielnym Biegnij Warszawo, które Giżyński wygrał - red.). Kamil prowadził, dobrze wyglądał, biegł mocno, widziałem, że chce to robić, a ja nie czułem się na siłach, żeby wyjść. Ale etyka biegowa jest generalnie taka, żeby jednak wychodzić, zmieniać się na prowadzeniu. Fajnie jak się współpracuje, wtedy każdy może pobiec szybciej. Jest na pewno bardziej sportowo i etycznie.

– Wyniki maratonu kobiet były bardzo słabe, najgorsze w historii mistrzostw świata. A jak oceniasz rezultaty czasowe maratończyków?

– Panie, jak już mówiłem, biegły w znacznie gorszych warunkach atmosferycznych. Porównałem czasy zawodniczek z ich wynikami tegorocznymi lub z jesieni 2018. Okazało się, że w Dosze pobiegły o 15 lub nawet więcej minut wolniej! Najlepiej pod tym względem spisała się piąta na mecie Białorusinka Wołga Mazuronak, jedyna Europejka w czołowej piętnastce. Ona uzyskała czas gorszy o 12 minut, co i tak różnicą jest ogromną.

U chłopaków było pod tym względem lepiej. Stawiałem na różnicę około 10 minut, ale na przykład Zersenay Tadese z Erytrei (6 miejsce - red.) pobiegł wolniej niż wcześniej o 8 minut, a Callum Hawkins o zaledwie 2 i pół minuty, co jest dla mnie wynikiem kosmicznym! Jego rezultat z Dohy 2:10:57 jest - moim zdaniem - bardziej wartościowy niż wiosenne 2:08:16 w Londynie. Doskonale zaadaptował się do katarskich warunków, widać, że bieganie w szopie na bieżni mechanicznej (bo tak robił część treningów) doskonale mu zrobiło. Czwarte miejsce, tylko 6 sekund do brązu, a 17 do złotego medalu - to wielki wynik i jego ogromny sukces!

– I tylko szkoda, że w maratonie na MŚ w Dosze nie było Polaków...

– Szkoda, wielka szkoda. Uważam, że Polska powinna mieć tam przynajmniej jednego reprezentanta, wysłać nawet młodego zawodnika po doświadczenie. Minima mieli czterej zawodnicy, oprócz mnie także Marcin Chabowski, Henryk Szost i Adam Nowicki. Tyle że... Marcin, Heniu i ja mamy za chwilę Igrzyska Wojskowe, bo musimy wypełnić nasze zobowiązania wobec finansującej nas armii. a Adam postawił na maraton we Frankfurcie, gdzie chce powalczyć o minimum olimpijskie.

Szkoda, bo start w Dosze byłby świetną nauką. Na igrzyskach w Tokio warunki będą podobne. Widziałem, że kibiców bardzo boli nasza nieobecność na MŚ, dostałem w tej sprawie mnóstwo pytań. Szkolimy się de facto za ich pieniądze i chcieliby oglądać naszą rywalizację z najlepszymi, bo to zawsze wielkie emocje. Bardzo żałuję, że tak to wygląda.

Rozmawiał Piotr Falkowski



Allyson Felix najbardziej utytułowanym lekkoatletą w historii MŚ!

$
0
0

Amerykanka zdobyła w Doha dwa złote medale i powiększyła do 14 liczbę złotych krążków wywalczonych na Mistrzostwach Świata w Lekkiej Atletyce! W tabeli wszech czasów zajęła miejsce samego Usaina Bolta, który złote medale MŚ zdobywał 11 razy.

Felix świętowała w Doha wygrane w rywalizacji sztafet 4x400 m. W trzecim dniu imprezy, wraz z Courtney Okolo, Wilbertem Londonem i Michaelem Cherrym sięgnęła po złoto w zmaganiach druzyn mieszanych. W niedzielę obserwowała z trybun triumf koleżanek ze sztafety damskiej (Phyllis Francis, Sydney McLaughlin i Wadeline Jonathas). Sama wystąpiła w piątkowych półfinałach, za co zgodnie z przepisami IAAF odebrała swój medal.

Wszystko ledwie 10 miesięcy po urodzeniu córeczki i długim pobycie z dzieckiem w szpitalu, na oddziale intensywnej terapii...

– W ostatnie święta, gdy byłam w szpitalu, nie mogłam nawet śnić o tym wszystkim, co wydarzyło się w Doha. O tym, że pobiegnę w Katarze, że będę zdobywać medale. Ten moment, który mógł być szczęśliwy okazał się ostatecznie szczęśliwy, a jednocześnie przerażający, obarczony dużą dawką niepewności – podsumowania Allyson Felix w rozmowie z BBC.

W ostatnich miesiącach, funkcjonując między szpitalem a bieżnią, Allyson Felix znalazła w sobie jeszcze na tyle siły, by zaangażować się kampanię dotyczącą śmiertelności afromaerykańskich kobiet podczas porodu (statystycznie czterokrotnie wyższy odsetek w stosunku do białych kobiet). Felix wystąpiła w tej sprawie przed członkami jednego z komitetów Kongresu Stanów Zjednoczonych, opisując „dwa najstraszniejsze dni” ze swojego życia, gdy na świat przychodziła jej córka.

Felix otwarcie przeciwstawiła się także działaniom firmy nike, która dyskryminowała lekkoatletki w ciąży. Sama została ofiarą polityki firmy. 

Biegaczki w ciąży kontra… Nike. Producent ustępuje pod naporem krytyki

Allyson Felix nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W przyszłym roku chce zdobyć swój siódmy złoty medal olimpijski!

red.


Dawid Malina wrócił do startów. Z nowym trenerem. „Zmiana dużo mi dała”

$
0
0

W ostatnich latach Dawid Malina regularnie zdobywał medale mistrzostw Polski w biegach długich. Jednak pod względem sportowym ten sezon nie należał do udanych. Zawodnik ROW Rybnik wraca po kontuzji. Myśli już o kolejnym sezonie.

