Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Runmageddon Warszawa i… jeszcze więcej sportowych wyzwań!

$
0
0

Takiej dawki sportowych inspiracji jeszcze nie było! Już w dniach 24.05-26.05 podwarszawski Nadarzyn stanie się obowiązkowym punktem na mapie wszystkich wielbicieli aktywności fizycznej. A wszystko za sprawą ekstremalnego biegu z przeszkodami Runmageddon Warszawa i największych targów sportowych GO Active Show!

Tegoroczna edycja warszawskiego biegu z przeszkodami to wyjątkowa okazja do sprawdzenia swojej siły i charakteru, a także wzięcia udziału w największych sportowych targach GO Active Show. Wszyscy uczestnicy Runmageddonu otrzymają bilet uprawniający do wejścia danego dnia na teren targów. Młodsi zawodnicy będą mogli wziąć w nich udział razem z opiekunem.

A co czeka na uczestników, którzy staną na starcie Runmageddonu? Wymagające sprytu i odrobiny tężyzny fizycznej konstrukcje to wyzwanie, którego może podjąć się każdy, kto chce przeżyć ekstremalną przygodę. I to niezależnie od tego czy już zakochał się w biegach z przeszkodami czy dopiero to zrobi. Podczas tegorocznej edycji uczestnicy mogą wybierać spośród trzech tras dla dorosłych zawodników i dwóch dla mniejszych biegaczy.

Dystans INTRO z pewnością zaszczepi miłość do biegów z przeszkodami u początkujących, ale także porządnie ich zmęczy. W końcu 3 kilometry i ponad 15 przeszkód nie pokonają się same. REKRUT to trasa dla zaawansowanych zawodników, którzy pragną zmierzyć się z około 6 kilometrowym odcinkiem i ponad 30 utrudnieniami. Dla wytrawnych biegaczy Runmageddon przygotował dystans CLASSIC o długości 12 kilometrów naszpikowany 50 konstrukcjami.

Młodzi adepci biegów z przeszkodami chętnie podejmą się trasy JUNIOR lub KIDS. Pierwsza z nich dedykowana młodzieży w wieku 12-15 lat to 2 kilometrowy odcinek z 15 przeszkodami. Z kolei drugą trasą o długości kilometra i z około 10 utrudnieniami pobiegną dzieci w wieku 4-11 lat. W końcu silną wolę należy ćwiczyć od malucha!

Pobiec w morderczym biegu a potem pochwalić się pokonanym dystansem przed największymi gwiazdami sportu? To może zdarzyć się tylko podczas Runmageddon Warszawa i GO Active Show.

Zapisy na bieg nadal trwają. Formularz online dostępny jest TUTAJ.

Kto jeszcze nie ma swojej miejscówki nie ma na co czekać. Taka okazja prędko się nie powtórzy!

źródło: Runmageddon



"Dojrzała i wiele zrozumiała" - trenerka Iwona Krupa o Ewie Swobodzie. Młoda mistrzyni sprintu zaczyna trudny sezon

$
0
0

W najbliższy weekend w Jokohamie odbędą się 4 Mistrzostwa Świata Sztafet. W Japonii wystartuje blisko 30-osobowa reprezentacja Polski, którzy wystartują w sztafetach 4x100 m, 4x400 m i mieszanych 2x2x400 m. W składzie jest m. in. niespełna 22-letnia Ewa Swoboda, tegoroczna halowa mistrzyni Europy z Glasgow w biegu na 60 m.

W sierpniu ubiegłego roku, po półfinałowym biegu na 100 metrów, w którym prysły marzenia o medalu, niespodziewanie powiedziała w wywiadzie coś, co zabrzmiało jak zamiar zakończenia kariery. Na szczęście, po przemyśleniu zarzuciła ten pomysł i… postanowiła wziąć się do roboty. Zrozumiała, że sam talent to za mało, od pewnego poziomu sportowego „dar boży” wymaga wsparcia ciężką pracą. W znacznym stopniu zmieniła podejście do życia i sportowej kariery.

– Co się stało z  Ewą? Wydoroślała?– pytamy Iwonę Krupę, trenerkę Ewy Swobody.

– Raczej dojrzała. Dojrzała życiowo i dojrzała sportowo. Zrozumiała, ile sport dla niej znaczy i że warto mu poświęcić dużą część życia i czasu.

– Ma pani duży udział w tych zmianach?

– Nie wiem. Trudno mi powiedzieć (śmiech). Ewa zawsze lubiła to co robi, zwłaszcza, że były efekty. Ale od 2 lat było kiepsko. To był dla nas trudny czas. Ale był to też czas wyciszenia, refleksji i zatrzymania się na chwilę. Myślę, że na to wszystko miał wpływ także początek jej kariery, kiedy Ewa przez 7 lat wygrywała, poprawiała rekordy życiowe, biła rekordy Polski i oczekiwania wobec niej były coraz większe. Każdy pytał: „jak dzisiaj Swoboda pobiega?”, „jaki rekord znowu wykręci?” i tak dalej. Nie każdy sportowiec wytrzymuje taka presję. I wydaje mi się, że ten okres 2 lat był Ewie bardzo potrzebny. Właśnie na zmiany.

– A nie było tak, że po tej serii sukcesów i rekordów, na fali uwielbienia i ogromnej popularności, Ewie Swobodzie uderzyła do głowy woda sodowa?

– Nieee… myślę, że raczej Ewa nie poradziła sobie z presją otoczenia. Bo treningowo przez te 2 lata było wszystko znakomicie. Tyle że przychodziły starty i… coś nie wychodziło. To nie  było tak, że ona nagle przestała chcieć pracować i trenować, poczuła się gwiazdą. Nie. Po prostu przyszło takie załamanie: kurczę, na treningach wychodzi wszystko, biegam szybko, a na zawodach nie  mogę!

– A kto Ewie wytłumaczył, że czas dojrzeć i jak mówiła pani na początku - zmienić podejście do sportu?

– Nikt. Ona sama. To był czas, w którym Ewa zrozumiała co chce robić, dotarło do niej, że pewne sprawy musi wyrzucić z głowy, pozbyć się problemów i… teraz jest bardzo dobrze. Starty halowe pokazały, że oprócz formy fizycznej była też doskonale przygotowana pod względem psychicznym. Znakomicie radziła sobie z presją, bez względu na to, z kim startowała. Czy obok niej stała Marie-Josée Ta Lou, czy Dafne Schippers To jest właśnie ta „czysta głowa”: nie mam problemów, wiem do czego dążę, wiem czego chcę. I tyle!

– Zaimponowało mi też, że Ewa przez cały, długi halowy sezon wytrzymała na wysokim poziomie, nawet jeśli po kapitalnym biegu w Karlsruhe przyszedł w pewnej chwili drobny „zjazd”…

– To było w Toruniu, ale ten „zjazd” był spowodowany chorobą, bo Ewa wróciła z Karlsruhe zakatarzona, w Łodzi pobiegła jeszcze na, że tak powiem, „bombie chorobowej”, natomiast w Toruniu totalnie się rozłożyła. I to było przyczyną słabszego wyniku. Ja uważam, że jeżeli Ewa wytrzymała w tak wysokiej dyspozycji cały sezon halowy, bo przecież zakończyła go złotym medalem HME, to plan treningowy, który realizujemy, moje założenia i droga, którą kroczymy, są prawidłowe.

– Letni sezon zaczynacie wcześnie.

– Tak, sezon na otwartym stadionie dzieli się na kilka części. Zaczynamy teraz mistrzostwami świata sztafet w Jokohamie, po dwutygodniowym obozie w Soczi. Drugą ważną imprezą dla Ewy będą Młodzieżowe Mistrzostwa Europy w Szwecji, w sierpniu – Drużynowe Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Polski i kończymy najważniejszymi – Mistrzostwami Świata w Katarze, na przełomie września i października. To będzie bardzo długi sezon.

– Jak przygotować tyle szczytów formy?

– To będzie bardzo trudne. Nie chcę robić założeń, na co stać Ewę w tym nietypowym sezonie. Ja nigdy nie odpowiadam na pytania, jak sezon halowy przełoży się na rezultaty w sezonie letnim. Sport to nie matematyka, to nie jest koncert życzeń. Tutaj jest człowiek i wszystko musi się zgrać, przede wszystkim zdrowie, żeby przyszły wyniki. Jak będzie zdrowie – to będzie cała reszta, trzymajcie zatem kciuki!

rozmawiał  Piotr Falkowski

zdj. Marek Biczyk PZLA


Mo Farah pobiegnie w Chicago

$
0
0

Sir Mo Farah po maratonie w Londynie nie krył swojego rozczarowania startem. Zajął tam piąte miejsce z czasem 2:05:39 i nie zrealizował swoich celów. Tydzień temu zrezygnował z miejsca w kadrze na mistrzostwa świata w Katarze.

Zrezygnował z maratonu MŚ – wróci na bieżnię? Stęskniony Mo Farah

Wydawało się, że decyzja o rezygnacji z MŚ dotyczy wyłącznie startu w mistrzowskim maratonie. Teraz okazuje się, że nawet bieg na 10 000m może nie dojść do skutku. Farah miał wrócić na bieżnię i podjąć się próby obrony tytułu mistrza świata. Na dalszą część roku rozważał listopadowy maraton w Nowym Jorku.

