Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Nie żyje ultramartończyk Grzegorz Lasota

$
0
0

Dziś nad ranem w Pęchowie w gminie Klimontów doszło do tragicznego wypadku samochodowego, w którym zginął ultramaratończyk Grzegorz Lasota. Wraz z żoną wracali z 16. Biegu Rzeźnika, którym świętowali 19. rocznicę ślubu.

Z ustaleń policji, które podaje Echo Dnia, wynika, że samochodem kierowała Pani Edyta. Najprawdopodobniej zasnęła za kierownicą. Straciła kontrolę nad autem, samochód zjechał z drogi i uderzył w przepust.

Grzegorz Lasota zginął na miejscu. Pani Edyta została przewieziona do szpitala.

Grzegorz Lasota miał 42 lata. Startował w biegach ulicznych i górskich, na krótkim i ultra dystansie. Na 2019 r. planował start – wraz z Grzegorzem Baćmagą – w drużynowym biegu Festiwalu UTMB w Chamonix. Niestety nie będzie mu to dane.

Niech spoczywa w pokoju.

red.

fot. Krzysztof Podsiadły


Kraków i Małopolska zorganizują 3. Igrzyska Europejskie!

$
0
0

Polską kandydaturę poparli wszyscy delegaci obradujących w sobotę podczas nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich (EOC). Igrzyska odbędą się w 2023 roku.

Wspólna aplikacja Miasta Kraków i Województwa Małopolskiego była jedyną w konkursie na gospodarza trzeciej edycji Igrzysk, ale nie jest to rozwiązanie awaryjne dla imprezy. Jak powiedział przewodniczący EOC Słoweniec Janez Kocijancic, region ma bogatą infrastrukturę sportową do organizacji wydarzenia tej rangi. 

Prezes PKOl Andrzej Kraśnicki komentując decyzję EOC wyraził przekonanie, że tak duża wielodyscyplinarna impreza sportowa przyczyni się do rozwoju sportu na naszym kontynencie oraz doskonale będzie promować region i nasz kraj.

Na szczegóły logistyczne imprezy przyjdzie nam jeszcze poczekać, ponieważ podjęcia w Mińsku decyzja dopiero rozpoczyna przygotowania Krakowa i Małopolski do imprezy. Kolejnym etapem prac będzie opracowanie programu imprezy i powołanie przez EOC Komisji Koordynacyjnej nadzorującej przygotowania do tego wydarzenia.

Historia Igrzysk Europejskich rozpoczęła się w 2015 r. w Baku. Drugą edycję imprezy zorganizuje pod koniec czerwca tego roku Mińsk (wcześniej z uwagi na wysokie koszty z organizacji Igrzysk w tym roku wycofali się Holendrzy). Białoruscy organizatorzy podejmą ponad 4 tys. sportowców, którzy wystartują w takich konkurencjach jak koszykówka 3x3, gimnastyka, badminton , piłka nożna plażowa, boks, judo, karate, strzelectwo, tenis stołowy, zapasy czy lekkoatletyka.

Jest kadra Polski na 2. Igrzyska Europejskie. (Nie)znane twarze

źródło: PKOL


Karol Trojan ustanawia rekord Polski w 12-godzinnym biegu boso

$
0
0

Rekord Polski w biegu 12-godzinnym boso, czy jak kto woli - Rekord Polski na „Najdłuższy dystans przebiegnięty boso w 12 godzin” - od niedzieli 9 czerwca wynosi 82,66 km. Ustanowił go nowosądecki bosy biegacz Karol BOSY WIRUS Trojan, podczas Ultramaratonu DG24h w Dąbrowej Górniczej, jednocześnie zajmując trzecie miejsce w swojej kategorii wiekowej.

Obszerna relacja Karola – TUTAJ.

Karol Trojan to także aktualny rekordzista Polski w 24-godzinnym biegu boso. We wrześniu ubiegłego roku, podczas MP w biegu 24H w miejscowości Łyse, biegacz z Nowego Sącza pokonał w ciągu doby bez obuwia dystans 112,905 m! Poprzedni rekord poprawił o prawie 19 km. Wynik został przed miesiącem zatwierdzony przez polskie Biuro Rekordów jako „najdłuższy dystans przebiegnięty boso w 24 godziny”.

red.


Aktywny plażing – 5. Nocny Bieg Świętojański w Poznaniu

$
0
0

W sobotę, gdy mieszkańcy Poznania zażywali kąpieli słonecznej lub chłodzili się w Jeziorze Strzeszyńskim, w piątym już Nocnym Biegu Świętojańskim wystartowało 931 osób.

– Cieszę się, że bieg ma już taką renomę, że pakiety startowe wyprzedane zostały na ponad 2 tygodnie przed imprezą. Również cieszy dobry poziom sportowy – powiedział tuż po imprezie Maciej Łucyk, koordynator wydarzenia.

Do wyboru były dystanse 10 i 4,3 km. Krótszy można było też pokonać z kijami nordic walking. Uczestnikom towarzyszyła piękna, słoneczna pogoda i sielankowa, niemal piknikowa atmosfera. Niektórzy startowali z wiankiem na głowie, inni poprzebierani w barwne stroje ale wszyscy ukończyli bieg w dobrych nastrojach - relacjonują organizatorzy.

Najlepiej z 10-km trasą poradzili sobie Robert Galicki (37:23), Dawid Molak (38:35)
i Piotr Przewoźny (38:43). Wśród kobiet najszybciej do mety dobiegła Agnieszka Kijak (42:50), zaraz za nią bieg ukończyła Iwona Zydorczak (42:55) i Anna Wiśniewska (44:11).

Trasę 4,3 km - podobnie jak rok temu - najszybciej przebiegli Julian Bocian (14:57) i Karolina Bilawa (16:02). Tuż za nimi uplasowali się Artur Chojnacki (15:57) i Maciej Haremza (16:22), wśród kobiet Agnieszka Golak (17:50) i Zuzanna Siek (19:38).

W konkurencji Nordic Walking 4,3 km trasę najszybciej przeszli Jacek Witucki (26:55), Roman Frąckowiak (27:11) i Andrzej Szućko (30:00). Wśród kobiet zwyciężyła Agnieszka Mielecka (29:20), Izabela Okrzesik-Frąckowiak (29:44) i Ewa Bubacz (30:57).

Przed startem dorosłych biegały również dzieci, które musiały zmierzyć się w zależności od kategorii wiekowej z dystansem: 200m, 600m, 800m oraz młodzieżowe: 1500m.

– Rodzice przychodzili do nas w czasie imprezy prosto z plaży i pytali, czy mogą zapisać dziecko do udziału. To niestety nie było możliwe – dodał Maciej Łucyk.

Pełne wyniki: TUTAJ

red. / org.


Duet Tomasiak - Solińska wygrywa Monte Rosa Skymarathon! Para Januszyk - Witowska... na drugim miejscu! [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Pozamiatały! Dwa polskie duety zakończyły na podium 35-kilometrowy Monte Rosa Skymarathon!

Natalia Tomasiak już w zeszłym roku czuła, że idealną partnerką w tym biegu będzie dla niej Katarzyna Solińska. Wtedy nie wszystko poszło po jej myśli. Organizatorzy nie dopuścili do zawodów świetnej ultramaratonki, której brakowało doświadczenia w wysokich górach (17,5 kilometra wspinaczki z poziomu 1192 m n.p.m. na szczyt Magherita Hut 4554 m n.p.m. i powrót w dół tą samą trasą, w sumie 35 km z sumą przewyższeń 7000 m!)

Tym razem zmienili zdanie i duet zwyciężczyń Biegu 7 Dolin 64 km (Natalia w 2014 r., jeszcze w wersji 66 km, a Kasia w 2018 r.) pokazał, że nie ma sobie równych! Polki wbiegły na szczyt i z powrotem w czasie 6:38:14, wygrywając rywalizację pań!

Na drugim miejscu... również uplasowały się Polki! Duet Iwona Januszyk i Mirosława Witowska, ukończył bieg z rezultatem 6:38:30. Nasze dziewczyny zajęły odpowiednio 18. i 19. miejsce w open.

Zwycięzcą imprezy wśród zespołów męskich po raz drugi został William Boffelli. Włoch w tym roku startował z nowym partnerem Jacobem Hermanem. Na metę wbiegli po 4 godzinach 51 minutach i 58 sekundach. Tym samym nie udało się poprawić rekordów trasy z lat 90.

Do pobicia dla uczestników kolejnych edycji nadal pozostaje czas Marino Giavomettiego, który 35-kilometrową trasę pokonał w czasie 3h57' (niemniej zrobił to poza zawodami). Podczas pierwszych zawodów w 1993 r. Fabio Meraldi zrobił wynik 4:24:27. Monte Rosa Skymarathon do kalendarza biegów wrócił w zeszłym roku, po 21 latach przerwy. Na razie jednak w tym korespondencyjno-historycznym pojedynku triumfują więc uczestnicy pierwszych edycji.

Pozostałe miejsca na podium rywalizacji mężczyzn również zajęli Włosi. Na drugim miejscu do mety dobiegł duet Filippo Beccari - Daniele Felicetti, uzyskując wynik 5:10:41. Podium uzupełnił zespół Luca Carrara - Riccardo Montanim z wynikiem 5:30:02.

Wśród polskich zespołów, najwyżej został sklasyfikowany duet Michał Klamut i Kamil Szczepaniak, którzy zajęli 24. miejsce z czasem 6:55:10.

Tegoroczna edycja Monte Rosa Skymarathon odbyła się z jednodniowym opóźnieniem (przed imprezą, w najwyższych partiach trasy dosypało ok. 30 cm śniegu), niemniej po zabezpieczeniu trasy zawodników wypuszczono na pełny, zaplanowany odcinek. 