W miniony weekend 27-latek wystartował podczas Biegnij Warszawo. Jak przyznał, był to jego pierwszy poważny start na 10 km po długiej przerwie. W stolicy zajął piąte miejsce, z czasem 31:48. Dla porównania, jego rekord życiowy to 30:16.

– Ostatni raz na „dychę” startowałem w grudniu ubiegłego roku. Dlatego biegło mi się fatalnie. Jeszcze do 3. kilometra trzymałem się chłopaków. Później zaczęli mi uciekać, a biegnąć samemu pod wiatr, nie było już sił i chyba motywacji by ich gonić. Chciałem tylko dobiec do mety – relacjonuje Dawid Malina. O swoim wyniku mówi krótko - „słaby”.

– Za tydzień chcę pobiec półmaraton w Krakowie i wykręcić tam lepsze międzyczasy. Zobaczymy jednak jak będzie – dodaje rybniczanin.

Zimą śląski biegacz przez trzy miesiące zmagał się urazem zapalenia kaletki, którego nabawił się podczas przygotowań do wiosennych startów. Później duże nadzieje wiązał z mistrzostwami Polski na 5 km, rozgrywanymi podczas Biegu Ursynowa. Ostatecznie nie stanął na starcie tamtej imprezy.

– Uważam, że byłem wtedy w dobrej formie. Nie miałem problemu, żeby biegać po 2:50 min./km na treningach. Ale w tygodniu startowym miałem przeprowadzkę. Uznałem, że nie ma już sensu jechać do Warszawy, po przenoszeniu mebli, kładzeniu gipsów w domu i innych takich rzeczach... Później zacząłem bawić się w biegi górskie, żeby jeszcze przedłużyć sezon – wspomina Malina, który wziął nawet udział w tegorocznych Mistrzostwach Europy w biegach górskich, zajmując 52. miejsce.

Od pewnego czasu trenerem Dawida Maliny jest Michał Bartoszak, który jeszcze do lutego był halowym rekordzistą Polski w biegu na milę.

– Zmiana dużo mi dała. Teraz biegam wolniej drugie zakresy. Inaczej wyglądają też treningi jakościowe. Wszystko robiono jest w truchcie. Zmieniło się też podejście do kilometrażu i periodyzacji. Mam własnego dietetyka, ale oczywiście wszystko uzgadniamy z trenerem. Takie obiektywne spojrzenie jest bardzo istotne. Uważam, że ciężko samego siebie trenować – zaznacza nasz rozmówca, który... sam trenuje biegaczy amatorów.

Wiele nowego zaszło też w życiu prywatnym Dawida. Biegacz wziął ślub i został ojcem. Jak radzi sobie w nowej roli?

– Moim plusem jest to, że pracuje w domu, a to ułatwia wiele spraw. Moja żona jest jeszcze na urlopie macierzyńskim. Muszę przyznać, że w nocy to ona częściej wstaje, bo ja mam kamienny sen. Ale syn chyba wie, że ważna jest regeneracja, bo też potrafi długo spać (śmiech). Zmieniłem nieco tryb życia, bo wcześniej chodziłem spać po 24, a wstawałem o 9. Teraz się to przesunęło i zasypiam koło 22 – opowiada Malina.

W przyszłym roku rybniczanin znów chce powalczyć na bieżni na 10 000 m. Jest trzykrotnym medalistą mistrzostw Polski na tym dystansie (2016, 2017, 2018), z życiówką 29:27.10. Dawid był także medalistą mistrzostw Polski w... biathlonie letnim. Dziś „pudło” kojarzy mu się już tylko z sukcesami.

RZ


2. Poznański Bieg Po Drugie Życie za nami

$
0
0

Słoneczna aura i lekki mróz towarzyszył wszystkim uczestnikom 2. edycji Poznańskiego Biegu Po Drugie Życie, który w niedzielę 6 października wystartował z Centrum Wyszkolenia Jeździeckiego Hipodrom Wola (ul. Lutycka 34).

W imprezie udział wzięły m.in. osoby, które w wyniku transplantacji otrzymały „nowe życie”, a także ci, dla których idea transplantacji jest ważna i którzy doceniają wartość dzielenia się swoimi narządami za życia i po śmierci.

Gościem specjalnym biegu, w którym wystartowało prawie 70 osób był Szymon Ziółkowski. Poznański złoty medalista olimpijski w rzucie młotem (Sydney 2000r.) wspólnie z uczestnikami przebył około 5 km trasę.

Celem imprezy, którą poprowadzi znany poznański radiowiec Maciej Narożny była integracja środowisk osób po przeszczepach oraz popularyzacja biegania, jako element aktywności fizycznej, która ma wpływ na zdrowie.

Ponieważ bieg miał charakter rekreacyjny dlatego czas nie był mierzony, a trasę każdy pokonywał swoim tempem na biegowo lub w szybszym marszu.

Organizatorem imprezy były Fundacja Rozwoju Medycyny i Zdrowia, Klinika Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu oraz SOLUMED - Klinika Chirurgii Plastycznej i Flebologii w Poznaniu.

Źródło: Organizator


9. Luboński Bieg Niepodległości: Pobiegną w bazie lotniczej w Kuwejcie!

$
0
0

11 listopada o godz. 11:11 ul. 11 listopada w Luboniu wystartuje 9. edycja Lubońskiego Biegu Niepodległości. Impreza na dystansie 10 km, której organizatorem jest Ronin Running odbędzie się tradycyjnie w Dzień Niepodległości. W ramach tegorocznej edycji imprezy po raz trzeci rozegrane zostaną Mistrzostwa Wielkopolski w biegu na 10 kilometrów.