W czwartek organizatorzy maratonu w Chicago i sam zawodnik ogłosili, że to właśnie w stolicy stanu Illinois pobiegnie czterokrotny mistrz olimpijski.

Farah bardzo dobrze wspomina ubiegłoroczny start w Wietrznym Mieście. Odniósł tam swoje pierwsze maratońskie zwycięstwo, a dzięki wynikowi 2:05:11 został nowym rekordzistą Wielkiej Brytanii i Europy.

Według jego własnych słów, Farah ma nadzieję na mocną stawkę. I chyba się nie zawiedzie. Lista elity nie jest jeszcze znana, ale na pewno znajdzie się na niej zwycięzca z 2017 r. Galen Rupp.

Decyzja o obronie tytułu w Chicago prawdopodobnie wpłynie na możliwość startu na mistrzostwach świata, które kończą się 6 października. Maraton w Chicago startuje 13 października. Czasu na regenerację nie byłoby więc dużo, a do tego dochodzi problem logistyczny.

Na razie z decyzji Faraha cieszy się Carey Pinkowski. Dyrektor biegu zdradził, że bronić swoich tytułów, oprócz słynnego Brytyjczyka, będą również wózkarze Daniel Romanchuk i Manuela Schaer.

IB


parkrun Warszawa-Praga świętuje szóste urodziny

$
0
0

W sobotę 11 maja w stołecznym parku Skaryszewskim wolontariusze i uczestnicy parkrunu Warszawa-Praga świętują szóste urodziny tej lokalizacji ogólopolskiego cyklu. Szykują wiele niespodzianek.

Popularny „Skaryszak” to jedno z pierwszych miejsc w Polsce, do którego zagościła idea sobotnich darmowych biegów na 5 km. I choć dziś w stolicy można wybierać między czterema innymi miejscami (Ursynów, Żoliborz, Bródno, Pole Mokotowskie)) to wielu tradycyjnie wybiera właśnie park przy PGE Narodowym.

Pierwszy raz biegano tu 11 maja 2013 roku, a na otwarcie przyjechało blisko 90 entuzjastów ruchu z Warszawy i okolic. Najszybciej trasę pokonali wówczas Marcin Wiącek (17:49) i Ela Mzyk (22:47). Od tamtego czasu parkrun w Skaryszaku biegano już 308 razy. Obecnie rekordy trasy należą do Daniela Mikielskiego (15:31) oraz lekkoatletki Marioli Ślusarczyk (17:48).

Wokół praskiego parkrunu utworzyła się spora społeczność biegaczy, skupiająca przyjaciół regularnie startujących w biegach cyklu. Można też powiedzieć, że przez „parkrun do serca” - cotygodniowe spotkania tak bardzo zbliżyły dwójkę uczestników, że powiedzieli sobie sakramentalne TAK. Teraz rośnie kolejne pokolenie uczestników.

- Myślę, że 6 lat temu nikt nie myślał, że cotygodniowe, wspólne bieganie po Parku Skaryszewskim zamieni się w to, czym teraz jest parkrun. Obecnie regularnie przychodzą tu rodziny z dziećmi, osoby które nie biegają, tylko pomagają nam w organizacji. Mamy też uczestników, którzy maszerują dystans 5 km z kijkami nordic walking. Bardzo mnie cieszy, że parkrun stał się miejscem gdzie każdy, w taki sposób jak mu to odpowiada, może aktywnie rozpocząć weekend – komentuje Marcin Urbaniak, koordynator parkrun Warszawa-Praga.

Urodzinowy parkrun Warszawa-Praga - TUTAJ wydarzenie facebook - odbędzie się w sobotę 11 maja. Start tradycyjnie o 9:00. Organizatorzy po cichu liczą, że goście dopiszą i przy okazji uda się pobić rekord frekwencji. Wynik jest wyśrubowany i nigdy nie udało się do niego zbliżyć - 21 września 2013 roku pobiegło 217 osób!

Czym jest parkrun?

Parkrun to cykl bezpłatnych biegów z pomiarem czasu na dystansie 5 km, organizowany w każdą sobotę w 21 krajach na całym świecie. Idea parkrunu narodziła się w londyńskiego Bushy Park, gdzie w 2004 roku grupa wolontariuszy zorganizowała pierwszą edycję. Wystartowało wówczas 13 uczestników. Do Polski parkrun przywędrował w 2011, kiedy z inicjatywy Jakuba Fedorowicza zostało utworzone Stowarzyszenie parkrun Polska. Obecnie funkcjonuje 61 lokalizacji rozsianych na terenie całego kraju.

Warunkiem sklasyfikowania w biegu parkrun jest jednorazowa rejestracja na stronie parkrun.pl oraz przyniesie na start wydrukowanego, indywidualnego kodu uczestnika – ten generowany jest przy rejestracji online. Kod pozwala na bezpłatny udział w każdej z ponad 1000 lokalizacji cyklu na całym świecie!

Biegi parkrun są otwarte zarówno na osoby, które biegają dla życiówek, jak i tych biegających dla rekreacji i zdrowia. Zawody są otwarte również na osoby maszerujące, chodziarzy z kijkami nordic walking oraz biegaczy z psami.

MP / red.


Sprinter... nabił się na oszczep

$
0
0

Do niecodziennego wypadku doszło na stadionie lekkoatletycznym University of Georgia. Podczas rozgrzewki sprinter Elija Godwin nadział się na pozostawiony na stadionie oszczep.

Do zdarzenia doszło w momencie, gdy Godwin wraz z kolegami z uniwersyteckiej drużyny biegli tyłem. Zapomniany oszczep został pozostawiony na murawie w stojaku, ułożonym pod kątem, i był skierowany ostrzem w stronę rozgrzewającego się biegacza.

Kontakt z oszczepem miał dramatyczne skutki dla zawodnika, bo przyrząd przebił lewe płuco biegacza. Pomoc medyczna dotarła jednak bardzo szybko, a biegacz niezwłocznie został przetransportowany do Piedmont Athens Regional Medical Center. Tam przeszedł operację, w której usunięto z ciała resztki oszczepu, który po kontakcie ze sprinterem złamał się.

Jak informują służby prasowe University of Georgia, Elija Godwin czuje się dobrze, a uraz nie wpłynie na jego dalszą karierę biegową. W sezonie 2019 już jednak nie wystartuje.

Dyrektor programu lekkoatletycznego amerykańskiej uczelni poinformował, że był to nieszczęśliwy wypadek i nikt nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.

Oszczep to jeden z tych przyrządów lekkoatletycznych, które stwarzają realne zagrożenie dla uczestników mityngów. W 2012 r. podczas mityngu w Duesseldorfie ugodzony w tętnicę szyjną został 75-letni sędzia, który wbiegł na murawę zanim oszczep zdążył spaść na ziemię. Niestety sędzia zmarł.

Śmiertelny wypadek wydarzył się także dwa lata wcześniej podczas mityngu w Tallinie. Raniony w głowę sędzia zmarł w szpitalu. W 2007 r. w czasie mityngu Golden League w Rzymie oszczep ranił francuskiego skoczka w dal Salima Sdiri, który przygotowywał do kolejnego skoku. Francuz doznał obrażeń nerki i wątroby, ale po rehabilitacji wrócił do startów.

red.

Fot: Flickr/Thomas Faivre-Duboz (CC-BY-SA)


5. Ultra Kamieńsk zaprasza. Trwają zapisy

$
0
0

W trzeci weekend maja na Górze Kamieńsk odbędzie się piąta edycja biegu Ultra Kamieńsk. W tegorocznej edycji zawodnicy rywalizować będą na trzech trasach 6 km, 25 km i 62 km. Uczestnicy dystansu ultra do pokonania będą mieć przewyższenia o łącznej sumie +/-1270 m, a półmaratonu +/- 550.

– W tym roku na zawodników przygotowaliśmy nowe trasy, które mamy nadzieję będą bardziej wymagające, ale również dadzą dużo satysfakcji wszystkim uczestnikom na mecie – mówi Bartłomiej Sobecki, organizator biegu. – Po raz drugi imprezę zainauguruje start Nocnej Szóstki, która w ubiegłym roku cieszyła się dużym zainteresowaniem z uwagi na niepowtarzalny wieczorny klimat – dodaje.

Za ukończenie rywalizacji w 5. Ultra Kamieńsk biegacze otrzymają na mecie pamiątkowe medale, a dodatkowo punkty ITRA, kwalifikujące m.in. do biegów festiwalu UTMB w Chamonix. Na dystansie 62 km będą to 3 pkt ITRA, a za Półmaraton z hakiem - 1 pkt ITRA.

5. Ultra Kamieńsk odbędzie się w dniach 18-19 maja na Górze Kamieńsk. Organizatorem zawodów jest Stowarzyszenie Bądź Aktywny oraz Ośrodek Sportu i Rekreacji Góra Kamieńsk.

Szczegółowe informacje dostępne są na stronie www.ultrakamiensk.pl.

