Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Długa spowiedź Kiliana Jorneta [WIDEO PODCAST]

$
0
0

Kiliana Jorneta zna każdy miłośnik biegów górskich i trailowych. Dzięki jego książkom, filmom i niezliczonej ilości artykułów, wydaje się, że wiadomo już o nim wszystko. Podcast Richa Rolla pokazał, że tak nie jest.

W rozmowie z ultramaratończykiem, który oprócz nagrywania podcastów, pisze książki, promuje dietę wegańską i inspiruje innych do zdrowego stylu życia, Kilian Jornet opowiada m.in. o kulisach swojej wyprawy na Everest. Robi to bez cenzury. Nie kryje trudnych momentów, mentalnego wyzwania, któremu stawiał czoła w wysokich górach i nudy w obozie.

Szczerze dzieli się ze słuchaczami swoimi przemyśleniami o najbliższej przyszłości, w której zostanie ojcem. Czy to wpłynie na jego styl życia? Czy będzie inaczej podchodził do ryzyka wpisanego w swój styl życia? Jakie są jego plany na przyszłość? Tego wszystkiego Rich Roll dowiedział się od swojego rozmówcy prowadząc wywiad trochę filozoficzny, trochę praktyczny i trochę osobisty.

Z rozmowy wyłania się człowiek, który z górami był związany od dziecka i tam czuje się na lepiej. Nadal się uczy i rozwija. Szuka inspiracji i korzysta z rad swoich mentorów. Sam jest inspiracją dla wielu ultramaratończyków. Oni chętnie wysłuchają, jak nietypowo Jornet podchodzi do kwestii jedzenia i picia oraz co zrobić, by uniknąć znudzenia bieganiem i startowaniem.

Warto poświęcić prawie 2 godziny, by lepiej poznać człowieka, który przesunął granice w biegach trailowych i znalazł wspólny mianownik pomiędzy himalaizmem a ultramaratonem.

Niestety ten ciekawy podcast jest dostępny tylko po angielsku.

IB



Ludzie z Żelaza dla Żelaznych Marzycieli

$
0
0

Dawid Sibilak – triathlonista i ekspert od nietuzinkowych rozwiązań, po raz kolejny pomaga w spełnianiu marzeń małych podopiecznych Fundacji Mam Marzenie.

W tym roku, Dawid połączył swoje siły z trzema niesamowitymi sportowcami:

  • Piotrem – człowiekiem orkiestrą, którego wszędzie pełno, a który na co dzień pokonuje swoje słabości i walczy z wymówką „nie da się”,
  • Kubą – pasjonatem motoryzacji i zrównoważonego rozwoju oraz
  • Konradem – trenerem empatii ogarniającym nie tylko biceps.

Co łączy wszystkich panów? Jako główny środek transportu wybrali: pływanie, rower i bieg. Ta wspaniała Czwórka już 3 sierpnia 2019 roku wystartuje w zawodach IronMan w Tallinie. Sportowcy zmierzą się z najdłuższym triathlonowym dystansem i pokonają: 3,8 km płynąc, 180 km jadąc rowerem oraz 42 km biegnąc.

Celem, który przyświeca im od początku przygotowań, jest spełnienie pragnień podopiecznych Fundacji Mam Marzenie. Jak sami mówią:

„Poprzez Wasze wsparcie finansowe, uda nam się zrealizować marzenia dzieciaków. Im i ich bliskim potrzebne jest wzmocnienie na poziomie duchowym
i mentalnym. Co, jeśli nie sięganie po marzenia, daje nam większego kopa?!”

6 grudnia nasi triathloniści uruchomili wirtualną skarbonkę, która zostanie rozbita po ukończeniu wyścigu przez całą czwórkę! Dlatego zachęcamy do wsparcia naszej akcji. Zróbmy to razem w myśl cytatu: „The future is not what you dream, but what you make”. IronMen for IronDreamers.

Więcej o wydarzeniu: TUTAJ

Spełniają marzenia dzieci

Misją Fundacji Mam Marzenie jest spełnianie marzeń dzieci w wieku 3-18 lat, cierpiących na choroby zagrażające ich życiu. Fundacja chce dostarczać chorym dzieciom i ich rodzinom niezapomnianych wrażeń, które pozwolą choć na chwilę zapomnieć o cierpieniu, wniosą w ich życie radość, siłę do walki z chorobą i nadzieję na przyszłość.

Fundacja Mam Marzenie powstała w Krakowie 14 czerwca 2003 roku jako niezależna i samodzielna organizacja, skupiająca wyłącznie wolontariuszy.

Fundacja rozpoczęła działalność w lutym 2004 r. w Krakowie, Warszawie i w Poznaniu. Od 2007 roku działa już na terenie całej Polski i obecnie ma 16 oddziałów: Białystok, Bydgoszcz, Gorzów Wielkopolski, Katowice, Kielce, Kraków, Lublin, Łódź, Olsztyn, Opole, Poznań, Rzeszów, Szczecin, Trójmiasto, Warszawa i Wrocław.

Od początku działalności do dziś, wolontariusze Fundacji Mam Marzenie spełnili ponad 7800 marzeń chorych dzieci.

red. / Fundacja Mam Marzenie

Krzywa: Już wkrótce 9. Zimowe Narciarskie Zbiegowisko

$
0
0

IX Zimowe Zbiegowisko - Krzywa 2019, tradycyjne spotkanie miłośników narciarstwa biegowego, odbędzie się od 22 do 24 lutego. Miłośnicy turystyki narciarskiej spotkają się w „Chyży Hani” w Krzywej w gminie Sękowa w powiecie gorlickim.

Trasy ustalone zostaną na krótko przed terminem imprezy i przystosowane będą do umiejętności uczestników.
 
Program zbiegowiska:

PIĄTEK  22.02

  • godz. 14 - przyjazd i zakwaterowanie, wieczorem nieformalne spotkanie

SOBOTA  23.02

  • godz. 8.00 - 9.00 - przyjazd i zakwaterowanie uczestników
  • godz. 9.00 - wyjście na trasy z przewodnikiem lub indywidualnie
  • godz. 15.30 – 16. 30 powrót do chyży
  • od godz. 17. 30 - spotkanie przy kominku 

NIEDZIELA  24.02

  • godz. 7.30 – 8.30 - pobudka i śniadanie
  • godz. 9.00 - wyjście na trasy lub udział z zawodach „Do Upadłego”
  • godz. 15. 30 - powrót z tras i zakończenie imprezy

Szczegółowe informacje znajdują się na stronie www.snieznetrasy.pl. Dla uczestników dostępny jest też numer telefonu: 604 132 429.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów



 

Justyna Kowalczyk wystartuje w 43. Biegu Piastów! Ma serce dla amatorów biegania i NW

$
0
0

Mistrzyni świata i olimpijska Justyna Kowalczyk potwierdziła, że wystartuje na 50 km w 43. Biegu Piastów - Festiwalu Narciarstwa Biegowego.

To będzie drugi start Pani Justyny w zawodach. W 2017 roku wygrała "pięćdziesiątkę" stylem klasycznym.

W Jakuszycach startowała też podczas zawodowej kariery w Pucharze Świata. - Najbardziej pamiętne to zwycięskie biegi z 2012 i 2014 roku - przypominają organizatorzy Biegu Piastów, mekki polskich biegówek.

Od tego sezonu Justyna Kowalczyk koncentruje się na pracy szkoleniowej, będąc asystentką głównego trenera kadry Aleksandra Wierietielnego. Jako zawodniczka związana jest z maratońskim cyklem Ski Classics - w miniony weekend zajęła piąte miejsce w 46. edycji biegu Marcialonga - ale jak donosi TVP Sport, rozważa start w sztafecie podczas tegorocznych mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Seefeld.

Justyna Kowalczyk nie wyklucza także startów w biegach, które od zawsze darzyła sympatią. W 2013 r. pokonała swoją Życiową Dziesiątkę z Krynicy do Muszyny w ramach Festiwalu Biegowego, notując na mecie świetny wynik 35.07.

W Krynicy Pani Justyna poprowadziła także Ogólnopolski Marsz Nordic Walking "Przegoń Zawał", zarażając uśmiechem i pozytywną energią. 

Narciarka aktywnie wspiera też organizatorów Biegu po Oddech, wspierającego chorych na mukowiscydozę. 5-kilometrową trasę zakopiańskiego biegu w 2018 r. pokonała w czasie 17:56. 

– Tak układam mój kalendarz, żeby pierwsza niedziela września, dopóki bieg istnieje, była zarezerwowana dla mukoludków – mówiła nasza mistrzyni nart. – A myślę, że będzie istniał długo, bo widzę, że impreza pięknie się rozwija. Bardzo się cieszę, że wśród biegnących widzę coraz więcej mukoludków, sport i aktywność fizyczna bardzo pomagają w leczeniu tej choroby – podkreśliła. 

źródło: Bieg Piastów / TVP Sport / Bieg po Oddech


Przeszkodowe niespodzianki Zimowego Runmageddonu w Modlinie

$
0
0

Nieznane podziemia Garnizonu Modlin i zjazd na linie nad Miasteczkiem Kibica, takie niespodzianki przygotował dla uczestników organizator najpopularniejszego w Polsce cyklu biegów przeszkodowych - Runmageddon. W weekend 16-17 lutego br. odbędzie się Zimowy Runmageddon w Garnizonie Modlin, który oficjalnie zainauguruje sezon 2019.

Hitem pierwszej, tegorocznej edycji Runmageddonu będzie przeszkoda zwana Tyrolką, rozwieszona niemalże nad głowami widzów ekstremalnego biegu. Tak przygotowana ucieszy startujących, jak i osoby podziwiające zmagania Runmageddończyków. Drugą niespodzianką będzie przebieg przez nieznane dotąd podziemia Garnizonu Modlin.

- Zimowy Runmageddon w Garnizonie Modlin z pewnością będzie ekscytujący. Startujący przebiegać będą przez podziemia Garnizonu, do których mało kto kiedykolwiek dotarł. Poznają zimowe oblicze tego historycznego miejsca oraz odkryją jego nowe, jeszcze przez nich niepoznane zakamarki - opowiada dyrektor eventu Jacek Parol. Śmiałkowie szukający sportowo-przygodowych wrażeń, którym nie groźny jest ani śnieg ani mróz, będą mieli do wyboru jedną z trzech formuł: Intro czyli 3 kilometry z 15 przeszkodami, Rekrut, 6 kilometrów najeżonych 30 utrudnieniami oraz Hardcore, 21 kilometrów z 70 przeszkodami. Więcej na TEJ stronie.