Po raz pierwszy organizowany będzie także bieg w Bazie Lotniczej AL Jaber w Kuwejcie gdzie stacjonuje Zespół Lotniczy Polskiego Kontyngentu Irak. Oprócz Polaków w imprezie udział wezmą również żołnierze z USA, Włoch i Kuwejtu. Uczestnicy rywalizacji otrzymają takie same medale jak biegacze w Luboniu. – Tym biegiem chcemy propagować naszą chlubną historię wśród koalicjantów – powiedział kpt. Daniel Pałka

Na liście startowej jest już ponad 800 nazwisk i z każdym dniem lista się wydłuża. Przypominamy, że w tegorocznej edycji biegu zaplanowany jest start 1500 uczestników.

Do 21 października (poniedziałek) wpisowe wynosi – 59 złotych. W tej cenie każdy uczestnik oprócz numeru startowego otrzyma pakiet startowy zawierający:

  • pamiątkową opaskę na głowę,
  • odlewany  medal za ukończenie biegu,
  • rogal świętomarciński oraz butelkę wody mineralnej,
  • posiłek regeneracyjny po biegu
  • dla wszystkich kobiet na mecie – kwiat w kolorze białym lub czerwonym

Na uczestników czekać będą tradycyjnie: strefy kibica, zespoły muzyczne, czerwony dywan i wiele akcentów patriotycznych.

W trakcie tegorocznej edycji rozgrywane będą również Mistrzostwa 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach oraz Mistrzostwa Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej. Nagrodzeni zostaną także: najlepsza Lubonianka i Lubonianin, biegacz
i biegaczka z flagą, najszybszy zawodnik i zawodniczka na wózku. Wszyscy uczestnicy rywalizować będą w 15 kategoriach wiekowych.

Dodatkowo tradycyjnie już odbędzie się konkurs dla lubońskich szkół podstawowych pod nazwą „Mistrz Kibicowania”, który polega na dopingowaniu uczestników biegu w specjalnie wytyczonych strefach kibica.

Przypominamy, że tegoroczna edycja imprezy odbywa się pod honorowym patronatem „ppłk Ludwika Misieka". Ppłk Ludwik Misiek - polski żołnierz - kapral AK i dowódca drużyny plutonu Kedywu podczas II wojny światowej, który w latach 1946–2006 był pilotem szybowców (trzykrotny rekordzista Polski, rekordzista świata, laureat Diamentowej Odznaki Szybowcowej FA)

Pierwszą edycję biegu ukończyło 326 zawodników. W zeszłorocznej, 8. edycji 1341 osób (w tym 2 osoby na wózku) przekroczyło linię mety. Najszybciej 10-kilometrową trasę pokonał Krzysztof Szymanowski (31:57), tuż za nim uplasował się Denis Slobodianiuk (32:09) oraz Krzysztof Stefanowicz (32:17). Wśród kobiet najszybsza była Patrycja Talar (37:39), która na mecie wyprzedziła Agnieszkę Staniewską (39:42) oraz Agnieszkę Kuster (40:00).

Strona imprezy: www.lubonskibiegniepodleglosci.eu

źródło: Organizator


13. Bieg Uliczny im. Kazimierza Świerzowskiego: Zapewnij sobie imienny numer startowy

$
0
0

Organizatorzy 13. Biegu Uliczny im. Kazimierza Świerzowskiego, który odbędzie się 19 października w Lipinkach są już przygotowani do tej wyjątkowej i jednej z najpopularniejszych w regionie imprez biegowych.

– Wiemy już jak będzie wyglądał medal, troszkę inny niż w poprzednich latach. Trwa właśnie jego produkcja. Będzie też wyjątkowa koszulka. Dopinamy ostatnie szczegóły i zapraszamy na nasz bieg – informuje Tomasz Świerzowski, organizator biegu.

Tomasz Świerzowski wpadł też na ciekawy sposób promocji tego biegu.

– Mamy przygotowane ulotki, a ponadto wszędzie ze mną jeździ zamontowany na dachu mojego samochodu baner informujący o naszej imprezie. Biegacze, którzy chcą otrzymać numery startowe z imieniem muszą się pospieszyć z zapisem na bieg (do 10 października – red.). Do 16 października obowiązuje też niższe wpisowe – dodaje Świerzowski.

13. Bieg Uliczny im. Kazimierza Świerzowskiego jest zaliczany do biegowego Grand Prix Małopolski. Zapowiada się więc bardzo ciekawa rywalizacja

Zapisy i regulamin: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


„Nie, to nie dla niej” vs. „start sezonu”. Ambasadorka zachwycona

$
0
0

Gdy zaczynałam treningi z Biegowa Kuźnią, Tomek chciał żebym wyznaczyła sobie cel. Długo z tym zwlekałam - nieprzespane noce przy moim maluszku nie pomagały. Jednak miałam pewna niepisaną umowę z Konradem, fotografem z Silesia 2018: zrobi mi zdjęcie jak będę przekraczać metę na Stadionie Śląskim.

Wtedy też usłyszałam od znajomej, że to nie jest trasa dla mnie i na powrót potrzebuję czegoś łatwiejszego. Te słowa miałam gdzieś ciągle z tyłu głowy. Wybierałam spośród kilku półmaratonów - Silesia, może Kraków, myślałam o Toruniu. Jednak w myśl zasady „co, ja nie dam rady? No to patrz!” postawiłam na Silesię.

Regularne bieganie i przygotowania to nie wszystko. Byłam przerażona - wracam na trasę półmaratonu po ponad 3 latach. A półmaraton tak się składa nigdy nie był moją mocna strona. Również Tomek odczuł moja niepewność. Co chwilę mówiłam, że może jednak nie to, że nie dam rady, że jak ja mam to zrobić? Cierpliwie upewniał mnie w decyzji i wspierał.

