Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Trzy dni biegania po Jurze – Triada Majowa 2019 [ZDJĘCIA]

$
0
0

Start w biegu podczas majówki? 1, 2 czy 3 maja? A może trzy starty? Z częstochowskim Stowarzyszeniem Miasto Sportu nie sposób się nudzić. Już drugi rok organizowało ono miłośnikom aktywnego spędzania czasu majówkę. Triada Majowa to cykl trzech imprez dedykowanych biegaczom oraz, to tegoroczna nowość, kijkarzom. Wszystkie odbywają się na tej samej trasie, ale w różnych dniach, godzinach i warunkach. Za każdą można zdobyć inny medal, wszystkie trzy tworzą całość w kształcie Polski.

W skład Triady Majowej wchodziły: Bieg Ludzi Pracy rozgrywany 1 maja, Nocny Bieg Flagi 2 maja oraz Bieg Konstytucji dzień później. Pierwszy i ostatni odbyły się za dnia, drugi wieczorem, po zmierzchu. Trasa za każdym razem była ta sama, choć zmienne warunki sprawiły, że trzeba było poznawać ją od nowa. Mierzyła 5 km i wiodła zboczami oraz okolicami Góry Ossona, najwyższego wzniesienia na terenie Częstochowy. Zawodnicy mogli tę trasę pokonywać raz, dwa lub trzy, dystans deklarując przed startem.

Organizator przygotował klasyfikacje na każdym z trzech dystansów oraz w tak zwanym mixie – tutaj należało pokonać 5, 10 i 15 km w dowolnym układzie. We wszystkich klasyfikacjach decydowała suma czasów z trzech startów. Podobnie było w konkurencji nordic walking, tegorocznej nowości, którą rozegrano na pośrednim dystansie 10 km. By stanąć na pudle w klasyfikacji generalnej, miłośnicy marszu z kijami musieli pokonać łącznie 30 km niełatwej trasy. Nagroda była warta wysiłku: w każdym dniu na mecie czekał kolejny odlewany medal, będący jednocześnie elementem mapy Polski. Podobny motyw widniał na koszulkach imprezy.

I tak zwyciężczynią najkrótszego dystansu została Ewa Witt, której trzykrotne pokonanie trasy zajęło 1:12:53. Najszybszym biegaczem dystansu 5 km okazał się Andrzej Podpłomyk, który ukończył zmagania z łącznym czasem 1:06:59. On też zanotował najszybsze okrążenie w ramach całej imprezy, pokonując trasę w czasie 22 minut i 1 sekundy.

Na średnim dystansie 10 km triumfowała Anna Pażucha, która przez trzy dni, niezależnie od warunków, biegała z zegarmistrzowską precyzją, uzyskując niemal idealnie równe czasy: 47:23, 47,34 i 47,25 oraz łączny wynik 2:22:22. Najszybszy z panów Rafał Machera wybiegał podobny czas łączny 2:22:45. Na 15 km najlepsza byli Agnieszka Jeż (3:47:21) oraz Radosław Walaszczyk (2:39:31). W kategorii MIX (5 km + 10 km + 15 km) zwyciężyli: Sylwia Nowacka (2:40:28) i Mariusz Głowacki (2:28:35). W nordic walking na dystansie 3 x 10 km najlepsi byli: Katarzyna Marondel (3:59:44) i Tomasz Marczak (3:42:46).

Swoje zmagania miały także dzieci, co pozwoliło całym rodzinom uczestniczyć w Triadzie Majowej: - Jestem tutaj z całą rodzinką: z córką, synem i z żoną. Ja biegałem 15 km, żona chodziła na 10 km z kijami, dzieciaki nam kibicowały – mówił Mariusz Soborak. – Zawsze spędzamy czas aktywnie, rok temu też tutaj byliśmy. Nie wyobrażamy sobie lepszej majówki niż ta spędzona na trasie. To jest odpoczynek, taki aktywny, sama przyjemność – wyjaśniał. Oboje z żoną w klasyfikacji generalnej stanęli na podium, każde w swojej konkurencji.

Dystans 15 km wybrał także Artur Chopin-Stefańczyk: - Biegam, walczę o cudowny medal i świetnie się bawię – mówił drugiego dnia zmagań. – Jakoś grill to forma spędzania majówki, która do mnie nie przemawia. Cała zabawa polega na tym, żeby się wyciorać, wytarzać i zmęczyć a dopiero później odpocząć. Dystans 15 km wybrałem, bo nie opłaca mi się przyjeżdżać na 5 km aż z Krakowa. Trasa tutaj jest bardzo wymagająca, bo jest piasek, luźne kamienie, ostre podbiegi… Niby wydaje się, że jest płasko, ale jednak pod górę. Przy zbiegach trzeba uważać, zwłaszcza dzisiaj, kiedy jest ciemno. Ale dla takiego medalu i tej atmosfery warto się zmęczyć.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM



Dziabnąć ćwiartkę w lesie. 9. Bieg i Marsz Konstytucji w Wiączyniu Dolnym [ZDJĘCIA]

$
0
0

Położony tuż za wschodnią granicą Łodzi piękny las w Wiączyniu Dolnym po raz dziewiąty stał się areną Biegu i Marszu Konstytucji 3 Maja. W początkowych latach swojego istnienia, impreza ta była znana pod nazwą Majowy Piknik Sportowy. W jednej z poprzednich edycji, z powodu prac leśnych trasa tradycyjnej dychy została wydłużona o pół kilometra. Później była możliwość pokonania dwóch pętli, co dawało dystans półmaratonu, z którego jednak w tym roku zrezygnowano.

– Zainteresowanie połówką nie było jednak zbyt duże – dowiedzieliśmy się od organizatorów (inesSport, Stowarzyszenie Bądź Aktywny i Centrum Sportowo-Rekreacyjne Zbyszko - red.) – a ćwierćmaraton to coś, co wyróżnia nas od innych przełajowych biegów na 10 km, no i frekwencja w sumie okazała się równa poprzedniej na obydwu dystansach. Zdecydowaliśmy się więc pozostać przy tym dystansie.

Tak więc z okazji Dnia Konstytucji można więc w Wiączyniu Dolnym „dziabnąć ćwiartkę”. Jak na przełajowy bieg, trasa wiączyńskiej przedłużonej dychy jest naprawdę płaska i szybka. Chłodna i bezdeszczowa pogoda dodatkowo stworzyła warunki do szybkiego biegania.

Najszybszy okazał się znający dobrze tę trasę i zwyciężający już tu poprzednio Piotr Magiera z Myszkowa (35:17). Kilkadziesiąt sekund za nim do mety dobiegł inny weteran, Krzysztof Pietrzyk z pobliskich Koluszek (35:58), wyprzedzając łodzianina Michała Adamkiewicza (36:15). Na 15. miejscu open przybiegła zdecydowanie najszybsza z pań Marta Bukowska z Tomaszowa Mazowieckiego (42:11). Kobiece podium dopełniły łodzianki; Dominika Wiecha (43:27) i Agnieszka Sychniak (44:00). Bieg ukończyło 229 osób.

W marszu nordic walking na tym samym dystansie miejsca na podium zajęli: Michał Osiński (1:05:34), Sławomir Kacprzak (1:05:51) i Władysław Żaczek (1:09:44) oraz Anna Motyl (8. open, 1:11:06), Małgorzata Cyrulewska (1:12:09) i Agnieszka Golus (1:14:37). Udział wzięło 91 zawodników.

Pełne wyniki biegu i marszu można zobaczyć TUTAJ.

– Nie zdążyłem się jeszcze zregenerować – tylko tyle powiedział nam Maurycy Oleksiewicz, który przybiegł jako piąty. Jeden z najszybszych łódzkich biegaczy tydzień temu ukończył bowiem na znakomitym czwartym miejscu mocno obsadzony górski ultramaraton Dziki Groń (64 km) w Szczawnicy.

– Bez formy i drugie miejsce, to się nazywa forma – śmiał się drugi na mecie Krzysztof Pietrzyk. – Tak naprawdę forma miała być na koniec marca i wtedy udało się ją złapać na MŚ Masters w Toruniu, kiedy wywalczyliśmy drużynowy złoty medal w półmaratonie – wspominał – a właściwie to przyszła jeszcze wcześniej w Poznaniu, gdy pobiegłem 33 minuty na dychę. Jak na moje obecne możliwości, to było naprawdę szybko. A teraz to już po formie – powiedział z uśmiechem. – Myślę, że dociągnę jeszcze ze dwa-trzy starty do Piotrkowskiej, albo może coś w górach, a potem powoli trzeba zwijać żagle i się szykować do jesieni.

– Z dzisiejszym zwycięzcą udało mi się wygrać tydzień temu w Justynowie-Janówce – opowiadał drugi zawodnik Biegu Konstytucji. – Z Piotrem znamy się już 20 lat, dziś był po prostu lepszy.

Gratuluję mu serdecznie, zaryzykował, pobiegł od początku mocno i na dystansie zaczął mi odjeżdżać. Tam w Justynowie trasa była bardziej pode mnie, bo pagórkowata. Poza tym, jak wspomniałem, od jakiegoś miesiąca czuję ogólnie spadek formy, ale zobaczymy, jak będzie dalej.

– Bardzo byłam zaskoczona swoim miejscem na podium – stwierdziła trzecia z kobiet Agnieszka Sychniak. – Liczyłam konkurentki i wydawało mi się, że było ich więcej przede mną. Prawdę mówiąc, to po prostu biegłam swoje, a nie ścigałam się o miejsce. Chciałam pobiec szybciej, niż w zeszłym roku dychę na Biegu Fabrykanta. Udało mi się, mimo że ta trasa była pół kilometra dłuższa i w dodatku przełajowa. Do tego nie jestem zbyt przyzwyczajona do takich biegów, jestem bardziej biegaczką asfaltową, ale trzeba się mierzyć z nowymi wyzwaniami. Czuję, że teraz oddaje trening do maratonu w Dębnie, gdzie zrobiłam życiówkę 3:28. Następny będzie łódzki Bieg Piotrkowską, gdzie chcę złamać 43 minuty.

– Nie jestem do końca zadowolona – przyznała piąta na mecie Anna Kociak, która na pocieszenie wygrała swoją kategorię wiekową. – Za szybko ruszyłam. Zabrakło tej chłodnej głowy, co parę dni temu na Biegu dla Europy (w którym Ania wygrała – red.). Dziewczyny bardzo mocno wystartowały, ja pobiegłam za nimi, ale utrzymałam się tylko przez 2 km, a potem ich tempo się okazało zbyt szybkie. W dodatku na półmetku złapała mnie kolka. Nawet nie miałam siły po swojemu ścigać się z facetami. A w ogóle to pierwszy raz tu biegłam i mi się podobało. Bardzo ładny las i trasa też przyjemna, tylko czasem było ślisko, i ten początek i jednocześnie koniec po nierównym polu był trudny.

Zwycięzca marszu nordic walking Michał Osiński po zaciętej walce pokonał Sławomira Kacprzaka, z którym od kilku lat ze zmiennym szczęściem ścigają się o czołowe miejsca w podłódzkich zawodach. – Od samego początku starałem się narzucić w miarę szybkie tempo – opowiadał nam na mecie. Przez pierwsze 4 km prowadziłem, później się zmieniliśmy i przez kolejne 2 km na czele był Sławek. Chyba poszliśmy trochę asekuracyjnie, bo obaj wiedzieliśmy, że możemy wygrać. Po 6 km znowu prowadziłem ja, a ostatnie dwa kilometry Sławek. Jednak na końcowych 600-700 metrach mocno ruszyłem i to mi dało zwycięstwo. Tę trasę lubię, startuję tu czwarty albo piąty raz. Jest szybka, choć dziś miejscami było ślisko.

Po biegu i marszu dorosłych, na swoich odpowiednio krótszych dystansach ścigali się najmłodsi sportowcy w swoich kategoriach wiekowych. Wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Na głodnych biegaczy tradycyjnie czekały pieczone mięsiwa od partnera zawodów. Wszyscy mieli także okazję obejrzeć konne pokazy w wykonaniu jeźdźców z miejscowej stadniny. W Wiączyniu mieliśmy już edycje upalne, a nawet jedną ekstremalną, kiedy w 2013 roku po wyjątkowo długiej zimie i obfitych deszczach, w skwarny dzień las przypominał bagnistą, tropikalną dżunglę. Tym razem nieprzewidywalna majówkowa pogoda okazała się łaskawa dla biegaczy. Jak będzie za rok – zobaczymy, a może sami pobiegniemy.

KW


Ekstremalne przeszkody i chłodny powiew wiatru - majówka z Runmageddonem w Ełku

$
0
0

Około 3500 osób pokonało Runmageddon w Ełku i jego ekstremalne trasy oraz wymagające przeszkody. Niska, jak na maj, temperatura nie ostudziła ich zapału, a tylko spotęgowała emocje. Startujący z determinacją pokonywali mordercze konstrukcje Runmageddonu ustawione nie tylko na lądzie, ale także w wodzie.

Majówka przywitała startujących chłodem i nielicznymi promieniami słońca. Jednak, mimo niekiedy przeszywającego zimna i deszczu, wydarzenia cieszyło się dużą popularnością. 1 maja br., w środę na starcie stanęły osoby, które zdecydowały się przebiec dystans 6 kilometrów najeżony 30 przeszkodami. Tego dnia słońce ogrzewało strudzonych Runmageddończyków i dodawało im siły.

Drugi dzień przyniósł załamanie pogody. W niskiej temperaturze wystartowali uczestnicy formuły Classic (12 km i 50 przeszkód) i debiutanci, mierzący się z najkrótszą trasą Runmageddonu - Intro. Następnie przyszedł czas na startujących w najdłuższej formule.