Niebawem więcej.

IB

fot. facebook salomonrunning.pl


Monika Kaczmarek mistrzynią Polski w biegu ulicznym na 5 km A.D. 2019! [WYNIKI]

$
0
0

W niedzielę w Cieninie Zabornym (gmina Słupca) odbyły się 8. Otwarte Mistrzostwa Polski Kobiet w Biegu Ulicznym na 5 km. Po tytuł mistrzyni kraju sięgnęła Monika Kaczmarek z AZS Łódź!

Łodzianka – brązowa medalistka MP 2016 w maratonie - już rok temu zdobywała brąz w ulicznym biegu na „piątkę”. Teraz sięgnęła po złoto, doskonale radząc sobie z zapętloną trasą (runda 2150m - wyrównanie - runda 2850 m). Czas Moniki na mecie – 16:43 – jest nieznacznie gorszy od jej rekordu życiowego (16:36). Wynik dał łodziance także wygraną w kategorii open kobiet.

Srebrny medal MP – i drugie miejsce open – wywalczyła Beata Lupa z klubu Biegaj z Pasją Szklarska Poręba. W ubiegłym roku zawodniczka ta otarła się o medale MP w biegach na 5 km czy w półmaratonie (odpowiednio piąte i szóste miejsce), w tym roku – pod nieobecność w Cieninie wielu utytułowanych zawodniczek - wreszcie dopięła celu. Do mistrzyni Moniki Kaczmarek straciła 12 sekund.

Brązowy medal Mistrzostw Polski na 5 km – i trzecie miejsce open w Cieninie – przypadł multimedalistce krajowych czempionatów Ewie Jagielskiej z LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża (złoto i brąz na 5 km, złoto w półmaratonie, srebro i brąz na 10 km). Czas Ewy na mecie – 17:03.

Wyniki 8. Otwartych Mistrzostwa Polski Kobiet w Biegu Ulicznym na 5 km:

1. Monika Kaczmarek - 16:43 - złoty medal MP
2. Beata Lupa - 16:55 - srebrny medal MP
3. Ewa Jagielska - 17:03 - brązowy medal MP
4. Angelika Mach - 17:15
5. Monika Jackiewicz - 17:17
6. Mariola Sudzińska - 17:24
7. Malwina Misjan - 17:44
8. Martyna Konarzewska - 18:02
9. katarzyna Pobłocka-Głogowska - 18:38
10. Michalina Walczak-Pecyna - 18:43

Pełne wyniki: TUTAJ

Mistrzostwa towarzyszyły szóstej edycji Biegu Ulicznego Cienińska Szóstka, organizowanego przez lekkoatletę Huberta Pokropa, byłego członka kadry narodowej w biegu na 3 000m z przeszkodami. Bieg mężczyzn wygrał Ukrainiec Dmytro Musiatchenko (14:55), przed Arturem Olejanem ze Szczecina (14:59) i Adamem Głogowskim z Lęborka (15:36)

Przypomnijmy, MP mężczyzn na 5 km odbyły się 15 czerwca w Warszawie w ramach 13. Biegu Ursynowa. Medale zdobywali Szymon Dorożyński (złoto), Henryk Szost (srebro) i Kamil Karbowiak (brąz).

Szymon Dorożyński sensacyjnym mistrzem Polski na 5 km! Upał przerzedził stawkę 13. Biegu Ursynowa [WYNIKI, ZDJĘCIA]

red.

fot. Archiwum Moniki Kaczmarek


"Do samej mety nie wiedziałyśmy, że wygrywamy!" Natalia Tomasiak i Katarzyna Solińska, triumfatorki Monte Rosa Skymarathonu

$
0
0

Rozegrany po raz siódmy, a drugi po ponad 20-letniej przerwie, legendarny Monte Rosa Skymarathon zakończył się bezprzykładnym triumfem biegaczek z Polski. Zwyciężyły Natalia Tomasiak i Katarzyna Solińska, o zaledwie 16 sekund przed Iwoną Januszyk i Mirosławą Witowską.

Duet Tomasiak-Solińska wygrywa Monte Rosa Skymarathon! Para Januszyk-Witowska na drugim miejscu [WYNIKI, ZDJĘCIA]

Natalia Tomasiak: Cały czas biegłyśmy na drugiej pozycji, za Hiszpankami. Do półmetka na szczycie Margherita Hut na wysokości 4552 m i potem z powrotem w dół, ciągle były trochę przed nami. Na metę wbiegłyśmy ze świadomością, że jesteśmy drugie. I nagle wiadomość, że wygrałyśmy! Eksplozja szczęścia, coś wspaniałego! „Piąteczki” z kibicami, oklaski, kilkanaście sekund po nas wbiegły Miśka z Iwoną, więc od razu stworzyłyśmy radosny polski team, wszyscy nam serdecznie gratulowali! A Hiszpanki nie dobiegły, okazało się, że gdzieś po drodze w dół jedna z nich się przewróciła i zeszły z trasy.

Katarzyna Solińska: Byłam w szoku już nawet dlatego, że biegłyśmy na drugim miejscu! Zwycięstwo było wisienką na torcie. Ale najbardziej się cieszę, że cały czas czułam się dobrze, świetnie mi się podchodziło, nie miałam problemów, na zbiegu tym bardziej. Pilnowałam jedzenia, nic nie szwankowało, dobra współpraca z Natalią… To był po prostu bardzo udany bieg i tego było mi trzeba.

NT: Fantastyczna pogoda, piękne widoki, a bieg był cały taki jak miał być: równe tempo, bez niespodzianek, zaliczyłyśmy tylko Legendarny jedną, bardzo niebezpieczną wywrotkę, ale to spotkało każdego, bo śnieg był mocno roztopiony, miękki, a głęboki i nie dało się tego uniknąć. A poza tym biegło nam się bardzo fajnie.

KS: Nie myślę, żeby skyrunning był moją przyszłością, ja jednak lubię przede wszystkim biegać (śmiech). Na pewno była to wspaniała przygoda. Pewnie spróbuję jeszcze jakichś zawodów skyrunningowych, choć może nie aż tak wysoko. Bardzo mi się podobało, ale trasa nie była specjalnie trudna technicznie. Było dużo śniegu i najbardziej przydało mi się doświadczenie z grani Karkonoszy: „wychowana” na ZUK dałam sobie radę na Monte Rosie (Katarzyna Solińska 3 razy z rzędu wygrała w trudnych warunkach Zimowy Ultramaraton Karkonoski - red.).

NT: Kasia kapitalnie pociągnęła zbieg, bo ja trochę gorzej zbiegam. Zabroniłam jej rozwiązywać łączącą nas linę, powiedziałam: „Kaśka, ciągniesz mnie na linie i lecimy, ile sił w nogach!”

KS: Natalia pozwoliła mi prowadzić, więc zarówno pod górę, jak i na zbiegu ja byłam na przedzie.  

NT: Na linie szło nam nadspodziewanie dobrze (od wysokości 3260 m n.p.m. partnerzy muszą być związani liną - red.). Jestem świadoma, że współpraca mogła być lepsza, ale też wiem doskonale, że sprawniejsze korzystanie z liny wymaga sporej liczby wspólnych treningów. My do tego nie miałyśmy okazji. Ale porównując do zawodów sprzed roku (Natalia Tomasiak biegła z Brytyjką Katie Kaars-Sijpeseijn - red.), z Kasią biegło się znakomicie. Jak jej coś nie pasowało, to nie krzyczała „ojej!”, tylko na bieżąco to korygowałyśmy i pomagały sobie. Nie było zastanawiania się, kto i gdzie co wiąże, kto przepina itp.

KS: Całkiem nieźle nam to szło, niejednokrotnie były, oczywiście, jakieś szarpnięcia powodujące dyskomfort, raz nawet upadek, ale do takiego biegania trzeba się przyzwyczaić.  

NT: Kasia poradziła sobie znakomicie. Zawody w tych warunkach, przede wszystkich na takiej wysokości, były dla niej czymś zupełnie nowym, ale wszystko było w najlepszym porządku. Szło nam bardzo sprawnie i stworzyłyśmy razem naprawdę świetną drużynę! Mogę się tylko przyznać, że tym razem to ja zgubiłam kijek (śmiech).

KS: Wysokie Alpy zrobiły na mnie fantastyczne wrażenie, są przepiękne, a dziś pogoda dopisała i mogłam podziwiać widoki i góry po horyzont. Cieszę się bardzo, że tak dobrze poradziłam sobie na dużej wysokości. Nie było żadnego problemu, nie czułam większej różnicy, nie miałam zawrotów głowy, serce nie szalało. Bardziej zaskoczyło mnie zimno na szczycie, tam było minus 6 stopni i w zacienionych miejscach paluszki zaczynały marznąć. Trzeba było szybko reagować, choć miałam dwie pary rękawiczek, to warto było mieć jeszcze jedną awaryjną. Poradziłyśmy sobie i z tym. Na starcie i podejściu na szczyt też za ciepło nie było, ale gdy już zbiegałyśmy, temperatura mocno wzrosła i znacznie przekraczała 20 stopni.

NT: Warunki, wbrew oczekiwaniom, nie były ekstremalnie trudne. Najgorszy był zbieg. Do góry szło się super: śnieg zmrożony, dość twardy, mogłyśmy cisnąć równym tempem. Tak samo było na początku zbiegu, mniej więcej do wysokości 3500 metrów. Ale niżej wszystkim, nie tylko przecież nam, dał mocno popalić śnieg, który był już rozmoknięty. Jak przez kilkanaście kilometrów co trzeci krok zapadasz się po kolana, a nawet do pół uda, wyrywa i wygina ci kolano w każdą stronę, to nogi naprawdę dostają bardzo mocno w kość!