Październik zbliżał się wielkimi krokami, aż wreszcie przyszedł piątek przedstartowy. Wieczorem pojechałam do biura zawodów zlokalizowanego na Stadionie Śląskim. Pakiet w pierwszej opłacie kosztował 60 zł a poza numerem zawierał pamiątkowa chustę wielofunkcyjna, izotonik oraz koszulkę (Silesia robi naprawdę piękne koszulki) a wszystko zapakowane w materiałowy worek.

W biurze zawodów można było sprawdzić nr startowy i udać się do odpowiedniego okienka po odbiór pakietu. Na miejscu można również było zapisać się na któryś z biegów - do wyboru był również maraton oraz ultramaraton 50 km.

W niedzielny poranek razem z Mateuszem kolegą z Kuźni pojechaliśmy na start biegu. W biegach „u siebie” fajne jest to, że wszędzie są znajomi. Przed startem dostałam masę wiadomości od przyjaciół, którzy cały czas mnie wspierali. Od wejścia na stadion spotkałam całą masę znajomych. Na start udałam się z Adamem, miła rozmowa, wzajemne wsparcie obniżyły mój stres.

Tomek dał mi pewien pomysł na bieg, a ja tym razem zamierzałam się go grzecznie trzymać.

Zanim się obejrzałam usłyszałam odliczanie i kilka tysięcy biegaczy wyruszyło na trasę.

Na początku było ciasno i bardzo szybko zgubiłam Adama, jednak trzymałam się ustalonego planu i biegłam powoli.

Tomek idealnie ocenił moje siły, chociaż chciało się biec szybciej to starałam się trzymać strategii. Bieg podzieliłam na cztery pięciokilometrowe odcinki. Nawet nie wiem kiedy minął pierwszy fragment...

Co jest rewelacyjne w takich miejskich biegach? Kibice! Zawsze znalazł się ktoś kto klaskał, krzyczał, dopingował. Koło 9. kilometra trasa półmaratonu łączyła się z trasą maratonu i ultra. Świetnie to wyglądało, na dodatek zaraz była strefa kibica i punkt odżywczy.

10 km było za mną. Biegło mi się naprawdę dobrze, ale powoli zaczynałam odczuwać wybiegania które ostatnimi czasy zaniedbałam. I tak na trasie pojawiły się znajome twarze. Widzę znajoma koszulkę „Szaber” szybki żółwik i lecimy dalej. Za chwilę na horyzoncie pojawił się Michał, również szybka fotka, doping i lecimy.

Niestety od 15. kilometra zaczęły mnie łapać skurcze, zaczęły boleć mięśnie. Mimo wszystko biegłam. Tutaj też pojawił się rewelacyjny punkt kibiców którzy na bębnach wybijali rytm.

Przed wbiegnięciem do Parku Śląskiego przybijam piątkę z moją wychowawczynią z liceum - świetna biegaczka!

Na 18. kilometrze zaczęłam przechodzić do marszu, bolały mnie nogi. Nie pomagał fakt, że zegarek wskazywał inny dystans niż flagi. Trochę licytując się sama z sobą, biegłam. Otuchy dodało mi pojawienie się Pawła na trasie który biegł maraton, miał w sobie tyle zapału i energii, że obdarowały by połowę startujących.

Ostatnie kilkaset metrów to był bieg sercem - jeśli nie własnym to sercem kibiców. Mimo, że do Stadionu droga wiodła pod górkę, nie odczuwałam tego. Wśród kibiców dostrzegłam Dominikę i Filipa z córką - to był zastrzyk energii który niósł mnie do mety. Pozostało tylko wbiec na stadion i do mety.

Z daleka widziałam Konrada, który czekał zgodnie z umową żeby zrobić mi zdjęcie na mecie. Udało się pokonałam swój lęk i swoją słabość. Udało się ustanowić nową życiówkę na trasie półmaratonu – przyspieszyć o ponad 8 minut!

Na szyi zawisł przepiękny medal, ciężki jak wysiłek jaki włożyłam aby się tam znaleźć. Pojawiły się łzy szczęścia...

Myślę, że mało jest biegów które są tak dobrze zorganizowane. Świetnie oznaczona i zabezpieczona trasa . Doskonale zorganizowane punkty odżywcze - wolontariusze pełni energii. Silesia jako kolejny organizator zrezygnowała z plastikowych kubków zastępując je papierowymi.

I ta meta na Stadionie Śląskim - myślę, że mieści się w moim TOP 3, zaraz obok genialnej mety na Festiwalu Biegowym w Krynicy oraz mety królewskiego półmaratonu w Tauron Arenie Kraków.

Kolejny razem widzę efekt moich treningów i kolejny raz utwierdzam się w fakcie, że wybrałam najlepszego człowieka który prowadzi mnie do sukcesów. Tomku dziękuję!

To był start mojego sezonu!

Coś się kończy więc coś zacząć się musi, trzeba ustalić nowe cele. Tym razem zrobię to śmielej, sięgnę po więcej, odczarowałam ten dystans i zmierzę się z nim po raz kolejny.

Coś obiło mi się o uszy o Koronie Półmaratonów Śląskich - chętnie ją założę!

Sandra Pawlik-Niedziela, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Uroda lokalnych biegów – Jesienny Festiwal Biegowy w Żywcu

$
0
0

Są biegi, których ilość uczestników rokrocznie zamyka się w dwucyfrowej cyfrze (ew. nieznacznie przekracza stu), nie kuszą praktycznie żadnymi atrakcjami, pakiety startowe ograniczają się wręcz do minimum, ale wiesz, że na pewno się odbędą w danym okresie i spotkasz wśród nich wiele znajomych twarzy. Do takich biegów z pewnością można zaliczyć Jesienny Festiwal Biegowy, rozegrany w minioną sobotę w Żywcu.