Trzeciego dnia Runmageddończycy podjęli prawdziwe wyzwanie, wymagające niezłomności, siły oraz bardzo dobrej kondycji. Ponad 1000 osób pokonało 21 kilometrów i ponad 70 przeszkód formuły Classic. 

Podczas Festiwalu w Ełku nie tylko dorośli potwierdzili swoją siłę i charakter, robiły to także młodzież i dzieci. Nastolatkowie w wieku 12-15 lat wystartowali w emocjonującym Biegu o Puchar Prezydenta Miasta i zawalczyli o miejsca na podium oraz nagrody. W trakcie trzech dni do mety Runmageddonu Kids dotarło ponad 750 małych bojowników, którzy wykazali się niezwykłą siłą i charakterem.

Trzydniowy Runmageddon obfitował w prawdziwe sportowe emocje. Codziennie rano startowały serie biegaczy ocr-owych, którzy rywalizowali o najlepszy czas. Pierwszego dnia w serii Rekrut najlepszymi okazali się być wsród kobiet: Joanna Woźniak (0:46:22), wśród mężczyzn: Tomasz Oślizło (0:31:03). Drugie miejsce wywalczyli Aleksandra Kluczka (0:48:13) i Bartosz Januszewski (0:31:59). Trzecie, Klaudia Burs (0:50:47) oraz Mateusz Krawiecki (0:33:19).

W czwartek 2 maja br. sportowcy stanęli na starcie 12-kilometrowej formuły Classic, w której pokonać musieli ponad 50 przeszkód. Tego dnia wyniki wyglądały następująco. Na podium z pierwszym czasem stanęli: Aleksandra Kluczka (01:24:34) i Tomasz Oślizło (01:05:31), z drugim: Alicja Jasińska (02:01:46), Wojciech Brzoskwinia (01:08:33), z trzecim: Katarzyna Kluk (02:44:16), Michał Jagiełło  (01:10:08).

Ostatniego dnia najbardziej wytrwali pokonywali najdłuższy dystans eventu czyli 21-kilometrowy Hardcore najeżony 70 przeszkodami. Mistrzami wśród kobiet i mężczyzn zostali: Katarzyna Baranowska (02:16:31), Artsiom Tochka (01:53:54). Nieco niżej na podium stanęli: Małgorzata Daszkiewicz (02:20:12)i ponownie Wojciech Brzoskwinia (01:55:07), na na trzecim miejsce triumfowali: Agnieszka Rynkiewicz (02:20:55) i Piotr Król (01:58:17).

Kolejny Runmageddon odbędzie się już 11-12 maja br. w podkrakowskich Liszkach, następnie w dniach 25-26 maja nadciągnie do Nadarzyna pod Warszawą, a w czerwcu zawita do Gdyni (8-9.06) oraz do Country Park pod Poznaniem (22-23.06). W wakacje osoby szukające sportowych wrażeń będą mogły zmierzyć się z ekstremalnym wyzwaniem w Gliwicach, Szczecinie i Łodzi. Więcej informacji - TUTAJ.

źródło: Runmageddon


"Afrykańczyków nie zapraszamy". (Nie)udana prowokacja w Trieście

$
0
0

Organizatorzy półmaratonu w Trieście pozwolili sobie na prowokację, by zwrócić uwagę na wykorzystywanie zawodników z Afryki w biegach ulicznych. Choć obszernie wyjaśnili swój pomysł i wycofali się z ogłoszonej pierwotnie decyzji o niezapraszaniu na start Kenijczyków czy Etiopczyków, działanie odebrano jako zachowanie rasistowskie.

W tym roku we włoskim wyścigu mieli wziąć udział tylko europejscy biegacze. Dyrektor zawodów wywołał burzę, po tym gdy w rozmowie z La Repubblica oznajmił, że trzeba podjąć zdecydowane kroki i „uregulować handel afrykańskimi sportowcami”, którzy są „wykorzystywani” przez managerów. Zdaniem Fabio Cariniego, biegacze z Afryki otrzymują o wiele mniej pieniędzy niż powinni.

Sprawa została podjęta przez polityków. Eurodeputowana Isabella De Monte uznała, że wykorzystanie sportowców to tylko listek figowy. Jej zdaniem absurdem jest, że profesjonalni zawodnicy nie mogą brać udziału w imprezie tylko dlatego, że pochodzą z Afryki. Zdaniem wicepremiera Luigi Di Maio, zajęcie się wykorzystaniem biegaczy z Afryki jest słuszne, ale już usuwanie ich z rywalizacji nie jest dobrym sposobem na rozwiązanie problemu.

W natłoku opinii, pojawiły się oskarżenia rasizm.

Sprawę ma zbadać włoska federacji lekkoatletyczna. Dyrektor zawodów cofnął decyzję i przeprosił za swoje działania. Podtrzymuje jednak zdanie, że kierowały nim wyłącznie kwestie etyczne.

Półmaraton w Trieście rozgrywany jest od 24 lat. Ubiegłoroczną edycję wygrali Burundyjczycy: Olivier Irabaruta - olimpijczyk z Londynu i Rio (1:03:01) oraz Elvanie Nimbona (1:12:54). Kolejna edycja biegu odbędzie się już w niedzielę 5 maja.

Strona imprezy: TUTAJ 

RZ


Jest drugi polski finiszer Sri Chimnoy 10 Day Race z 1000km na koncie! [WYNIKI]

$
0
0

Mahasatya Janczak, biegacz z Izbicy jest drugim Polakiem, któremu podczas Sri Chimnoy 10 Day Race udało się przekroczyć granicę 1000 km. Przed rokiem zrobił to Paweł Żuk, który kończył imprezę z rezultatem 1062,1 km, trzema rekordami Polski i piątym miejscem. Janczak również startował przed rokiem w Nowym Jorku, ale wtedy był uczestnikiem biegu 6-dobowego. Zajął w nim drugie miejsce z wynikiem 589,9 km.

Mahasatya Janczak z imprezą związany jest znacznie dłużej. Do drużyny Sri Chimnoy AC trafił jako uczestnik Sztafety Pokoju, która w 2014 r. przemierzała USA przekazując kolejnym uczestnikom pochodnię. W podobnych imprezach Janczak brał udział i w Polsce i w Europie.

W tegorocznym biegu 10-dniowym, rozgrywanym w Corona Park w dzielnicy Queens, Janczak zaczął mocnym tempem. Po 6 dobach notował wynik lepszy niż przed rokiem - 645 km - zajmując wysokie trzecie miejsce. Jednak wiatr, deszcz, typowe dla uczestników tej imprezy zmagania ze snem okazały się poważnym przeciwnikiem. Polak zajął ostatecznie szóstą lokatę z wynikiem 632 mil, czyli 1017,1 km.

Zwycięzcą po raz drugi został Budhargal Byambaa. Ten mongolski utramaratończyk wygrał imprezę w 2017 r. Tym razem na prowadzenie wysunął się już po 24 godzinach i pozostał na pozycji lidera aż do końca wyścigu. Co ciekawe, udzielając krótkiego wywiadu w ostatniej dobie zmagań wyglądał na zupełnie wypoczętego i utrzymał tempo, które sprawiło nie lada problem zadyszanemu tłumaczowi. Zdradził również swoją strategię na bieg, która brzmiała: „Biec bez przerwy, ile się da”. Ostatecznie Byambaa uzyskał wynik 759,2 mil – 1221,5 km.

Drugie miejsce zajął Białorusin Leonid Anatska z rezultatem 1078,6 km. Na najniższym stopniu podium stanął Chińczyk Wei Ming Lo z wynikiem 1069,9 km.

W rywalizacji Pań najlepsza była Makula Samarina– 941,1 km. Ukrainka zdetronizowała bardziej utytułowaną obrończynię tytułu Czeszkę Petrę Kasperową, która zajęła drugie miejsce.

Wyniki:

Bieg 10-dniowy:

1. Budjargal Byambaa - 1221,5 km
2. Leanid Anatska - 1078,6 km
3. Wei Ming Lo - 1069,6 km
4. Takasumi Senoo - 1050,3 km
5. Andrea Marcato – 1036,1 km
6. Mahasatya Janczak – 1016,8 km

1. Makula Samarina - 940,9 km
2. Petra Kasperowa - 929,3 km
3. Gribhu Muhs - 906,1 km

Bieg 6-dniowy:

1. Joshep Fejes - 711,8 km

1. Annabel Hepworth - 647,4 km

IB


Rekord trasy kobiet na jubileusz maratonu w Pradze [WYNIKI]

$
0
0

Ćwierćwiecze maratonu w Pradze uczestnicy uczcili szybkim bieganiem, zwieńczonym rekordem trasy kobiet. Z kolei rywalizacja mężczyzn przyniosła osiem wyników poniżej 2h10.

Zwycięzcą jubileuszowej edycji biegu został reprezentujący Bahrajn Almahjoub Dazza. Linię mety przekraczał z rezultatem 2:05:59. To wynik lepszy niż w zeszłoroczne osiągnięcie Galena Ruppa, ale gorszy od rekordu trasy z 2010 r. – 2:05:39. Mistrz Maroka na 5000m z 2016 r. jest drugim zawodnikiem w historii biegu, który złamał 2h06, ale swojego rekordu życiowego nie poprawił. Ten, ustanowił przed rokiem w Walencji (2:05:26).

Grupa liderów biegu rozciągała się powoli i na 37. kilometrze nadal składała się z pięciu zawodników O zwycięstwie reprezentanta Bahrajnu, z pochodzenia Marokańczyka, zadecydowała udana szarsza na ostatnich 2 kilometrach biegu.

Na rozstrzygnięcie kolejności na pozostałych miejscach na podium trzeba było poczekać dłużej. Ostatecznie drugie miejsce, z czasem 2:06:18 zajął specjalista biegów na 1500m, drugi zawodnik maratonu w Hongkongu Dawid Wolde. Etiopczyk znacząco poprawił swój rekord życiowy, który do tej pory wynosił 2:10:04.

Życiówkę poprawił również zajmujący trzecie miejsce Aychew Bantie, który uzyskał wynik 2:06:23.

Wśród pań liderka wyłoniła się na wcześniejszym etapie. Reprezentująca Izrael Lonah Chemtai Salpenter oderwała się od rywalek już na 27. kilometrze i samotnie zmierzała do mety. Mistrzyni Europy na 10 000m z Berlina, linię mety przekraczała z szerokim uśmiechem na twarzy i nowym rekordem trasy – 2:19:46.

Salpenter została pierwszą biegaczką w historii maratonu w Pradze, która złamała na obecnej trasie 2h20. Jej dzisiejszy czas to także trzeci najszybszy czas w historii europejskiego maratonu. 

Na drugim miejscu bieg ukończyła Shitaye Eshete z czasem 2:22:39. Podium dopełniła Genet Yalew - 2:24:34.

W biegu wzięło udział ok. 10 500 osób reprezentujących 97 krajów. Najliczniej w Pradze startowali Francuzi, Włosi, Chińczycy, Niemcy, Brytyjczycy i Polacy. Najszybszym z rodaków został sklasyfikowany na 48. miejscu Rafał Bardziński, z czasem 2:39:44 (netto 02:39:25).

Kolejne miejsca na polskim podium zajęli Marcin Siciarz - 66. miejsce z czasem brutto 2:44:07, oraz Wojciech Pietrzyk – 81. miejsce z czasem 2:46:46. Najszybszą wśród Polek była na 126. miejscu Iwona Kołbut z rezultatem 3:43:09.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Dazza Almahjoub, BHR - 2:05:59  
2. Wolde Dawit, ETH - 2:06:19  
3. Bantie Aychew, ETH - 2:06:23 
4. Kipruto Amo, KEN - 2:06:46  
5. Yego Solomon Kirwa, KEN - 2:07:30

Kobiety:

1. Lonah Chemtai Salpeter, ISR - 2:19:46 (rekord trasy)
2. Shitaye Eshete, BRN - 2:22:39
3. Genet Yalew, ETH - 2:24:34
4. Kellyn Taylor, USA - 2:26:27
5. Lucy Cheruiyot, KEN - 2:27:16

Bieg trwa. Niebawem pełne zestawienie wyników rodaków.

IB


Dominika Stelmach wicemistrzynią WfLWR 2019! Tomasz Osmulski i Agnieszka Kowalczyk wygrywają w Poznaniu [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Za nami szósta edycja Wings for Life World Run. Bieg przeszedł sporą metamorfozę, jeszcze bardziej zbliżając się do sportu amatorskiego i globalnej celebry wspólnej aktywności w szczytnym celu, ale w głównych rolach znów wystąpili polscy biegacze.

Dotychczasowe edycje globalnego biegu, w którym uczestnicy „biegną dla tych co nie mogą” i wspierają badania nad leczeniem przerwanego rdzenia kręgowego, zgromadziły ponad pół miliona biegaczy. W tym roku na start zgłosiło się 120 054 biegaczy w 12 fizycznych i kilkudziesięciu wirtualnych lokalizacjach, rozsianych na 6 kontynentach. Wystartowało ostatecznie 81 347 osób - najwięcej w Wiedniu, mateczniku Red Bulla - 10 790 z 13 656 zgłoszonych osób. W Poznaniu wydano 8 262 numerów startowych, ale w wynikach znalazło się 7 416 zawodników. Biegano też z aplikacją WfLWR, w Kaletach w ten sposób bawiło się 113 osób, na Wyspach Kokosowych… jedna osoba.

