Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

"Te przeklęte zaspy i tory!". V Zimowy Maraton Bieszczadzki śnieżny, trudny, piękny [ZDJĘCIA]

$
0
0

Bieszczady i Cisną zasypało. – Od wielu lat, jak mieszkam i pracuję w tym rejonie, to może dopiero trzeci raz, jak tyle śniegu napadało. W lesie pokrywa śnieżna sięga 140-150 cm – mówił mi miejscowy nadleśniczy Władysław Chmurski. Jego pracownicy, którzy co roku perfekcyjnie przygotowują trasę Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego, tym razem mieli z oczyszczeniem stokówek nie lada problemy. Zdarzyło się nawet, że w zwałach śniegu utknął pług czyszczący trasę dla biegaczy!

Na szczęście, mocno pomylili się synoptycy. Kilka dni przed zawodami zapowiadali na sobotni ranek (start tradycyjnie wyznaczono na godzinę wschodu słońca, czyli 7:20) srogi mróz, nawet do -20 stopni. Tymczasem… już w poprzedzający wieczór było ciepło, raptem kilka stopni poniżej zera. Podobnie – na starcie. Przyjazna aura towarzyszyła biegaczom na całej trasie. Nie wiało, a po godzinie zawodów wyszło nawet słońce. Pięknie ośnieżone drzewa i biało wokoło – to był z pewnością najpiękniejszy Zimowy Maraton Bieszczadzki (wiem, co piszę, bo startuję tam niemal co roku, V ZiMB był moim czwartym).

Na starcie trzech biegów (10, 23 i 44 km) – blisko 1300 osób, ponad połowa na głównym, maratońskim dystansie. Warunki: śnieg i lód na początkowych 7 km drugi w stronę Komańczy, sporo kopnego śniegu, uciekającego spod butów i bardzo spowalniającego na stokówkach oraz zaspy po kolana na dwóch kilometrowych odcinkach w okolicach karczmy Brzeziniak (po 30 kilku km) i na finiszowym kilometrze. Ta końcówka tradycyjnie przebiegała torami kolejki wąskotorowej. Utrzymanie równowagi graniczyło tam z cudem.

Najlepiej przekonał się o tym Artur Jendrych. Dwukrotny (2017 i 18) zwycięzca Iron Run na Festiwalu Biegowym w Krynicy walczył w maratonie nie tylko z rywalami, ale także z przeziębieniem i poważnymi problemami żołądkowymi. Po wizycie w toalecie w Brzeziniaku spadł z 3 na 6 miejsce, jest jednak szybki, ambitnie więc odrabiał straty. Na ostatnim podbiegu, półtora kilometra przed metą, dopędził wicelidera. – Biegłem wtedy 3:43/kilometr! – powiedział nam po biegu biegacz z podlubelskiego Świdnika. Minął Pawła Kidę i pędził po drugie miejsce (Tomasz Koczwara był w sobotę poza zasięgiem kogokolwiek).

– Wbiegłem przed Pawłem w śnieg na torach wąskotorówki – opowiadał Jendrych. – Wtedy okazało się, jak wiele kosztował mnie 7-kilometrowy zbieg i pościg za rywalami. Nogi dały radę iść mocno przez 600 metrów, wtedy jednak nie wytrzymały. Potknąłem się w zaspie i biegnący tuż za mną rywal przeskoczył mnie. Nie poddałem się, pomyślałem, że przecież w tych warunkach i jego może spotkać za chwilę to samo. Chwilę później potknąłem się raz jeszcze i… było „pozamiatane”. Paweł uzyskał przewagę, a meta była tuż, tuż. Finiszowałem trzeci, ale i tak jestem zadowolony. Udało mi się wygrać z „jelitówką”, która sprawiła, że to był chyba mój najtrudniejszy bieg – zakończył relację Artur Jendrych.

Świdniczanin zapowiedział, że we wrześniu po raz trzeci z rzędu wystartuje w Krynicy. Nie wie tylko jeszcze, czy na 10 TAURON Festiwalu Biegowym będzie bronił tytułu dwukrotnego mistrza Iron Run, czy też zmierzy się ze 100-kilometrową trasą Biegu 7 Dolin.

W niebieskiej koszulce finiszera Biegu 7 Dolin 64 km wszedł na najwyższy stopień podium podczas ceremonii dekoracji zwycięzca V Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego Tomasz Koczwara. – Trzy razy startowałem w Krynicy w ultramaratonie – powiedział biegacz z Radomyśla Wielkiego. – Bardzo lubię startować w Festiwalu Biegowym, to bardzo fajna impreza, a mam z domu do Krynicy tylko 20 km. We wrześniu przyjadę po raz kolejny. Może znów pobiegnę 64, ale zastanawiam się nad „setką”, bo kiedyś już w niej startowałem, ale przez chorobę nie ukończyłem.

W V Zimowym Maratonie Bieszczadzkim Tomasz Koczwara nie dał rywalom szans.Wygrał z przewagą ponad 10 minut. – Nie wiedziałem, że różnica jest tak duża, więc biegłem cały czas „na maksa” – powiedział nam po zawodach. – Lekko zluzowałem dopiero na torach wąskotorówki, a gdybym znał sytuację pewnie zrobiłbym to wcześniej. Fajnie mi się biegło, sporo ostatnio pracuję nad techniką biegową, trochę ją poprawiłem i chyba to mi pomogło – analizował bieg.