KS: Monte Rosa zrobiła na mnie duże wrażenie, chociaż na szczycie byłyśmy zaledwie kilka sekund. Tylko „och, jesteśmy na 4 i pół tysiąca metrów, jak pięknie, wow!” i od razu zbieg, trzeba było cisnąć w dół. Ale same góry wysokie wywarły na mnie gigantyczne wrażenie, to było niesamowite i cieszę się ogromnie z wyjazdu. Dwa dni przed startem byłyśmy też na wysokości 3500 m… Bardzo fajna przygoda.

NT: Iwona Januszyk i Miśka Witowska goniły nas, ale Kasia na zbiegu cisnęła tak, że nie można było tego odpuścić. Nie wiedziałyśmy jednak, że dziewczyny były tak bardzo blisko! Musiały jednak bardzo szybko pobiec samą końcówkę, bo ostatnim razem, gdy była jeszcze okazja odwrócić się, czyli 3-4 kilometry przed metą, nie widziałam ich jeszcze na horyzoncie. Śmiesznie by było, gdybyśmy w czwórkę wbiegły razem na metę, ciekawe tylko, jak by to rozstrzygnął organizator (śmiech)!

Nieskromnie uważam, że wywinęłyśmy niezły numer, chociaż Włosi nie byli zaskoczeni zwycięstwem dziewczyn z Polski. Oba nasze kobiece duety były wymieniane wśród faworytek, razem z Hiszpankami, Rosjankami i Włoszkami, Ale dwie czołowe pozycje i to przy tak małej różnicy – to już był bardzo mocny akcent! Bardzo nam wszyscy gratulowali! Satysfakcja jest niesamowita, na pewno będziemy to z Kasią długo wspominały, zwłaszcza to jak wspólnie śpiewałyśmy na zbiegu. Kolega nauczył nas piosenki o tym, że żołnierz musi wykonać zadanie. Więc jak nie chciało nam się już biec, gdy po raz kolejny zapadłyśmy się po pas w śnieg, to śpiewałyśmy, że musimy wykonać zadanie (śmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. fb Monte Rosa Skymarathon


Przełożenie zawodów z soboty na niedzielę, a potem opóźnienie ceremonii dekoracji, wpędziły nasze bohaterki w niemałe kłopoty.

Z Bergamo uciekły pociąg i autobus, naszym biegaczkom udało się dotrzeć tylko do Bolonii. Ostatecznie wrócą dopiero w poniedziałek wieczorem i to do Katowic. Mamy nadzieję, że zaplanowane wcześniej pilne sprawy zawodowe uda się przełożyć na następny dzień. Po tak wspaniałym wyczynie na pewno zasługują na wyrozumiałość!


Maraton w Mae Sai z chłopcami uratowanymi z jaskini [WIDEO]

$
0
0

Rok temu świat z zapartym tchem śledził losy 12 młodych piłkarzy, którzy utknęli ze swoim trenerem w jaskini Tham Luang. Podnoszący się poziom wody, odciął im drogę do wyjścia i zagrażał ich życiu. Akcja ratunkowa zakończyła się sukcesem i po 9 nocach chłopcy zostali wydobyci na powierzchnię.

W pomoc drużynie zaangażowali się ratownicy z całego świata. Jeden z nich, ultramaratończyk Saman Kunon, zginął pokonując 4-kilometrowy zalany odcinek, zaopatrując chłopców w jedzenie i picie.

Akcja, chociaż zakończyła się sukcesem, przyniosła w okolicy wiele zniszczeń. Jednak wydarzenia sprzed roku zmieniły cały region z rolniczego na turystyczny. Turyści chcą zobaczyć na własne oczy miejsce, które obserwowali w telewizji. To pozwoliło zmienić źródło dochodów mieszkańców okolicy, którzy teraz prowadzą sklepy z pamiątkami i inne typowo turystyczne towary. Nowa sytuacja postawiła przed lokalną społecznością nowe wyzwania finansowe

Celem uporządkowania najbliższego sąsiedztwa jaskini zaczęto zbierać fundusze. Jednym ze sposób na wzbogacenie konta poświęconemu rewitalizacji jaskini był maraton w Mae Sai, który odbył się w niedzielę 23 czerwca, dokładnie rok po pierwszych doniesieniach o sytuacji młodych piłkarzy.

W biegach na 10 i 6 km oraz wyścigach kolarskich na 54 i 24 km wzięło udział 4 000 osób. Wśród biegaczy znaleźli się również chłopcy uwolnieni z jaskini. Z 12-osobowej grupy, na udział w biegu zdecydowało się 9 piłkarzy i ich trener.

Cała dwunastka cieszy się dobrym zdrowiem, jednak 3 z nich unika publicznych wystąpień i kontaktów z mediami.

IB

źródło: Associated Press



Skywayrun Military Mińsk Mazowiecki - być jak samolot!

$
0
0

W sobotę 22 czerwca odbył się kolejny bieg po pasie startowym lotniska z cyklu Skywayrun. Tym razem pod Mińskiem Mazowieckim, w wojskowej 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego.

Trzeba było mieć wydrukowane specjalne przepustki. Inaczej żegnaj imprezo. Osoby towarzyszące - również. Do tego polski dowód osobisty.

Już przed startem można było skorzystać z kuponu na grochówkę wojskową. Wiele osób, które miały zamiar pobiec 5 km na czas około 40 minut skorzystało z tej opcji, jak choćby dwóch moich znajomych Krzyśków (57 i 63 lata). Po biegu stwierdzili, że to była najlepsza decyzja. Kolejka po zupę była naprawdę spora! Sklasyfikowano 728 biegaczy. Pełne wyniki - TUTAJ.

Start o godzinie 21:00 gwarantował bieg tuż przed zachodem słońca. Zatem było widno i chłodno, ok. 21 stopni Celsjusza. Bezchmurne niebo gwarantowało piękne fotki przed i po biegu.

Dla najszybszych trzech kobiet i mężczyzn dodatkowo nagrody. Tylko w kategorii open.

Trasy opisywać specjalnie nie trzeba, za to medale były piękne. Koszulki w pakiecie również.

Warto się kiedyś wybrać na taki bieg. Poczuć się trochę jak samolot. Jaki? Jaki komu się wymarzy!

Maciej Konarski, Ambasador Festiwalu Biegów


Amazonia, Badwater... a może Skywater! Nasz Rzeźnik Sky [ZDJĘCIA]

$
0
0

Żubracze, 20 czerwca, 12:30. „Gdy dotarł do drugiego wodopoju, widać było, że jest z nim źle. Nie śmiałem mu proponować przerwania biegu”. Tak będzie później wspominał mój kumpel Maciek, którego znowu spotykam na bufecie na 25. kilometrze. Jestem odwodniony i przegrzany, siedzę w słońcu na balach drewna, pomału popijam wodę i colę, na przemian odpływam i odzyskuję świadomość. Z tyłu głowy tylko jedna myśl. Do 13:00 muszę opuścić punkt.

* * * * *

Łopiennik, 20 czerwca, 9:00. Dotarcie na pierwszą górę zajęło mi niecałą godzinę od startu. Czy nie za szybko? Pierwsze asfaltowe dwa kilometry potraktowałem swoim zwyczajem rozgrzewkowo, a początek podejścia odbywał się gęsiego, w dwóch równoległych rządkach w gęstym tłumie napieraczy. Może tak lepiej, żeby się nie podpalać. Kiedy tylko się trochę rozluźniło, ruszyłem mocniej pod stromą górę. Tak stromą, jak przystało na Rzeźnika Sky – bieg, który zbiera około 3300 m sumy podejść na dystansie 53 km. Takich górek mamy dzisiaj sześć.

Na równie stromym zbiegu lecę szybko, wyprzedzając gdzie się da i kogo się da, szczególnie na stromych i błotnistych odcinkach. Wracają wspomnienia – tędy prowadziło podejście drugiego etapu Rzeźnika na Raty w 2017, który przebiegłem poza konkurencją jako reporter. Nagle zza pleców wyskakuje mi jeszcze szybszy zbiegacz. No nie bratku, tak się nie robi! Siadam mu na ogonie i do końca zbiegu lecimy razem. Zamieniamy parę słów – widać, że obaj lubimy taką zabawę. Życzymy sobie nawzajem powodzenia, na wypłaszczeniu mi ucieka.

Wspomniałem o błocie. Tego to będzie dziś dużo, po obfitych deszczach z ostatnich tygodni. Życia nie ułatwią też liczne wiatrołomy. Ale to nie one będą największym utrudnieniem, lecz gorąca i wilgotna pogoda. Ciepło było już na starcie, a teraz z każdą godziną temperatura jeszcze rośnie.

Na szutrowym dobiegu do bufetu mijam się z Karolem, z którym razem tu przyjechaliśmy. Później oglądał się za siebie, czy go nie gonię. Skąd miał wiedzieć, że niedługo tak mnie zetnie. Już na punkcie, przy zabytkowej cerkiewce w Łopience, pierwszy raz spotykam Maćka. Łopiennik numer dwa najpierw ciśniemy razem, później pod górę mi ucieka, aż w końcu przeganiam go na wariackim zbiegu mega stromą ścianką zaraz pod szczytem.

Póki ostro spadamy, jest fajnie. Jednak następne dwa kilosy szutru lekko w dół jestem w stanie ledwo truchtać, a czasem nawet muszę iść. Co mnie tak odcięło? Wszyscy mnie na powrót wyprzedzają, w tym ponownie Maciek. W dodatku przed następną górką nie ma bufetu. Pociągam wodę z bukłaka, ale ciężko wchodzi, bo na plecach zagrzała się prawie do wrzenia.