Bieg ruszył tradycyjnie o godz. 13:00 na całym świecie – biegano w dzień i w nocy, w śniegu i chłodzie, skwarze i w wysokiej wilgotności, po płaskim i na wysokościach. Optymalne warunki do rywalizacji były na Słowacji i w Polsce (ok. 10-12 stopni Celsjusza), najtrudniejsze w Austrii i Włoszech (śnieg zalegający na trasie i ok 2-4 stopnie Celsjusza) oraz w USA (26 stopni) i Brazylii (30 stopni Celsjusza).

Rozjechali się po świecie

Tytułu globalnego zwycięzcy z 2017 (92,14 km) i 2018 r. (89,85 km) nie bronił tym razem szwedzki wózkarz Aaron Anderson, który wcielił się w rolę lotnego reportera WfLWR w Zadarze. Triumfatorka globalnego rankingu z 2017 r. (68,21 km) i zwyciężczyni aż 4 lokalnych rund WfLWR Dominika Stelmach wybrała tym razem Rio de Janeiro.

Bartosz Olszewski, globalny wicemistrz WfLWR z 2017 r. (88,24 km) postawił na rekreację w Poznaniu i nie brał udziału w zasadniczej rywalizacji.

Najlepszy Polak biegu z 2018 r. Jacek Cieluszecki (67,30 km), a także ubiegłoroczni zwycięzcy z Poznania - Dariusz Nożyński (66,86 km) i Wioletta Paduszyńska (48,13 km), pobiegli w tym roku w Sunrise na Florydzie – to tu, wedle przewidywań organizatorów, miały się dziać najważniejsze wydarzenia tegorocznej edycji globalnego biegu.

Edycja 2019 WfLWR różniła się znacząco od wcześniejszych. W stawce zabrakło wielu czołowych zawodników z minionych lat, zawodowych biegaczy - m.in. Włocha Georgio Calcaterry, Austriaka Lemaworka Tetemy, Niemca Floriana Neuschwandera czy Ukraińca Evgenyia Glivy. Zmieniono też tempo samochodu pościgowego, który przyspieszał już co pół godziny, wcześniej co godzinę, do maksymalnej prędkości 30 km/h (wcześniej 26 km/h). Zabieg ten miał skrócić imprezę, a co za tym idzie dystanse uzyskiwane przez uczestników. Bieg miał być krótszy, ale bardziej zacięty – tego chcieli organizatorzy i to się potwierdziło.

Sprinterzy, maratończycy, ultrasi...

Bazą poznańskiego biegu były ponowie Międzynarodowe Targi Poznańskie. Przez pierwsze 5 km trasa poprowadziła biegaczy przez centrum miasta. Na Rondzie Śródka zawodnicy kierowali się - przez Kobylnicę (15 km) i Pobiedziska (30 km) - w stronę Jeziora Lednickiego.

Faworytem do polskiego podium WfLWR był niewątpliwie ultramaratończyk Kamil Leśniak, brązowy medalista MP w biegu górskim na długim dystansie z tego roku, czwarty zawodnik Biegu 7 Dolin z 2013 r. Podobnie jak podczas marcowego Półmaratonu Warszawskiego, torunianin postawił na lekki i przewiewny strój wróżki.

W stawce byli też m.in. czołowy łódzki średnio- i długodystansowiec Tomasz Osmulski (debiutował na dystansie maratońskim) czy Patrycja Włodarczyk, mistrzyni Polski w biegu na 10 000 m i 3000 m z przeszkodami z 2003 roku, czterokrotna zwyciężczyni Silesia Marathonu, zwyciężczyni Maratonu Turyńskiego z 2017 r. z maratońską życiówką 3h09. To właśnie ta dwójka prowadziła poznańską stawkę w początkowej fazie rywalizacji.

Oni biegli, samochód gonił

Pierwszym złapanym przez samochód pościgowy biegaczem na świecie był Dawid Mzee. Kilkanaście lat temu Szwajcar złamał kręgosłup w wypadku na trampolinie. Dzięki nowatorskiemu leczeniu wspieranemu przez Fundację Wings for Life, stanął niedawno na nogi. W niedzielę, przy pomocy specjalnego wózka do chodzenia pokonał w Zug symboliczne kilkadziesiąt metrów, podkreślając szczytną ideę wydarzenia.

Równie ciekawie było w sferze sportowej. Po pierwszej godzinie zmagań WfLWR 2019, a po premierowych 30 minutach jazdy samochodu pościgowego, poruszającego się wówczas z prędkością 14 km/h, stawka biegu na świecie skurczyła się do nieco ponad 60 000 osób. Zawodnicy powracający do bazy zawodów - organizatorzy podstawiali autobusy, biegnący w Poznaniu wybierali też tramwaje - promienieli uśmiechem. Podkreślano przede wszystkim unikalny i charytatywny format rywalizacji i dobrą organizację.

Po półtorej godziny rywalizacji na świecie biegło już 38 000 osób, w tym 4 200 w Poznaniu. Globalnymi liderami rywalizacji byli wówczas zawodnicy biegnący z aplikacją – ścigający się w Salzburgu Niemiec Matthias Bach oraz biegnąca w St Gilgen, Austriaczka Carina Leitner.

Na ok. 20 kilometrze do poznańskiego lidera rywalizacji Tomasza Osmulskiego na krótko dołączył Piotr Frydrychowski, znany bliżej uczestnikom biegów na 5 i 10 km na Kujawach i w Wielkopolsce. Ale gdy samochód meta jechał z prędkością 16 km/h, łodzianin biegł już sam (nie licząc asysty stewardów na rowerach).

Rosły kilometry i temperatura

Równolegle w Sunrise bardzo dobrze poczynali sobie Dariusz Nożyński (maratońska życiówka 2h25) i Wioletta Paduszyńska (2h49), którzy prowadzili w tej lokalizacji z wynikami ok. 30 i 28 km. W globalnej relacji widać było jednak ogromne zmęczenie na twarzy naszych biegaczy – mimo nocnej pory biegu, temperatura wyraźnie dawała się we znaki. Z podobnym problemem zmagała się też w liderka biegu w Rio de Janeiro, Dominika Stelmach. W tej z lokalnych odsłon biegu Polka od początku nie miała sobie równych.

Po dwóch godzinach biegu, gdy samochód-meta miał na liczniku już 17 km/h i 22,4 pokonanych kilometrów, w stawce pozostawało już mniej niż 11 500 osób. W Poznaniu – 11 680 osób. Prowadzenie w globalnym rankingu przejęli wówczas uczestnicy biegów w Monachium – Niemiec David Schonherr (ok. 33 pokonanych kilometrów) i Chorwatka Nikolina Sustic Stankovic (ok. 31 km). Niemniej po kolejnych minutach na czele zestawienia znalazł się… Tomasz Osmulski! Łodzianin utrzymywał samotne prowadzenie w Poznaniu.

Liderką rywalizacji kobiet w stolicy Wielkopolski była nadal Patrycja Włodarczyk, ale po piętach deptała jej Agnieszka Kowalczyk z Leszna (maratońska życiówka 2h55).

Dwie i pół godziny biegu przetrwało na świecie już tylko 2 800 osób, z czego ok. 500 osób w Poznaniu. Świetną dyspozycję utrzymywał Tomasz Osmulski, ale kamery organizatora coraz częściej zerkały za plecy łodzianina, gdzie równym tempem biegł Kamil Leśniak. Nieco dalej podążał inny ultras, Piotr Bętkowski (druga z wróżek w stawce tegorocznego biegu).

Nierówną walkę z upałami w Sunrise i Brazylii toczyli Dariusz Nożyński,Wioletta Paduszyńska i Dominika Stelmach, ale tylko warszawianka biegła bez przestojów po wodę w punktach serwisowych. Co więcej – po 150 minutach biegu... Dominika Stelmach objęła wirtualne prowadzenie w globalnym rankingu (z dorobkiem ok. 39 km)! Na prowadzenie w globalnym rankingu mężczyzn wrócił z kolei Niemiec David Schonherr, z dystansem ok. 43 km. Jak się okazało w międzyczasie, przed tygodniem Niemiec... zajął 74. miejsce w Maratonie Londyńskim! Najwyraźniej nadal czuł głód kilometrów.

Meta coraz szybsza

W czwartą godzinę rywalizacji, w której samochód-meta jechał już z prędkością 22 km/h, wkroczyło na świecie niemal równo 800 biegaczy. Po wielkopolskiej trasie biegło jeszcze 150 osób i był to jeden z najlepszych wyników w skali całej imprezy (w Wiedniu było ich o 30 więcej).

Dominika Stelmach była coraz bliżej powtórzenia sukcesu z 2017 r. i wygrania klasyfikacji globalnej biegu, prowadząc już mocno przetrzebioną stawkę w Rio de Janeiro (nabiegane ok. 44 km). Mimo wysokich temperatur, w Rio biegł także lider rywalizacji mężczyzn - Luis Barboza (blisko 49 km na liczniku).

W Poznaniu prowadził wciąż Tomasz Osmulski (ok. 9 km przewagi nad samochodem pościgowym). Liderką wśród kobiet była Agnieszka Kowalczyk, która po ok. 40. kilometrze wyprzedziła Patrycję Włodarczyk. Kilka minut później została doścignięta przez samochód metę, kończąc swój bieg z dystansem ok. 42 km.

– Nawet gdy już wiedziałam, że jestem pierwsza, nie chciałam odpuszczać. Zrobiłam to dla mojego męża, który też tu jest na trasie. Ogromne emocje… – mówiła na mecie Agnieszka Kowalczyk, zwyciężczyni polskiej edycji Wings for Life World Run 2019, która osiem lat temu „odkleiła się od korpo biurka” i zakochała się w „bieganiu dla endorfin”. – Tutaj nie ma nieszczęśliwych ludzi – podkreśliła w rozmowie z TVN 24 biegaczka z Mazowsza.

Nieco wcześniej swój bieg w Sunrise zakończyła Wioletta Paduszyńska. Wynikiem 40.9 km co prawda wygrała tamtejsze zmagania, ale przegrała z pogodą. Podczas spotkania z kierowcą samochodu pościgowego wymownym gestem wskazała na winowajcę słabszego niż oczekiwała wyniku.

Ultramaratońska ściana

Po 4 godzinach i 20 minutach biegu, na ok. 53-kilometrze biegu w Poznaniu ogromny kryzys miał Tomasz Osmulski. Co kilkadziesiąt metrów łodzianin musiał zatrzymywać się rozciąganie i z trudem podejmował kolejne próby biegu. Udawało się na dwie, trzy minuty, po czym znów przechodził do marszu. Tomasz nie liczył się już w rywalizacji globalnej, w której pasjonujący, acz korespondencyjny pojedynek toczyli Luis Barboza i David Schonherr, ale wciąż był w grze o wygraną w polskiej edycji WfLWR – bieg Kamila Leśniaka choć rzetelny, był za wolny i samochód meta – podążający już z prędkością 26 km/h – był coraz bliżej.

Niespodziewanie między Tomaszem Osmulskim a Kamilem Leśniakiem... pojawił się wózkarz Witold Misztela. Jechał tak szybko, że sukcesywnie dochodził Tomka. Zaskoczenie było ogromne, bo w transmisji lokalnej (TVN 24) oraz światowej (Red Bull TV) ani razu nie padło nazwisko naszego wózkarza.

– Nie widziałem Tomka, dopiero na końcu zauważyłem, że biegnie przede mną. Nie miałem sił żeby go dogonić – skomentował Witold Misztela, który w ubiegłym roku pokonał w WfLWR dystans 54,6 km – w tym roku zrobił o kilometr więcej.

Zadecydowały… centymetry!

Globalnej rywalizacji kobiet przewodziła wciąż Dominika Stelmach, ale niespodziewanie blisko – w ujęciu pokonanego dystansu - w szwajcarskim Zug biegła Rosjanka Nina Zarina. W grze była jeszcze młoda Chorwatka Nikolina Sustic Stankovic ale ona jako pierwsza z finałowej trójki zawodniczek została złapana przez samochód pościgowy.

Emocje sięgały zenitu, bo Polka i Rosjanka niemal w tym samym momencie były bliskie zakończenia rywalizacji. I tak się rzeczywiście stało – zadecydowały centymetry! Dominika Stelmach nabiegała 53,5 km, Nina Zarina - 53,7 km. Ogromny pech Dominiki, bo Polka mierzy tylko w najwyższe cele...

Kilka minut po Dominice Stelmach samochód-metę spotkał też Tomasz Osmulski. Łodzianin ostatnimi siłami obronił się w ataku Witolda Miszteli - w końcowym wyniku obu panów dzieliły 3-4 metry (nieoficjalny wynik końcowy ok. 55,6 km)

– Przepraszam trenera, on nic nie wie, że ja dzisiaj wystartowałem w Poznaniu! W planach było 30 km rozbiegania, ale adrenalina, endorfiny i kibice dawały mi mocnego kopa - dzięki nim i całemu supportowi imprezy, jestem tutaj gdzie jestem – mówił na mecie Tomasz Osmulski.– Przebiegłem dzisiaj pierwszy maraton w życiu. Miał być na wiosnę, więc plany poszły na bok. Jestem mega szczęśliwy! – podkreślił łodzianin.

– Biegło mi się rewelacyjnie, zakładałem tempo 4 min./km, a pierwsze kilometry wyszły po 3.40 min./km. Te 50 km to największy dystans w moim życiu, ogromna przygoda… – dodał Tomasz, który miał biec dziś w... Monachium, ale spóźnił się z zapisami na tamtejszą rundę WfLWR. Dzięki organizatorom polskiej edycji otrzymał pakiet startowy na edycję poznańską i… wygrał!

Polska niespodzianka w Izmirze

W globalnym rankingu Tomasz Osmulski zajął miejsce poza pierwszą dziesiątką. W TOP 10 niespodziewanie znalazł się za to Piotr Stachyra (!), również pominięty całkowicie w lokalnej i globalnej transmisji z biegu. Dwukrotny Mistrz Polski na 100km wystartował w Izmirze, gdzie nabiegał 59,7 km. Dało mu to szóste miejsce w międzynarodowej stawce WfLWR 2019.