Zimowy Runmageddon będzie też pierwszym eventem 2019 roku, podczas którego profesjonalni biegacze przeszkodowi (OCR) startujący w serii Elite będą mogli zawalczyć o awans do Mistrzostw Europy w tej nowej, zyskującej na popularności dziedzinie sportu.

Lutowy Runmageddon w Garnizonie Modlin jest jedyną w tym roku okazją być sprawdzić się podczas zimowego eventu. Kolejna edycja Runmageddonu zapowiedziana jest już na wiosnę i odbędzie się we Wrocławiu, w dniach 13/14.04.2019.

W następnych miesiącach okazji do zmierzania się z tym ekscytującym wyzwaniem będzie coraz więcej. W maju zaplanowane są 3 edycje biegu: w Ełku 1/3.05.2019 , w Krakowie 11/12.05.2019, w Warszawie 25/26.05.2019. W czerwcu dwie, w Trójmieście - 8/9.06.2019 oraz w Poznaniu - 22/23.06.2019.

źródło: Runmageddon


„Inside Marathon” – 2h12’ i 7. miejsce w Nowym Jorku od podszewki [CZYTELNIA]

$
0
0

Na amerykańskim rynku wydawniczym pojawiła się unikalna pozycja poświęcona treningowi do maratonu. Maratończyk Scott Fauble i trener Ben Rosario z zegarmistrzowską precyzją pokazują kolejne, najmniejsze nawet kroki ambitnego biegacza do czołowej lokaty w maratonie rangi Majors.

„Inside Marathon – przepustka vip do top 10 Maratonu Nowojorskiego” dokumentuje drogę Fauble'a do siódmego miejsca w największym maratonie świata. 26-latek z Flagstaff w Arizonie osiągnął w Nowym Jorku znakomity wynik 2:12:28, zaskakując wielu ekspertów.

Podczas przygotowań do startu, młody biegacz skrzętnie opisywał wszystko, czego doświadczał. Trening po treningu, badanie po badaniu, start po starcie – dzień po dniu przez kolejne 4 miesiące przygotowań. Szczegółowo, bez żadnych tajemnic medycznych czy szkoleniowych, poznajemy organizm maratończyka, wszystkie bodźce treningowe, jakim był poddawany i reakcje, jakie następowały po kolejnych jednostkach. Wszystko, by zbliżyć się do maratońskiej elity (po drodze do Nowego Jorku Fauble pobił m. in. "życiówkę" w półmaratonie).

Scott Fauble był jednym z wielu utalentowanych uczestników biegów przełajowych i ulicznych w USA. Wyróżniał się na niwie akademickiej, notował dobre wyniki na arenie krajowej i międzynarodowej (m. in. zajął szóste miejsce w mistrzostwach kraju w półmaratonie). Jednak zawsze pragnął czegoś więcej. Trenując - jak pokazuje historia, bardzo efektywnie - z Benem Rosario, szkoleniowcem HOKA ONE ONE Northern Arizona Elite z ponad 25-letnim stażem, postawił pierwszy krok w kierunku maratońskiej elity.

Książka to jednak nie tylko liczby i wykresy. Na ponad 300 stronach nie brakuje osobistych refleksji zawodnika i trenera, często różnego spojrzenia na te same odczyty, a także humoru. Pozycję ilustruje ponad 150 niecenzurowanych i szczerych do bólu - dosłownie i w przenośni - zdjęć z treningów Scotta Fauble'a. Autorką przedmowy jest zwyciężczyni 122. Maratonu Bostońskiego Des Linden.

„Inside Marathon” zbiera świetne recenzje w USA. – Wartością książki jest jej transparentność - każdy bieg, każdy trening, wyniki wszystkich testów krwi przedstawionych z komentarzem biegacza i trenera – podkreślają redaktorzy cenionego serwisu letsrun.com. Przestrzegają jednak, że dla wielu pozycja może być przytłaczająca, a nawet niezrozumiała. – Książka jest przeznaczona dla "hardkorowych" fanów biegania, którzy nawet jeśli nie potrafią sprostać wymaganiom 180 km tygodniowego kilometrażu i rezultatowi 2:12:28 (średnie tempo 3:08/km – red.), potrafią przynajmniej docenić wysiłek stojący za takim wynikiem – wskazują recenzenci.

Zachęceni?

Książka „Inside Marathon” jest dostępna wyłącznie na stronie www.insidemarathon.com i tylko w języku angielskim. Kosztuje 28 dolarów (ok. 100 zł).

Rekordy życiowe Scotta Fauble'a:

  • 5000 m – 13:50.81 (2018)
  • 10000 m – 28:00.43 (2016)
  • półmaraton – 1:02:18 (2018)
  • maraton – 2:12:28 (2018)

red.


Maratońska wiosna Kamila Jastrzębskiego w kolorze pomarańczy

$
0
0

Przebywający na obozie treningowym w Kenii Kamil Jastrzębski szlifuję formę do wiosennego maratonu. Ambitny biegacz wystartuje 7 kwietnia w Rotterdamie.

Piąty zawodnik ubiegłorocznych mistrzostw Polski, wystartuje w największym holenderskim biegu na królewskim dystansie. Rok temu na mecie NN Marathon Rotterdam zameldowało się prawie 14 tys osób, czyli o prawie 2 tys. więcej niż w Amsterdamie.

Poziom zawodów jest bardzo wysoki. Podczas ostatniej edycji aż sześciu zawodników złamało czas 2h10’. Wśród zwycięzców imprezy jest m.in. obecny rekordzista świata Kenijczyk Eliud Kipchoge (2014 rok) .

Kamila najbardziej interesuje fakt, że na poziomie jego życiówki - 2:19:55 - rok temu padło aż sześć wyników (od 2:17:00 do 2:20:00 - red). Dla porównania, podczas 6. ORLEN Warsaw Marathon w rezultatach między 2:16:00, a 2:20:00 jest wielka dziura.

– Wybrałem Rotterdam, ponieważ po wynikach widać, że trasa jest tam szybka i można liczyć na bieg w grupie. Dodatkowo (bieg) jest tydzień przed „Orlenem”, co też terminowo bardziej mi odpowiada – powiedział nam Kamil Jastrzębski, który tym razem nie planował startu w Warszawie (w minionych latach ścigał się tu m.in. w Biegu Oshee 10 km, był też piąty w maratońskich MP).

W przedostatnią niedzielę stycznia Kamil startował w Biegu Chomiczówki, gdzie zajął trzecie miejsce z czasem 46:33. Od kilku dni przebywa już na sześciotygodniowym obozie w Kenii.

– Jak na razie przygotowania idą zgodnie z planem. Zrobiłem już trochę kilometrów z niską intensywnością, mam bieżący kontakt z trenerem, dużo wypoczynku i dobrego jedzenia. Dziesięć dni po „zjeździe” wystartuje mocny półmaraton w Gdyni. To będzie pierwsze poważne bieganie po tym pobycie – poinformował nas zawodnik z Kraśnika.

Kamil Jastrzębski nie chce zapowiadać walki o konkretny wynik, ale za to obiecuje ambitną postawę. – Mierzę siły na zamiary, a czas pokarze... zegar na linii mety! – żartuje.

Jedną z gwiazd tegorocznego NN Rotterdam Marathon ma być rekordzista Holandii Abdi Nageeye. Urodził się on w Somalii, ale mając 6 lat trafił jako uchodźca do kraju, który stał się jego nową ojczyzną. W 2017 roku w Amsterdamie uzyskał rekord życiowy wynoszący 2:08:16. Rok wcześniej podczas mistrzostw Europy w półmaratonie rozgrywanych w stolicy Niderlandów zajął szóste miejsce - dwie lokaty za naszym reprezentantem Marcinem Chabowskim.

RZ


Dwoje Polaków na liście startowej Golden Trail World Series. "To będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"

$
0
0

Organizatorzy Golden Trail World Series od początku mieli ambicje, by ich cykl był Ligą Mistrzów w biegach górskich. W tym roku jest ogromna szansa, by tak się rzeczywiście stało. Obsada serii 2019 jest niesamowicie mocna! Tym bardziej cieszymy się, że w cyklu wystartuje dwoje biegaczy z Polski: Dominika Stelmach i Bartłomiej Przedwojewski.

Bartłomiej Przedwojewski triumfuje w Golden Trail Series i bije rekord trasy!

Obecność Bartłomieja Przedwojewskiego nie zaskakuje. W październiku ubiegłego roku, młody zawodnik Salomon Suunto Teamu zachwycił wszystkich wygrywając w spektakularny sposób finałowy maraton Otter African Trail Run w RPA. Dzięki temu zajął w całym cyklu piąte miejsce, choć do zawodów finałowych zakwalifikował się jako ostatni, dziesiąty zawodnik rankingu (punktowane były 3 z pięciu biegów kwalifikacyjnych).

[WYWIAD] "Z uśmiechem na ustach". Bartłomiej Przedwojewski, triumfator i rekordzista finału Golden Trail Series

W tym roku Bartkowi będzie zdecydowanie trudniej. Nie tylko dlatego, że sukces w finale RPA zaowocował powołaniem go do międzynarodowego teamu Salomona i wrocławianin już nikogo nie zaskoczy, bo… należy do faworytów.

Krok za Kilianem. Bartłomiej Przedwojewski w międzynarodym zespole Salomona

– Lista startowa jest imponująca! – skomentował Przedwojewski nazwiska biegaczy, z którymi przyjdzie mu rywalizować. – Do cyklu dołączają w tym roku zawodnicy, którzy przed rokiem startowali w podobnej, konkurencyjnej imprezie organizowanej przez WMRA (World Mountain Running Association). Miałem okazję z niektórymi startować i wiem, że są niesamowicie mocni. To będzie prawdziwa Liga Mistrzów, z niemal wszystkimi najlepszymi biegaczami świata! – mówi z podziwem.

Bartłomiej Przedwojewski uważa, że tegoroczna stawka jest co najmniej dwukrotnie mocniejsza niż w 2018 r. – Po przeanalizowaniu listy startowej oceniam, że w tej „pięćdziesiątce” jest… 35 zawodników, którzy będą się bić o awans do Final Top 10. Poza Kilianem Jornetem nie mam żadnego faworyta, na finałowy Annapurna Trail Marathon w Nepalu może pojechać każdy z nich! Będzie mi w tym roku znacznie trudniej zakwalifikować się do finału, ale muszę powiedzieć, że o ile w tamtym roku w każdym z biegów kwalifikacyjnych walczyłem o miejsce w czołowej piątce, tak teraz za każdym razem sukcesem będzie pozycja w dziesiątce. Ale cykl GTWS jest moim głównym celem w tym roku i za każdym razem będę pilnował „czuba” – ocenia nasz zawodnik.