Mimo tych mało zachęcających czynników na nieatestowanej, teoretycznie 10-kilometrowej trasie (a praktycznie ok. 400 metrów dłuższej), impreza ta gromadzi swoje małe lokalne grono. Jeśli jesteś w okolicy Żywca i chcesz poznać tzw. lokalną koninę – tu z pewnością ją znajdziesz. Jesienny Festiwal Biegowy odbył się już po raz XXIV i w jego ramach odbył się bieg główny na 10 km, na 5 km w ramach Mistrzostw Polski Starostów, Prezydentów, Burmistrzów miast i Wójtów gmin oraz biegi dla dzieci na dystansach od 200 do 2000 metrów.

Trasa składa się z dwóch pętli. Zaczyna się przy amfiteatrze, następnie skręca w lewo na pierwszy z mostów – Sporyski, po czym prowadzi na drugi – Trzebiński, za którym skręca ona w prawo i wraca w kierunku linii startu/mety, gdzie występuje nawrotka 180-stopniowa. Jest ona trasą szybką – pierwsza część trasy do mostu trzebińskiego lekko się wznosi, by za nim w kierunku amfiteatru lekko opadała, lecz przewyższenie na jedno okrążenie wynosi zaledwie ok. 19 metrów. Z pewnością, gdyby była ona dobrze odmierzoną, stałaby się znacznie popularniejszą; a tak – no cóż – zaliczając dodatkowe 400 metrów o życiówkę będzie Ci raczej ciężko.

Sam bieg ma dla mnie dość symboliczne znaczenie, gdyż jego trasą często wychodzę na treningi i prowadzi ona tuż obok mojego domu rodzinnego. Temu też zawsze mogę na nim liczyć na swoją małą strefę kibica, z dopingiem, fotografem i... bidonem!

Przy takim wsparciu, z dodatkową przyjazną aurą pogodową, osiągnąłem czas 38:07, co starczyło na 5. miejsce - po samotnym biegu od praktycznie samego początku. Pierwsze miejsce przypadło Marcinowi Dyrladze z czasem o nieco ponad 3 minuty lepszym, a podium dopełnili Sławomir Góra i Józef Koźmiński. Natomiast pierwszą wśród kobiet była Justyna Smyrak, a za nią uplasowały się Michalina Malina i Bogusława Kupczak.

Po przekroczeniu linii mety, czekając na mecie, standardowo była możliwość umilenia tego czasu przy porcji grochówki oraz kawy. To przy niej padło m.in. kilka zdań o innym Festiwalu Biegowym - krynickim, na którym być może pojawi się większa reprezentacja z rejonów Beskidu Żywieckiego!

Start w swoich rodzinnych stronach potraktowałem jako ostatnie szybsze bieganie przed swoją próbą maratońską. Wynik pozwolił mi na zajęcie II miejsca w swojej kategorii, a także na I wśród mieszkańców Żywca. Passa pierwszych miejsca została więc utrzymana, gdyż w swoim poprzednim żywieckim biegu (na znacznie większym i bardziej prestiżowym Półmaratonie Dookoła Jeziora Żywieckiego) również stanąłem na najwyższym stopniu podium.

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów

fot. Devil on Bike



Francois D’haene na Washington Pacific Trail. Będzie rekord?

$
0
0

Szykuje się nowy rekord szybkości na 900-kilometrowym odcinku Pacific Crest Trail z ok. 35 000m przewyższeń. Francois D’haene, trzykrotny zwycięzca UTMB, drugi zawodnik ubiegłorocznego Western States 100, zamierza rozprawić się ze szlakiem w 8 dni.

Niewykluczone, że próba ustanowienia rekordu na tzw. Washington Pacific Trail jest wstępem, by w przyszłości ruszyć z takim samym zamiarem na pełny 4200-kilometrowy szlak, prowadzący z granicy z Kanadą do granicy z Meksykiem. Zajęłoby to jednak znacznie więcej czasu, a jak zastrzegł D’heane, zbliża się już zima i taki bieg byłby trudny.

Zima dopadła D’haene już na starcie przedsięwzięcia (jest na trasie od 3 dni).

Pierwsze dni biegu odbywają się w śniegu i przy ujemnych temperaturach.

Francuz korzysta ze wsparcia, w próbie zamierzają mu pomóc zarówno francuscy jak i amerykańscy biegacze trailowi.

D’haene mierzy się z wynikiem 46-letniego Christofa Teuschera, który latem zeszłego roku przebiegł w tym samym kierunku, z pogranicza amerykańsko-kanadyjskiego w okolice Portland, w 10 dni, godzinę i 26 minut. Zrobił to jednak zupełnie sam i bez zorganizowanego wsparcia z zewnątrz. Pochodzący ze Szwajcarii biegacz, zanim zabrał się za WPT, zrobił rekord Oregon Desert Trail i oraz odbył biegową wspinaczkę na 5 najwyższych szczytów w Oregonie.

Francois D’haene również nie brakuje doświadczenia w poprawianiu najszybszych znanych czasów. Bił już rekordy na szlaku GR20 na Korsyce i John Muir Trail w USA. Jednak WPT będzie jego największym z dotychczasowych wyzwań.

Strona projektu: TUTAJ

IB


Eliud Kipchoge już w Wiedniu. Dzień i godzina startu INEOS 1:59 Challenge nieznane

$
0
0

Kenijski dominator maratonów dotarł już do stolicy Austrii, gdzie w najbliższych dniach podejmie próbę złamania bariery 2 godzin w maratonie, w ramach projektu INEOS 1:59 Challenge. Kiedy odbędzie się próba? Wciąż nie wiadomo.

Organizatorzy próby wybrali Wiedeń ze względu na pogodę, która panuje tu jesienią, a także jakość powietrza w austriackiej metropolii. Historyczne dane wskazują na pogodne dni i kilkunastostopniowe temperatury, co nie znaczy, że nie trafia się gorsza aura – z deszczem i chłodem. Z tego powodu nie wyznaczono precyzyjnej daty ani godziny próby.