Źródło: Organizator


Kenijczycy gotowi na maraton Mistrzostw Świata w Dosze

$
0
0

Kenijska Federacja Lekkoatletyczna ogłosiła szeroki skład reprezentacji na mistrzostwa świata w Dosze w biegu maratońskim. Filarem reprezentacji jest obrońca tytułu Geoffrey Kirui. Wśród pań o kolejny medal walczyć ma Edna Kiplagat.

Afrykańczycy zaprezentowali listę dziewięciu sportowców, którzy mogą liczyć na występ w stolicy Kataru. Dwójka z nich będzie jednak tylko rezerwowymi. W biegu mężczyzn Kenijczycy mogą wystawić nie trzech, a czterech zawodników, bo broniący złota Geoffrey Kirui otrzymał dziką kartę. W rywalizacji kobiet w analogicznej sytuacji jest Bahrajn, o ile tytułu będzie chciała bronić Rose Chelimo.

Wspomniany Kirui posiada rekord życiowy 2:06:27 z Amsterdamu z 2016 roku. Rok później zawodnik ten zwyciężył Maraton Bostoński z czasem 2:09:37. Co więcej, był to dopiero jego trzeci start na królewskim dystansie. Złoto MŚ zdobył w Londynie, pokonując Etiopczyka Tamirata Tolę.

W kenijskiej kadrze zabrakło oczywiście największej kenijskiej gwiazdy maratonu, czyli Eliuda Kipchoge. Rekordzista świata jesienią będzie chciał złamać barierę dwóch godzin w maratonie, w ramach projektu INEOS 1:59 Challange.

INEOS 1:59 Challange: Eliud Kipchoge vs. 2h w maratonie. "Chodzi o dziedzictwo"

O medale walczyć mają za to Amos Kipruto (2:05:43), Laban Korir (2:05:54), Paul Lonyangata (2:06:10), czy Ernest Ngeno (2:06:41). Jeden z nich będzie musiał zadowolić się rolą kibica.

W biegu pań o kolejny do bogatej kolekcji dołożyć będzie chciała doświadczona Edna Kiplagat. Zawodniczka ta już dwa razy wygrywała mistrzowski maraton (w 2011 i 2013 r.), a dwa lata temu w Londynie sięgnęła po srebrny medal. Rekord życiowy zawodniczki to 2:19:50 z 2012 roku.

Mimo upływu lat Kiplagat wciąż biega na wysokim poziomie. Rok temu w Berlinie uzyskała rezultat 2:21:18. W CV ma też wygrane w Londynie i Bostonie.

O wysokie miejsca walczyć będzie też Ruth Chepngetich - zwyciężczyni tegorocznego maratonu w Dubaju z wynikiem 2:17:08, - trzecim w historii kobiecego maratonu. Powołania do kadry otrzymały także Sally Chepyego z życiówką 2:23:15 i Visiline Jepkesho z najlepszym wynikiem w karierze 2:21:37. Wystartować będą mogły jednak tylko trzy zawodniczki.

17. Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce odbędą się w dniach 27 września - 6 października w Dosze. Ze względów na wysokie temperatury w Katarze, bieg maratoński ma wystartować nietypowo minutę przed północą (kobiety - 27 września, mężczyźni - 5 października).

Przypomnijmy, że minimum PZLA na katarskie MŚ wynosi 2:12:30 w biegu mężczyzn i 2:31.00 w rywalizacji pań. Wskaźniki można zdobywać jeszcze do 25 maja. Na dziś kryterium spełnia tylko Karolina Nadolska, która w Hanowerze uzyskała 2:27:43. Zawodniczka na naszych łamach przyznała jednak, że głównym celem są igrzyska w Tokio.

RZ


Do 5 000 km brakuje... 15 000 zł. Paweł Żuk i "wyjątkowy bieg"

$
0
0

Paweł Żuk nie osiada na laurach. Wliczając bieżnię mechaniczną, ma na swoim koncie 6 rekordów Polski i systematycznie wydłuża dystans. Było już 1000 km, potem 1000 mil, a teraz jest nowy plan. 12 października „Asfaltowy Chłopak” chce stanąć na starcie liczącego aż 5 000 km biegu organizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Ultramaratonu w Atenach.

Chociaż na ten dystans zapewne nie zdecyduje się zbyt wielu zawodników, w ofercie greckich organizatorów na październik są przewidziane także krótsze opcje. Wybierać można biegi od 1000, poprzez 2000, 3000 i 4000 km do najdłuższego – 5 000 km. Ateński festiwal będzie pierwszą imprezą w Europie, gdzie te wszystkie niebotyczne dystanse biega się po... kilometrowej pętli.

Limit na dotarcie do mety najdłuższego wyzwania to 60 dni. Wpisowe kształtuje się od 700 do 2300 EUR właśnie tu zaczyna się największy problem. Tym bardziej, że oprócz wpisowego, do kosztów wyjazdu trzeba doliczyć transport, jedzenie, sprzęt, ekipę wspierającą. Te pozabiegowe elementy mają wpływ na ostateczny wynik i powodzenie biegu.

Paweł Żuk sporo już zebrał przy pomocy partnerów, ale nadal do budżetu projektu brakuje mu 15 000 zł. Tę brakującą kwotę postawił zebrać w publicznej zbiórce, oferując wpłacających m.in. siebie w roli zająca na dowolnym biegu czy, w wersji skromniejszej wpłaty - „zaproszenie na spotkanie i rozmowę o przygotowaniach, treningu i samym biegu w Atenach”.

Na koncie zbiórki na razie jest 8% potrzebnej kwoty. Jeśli chcecie pomóc Pawłowi w debiucie na tak długim dystansie, odwiedźcie stronę zbiórki – TUTAJ. https://zrzutka.pl/mhshmn

„Bieg na dystansie 5000 km to ogromne wyzwanie. To 60 dni i nocy ciężkiej pracy całego zespołu podczas samych zawodów i miesiące dogrywania całej logistyki. Niestety wiąże się to z ogromnymi kosztami. Ale mam nadzieję że z Waszym wsparciem uda mi się w październiku stanąć na starcie tego wyjątkowego biegu”

- napisał na stronie zbiórki Paweł Żuk.

IB



Katowicki Festiwal Biegowy im. J. Kukuczki zadziwia wszechstronnością [ZDJĘCIA]

$
0
0

Sto trzeci maraton? Debiut w półmaratonie? Życiówka na dychę? Rekreacyjna piątka z koleżankami? Może Mistrzostwa Katowic w Nordic Walking, Sztafeta Pokoleń albo biegi dla dzieci? Proszę bardzo! To wszystko w ramach jednej imprezy, czyli Katowickiego Festiwalu Biegowego imienia Jerzego Kukuczki, który odbył się dzisiaj już dwunasty raz. Jego organizatorem jest Akademia Wychowania Fizycznego w Katowicach.

Od lat areną walk toczonych z różnymi dystansami jest park na Muchowcu. Dzisiaj, tradycyjnie już, jako pierwsi ruszyli na trasę maratończycy. Strzał startowy padł punktualnie o 8:00. 1,5 godziny później dołączyła do nich kilkukrotnie liczniejsza grupa biegaczy, którzy wybrali półmaraton. Śmiałków mierzących się z królewskim dystansem nie było zbyt wielu. Zadecydowały o tym nietypowy termin oraz trasa, która od lat składa się w Katowicach z aż dziesięciu pętli.

Liderzy rywalizacji Paweł Kaszyca i Ewelina Puchała wysunęli się na prowadzenie już podczas pierwszego okrążenia i z każdym kolejnym systematycznie powiększali przewagę. Za ich plecami kolejni zawodnicy pracowali nad utrzymaniem miejsc na podium. Zaskoczeń nie było.

Zwycięzcą maratonu został Paweł Kaszyca z czasem 2:57:35. Drugie miejsce zajął Ryszard Baran (3:10:53) a podium dopełnił Sylwester Mynarski z wynikiem 3:19:57. Najszybsza wśród kobiet była Ewelina Puchała, dyrektor Wizz Air Halfmarathon, która na mecie zameldowała się z czasem 3:52:35. Drugie miejsce zajęła Ania Garczyńska (4:08:18) a trzecie Ligia Mynarska (4:13:42).

Ewelina Puchała skutecznie obroniła ubiegłoroczny tytuł. – To był mój trzeci Festiwal Kukuczki, drugi raz startowałam na dystansie maratonu i udało się obronić tytuł z zeszłego roku. Lubię biegać maratony a ten jest blisko domu. To miła odmiana wstać po 7 i mieć 10 minut na start – mówiła z uśmiechem zwyciężczyni, która ma na koncie starty w wielu zagranicznych imprezach. – Zaliczyłam mój 57 maraton i cieszę się, że mogłam to zrobić w Katowicach. Dziś na trasie towarzyszył mi Adam, dzięki któremu dziesięć kółek szybko zleciało. Wielu znajomych wpadło supportować, co też pomogło. Biegłam bez spiny, towarzysko, bardzo przyjemnie.

W półmaratonie triumfował Paweł Kosek z czasem 1:18:55, tuż przed Marcinem Machoniem (1:18:59) i Krystianem Groniem (1:19:46). Najszybszą kobietą okazała się Dorota Redzik (1:32:23). Na podium stanęły też Natalia Gracz (1:34:30) oraz Izabela Jaśkiewicz (1:44:07).