Pasjonujący pojedynek o wygraną stoczyli Niemiec Andreas Strassner (wicemistrz WfLWR z ubiegłego roku, z edycji w Monachium), który po 54. kilometrze wyprzedził w Rio Brazylijczyka Luis Barbozę, a także Niemiec David Schonherr oraz Rosjanin Ivan Motorin, który jako ostatni pozostawał w stawce biegu w Izmirze (20. miejsce globalnie przed rokiem).

Wygrał niespodziewanie Rosjanin, który biegł jeszcze długo po tym, jak samochód meta złapały Schonherra. Wobec 30 km/h, które w szóstej godzinie rywalizacji zaordynował kierowca samochodu-mety musiał w końcu skapitulować… Rywalizację zakończył po 64,3 km.

– Piękny wyścig, świetna organizacja – skomentował na mecie Ivan Motorin, globalny zwycięzca Wings for Life World Run 2019.

Wyniki globalne:

Kobiety:

Mężczyźni:

Niebawem więcej.

red. na podst. transmisji telewizyjnej TVN24 i transmisji online Red Bull TV

fot. Red Bull Content Pool


 

Alpine Trailrun Festival Inssbrick – widoczni Polacy

$
0
0

Przez 2 dni Innsbruck stał się areną zmagań miłośników biegania w terenie. Alpine Trailrun Festival oferował możliwość startu na 6 dystansach. Najdłuższym z nich był 85-kilometrowy ultramaraton, który w rzeczywistości okazał się o kilka kilometrów dłuższy. Najkrótszą propozycją na otwarcie imprezy był nocny bieg 7-kilometrowy.

Na wszystkich trasach biegli również Polacy. Niektórzy zrobili to więcej niż jeden raz, zaczynając właśnie od biegu nocnego, a kończąc na jednym z dłuższych dystansów.

Najdłuższy bieg zakończył się zwycięstwem Hallvarda Schjølberga. Norweg, który w ubiegłym roku był czwartym zawodnikiem UTMB, metę w Austrii przekraczał z czasem 08:37:01. Wśród pań z czasem 10:24:33 wygrała Kirra Balmanno z Australii.

Wśród pań wysoko, na siódmym miejscu uplasowała się Agnieszka Kochaniak, która bieg kończyła z czasem 12:24:37. Na dziesiatym miejscu przybiegła Ewa Siwoń

Wśród Polaków najszybszy okazał się Rafał Kochaniak, który zajął 61. miejsce z rezultatem 12:39:51.

W biegu 65-kilometrowym Polacy także zajęli wysokie miejsca. W rywalizacji pań wygranej przez Francuzkę Stephanie Manivoz z czasem 6:38:28, Agnieszka Markiewicz była dwunasta. Ta zawodniczka dobrze poradziła sobie również z krótszym dystansem 7 km, w którym była piąta.

Wśród panów najszybszym zawodnikiem był Austriak Markus Burger z czasem 6:03:47. Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem był Cezary Dąbrowski z czasem 8:47:17.

Wyniki Polaków:

Ultramaraton 85K km

Kobiety:

7. Kochaniak Agnieszka 12:24:38
10. Siwoń Ewa 13:53:46

Mężczyźni: 

61. Kochaniak Rafał - 12:39:52
143. Olszewski Paweł - 15:43:03
156. Krukar Jakub - 17:00:20

Bieg 65 km

Kobiety:

12. Markiewicz Agnieszka - 8:28:54
30. Świątek Ewelina - 10:07:27

Mężczyźni:

95. Dąbrowski Cezary - 8:47:17
97. Nowakowski Marcin - 8:50:14
112. Dziuba Emilian - 9:07:09
113. Zgraj Leszek - 9:07:10
116. Redler Paweł - 9:15:20

Maraton:

Kobiety:

11. Machul Ewa - 4:37:01
39. Janasik Aleksandra - 5:20:50
95. Kowalska Katarzyna - 6:36:55

Mężczyźni:

33. Krosny Sebastian - 3:58:14
61. Kasprzyk Szymon - 4:23:34
85. Kowalczyk Adam - 4:35:02
135. Koczurek Jerzy - 4:59:44
158. Tochowicz Bartosz - 5:07:02
167. Płócienniczak Jakub - 5:11:05
240. Janasik Michał - 5:47:47
246. Górnicki Wojciech - 5:50:48
283. Kowalski Edward - 6:36:56

Bieg 25 km

Kobiety:

15. Golicz Aleksandra - 2:35:53

Mężczyźni:

46. Mormul Przemysław - 2:23:06
79. Kuszka Michał - 2:31:44
112. Dudzik Damian - 2:40:40
139. Czepukojc Michał - 2:46:00
159. Waśkowski Zygmunt - 2:49:18
289. Adamczyk Tomasz - 3:12:22

Bieg Nocny 7 km

Kobieta:

5. Markiewicz Agnieszka - 40:47
30. Janasik Aleksandra - 45:30
31. Mielczarek Aleksandra - 45:31

Mężczyźni:

19. Krosny Sebastian - 33:07
36. Mormul Przemysław - 36:09
39. Kuszka Michał - 36:17
54. Dziuba Emilian - 40:00
68. Kowalczyk Adam - 40:44
90. Waśkowski Zygmunt - 42:54
91. Zgraj Leszek - 42:54
113. Dudzik Damian - 45:23
120. Janasik Michał - 45:45
162. Mzyk Fabian - 56:54

Bieg 15 km 

Kobiety:

99. Anna Kuszka - 2:14:10

IB



Jurassic Forest Run – mały bieg z wielkimi kibicami i świetną organizacją [ZDJĘCIA]

$
0
0

Jurassic Forest Run to cykl imprez, które odbywają się dwa razy w roku, wiosną i jesienią. Ich bazą i jednocześnie współorganizatorem jest Hotel Fajkier w Lgocie Murowanej niedaleko Zawiercia. Dwukrotnie w ciągu roku otwiera on swoje podwoje dla biegaczy i kijkarzy, oferując świetną przełajową trasę, dobrą organizację i komfortowe zaplecze. Jednak tym, co zdumiewa na tej imprezie są… wolontariusze. Tak gorącego dopingu mogą pozazdrościć największe biegi w kraju!

Trasa mierzy 5 km i jest wymagająca. Pierwsze podejście zaczyna się właściwie tuż za startem a hotelowe podwórko pozwala wyruszyć prosto na mocno pagórkowatą przełajową trasę bez metra asfaltu. Na każdym skrzyżowaniu i zakręcie czekają wolontariusze, których zadaniem jest wskazywanie drogi i podawanie wody. Nie poprzestają na tym jednak, dosłownie zdzierając gardła zagrzewają zawodników do walki, dodają sił, biją brawo, motywują, tańczą i śpiewają. Ich zaangażowanie jest ogromne, nie przeszkadzają im nawet zimno i nieprzyjemny wiatr. W trakcie zawodów temperatura nie przekracza kilku stopni powyżej zera.

Uczestnicy mieli do wyboru biegi na dystansach 5, 10 oraz 15 km lub marsz nordic walking na dystansie 5 i 10 km. Dodatkowo odbyły się biegi dla dzieci starszych i młodszych. Wszyscy mogli liczyć na medal, ciepły posiłek i gorące napoje na mecie. Nagrodzono zwycięzców wszystkich konkurencji a wśród uczestników rozlosowano liczne nagrody.

Zwycięzcą biegu na dystansie 5 km został Dawid Waloski, który czasem 18:13 ustanowił nowy rekord trasy. Kolejny zawodnik zameldował się na mecie po ponad dwóch minutach. Najszybszą biegaczką została Magdalena Weron, która wygrała z czasem 24:17. Fenomenalnie pobiegł Aleksander Zięba, który zmiażdżył rekord trasy na 10 km, poprawiając go o dwie minuty. Uzyskał wynik 37:47. Wśród pań triumfowała Barbara Chrzanowska (48:14). Na najdłuższym dystansie rywalizacja była znacznie bardziej wyrównana. Zwycięsko wyszedł z niej Norbert Jachymczyk (1:01:13). Jako pierwsza z pań na mecie pojawiła się Malwina Rudy (1:23:43).

W rywalizacji nordic walking na krótszym dystansie najszybsi okazali się Andrzej Dudek (35:28) oraz Katarzyna Hilgner (40:43). Na dwukrotnie dłuższej trasie zwyciężyli Dariusz Bul (1:11:49) oraz Katarzyna Marondel (1:17:46).

- Rok temu debiutowałem w tym miejscu, na tej trasie. Musiałem tutaj wrócić, zwłaszcza, że zaprosił mnie Michał Zarębski, jeden z ambasadorów biegu – mówił zwycięzca rywalizacji nordic walking Dariusz Bul z Prudnika. – Trasa jest bardzo trudna, więc poprawa czasu o 5 minut bardzo cieszy. Prowadziłem od początku, ale czułem oddech kolegi na plecach. Okazało się, że szedł krótszy dystans i dalej walczyłem już sam ze sobą. Bardzo pomogły mi świetne strefy kibica.

Organizatorzy co roku wybierają dwoje ambasadorów Jurassic Forest Run, po jednym ze świata biegowego i nordic walking. W tym roku, obok wspomnianego już Michała Zarębskiego, stanęła ultraska Dorota Trzeja-Zdanowska: - Dla mnie to było niesamowite wyróżnienie. To odpowiedzialna rola, zwłaszcza, że nie jestem osobą medialną, sport uprawiam dla siebie. Jeśli mam możliwość motywować innych, to jest to dla mnie szczególnie cenne – przyznała. – Sama wybrałam dzisiaj najdłuższy dystans, bo uwielbiam długie dystanse. Chciałam też uczcić z koleżanką jej urodziny. Trasa tutaj jest wymagająca a ja takie lubię.

Średni dystans wybrał ambasador Festiwalu Biegowego Piotr Bodanka: - W tym roku 10 km, bo to najlepszy dystans dla mnie. Tutaj jest bardzo górzyście, na 5 km trzeba się wykazać dużą szybkością, na 15 wytrzymałością a 10 leży mi idealnie – zdradził po biegu, w którym zajął trzecie miejsce. – Organizacyjnie jest super, wszystko jest idealnie. To mój czwarty sezon tutaj i na pewno pojawię się też jesienią.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Królowe i królowie GUR w Myślenicach. Inauguracja Garmin Ultra Race dla biegaczy "last minute" [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pierwsze w 2019 roku koronacje Królów GUR odbyły się w Myślenicach. Organizatorzy cyklu Garmin Ultra Race (GUR) do znanych już od kilku lat zawodów w Radkowie w Górach Stołowych i zainaugurowanych niedawno z powodzeniem w Trójmieście, postanowili dodać trzecią lokalizację: Beskid Makowski i Wyspowy, położone po obu stronach rzeki Raby. Wspaniale dopisała pogoda: prognozy do ostatniej niemal chwili zapowiadały zimno i opady, tymczasem rywalizacja odbyła się w przyjemnej temperaturze i bez kropli deszczu, a kilka razy nawet pojawiło się przygrzewające słońce.

Niekwestionowanym królem biegania na Zarabiu (dzielnica Myślenic na prawym brzegu Raby) został Piotr Huzior. Członek zwycięskiej ekipy Drużynowego Biegu 7 Dolin w Krynicy nie ma z Nowego Targu do Myślenic daleko, postanowił więc zjawić się na miejscu tuż przed startem. Wyliczenia nie do końca się udały. Na zaplanowany o 5 rano start najdłuższego dystansu 81 km „Helga” przyjechał już… o 3:30. Długie oczekiwanie na zawody nie przeszkodziło mu jednak w bezapelacyjnym zwycięstwie. Potem zresztą… musiał czekać jeszcze dłużej.

Choć, jak nam potem powiedział, ruszył „na luzie, pierwszy podbieg spokojnie w tempie 4:45/min.”, Huzior już na pierwszym punkcie żywieniowym miał 11 minut przewagi nad kolejnym zawodnikiem, a na drugim - ponad pół godziny. Wydawało się, że bieg jest rozstrzygnięty i Piotr może biec na luzie. – Wcale nie, bo przecież ja nie znałem tej przewagi! Pytałem obsługę punktu, ale powiedzieli mi, że będą wiedzieli, jak dobiegnie drugi zawodnik. A na to, żeby usiąść i poczekać na tego drugiego, nie wpadłem – śmiał się po zawodach. A przecież mógł spokojnie to zrobić, szybko tę różnicę odbudowałby na kolejnym odcinku.

Do 50 kilometra Huzior, jak twierdził, biegł cały czas bardzo spokojnie, uważając na kostkę lewej nogi skręconą na niedawnej Sztafecie Górskiej w Górach Stołowych. – I to była dobra koncepcja, tak powinienem do końca – stwierdził później. Gdy tylko bowiem zaczął przyspieszać… gdzieś na zbiegu znów podkręcił kostkę. Tę samą, kontuzjowaną 3 tygodnie temu na imprezie w Kudowie-Zdroju. Jak pech, to pech!

Kostka szybko jednak się rozbiegała, a Huzior został Królem GUR Myślenice wygrywając bieg na 81 km w czasie 8:25:25. Rosjanin z Moskwy Anatolij Gubienkow przybiegł na metę nad Rabą prawie godzinę później, zaś na trzecim stopniu podium stanął łodzianin Michał Paczuski.