Pożądane przez Eliuda Kipchoge warunki to ok. 80-procentowa wilgotność powietrza oraz temperatura pomiędzy 7-14 stopni Celsjusza. Założone okienko pogodowe to 12-20 października.

Wybór Wiednia podyktowany był także trasą, jaką udało się tam przygotować na potrzeby projektu. Jej przewyższenie to zaledwie 2,6 m na pełnej długości 42,195 km.

Kipchoge przyleciał do Wiednia z Eldoret, prywatnym samolotem podstawionym przez brytyjskiego milionera Sir Jima Ratcliffa, który finansuje całe przedsięwzięcie. W oczekiwaniu na próbę Kenijczyk ma ładować węglowodany i nawadniać organizm.

Przypomnijmy, że podczas pierwszej próby złamania 2 godzin w maratonie, w ramach projektu #Breaking2, wyznaczono sztywną datę próby. Kipchoge był bliski założonego celu, kończąc swój bieg po 2 godzinach i 25 sekundach. To nieoficjalny rekord świata w maratonie. Kenijczyk jest też posiadaczem oficjalnego rekordu – 2:01:39 z Berlina 2018.

red.


Półmaraton w Cardiff opłakuje kolejnego biegacza

$
0
0

Szeroko zapowiadany półmaraton w Cardiff zakończył się rekordem trasy. Niestety dobrą wiadomość przesłoniła śmierć jednego z uczestników. „Wszyscy jesteśmy zdruzgotani” - powiedział lokalnemu radiu dyrektor wyścigu.

Do zdarzenia doszło tuż za metą, kilka metrów od głównego centrum medycznego. Według relacji świadków, pomoc ratowników miała być natychmiastowa. Biegacza w ciężkim stanie przewieziono do szpitala w stolicy Walii, gdzie zmarł.

Początkowo nie ujawniono żadnych szczegółów dotyczących zdarzenia. Dzień po biegu organizatorzy poinformowali, że ofiarą jest 35-letni Nicholas Beckley. Przyczyną zgonu było zatrzymanie akcji serca.

W ubiegłym roku, także po przekroczeniu mety, w Cardiff zmarło dwóch mężczyzn w wieku 25 i 32 lat. Obaj finiszowali oni zaledwie trzy minuty po sobie. W tym roku około 50 osób pokonało piechotą trasę półmaratonu upamiętniając jednego z mężczyzn.

Jak mówią organizatorzy, w akcji informacyjnej imprezy mówiono wiele o profilaktycznych badaniach. Ich zdaniem, wykonano w tym kierunku „niesamowitą pracę”.

Zwycięzcą półmaratonu został Leonard Langat, który wynikiem 59:30 poprawił rekord imprezy (aż o 72 sekundy). Po zaciętym finiszu, Kenijczyk o dwie sekundy wyprzedził swojego rodaka Shadracka Kimininga (59:32). Wśród pań najlepsza była Kenijka Lucy Cheruiyot z rezultatem 68:20.

Łącznie w wydarzeniu wzięła udział blisko 27 000 osób, co jest rekordem imprezy. Od przyszłego roku bieg wchodzić będzie w skład nowego cyklu - SuperHalfs Series.

RZ


"12 lat czekałem na ten medal, ale nie jestem spełniony. Moje marzenie to Tokio!" Marcin Lewandowski, brązowy medalista MŚ na 1500 m

$
0
0

Jeszcze nigdy reprezentant Polski nie biegał w finale mistrzostw świata na 1500 m. To stwierdzenie przestało być aktualne w niedzielny wieczór, gdy na starcie finałowego biegu na „półtoraka” stanął na bieżni Khalifa Stadium w Dosze Marcin Lewandowski. 32-letni zawodnik przełamał od razu kolejną barierę: zdobył medal. Po kapitalnym biegu finiszował trzeci zdobywając brąz i bijąc własny rekord Polski wynikiem 3:31:46!

Kapitan reprezentacji Polski na mistrzowskich imprezach lekkoatletycznych biegał w Katarze perfekcyjnie taktycznie. Dlatego na początku rozmowy pozwoliłem sobie żartem nazwać Lewandowskiego „profesorem”, określeniem od kilku lat przypisanym do kolegi i wielkiego rywala z bieżni Adama Kszczota. Temu ostatniemu start tym razem zdecydowanie nie wyszedł...

– Nie, nie, nie! Cieszę się, że biegałem perfekcyjnie, ale już ci kiedyś powiedziałem: proszę nie nazywać mnie profesorem, bo żaden ze mnie profesor! No, chyba że powiedziałeś to celowo, żeby zajawić temat (śmiech). Nie uważam się za żadnego profesora, bo nie chcę ubliżać takimi porównaniami ludziom, którzy wielkimi osiągnięciami osiągnęli ten stopień naukowy. Proszę utożsamiać mnie ze sportowcem Marcinem Lewandowskim i żołnierzem Wojska Polskiego, ewentualnie jeszcze „fighterem”, jak często określa się mnie w telewizji. Tyle.

– To był rzeczywiście żart, ale w Dosze biegałeś prefekcyjnie taktycznie. Z ogromną przyjemnością i satysfakcją patrzylem na to, jak niesamowicie mądrze biegniesz, jak jesteś pewny tego, co robisz.

– Sam chcę to na spokojnie obejrzeć w telewizji, bo już wielokrotnie słyszałem od ludzi, że biła ode mnie ogromna pewność siebie. To jest niesamowite! Fajnie, że tak to z boku wyglądało, bo... czułem się na mistrzostwach bardzo dobrze, oczywiście - pojawiały się czasem myśli „co ja tutaj robię?”, ale takie chwile niepewności to jest standard.