Bartłomiej Przedwojewski wystartuje tym razem w niemal wszystkich, bo aż w pięciu z 6 biegów kwalifikacyjnych GTWS 2019. Nie weźmie udziału jedynie w sierpniowym Sierre-Zinal. – Zawody w Szwajcarii są 2 tygodnie przed Pikes Peak Marathon w USA, gdzie wbiegniemy na wysokość nawet 4300 m n. p. m. Potrzebuję do tego aklimatyzacji i dlatego polecę do Sanów Zjednoczonych już 3 tygodnie wcześniej. Rezygnacji z jakichś zawodów wymaga też moja praca w straży pożarnej – wyjaśnia.


W Sierre-Zinal wystartuje za to Dominika Stelmach, która debiutuje w cyklu Golden Trail World Series. Bieg w Szwajcarii będzie jej trzecim i ostatnim kwalifikacyjnym, wcześniej spotka się z Przedwojewskim na Zegamie w hiszpańskim Kraju Basków i w maratonie Mont-Blanc we Francji. – To najbardziej biegowe trasy, w sky runningu na razie nie jestem w stanie powalczyć – ocenia warszawianka, która od kilku dni przebywa na zgrupowaniu w Kenii.

Jedną z głównych faworytek jest Nowozelandka Ruth Croft, z którą ścigałam się w tamtym roku w Redbull SkyRace 30 km u niej na wyspie i przegrałam o kilkadziesiąt sekund, bo, niestety, na końcu był zbieg – śmieje się Dominika Stelmach. – Na liście startowej cyklu jest kilkanaście dziewczyn, które w rankingu ITRA plasują się przede mną, m. in. Włoszka Silvia Rampazzo i Rumunka Denisa Dragomir, z którymi jednak wygrałam na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Karpaczu. Zresztą – dodaje Dominika – cały skład zawodniczek jest bardzo mocny, choćby ze wspomnianego Karpacza jest prawie cała czołowa piątka (tylko bez triumfatorki, Brytyjki Charlotte Morgan - red), wszystkie notowane znacznie wyżej ode mnie.

Dominika Stelmach walczy o Tokio z nowym (tajemniczym) trenerem

Znana z ogromnej ambicji Polka zamierza jednak podjąć rękawicę. – Będzie na pewno bardzo ciężko, ale dla mnie w tym roku to przetarcie, tak że celem jest po prostu awans do finałowego Top 10, co zresztą też wcale nie będzie takie proste – mówi Dominika Stelmach.

Golden Trail World Series 2019 – TERMINARZ

  • 2 czerwca – Zegama-Aizkorri (Hiszpania)
  • 30 czerwca – Marathon du Mont-Blanc (Francja)
  • 21 lipca – Dolomyths Run Skyrace (Włochy)
  • 11 sierpnia – Sierre-Zinal (Szwajcaria)
  • 25 sierpnia – Pikes Peak Marathon (USA)
  • 21 września – Ring of Steall Skyrace (Wielka Brytania - Szkocja)
  • FINAŁ: 26 października – Annapurna Trail Marathon (Nepal)

Do zawodów finałowych w Nepalu zakwalifikuje się po 10 zawodniczek i zawodników, którzy zdobędą najwięcej punktów w biegach kwalifikacyjnych. Do rankingu liczą się 3 najlepsze starty.

Piotr Falkowski



Arkadiusz Gardzielewski w ORLEN Warsaw Marathon 2019

$
0
0

Arkadiusz Gardzielewski jest pierwszym biegaczem z krajowej czołówki, który zapowiedział start w 7. ORLEN Warsaw Marathon. W stolicy, zawodnik Śląska Wrocław stanie przed szansą wywalczenie kolejnego tytułu mistrza Polski.

Gdy jedni postawili na zagraniczne wojaże (Henryk Szost wybrał Londyn, a Błażej Brzeziński Wiedeń), a inni wciąż zwlekają z wyborem / upublicznieniem lokalizacji wiosennego startu, jak np. Mariusz Giżyński, tak Arkadiusz Gardzielewski odsłonił karty i postawił na polskie podwórko. Po raz czwarty weźmie udział w ORLEN Warsaw Marathonie.

– Za granicą może i funkcjonuje większa liczba grup prowadzonych na konkretny wynik, ale tam ma się na nie mniejszy wpływ. Przeważnie rezultaty są ustalane pod zawodników z danego kraju, więc czasem trzeba się dostosować do tempa. To jest minus – wskazuje Arkadiusz Gardzielewski.

– Kolejny minus jest taki, że na zagraniczny start trzeba zdecydować się wcześniej, nie znając jeszcze zamiarów organizatorów. Tu już wiem jaki jest wstępny plan - będą dwie grupy pacemakerów, że będzie zając, na którego będzie jakiś wpływ – podkreślił nasz rozmówca.

Arkadiusz udanie rozpoczął rok, wygrywając po raz szósty z rzędu Bieg o Puchar Bielan na 5 km. Przy okazji ustanowił nowi rekord trasy - 14:37. Teraz już skupia się na przygotowaniach do maratonu. Postawił na nową formułę przygotowań.

– Zrezygnowałem z obozów wysokogórskich, bo za często przytrafiały mi się różne przygody. Kilka razy byłem w Kenii, ostatnio w USA i jak zrobiłem sobie podsumowanie, to wyszło mi, że ponad połowa tych obozów kończyła się problemami. W Stanach zatrułem się jedzeniem, co pokrzyżowało mi sezon.W lutym pobiłem jeszcze rekord życiowy w półmaratonie (1:03:17 - red), ale od zatrucia wszystko się posypało i nie udało się odbudować formy… – wyjaśnił maratończyk.

Arkadiusz Gardzielewski najlepiej wspomina ORLEN Warsaw Marathon z 2013 roku, gdy zajął ósme miejsce w klasyfikacji generalnej z czasem 2:13:43, zdobywając przy okazji tytuł mistrza kraju. Rok temu był dziewiąty z rezultatem 2:15.57, sięgając po brązowy krążek MP. Teraz chciałby - co najmniej - powtórzyć sukces sprzed sześciu lat.

Przypomnijmy, że rekord życiowy Gardzielewskiego to 2:11:34 z Wiednia z 2012 roku. Minimum PZLA na Mistrzostwa Świata w Doha to 2:12.30.

– Jeśli uzyskałbym minimum na MŚ, to decyzja o starcie nie należałaby tylko do mnie. Dużo mieli by do powiedziani przełożeni (w tym roku są też Wojskowe Igrzyska Sportowe - red). Ja jednak nie nastawiam się specjalnie na start w Doha, ponieważ już za rok są Igrzyska Olimpijskie - dodał Arkadiusz Gardzielewski.

7. ORLEN Warsaw Marathon i towarzyszące mu 89. Mistrzostwa Polski w maratonie mężczyzn w maratonie odbędą się 14 kwietnia. Złotego medalu na pewno nie obroni Yared Shegumo, który leczy kontuzję i na królewskim dystansie wystartuje dopiero jesienią. W pierwszej części roku maratońskie starty odpuścił też Artur Kozłowski – zwycięzca OWM z 2016 roku, jedyny Polak, który wygrał tę imprezę.

RZ


Witold Bańka coraz bliżej sterów WADA. Oficjalny kandydat Europy w wyborach szefa agencji!

$
0
0

Europa wybrała swojego kandydata na szefa Światowej Agencji Antydopingowej. Minister Witold Bańka zwyciężył już w pierwszej turze!

30 stycznia 2019 r. w Strasburgu podczas 45. nadzwyczajnego posiedzenia Europejskiego Komitetu Ad Hoc ds. WADA (CAHAMA) państwa członkowskie Rady Europy wybrały swojego kandydata na szefa Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Minister Witold Bańka zwyciężył już w pierwszej turze zdecydowaną większością głosów.

  • Witold Bańka – 28 głosów,
  • Linda Hofstad Helleland (Norwegia) – 16 głosów,
  • Philippe Muyters (Belgia) – 5 głosów.

Od maja 2017 r. minister Bańka jest przedstawicielem Europy w Komitecie Wykonawczym tej organizacji.

Zasadnicze punkty jego programu to:

  • budowa międzynarodowej sieci NADO (Narodowych Organizacji Antydopingowych) poprzez finansowanie ze środków Funduszu Solidarności Antydopingowej,
  • zwiększenie zaangażowania zawodników w walkę z dopingiem,
  • zmiana podejścia do kwestii laboratoriów antydopingowych – stawianie na jakość i ilość,
  • zapewnienie ścisłej współpracy między rządami, ruchem sportowym, NADO i wszystkimi interesariuszami.

CAHAMA stanowi forum dla przedstawicieli państw członkowskich Rady Europy, w ramach którego prowadzona jest debata na temat bieżących spraw związanych z działalnością Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Komitet ten jest odpowiedzialny za wypracowanie stanowiska europejskiego w sprawach dotyczących walki z dopingiem, które znajdują się na agendzie WADA. CAHAMA przygotowuje również mandat dla przedstawicieli Europy w organach statutowych WADA, tj. Komitecie Wykonawczym oraz Zarządzie, przed każdym ich posiedzeniem (maj-wrzesień-listopad).

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) to najważniejsza organizacja zajmująca się zwalczaniem dopingu w sporcie. Powstała w 1999 r. ze wspólnej inicjatywy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i władz publicznych całego świata, które podpisały w tej sprawie deklarację. Zadaniem WADA jest wyznaczanie standardów walki z dopingiem oraz ich monitorowanie. Flagowym projektem Agencji jest Światowy Kodeks Antydopingowy i dokumenty niższego rzędu – międzynarodowe standardy, które wspólnie służą harmonizacji działań w zakresie walki z dopingiem.

Przewodnictwo w WADA sprawują rotacyjnie rządy oraz ruch sportowy. Ustępujący szef WADA, Sir Craig Reedie, reprezentuje ruch sportowy. Stąd kolejna osoba kierująca tą organizacją wywodzić się będzie ze struktur rządowych. Wybór oficjalnego kandydata na szefa WADA na latach 2020-2022 nastąpi w maju br. w Montrealu podczas specjalnego posiedzenia władz publicznych reprezentowanych w WADA. Wówczas rządy wszystkich kontynentów wskażą jedną osobę, która zostanie przedstawiona do zatwierdzenia przez Zarząd WADA i przejmie stery w organizacji począwszy od 1 stycznia 2020 r.