Znaną z klasycznego Rzeźnika ściankę wzdłuż wyciągu za Bacówką pod Honem podchodzę z trudem, a ponad nią już ledwo człapię. Podejście czerwonym szlakiem, przeplatane paroma fałszywymi wypłaszczeniami, ciągnie się jak guma od majtek. Słońce bezlitośnie pali, a w nagrzanym i wilgotnym powietrzu można zawiesić siekierę. Dymi mi z czachy i czekam tylko, aż to cierpienie się skończy. Wreszcie tabliczka: Osina 963 m.

Kawałek za szczytem spadamy ostro w lewo ścieżką pełną zwalonych drzew i błota. Kiedy ścieżka przechodzi w zrywkową drogę, błocka robi się na tony. Nawet Błotowyna nie powstydziłaby się takich jego ilości. Buty dźwięcznie ciamkają. Odrabiam kilkanaście miejsc, bo zbiegać to ja mogę nawet będąc zupełnie nieżywy.

Właśnie w takim stanie docieram na bufet. Czas 4h20, limit na wyjściu tutaj jest pięć godzin. Wydaje się, że kilo czasu. Wolontariuszka leje mi na głowę całą butlę zimnej wody. Przywraca mi to przytomność, ale tylko na chwilę.

Póki zbiegałem, adrenalina jeszcze trzymała mnie w pionie. Teraz mam siłę tylko podejść do stolika po wodę i colę i dotoczyć się do stosu bali drewna. Siadam w pełnym słońcu i na przemian odpływam i wracam do rzeczywistości. Z tego stanu wyrywa mnie Maciek, który właśnie opuszcza punkt. Chyba mówi, że źle wyglądam i że on sam obawia się, czy zmieści się w limicie. Widzę i słyszę go jak przez mgłę.

Mam na tyle świadomości, żeby co jakiś czas iśćdo bufetu po więcej picia. Z żarełka wchodzą mi tylko pomarańcze. Do przełknięcia czekolady się zmuszam. Z tyłu głowy mam cały czas myśl, że muszę się nawodnić i wyjść przed pierwszą, bo wtedy zamykają pomiar.

Z każdym łykiem wody i coli wracają siły. Wychodzę o 12:48, z 12-minutowym zapasem. Szosą, leśną drogą, ścieżką pomału wyprzedzam pod górę coraz więcej współzawodników, którzy krócej ode mnie siedzieli na punkcie. Wiem, że zaraz zrobi się stromo. Rozgrzany las paruje. To nie Bieszczady, tylko jakaś pieprzona Amazonia, czy może Badwater, tylko w wersji wilgotnej. Rzeźnik Sky? Chyba Skywater!

Tędy na Hyrlatą nie podchodziłem, ale znam ją z klasycznego Rzeźnika i wiem, że jest stroma z każdej strony. Wstępują we mnie jednak nowe siły. Im większe nachylenie terenu, tym lepiej mi idzie. Choć ciągle zgrzany słońcem, na szczyt Hyrlatej i jej bliźniaczki Rosochy docieram w założonym czasie, a na ostrym zbiegu nadrabiam jeszcze więcej.


Paśnik w Roztokach Górnych, 34 km. Od startu 6h30, pół godziny przed limitem, ale płacę cenę za ostatnią ułańską szarżę. Na szczęście są arbuzy, które ratują mi życie i wychodzę 11 minut przed zamknięciem punktu. Jeszcze nie wiem, że od tego miejsca limity będą przedłużone o pół godziny.

Podejście na piątą górę dnia – Jasło – jest długie i miejscami strome, ale na swój sposób przyjemne. Kawałek prowadzi potokiem, który fajnie chłodzi stopy i obmywa buty ze skorupy błota. W szczytowych partiach podchodzimy niekończącym się jagodowym polem. Doganiam Kubę, znajomego z treningów na naszej łódzkiej Rudzkiej Górze, który walczy ze skurczami w nogach. Mimo ogromnego bólu, skończy to przed starym (nie przedłużonym) limitem 11 godzin. Chłopak ma zadatki na niezłego górala, bo psychy mu nie brakuje.

Po szybkim zbiegu wypadamy na Drogę Mirka. Choć słońce cały czas praży, z jakiejś małej chmurki zaczyna padać krótki, intensywny deszcz. Rozgrzany asfalt natychmiast paruje. Duchota robi się nie do zniesienia. Na szczęście po niecałym kilometrze zbiegamy w las i łaki prowadzące do ostatniego punktu w Przysłupie.

Znów zimna woda na łeb i do gardła i 20 minut dochodzenia do siebie. Mnie też zaczynają łapać skurcze, ale jakoś będę musiał wytrzymać. Jest oficjalne potwierdzenie o przedłużeniu limitów. Ale dla mnie to bez znaczenia, bo już wiem, że tylko trzęsienie ziemi może mnie powstrzymać przed zmieszczeniem się w początkowo zakładanych 11 godzinach.

– Wyglądasz na zmęczonego – śmieje się główny organizator całego zamieszania Mirek Bieniecki, podając mi zimnego radlera. Lodowaty napój stawia mnie na nogi. Odpowiadam coś słabym głosem, ale po chwili wstaję i ruszam na ostatnie 10 kilosów przez Małe Jasło. Na wyjściu 8h51.

Łąki w odkrytym słońcu są jak parująca patelnia. Jeszcze na Drodze Mirka truchtem doganiam czterech maszerujących współzawodników. Pod górę czuję moc, więc postanawiam powalczyć o jak najlepszy wynik. – Masz nowe życie! – woła do mnie spotkana wcześniej dziewczyna. Podejście jest strome, takie jak lubię. Liczę wyprzedzonych ludzi. Do szczytu Małego Jasła będzie ich prawie 30.

Zbiegam spokojnym jak na siebie tempem, bojąc się skurczy w nogach. Nie przeszkadza mi to przeganiać kolejnych współzawodników. Gdzie jest stromiej, tam w naturalny sposób przyspieszam.

„Jakie było moje zdumienie, gdy 2 km przed metą minął mnie w tempie pociągu ekspresowego Kamil. No szok, nie byłem w stanie go dopędzić”. Tak napisze później Maciek, który w Żubraczem postawił na mnie krzyżyk. Na mojej liście ma numer 56.

Ostatni kilometr czerwonego szlaku jest mniej stromy, ale mega błotnisty. Od ostatniego punktu do mety wyprzedzam z moich wyliczeń 64 osoby, a według oficjalnych wyników 72. Zegar pokazuje 10h27:30 brutto. Gorące powitanie licznie zgromadzonych kibiców i piękny pozłacany medal.

Podsumowanie Rzeźnika Sky można przeczytać TUTAJ.

Pełne wyniki: TUTAJ

Następną godzinę przypominam sobie jak przez mgłę. Pamiętam dwie miski pomidorówki, spotkanie z Karolem, który skończył dwie godziny przede mną, i potem z Krzyśkiem. Kuba musiał mi się później sam przypomnieć, że ze mną rozmawiał.

Brakuje tylko piwa Rzeźnik. Ale cóż, światem rządzi złota reguła Murphy'ego. Kto ma złoto, ten tworzy reguły.

* * * * *

Czy zrobiłem jakieś błędy żywieniowe? Nie powinienem dopuścić do takiego odwodnienia. Nagrzany bukłak na plecach w taki upał się nie sprawdził, chyba lepszym rozwiązaniem byłyby dodatkowe bidony albo softflaski. Już któryś raz okazało się, że jestem mistrzem zmartwychwstań. Ułańska szarża na ostatnich 10 km daje nadzieję na lepszą formę jeszcze tego lata, która bardzo się przyda.

* * * * *

Na debiutującym w ubiegłym roku Rzeźniku Sky rozegrano mistrzostwa kraju w skyrunningu na dystansie ultra, a bieżąca edycja weszła w skład Pucharu Polski Skyrunning. Wywołało to dyskusję, czy w górach takich jak Bieszczady jest sens mówić o podniebnych biegach. Mam już jakieś doświadczenia na górnej granicy tego pojęcia, a niedługo zdobędę kolejne. Kilka miesięcy temu gdzieś napisałem, że przebiegnę Rzeźnika Sky i wtedy się wypowiem.

No to się wypowiadam. Skyrunning nie jest precyzyjnym określeniem. Niektórzy twierdzą, że do tego trzeba co najmniej 2000 metrów n.p.m. albo gdy tego brakuje, jak w przypadku Glen Coe czy Tromso, wywalonych w kosmos (jak na biegowe standardy) trudności skalnych. Jednak moim zdaniem skala stromizny podejść i zbiegów oraz współczynnik sumy podejść do dystansu umieszczają ten bieg gdzieś w pobliżu dolnej, rozmytej granicy podniebnego biegania – razem z paroma innymi naszymi biegami poza Tatrami, jak Piekło Czantorii, czy beskidzkie Maratony Leśnik.

Niezależnie, czy Rzeźnik Sky to skyrunning czy też nie, w mojej pamięci zawsze pozostanie jako Skywater.

Kamil Weinberg


2. Igrzyska Europejskie: Polacy jak króliki doświadczalne. Efekt marny [WYNIKI]

$
0
0

Niespodzianki nie było. Reprezentacja Polski, występująca w Mińsku mocno eksperymentalnym składzie, nie zdołała awansować do półfinałów 2. Igrzysk Europejskich. Biało-czerwoni nie zdobyli też żadnego indywidualnego medalu.

Lekkoatletyczna rywalizacja w białoruskiej stolicy toczy się według nowego, eksperymentalnego formatu nazwanego DNA - Dynamic New Athletic. Poszczególne reprezentacje podzielono na cztery grupy, walczące w meczach międzypaństwowych o dwa miejsca w półfinałach. Rolą każdego z zawodników jest przede wszystkim zdobywanie puntów dla swojego kraju. Przy okazji sportowcy walczą o medale indywidualne w swoich konkurencjach. Indywidualne podium Igrzysk wyłaniane jest po rozegraniu całej serii meczów ćwierćfinałowych.