Wiedziałem, na co mnie stać, że jestem bardzo mocny, stać mnie na 3:30-3:31, czyli rekord życiowy i rekord Polski. Byłem pewny swego i mówiłem sobie głośno, że przyjechałem tam po medal. Mam 32 lata, kto wie, ile mi jeszcze zostało i to muszą być moje mistrzostwa. Przyznam jednak, że nie spodziewałem się aż tak szybkiego finału: to było jednak bieganie turniejowe, bez „zająca” jak na mityngach. Jestem w szoku po naszych finałowych wynikach, ale cieszę się, że moje nastawienie na sukces przyniosło sukces i upragniony medal.

– Medal, na który czekałeś aż 12 lat...

– Strasznie długo... Sześć finałów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, 3 razy czwarte miejsca, medal, który mi zabrano... Ta podróż była niesamowicie długa, ale opłacało się czekać! Teraz ten medal smakuje jeszcze lepiej, a te porażki i także sukcesy, choć nie takie jakie bym chciał, ksztłtowały mnie jako człowieka i sportowca. To jest chyba jeszcze cenniejsze niż samo zdobycie medalu.

– To najcenniejsze na razie trofeum w Twojej karierze?

– Myślę, że tak. Kibic czasami patrzy może inaczej: wyżej od brązu mistrzostw świata ceni złoto mistrzostw Europy, bo ono jest za wygraną, pierwsze miejsce. Ale dla mnie osobiście ten wyczekany długo medal światowy jest najcenniejszy i będę się nim opiekował jak jajkiem (śmiech). (czytaj dalej)


– Mam jednak nadzieję, że mimo zwieńczenia tych 12 lat nie czujesz się jeszcze spełniony?

– Nie, nie, w żadnym razie! Brakuje mi jeszcze jednego medalu, najważniejszego! Mam już trofea z każdej imprezy: mistrzostw świata i Europy, na stadionie i w hali, z wyjątkiem igrzysk olimpijskich. To moje wielkie marzenie, zrobię wszystko, żeby z Tokio wrócić z medalem olimpijskim. Chociaż z drugiej strony muszę powiedzieć, że to jest tylko sport. Ja już patrzę na to trochę inaczej, nie jest to już moje całe życie, a tylko sposób na życie. Robię konsekwentnie swoje, ale co mi los przyniesie – zobaczymy.

– Jak to jest, że facet, który od tylu lat tkwi na światowym topie, osiągnął tak wiele sukcesów, jest wielką gwiazdą – pozostaje tak bardzo normalny? Jesteś, jak to ujął prezes PZLA Henryk Olszewski w smsie do Twego trenera i brata Tomasza Lewandowskiego, taki „swój chłop”?

– Fajnie, że prezes to widzi, że zauważa to wielu innych ludzi. Zawsze chciałem być normalnym gościem, żeby największe nawet sukcesy sportowe nie zabrały mi normalności. Cieszę się, że to idzie w parze. Dużo się zmieniło przed kilkoma laty, gdy urodziła się moja pierwsza córka. Wtedy zmieniłem całkowicie podejście do sportu. Przestał, jak powiedziałem, być całym moim życiem.

– Wielu fachowców twierdziło, że jeśli bieg finałowy będzie poprowadzony w wolniejszym tempie, możesz go nawet wygrać. Jeśli natomiast ktoś narzuci bardzo szybkie tempo, możesz mieć problemy i Twoje szanse spadną. Tymczasem Ty, po przekroczeniu mety, cieszyłeś się, że Kenijczycy ruszyli szalenie mocno!

– Ciągle uważałem (i zresztą mówiłem to głośno), że stać mnie na szybki bieg i rekord Polski, czyli w granicach 3:30. To czego miałem się bać? Ucieszyłem się z tempa Kenijczyków: po pierwsze - mogłem udowodnić, że nie rzucam słów na wiatr, a po drugie – w takim biegu jest mniej przypadkowości. Kto jest mocny ten leci, kto słabszy ten zostaje. A w biegach wolnych jest dużo przypadku, liczy się ustawienie, pozycja w momencie ataku, czy jesteś zamknięty czy nie... Wtedy mnóstwo szczegółów decyduje o miejscu na mecie. W biegu mocnym wszystko jest klarowniejsze.

– I nie przestraszyłeś się trochę, gdy Cheruiyot i Kwemoi narzucili od początku straszne tempo? Nie bałeś się, że możesz potem ich nie dogonić?

– Nie, nie, kontrolowałem wszystko, byłem świadomy tego co się dzieje. Myślałem racjonalnie i czytałem bieg. Patrzyłem co „setkę” na zegar i wiedziałem, że jest bardzo szybko. Dlatego nie chciałem przechodzić zbyt szybko do przodu i gonić Kenijczyków, czekałem na swoją chwilę.

– Ale gdyby oni utrzymali tempo do mety, za żadne skarby byś ich nie dogonił!

– Przetrzymał tylko Cheruiyot, a reszta grupy była ciągle ze mną. Kwemoi - jak było do przewidzenia - „umarł”. On nie był w stanie pobiec 3:28, biegał w tym sezonie dużo wolniej, wygrałem z nim w półfinale i widziałem jak wygląda. To się czuje, czy rywal ma coś jeszcze „pod kopytem”, czy nie. Przypuszczałem, że nie wytrzyma do końca.

– Czyli wszystko, do ostatniego metra biegu, miałeś zaplanowane, było pod kontrolą?

– Nie, no coś ty! Ja obiecałem sobie, że bez względu na to jaki będzie ten bieg: szybki czy bardzo wolny, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby 300 metrów przed metą zaatakować i w ostatni wiraż wejść na bezpiecznej pozycji.

– Poszedłeś imponująco!

– (śmiech) Troszkę nawet przesadziłem, zrobiłem parę szybkich kroków, „urwałem” i bardzo dużo sił mnie to kosztowało. Dowiozłem jednak do końca tę bezpieczną lokatę, a nawet jeszcze zaatakowałem na ostatnich stu metrach! Bardzo niewiele, tylko 8 setnych sekundy, zabrakło, żebym wygrał z Algierczykiem Makhloufim i zdobył srebrny medal!