Kandydatura na szefa WADA zostanie zatwierdzona podczas Światowej Konferencji Antydopingowej, która odbędzie się w listopadzie 2019 roku w Katowicach. Zakłada się, że podczas tego wydarzenia Katowice odwiedzi około 2 000 przedstawicieli wszystkich środowisk zaangażowanych w walkę z dopingiem w sporcie z całego globu. Podczas wydarzenia zostaną także zatwierdzone zmiany w Światowym Kodeksie Antydopingowym. Wydarzenie organizowane w Polsce będzie piątą edycją cyklicznej imprezy. Poprzednie odbyły się w Lozannie, Kopenhadze, Madrycie i Johannesburgu.

źródło: MSiT


Adam Nowicki w 7. ORLEN Warsaw Marathon. „Rywalizacja zapowiada się bardzo ciekawie”

$
0
0

Wielokrotny medalista mistrzostw Polski w półmaratonie Adam Nowicki wystartuje w 7. ORLEN Warsaw Marathonie i towarzyszących mu 89. Mistrzostwach Polski w Maratonie. To kolejny po Arkadiuszu Gardzielewskim zawodnik, który zapowiedział udział w tej imprezie.

Dla 28-letniego biegacza będzie to dopiero drugi maraton w karierze i zarazem drugi, który pokona w stolicy. Debiutował rok temu podczas jubileuszowego 40. PZU Maratonu Warszawskiego, z wynikiem 2:17:43. Rezultat ten dał mu trzecie miejsce, a losy podium rozstrzygnął na swoją korzyść się po zaciętym finiszu. Teraz rywalizować chce nie tylko o wysokie miejsce w „generalce”, ale też medal MP.

- Póki co Warszawa kojarzy mi się dobrze, stąd moja decyzja. Na bieganie maratonu w Europie przyjdzie jeszcze czas. OWM ma szybką trasę i dobrą organizację. Wiem to, bo uczestniczę w corocznej edycji biegu na 10 km towarzyszącego maratonowi. Po za tym są to Mistrzostwa Polski, a rywalizacja w tym roku zapowiada się bardzo ciekawie - powiedział nam Adam Nowicki.

Jeśli Nowicki chce wziąć udział w mistrzostwach świata w Doha, to musi poprawić rekord życiowy o ponad pięć minut. Minimum PZLA na tę imprezę w maratonie wynosi 2:12:30. Ale start w Katarze, w biegu rozgrywanym nietypowo, bo o północy, kusi.

- Jasne, że byłoby to fajnie przeżycie, ale myślę realnie. Wolę się pozytywnie zaskoczyć, niż ubolewać nad tym, że się nie udało. Cel na OWM to 2h13’ i myślę, że jeśli przygotowania pójdą po mojej myśli i zdrowie będzie dopisywało, to stać mnie na taki wynik tej wiosny. Przygotowania rozpocząłem pod koniec grudnia – wyjaśnił nam biegacz.

Nowicki przygotowuje się do sezonu w portugalskim Monte Gordo. Jest to niewielka miejscowość turystyczna często odwiedzanym przez lekkoatletów.

- Jest to krótki, obóz ale wykonuję sporo pracy. Wracam 4 lutego. Prawie dwa tygodnie później czeka mnie start kontrolny na 10 km. Następnie wylatuję na obóz do Albuquerque, który potrwa do 23 marca. W trakcie planuje zjazd na zagraniczny start kontrolny również na 10 km. Przez resztę czasu będę trenował w Szczecinie – informuje Nowicki.

Adam Nowicki jest aktualnym wicemistrzem Polski w półmaratonie i w biegu ulicznym na 10 km. Jego rekord życiowy w półmaratonie to 1:03:57 z 2017 roku. W zeszłym roku podczas wspomnianego Biegu Oshee 10 km był trzeci z wynikiem 29:31 (życiówka 29:22 - red).

7. ORLEN Warsaw Marathon rozegrany zostanie 14 kwietnia. Impreza posiada odznakę IAAF Silver Label.

RZ


Długi i ekstremalnie niebezpieczny. Rusza Yukon Arctic Ultra 2019

$
0
0

Yukon Arctic Ultra (YAU) to bieg, który nie bierze jeńców. Chociaż wielu organizatorów nazywa swoje imprezy najtrudniejszymi i najmroźniejszymi, to właśnie tu zagrożenia stają się wyjątkowo realne.

Przed rokiem przekonał się o tym włoski zawodnik Roberto Zanda, który udział w biegu na dystansie 300 mil przypłacił utratą obydwu nóg i rąk. Do mety dobiegł tylko jeden zawodnik, a wszyscy uczestnicy zmagali się z mniej lub bardziej poważnymi odmrożeniami.

Uczestnik Yukon Arctic Ultra 2018 stracił obydwie nogi i rękę

Pamiętamy też historię Michała Kiełbasińskiego, który musiał zostać ewakuowany z trasy śmigłowcem z poważnymi odmrożeniami. Długo walczył o zachowanie palców nóg i rąk.

Michał Kiełbasiński: „Yukon Arctic Ultra to mój niezamknięty rozdział”

Dramatyczne wydarzenia nie zniechęciły jednak uczestników Yukon Arctic Ultra. 3 lutego staną na starcie 4 dystansów. 38 zawodników zdecydowało się na najdłuższy, odbywający się co 2 lata bieg 430-milowy (ok. 700 km). Z ekstremalnie długim i mroźnym biegiem będą się mierzyć zarówno ultramaratończycy z krajów o zimniejszym klimacie, jak i z bardziej egzotycznych lokalizacji.

Na liście startowej znalazł się m.in. Hendra Wijaya. Ten indonezyjski biegacz ma doświadczenie zarówno w biegach zimowych, jak i wyjątkowo długich. Jest pierwszym biegaczem ze swojego kraju, który dotarł na obydwa bieguny. Pokonał 566-kilometrową trasę 6633 Ultra, który odbywa się na Alasce, a w przed rokiem przebiegł 2400 km z Bogor do Palu, by zebrać pieniądze na cele charytatywne.

Finalistą 6633 Ultra i to trzykrotnym jest także rumuński biegacz o nietypowym życiorysie Tibi Useriu, który był poszukiwany w całej Europie za działanie w grupie przestępczej, napady i rabunek. Dwukrotnie uciekł z więzienia. Bieganiem zaczął urozmaicać sobie chwile na spacerniaku. Gdy w końcu odsiedział wyrok, stał się ultramaratończykiem, propagatorem biegania, inspiracją dla innych i przy okazji honorowym obywatelem Bukaresztu.

Ekstremalny ultras z... 23-letnim wyrokiem i honorowym obywatelstwem

Weteranem YAU jest Enrique Trull Maravilla. Hiszpan startuje co roku. Nie zawsze dobiega do końca, ale nie wyobraża sobie, by mógł zrezygnować z tej imprezy.

Doskonale trasę, a właściwie wszystkie trasy YAU zna Enrico Ghidoni. Włoch został zwycięzcą edycji z 2015 r. Wtedy również warunki były ekstremalne. Jednym z rywali Włocha był wówczas Michał Kiełbasiński.

W stawce tegorocznych zawodników nie brakuje również pań. Pobiegnie m.in. Laura Tretani - Włoszka ma na koncie 500-kilometrowy Idistasport na Alasce.

Do Kanady wybiera się również Norma Bastidas. Jej historia jest inspiracją nie tylko dla biegaczy. Meksykanka była ofiarą handlu ludźmi i prostytutką wbrew własnej woli. Swój powrót do normalnego życia przypieczętowała rekordem świata w najdłuższym triathlonie - 6 054 km. Zrobiła to w 65 dni.

W stawce Yukon Arctic Ultra 2019 nie ma Polaków.

IB


Zamieć, mleko i szaleństwo. Nasza Zamieć 2019 [ZDJĘCIA]

$
0
0

Zawsze iść, rozkaz który mam we krwi
Małą wojnę w sobie mieć

[Lady Pank – Mała Wojna]

Skrzyczne, 27 stycznia, 2:30. Wychodzę ze schroniska, zbiegam nawrotką i czwarty raz rzucam się w dół gwizdopola. Duje jak nigdy przedtem. No może tylko jak w 2015. Wtedy też zamieć zawiewała ślady, ale teraz dodatkowo jest zupełne mleko. Zbiegam po swojemu, czyli szybko. W świetle czołówki tylko mgła i przelatujące płatki śniegu, widoczność może na trzy metry. Czasem tylko gdzieś się zjawia migająca lampka albo odblaskowa taśma. Po kilku minutach wywalam orła w śnieg nad krawędzią. Raczej bym nie chciał tam spaść. Chyba wyleciałem z trasy. Trzeba wrócić do góry, tylko nie wiem jak daleko

* * * * *

Prognozy się sprawdzają

Szczyrk, 26 stycznia, 12:00. Jak dobrze znów spotkać znajomych wariatów. Nie ma na to lepszego miejsca, niż amfiteatr pod skocznią w ostatnią sobotę stycznia w samo południe. Ruszamy zaśnieżonym bulwarem nad Żylicą. To już moja czwarta Zamieć.

Po chwili boleśnie przydzwaniam biodrem w glebę. Miało nie być ślisko, tylko tony kopnego śniegu, więc raczki zostawiłem na przepaku. I rzeczywiście nie będzie, z wyjątkiem odcinków tuż po starcie i przed samym końcem pętli...

Grzecznie gęsiego wydeptanym w śniegu korytarzem pod górę. Co z tego, że wydeptanym, jak tej mąki nie da się wydeptać. Z góry też pada śnieg. Pierwsze kółko to zawsze fajna rozgrzewka i gadanie ze znajomymi. Chloe jest tu już trzeci raz. Mervyn po raz pierwszy, tak jak większość zagranicznej załogi. W różnym składzie przyjeżdżają tu od początku Zamieci. Niezmiennie mamy bekę, jak próbują wymówić Szczyrk i Skrzyczne.

Trochę im uciekam dopiero na zbiegu przed siatką wzdłuż narciarskiej trasy. Wychodzimy na grzbiet. Tam już ostro wieje, zgodnie z prognozami. Na górze w dwie godziny i kilkanaście minut. Tak wolno jeszcze nie było, ale tyle śniegu też nigdy nie było. Kiedy opuszczam schronisko, Marta właśnie wchodzi. Pierwszy raz w życiu biegnie ultra. Jarek z naszej ekipy jest jeszcze lepszy – to jego pierwszy w ogóle bieg górski. Nieźle sobie wybrał...