Na dystansie 10 km zwyciężył Tomasz Kawik (32:52). Drugi był Wojciech Pelczar (32:57) a trzeci Leszek Pstraś (35:25). Zwyciężyła Beata Duży (43:29) przed Katarzyną Chełmińską (44:44) oraz Anną Herman (45:26).

Na najkrótszym dystansie najszybsi okazali się: Marcin Ciepłak (16:39) przed Michałem Skowronem (16:49) i Rafałem Zelechem (16:55) oraz Sylwia Indeka (19:03) przed Weroniką Kaletą (19:29) i Dominiką Kłodą (19:43).

W rywalizacji Nordic Walking na krótszym dystansie triumfowali Piotr Stępak (30:50) oraz Małgorzata Oleksyk (32:40) a na dłuższym Paweł Słupianek (1:02:54) i Joanna Kołodziej (1:05:44). We wszystkim konkurencjach wystartowało prawie 750 osób, nie licząc dzieci.

Dla wielu z nich był to sentymentalny powrót na trasę swojego debiutu albo ulubionej imprezy. – To moja ulubiona impreza, bo spotykam tutaj swoich wykładowców z AWF, byłych uczniów, innych fajnych biegaczy – mówiła Ania Malczewska. – Atmosfera jest super, zwłaszcza dzięki wszechobecnemu duchowi młodości w postaci studenci AWF. Trasa bardzo fajna, bezpieczna, dużo zieleni, mało wymagająca. Organizacja bardzo sprawna. Wracam zadowolona – podsumowała zawodniczka.

Pełne wyniki:TUTAJ

KM


Gala Sportu Paraolimpijskiego – nagrodzeni biegacze [ZDJĘCIA]

$
0
0

W piątkowy wieczór w Warszawie sport paraolimpijski miał swoje wielkie święto. Na uroczystej w gali, w obecności pary prezydenckiej świętowano 20-lecie Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego w strukturach międzynarodowych.

Wbrew nazwie, PKPar przystąpił do Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego 14 maja 1999 r.. W tym roku mija więc 21 lat od tego wydarzenia. Z tej okazji odznaczono sportowców dwudziestolecia i rozdano statuetki najlepszym sportowcom 2018.

Wśród nagrodzonych za całokształt osiągnięć ostatnich dwóch dekad zabrakło biegaczy. Te statuetki trafiły do sportowców, których nazwiska powtarzamy od lat, w kontekście wybitnych osiągnięć sportowych. To zawodnicy, którzy zmieniali historię paraolimpijską.

Na liście nagrodzonych znalazł się m.in. Rafał Wilk - wybitny parakolarz, trzykrotny mistrz paraolimpijski. Znany także z tras maratonów zawodnik nie mógł odebrać statuetki osobiście, bo właśnie zdobywa kolejne punkty i miejsca na podium pucharu świata we Włoszech. Za wybitne osiągnięcia w lekkoatletyce nagrodę odebrał skoczek wzwyż, dwukrotny mistrz paraolimpijski Maciej Lepiato.

– Patrząc wstecz na dokonania ostatnich dwudziestu lat, na liczbę wybitnych sportowców, którzy zdobywali medale dla Polski, mogę być tylko zaskoczony i jednocześnie szczęśliwy, że zostałem Lekkoatletą Dwudziestolecia. To mnie mobilizuje do dalszej pracy. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele zawodów, na których będę mógł ten dorobek powiększać – powiedział nam Maciej Lepiato.

Biegacze odbierali statuetki za rok 2018 r. W gronie 10 najlepszych zawodników minionego roku znaleźli się: na drugim miejscu Michał Kotkowski, na trzecim Krzysztof Ciuksza, na szóstym Alicja Jeromir (Fiodorow). Listę wyróżnionych zamykała Barbara Bieganowska (Niewiedział) i Michał Derus.

– To wyróżnienie bardzo mnie cieszy, ale nie jestem jeszcze spełnionym zawodnikiem. Sportowiec zawsze dąży do tego, żeby wygrywać. Statuetka to dodatkowa motywacja. W tym, przyszłym i kolejnym sezonie muszę pokazać jeszcze więcej. Nie mogę spocząć na laurach – mówił nam sprinter i dwukrotny mistrz Europy Michał Kotkowski, który planuje start na mistrzostwach świata w Dubaju.

–Taka nagroda to coś niesamowitego. Przyznaję, że na początku nie wierzyłem, że może trafić właśnie do mnie. Teraz będę się starał zdobyć medal na mistrzostwach świata, ale moim głównym celem jest paraolimpiada w Tokio – zdradził Krzysztof Ciuksza, dwukrotny wicemistrz świata i dwukrotny mistrz Europy.

Najbardziej utytułowaną zawodniczką gali była Natalia Partyka. W ręce najbardziej rozpoznawalnej polskiej paraolimpijski na świecie trafiła zarówno statuetka Tenisistki Dwudziestolecia, jak i laur Najlepszego Sportowca 2018.

– Mam nadzieję, że za 20 lat, podczas 40-lecia, zasłużę sobie osiągnięciami na następną statuetkę. W sporcie paraolimpijskim osiągnęłam wszystko, co można było. Jednak nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, jeszcze wiele przede mną. Motywacji mi nie brakuje –- zapewniła nas Natalia Partyka.

IB


Zabiegają o czystą Warszawę. „Sama świata nie zbawię, ale będzie mi się lepiej biegało”

$
0
0

Zakasali rękawy, chwycili za worki, rękawiczki i ruszyli w las. Przyszli, żeby podnieść to co inni zostawili po siebie. Kilkanaście osób wzięło udział w kolejnej odsłonie akcji „Zabiegam o czystą Warszawę”. Zdaniem pomysłodawczyni akcji, z roku na rok jest lepiej, choć wciąż jest wiele do zrobienia.

Framuga od okna, materiały budowlane, zbite lustro, stary aparat fotograficzny, butelki, papiery czy opakowania po prezerwatywach. Lista tego co można znaleźć na Bulwarach Wiślanych była długa. Uczestnicy sprzątania pytali się wzajemnie „jak idzie”, „dużo już masz?”, jakby to było grzybobranie. Wystarczyło wybrać miejsce i zacząć żniwa.

Akcja sprzątania okolic Wisły ruszyła w sobotę 11 maja, chwilę po godzinie 10. Na krótkiej odprawie wyjaśniono, że do czarnych worków uczestnicy powinni pakować śmieci mieszane, a do żółtych - plastiki.

Napełnione torby ustawiano przy głównej alejce. Po czterech godzinach odpady były zebrane. „Desantowa” grupa biegaczy i biegaczek ruszyła za most Grota Roweckiego, bo tam zapowiadało się chyba najwięcej roboty. Reszta zaczynała w okolicach polany przy PKOL.

My towarzyszymy trójce uczestników. Pogoda dopisywała, śpiewały ptaki, ale sielanka skończyła się gdy 25-letni Marcin zaproponował by skręcić w lewo z głównego szlaku. Od razu kumulacja, choć nie było się z czego cieszyć. Trafiliśmy na staranie ułożony stos butelek po napojach procentowych. Obok pełno mniejszych śmieci. Spędzamy, tu chwilę, pierwszy worek się zapełnia błyskawicznie.

– Lubie przebywać na łonie natury, a chęć, by wokół mnie było czysto, siedziała we mnie od zawsze. Być może teraz bym biegał, a tak biegam, schylam się i coś podnoszę. To są dobre ćwiczenia fizyczne, a przy tym fajna motywacja, że robię coś pozytywnego – mówił nam Marcin. – Brałem już udział w kilku akcjach sprzątania i z mojego doświadczenia wynika, że śmieci rzadko leżą przy głównych drogach. Trzeba odejść parę metrów w głąb, gdzie nikt się nie zapuszcza. Te odpady na „dzień dobry” to był nieco przypadek – wyjaśniał mieszkaniec Warszawy.

Dla niektórych były to pierwsze takie porządki, no chyba, że któryś z uczestników w szkolnych latach załapał się na „Sprzątanie świata”. Ważne, by nie ostatnie. Zresztą połączenie biegania i porządkowania, czyli tzw. plooging robi się w naszym kraju coraz bardziej popularny. Powstają nawet zawody w tej tematyce. Tu nawet najbardziej wybujałe ego może zostać poskromione...

Biegacze z MGB posprzątali las. „Nie jestem frajerem sprzątając cudze śmieci”

– Uważam, że wszystko zależy od człowieka. Sprzątał kiedyś z nami wojewoda mazowiecki więc myślę, że to nie jest kwestia zajmowanego stanowiska. Oczywiście jest to ogromna lekcja pokory. Jak już się wejdzie w ten las, to myśli się tylko o tych śmieciach, o naszym miejscu w świecie i czy to wszystko ma sens. Ja sama się z tym mierzę. Uważam, że jeśli posprzątam tam, gdzie trenuje, to jutro będzie mi się biegało lepiej. Zamiast po raz kolejny narzekać, ale tu brudno… – mówiła Violetta Domaradzka, pomysłodawczyni akcji.