A propos podium… Wspomnieliśmy, że Piotr Huzior musiał się naczekać dopiero po zawodach. Chodzi właśnie o dekorację i podium. Biegacz teamu Attiq ukończył rywalizację tuż przed 13:30, a ceremonię zwycięzców najdłuższego dystansu zaplanowano dopiero na 20. Nowotarżanin przyjechał przed startem, nie miał żadnego noclegu, a czasu było jednak sporo. Sympatyczny biegacz spędził go na szczęście z biegowymi przyjaciółmi i mógł odebrać zasłużony aplauz i nagrody. A że jest duszą towarzystwa o ogromnym poczuciu humoru, towarzystwo też na nudę nie narzekało.

Blisko godzinną przewagę nad drugą na mecie uzyskała także triumfatorka ultra dystansu. Filigranowa blondynka Marlena Nowacka przyjechała z Wielkopolski, by wygrać w Myślenicach w znakomitym czasie 10:16:44. Druga była Małgorzata Tomik, trzecia – Angelika Kujawska. Dystans ukończyły 4 zawodniczki.

– Od jakiegoś czasu mam problemy z pęcherzem i byłam pełna obaw o bieg, nie wiedziałam, czy go w ogóle skończę – zdradziła nam po dekoracji zwyciężczyni. – Trasa śliczna, wydawało się, że druga część będzie łatwiejsza, ale ilość błota i kałuż, które trzeba było omijać bokami, spowodowała, że ponad 2 kilometry dołożyłam do dystansu. Wschód słońca i piękne wiosenne krajobrazy wszystko jednak zrekompensowały. Bardzo ciągnie mnie do gór, startowałam w GUR w Radkowie, podobało mi się, więc przyjechałam i tu. Bo ja na co dzień to jestem z nizin… - mówiła Marlena Nowacka.

Triumfator biegu na 51 km też, podobnie jak Piotr Huzior, zjawił się w Myślenicach w ostatniej chwili. Kulisy startu Roberta Farona w pierwszym tegorocznym Garmin Ultra Race opisał na facebooku Marcin Ścigalski, twórca Salco Garmin Teamu. Przeczytajcie, naprawdę warto…

– Dopiero rozpocząłem biegowe przygotowania do sezonu, całą zimę jak zwykle spędziłem na nartach. To praktycznie mój pierwszy start, nie planowałem go, zdecydowałem się spontanicznie i potraktowałem treningowo, jako dłuższe wybieganie. Za szybko się nie dało, bo było dużo błota i kamienie, obawiałem się poślizgu i skręcenia nogi. Nie musiałem zresztą się spieszyć, bo z tyłu była „cisza”, więc mogłem spokojnie kontrolować sytuację – opowiedział nam zawodnik z Zalesia koło Limanowej. – Z kolegami, z którymi potem stanąłem na podium, biegliśmy razem do 10 kilometra. Wtedy na dłuższym podejściu wyjąłem kijki, a że z nimi jestem bardzo mocny, od razu zrobiła się wielka różnica.

Faron wygrał GUR-51 w czasie 4:47:08, a rywale i towarzysze z podium, o których wspomniał, to drugi w klasyfikacji Tomasz Dejas, zwycięzca niedawnego Leśnika-Wiosna oraz trzeci Zygmunt Górski.

"Po setce w Krynicy, pora na Iron Run". Tomasz Dejas, niespodziewany zwycięzca Maratonu Leśnik

Zaraz po tym tercecie na mecie zameldowała się najlepsza z biegaczek. Bieg wygrała Czeszka Anna Korobko, która na pokonanie pół setki kilometrów z przewyższeniem 2100 m potrzebowała 5:26:14. Bardzo dobry czas, tylko o 11 minut słabszy od zawodniczki z Brna, uzyskała Anna Przebinda, a trzecia finiszowała, po brawurowym pościgu za rywalkami na ostatnich 10 kilometrach, Zuza Wałach-Biśta. Młodej pani psycholog sportu z Katowicie nie przeszkodził zadawniony uraz i ból panewki biodrowej: gdy dowiedziała się od kolegi na trasie, że trzecia wówczas Agnieszka Bydoń jest już tylko minutę przed nią, ruszyła do przodu. Minęła najpierw wracającą do biegania Małgorzatę Marcinek, a po kilkunastu minutach na długim podejściu wspomnianą Agnieszkę i już była na pozycji medalowej. Na metę dotarła z bezpieczną, 6-minutową przewagą.

W biegu na 27 km ponownie (jak tydzień wcześniej na najkrótszym dystansie w Szczawnicy) klasą dla siebie był Dariusz Marek, paradujący w strefie mety w specjalnych sandałach. – Trenuję w nich na co dzień, dają niesamowite możliwości biegowe. Startuję jednak jeszcze w normalnych butach, które na krótkich dystansach, w których trzeba rozwijać dużą szybkość, są ciągle dla mnie lepsze. Ale moi koledzy z teamu Monk Sandals, lubujący się w dłuższych, bardziej wytrzymałościowych dystansach, ruszają w trasę w sandałach – opowiadał Darek Marek, który z czasem 2:09:28 wygrał o 2 minuty z młodszym o pokolenie Kacprem Kościelniakiem, nadzieją Salco Garmin Teamu. Trzeci był Mieczysław Jałocha.

Wśród kobiet bezapelacyjnie triumfowała i zasiadła na królewskim tronie, mający świetny sezon na krótkich dystansach, Katarzyna Wilk. Zawodniczka z podtarnowskiej Pleśnej wyprzedziła o prawie kwadrans Justynę Mamalę, trzecia finiszowała moskwianka Irina Safronowa.

Pozostał nam jeszcze dystans najkrótszy Garmin Ultra Race - Myślenice. Bieg na 13 km zakończył się rodzinnym triumfem pary z Krakowa Kacpra Piecha i Gabrieli Rolki, znanych w środowisku nie tylko z bardzo szybkiego biegania, ale i organizacji lubianych imprez: Triady letniej i zimowej w Krościenku oraz cyklu Tour de Małopolska.

Kacper pościgał się z coraz chętniej wracającym do krótkich form biegowych Piotrem Biernawskim (to on z Huziorem i Dominikiem Grządzielem wygrali na ostatnim Festiwalu Biegowym w Krynicy drużynową setkę na trasie 7 Dolin). Piech (czas 54:09) był lepszy od nowotarżanina o dokładnie minutę, a przegrany uhonorował zwycięzcę (też z tytułem Króla GUR) pozując do stosownej fotografii.

Trzecie miejsce, już z dużą, 5,5-minutową stratą, zajął Jakub Zięba.

Gabriela Rolka (1:15:17) o niespełna półtorej minuty wyprzedziła zakopiankę Dominikę Bolechowską, a na najniższym stopniu podium stanęła Rosjanka Irina Zubkowa.

WYNIKI

Za nieco ponad 4 miesiące, tradycyjnie w połowie września, w Radkowie w Górach Stołowych odbędzie się druga odsłona Garmin Ultra Race. Tryptyk GUR zamkną w grudniu biegi w Trójmieście. W każdej z imprez do wyboru są te same dystanse, w Radkowie dodatkowo można od ubiegłego roku stanąć do rywalizacji w Challenge’u obejmującym biegi dzień po dniu na 81+53+24 km.

Piotr Falkowski

zdj. Labosport/Jacek Deneka UltraLovers


Narzeczeństwo Kawauchi ustrzeliło dublet w Vancouver!

$
0
0

Maraton w Vancouver to nie był spektakl dla kibiców o słabych nerwach, a w głównych rolach wystąpili Yuki Kawauchi i Yoko Mizuguchi, którzy niebawem staną na slubnym kobiercu.

Yuki nie jednego przyprawił o nagły wzrost ciśnienia. Wieczorem przed maratonem ogłosił, że wokół hotelu widzi flagi symbolizujące kraje zawodników z elity i zadeklarował, że o poranku wszystkich rywali pokona. Do realizacji zadania zabrał się z zapałem i półmetek minął jako pierwszy, mając jednak tuż obok etiopskiego rywala Feyera Gemedę Dadi i dziewięciosekundową przewagę nad Luką Chelimo, rekordzistą trasy i zwycięzcą edycji 2015.

Na 25. kilometrze sytuacja wyglądała zgoła odwrotnie. Kawauchi utracił pozycję lidera, ale tracił dystansu do Etiopczyka, biegnąć kilka metrów za rywalem. Pięć kilometrów dalej strata triumfatora z Bostonu z 2018 r. urosła już jednak do 28 sekund. Następna „piątka” również nie wyglądała optymistycznie.

Na 35. kilometrze nadal Kawauchi tracił do Dadiego. Gdy kibice pogodzili się już z faktem, że Japończyk powalczy tylko o drugie miejsce, nastąpił kolejny zwrot akcji. Startujący po raz pierwszy w Vancouver Kawauchi odzyskał wigor, a na 40. kilometrze miał już ponad minutową przewagę nad Etiopczykiem!

Na kolejnych dwóch kilometrach Kawauchi nie wyglądał już na zawodnika, które mógłby krzesać jeszcze z organizmu zapasy energii, ale dowiózł zwyciestwo do mety. Japończyk wygrał po samotnym finiszu, przekraczając linię mety z czasem 2:15:01 i rekordem obecnej kanadyjskiej trasy.

Drugi na mecie Feyera Gemeda Dadi zakończył bieg ze stratą 2 minut i 16 sekund do Kawauchiego. Luka Chelimo tym razem zadowolił się trzecim miejscem, z czasem 2:19:25.

Japońscy kibice mieli więcej powodów do radości. Na najwyższym stopniu podium również stanęła Japonka - Yoko Mizuguchi. Narzeczona Kawauchiego przekroczyła linię mety z rezultatem 2:41:28, wyprzedzając Amerykanki Autumn Ray (2:43:30) i Tarę Kaur (2:50:23).

IB


Kozica z Krynicy liderką Golden Trail Series u sąsiadów z południa. W Perunie - znów na podium!

$
0
0

Natalia Tomasiak kontynuuje udane starty w narodowej, czesko-słowackiej odsłonie cyklu Golden Trail Series. Przed tygodniem zajęła drugie miejsce w inauguracyjnym biegu, Baba-Kamzik w Bratysławie, teraz stanęła na podium znacznie bardziej wymagającego Perun Skymarathonu na czeskich Morawach.

Natalia "Kozica" Tomasiak druga w Baba-Kamzik

41 kilometrów i 3400 metrów przewyższenia zapowiadało ciężką pracę do wykonania, ale takie właśnie bieganie w górach zawodniczka z Krynicy lubi najbardziej. – To naprawdę trudna trasa. Podejścia mocne, zbiegi bardzo strome, a fragmentów typowo biegowych bardzo mało – opowiadała nam po zawodach zawodniczka Salomon Suunto Teamu. – Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy brać ze sobą kijki. Wzięłam… i uważam, że była to decyzja bardzo dobra!

Nasza biegaczka nie czuła się przed startem zbyt pewnie. – W ostatnich dniach niezbyt dobrze się czułam i brałam pod uwagę nawet możliwość zejścia z trasy, gdyby było kiepsko. No i, na szczęście tylko w myślach, w trakcie biegu schodziłam kilkanaście razy! – śmieje się Natalia Tomasiak.

– Od początku do niemal samej mety biegłam na 4 pozycji – relacjonuje nam kryniczanka. – Były momenty, że doganiałam trzecią zawodniczkę, ale na biegowych odcinkach mi uciekała, a ja nie byłam w stanie przyspieszyć, bo oddechowo mnie zatykało. Ale… na ostatnim, bardzo mocnym, podejściu kije dodały mocy jak nigdy! – opowiada. – Zaczęłam wyprzedzać facetów i zupełnie nieoczekiwanie (bo myślałam, że jest już daleko przede mną) zobaczyłam dziewczynę z 3 miejsca. Widziałam wcześniej, że jest słabsza na podejściach, lepiej za to zbiega. Przed nami było jeszcze troszkę podejścia i bardzo stromy zbieg po stoku. Cóż pozostało? Tylko zebrać wszystkie siły i zrobić tak dużą przewagę na podejściu, żeby nie dogoniła mnie na zbiegu – śmieje się Natalia Tomasiak.

Wymyślony ad hoc plan taktyczny powiódł się perfekcyjnie! Czeszka Zuzana Ožanová nie zdołała odeprzeć ataku Polki. – Na 39,5 km wyprzedziłam ją i już się nie poddałam. Jestem zadowolona, że od początku biegu robiłam swoje i nie próbowałam gonić czołówki, bo w którymś momencie na pewno bym opadła całkiem z sił. A tak cały czas trzymałam optymalne tempo, dzięki czemu na koniec zebrałam w sobie jeszcze dodatkową moc – cieszy się zawodniczka grupy Salomon Suunto.

Natalia Tomasiak dobiegła do mety z przewagą ponad 5,5 minuty nad rywalką z Czech. A w niedzielę, dzień po zawodach, dopowiedziała nam: - Ledwie chodzę! Mam odbite i poobdzierane pięty od zbiegów, a ręce bolą mnie od kijów.

Chyba jednak było warto, skoro brawurowy atak na ostatnich kilometrach dał Natalii podium!

O wysokim poziomie rywalizacji uczestniczek Perun Skymarathonu świadczy fakt, że wszystkie zawodniczki z podium w sposób zdecydowany pobiły rekord trasy, wynoszący 5:26:57, a ustanowiony rok temu przez Petrę Ševčíkovą.

Zwyciężczyni sobotnich zawodów, Brytyjka Angela Mudge, pokonała 41-kilometrową trasę w 5:09:33, druga na mecie Czeszka Jana Juračková uzyskała czas 5:16:31, zaś nasza Natalia - rezultat 5:23:12.