Przed siodełkiem widzę powoli schodzącego zawodnika zawiniętego w NRC-tkę. Wygląda, że złapał jakąś kontuzję, ale ma towarzystwo i jest bezpieczny. Na dole jestem w 3h24. Nawet w tym kopnym śniegu dwa lata temu miałem tu równe trzy godziny, a w ostatniej „wiosennej” edycji 2h11 w luźnym tempie. Jednak doświadczenie uczy, że każda Zamieć jest inna i przed startem robienie jakichkolwiek założeń co do ilości okrążeń nie ma większego sensu. Nie zatrzymuję się nawet na chwilę. Rozpakowuję tylko batona i żując go, ruszam prosto bulwarem na drugie koło.

Gwizdopole

Stawka zdążyła się już rozciągnąć i większość czasu napieram sam. Czasem wyprzedzają mnie szybsi, którzy zdecydowali się na odpoczynek w bazie. Od początku podejścia czuję spowolnienie. Na stromym trawersie jest jeszcze w miarę w porządku, ale długie, ciągnące się jak guma od majtek zakosy w zapadającej powoli ciemności już rzucają się na mózg. Wydeptana koleina jest wypełniona mąką, po której trudno normalnie podchodzić. Przed podszczytowym grzbietem zapalam czołówkę. Przynajmniej zamieć trochę zelżała. Czas na górze jeszcze bardziej żałosny.

Na odkrytym podszczytowym zbiegu jednak piżga jak zwykle. Takie gwizdopole po prostu. Wyprzedzam chyba kilkanaście osób, chociaż w tym sypkim śniegu nogi spode mnie wyjeżdżają. Tylko jeden zawodnik się cały czas za mną trzyma. Puszczam go naprzód dopiero na wypłaszczeniu, kiedy mięśnie nóg już palą i brakuje mi oddechu. Masz raczki? – pytam. Nie musi potwierdzać, w świetle latarki widzę sprzęt na jego butach.

Jak widać, nawet w tych warunkach raczki się mogą przydać. Co do sprzętu, to od początku cisnę w trekkingowych butach za kostkę i turystycznych stuptutach. Wiedziałem, że biegania nie będzie wiele, a szybko zbiegać to ja mogę nawet w płetwach. Przynajmniej mam suche stopy.

Na następnym stromym zbiegu zdążyły się już wyrobić rynny, więc zjeżdżam nimi jak na nartach. Obydwa długie wypłaszczenia w ciemności jak zwykle ryją psychę, tylko stroma ścianka między nimi daje trochę rozrywki. Na jej początku zrobił się śnieżny wąwóz, w którym co niższi mieszczą się po szyję. Dwa kilosy przed końcem drugiego okrążenia spotykam współzawodnika walczącego z sensacjami żołądkowymi. Wolę nie zostawiać go samego, więc towarzyszę mu do samej bazy. Czasem trzeba być dżentelmenem. Razem mijamy imprezowe ognisko na siodełku, którego uczestnicy będą nam kibicować do późnej nocy.

Już kiedyś wspominałem, że lubię układać rymy i przerabiać teksty w czasie napierania, więc na następnym podejściu w przypływie natchnienia wezmę na tapetę Nocnego Kochanka. Na najżmudniejszych odcinkach będę nawet śpiewał pod nosem...

Dżentelmeni Zamieci, Skrzyczne w nocy to jest sztos
Dżentelmeni Zamieci, na zbiegu rozbity nos
Dżentelmeni Zamieci, izotonik, krew i pot
Dżentelmeni Zamieci, napierają całą noc

Te kilka minut nie ma znaczenia, szczególnie że sam też potrzebuję odpoczynku. Na zbiegu do bulwaru obaj przyglebiamy w odstępie mniej niż minuty. To tylko utwierdza mnie w decyzji założenia raczków na następne koło.

Odrodzenie?

Przy takim spowolnieniu realnie oceniam swoje możliwości na pięć pętli. Coraz szybszy na pewno nie będę, a do zrobienia sześciu musiałbym trzymać do końca początkowe tempo. Ogólnie czuję się słaby. Forma z życiowej drugiej połowy zeszłego roku poszła się... Po Piekle Czantorii musiałem sobie dać miesiąc bez biegania ze względu na kolana, i od tego czasu nie mogę się odbudować. Na sylwestrowym obozie w górach czułem zjazd formy, a poza nim też dużo nie trenowałem.

Po dwóch zrobionych ciurkiem pętlach daję sobie niecałe pół godziny na żarcie i picie. Rosół, pomidorówka, kluchy z mięsem i wege – szamię co się da. Cola w bidon, gorąca herbata w kieszonkowy termos. Dzięki temu od początku trzeciej rundy czuję się znacznie lepiej. Być może bieganie w jakiejś prywatnej intencji pomaga tylko biegnącemu, a może nie tylko – sam nie wiem. To nawet nie ma nic wspólnego z religią, bardziej z taką osobistą wiarą. Chciałbym, żeby nie tylko mnie pomogło.

Nawet te długie zakosy wchodzą jakoś dziwnie lekko. Kijki często chcą zostać w głębokim śniegu, ale i tak pomagają. Na górze żel i baton. Uzbrojony w raczki, strome zbiegi lecę jak przecinak – szczególnie, że na podszczytowych odcinkach robi się już miejscami zlodowaciała skorupa. Z trudnymi psychicznie wypłaszczeniami też sobie radzę szybko i trzecie koło wchodzi mi w jakieś 3h40 netto – całkiem nieźle. Czyżby jednak szóstka?


Znajdź swój sprzęt

Złudzenia pryskają jak bańka mydlana już na początku czwartego okrążenia, na które ruszyłem prawie bez zatrzymywania się – tylko uzupełniłem colę w bukłaku i przegryzłem banana. Jest pół godziny do północy, czyli nawet nie półmetek czasu, ale jedyne, na co mam siłę, to podchodzić noga za nogą. Już przestaję liczyć wyprzedzających mnie pod górę zawodników, którzy właśnie odpoczęli w bazie. Całe szczęście, że na zakosach doganiają mnie dwie dziewczyny cisnące swoje trzecie koło. Do samego szczytu trzymam się z nimi, a pogawędka pomaga przezwyciężyć monotonię podejścia.

Na wywianym wiatrem grzbiecie przez mgłę widać tylko płatki śniegu w snopie światła. Rzeczywista temperatura to kilka stopni na minusie, ale odczuwalny mróz jest z pewnością dwucyfrowy. Mimo grubych rękawic, nie pierwszy raz tej nocy tracę czucie w palcach rąk – ale to u mnie normalne. W schronisku załapuję się na parę zdjęć od wspaniałej Karoliny Krawczyk, bez której Zamieć nie byłaby Zamiecią. Nawet nie szkodzi, że wszystkie pewnie wyjdą z pełnym ryjem, bo właśnie żuję batona.

Miałem nadzieję na skorzystanie z przybytku, jednak wejście do głównej sali jest zamknięte. Na zewnątrz nie da się znaleźć osłoniętego od wiatru miejsca. Mam więc przymusową akcję na mrozie pt. „znajdź swój interes”. Byle nie pod wiatr...

Jest 2:30. Zbiegam nawrotką i czwarty raz rzucam się w dół gwizdopola. Duje jak nigdy przedtem, no może tylko jak w 2015. Wtedy też zamieć zawiewała ślady, ale teraz dodatkowo jest zupełne mleko. Zbiegam po swojemu, czyli szybko. W świetle czołówki tylko mgła i przelatujące płatki śniegu, widoczność może na trzy metry. Czasem tylko gdzieś się zjawia migająca lampka albo odblaskowa taśma. Po kilku minutach wywalam orła w śnieg nad krawędzią. Raczej bym nie chciał tam spaść. Chyba wyleciałem z trasy. Trzeba wrócić do góry, tylko nie wiem jak daleko.

Przypomina mi się mój tekst z jednej z poprzednich Zamieci... jak to szło? „Blizzard, whiteout and insanity”. Zamieć, mleko i szaleństwo... ale właśnie o to chodzi w tej zabawie.

We mgle dostrzegam, że razem ze mną w kosmos wylecieli Renata z Łukaszem – małżeństwo znane mi z sierpniowego Leśnika na Pilsku. Dziś też napieramy razem, oni wyprzedzają mnie pod górę, a ja ich na zbiegach. Podchodzę ze 20 metrów i zauważam pniaka z namalowanym znaczkiem zielonego szlaku. Kiedy ich wołam i sam ruszam w dół, z góry jak błyskawica przelatuje ktoś z czołówki. Jesteśmy w domu.

Znowu rzucam się w dół jak wariat. Jednak co nadrabiam na karkołomnym zbiegu, to tracę na wypłaszczeniu z hopkami. Łukasz i Renata mnie doganiają i stopniowo uciekają. Ten cały „zbieg” do mety to w ogóle jest jakieś człapanie w mące, przerywane tylko kilkoma stromymi i przyjemnymi odcinkami specjalnymi. Po zbiegnięciu poniżej chmur w dole widać światła Szczyrku. Na tej dolnej człapance, prawie trzykilometrowej, na szczęście doganiam moje dwie towarzyszki z podejścia, które wcześniej ode mnie opuściły schronisko. Nasz krok przypomina kaczy chód, ale przynajmniej jest wesoło.

Uciekam im na ostatnim stromym zbiegu. Pomiarową matę przekraczam o 3:46. 15h46 od startu. Nie znajdę nagle nadludzkiej siły, by w tych warunkach zmieścić dwie pętle poniżej czterech godzin każda. To nie jest „wiosenna” ubiegłoroczna Zamieć, na której pocisnąłem siedem kółek, i forma też nie ta. Warunki warunkami, ale najzwyczajniej brakuje mi mocy. Wydaje się, że na ostatnie, piąte okrążenie mam nieograniczoną ilość czasu. Czuję się jednak tak wypruty, że dużym wyzwaniem będzie samo ruszenie d*** z bazy.

Runda honorowa

Rosół. Makaron ze wszystkim. Pogadane ze współzawodnikami, którzy kończą, bo mają już dość mimo zapasu czasu. Pomidorówka. Cola. Herbata. Na przepak przebrać się w suche ciuchy, ogrzać się i jeszcze pogadać z innymi napieraczami. Banan, bakalie, ciastki, bo w końcu po to się biega, by żreć więcej ciastków. Jeszcze więcej coli. Tak schodzą dwie godziny.

W końcu trzeba się ruszyć. Bez rozkminiania, jak muł przed siebie – „zawsze iść, rozkaz który mam we krwi”. O 5:45 nad ranem piknięcie pomiarowej maty na wyjściu. Podchodzę spacerowym tempem, bo tylko na takie mam siłę. Na stromym trawersie gaszę czołówkę. Słońce długo nie może się określić, czy pokazać się między horyzontem a chmurami, aż w końcu podejmuje decyzję na nie. Na grzbiecie przed szczytem znowu chmury, wiatr i zamieć. W schronisku daję sobie kilkanaście minut odpoczynku.