Polacy o wejście do półfinału walczyli w niedzielę. Niestety zajęli w swojej grupie ostatnie miejsce. Przed biegiem pościgowym mieli największą stratę do rywali i ostatnia konkurencja nic już nie zmieniła w tabeli. W zmaganiach na 800-600-400-200 m uzyskaliśmy czas 5:07:53, występując w składzieAdam Czerwiński, Małgorzata Linkiewicz, Jakub Adamczyk i Ewelina Wyszczelska.

Przed nami uplasowała się Irlandia z wynikiem 4:46.43. Z naszej grupy do półfinału awansowali Czesi (4:30:92) oraz Białorusini (4:30.94).

Najwięcej puntów dla Polski, bo aż 10, zdobył rekordzista Polski Artur Noga, który zajął drugie miejsce w biegu na 110 m ppł (czas 13.91). Niestety nie dało mu to indywidualnie medalu, bo lepsze wyniki uzyskali zawodnicy w innych seriach. Brąz wywalczył Grek Douvalidis (13.71). Jeśli dodamy, że Magdalena Żebrowska w skoku w dal wywalczyła 8 punktów, to wychodzi, że dwoje zawodników zrobiło dla Polski połowę dorobku z naszych 36 oczek!

O tym, że był to „program testowy” świadczy też to, że specjalista od trójskoku Karol Hoffman wystąpił w skoku... wzwyż, zaliczając wysokość 1,90 m.

Na stadionie Dynama Mińsk nie brakuje kilku zawodników, którzy są znani przynajmniej na starym kontynencie. W biegu na 100 m srebro zdobył Słowak Jan Volko - halowy mistrz Europy w biegu na 60 m, a na 100 m ppł na podium stanęły Białorusinka Elwira Herman – mistrzyni Europy z Berlina. Zresztą gospodarze – w przeciwieństwie do Polski – wystawili na start wszystko co najlepsze w tamtejszej lekkoatletyce.

Pełne wyniki:TUTAJ

Finał Igrzysk Europejskich w lekkiej atletyce odbędzie się 28 czerwca Cała impreza potrwa do 30 czerwca.

Przypomnijmy, że tegoroczna edycja miała odbyć się w Holandii, ale tamtejsi organizatorzy zrzekli się prawa do organizacji po tym, jak rząd nie chciał dofinansować organizacji imprezy.

Strona 2. Igrzysk Europejskich: https://minsk2019.by/en

RZ


Karolina Nadolska wygrywa w Bośni. Tu opłaca się biegać szybko

$
0
0

Karolina Nadolska wygrała bieg na 10 km w miejscowości Brczko, na północy Bośni i Hercegowiny. Vidovdan Road Race to jeden z najbardziej prestiżowych biegów w tym kraju, posiadający odznakę IAAF Bronze Label Road Race.

Polka prowadziła od samego początku, ale goniąca ją obrończyni tytułu Białorusinka Kaciaryna Karneuenko nie miała zamiaru oddawać pierwszego miejsca bez walki. Nadolska wytrzymała narzucone tempo i wygrała z czasem 33:49. Jej rywalka uzyskała czas 33:57. Trzecia na mecie była była Marokanka Soukaina Atananew z wynikiem 34:12.

Na piątym miejscu uplasowała się inna Białorusinka, znana także z polskich tras Svetlana Kudelicz, która uzyskała rezultat 34:25.

Rekord trasy przetrwał kolejną edycję imprezy i wciąż należy do Serbki Olivery Jevtic - wicemistrzyni Europy w maratonie z 2006 r., która dwa lata później w Brczko nabiegała 32:04. Przypomnijmy, że rekord Polski na 10 km jest niewiele słabszy i należy właśnie do Karoliny Nadolskiej - 32:09 z 2013 roku.

Wśród mężczyzn zwyciężył Erytrejczyk Afewerki Berhane z wynikiem 29:07, pokonując Rumuna Nicolae Soare - 29:20, oraz Marokańczyka Mourada Marofita - 29:45. Tu rekord również nie został poprawiony (28:11 Kenijczyka Gordona Mahagu z 2010 r.). Uczestnicy narzekali na upał i dużą wilgotność, co uniemożliwiły szybsze ściganie.

W Bośni opłaca się biegać szybko. Na zwycięzców czeka na nagroda w wysokości 600 dolarów. Nawet 20 dolarów można otrzymać za 20. miejsce. Do wypłaty dochodzą premie czasowe - jeśli zwycięzca i zwyciężczyni pobiegliby poniżej wyznacoznych czasów (28 minut mężczyźni i 32 minuty kobiety), na ich konto wpłynęłoby dodatkowe 3 000 dolarów.

Także kolejni zawodnicy mogą liczyć na bonusy czasowe w zależności od miejsca, o ile złamią podaną granicę. Niemniej w przypadku wyników wyższych niż 33 minuty u mężczyzn i 45 minut u kobiet, zwycięzcom wypłacana jest tylko połowa z 600 dolarów nagrody.

RZ


Razem na trasie, razem na całe życie. Ewelina i Piotr wzięli ślub na Biegu Rzeźnika!

$
0
0

Tego jeszcze na Rzeźniku nie było. Ba, nie było chyba na żadnym polskim biegu! Zdarzały się oświadczyny, zaręczyny, było nawet, po nieudanych wspólnych Rzeźnikach, rozwody. Ale oficjalny ślub, w majestacie prawa?!

Właśnie tak, zawarciem związku małżeńskiego, postanowili zwieńczyć pierwszego przebiegniętego wspólnie Rzeźnika Ewelina Salwa i Piotr Sikorski z Piły. Pokonali trasę w dobrym czasie 12 godzin 44 minut i 39 sekund, zajęli 14 miejsce w kategorii mix i zasiedli na orliku w Cisnej pod specjalnie dla nich przygotowanym namiotem, przed urzędniczką stanu cywilnego, by stać się mężem i żoną.

Od organizatora Biegu Rzeźnika, Mirosława Bienieckiego, otrzymali wraz z życzeniami specjalnie dla nich stworzoną statuetkę z rzeźnickimi dzikami. A chwilę później udzielili naszemu portalowi pierwszego wywiadu jako małżeństwo.

Ewelina: - Stwierdziliśmy, że jeśli damy radę przebiec wspólnie Rzeźnika i się nie pokłócimy, to chyba wytrzymamy razem do końca i całe nasze życie (śmiech).

Piotr: - Pomysł może i szalony, ale wiedzieliśmy, że organizatorzy zrobią wszystko, by nam pomóc i na pewno fajnie to wyjdzie. Z panią urzędniczką też dogadaliśmy się bez problemu. Przedsięwzięcie okazało się wcale nie takie trudne. Czas osiągnęliśmy nienajgorszy. Może marzyliśmy o troszeczkę lepszym, ale pogoda płatała figle na trasie, a i zdarzyły się też drobne kryzysy. Więc bardzo, bardzo się cieszymy.

W obliczu tego, co miało stać się na mecie, pewnie trudno wam było skupić się na biegu i walce o dobry wynik?

Ewelina: - We mnie na trasie dominował duch rywalizacji i myślałam tylko o tym, żeby dobiec w dobrym czasie (śmiech). Wiedziałam, że jak zrobimy wynik, to marzenie spełni się podwójnie.

Piotr: - Ja cały czas się bałem, żeby coś się złego nie przytrafiło. Z rywalizacją było gorzej, muszę przyznać, że dzisiaj byłem trochę słabszym ogniwem. Ewelina szła po prostu jak bieszczadzki dzik, cały czas biegła przede mną. Byłem w szoku, bo pierwszy raz robiła tyle kilometrów. Jestem bardzo dumny, to jest rewelacyjna dziewczyna!

No właśnie, warto podkreślić, że Rzeźnik to debiut Eweliny w biegu ultra!

Ewelina: - Mój najdłuższy do tej pory dystans to maraton i to wyłącznie na płaskim, na ulicy (śmiech). W górach biegłam wcześniej tylko raz, rok temu także tutaj, w Rzeźniczku, czyli 28 km.

A wiesz, że jak już pobiegłaś w górach to już ich nie porzucisz?

Ewelina: - Wiem, wiem, też się już zakochałam w górskich biegach, dlatego właśnie tu jesteśmy!

Piotr: - Musnęły ją dziś skrzydełkiem bieszczadzkie anioły i już jest nasza, już jest ultra. Będziemy się wspólnie bawić na niejednym jeszcze biegu w górach.

 

Sądząc po tej małej obywatelce, który nie odstępuje was na krok, wasza miłość liczy sobie już sporo lat?

Ewelina i Piotr (wybuchając śmiechem): - Nie, nie, nie! Różnie się toczą ludzkie losy... (Gabriela jest córką Eweliny z poprzedniego związku - red.).

Piotr: - Muszę przyznać, że Gabriela to także niezła zawodniczka! Była z nami na Połoninie Wetlińskiej, wcześniej weszła na Diablaka, na Babią Górę. Też jest mocna, więc narybek rośnie!

To zapewne jutro będziemy jej kibicować w Rzeźniczątku?

Piotr: - Tak jest. Biegniesz?

Gabriela: - Tak!

A jakie macie kolejne plany na wspólne bieganie?

Piotr: - Za miesiąc jedziemy razem na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich, choć biegamy oddzielnie: Ewelina – Złoty Półmaraton, a ja Super Trial 130 km. I będziemy walczyć o dobre miejsca!