– Piękna była minuta, której zażyczyłeś sobie w telewizyjnym wywiadzie po biegu i którą w calości poświęciłeś swojej rodzinie...

– Ciągle podkreślam, że żona i córki są dla mnie najważniejsze. Wiem jak ciężko im jest, gdy ciągle opuszczam dom i ponad 300 dni w roku spędzam za granicą. A jak już jestem w domu i wychodzę na trening, dzieci płaczą i nie chcą mnie puścić, bo się boją, że wrócę może znów za miesiąc.

– A Ty jak sobie z tym radzisz?

– Nie radzę sobie! Też jest mi bardzo ciężko, strasznie to przeżywam, ale stwierdziliśmy z żoną, że drugiej takiej szansy mogę już nigdy nie dostać od życia i muszę ją wykorzystać w 100 procentach. Celowi „Tokio 2020” poświęcam zatem wszystko: siebie, swoją rodziną i przyjaciół, żeby wrócić z igrzysk z medalem. A potem pewnie przyjdzie dzień, że siądę na tyłku i w końcu będę mógł poświęcić się rodzinie.

– To może wreszcie teraz będziesz miał dla niej troszkę czasu?

– Też nie za wiele, bo już w połowie października lecę na 2 tygodnie do Chin, na Wojskowe Igrzyska Sportowe. Nie jest łatwe życie sportowca, ale cóż, sam sobie je wybrałem!

Rozmawiał Piotr Falkowski


Polacy w Boston Marathon 2020 [LISTA STARTOWA]

$
0
0

W kwietniu 2020 r. z Hopkinton na Boylston Street w Bostonie pobiegnie 24 127 spośród 27 288 osób, które wypełniły kryteria sportowe udziału w imprezie. W tej grupie znalazło się 75 Polaków*.

Po raz kolejny okazało się, że trzeba biegać szybciej niż przyjęte minimum. Na start 124. Maratonu Bostońskiego zakwalifikowani zostali wszyscy zawodnicy, którzy uzyskali czasy o minutę i 39 sekund lepsze od wyznaczonych minimów dla poszczególnych płci i kategorii wiekowych (tzw. cut-off time).

Pechowcy – dokładnie 3 161 osób ze 112 krajów świata – marzenia o udziale w najstarszym i najbardziej prestiżowym maratonie świata muszą odłożyć co najmniej na przyszły rok. Łatwo nie będzie, bo wymagania stawiane biegaczom przez B.A.A.C są spore. W ubiegłym roku „cutt-off time” wynosił 1 minutę i 49 sekund, dwa lata temu – 3 minuty i 23 sekundy, trzy lata temu – 2 minuty i 9 sekund. Minima obowiązują od 1970 r.

Na 2020 r. organizatorzy maratonu zwiększyli pulę numerów startowych do 31 500 osób. W gronie uczestników, oprócz biegaczy którzy wypełnili kryteria sportowe, znajdzie się także 471 zawodników, którzy ukończyli 10 i więcej kolejnych edycji imprezy, 290 paralekkoatletów, zaproszona elita oraz uczestnicy akcji charytatywnych (w ubiegłym roku zebrali 38,7 mln dolarów, które trafiły do ponad 300 organizacji pozarządowych działających w Bostonie i okolicach).

Polacy zakwalifikowani do startu w Boston Marathon 2020 (kryterium – obywatelstwo RP):

  • Piotr Ruszniak
  • Artur Kobuszewski
  • Adam Wasiołka
  • Grzegorz Jaromin
  • Piotr Witusowski
  • Barbara Włoch-Wiszniowska
  • Miroslaw Ziębowicz
  • Dariusz Korzeniowski
  • Adam Pilarski
  • Bartosz Skwirtnianski
  • Maja Michalak
  • Wiesław Sikora
  • Franciszek Stroński
  • Roman Janik
  • Mateusz Janiszewski
  • Wojciech Kopeć
  • Pawel Raczyński
  • Bartosz Stróżek
  • Sławomir Gałęza
  • Remigiusz Galka
  • Grzegorz Reluga
  • Malgorzata Reluga
  • Katarzyna Bednarowicz
  • Jacek Pożarowski
  • Pawel Myśliwiec
  • Alicja Kordowska
  • Piotr Maj
  • Andrzej Makaryczew
  • Maria Pioro
  • Emilia Mazek
  • Sebastian Grzywacz
  • Jarosław Taczkowski
  • Kamil Dużynski
  • Mariusz Michalak
  • Robert Michalski
  • Piotr Baranowski
  • Tomasz Bagiński
  • Rafał Dmowski
  • Murawiec Izabella
  • Maciej Frączek
  • Marcin Sobolewski
  • Lukasz Różański
  • Karol Rychter
  • Marcin Rychter
  • Lucyna Pleśniar
  • Maciej Kolek
  • Pawel Wójcik
  • Jacek Trela
  • Tomasz Trembecki
  • Adam Kurowski
  • Slawomir Kurzawa
  • Krzysztof Przybyła
  • Janusz Przyludzki
  • Adam Ilkiewicz
  • Aleksandra Dzierzkowska
  • Ryszard Nowak
  • Anna Dulko
  • Marcin Smolak
  • Filip Szpecht
  • Jaromir Szurlej
  • Rafał Ruzik
  • Arkadiusz Wysocki
  • Sławomir Sibilski
  • Paweł Helak
  • Jacek Kostka
  • Mariusz Mackiewicz
  • Jarosław Poloczek
  • Ryszard Kozakiewicz
  • Bartosz Lasek
  • Krzysztof Sabisz
  • Marek Ratyński
  • Mateusz Sala
  • Bartosz Tuszewski
  • Szymon Świercz
  • Andrzej Holub
  • Sławomir Krempa

124. Maraton Bostoński wystartuje 20 kwietnia 2020 r.

źródło: Boston Marathon


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>