Na zbiegowym gwizdopolu takie mleko, że biel śniegu zlewa się z bielą mgły. Wichura dalej urywa łeb. Ślady całkowicie zawiane. Zbiegam szybko, ale ostrożnie, by znowu nie wylecieć w kosmos. Cichnie dopiero na pierwszej krótkiej hopce.

Stromy zjazd na butach to już czysta przyjemność. Nawet wypłaszczenie wydaje się fajne, bo już czuć metę. Przywalone zmrożonym śniegiem świerki przybierają fantastyczne kształty dzwonnic, ptasich dziobów czy innych ufoludków. Z dogonioną poniżej ścianki Agą trzymamy się już razem do samej mety. Miło się nam gada, nie śpieszymy się, w końcu to już runda honorowa. Dla niej to czwarte kółko, po dwóch zrobiła sobie przerwę na spanie. Kiedy ostatni raz przekraczamy pomiarową matę, zegar pokazuje 10:14 rano.

W międzyczasie zjawia się moja polsko-belgijsko-holendersko-niemiecko-nowozelandzka ekipa. Najlepiej poszło Danielowi, który tak jak ja machnął pięć kółek. Pierwsze cztery sporo szybciej ode mnie, ale tak go wykończyły, że poszedł spać na kwaterę i dopiero rano wrócił na jeszcze jedno. Kiedy siedzimy w namiocie przy piwie, z brody wciąż zwisają mu sople. Chyba jesteśmy skazani na robienie tej samej ilości okrążeń, bo rok temu obaj mieliśmy po siedem. Świetnie poszło Marcie, która w swoim pierwszym biegu ultra, i w dodatku zimowym, na czterech pętlach pokonała 56 km i 3600 metrów w górę!

A moja wymęczona piątka? 70 km i 4500 m+ to tyle samo, co w 2015 i 2017. Taki plan minimum. 40. miejsce na 180 startujących nie przynosi wstydu. Jak wspominałem, z formą z jesieni, albo nawet z tą z poprzedniej edycji, spokojnie weszłaby szóstka, mimo najtrudniejszych w historii Zamieci warunków. Trochę niedosyt jest, ale szczytu formy nie da się trzymać cały rok. Ania i Michał z ekipą jak zawsze zapewnili niesamowitą atmosferę – dla niej tu wracam, tak jak i dla Was, wszyscy współnapieracze! Teraz czas na rozsądny trening, bo następne górskie wyzwania pewnie dopiero w czerwcu, a w kolejnych miesiącach czekają dwa najważniejsze cele.

Kamil Weinberg


Blisko 4,5 tys. uczestników WMACI Toruń 2019! W biegach ulicznych…

$
0
0

Wielkimi krokami zbliżają się 8. Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce Masters, które odbędą się w Toruniu od 24 do 30 marca. Jak poinformowali nas gospodarze imprezy, na start zgłosiło się 4 328 osób, w tym 835 Polaków.

Choć zgłoszenia do mistrzostw zamknięto 29 stycznia w południe, frekwencja może być jeszcze wyższa. – Wiemy, że część biegaczy wysłała formularz zgłoszeniowy pocztą tradycyjną. Jeśli stempel pocztowy będzie miał odpowiednią datę, dołączą oni do uczestników WMACI 2019 – wyjaśnia Wacław Krankowski, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Masters.

Choć toruński czempionat z założenia ma charakter halowy - większość konkurencji odbędzie się w Arenie Toruń - to w programie są też konkurencje rozgrywane na stadionie (rzut młotem, oszczepem i dyskiem) oraz na ulicach Torunia - cross na dystansie 6 i 8 kilometrów, chód uliczny na 10 km oraz biegi na 10 km i półmaraton. W biegowej części imprezy wystartuje co najmniej 1591 osób.

– Do półmaratonu zgłosiło się 585 osób, w tym 431 mężczyzn i 151 kobiet. Na starcie biegu na 10 km stanie co najmniej 427 osób, w tym 297 mężczyzn i 130 kobiet. W crossie na 6 km, dedykowanym najstarszym biegaczom, pobiegnie 107 osób, a na 8 km - 472 osoby – wylicza prezes Krankowski.

Koordynator toruńskich mistrzostw jest zadowolony z frekwencji, która jest wyższa od prognoz. – Podejmiemy w Toruniu ponad 5 000 sportowców, trenerów i działaczy. Na starcie spodziewamy się gwiazd, w tym medalistów Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy, tak w konkurencjach technicznych jak i biegowych. Już teraz zapraszam na trybuny Areny Toruń i do kibicowania na trasie biegów ulicznych i terenowych – zachęca Wacław Krankowski.

Listy startowe poszczególnych konkurencji WMACI 2019 dostępne są TUTAJ.

Fundacja „Festiwal Biegów” jest jednym z partnerów 8. Halowych Mistrzostw Świata w Lekkiej Atletyce Masters. W biegu na 10 km w barwach reprezentacji Polski wystartują medaliści Mistrzostw Polski Masters w Biegu Ulicznym na 10 km, które we wrześniu 2018 r. odbyły się w Krynicy-Zdroju w ramach Życiowej Dziesiątki 9. TAURON Festiwalu Biegowego.

red.


Mityngi IAAF World Indoor Tour za darmo i "na żywo" w internecie

$
0
0

Jak informuje Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych, 3 z 5 mityngów cyklu IAAF World Indoor Tour będzie można oglądać „na żywo” i bezpłatnie na profilach IAAF w YouTube i na facebooku.

Transmisje obejmą nadchodzące imprezy Indoor MIting w Karlsruhe (2.02 – od godz. 19:15), Orlen Copernicus Cup w Toruniu (6.02 – od godz. 18:00) oraz PSD Bank Meeting w Duesseldorfie (20.02 – od godz. 18:15).

Orlen sponsorem tytularnym Copernicus Cup 2019. Znamy kolejne gwiazdy

IAAF World Indoor Tour 2019 zainaugurowano w miniony weekend w Bostonie.

Ruszył IAAF World Indoor Tour. Niebawem dotrze do Torunia!

Uczestnicy rywalizują m.in. w biegach na 400 m, 1500 m i 60 m ppł wśród mężczyzn, oraz 60 m, 800 m, 3000 m.

Jest program Copernicus Cup 2019

Zwycięzcy otrzymają nagrody w wysokości 20 tys dolarów.

Źródło: IAAF



Kierunek Ultra - Hańcza. Ostatnie tanie zapisy

$
0
0

Tylko do końca ostatniego dnia stycznia można najtaniej wykupić pakiet startowy na Kierunek Ultra – Hańcza 2019, urokliwy bieg ścieżkami Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Na pewno nie będzie płasko, ale też (nie obawiajcie się!) zbyt trudno.

W sobotę 13 kwietnia impreza odbędzie się po raz drugi, biegacze wystartują na dystansie 63 km lub w ponad dwukrotnie krótszym Turtul Trail 28 km.

Bazą biegu, ze startem i metą, będzie pięknie położona siedziba Suwalskiego Parku Krajobrazowego w Turtulu, gdzie bezpośrednio przed biegiem będzie można odebrać pakiety startowe. Organizatorzy – Fundacja „Kierunek Ultra” – zapraszają jednak biegaczy przede wszystkim do biura zawodów w piątek po południu i wieczorem, w suwalskim Hotelu Loft.

Start o godzinie 7:00, na pokonanie trasy uczestnicy będą mieli 9 godzin, wszyscy skończą zatem za dnia, bo w połowie kwietnia o 16:00 na pewno będzie jeszcze widno.

Trasa poprowadzi ścieżkami nad brzegiem Hańczy, najgłębszego (108 metrów) jeziora w Polsce, przez założoną w XVII wieku przez staroobrzędowców wieś Wodziłki, gdzie znajduje ich piękna molenna (drewniana świątynia) z 1921 roku. Potem zawodnicy wbiegną na Górę Zamkową zamieszkiwaną w dawnych czasach przez Jaćwingów oraz Górę Cisową, zwaną też Suwalską Fudżijamą. Trasa wiedzie ścieżkami całego Suwalskiego Parku Krajobrazowego, od Szurpił po naszą Kłajpedę, zahaczając o urodziwy Udziejek, Kleszczówek i Bachanowo. Prawda, że brzmi dźwięcznie i pięknie?

Na bieg krótszy, Turtul Trail, limit miejsc już został wyczerpany. Jego trasa biegnie przez wieś Wodziłki na Górę Zamkową, a start i metę również zlokalizowano w urokliwym Turtulu.

Więcej szczegółów i zapisy

red.


Wir polarny zdziesiątkował stawkę multisportowego ultra

$
0
0

Środkowa część Stanów Zjednoczonych zmaga się w tych dniach z ekstremalnym mrozem, będącym efektem wiru polarnego. Zamykane są szkoły i urzędy, odwoływane samoloty czy pociągi. Aura przetrzebiła też stawkę jednego z zimowych ultramaratonów.

W skrajnych warunkach przyszło rywalizować uczestnikom imprezy pn. The Arrowhead 135 - prowadzącego blisko 220-kilometrową trasą szlaku Arowhead State Trail. Zawodnicy rywalizują tu w sumie w 5 konkurencjach – bieganiu (z sankami ciągniętymi na szelkach), jeździe rowerem, narciarstwie klasycznym i sankach, które napędzają własnymi nogami (kick-sleding).

Jedna z najtrudniejszych zimowych imprez ultra w USA - celowo rozgrywana jest w najzimniejsze dni w USA, zwykle kończy ją ok. 50% uczestników - w tym roku okazała się ekstremalnie trudna. Ze 146 osób, które w poniedziałek stanęły na starcie w International Falls, do środy do mety w Tower dotarło tylko 52, a więc tylko 36%.

- Przebywałem na mrozie ok. 21 godzin. Otarłem się o hipotermię, ale też zdziwiłem pozytywnie jak dużo ciepła jest w stanie wyprodukować ludzki organizm. Do czasu, gdy się zatrzymasz. Nie możesz się zatrzymać, a jeśli już musisz, to tylko na krótką chwilę – dzielił się wrażeniami z redakcją Runner’s World USA Don Gabrielson, jeden z uczestników morderczego ultra.

Jak odnotowali organizatorzy, na starcie uczestnikom towarzyszyła temperatura w okolicach -20 stopni. We wtorek i środę mróz sięgnął -35 stopni. Przez porywisty wiatr odczuwalna temperatura sięgnęła -68 stopni Celsjusza! Zamarzały bukłaki i butelki z wodą, a nawet zamki błyskawiczne w kurtkach zawodników, co uniemożliwiało m.in. korzystanie z wody transportowanej w biegowych kamizelkach, schowanych pod grubą warstwą odzieży termicznej.