A jakaś znowu drużynówka? Skoro tak dobrze się sprawdziliście…

Ewelina: - Nie myśleliśmy na razie o tym…

Piotr: - Coś na pewno wymyślimy, bo widzę, że jest moc i duży potencjał. Jeszcze poszalejemy razem w górach! I na pewno w Bieszczadach, i na Rzeźniku. Mamy okolicznościową statuetkę, liczyliśmy jeszcze na jakiś darmowy pakiet na przyszły rok od organizatora. Jakaś deklaracja! (śmiech).

Obecny przy rozmowie dyrektor Biegu Rzeźnika Mirosław Bieniecki pokiwał głową, mówiąc ze śmiechem: - Ale pod warunkiem, że w tej samej parze!

- Tak jest, na pewno! Dziękujemy wszystkim: organizatorom i innym, którzy nam pomogli, dziękujemy świadkom. Bawcie się tu dobrze, wypijcie nasze zdrowie, a my wypijemy wasze! I do zobaczenia na biegach!

rozmawiał Piotr Falkowski


Mumia, hieroglify i ratunek dla faraona. Rzeźnik Enigma tym razem w starożytnym Egipcie

$
0
0

Rzeźnik Enigma to jeden z najbardziej tajemniczych polskich biegów. Zasada generalna: nikt nic nie wie. Przystępując do niego znasz jedynie – i to bardzo orientacyjnie - dystans (25-35 km) i przewyższenie (1000-3000 m w górę). Resztę poznajesz już na trasie…

Enigma ma swoją fabułę. W tamtym roku było nią spotkanie z kosmitami, tym razem uczestnicy przenieśli się biegowo w klimat starożytnego Egiptu, w czasy konfliktu podstępnego wezyra Amenemhata z faraonem Mentuhotepem III.

Znający arkana czarnej magii wezyr rzucił czar na faraona, przeniósł go w czasie i przestrzeni, do krainy zwanej Bieszczadami, gdzie piaszczyste wydmy zarosły lasami bukowymi, wielbłądy padły łupem wilczych watah, a niedźwiedzie polują na kokodyle.

Z pomocą władcy ruszyli kapłani boga Ra: przy pomocy tajemniczego wehikułu czasu wysłali mu najdzielniejszych wojowników Egiptu, czyli półtorej setki biegaczy, uczestników Rzeźnika Enigma. Mieli na odnalezienie faraona 5 godzin (limit czasu), po tym czasie wehikuł wracał w starożytność. Tymczasem Wezyr wysłał w pościg za nimi mroczne sługi, które rzucały dzielnym biegaczom kłody pod nogi (zadania do wykonania)…

III Rzeźnik Enigma to jedyny bieg rzeźnickiego festiwalu, którego baza mieściła się nie w Cisnej, a w Polańczyku. Spod hotelu Skalny biegacze przemaszerowali nad brzeg Zalewu Solińskiego. Już tu pierwsza niespodzianka: wsiedli na wycieczkowy statek, który przeprawił ich na drugi brzeg „Nilu” i dopiero stąd, w ślad za „mumią” faraona, ruszyli biegiem, przez solińską tamę do lasu i w góry.

Skojarzenia ze starożytnym Egiptem były przeróżne, ścisłe i bardziej luźne: przeprawy przez rzekę (wspomniana statkiem, jak i potem piesza), mumia, labirynty, przesypywanie piasku naczyniem bez dnia, hieroglify i inne znaki pisma egipskiego itp. (czytaj dalej)


Zgodnie z ideą biegu, nikt nie znał trasy Enigmy. Na pierwszym odcinku biegaczy poprowadziła mumia, potem pojawiły się oznaczenia i punkty orientacyjne oraz zadania, których wykonanie warunkowało dalszy bieg. Potwierdzeniem spełnienia warunku była opaska na rękę. Najpierw pętelka przez Jawor, na której trzeba było przesypywać piasek naczynkiem bez dna.

– Jestem zachwycona Enigmą! – entuzjazmuje się Agnieszka Frybes, ambasadorka Fundacji Kierunek Ultra, która startem w zagadkowym biegu zakończyła tydzień wolontariackiej pracy na V Festiwalu Biegu Rzeźnika. – Pełno niespodzianek, tajemnica od startu do mety i te labirynty… Choć to nie jest bieg na orientację, trzeba być mega czujnym przez cały czas. Organizatorzy postarali się o kilka naprawdę ciekawych elementów.

Było zatem zjeżdżanie na pupie, było turlanie z mokrych górek i woda po kostki. A inne atrakcje tej biegowej przygody to zadania do wykonania, wzbudzające sporo śmiechu i radości z dobrej zabawy. Trzeba było m. in. napisać (narysować?) hieroglify, który wcześniej pojawiały się na trasie czy owijać „mumię” bandażami otrzymanymi na poprzednim punkcie.

Kompletna już „mumia” przybiegła na metę jako „czerwona latarnia”, za wszystkimi biegaczami. Enigmę ukończyło 136 osób, w tym 58 kobiet, a więc ponad 40 procent uczestników. Każdy otrzymał na mecie przepiękny medal w kształcie egipskiego skarabeusza, ozdobiony inskrypcjami w postaci rzeźnickich symboli i egipskich hieroglifów.

– Emocje na koniec sięgały zenitu, radość i euforia, ale i lekki strach, że będzie „na styk”, bo przecież cały czas biegliśmy nie wiedząc, ile zostało do mety i jak rozłożyć siły, by z jednej strony ich starczyło, a z drugiej, by zmieścić się w limicie – śmieje się Agnieszka Frybes. – A na mecie łzy wzruszenia, uściski i szampan. Taka była moja Enigma!

– Każdemu polecam chociaż raz spróbować się z tą biegową niewiadomą: zabawa to znakomita, a emocji po biegu wystarczy przynajmniej na kolejny tydzień – mówi z przekonaniem Agnieszka, która w Bieszczady przyjechała aż z… Suwałk.

III Rzeźnik Enigma okazał się nieco łatwiejszy niż ubiegłoroczna „zagadka z kosmitami”, bo biegacze pokonali niespełna 30 kilometrów z przewyższeniem ok. 900 metrów. I tak jednak mówili, że nie było łatwo, zwłaszcza na pierwszej, bardzo śliskiej od błota górce.

Najlepiej pobiegł i rozwiązywał egipskie zagadki Witold Kociołek, który zwyciężył w czasie 2:57:47, o kwadrans wyprzedzając Krzysztofa Przybyłowskiego i najlepszą kobietę Agnieszkę Bratek, piątą zawodniczkę Biegu 7 Dolin 100 km w Krynicy w 2015 r. i zwyciężczynię (w duecie z Anną Bieniecką) Biegu Rzeźnika 2017.

WYNIKI

Piotr Falkowski

zdj. Jolanta Błasiak-Wielgus, Bieg Rzeźnika, Agnieszka Frybes


EXPO Festiwalu Biegowego – do 30.06 niższe ceny stoisk! [REZERWACJA]

$
0
0

Trzy dni, blisko 150 wystawców, ok. 20 tys. odwiedzających – Twoich klientów!EXPO Festiwalu Biegowego to to jedno z najwiekszych tego typu wydarzeń w Polsce. Wciąż przyjmujemy rezerwacje stoisk - do końca czerwca obowiązują niższe opłaty.

Targi w edycji 2019 będą czynne przez cały czas trwania 10. TAURON Festiwalu Biegowego. Drzwi hali targowej otworzymy w piątek 6 września o godz. 11:00, zamkniemy w niedzielę 8 września ok. godz. 16:00.

Na stoiska przeznaczamy w tym roku blisko 1400 m2 powierzchni w Domu Forum. To miejsce, którego nie może ominąć żaden biegacz, kibic czy osoba towarzysząca, tamtędy bowiem wiedzie najprostsza droga na start i metę biegów festiwalowych. Tu mieści się także biuro zawodów, w którym uczestnicy odbierają swoje pakiety startowe czy zapisują się na festiwalowe biegi.

Do udziału w targach zapraszamy:

  • producentów i dystrybutorów odzieży i sprzętu sportowego
  • sklepy sportowe
  • producentów suplementów diety i odżywek
  • producentów kosmetyków
  • organizatorów biegów
  • kluby i związki sportowe
  • trenerów personalnych
  • wydawnictwa
  • firmy gastronomiczne
  • firmy z branży turystycznej

Wymiary stoisk to 4, 6, 8 lub 12 m2 - oferujemy je w wersji z profesjonalną zabudową. Indywidualnie można jednak zamówić stoisko dowolnie większe.

Do końca czerwca oferujemy atrakcyjne zniżki na stoiska. Szczegóły TUTAJ. Wystawca, którego stoisko Organizator oceni najwyżej, zostanie zwolniony z kosztów wynajmu w kolejnym roku, podczas 11. TAURON Festiwalu Biegowego!

Rezerwacja stoisk: Paula Malicka-Sobota: p.malicka@festiwalbiegow.pl / 22 525 82 32

Zapraszamy do Krynicy-Zdroju!

Fundacja "Festiwal Biegów"


Dużo Polaków na listach startowych Lavaredo Ultra-Trail

$
0
0

Aż 5 000 osób wystartuje w 4 biegach Lavaredo Ultra-Trail 2019, rozgrywanych w Dolomitach w pobliżu miejscowości Cortina d’Ampezzo. Będą reprezentowali 65 krajów, a na trasie każdego z biegów znajdą się również Polacy.

Najwięcej rodaków wystartuje w głównym biegu LUT, ale kibice w tym roku będą musieli śledzić także biegi towarzyszące. To w nich, polscy biegacze znaleźli się w elicie zawodników.