– Ta akcja to też swoista medytacja. Niektórzy spędzają godzinę w kwiecie lotosu, a inni spędzają czas w miłych okolicznościach, w dodatku robiąc coś pożytecznego. My świata nie zbawimy, ale dla mnie ma to znaczenie i wartość. Nawet jak za rok będzie znów brudno – dodała Viola.

Co ciekawe, sprzątanie odbyło się 11 maja, czyli w światowy Dzień bez Śmiecenia. W tym roku hasłem przewodnim akcji jest „Zaczynam od Siebie”. Widać było jednak, że jeszcze wiele wody musi upłynąć w pobliskiej Wiśle, żeby coś się zmieniło.

– Na pewno jest czyściej, bo miasto porządkuje wyznaczone ścieżki. Widać jednak, że nie zmieniają się nasze nawyki jeśli chodzi o rzucanie rzeczy w krzaki. Wciąż zaskakują mnie też duże gabaryty. Komu się chce jechać do lasu, albo gdzieś w góry, bo tam też robimy podobne akcje, i wieść ze sobą pralkę? Albo wersalkę? Albo tak jak dziś, ramy od okien?! Trzeba mieć sporo determinacji.... Pamiętam, że tu kiedyś znaleźliśmy komplet sanitarny WC. Nie wiem skąd to się bierze... Zwłaszcza, że odbiór takich śmieci jest łatwy – podkreśliła Violetta Domaradzka.

W przyszły weekend, w okolicach PKOL i na posprzątanym terenie Bulwarów Wiślanych, spotkają się uczestnicy 10. Biegu Wegańskiego. Do wyboru będą mieli trzy dystanse - 5, 10 i 21 km. Oprócz tego odbędzie się Targ Wegański i wykłady dot. diety roślinnej. Zapraszamy wraz z organizatorami!

RZ


"Forma jeszcze nie taka, jak bym chciał..." Ale i tak najlepszy! Łukasz Sagan wygrał Euchidios Hyper-Athlos 215 km

$
0
0

Wyjeżdżając do Grecji, narzekał na formę, że jeszcze nie taka jak by chciał… „Nie udało mi się porządnie przepracować zimy, dopiero w marcu trochę się rozkręciłem” – tłumaczył w rozmowie z naszym portalem. Ale dodał z nadzieją (jak się okazało, proroczo!): "Ponoć lepiej się biega niedotrenowanemu niż gdy się jest przetrenowanym, więc może (…) nie będzie tak źle".

Łukasz Sagan wraca do Grecji. 215 km pamięci posłańca po ogień. W listopadzie znów Phidippides, po drodze może Krynica

Nie było. A jak było? Wręcz rewelacyjnie! Łukasz Sagan wygrał jubileuszowy, 20 Euchidios Hyper-athlos na trasie Delfy-Plateje-Delfy długości 215 km!

Na tym najdłuższym dystansie imprezy (można było także pobiec w jedną stronę na 107,5 km oraz w Biegu 9 Muz na 59 km) wystartowało 60 zawodników. Grecy, pojedynczy biegacze z Albanii, Cypru, Finlandii, Francji, Niemiec, Węgier, Wielkiej Brytanii i Włoch oraz samotny Polak. Łukasz Sagan, narzekający na formę, bez supportu, za to z wielką wolą walki i zwycięstwa!

Wystartowali w piątek rano, o godzinie 7. Najpierw 107,5 kilometra z Delf do Platei, na półmetku nawrotka i drugie tyle z powrotem. Na obu odcinkach po dwa kilkunastokilometrowe odcinki do góry, wznoszące się z niziny do blisko 1000 metrów n. p. m. Ostatni duży podbieg kończy się ok. 165 kilometra, potem ostro w dół, a finałowe 35 km w miarę płasko.

Łukasz Sagan zgodnie z założeniami od początku ruszył swoim tempem. Na pierwszym punkcie kontrolnym zameldował się jako lider w czasie 2:12:41. Nad Brytyjczykiem Peterem Thomasem Kirkiem miał nieco ponad półtorej, a faworytem miejscowych Vasileiosem Polimeropoulosem 2,5 minuty przewagi.

Na tym etapie biegu sytuacja była, oczywiście, jeszcze dynamiczna. Grek mocno przyspieszył, wyprzedził słabnącego już biegacza z Wysp Brytyjskich (ukończył bieg na 19 miejscu), minął także Polaka. Biegł wtedy tak szybko, że na punkcie kontrolnym na 59 km osiągnął czas 5:18:43 mając ponad 6 minut przewagi nad Saganem.

Za plecami zawodnika Hoka One One Teamu zrobiło się natomiast pusto. Trzeci w tym momencie Stelios Korres tracił do niego już ponad 25 minut, a czwarty Niemiec Oliver Leu – pół godziny. Kirk spadł już na piąte miejsce, a potem tracił kolejne pozycje.

- Ja od początku założyłem sobie, że biegnę swoje, nie będę wdawał się w żadne ściganie z kimkolwiek. To nie ten etap przygotowań, dopiero początek sezonu - mówił nam po zawodach Łukasz Sagan.

Ostre tempo chyba nieco zmęczył Polimeropoulosa. Kolejne niespełna 30 km, do checkpointu 88 km, Łukasz Sagan przebiegł ponad 11 minut szybciej od niego i dość szybko zmienił go na pozycji lidera. - Ten Grek nie miał żadnego doświadczenia w bieganiu tak długich dystansów, z tego co wiem, raz ukończył zawody na sto kilka kilometrów i to wszystko - mówił o rywalu Polak. - Nie wiem, czy myślał, że tak samo szybko jak pierwszą pokona także drugą część biegu... W każdym razie "wypstrykał" się jednak dość szybko.

Było coraz cieplej, chwilami wręcz gorąco. Łukasz niby marzył o takiej aurze, przed imprezą mówił nam: „Mam nadzieję, że będzie wreszcie ciepło, bo od 2 lat, jak startuję w Grecji, wciąż brakuje mi słońca. Ale może w końcu się spocę”.

I pewnie rzeczywiście się spocił, bo olimpijscy bogowie nie szczędzili swemu wielbicielowi z dalekiej Północy palącego słońca. Ale choć nie jest to aura sprzyjająca bieganiu, zwłaszcza dla kogoś, kto przybywa ze znacznie chłodniejszego klimatu, Łukasz zaczął zostawiać Greka, jedynego już rywala do wygranej, coraz bardziej w tyle.

- Jak się przyjeżdża z chłodnej ciągle jeszcze Polski po treningu w większości w warunkach zimowych lub wczesnowiosennych, to start w takim upale nie jest komfortowy - mówił po biegu Łukasz Sagan. - Najlepiej mi się biegło przez 3-4 godziny, zanim słońce zaczęło grzać. Potem temperatura mnie trochę spowolniła. Mam spieczone, wręcz spalone kark, ramiona, nogi...

Ale przewaga Polaka rosła. Na p ółmetku biegu wynosiła jeszcze niespełna 7 minut, ale od nawrotu rosła coraz bardziej dynamicznie. W Platejach, w pobliżu miejsca triumfu Greków nad Persami w 479 r. pne,  okazało się tylko, że o rekordzie trasy tego dnia nie może być mowy. Sagan zameldował się na „agrafce” w czasie 10:38:46, zaś rekord trasy to 21:38:11. Drugą połówkę musiałby pobiec niemal w tym samym czasie co pierwszą, co przy takim dystansie jest, oczywiście, niemożliwe.

Mimo to jasne się stawało, że jeśli Łukaszowi nie przydarzy się coś nagłego (co w ultra nie jest przecież niczym dziwnym), zwycięzcą może być tylko biegowy miłośnik starogreckich opowieści z Polski. Podobnie zresztą mógł myśleć Grek jeśli chodzi o drugą pozycję, bo „dziura” za jego plecami zrobiła się jeszcze większa.

Na kolejnych punktach kontrolnych przewaga Sagana nad Polimeropoulosem wynosiła 34 minuty (127 km), 1:11 godz. (156 km), a gdy skończył się ostatni podbieg wzrosła jeszcze bardziej, do 1:38 na 188 kilometrze.

Na metę w Delfach, dokąd w 479 roku pne patron imprezy Euchidas udał się pieszo po święty ogień ze świątyni Apollina dla mieszkańców Platei, Łukasz Sagan przybiegł w czasie 25:10:30.

Na faworyta Greków, Vasileiosa Polimeropoulosa, czekał godzinę i 44 minuty (26:54:34), a trzeci na mecie Węgier Tibor Szekeres pojawił się po kolejnej godzinie (27:54:37). Po Madziarze finiszowali trzej kolejni Grecy i Francuz Sylvain Ethore. Tylko ta siódemka biegaczy złamała barierę 30 godzin.

Piotr Falkowski


Robert Faron i Anna Kusion wygrywają 4. Maraton Beskid Niski [ZDJĘCIA]

$
0
0

W sobotę 11 maja, punktualnie o godzinie dziesiątej z gorlickiego Rynku już po raz czwarty wystartował Maraton Beskid Niski. Impreza wróciła do kalendarza po rocznej przerwie.