Ci, którzy dotarli do mety mówili o ekstremalnych doznaniach, znaczonych drgawkami czy hipotermią.

Biegową część imprezy wygrali wspólnie Serb Jovica Spajic i reprezentant gospodarzy Scott Hoberg. Pokonanie trasy zajęło im 36 godzin i 9 minut. Pierwszą biegaczką na mecie została Amerykanka Faye Norby - 48 godzin i 34 minuty.

Najszybszy rowerzysta - Jordan Wakely - pokonał trasę w… rekordowym czasie 11 godzin i 43 minut. Z drugiej strony nie odnotowano finiszerów w sankach i narciarstwie.

red.


Ruszyły zapisy na 41. Maraton Warszawski

$
0
0

Do startu największego maratonu w kraju A.D. 2018 pozostało 8 miesięcy. To sporo czasu na przygotowanie się do pierwszego biegu na dystansie 42 km 195 m lub do treningu pod nową życiówkę. Bez względu na motywacje, każdy kto 29 września stanie na starcie Wielkiego Biegu będzie mógł być z siebie dumny - zachęcają gospodarze imprezy z Fundacji "Maraton Warszawski".

Zapisy na 41. Maraton Warszawski właśnie się rozpoczęły. Wystarczy wejść na stronę wydarzenia pzumaratonwarszawski.com, kliknąć przycisk „Zapisz się” i postępować zgodnie z instrukcjami. Zachęcamy do wzięcia udziału i przypominamy: im szybciej – tym lepiej. Do końca marca obowiązują najniższe stawki opłaty startowej. Przygotowania do biegu na królewskim dystansie warto zacząć już teraz.

Na mecie zeszłorocznego, jubileuszowego biegu zameldowało się 7 541 biegaczy. 40. PZU Maraton Warszawski nawiązywał do tradycji pierwszego maratonu, który w nietypowy sposób łączył sport ze sztuką. Najlepsi Polacy, poza nagrodami pieniężnymi, otrzymali obrazy zdolnych polskich artystów. 

Impreza od lat ma wymiar charytatywny. W ramach akcji #BiegamDobrze biegacze mogą wspierać wybrane przez siebie fundacje, wśród których znajdują się m.in.: Rak’n’Roll, Spartanie Dzieciom, WWF, Amnesty International, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Fundacja Synapsis, Non Iron, Fundacja Wcześniak, UNICEF oraz PAH. W ramach ubiegłorocznego maratonu i biegów towarzyszących uczestnicy zebrali ponad pół miliona złotych!

Od 37. edycji biegu, kiedy zainaugurowano akcję #BiegamDobrze, uczestnicy zgromadzili na cele charytatywne już w sumie 4 miliony złotych!

41. Maraton Warszawski wystartuje w niedzielę 29 września o godzinie 9:00. Trasa jak zawsze poprowadzi przez najciekawsze miejsca stolicy, tak aby przyjemność z biegu mieli zarówno sportowi turyści jak i biegacze z Warszawy.

Wszystkie informacje oraz regulamin zawodów dostępne są na stronie internetowej: http://pzumaratonwarszawski.com/

źródło: Fundacja Maraton Warszawski


Troje polskich ultrasów nominowanych do tytułu Sportowca Roku IAU. Można jeszcze zgłosić innych!

$
0
0

Troje polskich biegaczy znalazło się wśród sportowców nominowanych do nagrody Ultras Roku 2018 IAU (International Association of Ultrarunners). Uznanie IAU znalazło po 13 zawodniczek i zawodników, wśród nich – Patrycja Bereznowska i Małgorzata Pazda-Pozorska oraz Andrzej Radzikowski.

Nominacje otrzymali medaliści najważniejszych imprez IAU w minionym roku: MŚ w trailu (Penyagolosa, Hiszpania), ME w biegu 24H (Timiszoara, Rumunia), MŚ w biegu na 100 km (Sv, Martin na Muri, Chorwacja) oraz Mistrzostwach Azji i Oceanii w biegu 24H (Taipei, Tajwan), a także zawodnicy, którzy ustanowili rekord świata.

Polska trójka znalazła się na liście dzięki znakomitemu występowi na majowych Mistrzostwach Europy w biegu 24-godzinnym.

Nominacje „Athlete of the Year 2018 IAU” – kobiety (alfabetycznie):

  • Nele ALDER‑BAERENS (Niemcy) – wicemistrzyni światat w biegu na 100 km
  • Patrycja BEREZNOWSKA (Polska) – mistrzyni Europy w biegu 24H
  • Laia CANES (Hiszpania) – wicemistrzyni świata w trailu
  • Ragna DEBATS (Holandia) – mistrzyni świata w trailu
  • Mai FUJISAWA (Japonia) – brązowa medalistka MŚ w biegu na 100 km
  • Camille HERRON (USA) – rekordzistka świata w biegu na 100 mil (12:42:40 w Tunnel Hill Race)
  • Tia JONES (Australia) – wicemistrzyni Azji i Oceanii w biegu 24H
  • Aiko KANEMATSU (Japonia) – brązowa medalistka mistrzostw Azji i Oceanii w biegu 24H
  • Yuri MATSUMOTO (Japonia) – mistrzyni Azji i Oceanii w biegu 24H
  • Claire MOUGEL (Francja) – brązowa medalistka MŚ w trailu
  • Małgorzata PAZDA-POZORSKA (Polska) – brązowa medalistka ME w biegu 24H
  • Stine REX (Dania) – wicemistrzyni Europy w biegu 24H
  • Nikolina ŠUSTIĆ (Chorwacja) – mistrzyni świata w biegu na 100 km

Nominacja dla Patrycji Bereznowskiej była wręcz „obowiązkowa” i nikogo nie zaskakuje. Od lat jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepsza na świecie. Przed 12 miesiącami z ogromną przewagą została Sportowcem Roku IAU (trzecie miejsce wśród mężczyzn zajął Sebastian Białobrzeski).

Patrycja Bereznowska sportowcem roku IAU

Druga nasza doceniona ultraska oszalała wręcz ze szczęścia…

– Jestem szczęśliwa, to dla mnie ogromny zaszczyt! – powiedziała nam Małgorzata Pazda-Pozorska. – Dla mnie, takiego "żuczka", który dopiero 5lat temu wstał z fotela, to bardzo wzruszające, jestem po prostu pod wrażeniem samej siebie! Czuję się bardzo zaszczycona, bo to ogromne wyróżnienie być w gronie tak świetnych biegaczy - elity światowej! – cieszy się Polka i twierdzi, że nie liczy na więcej . – Dla mnie samo bycie na tej liście jest już wygraną. Niczego więcej nie oczekuję, poza jeszcze większymi sukcesami w 2019 roku – powiedziała Małgorzata.

Nominacje „Athlete of the Year 2018 IAU” – mężczyźni (alfabetycznie):

  • Mthembu BONGMUSA (RPA) – brązowy medalista MŚ w biegu na 100 km
  • Cristofer CLEMENTE (Hiszpania) – wicemistrz świata w trailu
  • Thomas EVANS (W. Brytania) – brązowy medalista MŚw trailu
  • Luis Alberto HERNANDO (Hiszpania) – mistrz świata w trailu
  • Yamauchi HIDEAKI (Japonia) – mistrz świata w biegu na 100 km
  • Yoshihiko ISHIKAWA (Japonia) – mistrz Azji i Oceanii w biegu 24H
  • Nao KAZAMI (Japonia) – rekordzista świata w biegu na 100 km (6:09:14 w Lake Saroma 100 Km Ultramarathon)
  • Ullas Hosahalli NARAYANA (Indie) – brązowy medalista mistrzostw Azji i Oceanii w biegu 24H
  • Andrzej RADZIKOWSKI (Polska) – mistrz Europy w biegu 24H
  • Stephane RUEL (Francja) – wicemistrz Europy w biegu 24H
  • Aleksandr SOROKIN (Litwa) – brązowy medalista ME w biegu 24H
  • Nobuyuki TAKAHASHI (Japonia) – wicemistrz Azji I Oceanii w biegu 24H
  • Gyoba TAKEHIKO (Japonia) – wicemistrz świata w biegu na 100 km

Przez najbliższe 2 tygodnie, do 14 lutego, każdy może zgłosić do nominacji swojego kandydata – jedynym warunkiem jest udział zawodnika w imprezie IAU. Propozycje można przesłać pod adresami:

Nadeem.Khan@iau-ultramarathon.org

Jacek.Bedkowski@iau-ultramarathon.org

Wolnych miejsc jest po 7. Po tym etapie, IAU opublikuje ostateczne listy nominacji do tytułu Sportowca Roku IAU (maksymalnie po 20 biegaczek i biegaczy), po czym krajowe federacje zrzeszone w IAU wybiorą w głosowaniu (każdy z około 80 związków ma 1 głos) wybiorą laureatów.

Piotr Falkowski

źródło: IAU

zdj. Aneta Mikulska


Blizzard, whiteout and insanity. Zamieć 2019 race report [PHOTOS]

$
0
0

Push on! These words flowing in my veins
Have a little war inside me

[Lady Pank – Mała Wojna (Little War)]

Skrzyczne, 27 January, 2:30 am. I leave the hut, run down the turnaround and throw myself down the Wuthering Heights for the fourth time. The wind is blowing as never before. Or maybe like in 2015. Back then the blizzard blew the footprints over too, but now there's also a total whiteout. I run down the hill the way I like, e.g. fast. In my headlamp I can only see the fog and snowdrift, all that with maybe 3-metre visibility. Only sometimes I can discern a blinking marking light or a reflective tape. A few minutes later I take a fall into the snow just before the edge of a cliff. Really would prefer not to fall down there. I must have left the course. Gotta get back up, just don't know how far.

* * * * *

Forecasts proved correct

Szczyrk, 26 January, 12:00 pm. It's always good to meet fellow nutters. There is no better place for it than the amphitheatre below the ski jumping hill on the last Saturday of January at high noon. We set off up the snowy boulevard along the Żylica river. This is already my fourth Zamieć. Yeah, this race is called Blizzard. 24 hours of running on a loop of ca. 14 km with 900 vertical metres from the town to the summit of Skrzyczne (1257 m a.s.l.) and back.

A while later I painfully hit the ground with my hip. It was not supposed to be slippery, just heaps of powdery snow, so I left the spikes in my dropbag. And indeed it will not be, except for the start and finish bits on each loop...