Nowością tegorocznej edycji jest 87-kilometrowy ultramaraton ze startem przy jeziorze Auronzo di Cadore i z metą w Cortinie. Po drodze trzeba będzie pokonać 4600m przewyższeń. Na start zgłosiło się 1000 osób, a wśród nich m.in. Miłosz Szcześniewski - zwycięzca TAURON Ultramaratonu 64 km podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy w 2017 r. Zdaniem organizatorów, którzy przy ustalaniu elity biegu brali pod uwagę punkty ITRA, na liście topowych uczestników tej konkurencji jest miejsce także dla Pauliny Wywłoki, piętnastej zawodniczki OCC i wicemistrzyni festiwalowej setki z 2018 r.

Z kolei w grupie kandydatów do wysokich miejsc 48-kilometrowego Cortina Trail wymieniani są: Kamil Leśniak, Katarzyna Wilk i Martyna Wiśniewska.

W elicie 120-kilometrowego LUT Polaków co prawda nie ma, ale za liczebnie stanowią oni poważną siłę. Wśród 1800 startujących, biało-czerwone barwy będzie reprezentowało 86 zawodników, w tym 9 kobiet. 

Wśród faworytów LUT znaleźli się m.in. Tim Tollefson, który ubiegłoroczną edycję kończył na trzecim miejscu, czy zwycięzca Transvulcanii z 2017 r. - Timothy Freriks. Wśród pań zobaczymy m.in. Mimi Kotkę - zwyciężczynię ubiegłorocznych MIUT i Marathon du Mont Blanc (90 km), Caroline Chaverot - zwyciężczynię Lavaredo z 2017r., Magdę Boulet - zwyciężczynię Maratonu Piasków z 2018r. i Audrey Tanguy - zwyciężczynię ubiegłorocznego TDS.

Impreza rozpocznie się w tym roku już w piątek od startu 20-kilometrowego Cortina Skyrace. Uczestnicy LUT startują o 23:00 w sobotę. Zaś w niedzielę na 87-km trasę wybiegają uczestnicy Ultra Dolomites.

Pełna obsada imprezy: TUTAJ

IB


Hero Run Trail – przeszkodowa trasa... bez przeszkód

$
0
0

27 lipca w Ogrodniczkach koło Białegostoku odbędzie się pierwsza edycja biegu Hero Run Trail na dystansie około 13 km. Organizatorzy zapowiadają, że jego trasa będzie wymagająca. – To będzie prawdziwy bieg trailowy, który da uczestnikom konkretnie w kość. Stawią czoła naturze, będą piaski, woda, las, być może błoto. To czego na pewno nie będzie, to przeszkody. Te wystąpią w roli głównej dzień później, podczas biegu OCR pod szyldem Hero Run – mówi Grzegorz Kuczyński, prezes Fundacji Białystok Biega.

– Nie widzę przeszkód, żeby zaprosić biegaczy na nową formułę Hero Run Trail. Dlaczego? Bo po prostu ich tam nie będzie – przewrotnie pyta i sam sobie odpowiada Grzegorz Kuczyński z Fundacji Białystok Biega. – To idealna propozycja dla osób, które chcą zapoznać się z profilem trasy Hero Run przed niedzielnym startem oraz fanów biegów trailowych w wymagającym terenie. Wreszcie Hero Run Trail adresujemy również do tych, którzy nie chcą startować w biegu z przeszkodami, bo ich to po prostu nie kręci lub mają przesyt takich startów – wyjaśnia.

Trasa biegu trailowego pokryje się niemal w całości z biegiem przeszkodowym Hero Run, który w Ogrodniczkach odbędzie się dzień później. – Na pewno dołożymy kilka kilometrów, w sumie dystans powinien zamknąć się w około 13 kilometrach. Dysponujemy tutaj wspaniałym terenem do organizacji biegu trailowego. Jestem przekonany, że jego trasę docenią wszyscy uczestnicy, łącznie z tymi, którzy mają już na koncie starty w biegach terenowych – mówi Grzegorz Kuczyński.

Bieg Hero Run Trail uzupełni portfolio imprez Fundacji Białystok Biega, która organizuje m.in. PKO Białystok Półmaraton, największy bieg w Polsce wschodniej.

– Podlasie to region bogaty w ciekawe lokalizacje dla biegu przełajowego, jednak dotychczas nie były na jego terenie organizowane duże imprezy trailowe. Liczymy, że nasz pomysł na bieg Hero Run bez przeszkód chwyci. Celem, który przed sobą stawiamy, jest zorganizowanie całego weekendu pod znakiem wyzwania, jakim jest przekraczanie granic. Z przeszkodami lub bez – podkreśla szef imprezy.

Zapisy na trailową odsłonę Hero Run już ruszyły. Pakiety startowe bez koszulki do 8 lipca kosztują 50 złotych, po tym terminie opłata wzrośnie o 10 złotych.

– Staraliśmy się, aby cena wpisowego było możliwie jak najniższa, dlatego zdecydowaliśmy, że przy rejestracji na bieg umożliwimy chętnym dokupienie koszulki startowej w cenie 35 złotych. Będzie to model na ramiączkach, taki sam jak ten, który otrzymają w pakiecie uczestnicy przeszkodowego Hero Run. Koszulki różnić będą się za to kolorem, trailowcy pobiegną w zielonych a przeszkodowcy w czarnych – informuje Grzegorz Kuczyński. – Na mecie na zawodników czekać będą piękne medale Hero Run przygotowane specjalnie dla edycji trail – dodaje.

Ogrodniczki, w których odbędą się lipcowe zawody Hero Run to miejscowość położona na trasie Białystok-Supraśl, oddalona od stolicy Podlasia o 12 kilometrów. Od 2011 roku miejsce znane przede wszystkim jako lokalizacja Pikniku Militarnego Operacja Wschód, jednej z największych w kraju imprez rekonstrukcyjnych. Na bieg będzie można dojechać samochodem, autobusem komunikacji miejskiej, a także rowerem, bowiem od Białegostoku prowadzi tutaj trasa rowerowa.

źródło: Organizator


Plan, buty, rodzina… Andrzej Wereszczak o swoim rekordzie Polski w biegu 6-dniowym

$
0
0

W połowie maja Andrzej Wereszczak pobił Rekord Polski w biegu 6-dniowym. Rywalizując na Węgrzech w imprezie pn. EMU 6-days, biegacz ze Śląska pokonał dystans 757,546 km, poprawiając poprzedni rekord należący do Pawła Żuka o ponad 4 km. Przebiegnięcie 817 pętli dało mu 6 miejsce open 2 miejsce w kategorii M40 w imprezie.

Padły dwa REKORDY POLSKI w biegu 6-dniowym!

Od kilkuset metrów do rekordu Polski

Bieganie zaczęło się u Andrzeja bardzo zwyczajnie. Chciał po prostu zmienić tryb życia na zdrowszy, rozruszać się trochę. Jego myślenie o bieganiu ograniczało się do rekreacyjnego truchtu po lesie co jakiś czas. Nie planował pilnować tempa, tętna czy kupować specjalistycznego sprzętu. Nie miał marzeń, aby zostać jednym z najlepszych ultramaratończyków w Polsce. Chciał po prostu biegać. Z czasem Andrzej zauważył, że najlepiej czuje się na długich dystansach.

W pierwszych zawodach wystartował dopiero po prawie 5 latach od rozpoczęcia przygody z bieganiem. Najpierw wystartował w półmaratonie, później w maratonie, zaczął osiągać pierwsze sukcesy, zaczął inspirować się innymi biegaczami i coraz bardziej wierzyć w swoje możliwości. Cały czas głównym motywatorem do startów była radość, jaką czerpał z biegania.

Z czasem Andrzej Wereszczak zaczął zdobywać coraz większe uznanie na dużych, międzynarodowych imprezach. Do jego największych osiągnięć należą: Spartathlon Grecja 2017 (246 km), 1. miejsce w Ultrabalatonie (221 km) oraz 2. miejsce w Phidippides Run (490 km).

Majowy rekord Polski na zawodach EMU 6-days to niewątpliwie jeden z największych i najbardziej spektakularnych sukcesów Andrzeja.

Skąd pomysł na bieg 6-dniowy? - pytamy Andrzeja.

Chodzą mi po głowie nietypowe biegi. Unikam tłumów. Lubię powoli narastające zmęczenie. Biegi wielodniowe wydają się więc idealne. Myśl o 6-dniówce długo dojrzewała. Widziałem, że chcę spróbować, ale nie umiałem sobie tego w głowie poukładać. Jaki przyjąć rytm biegu i odpoczynku? Ile spać w ciągu doby? Kiedy jeść? W zeszłym roku spontanicznie wystartowałem w biegu w Grecji na dystansie 490 km i trzeciego wieczoru na trasie pomyślałem, że 6-dniówka będzie podobna - nie ma się czego bać, nie ma co kombinować, trzeba biec.

Po biegu w Grecji odpoczywałem 3 tygodnie. Na przygotowania miałem 4,5 miesiąca. Podzieliłem ten okres na 2 połowy. Przez pierwsze 9 tygodni chciałem tylko powrócić do przyzwoitej formy, biegać ostrożnie, różne drobiazgi jeszcze bolały po Grecji. Zacząłem od krótszych dystansów, co drugi dzień i stopniowo zwiększałem gdzieś do 25 km 5-6 razy w tygodniu. Potem tydzień przerwy na narty, trochę się też rozchorowałem. Następnie 6 tygodni po 150 km i start w Mistrzostwach Polski w biegu 24- godzinnym w Supraślu. Po tym biegu miałem miesiąc, żeby się zregenerować i odzyskać świeżość na Węgry.

Jak wyglądają twoje treningi?