W rywalizacji mężczyzn plecy świetnym biegaczom z Czech pokazał legendarny Włoch, 42-letni Marco De Gasperi. Pięciokrotny mistrz świata uzyskał czas 4:07:37, lepszy o blisko 4 minuty od ubiegłorocznego rekordu trasy rodaka Luki Carrary. De Gasperi wyprzedził o nieco ponad minutę Słowaka Petera Fraňo, a o ponad 3,5 minuty zwycięzcę Baba-Kamzik, czeskiego biegacza Jiříego Čípę, który utrzymał pozycję lidera cyklu.

WYNIKI

My na koniec mamy jeszcze jedną świetną wiadomość: liderką klasyfikacji generalnej kobiet Golden Trail National Series CZ-SK jest… Natalia Tomasiak!„Kozica z Krynicy” zgromadziła w dwóch startach 166 punktów, a Brytyjka Mudge i najlepsza przed tygodniem Słowaczka Katarina Lovrantová mają po 100.

KLASYFIKACJA GENERALNA GTNS CZ-SK

W czesko-słowackim cyklu GTNS pozostały jeszcze 2 biegi. W najbliższym, Valašsky Hrb w Czechach za 3 tygodnie, Natalia Tomasiak nie weźmie udziału. Tydzień wcześniej wystartuje w rumuńskiej Transylwanii w biegu, którego start i metę zlokalizowano na zamku hrabiego Drakuli...

Piotr Falkowski

zdj. skyrunning.cz, salomonrunning.pl



 

Kyeva i Pliś wygrywają szybką połówkę w Białystoku

$
0
0

Trzy rekordy – dwa trasy i jeden frekwencji to bilans 7. PKO Białystok Półmaratonu, który odbył się wczoraj w stolicy Podlasia. Bieg główny na dystansie 21,097km wygrał Cosmas Mutuku Kyeva z Kenii, który uzyskał czas 1:03:41 i tym samym poprawił rekord imprezy o minutę i 21 sekund. Wśród kobiet z wynikiem 1:13:03 tryumfowała Kenijka Christine Moraaa Oigo. Do mety w Rynku Kościuszki dotarło 3288 biegaczy, o 76 więcej niż przed rokiem.

Fala ochłodzenia, która nadciągnęła nad Polskę na zakończenie długiego majowego weekendu przełożyła się na bardzo dobrą pogodę do biegania. Temperatura na starcie oscylowała w granicach 10 stopni Celsjusza, biegaczom mogły przeszkadzać wyłącznie podmuchy wiatru.

Kyeva śrubuje rekord półmaratonu

W tych warunkach bieg toczył się w bardzo szybkim tempie, które dyktowali przede wszystkim biegacze z Kenii oraz Ukrainy i Białorusi. Kroku czołówce próbowali dotrzymać Polacy – Arkadiusz Gardzielewski i Marcin Chabowski.

– Pierwsze 10 kilometrów pokonaliśmy w 29:51, sporo szybciej, niż mój plan, który zakładał tempo 30:15 na tym odcinku. Później przyszło mi za to zapłacić kryzysem – przyznał po biegu Arkadiusz Gardzielewski. – Mięśniowo siadłem, ale oddechowo wciąż czułem się wspaniale – dodał.

Widać to było to już na dwunastym kilometrze, gdy zawodnik WKS Śląska Wrocław zaczął tracić kontakt z prowadzącą czołową grupą. Najpierw strata wynosiła 7 sekund, ale z każdym kilometrem koalicja biegaczy z Afryki i Europy Wschodniej powiększała swoją przewagę.

Rozstrzygnięcia w rywalizacji mężczyzn zapadły w końcówce biegu. Najpierw z prowadzącej grupy odpadł Białorusin Wladzislaw Pramau, na dwa kilometry przed metą w walce o zwycięstwo liczyli się tylko Kenijczycy i Mykola Lukymczuk z Ukrainy. Na ostatnie kilometry najwięcej energii zachował Cosmas Mutuku Kyeva, który finiszował jako pierwszy z czasem 1:03:41, o siedem sekund wyprzedził swojego rodaka Matthew Kosgei. Trzeci Ukrainiec do zwycięzcy stracił 11 sekund.

Arkadiusz Gardzielewski dotarł do mety z czasem 1:04:52 i zajął 5. miejsce w klasyfikacji Open oraz pierwsze w klasyfikacji najszybszych Polaków.

– Ten tytuł bardzo cieszy. Na trasie podobnie jak w marcu w Gdyni wygrałem z Marcinem Chabowskim, ale na maratonie w Warszawie przegrałem. Widać było, że Marcin odczuwa skutki biegu sprzed trzech tygodni. Ja przed 30 kilometrem w Warszawie zszedłem z trasy i dzięki temu w Białymstoku czułem się lepiej. Gdybym dobiegł do mety maratonu, to te ostatnie 10km na pewno spowodowałoby duże spustoszenia w moim organizmie – powiedział Gardzielewski. – Należy pochwalić ten półmaraton za organizację i atmosferę, kibice dopisali. Poza tym hasło tego biegu „Odetchnij pełną piersią” doskonale wpisuje się w ten bieg, bo trasa jest naprawdę fantastyczna, może nie taka szybka, ale na pewno bardzo przyjemna – podkreślił.

Warto podkreślić, że pięciu pierwszych biegaczy w klasyfikacji pobiegło szybciej niż dotychczasowy rekord trasy PKO Białystok Półmaratonu – 1:05:02, który w ubiegłym roku ustanowił Kenijczyk Kimayo Hillary Kiptim Mayio. Rekordzista startował wczoraj w stolicy Podlasia, ale zszedł z trasy biegu.

Kłopoty Chabowskiego

Od samego początku bieg nie układał się Marcinowi Chabowskiemu, który na trasie miał m.in. kłopoty żołądkowe. Od czołówki odpadł w okolicy 6 kilometra.

– To był dla mnie bardzo kiepski dzień, zupełny blok, męczyłem się cały bieg. Trasa w Białymstoku może nie jest zbyt trudna, ale ja na niej przeżywałem duże kryzysy. Widać trzy tygodnie po maratonie nie wystarczyły, aby w pełni się zregenerować – ocenił. – Cieszę się, że ukończyłem, co prawda ze słabym czasem, ale doceniam to, że się nie poddałem. Dużo kibiców na trasie, dużo wsparcia, dlatego moim priorytetem dzisiaj było dotrzeć do mety tego półmaratonu – podkreślił mistrz Polski w maratonie, który wczoraj uzyskał czas 1:06:17.

Rekord trasy Oigo

W rywalizacji kobiet dominowały dwie biegaczki z Kenii – Christine Moraaa Oigo i Joyline Chemutai. Początkowo biegły razem, ale w końcówce Oigo zdołała oderwać się od rywalki i ostatecznie wygrała z wynikiem 1:13:03. To nowy rekord PKO Białystok Półmaratonu, poprzedni 1:13:32 został ustanowiony w 2016 roku przez Białorusinkę Irynę Somovą. Drugie miejsce dzisiaj zajęła Chemutai z czasem 1:13:55.

Trzecia na mecie zameldowała się Renata Pliś, która w ostatniej chwili wskoczyła na listę Elity białostockiego półmaratonu. Wynik 1:14:16, który uzyskała jest tylko o 15 sekund gorszy od jej rekordu życiowego.

– Z wyniku jestem zadowolona. Oczywiście chciałoby się, aby czas był jeszcze lepszy, ale zdaję sobie sprawę z tego, że trochę startów mam już w nogach. Tydzień temu ścigałam się na Mistrzostwach Polski na dystansie 10000m, w łydkach to czułam już po 6km, więc uważam, że w tych warunkach uzyskałam bardzo dobry wynik – podsumowała swój start Renata Pliś. – Szczególnie cieszy, że bieg był bez żadnych kryzysów, bardziej miałam problemy z mięśniami. Trasa w Białymstoku bardzo fajna, ja lubię biegać po szerokich drogach, czuć przestrzeń, a takie właśnie są tutaj ulice. Polecam ten bieg każdemu – dodała.

Verkhavodkin i Gosk wygrywają City Run 5k

W ramach 7. PKO Białystok Półmaratonu odbył się również bieg towarzyszący City Run na dystansie 5 km. W klasyfikacji mężczyzn na pierwszych dwóch stopniach podium stanęli biegacze z Białorusi. Wygrał Henadz Verkhavodkin z czasem 15:40, drugi z wynikiem 15:56 finiszował Kirył Andreichyk. Podium uzupełnił Patryk Drężek z rezultatem 16:52.

Wśród kobiet żadnych szans rywalkom nie dała Anna Gosk, która wygrała z czasem 17:10, przed Izabelą Barwicką (19:57) oraz Magdaleną Kowalczuk (20:07). Do mety biegu City Run 5k dotarło 1265 osób.

Weekendowe bieganie w Białymstoku trwało od piątku. Otworzył je bezpłatny trening, który poprowadził Marcin Chabowski. W sobotę kilkaset osób wzięło udział w darmowym Biegu Śniadaniowym a dzieci bawiły się na Junior City Run, w ramach którego pokonywały dystanse od 100m do 1 km. Organizatorzy szacują, że łącznie 7. PKO Białystok Półmaraton przyciągnął około 6 tysięcy uczestników.

mat. pras.

mat. pras.


Diamentowa Liga: Szybkie otwarcie Kszczota. Podrażniona Semenya

$
0
0

W piątek w Doha wystartowała Diamentowa Liga 2019. Powody do zadowolenia mieli Adam Kszczot i kulomiot Michał Haratyk którzy wypełnili minima na Mistrzostwa Świata, które odbędą się właśnie w stolicy Kataru. Na stadionie Khalifa padło wiele ciekawych wyników.

W rywalizacji na 800 m dwukrotny wicemistrz świata zajął siódme miejsce z czasem 1:45.60. Jak do tej pory jest to najlepszy wynik na europejskich listach. Dla porównania, rok temu w w Doha Kszczot uzyskał czas 1:46.70. Jak przyznał po biegu, „spełnił swoje oczekiwania” na ten start. Dodajmy, że wskaźnik na mistrzostwa ustalony przez IAAF i PZLA wynosi 1:45:80.

Wygrał Botswańczyk Nijel Amos z czasem 1:44.29, co jest najlepszym rezultatem na światowych listach. Drugi był Kenijczyk Emmanuel Korir z wynikiem 1:44.50, a za nim uplasował się Amerykanin Donavan Brazier.

W zmaganiach pań na 800m wygrała dwukrotna mistrzyni olimpijska Caster Semenya. Jej ambicja na pewno była podrażniona werdyktem Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu.

Semenya, Wambui, Niyonsaba… jeśli chcą startować z kobietami, muszą się poddać leczeniu

Reprezentantka RPA poprawiła własny rekord mityngu o prawie 2 sekundy, na wynik 1:54.98 – szósty w historii 800m kobiet. Semenya objęła też prowadzenie na światowych listach sezonu.

Druga była Burundyjka Francine Niyonsaba z rezultatem 1:57.75 (tę zawodniczkę również obejmą nowe regulacje IAAF dot. hiperandrogenizmu), a trzecia uplasowała się Amerykanka Ajee Wilson z wynikiem 1:58.83.

Chociaż wiele mówiło się wiele o tym, że był to ostatni bieg Caster Semenyi - nowe prawo dotyczące regulacji biegacze z naturalnie podwyższonym poziomem testosteronu wchodzi w życie już 8 maja - to sama zawodniczka zapewnia nigdzie się nie wybiera i wciąż będzie obecna w lekkiej atletyce.

W jednym z najciekawszych piątkowych pojedynków, czyli biegu na 3000 m, Kenijka Hellen Obiri pokonała Etiopkę Genzebę Dibabę. Wicemistrzyni olimpijska z Rio na 5000m uzyskała czas 8:25.60 co jest najlepszym wynikiem na światowych listach. Dibaba, wielokrotna rekordzista świata na różnych dystansach, linię metę przekroczyła z wynikiem 8:26.20, ustanawiając nowy rekord życiowy. Podium dopełniła Kenijka Lilian Rengeruk z „życiówką” 8:29.02.

W biegu na 1500 m zwyciężył Kenijczyk Elijah Manangoi z wynikiem 3:32.21, a na 3000 m z prz. wygrał Marokańczyk Soufiane El Bakkali z rezultatem 8:07.22. Obaj zostali liderami na światowych listach w swoich konkurencjach.

W biegu na 400 m ppł rekord mityngu i najlepszy wynik na świecie w tym roku uzyskała Amerykanka Dalilah Muhammad– 53.61.

Kolejny mityng w ramach Diamentowej Ligi odbędzie się w Szanghaju 18 maja.

RZ


Bieg Nyski – zapisy trwają, miejsc ubywa!

$
0
0

Trwają zapisy do siódmej edycji Biegu Nyskiego, który odbędzie się w sobotę 8 czerwca. Szczegóły wydarzenia w zaproszeniu organizatora.

Czołem Biegaczki i Biegacze!

Organizatorem imprezy jest MUKS „GIM 2” w Nysie, oraz grupa biegowa „NYSA BIEGA”. Głównym partnerem organizatorów jest Gmina Nysa.

Start biegu przeniesiony został na godzinę 19:00 i odbędzie się on spod Hali Widowiskowo-Sportowej w Nysie – HALA NYSA, będzie także zapleczem technicznym i sanitarnym imprezy, gdzie odbędzie się także koronacja zwycięzców.

Uczestnikiem zawodów na dystansie 10 km, mogą być osoby, które do dnia 8 czerwca 2019 r. ukończą 16 lat, opłacą wpisowe oraz w biurze zawodów podpiszą stosowne oświadczenie o stanie zdrowia. Zgłoszenia można dokonywać drogą elektroniczną: informacje i formularze dostępne są na stronach organizatora – www.biegnyski.pl.

Zapisy internetowe trwają do 1 czerwca. Do 6 maja obowiązuje niższe wpisowe w kwocie 40 zł.  