A single file of racers walks up the path broken in the snow. Broken, big deal. You can't break a path in this powder. And more snow keeps falling from above. The first loop is always a nice warm-up and chinwag with friends. It's already the third time here for Chloe. Mervyn is a rookie, like most of the foreign bunch. In a varying line-up they've shown up here since the beginning of Zamieć. It's always fun to hear them try to pronounce Szczyrk and Skrzyczne.

That's Szczyrk, a town in Beskidy
No Belgian can pronounce it unless his teeth are gritted
The creme de la creme of the ultra world in a
Show with everything but Kilian Jornet

I drop them on the downhill just before the safety net that protects the ski piste. We climb up the crest where the wind is picking up, just like all the forecasts predicted. I reach the top of Skrzyczne in two hours and a dozen or so minutes. Never been so slow, but also never been so much snow. When I leave the hut, Marta just comes in. It's her first ultra race. Jarek, another one from our crew, is even better – he chose this as his first ever fell race. Good choice, innit...

Just before the last little col I see a slowly walking racer wrapped in a rescue blanket. He seems to be injured but has company and looks safe. I hit the end of the loop at 3h24. Even in the powdery snow two years back it took me three hours sharp, and in the last "spring" edition it was 2h11 without any hurry. Experience however shows that every single Zamieć is different and it's more or less useless to make any assumptions as to the number of loops before the start. I don't stop even for a while. Just unwrap a chocolate bar and start chewing it while walking up the boulevard to start loop two.

Time flies, doesn't seem a minute
Since the Beskid Cinema had the running boys in it
All change, don't you know that when you
Race at this level, there's no ordinary venue

It's Mont Blanc or Lavaredo
Or Hardrock or, or this place

Wuthering Heights

The field is already well scattered by now and most of the time I yomp alone. Only sometimes I'm being overtaken by faster racers who had decided to take a rest at the HQ. Since the beginning of the climb I've been slowed down. The steep traverse still feels alright but the long, neverending hairpins in the falling darkness are slowly getting on my head. The rut broken in the deep snow is filled with powder on which you can't normally run or even walk. Just before reaching the crest I light up my headlamp. At least the blizzard has eased a wee bit. My split time at the top is even more pathetic.

The open downhill section is however exposed to the wind and blizzard as usual. Wuthering Heights, as I start calling it. I overtake a dozen or so racers, even though my legs give way in this powdery snow. Just one runner somehow keeps up. I only let him go at the flat section, when my quads are burning and I'm out of breath. – Got spikes? – I ask. He needn't reply, I can see the gear on his shoes in the light of my lamp.

As it turns out, even in those conditions microspikes can come in handy. When it comes to gear, I've been wearing my walking boots and gaiters right from the start. I'd known there wouldn't be much running anyway, and when it comes to downhills, I can do them even in fins. At least my feet are dry. My own Zamieć spoof of "One night in Bangkok" by Murray Head springs to mind again...

One race's very like another when your balls are warm and your feet dry, brother

If you don't climb it, that would really be a shame, this mountain with an unpronounceable name

The next steep downhill has already developed steep ruts, so I just slide down on my feet. Both long flats in the dark are just hard on your brain, only the short vertical between them gives some break. The shorter racers will probably get neck-deep in the snow gorge that formed at its beginning. Two clicks before the end of my second loop I meet a runner who's feeling really sick. Better not leave him alone, so I stay with him right to the HQ. One has to be a gentleman once in a while. Together we pass a party bunch at a bonfire who will be cheering us till late night.

I've already mentioned I'm into making up lyrics while pushing on. The Polish band Nocny Kochanek, who make brilliant spoofs of the metal genre themselves, will become my target on the next climb. I'll even sing it at the most tedious bits...

Gentlemen of Zamieć, Skrzyczne by night is the shit
Gentlemen of Zamieć, broken nose on the downhill bit
Gentlemen of Zamieć, isotonic, sweat and blood
Gentlemen of Zamieć, will be yomping all night long

Those couple minutes don't really matter, especially that I need some rest myself too. At the last downhill we both take falls within a minute. It only confirms my decision to put the spikes on for the next loop.

Rebirth?

Being so slow, I realistically estimate my result at five loops. Won't be getting any faster for sure, and to do six I would have to keep the same speed as before. I'm generally feeling weak. My good shape from last summer and autumn is long gone. After the race of my life at the Hell of Czantoria I had to quit running for a month to give my knees a rest and it's been a downward slope since then. I was out of shape at the New Year's training camp in the mountains, and besides that I haven't run that much recently.

After two loops without a break I give myself less than half an hour to eat and drink. Bullion, tomato soup, pasta with meat and vegetarian stuff – I grab whatever grub I can. I fill my flask with cola and a pocket thermos with hot tea. Thanks to it on my loop three I'm feeling much better. Maybe thinking about a personal intention while running only helps the runner, or maybe not, I don't know. It's not really about religion, more like faith. I wish it helped not just me.

Even the long hairpins somehow go easily this time. My poles often get stuck in deep snow but are still of help. At the top I take a gel and chocolate bar. Now armed with microspikes, I run all the downhills like crazy, especially that just below the summit the snow becomes frozen. Even the mentally tiring long flats pass quickly and I finish this loop in 3h40. Not bad at all. Going for six?


Find your thing

The dream of six loops bursts like a bubble right at the start of loop four. I set off almost without stopping, having just refilled the flask and had a banana. It's half an hour till midnight, not even the halfway time, but all I can do is crawl at the snail's pace. I stop counting the racers who overtake me up the hill. Luckily at the hairpins two girls catch up with me on their third loop. I stay with them until the top, and a nice talk helps beat the boredom of the climb.

At the windswept crest all I can see are snowflakes in the light of my lamp. There is a few degrees centigrade below zero but the windchill must be reaching double figures. Despite having thick gloves I can't feel my fingers. Not the first time tonight, but that's typical with me.

One night on Skrzyczne and the world's your ultra
The peak's your temple but the climb ain't free
You'll pay with sweat on every loop of snow white
And if you're lucky then your arse won't freeze
May your guardian angel take good care of thee

At the hut I have a few pics taken by the wonderful photographer Karolina Krawczyk. Zamieć wouldn't be the same without her. Doesn't even matter that all will probably come out with my mouth full as I was chewing on a chocolate bar.

I hoped to use the loo but the door to the main room is closed. It's impossible to find a place protected from the wind outside, so I'm forced to look for my tool in the freezing cold. Just don't do it against the wind...

It's 2:30 am. I run down the turnaround and throw myself down the Wuthering Heights for the fourth time. The wind is blowing as never before. Or maybe like in 2015. Back then the blizzard blew the footprints over too, but now there's also a total whiteout. I run down the hill the way I like, e.g. fast. In my headlamp I can only see the fog and snowdrift, all that with maybe 3-metre visibility. Only sometimes I can discern a blinking marking light or a reflective tape. A few minutes later I take a fall into the snow just before the edge of a cliff. Really would prefer not to fall down there. I must have left the course. Gotta get back up, just don't know how far.

One night on Skrzyczne makes a hard man humble
Not much between despair and ecstasy
One night on Skrzyczne and the tough guys tumble
It's blizzard, whiteout and insanity
I can feel the devil running next to me

Yeah, blizzard, whiteout and insanity... that's the name of the game. And not just one devil but two. Namely Renata and Łukasz, a married couple I know from another race. Tonight they've been overtaking me up the hill and I was catching up on downhills. Now we all lost our way in the same place. I climb up some twenty metres to see a tree stub with a green trail mark and call out for them. One of the top runners speeds past me. We are safe on the right trail again.

Again I find my inner downhill demon. But what I make up at the breakneck slide, I lose at the bumpy flat. Łukasz and Renata catch up and go ahead. The whole "downhill" to the finish line is just one long crawl in the powder with a few steep and nice bits thrown in for fun. Below the clouds we can now see the lights of Szczyrk. At the last 3 km-long straight I'm happy to catch up with the two girls I met at the climb before. We run or walk like ducks, making fun of it together.

I drop them at the last steep downhill and cross the line at 3:46 am. That's 15 hours and 46 minutes since we started. I will not suddenly find a superhuman strength to squeeze two more sub-4h loops. It's not the "spring" race from last year where I ran seven loops and when I was in a better shape. The conditions are as they are but also I've just run out of energy. The time for the last one seems unlimited but I feel so knackered that just moving my arse out there will become quite a challenge.

Celebratory lap

Bullion. Pasta with stuff. Talking to fellow runners who are too battered to do one more loop. Tomato soup. Cola. Tea. Changing my clothes in the dropbag room, warming up, more chinwag. Banana, dried fruit, cookies. More cola. Two hours pass this way.

Time to make a move. No musings or what-ifs, just go ahead like a mule. "Push on! These words flowing in my veins...". At 5:45 am the measuring mat beeps when I cross it. I walk up at a relaxed pace but that's the fastest I can go now. At the steep traverse I switch my headlamp off. For a long time the sun cannot decide whether to show up between the horizon and the clouds, finally preferring not to. The crest is covered in clouds, wind and blizzard. At the hut I take another rest.

The Wuthering Heights are in the complete whiteout. The wind still tries to blow my head off and the footprints are blown over. I run fast but carefully, doing my best not to get lost again. It only gets quieter at the bottom of the first downhill.

The steep slide is pure fun. So is the flat bit, as I can already smell the finish line. Spruces covered with frozen snow take fantastic shapes of bell towers, birds' beaks or aliens. Just below the vertical I catch up with Aga. I once met her before at he HQ. We stay together till the end of our last loop. She is doing her fourth. We have a nice chat, there is no hurry, it's our celebratory lap. We cross the line for the last time at 10:14 am.

In the meantime all my Polish-Belgian-Dutch-German-New Zealand mates show up, one by one. Daniel did the most loops, five just like me. His first four were way faster but he got so knackered that he needed a kip in our rented house, and then came back for one more in the morning. While we're sitting at the table drinking beer, he still has icicles in his beard. Looks like we are bound to do the same number every year. Previously we both clocked seven. Marta also did great. In her first ever ultra race, and in winter, she ran 56 km and 3600 vertical metres in four loops!

And what about my hard-fought five? 70 km with 4500 metres up is the same as I did back in 2015 and 2017. That was the minimum. The 40th place out of 180 racers is nothing to be ashamed of. As I mentioned, in a better shape I would easily do six, despite the toughest conditions in the history of Zamieć. On one hand I wish I'd done more, but on the other you can't stay at your peak all year round. I keep coming back to this race for the friendly atmosphere created by Ania and Michał with the crew and for all of you, fellow runners! Now it's time for sensible training as my next mountain challenges come only in June, and the second half of the year will bring two most important goals.

Kamil Weinberg


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live