W zimie robię treningi maksymalnie do 30 km, bo mam wrażenie, że niektóre części ciała są już mocno wychłodzone. W lecie czasami przekraczam 50 km. Większy problem jest ze smogiem. Jak zapylenie nie przekracza powiedzmy 300% normy, to biegam w masce. Cieżko się w tym oddycha, więc zupełnie rezygnuję wtedy z szybkości. Staram się biec powoli, na niskim tętnie i spokojnie oddychać. Przy większym zapyleniu, a zdarza się u nas i grubo ponad 1000%, biegam na bieżni elektrycznej. Mam w domu filtr powietrza.

Jak jest ślisko, to stawiam stopy bardzo ostrożnie, zwalniam na zakrętach. Jak jest głęboki śnieg, to biegnę trasą, na której wiem, że pod śniegiem nie będzie głębokich kałuż. We mgle nie biegam poboczem. Po burzy i wichurze unikam miejsc, gdzie gałęzie mogą spaść na głowę. Jak w lesie jest błoto, to biegnę asfaltem. Jak są kałuże, to lubię biegać w butach z wysoką podeszwą. Jak ostro świeci słońce, to wybieram dobrze ocienione ścieżki. Jak jest plaga komarów przy stawach, to biegam szybko. Zawsze coś ciekawego.

Jaki miałeś plan na EMU 6-days?

To był mój pierwszy start w tej formule. Plan był taki: 70 km - obiad + odpoczynek - 65 km - spać. Bieg zaczyna się i kończy o 12:00, więc wiedziałem, że pierwsza i ostatnia doba będą wyglądały trochę inaczej.

Czy było cokolwiek, co Cię zaskoczyło?

Pierwszego dnia zrobiłem 120 km (5. miejsce) i poszedłem spać ok. 1:40 w nocy. Około 7:00 wróciłem na trasę i okazało się, że spadłem na gdzieś 35 pozycję. Pozycja nie miała dla mnie żadnego znaczenia, ale zaskoczeniem było, że wielu zawodników nie poszło wcale spać, albo tylko na godzinkę - dwie. Do 1 w nocy znowu wyszedłem gdzieś na 6 pozycję. Pomyślałem: jest dobrze, nie ma się czym przejmować, idę spać.

Drugi poranek i drugie zaskoczenie: większość zawodników maszeruje. Ja wyspany, jako jeden z nielicznych biegam. Wiele osób widząc to pokazuje mi „lajka”, zagadują, że dobrze mi idzie. Myślę sobie: jest dobrze.

Niestety po południu trzecie zaskoczenie: patrzę na zegarek i nie wierzę. Wydaje mi się, że biegnę dość szybko, a zegar pokazuje tempo 6:30 min/km. Potem tempo spada do 7:00 min/km. Jeszcze nigdy tak wolno nie biegłem. Nie da się przyspieszyć! Po pierwszej idę spać i modyfikuję plan. Od teraz będzie: 45 km - lunch + odpoczynek - 40 km - obiad + odpoczynek - 40 km - spać. No nie do końca to tak wyszło.

Czwarte duże zaskoczenie: z każdym dniem coraz bardziej bolał mnie taki punkcik w stawie skokowym. Dopiero szóstego dnia wieczorem zauważyłem, że język od buta jest trochę sztywny i na ciągłych zakrętach w prawo ugniata mi ten punkcik. Ubrałem nike’i z wyjątkowo mięciutkim językiem i ból ustał.

Co wspominasz najlepiej?

Codziennie byłem umówiony z rodziną, że przyniosą mi o wyznaczonej godzinie obiad. Wiedziałem, że będzie coś dobrego i konkretnego, i że potem godzinkę odpocznę. Bardzo się cieszyłem na ich widok.

Czy miałeś jakieś wsparcie na trasie?

Żona przynosiła mi obiady, przygotowywała termos z herbatą na wieczór, ze 2 razy przeprała mi parę ciuchów. Mógłbym sam to ogarnąć, ale zawsze to stracone minuty. Pętla miała tylko 927 metrów, więc bufet, ubrania, toaleta były zawsze w zasięgu paru minut. Trzeba pochwalić organizatorów, bo zapewnili dużo więcej niż potrzebowałem.

Jak Twój organizm znosił takie obciążenie?

Układy oddechowy, krążenia, trawienny, nerwowy - bez problemów. Mięśnie i stawy nóg dostały w kość trochę przez zakręty w prawo. No i jak człowiek jest już opuchnięty, to znaczy, że naprawdę dużo pracy to kosztowało.

Czy miałeś jakieś momenty kryzysowe w trakcie biegu?

Chyba czwartej doby była wichura i ulewa. Byłem taki przewiany i wychłodzony, że barki i kości kręgosłupa bolały. Jak położyłem się spać, to miałem nadzieję, że przerwą zawody. Rano z rozczarowaniem zobaczyłem, że wszyscy nadal rzeźbią kilometry.

Co pomogło Ci przez nie przejść?

Jak już rano ruszyłem, to okazało się, że pogoda już jest lepsza i lepiej się czuję.

Jak przebiegała Twoja regeneracja bo biegu? Ile czasu zajęło zanim doszedłeś do siebie?

Pierwsze dni po biegu, to tragedia. Żywy trup. Po tygodniu już maszerowałem po kilka kilometrów dziennie. Po 2 tygodniach biegłem na autobus. Po 3 tygodniach zacząłem biegać co drugi dzień. Po 4 tygodniach zwiększyłem dystans do kilkunastu kilometrów. Po 5 tygodniach będzie już ze 100 km na tydzień.

Jakie masz dalsze biegowe plany?

Na początku lipca pobiegnę w biegu 8h „Szychta na Gichcie”. Nie będę w super formie, ale to niedaleko od mojego domu. W lesie, w którym ciągle trenuję. Bieg organizuje zaprzyjaźniony klub Luxtorpeda. Warto pobiec, można na luzie.

W połowie sierpnia dowiem się, czy pojadę na Mistrzostwa Świata w biegu 24h. Taka impreza ma priorytetowy status, więc niczego innego na razie nie planuję.

Oczywiście lista biegów marzeń jest długa, jest tam np. bieg z Mediolanu do San Remo, jest Ultr’ardeche 222 km, jest ponownie Spartathlon. Ale to w kolejnych latach. No i kiedyś etapówka do Lizbony.

Dużo zdrowia zatem! Trzymamy kciuki za kolejne starty!

red. / wsp. Marta Dydycz

fot. facebook HRMax Żory


Międzynarodowe Centrum Maratonu w Hopkinton - mieszkańcy zdeterminowani

$
0
0

Już od 123 lat z Hopkinton rusza Maraton Bostoński, czyli najstarszy na świecie bieg na dystansie 42,195 km. Mieszkańcy miejscowości chcą, aby powstało tu Międzynarodowe Centrum Maratonu, poświęcone nie tylko lokalnej imprezie.

Według idei, Międzynarodowe Centrum Maratonu ma być połączeniem instytucji sportowej i kulturalnej. Będzie swoistą odpowiedzią na Koszykarską Galerię Sław działającą w Springfield. Budowę muzeum mają wesprzeć m.in organizatorzy Maratonu Bostońskiego.

Jednym z proponowanych miejsc dla powstania muzeum jest 15-akrowa działka znajdująca się przy trasie Maratonu Bostońskiego, położona między 9 a 16. kilometrem. Teren ten został przekazany miastu przez lokalnego dewelopera, a miasto go ma dzierżawić muzeum za jednego dolara rocznej opłaty.

Budynek ma obejmować przestrzeń wystawienniczą, galerię sław, obiekty konferencyjne i edukacyjne. W kolejnej fazie rozwoju działalności muzeum będzie możliwe także zakwaterowanie biegaczy.

Przewidywany koszt budowy Muzeum to 20-30 mln dolarów. Nie wiadomo jednak kiedy rozpocznie się budowa. Mieszkańcy chcą, by stało się to jak najszybciej.

To nie będzie pierwsze takie miejsce na świecie. Muzeum Maratonu działa już w greckim Maratonie, czyli miejscu narodzin tej konkurencji. Prezentowane są tam dwie wystawy – historia Maratonu Olimpijskiego od 1896 do 2000 roku oraz biegi na świecie.

Z kolei w Parku Olimpijskim w Berlinie działa AIMS Marathon Museum of Running. Znajdziemy tam m.in. strój Etiopczyka Haile Gebrselassie z biegu po rekord świata w maratonie z 2007 roku (2:04:26) oraz pamiątki dotyczące rozwoju maratonu na całym świecie.

RZ


Zmarł uczestnik półmaratonu w Swansea

$
0
0

Kolejna tragedia podczas biegu ulicznego. W niedzielę zmarł jeden z uczestników JCP Swansea Half Marathon, który upadł na trasie biegu.

Biegacz osunął się na ziemię kilkaset metrów przed metą biegu. Szybko zajęli się nim medycy, którzy podjęli decyzję o przetransportowaniu go do szpitala. Niestety lekarzom nie udało się uratować życia biegacza, który zmarł kilka godzin po przyjęciu na oddział intensywnej terapii.

Organizatorzy biegu złożyli kondolencje na ręce rodziny i bliskich zmarłego biegacza. Poinformowali, że współpracują z miejscowymi służbami w celu wyjaśnienia okoliczności upadku i śmierci biegacza. 

The Guardian przytacza smutną statystykę imprezy w Swansea – od premierowej edycji w 1981 r. na trasie biegu lub bezpośrednio po imprezie zmarło już 12 biegaczy, ostatnio w 2018 r. W większości przypadków zgon wywołał zawał serca. W 2000 roku jeden z biegaczy doświadczył wylewu krwi do mózgu.

W tegorocznym JCP Swansea Half Marathon wzięło udział blisko 5 000 osób.

Zwyciężyli Brytyjczycy Matt Clowes (1:05:49) i Tracey Barlow (1:15.40).

źródło: Organizator / The Guardian


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>