Ze względów technicznych, w tym roku przewidziano limit uczestników: na dystansie 10 km - 900 osób, także trzeba się pośpieszyć, aby wziąć udział w tej wyjątkowej imprezie biegowej.

Ze względów technicznych w tym roku przewidziano limit uczestników: na dystansie 10 km - 900 osób a w Mili Rodzinnej – 400 osób. Biegacze zostaną nagrodzeni w 20 kategoriach.

Po raz piąty podczas Biegu Nyskiego odbędą się Otwarte Mistrzostwa Opolszczyzny Nauczycieli na dystansie 10 km.

Na każdego zawodnika na mecie czekać będą pamiątkowe medale, na zwycięzców oczywiście nagrody finansowe.

Po biegu odbędzie się losowanie cennych nagród, szansę ma każdy kto ukończy bieg główny.

Podczas imprezy odbędzie się wiele atrakcji dla całych rodzin z najmłodszymi, m.in. Miasteczko Lekkoatletyczne, punkt informacyjny Diebetica, stoisko Yerba Mamy z orzeźwiającą Yerba Mate, oraz będzie z nami Bus Zdrowia i całe stoisko „Fundacji ZIKO dla Zdrowia“, w którym to nieodpłatnie każdy będzie mógł wykonać: 

  • badanie cery, 
  • dermokonsultacje, 
  • porady farmaceutyczne i pomiar ciśnienia, 
  • densytometrię z przedramienia, 
  • analizę wieku serca a nawet spirometrię! 

Będzie także możliwość oddania krwi w autobusie RCKiK z Opola.

Zapraszamy więc całe rodziny do wspólnej zabawy i przede wszystkim kibicowania.

Zapraszamy do odwiedzania strony internetowej biegu oraz profilu facebook.

Organizator



INEOS 1:59 Challange: Eliud Kipchoge vs. 2h w maratonie. "Chodzi o dziedzictwo"

$
0
0

Rekordzista świata w maratonie Eliud Kipchoge znów zmierzy się z magiczną barierą dwóch godzin w maratonie. Wszystko w ramach projektu INEOS 1:59 Challange.

To będzie już drugie podejście mistrza olimpijskiego z Rio do maratońskiego nieba. Choć i tak należy mu się tam miejsce dzięki dotychczasowemu, niesamowitemu dorobkowi.

Podczas słynnego projektu #Breaking2 w 2017 roku, realizowanego na włoskim torze wyścigowym Autodromo di Monza, przy użyciu niemal kosmicznej technologi i ze zmieniającymi się pacemakerami, Kipchoge na mniej niż pół minuty zbliżył się do magicznej bariery. Tamta próba choć nieudana, bo nie zrealizowano podstawowego założenia, zmieniła wiele w maratońskim świecie. Najwięcej w sprzęcie stosowanym przez biegaczy.

Kipchoge nie pozostawił wątpliwości kto zasługuje na miano najlepszego maratończyka wszech czasów. W Berlinie w 2018 r. pobił oficjalny rekord świata - 2:01:39. Niedawno w Londynie odniósł 12 zwycięstwo na 13 startów na królewskim dystansie!

Dwie godziny w maratonie to już chyba ostatnie z wyzwań Kipchoge. Złamać ostatnią wielką granicę współczesnej lekkiej atletyki – to jego plan. Podążyć śladami Brytyjczyka Roggera Banistera, który w 1954 roku złamał cztery minuty na dystansie jednej mili, czy Amerykanina Jim Hines’a, który w 1968 roku jako pierwszy pobiegł 100 metrów poniżej 10 sekund.

Współpracy z Kipchoge przy nowym-starym projekcie podjęła się tym razem brytyjska firma INEOS. Maratończyk ma korzystać z doświadczenie światowych ekspertów z różnych dziedzin. Właścicielem firmy jest najbogatszy Brytyjczyk Jim Ratcliff, a kibice kolarstwa kojarzą markę z wyścigów UCI (ostatnio firma wykupiła Team Sky).

Rekordowa próba zapewne odbędzie się w Londynie, przed tysiącami zamiłowanych w bieganiu kibiców. Proponowana data to przełom września i października tego roku, co oznacza, że bieg odbyłby się w tym samym czasie co mistrzostwa świata w Doha, albo tuż po nich. Dodatkowo Kipchoge nie wystartowałby w tym roku w którymś z jesiennych komercyjnych maratonów.

Wszystko wskazuje, że podczas INEOS 1:59 Challange użyta może zostać nieregulaminowa pomoc. Jak powiedział Kipchoge w jednym z wywiadów dla brytyjskiej prasy, tu nie chodzi o IAAF i przepisy, tylko o dziedzictwo.

Aby uzyskać wynik 1:59:59 w maratonie, trzeba pobiec w średnim tempie 2:50 min/km. Kosmos!

RZ


Ultra rekordy na... premierę butów. NIe wszystko poszło zgodnie z planem

$
0
0

W miniony weekend, z okazji premiery nowego modelu butów Hoka One, sponsorowani przez tą firmę biegacze podjęli się próby ustanowienia nowego rekordu świata na dystansie 100 km. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż rekordy rzeczywiście padły.

Jim Walmsley zwycięzca ubiegłorocznego Western States zaczął szybkim tempem i po 50 milach zanotował rekordowy w historii tego dystansu czas 4:50:08. Poprawił tym wynikiem amerykański rekord z 1980 r., który według USATF był najstarszym niezmienionym wynikiem w krajowych statystykach.

Walmsley o 43 sekundy był również szybszy od Brytyjczyka, który najszybszy czas na świecie nabiegał w 1983 r.

Niestety, aby wyniki mogły zostać oficjalnie uznane Walmsley nie mógł się na tym etapie zatrzymać. Musiał ukończyć pełną rywalizację. W dalszej części biegu Amerykanin nie utrzymał już tak szybkiego tempa. Rekord sporo go kosztował, bo w Folsom w Kalifornii biegacze zmagali się z upałem. Wprawdzie swoją życiówkę na 100 km poprawił - 7:05:24, ale ostatecznie zajął czwarte miejsce z ponad 45-minutową stratą do zwycięzcy.

Zwycięzcą Project Carbon X na pełnym dystansie został Hideaki Yamauchi, aktualny i dwukrotny mistrz świata na dystansie 100 km. Japończyk zameldował się na mecie z czasem 6:19:55. Z powodu wysokiej temperatury nie udało mu się przebić wyniku rodaka Nao Kazamiego, do którego należy obecny rekord globu - 6:09:14.

Biegaczom nie udało się także poprawić rekordów USA wśród pań.

Lepiej poszło drużynom. Mieszana sztafeta 10x10 km ukończyła bieg z rekordowym czasem 5:45:50.

IB


Bieganie i wspinanie na najdzikszej stronie Łodzi. 3. Misja Brus [ZDJĘCIA]

$
0
0

Niedziela 5 maja, 12:00. Pierwsi zawodnicy z interwałowego startu ruszają na trasę, a ja ledwo zdążyłem wrócić z rozstawiania wolontariuszy. Wcześniej od rana wraz z Radkiem Sekietą z Time4s.pl przygotowywaliśmy trasę i przeszkody. Planowo startuję w ostatniej grupce. Misja Brus – najbardziej wspinaczkowy bieg w Łodzi – właśnie się zaczyna.

Przebiegamy przez ciemny, wypalony budynek, skaczemy przez okna. Trafiam z paintballa wszystkie trzy strzały, więc omijają mnie karne rundy. Próbuję się trzymać na plecach dogonionego zawodnika z poprzedniej grupki, ale biegowo jest znacznie lepszy. Trochę nadganiam na pierwszych nasypach i wspinaniu na murowane ścianki powojskowch ruin, jednak później znów mi ucieka. Czołganie przez ciasne bunkry i następny długi biegowy odcinek robię już całkiem sam. Kilka osób wyprzedzam dopiero na następnych ścianach.

Około 10-metrowy, stromy wał ziemny wykorzystaliśmy przy układaniu trasy na maksa. Wbiegamy na niego kilkakrotnie, a właściwie wczołgujemy się na czworaka. Na równie stromych zbiegach można puścić nogi. Za nim czai się jeszcze seria mniejszych, ale równie wykańczających hopek. Po tym odcinku, na pełnym zmęczeniu, trzeba przystąpić do końcówki około 3,5-kilometrowej pętli. Jest ona najbardziej wspinaczkowa.

Bez chwili odpoczynku wchodzę po kolei na ściany trzech bunkrów – każdego z obu stron, razem sześć wejść. Automatyczne, wyuczone na treningach ruchy pozwalają trochę nadgonić do szybszych biegowo współzawodników. Jeszcze więcej nadrabiam na wspinaczce na okap i na ostatniej, najwyższej i najtrudniejszej czterometrowej Ścianie Płaczu. Na zawody powiesiłem na niej liny. Muszę przyznać, że i w tej wersji jest całkiem wymagająca do pokonania, chociaż na treningach czasem przechodzę ją bez liny...

Po tym zrywie na przeszkodach, na szybkie czołganie pod siatką nie mam już siły i znów tracę czas. Na drugie okrążenie, na które będziemy ruszać według czasów z pierwszego, wystartuję z 10. pozycji.

Tym razem mam jedno pudło, więc biegnę karną rundę wokół polanki, podobnie jak biegacz tuż za mną. Wkrótce mnie wyprzedza. Próbuję nadgonić na pierwszych ściankach. Ryzykuję wysoki zeskok na nierówny beton i lekko podkręcam kostkę przy lądowaniu. Mimo to długo biegniemy w zasięgu wzroku, aż do ruin przed górzystym odcinkiem. Tuż przed nimi, skacząc przez zwalone drzewo, tym razem współzawodnik skręca kostkę – jednak dużo bardziej boleśnie. Sprawdzam, czy nic poważnego mu nie jest, jednak nalega, bym biegł dalej. Uprzedzając fakty – skończy bieg, odpuszczając tylko ostatnią ścianę z linami i robiąc w zamian karne burpees.

Nie wiem, czy coś nadrabiam na górkach, bo pokonuję je już na wyplutych płucach. Teraz jednak będzie moja seria przeszkód – gdzie mam nadgonić, jak nie tu! Na ostatnim z trzech bunkrów kogoś wyprzedzam, następnych dwóch współzawodników na ostatnich ścianach. Ostatecznie kończę bieg na 7. miejscu.

Wygrał Piotr Płuciennik (Droga Do Ultra) przed Kacprem Szyszką (Koniuchy OCR) i Adrianem Warzyńskim (Husaria Race Team). Z trzech startujących pań tylko dwie ukończyły oba okrążenia: Paulina Borkowska (Rajsport Active) i Julita Titz-Koza (Szakale Bałut). Udział wzięło około 20 osób – pełne wyniki wkrótce.

Zwycięzca wystartował w Misji Brus „na rozbieganie” dwa dni po Runmageddonie Hardcore w Ełku, na którym obronił opaskę elity. – Czasem tu trenuję i wiem, że stary poligon ma potencjał, więc stwierdziłem, że muszę wziąć udział w tym biegu – powiedział nam po dekoracji Piotr Płuciennik. – Naprawdę fajne zawody, ciekawa trasa, będę ją wszystkim polecał. Niektóre przeszkody znałem właśnie z wcześniejszych treningów. Nowością dla mnie była ostatnia ściana z linami, okazała się naprawdę wymagająca, potrzebna była niezła siła rąk. Misja Brus ma duży potencjał, mam nadzieję, że znów się odbędzie i że bardziej dopisze frekwencja!

– Fantastyczna i ciężka trasa, ale można sobie poradzić, czasem z pomocą współzawodników – opowiadała zwyciężczyni Paulina Borkowska. – Dla mnie osobiście najtrudniejsze były prawie pionowe podbiegi po piachu. Na zbiegach można za to było się tak rozpędzić, że raz pobiegłam za daleko i musiałam wracać na właściwą trasę. A z przeszkód oczywiście najcięższa i najciekawsza była ściana z linami! No i wejścia od tyłu na trzy bunkry, gdzie nie ma dobrego oparcia na nogi i trzeba mocno wyjść na rękach, a ja tam się zawsze kładę na brzuchu – zakończyła ze śmiechem.

Pierwszym w życiu biegiem przeszkodowym była Misja Brus dla Piotra Kuźmińskiego z AGB Torfy. – Bardzo mi się podobało, tylko jak ktoś nie ma wyćwiczonych rąk, to jest naprawdę ciężko – wspominał na mecie – ale jakoś sobie poradziłem, czasem z pomocą kolegów. Muszę częściej próbować swoich sił w OCR, tylko potrzebuję więcej treningu ogólnorozwojowego. A w ogóle to na Brusie nigdy wcześniej nie byłem. Ten teren jest mega fajny nie tylko przeszkodowo, ale też na treningi do biegów górskich.

Sami uczestnicy podkreślają, że warto szerzej rozpropagować Misję Brus. To nie jest typowy bieg OCR ze specjalnie zbudowanymi przeszkodami. Wykorzystuje powojskową „infrastrukturę” w postaci wysokich wałów ziemnych, bunkrów i ścian, a także dziki teren dawnego poligonu, niedawno uratowanego przed zakusami polityków i różnych instytucji przed częściową zabudową i „ucywilizowaniem”. Można powiedzieć, że to taki pierwotny bieg przeprawowy pół na pół ze wspinaczką. Warto pokazać, że zwany przez starszych mieszkańców Majerką dawny poligon musi pozostać niezmieniony jako najdziksza strona Łodzi i może służyć właśnie takim sportowym inicjatywom.