Jak informuje Elwira Myśliwy, dyrektor maratonu, do udziału w tegorocznej edycji zgłosiło się ponad stu zawodników, ale ostatecznie na linię mety wstawiło się ponad 50 osób. Maratońska trasa prowadziła tradycyjnie przez Magurę Małastowską, a meta biegu usytuowana była w Parku Zdrojowym w Wysowej.

Jako pierwszy linię mety w Wysowej-Zdroju pokonał doświadczony biegacz górski z Zalesia - Robert Faron z Salco Garmin Team. Na wymagającej trasie spędził blisko trzy godziny (2:56:42).

– Już od początku wyłoniła się grupa trzech zawodników, która nadawała tempo. Współpracowaliśmy ze sobą, a końcówka należała do mnie. Tuż za mną przybiegł Grzegorz Ziejewski, który miał niewielką stratę. Wspaniała organizacja i super trasa, to niewątpliwie atuty tego maratonu – powiedział na mecie Robert Faron.

Wśród pań jako pierwsza przybiegła Anna Kusion z Tarnowa (4:24:21).

W stawce nie zabrakło też gorlickich biegaczy, którzy jako współgospodarze spisali się na medal. Jako piąty i zarazem jako pierwszy z gorlickich biegaczy przybiegł Stanisław Tomasik z Gorlickiej Grupy Biegowej.

– Nie był to łatwy maraton, ale biegło się dobrze. Jestem zadowolony z wyniku i wysokiego miejsca. Cieszę się, że nie byłem jedynym zawodnikiem z naszego powiatu, a zwłaszcza z Szymbarku – podkreślił Stanisław Tomasik.

Na maratoński debiut zdecydował się pochodzący również z Szymbarku Grzegorz Rosłoński.

– Był to trudny górski maraton z podwyższeniem sięgającym ponad 1000 metrów. Zakończyłem go na dziesiątym miejscu w open i drugim miejscu w kategorii do 29 lat. Do 30. kilometra biegło się naprawdę dobrze, potem zaczęła się ściana, totalny brak energii. Tempo z 4:40 na km spadło do 5:07 min./km.... Ukończyłem bieg z czasem 3:34 h, ale jak na pierwszy maraton poszło naprawdę dobrze. Cieszę się, że dobiegłem – mówi z dumą Grzegorz Rosłoński.

W maratonie pobiegli także m.in. Karol Trojan z Akademii Bosego Wirusa, oczywiście boso, czy Edward Dudek z Rodzinnego Klubu Biegacza BACA Radziechowy, pierwszy Polak, który ukończył legendarny grecki Spartathlon, czyli 246-kilometrowy bieg z Aten do Sparty. Na koncie tego biegacza jest już ponad 200 maratonów, w tym wszystkie maratony w z Gorlic do Wysowej!

– To mój trzeci Maraton Beskid Niski. Przebiegłem wszystkie. Są tutaj wspaniałe okolice i wspaniali ludzie. Dziś miałem problem z pokonaniem dystansu, po tuż po starcie noga mi uciekła na kostkach w Gorlicach, ale pomyślałem, że muszę dobiec i... dobiegłem – cieszył się na mecie Edward Dudek.

Mimo skromnej frekwencji, biegacze podkreślali wspaniałą organizację. Uczestnikom zapewniono masaże, pyszny żurek, ciekawe pakiety startowe oraz wyjątkowe medale. 

W ramach 4. Maratonu Beskid Niski, w Wysowej-Zdroju odbywały się także biegi dla dzieci w Parku Zdrojowym na dystansie od 40 do 1000 metrów.

Organizatorem imprezy w tym roku była Gmina Uście Gorlickie, a partnerami Miasto Gorlice, Starostwo Powiatowe w Gorlicach oraz Gmina Sękowa. Biegaczy na starcie dopingowali między innymi starosta powiatu gorlickiego Maria Gubała, wójt Gminy Uście Gorlickie Zbigniew Ludwin oraz wiceburmistrz Gorlic Łukasz Bałajewicz.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


7. Żorski Bieg Ogniowy pełen życiówek i uczestników! Frekwencyjny rekord! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Święto Ogniowe to ewenement – odbywa się w Żorach od 317 lat! By upamiętnić tragiczne wydarzenia z 1702 roku, kiedy na starówce wybuchł pożar, co roku przez miasto przechodzi uroczysta procesja z pochodniami. Od sześciu lat odbywa się także jej biegowa wersja, czyli Żorski Bieg Ogniowy, który startuje nocą, po głównych obchodach święta. To impreza, która już w pierwszej edycji podbiła serca biegaczy. Pakiety rozchodzą się w mgnieniu oka a zainteresowanie jest ogromne.

Tegoroczną edycję ukończyła rekordowa liczba biegaczy – do mety dotarły 872 osoby. Do pokonania był mierząca 5 km trasa, wiodąca przez ścisłe centrum miasta, w tym dwukrotnie przez Rynek. Jej główną atrakcją są dekoracje w postaci pochodni i świec oraz artyści tańczący z ogniem. Choć nie jest płasko, bo na zawodników czekają dwa dość długie podbiegi, co roku hurtowo padają tutaj życiówki. Zapewne to zasługa niezwykłej atmosfery i fenomenu nocnego biegania.

Większość zawodników to stali bywalcy, którzy przyjeżdżają od kilku edycji. Nam udało się spotkać Kasię Strassberger, która do Żor przyjechała po raz pierwszy: - Jest super! Bardzo lubię nocne biegi a tutaj dodatkowo oprawa ogniowa dodaje uroku. Było mnóstwo znajomych z mojego miasta, z Gliwic. No i zrobiłam życiówkę! Chociaż trasa trudna, bo sporo podbiegów. Na szczęście są fajne zbiegi i można nadgonić… - śmiała się.

Niektórzy nie mogli odpuścić sobie tej imprezy nawet mimo wcześniejszego startu w innych zawodach. Tak jak Ewelina Puchała, która w południe wygrała Maraton Kukuczki w Katowicach a dziesięć godzin później stanęła na starcie w Żorach.

- Szósty rok, więc nie mogłam odpuścić Żorskiego Biegu Ogniowego. Nawet, jeśli wypadł w tym samym dniu, co poranny maraton. Z lekkim bólem, ale dotruchtałam do mety. Nie ścigałam się, wspierałam kogoś innego na trasie – zdradziła biegaczka. – Tutaj po prostu trzeba być, z powodu wspaniałej ekipy HRmax Żory, która organizuje bieg, niesamowitego klimatu, który tworzą te pochodnie. To także najlepsza trasa na piątkę, jaką znam. Chociaż ma podbiegi, jest typowo na życiówkę. Wszyscy, którzy dzisiaj ze mną przyjechali, zrobili życiówki!

- Ja tez jestem tu czwarty albo piąty rok. To jedna z naszych ulubionych imprez i co roku udaje nam się zmotywować do startu coraz więcej osób z grupy. W tym roku jest nas już czterdziestu! – chwalił się Darek Krause, założyciel Radlinioków w Biegu. – Atmosfera tutaj jest niesamowita, ogniowa. Niektórzy mówią, że to jak bajka i biegnie się zupełnie inaczej, lżej…

Zwycięzcą Żorskiego Biegu Ogniowego został, po raz kolejny, Dawid Malina. Choć wynik 15:23 był o około pół minuty słabszy od jego własnego ubiegłorocznego rekordu trasy, wystarczył by wygrać z minutową przewagą. Drugie miejsce zajął Mateusz Wolnik (16:12) a podium dopełnił Jarosław Kożdoń (16:19).

Wśród pań najszybsza była Sylwia Ślęzak, która zwyciężyła z czasem 18:28. Drugie miejsce zajęła Kasia Golba (18:52) a trzecie, podobnie jak przed rokiem, Magdalena Patas (19:01).

KM


Bieg Bitwy o Monte Cassino z wyjątkowym gościem i oprawą. Lider Etapowego Maratonu Pokoju trzyma się mocno [ZDJĘCIA]

$
0
0

Bieg Bitwy o Monte Cassino rozgrywany w ramach Etapowego Maratonu Pokoju (EMP) nie przyniósł niespodzianek w klasyfikacji generalnej stołecznego cyklu.

Chociaż zwycięzca dwóch dotychczasowych biegów cyklu Wojciech Skory zastrzegał, że od zwycięstwa bardziej prawdopodobne będzie miejsce na podium, pokonał nowych rywali. - Dzisiaj o zwycięstwo będzie trudno. Startują zawodnicy z teamu Żórawski. Tam mogą być bardzo szybcy zawodnicy- mówił przed biegiem.

- Myślę, że dzisiaj trochę utrudnimy Wojtkowi zadanie - wtórował mu Jarosław Żórawski, znany warszawski sędzia lekkoatletyczny i trener biegowy.

Jednak Wojtek Skory już na pierwszych metrach 5-kilometrowego biegu wyszedł na prowadzenie i utrzymał je aż do końca biegu. - Chyba nawet pobiegłem o 5 sekund lepiej niż poprzednio. Poprawił się stan mojego zdrowia. Zwyżkuje moja forma. Im cieplej, tym lepiej mi się biega - mówił na mecie zwycięzca.

Dla zawodników z teamu Żórawski start był elementem treningu. Dla Dariusza Tyszki tylko dodatkiem do części rowerowej. Na start... przyjechał 40 km na rowerze. - Szykuję się do startów triathlonowych. Przede mną też dwie setki w górach - wyjaśnia Darek, który swój pierwszy bieg na dystansie 100 km przebiegł podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy.

- To świetna impreza. I zamierzam na nią wrócić! - zapewniał Darek.

Bieg Bitwy o Monte Cassino miał wyjątkową oprawę. Zanim zawodnicy stanęli na starcie, spotkali się z Antonim Łapińskim, który podczas historycznej bitwy z maja 1944 r. był noszowym. Dzisiaj, mimo zaawansowanego wieku, do końca imprezy był do dyspozycji biegaczy, którzy mieli do niego mnóstwo pytań. Pan Łapiński cierpliwie pozował do pamiątkowych zdjęć i pełnił rolę startowego.

IB



Jarek Gonczarenko na podium 100-milowego Ultra Trail Vipava Valley! [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Jarek Gonczarenko zajął drugie miejsce w 100-milowym Ultra Trail Vipava Valley (UTVV). Impreza rozgrywana w Słowenii, odbywa się na 4 trasach - cztery z nich to ultramaratony.

Bieg 100-milowy był nowością w programie tegorocznej edycji. Jarek Gonczarenko był jednym z faworytów tej trasy i spełnił pokładane w nim nadzieje. Na trasie o 7200 m przewyższeń Polak ustąpił jedynie reprezentantowi gospodarzy.

Ivan Hrastovcow to m.in. zwycięzca Ultra Trail Hungary, Dalmacija Ultratrail i siódmy zawodnik ubiegłorocznej Transgrancanarii. W UTVV startował już w 2016 r. Wtedy był trzeci na dystansie 100 kilometrów. Teraz, z czasem 21:04:21 został zwycięzcą biegu 160 km.

Gonczarenko, trzeci zawodnik Biegu 7 Szczytów, uczestnik Biegu 7 Dolin z 2015, ukończył UTVV z rezultatem 21:49:05.

Za nim uplasował się słoweński biegacz Andi Mamic z czasem 22:26:30. Rok temu Słoweniec również był trzeci, ale na trasie 100-kilometrowej.

Wśród pań najszybsza była Włoszka Francesca Canepa - 26:21:46.

Polacy byli również uczestnikami biegu na dystansie 50 km. Tu najwyższe wśród Polaków miejsce zajął Michał Stopa, który z czasem 5:515:19 kończył bieg na szóstej pozycji. Wśród Polek pięćdziesiątkę najszybciej ukończyła Kinga Kwiatkowska. Piąta wśród pań biegaczka, nabiegała 6:20:15.

Wynik Polaków:

UTVV 100 mil:

2. Jarek Gonczarenko - 21:49:05
26. Damian Kruczyk - 35:27:22
31. Stanisław Adam Olbryś - 39:46:22

UTVV 50:

Mężczyźni:

6. Michał Stopa - 5:15:19
8. Jacob Snochowski - 5:21:44
34. Andrzej Grabień - 6:32:20
66. Mirosław Wawak - 7:32:25
74. Robert Łączka - 7:38:01
156. Michał Krypczyk - 9:23:42

Kobiety:

5. Kinga Kwiatkowska - 6:20:15
66. Joanna Patyk - 12:14:08
67. Katarzyna Krypczyk - 12:14:26

UTVV 30

Mężczyźni:

33. Bartosz Chmielewski - 3:39:01
44. Michał Pietrzykowski - 3:51:21
66. Jacek Dutkiewicz - 4:10:58
94. Grzegorz Orłowski - 4:30:56
99. Tomasz Kania - 4:33:43
105. Tomasz Piecyk - 4:38:29
132. Grzegorz Wasztyl - 4:57:35
133. Zbigniew Palka - 4:57:44
136. Jan Puzoń - 5:00:16

Kobiety:

127. Ewa Szylewska - 7:10:14
128. Teofila Sajda - 7:10:15

IB


Andrzej Radzikowski na podium Ultrabalatonu!

$
0
0

Polak zakończył 220-kilometrowy ultramaraton na trzecim miejscu, z czasem 21:47:35.

Radzikowski, zwycięzca Spartathlonu z 2016 r., mistrz Europy w biegu 24-godzinnym, zwycięzca biegu 48-godzinnego Festiwalu Ultaratonu w Atenach, w węgierskim Ultabalatonie startował już drugi raz. W 2015 r. był tu drugi z czasem 18:58:32.

Tym razem swój start skomentował następująco:

„Szczęśliwie u celu! Trzecie miejsce nad 'Węgierskim Morzem' daje dużą satysfakcji”

Mniej szczęścia podczas tego startu miała Aleksandra Niwińska, która zeszła z trasy przed setnym kilometrem.

„Dziękuję wszystkim za kibicowanie. Wczoraj wystarczyło pary na ok. 70 km. w trudnym terenie, potem już nie widziałam sensu w snuciu się po trasie, ale jeszcze do ok. 95. km próbowaliśmy kontynuować. Zabrakło na pewno regeneracji, wiosenny maraton oraz utrata masy ciała (łącznie 18 kg) w krótkim czasie, to już widocznie za dużo. Czas na odpoczynek i wzmocnienie się "ogólnorozwojówką"

- napisała Aleksandra Niwińska na swoim profilu. Resztę czasu postanowiła poświęcić na kibicowanie zawodnikom rozgrywanego równolegle EMU 6 Days, którzy są już na półmetku.

Wśród panów z wynikiem 20:26:37 triumfował Bodis Tamas, czwarty zawodnik na mecie Spartathlonu przed rokiem.

Przed Andrzejem Radzikowskim uplasował się jeszcze Enrico Maggiola. Włoch, zwycięzca 12-godzinnego Ultra Franciaciata i dwunasty zawodnik ubiegłorocznego Spartathlonu, uzyskał czas 21:07:33.

Wśród pań, z dwugodzinną przewagą nad rywalkami triumfowała Rex Stine. Wicemistrzyni Europy w biegu 24-godzinnym i czwarta zawodniczka Spartathlonu z 2017 i 2016 r., do mety dobiegła z wynikiem 22:21:34, wyprzedzając dwie węgierskie ultramaratonki.

IB


Smakowali przełaje na SGGW. „To fajny sposób na spędzenie czasu” [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Skacząc przez siano, brnąc w piasku, pokonując niezliczone zakręty. Uczestnicy Biegu SGGW w Warszawie mogli poczuć się jak w rasowym przełaju, choć impreza była prologiem do dwunastego, na wskroś ulicznego Biegu Ursynowa.

Blisko 230 osób zmierzyło się z 5-kilometrową wymagającą trasą, wijącą się niczym wąż po terenie starego kampusu Szkoły Głównej Handlowej. Na nudę nikt nie mógł narzekać, bo cały czas trzeba było pracować na swój wynik. O kryzys było nietrudno.

„Tempomat” z biegów ulicznych kompletnie nie miał tu zastosowania. Dla wielu zresztą był to pierwszy start w przełajach, albo powrót po latach. Nie ma jednak czemu się dziwić. W kalendarzu brakuje imprez o takiej charakterystyce. Co nie znaczy, że nie ma ich całkowicie, nawet w Warszawie.

"Kolega wyrwał i... dobrze zrobił". Ruszyło Grand Prix Żoliborza [ZDJĘCIA]

– Faktycznie typowych biegów przełajowych nie mamy za wiele w naszym kraju, a jak już się odbywają, to bardziej jesienią lub zimą. My oczywiście liczymy, że Bieg SGGW będzie się cieszył rosnącą popularnością. Tu każdy może się poczuć jak uczestnik prawdziwego crossu, takiego, w jakich zmagają się uczestnicy mistrzostw Polski, świata czy Europy. Nie zabrakło podbiegów, zbiegów, wielu zakrętów, ale też różnych urozmaiceń – objasniał maratończyk Jakub Nowak, organizator imprezy.

Najszybciej z dystansem poradził sobie Kamil Szymoniak, który prowadził niemal od samego początku. Na mecie zameldował się po nieco ponad 17 minutach. Co ciekawe, to jego druga wygrana tego zawodnika w weekend; w sobotę triumfował w Biegu Wolskim na dystansie 10 km, z czasem 30:46.

– Pamiętam, że w gimnazjum i liceum często biegałem przełaje. To były mocne biegi. Tu mogło być nawet jeszcze więcej górek (śmiech), ale i tak bieg był męczący. Zakręty zmuszały do zwalniania i przyspieszania; robił się z tego taki interwał. Do tego ten odcinek po piachu… – relacjonował zwycięzca. Zapytany o przebieg rywalizacji odparł, że „nie potrafi się czaić”. – Jak widzę, że nie mam z kim biec, to lecę swoje – dodał.

Wśród pań najlepsza okazała się Marta Jusińska, z rezultatem 20:25. Ona również prowadziła stawkę niemal od pierwszych metrów trasy.