KW

Fot. Bartłomiej Drach, KW


Znamy minima na MŚ w półmaratonie 2020

$
0
0

Po ośmiu latach przerwy polscy zawodnicy znów mogą wystąpić w Mistrzostwach Świata w półmaratonie. Żeby to się stało, impreza musiała zawitać do naszego kraju. PZLA przedstawiło zasady kwalifikacji na mistrzostwa w Gdyni. Kto może liczyć na start?

Kopenhaga 2014, Cardiff 2016 i Walencja 2018. Na tych trzech imprezach zabrakło polskich reprezentantów, nie licząc oczywiście biegów masowych towarzyszących zmaganiom o medale. Ostatnio w mistrzowskich zmaganiach biało-czerwoni wzięli udział w 2012 roku w bułgarskiej Kavarnie. Karolina Nadolska zajęła wówczas 20. miejsce z czasem 1:13:45, a Artur Kozłowski był 43. z rezultatem 1:06:47.

Według opublikowanych przez PZLA zasad, w Gdyni powinni wystąpić nasi maratończycy, którzy wypełnili minimum na igrzyska w Tokio (kobiety: 2:29:30, mężczyźni: 2:11:30) i którzy nie planują biegać wiosną na królewskim dystansie. Ma być to potwierdzenie ich formy.

Minima PZLA na Mistrzostwa Świata w półmaratonie wynoszą 1:03:30 dla mężczyzn i 1:13:00 dla kobiet. Ustalone zostały one na podstawie europejskiego rankingu. Dodatkowo prawo startu wywalczyć mają złoci medaliści mistrzostw Polski w półmaratonie. Każdy kraj może wystawić po 6 zawodników.

Gdyby dziś przyszło ustalać skład, wymaganym minimum w półmaratonie legitymuje się tylko Krystian Zalewski - 1:02:34. Blisko są Arkadiusz Gardzielewski (1:03:43) i Marcin Chabowski (1:04:13). Dodatkowo międzyczas Henryka Szosta z Maratonu Londyńskiego to 1:03:31. Żaden z naszych maratończyków nie wywalczył jeszcze wywalczył minimum do Tokio. Część z nich będzie szukać okazji jesienią, a część służąca w armii wystartuje w Światowych Igrzyskach Wojskowych.

Wśród pań wymagania PZLA spełnia na razie tylko Karolina Nadolska, która jako jedyna polska maratonka ma już wywalczoną olimpijską kwalifikację (2:27:43 w Hanowerze). Do tego w półmaratonie legitymuje się wynikiem 1:12:35, stanowiącym międzyczas z maratonu w Niemczech.

Kolejną kandydatką do startu w Gdyni jest Izabela Trzaskalska, zwyciężczyni tegorocznego Półmaratonu Wiązowskiego z rezultatem 1:12:38. Blisko minimum jest Anna Gosk z czasem 1:13:07, uzyskanym z tegorocznej próby generalnej w Gdyni. W walce o udział w imprezie pozostają też Aleksandra Lisowska z rezultatem 1:14:03 (Wiązowna) i Renata Pliś z wynikiem 1:14:16 uzyskanym w miniony weekend w Białymstoku.

Lista nie jest długa, a kalendarz jest napięty. Zapewne zawodnicy będą musieli ważyć sentymenty - start przed własną publicznością, a realne szanse na udział w mistrzostwach i docelowo satysfakcjonujący wynik. Oprócz Mistrzostw Świata w półmaratonie w Gdyni i wspomnianych już Igrzysk Olimpijskich, w Tokio latem w Paryżu odbędą Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce. W programie zawodów jest półmaraton. Start 5 sierpnia 2020 r. Nie trudno przewidzieć, gdzie będzie łatwiej o wysokie miejsce.

Mistrzostwa Świata w Gdyni odbędą się 29 marca 2020 r.. Star biegu kobiet o godzinie 12:00. Początek biegu mężczyzn i biegu masowego o 12:45. Trwają zapisy do biegu otwartego.

Szczegółowe wytyczne PZLA dot. nominacji na MŚ w Gdyni: TUTAJ

RZ


Kto na MŚ i ME w biegach górskich i ulicznym ultra? Znamy zasady kwalifikacji do kadry, wiemy kto jedzie, a kto walczy

$
0
0

Polski Związek Lekkiej Atletyki opublikował na stronie internetowej pzla.pl „Zasady kwalifikacji do imprez mistrzowskich w sportach nieolimpijskich w 2019 roku”. Chodzi o niektóre zawody w biegach górskich oraz w ultra biegach ulicznych rangi mistrzostw świata i Europy w różnych kategoriach wiekowych.

1* MISTRZOSTWA ŚWIATA W TRAILU, 8 czerwca 2019, Miranda do Corvo (POR)

Ustalenie składu kadry na jedną z nich, Mistrzostwa Świata w trailu, które 8 czerwca odbędą się w Miranda do Corvo, mamy już za sobą. Do Portugalii pojadą czwórki kobiet i mężczyzn:

  • Edyta Lewandowska, Magdalena Łączak, Katarzyna Solińska i Paulina Wywłoka
  • Artur Jabłoński, Tomasz Kobos, Kamil Leśniak i Marcin Rzeszótko,

choć start tego ostatniego stoi pod znakiem zapytania, bo zawodnik Buff Teamu ma problemy z kolanami.

Znamy sklad na MŚ w trailu. Szczawnica bez znaczenia. Znów mnóstwo zamieszania

Pierwotnie kwalifikacją do reprezentacji miały być mistrzostwa Polski w długodystansowym biegu górskim w Szczawnicy. To kryterium stało się nieaktualne, gdy organizator zażyczył sobie imiennych składów z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Odpowiedzialny za biegi górskie i ultra w PZLA Andrzej Puchacz postanowił więc wybrać reprezentację na podstawie wyników w 3 imprezach ubiegłorocznych:   MŚ i MP w długodystansowym biegu górskim w Karpaczu i Szczawnicy oraz MŚ ultratrail na hiszpańskiej Penyagolosie.

Przy kolejnych tegorocznych imprezach takich perturbacji, miejmy nadzieję, nie będzie.

2* MISTRZOSTWA EUROPY W BIEGACH GÓRSKICH, 7 lipca 2019, Zermatt (SUI)

Kadra seniorów ma być wyłoniona już za kilkanaście dni, a do Szwajcarii może pojechać w sumie 6 osób: medaliści MP kobiet i mężczyzn w biegu na krótkim dystansie, które 17 maja zostaną rozegrane w Sobótce podczas Biegu na Ślężę 5 km.

Warunkiem dla wicemistrzów kraju i brązowych medalistów jest strata czasowa do zwycięzcy zawodów nie większa niż 5 procent jego wyniku. Ten limit ma ograniczyć kwalifikację do kadry zawodników ze słabszymi wynikami, którzy mogą zdobyć medale przy niezbyt mocnej obsadzie MP.

Niestety, jak to w PZLA jest niemal normą… nic nie jest tak jak być powinno. MP w Sobótce odbędą się w następny weekend, a do tej pory nie uruchomiono na nie zapisów, w elektronicznym systemie rejestracji PZLA wciąż nie ma odpowiedniej zakładki!

Wiemy tylko, że w Sobótce wystartuje ubiegłoroczny zwycięzca tego biegu Krzysztof Bodurka, który w tym roku ma już w kolekcji dwa medale MP (złoty w biegu anglosaskim i srebrny na długim dystansie). Zawodnik grupy Alpin Sport Hoka One One nie walczy jednak o miejsce w kadrze na ME w Zermatt, dla niego Bieg na Ślężę ma być tylko mocnym przetarciem w przygotowaniach do Maratonu Mont-Blanc, czerwcowego debiutu w cyklu Golden Trail World Series.

Przyjazd do Sobótki rozważa też mistrz Polski na długim dystansie Bartłomiej Przedwojewski, który na Ślęży był najlepszy przed dwoma laty. On (również z powodu startów w górskiej „Lidze Mistrzów”) też nie bierze pod uwagę ME.

Jeśli więc obaj panowie staną w Sobótce na podium MP, szansę na start w mistrzostwach Europy będą mieli czwarty i piąty zawodnik MP, pod warunkiem wypełnienia kryterium wynikowego (czas nie gorszy od zwycięzcy o więcej niż 5 procent).

Do faworytów będą z pewnością należeli medaliści niedawnych MP w biegu anglosaskim, którzy w Ustrzykach przegrali tylko z Bodurką: srebrny Sylwester Lepiarz i brązowy Marcin Kubica.

Rekord trasy w Biegu Ślężę to 25:28. Ustanowił go w 2015 r.  Zainteresowany miejscem w kadrze był rekordzista trasy w Sobótce (25:28 w 2015 r.) Kamil Jastrzębski, który dwukrotnie wygrał Bieg na Ślężę (2015-16). Jak nas jednak poinformował sam zawodnik, z powodu uroczystości rodzinnej musiał zmienić plany startowe i nie pobiegnie w mistrzostwach Polski, co pozbawia go szansy na udział w ME.


Zasady opublikowane przez PZLA obejmują także kwalifikację do reprezentacji Polski na jesienne MŚ w ulicznych biegach ultra.

3* MŚ IAU W BIEGU NA 50 KM, 1 września 2019, Braszów (ROM)

Minima czasowe wyznaczone przez PZLA na MŚ IAU 50 km to:

4:02:00 dla kobiet oraz

3:16:00 dla mężczyzn,

będące średnią setnych wyników list światowych w latach 2016-2018.

Z Polaków, na tym poziomie biegali w ubiegłym roku jedynie Dominika Stelmach, która wygrała Changan Fort Ultra Challenge w Chinach z wynikiem 3:26:25 (piąty wynik na świecie).

Ponieważ czas na uzyskanie minimów to okres 1.01.2018-1.07.2019, rezultat Dominiki Stelmach daje jej prawo startu w MŚ w Rumunii.

Wskaźnika nie wypełnił na razie żaden z naszych panów. Najlepszy polski czas męski w 2018 roku to 3:27:14 Jacka Będkowskiego, zwycięzcy biegu Taubertal 50k w Niemczech, a ostatni raz szybciej od wyznaczonego przez PZLA minimum polski zawodnik biegał w 2017 roku: Paweł Kosek uzyskał we Włoszech (50k di Romagna w Castel Bolognese) – 3:10:56.

4* MŚ IAU W BIEGU 24-GODZINNYM, 26-27 października 2019, Albi (FRA)

Wskaźniki PZLA na MŚ 24H to:

193 km dla kobiet

224 km dla mężczyzn.

To także średnia z setnych wyników na światowych listach w latach 2016-18. Wymagane rezultaty trzeba osiągnąć od początku roku ubiegłego do 11.08.2019, a na MŚ może pojechać po sześcioro naszych reprezentantów.

Lepsze wyniki od minimum uzyskała czołowa szóstka tegorocznych Mistrzostw Polski, rozegranych w kwietniu w Supraślu, jednak znacznie więcej od nich, najwięcej z polskich biegaczy w wymienionym okresie, przebiegł w ubiegłym roku Andrzej Radzikowski, zdobywając złoty medal ME w Timiszoarze.

Wskaźnik PZLA na MŚ spełniło do tej pory 7 polskich biegaczy:

  • Andrzej Radzikowski 265,419 km (złoto ME 2018 Timiszoara),
  • Andrzej Piotrowski 255,499 km (złoto MP 2019 Supraśl),
  • Przemysław Basa 251,196 km (srebro MP 2019 Supraśl),
  • Krzysztof Braczyk 246,379 km (brąz MP 2019 Supraśl),
  • Andrzej Wereszczak 242,097 km (4 miejsce MP 2019 Supraśl),
  • Leszek Małyszek 237,514 km (srebro MP 2018 Łyse)
  • i Rafał Kot 236,659 km (5 miejsce MP 2019 Supraśl).

W reprezentacji na MŚ jest jednak 6 miejsc i zawodnicy z tyloma najlepszymi wynikami pojadą do Albi. Aby więc znaleźć się w kadrze, siódmy z minimum Rafał Kot musiałby w najbliższym czasie poprawić swój wynik o niecały kilometr, tak by przeskoczyć Małyszka. Chyba że któryś z zawodników czołowej szóstki nie będzie chciał lub mógł wystartować we Francji.

Podobna sytuacja jest u pań, a minimum PZLA uzyskało nawet 8 zawodniczek! W tegorocznych MP w Supraślu wyniki kwalifikujące na Mistrzostwa Świata uzyskała trójka medalistek, jednak lepsze (czasami nawet bardzo znacząco) rezultaty uzyskały nasze reprezentantki, które znakomicie spisały się w ME 2018 w rumuńskiej Timiszoarze.

Wskaźniki na MŚ w Albi wypełniły do tej pory:

  • Patrycja Bereznowska 243,335 km (złoto ME 2018 Timiszoara),
  • Małgorzata Pazda-Pozorska 240,697 km (brąz ME 2018 Timiszoara),
  • Monika Biegasiewicz 236,401 km (4 miejsce ME 2018 Timiszaora),
  • Aneta Rajda 228,399 km (srebro MP 2018 Łyse),
  • Milena Grabska-Grzegorczyk 221,146 km (9 miejsce ME 2018 Timiszoara),
  • Kamila Wróbel 205,013 km (brąz MP 2018 Łyse),
  • Hanna Nejfeld 201,776 km (srebro MP 2019 Supraśl),
  • Joanna Lorenc 198,529 km (brąz MP 2019 Supraśl).

„Pod kreską” są zatem dwie medalistki tegorocznych mistrzostw kraju. One – by reprezentować Polskę na mundialu – musiałyby o co najmniej kilka kilometrów poprawić swoje wyniki z Supraśla lub liczyć na zwolnienie miejsca przez którąś z lepszych zawodniczek.

Piotr Falkowski

zdj. Jan Nyka - fotografia


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>