– Przyznam, że biegło się ciężko. W tym roku na trasie były dwie dodatkowe piaskownice i potrafiły one nieźle wyhamować tempo biegu, wybić z rytmu. Cała trasa była wymagająca i mocno zakręcona – dzieliła się wrażeniami Pani Marta, która jako absolwentka SGGW po prostu chciała wygrać. – Czas miał dziś mniejsze znaczenie – zaznaczyła.

– Myślę, że biegi przełajowe to fajny sposób na spędzenie czasu. I jest szansa, że będą one popularniejsze – dodała Marta Jusińska

W ramach Biegu SGGW rozegrano też biegi dla dzieci oraz marsz nordic walking. Wśród kijkarzy wygrali Tomasz Marczak (32:40) i Małgorzata Puszkarska (36:12).

Pełne wyniki imprezy: TUTAJ

RZ


"Gonić? Świetna motywacja!" Szóstka na „piątkę” w Dąbrowie Górniczej [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Dąbrowie Górniczej odbyła się dziewiąta edycja Szóstki Pogorii. Była to Szóstka na piątkę… i nie chodzi tylko o dystans. Od jakiegoś czasu bieg odbywa się na pięciokilometrowej trasie, choć jego nazwa nawiązuje do pierwotnej, okrążającej zbiornik wodny Pogoria III. Na piątkę zasłużyła sama impreza, zarówno jej organizacja, jak i sama idea.

Szóstka Pogorii to jedna z bardzo niewielu imprez ze startem indywidualnym. Taki zdarza się najczęściej w biegach po schodach lub etapowych, gdzie o czasie startu decyduje strata do lidera z poprzednich etapów (jak w Iron Run podczas Festiwalu Biegowego). Organizatorzy, czyli Stowarzyszenie Pogoria Biega, zdecydowali się na tę nietypową formułę i… trafili w dziesiątkę. Choć wydłużył się czas trwania samej imprezy (start ponad 300 osób w odstępach 15 sekund trwa sporo), zyskała ona wyjątkowy charakter.

Dla większości uczestników bieg jest nie tylko szansą, by zmierzyć się ze swoimi słabościami i głową, ale też okazją do ustanowienia nowej życiówki. Okazuje się też, że zawodnicy mimo startu indywidualnego, wcale nie zostają na trasie sami. Przeciwnie, mogą liczyć na mocny doping tych, którzy są jeszcze w kolejce do startu oraz biegaczy, którzy już ukończyli rywalizację i czekają na ostateczne wyniki. Te również wywołują sporo emocji, bo zwycięzca jest znany ze stuprocentową pewnością dopiero, kiedy ostatni zawodnik dobiegnie do mety. W międzyczasie pozycja lidera przechodzi wielokrotnie z rąk do rąk… albo z nóg do nóg.

Ostatecznie zachował ją Sosnowiczanin Andrzej Nowak, który pokonał 5 km na brzegu Pogorii III w czasie 15:47. Drugie miejsce zajął Paweł Szymański z Katowic z czasem 16:27 a podium dopełnił Artur Rosiński z Rudy Śląskiej (16:40).

Wśród pań najszybsza była Dąbrowianka Monika Hangiel, która ukończyła bieg w czasie 19:39. Na drugiej pozycji uplasowała się Agata Hilaszek z Siemianowic Śląskich (20:49) a na trzeciej Roksana Darsicka-Mączka (21:13).

Jak indywidualna formuła zawodów podoba się ich uczestnikom? - Taka formuła sprzyja dobrym wynikom. Widzi się rywali przed sobą i to jest świetna motywacja, żeby ich dogonić – ocenia Grzegorz Kowalski. - Dzisiaj biegało się naprawdę dobrze, pogoda sprzyjała, bo nie było za ciepło. Była okazja do poprawy wyników, udało się pobiec o trzy minuty lepiej niż przed rokiem, więc jestem zadowolony.

- To motywujące, kiedy widzi się przed sobą jakiegoś zawodnika. Aż chce się przyspieszyć i go wyprzedzić. A potem ma się tę świadomość, że on jest tam gdzieś za plecami i trzeba biec tak szybko, żeby nie dać się wyprzedzić – powiedziała Zdzisława Wojsa. – Startowałam tutaj drugi raz, bo to super impreza i prawie u mnie w domu, jestem z Dąbrowy. Dzisiaj biegło się bardzo przyjemnie, nie padało, było chłodno.

Formuła sprzyjała nowym rekordom życiowym: - Pobiegłem dzisiaj swoją życiówkę, poniżej 21 minut, jestem bardzo zadowolony – cieszył się Tomek Eisler. - To zupełnie inna formuła zawodów niż pozostałe. Nie jest lepsza ani gorsza, to po prostu coś innego, takie uzupełnienie sezonu. Chociaż o życiówkę trudniej, kiedy nie można się ścigać z innymi osobami. Za to trasa bardzo ciekawa, płaska, z ładnymi widokami nad jeziorem. Dzisiaj było pusto z racji pogody, ale za to sprzyjała ona biegaczom. I życiówkom.

Pełne wyniki TUTAJ

KM

fot. KM / Dariusz Cupiał


Pierwsze złoto dla Polski w historii IAAF World Relays! [WIDEO]

$
0
0

Na medal - dosłownie - spisali się reprezentanci Polski w nieoficjalnych mistrzostwach świata sztafet IAAF World Relays w japońskiej Jokohamie. Jedyny, ale za to najcenniejszy krążek wywalczyła kobieca sztafeta 4 x 400 m.

W finałowym biegu mistrzynie Europy z Berlina pokonały faworyzowane Amerykanki, uzyskując czas 3:27.49 – najlepszy w tym roku w Europie. Finisz był pasjonujący, ale biegnąca na ostatniej zmianie Justyna Święta-Ersetic sprostała wyzwaniu, wyprzedzając rywalki z USA o setne części sekundy. Brąz zdobyły Włoszki.

Oprócz wspomnianej Justyny Święty, swoją cegiełkę do najcenniejszego medalu dołożyły Małgorzata Hołub-Kowalik, Patrycja Wyciszkiewicz oraz Anna Kiełbasińska.

To siódmy medal dla Polski w historii IAAF World Relays, ale pierwszy złoty. W 2017 roku, gdy impreza rozgrywana była jeszcze na Bahamach, zawodniczki ze sztafety 4 x 400 m zdobyły srebro przegrywając... z Amerykankami. Teraz zrewanżowały się rywalkom.

W sobotnich kwalifikacjach sztafeta mieszana 4 x 400 m pobiła rekord Europy w tej stosunkowo młodej konkurencji ( 3:15:46), która już za rok... zagości w programie igrzysk olimpijskich w Tokio! Polacy mogą być niemal pewni występu na MŚ w Dosze (pojedzie 12 najlepszych sztafet na świecie). Dodajmy, że poprzednio rekord Starego Kontynentu należał do Ukrainy (3:17.05).

Nasza ekipa wystąpiła w składzie Kajetan Duszyński, Patrycja Wyciszkiewicz, Justyna Święty-Ersetic oraz Karol Zalewski. Niedzielny program imprezy sprawił, że trzeba było wprowadzić zmiany w składzie drużyny, co wystarczyło tylko na piąte miejsce (z czasem 3:20.65). Zwyciężyli Amerykanie (3:16.43).

W klasyfikacji punktowej mistrzostw biało-czerwoni zajęli piąte miejsce z dorobkiem 17 oczek. Zwyciężyli Amerykanie z dorobkiem 54 pkt. Oprócz dwóch wspomnianych konkurencji, punkty dla Polski zdobyła jeszcze tylko nietypowa sztafeta 2 x 2 x 400 m, w składzie Anna Dobek i Patryk Dobek. Duet wbiegł na metę jako piąty, ale po dyskwalifikacji Kenii, zajął ostatecznie czwarte miejsce z czasem 3:42.19. Wygrali Amerykanie (3:36.92).

Impreza obfitowała w wiele nieprawdopodobnych akcji jak pogoń zawodnika z Trynidadu i Tobago za reprezentantem USA. Amerykanin, broniąc pierwszego miejsca, dosłownie rzucił się na linię mety - tak z ofiarności ale i z wycieńczenia - to jednak więcej stracił niż zyskał. Po biegu jego sztafeta została zdyskwalifikowana. Kraj leżący na Małych Antylach odniósł zatem wielkie zwycięstwo Czasem 3:00.81 rodacy słynnego onegdaj Ato Boldona objeli prowadzenie na światowych listach.

Wydawać się mogło, że Azjaci najlepiej wiedzą jak posługiwać się pałeczkami - jakkolwiek w oryginalnym Ekidenie zastosowanie mają przecież szarfy - to jednak zdarzają się wyjątki. Podczas eliminacji 4 x 100 m w sztafecie japońskiej doszło do scen rodem z filmów akcji.

Choć wydawało się, że dzielni Samurajowie wybronili się w tej sytuacji, to zostali zdyskwalifikowani. Choć podobno noty za styl były wysokie.

Kolejna edycja IAAF World Relays odbędzie się w 2021 roku. Nie wiadomo jeszcze czy impreza zostanie w Jokohamie. Wszystkie poprzednie odsłony odbyły się w stolicy Bahamów Nassau.

RZ


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>