Rok temu Tomasz Koczwara zajął w ZiMB trzecie miejsce z czasem 3 godziny i półtorej minuty. Teraz wygrał, ale w czasie o 16 i pół minuty gorszym (3:18:01). – Warunki były trudne, znacznie gorsze niż przed poprzednio, przede wszystkim mnóstwo śniegu. Dodatkowo, na podbiegu z Brzeziniaka musiałem wyprzedzać ludzi z półmaratonu, a tam w zaspach było bardzo wąsko. Na szczęście biegacze zachowali się bardzo fair i przepuszczali, ustępowali z drogi.  Ale taka powinna być w Bieszczadach zima – orzekł. – Zadanie z pewnością troszeczkę mi ułatwiła nieobecność mocnych chłopaków, z którymi przed rokiem przegrałem: Bartosza Gorczycy i Dominika Grządziela – przyznał skromnie.

Maraton wśród kobiet wygrała Justyna Jasłowska (3:59:19). Biegaczka z Jedlicza jako jedyna „złamała” 4 godziny, obok niej na podium stanęły Beata Lange i niezmordowana Maria Domiszewska, która mimo 55 lat wciąż biega rewelacyjnie!

Na podium stanął także syn pani Marii. Ignacy Domiszewski zajął drugie miejsce w zorganizowanym po raz pierwszy na ZiMB biegu półmaratońskim na 23 km. Przegrał tylko z bezkonkurencyjnym reprezentantem Polski Krzysztofem Bodurką. Półmaraton miał mocną obsadę zwłaszcza wśród kobiet. Najlepsza, Paulina Wywłoka nie dała rady tylko czterem panom! Na mecie, jak niemal każdy, przeklinała warunki i śnieg na torach wąskotorówki na finiszowym kilometrze.

Paulina Wywłoka dodatkowo cieszyła się z tego, że pobiegła o 4,5 minuty od swego trenera i narzeczonego (Łukasz Tracz zajął 7 miejsce w maratonie mężczyzn). A półtorej minuty po zawodniczce Salco Garmin Teamu, linię mety przekroczyła, szykująca się do startu w Transgrancanarii, Katarzyna Solińska. Trzecia była Katarzyna Winiarska.

Warunki warunkami, trudy trudami, zmęczenie zmęczeniem, ale uczestnicy Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego świetnie się bawili.

WYNIKI

Piotr Falkowski

zdj. Michał Złotowski - photography, Fotografia Bez Miary Madalena Sedlak



Zamieć, jakiej najstarsi górale nie pamiętają [ZDJĘCIA]

$
0
0

Takiej zimy w Beskidach nie było od dziesięciu lat – powiedział nam przed startem 6. edycji Zamieci w Szczyrku dyrektor biegu Michał Kołodziejczyk w sobotni ranek 26 stycznia. A ponieważ historia 24-godzinnego ultramaratonu na Skrzyczne sięga tylko 2014 roku, siłą rzeczy warunki na trasie zapowiadały się najcięższe od początku jego istnienia. Takich ilości śniegu najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego nie widział od dawna. Do tego prognoza zapowiadała, zgodnie z nazwą biegu, silny wiatr, śnieżycę i zamieć w partiach szczytowych góry.

Tegoroczną nowością był towarzyszący bieg Zawierucha na zupełnie nowej, 27-kilometrowej trasie wokół Szczyrku, przez Przeł. Karkoszczonkę, Kotarz, Przeł. Salmopolską, Malinowską Skałę i Skrzyczne. Tylko zbieg do Szczyrku pokrywał się z pętlą Zamieci. Spośród 197 uczestników bieg ukończyło 162, a najszybsi okazali się: Szymon Biel (3:46:31), Sebastian Krosny (3:51:19) i Karol Urbańczyk (3:57:02) oraz Magdalena Ciaciura (4:55:56), Marzena Ogierman-Dykas (5:11:06) i Marzena Butanowicz (5:15:48). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

O 11:00, a więc godzinę po starcie Zawieruchy i godzinę przed Zamiecią, ruszyła Zadyma, czyli bieg na dystansie jednej pętli Zamieci (14 km i ok. 900 m sumy podejść). Wystartowało w niej 148 zawodników, z czego 147 ukończyło bieg. Wyniki Zadymy pokazały, jakie warunki panują na trasie. Pierwsze trójki mężczyzn i kobiet były następujące: Joachim Mikler (2:09:57), Michał Stopa (2:12:18) i Grzegorz Kubaczka (2:12:47) oraz Dorota Redzik (3:00:25), Natalia Jacek (3:07:02) i Nikola Palicová z Czech (3:07:07). Dla porównania czasy zwycięzcy z dwóch poprzednich lat: 1:23:02 i 1:15:12. Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Zamiatacze mieli już trasę nieco przetartą przez Zadymiarzy, ale niewiele to pomogło – ogromne ilości kopnego śniegu nie dawały się ubijać. Zapowiadane wiatr i zamieć pod szczytem Skrzycznego nadeszły już podczas pierwszego okrążenia. Później nieco zelżały, by powrócić ze zdwojoną mocą nad ranem i towarzyszyć napieraczom już do końca, czyli niedzielnego południa. Do tego w górnych partiach trasy zadanie utrudniała zawodnikom gęsta jak mleko mgła.

”Na drodze leżał biegacz przykryty folią! Nie ruszał się, nie odzywał!". Z trasy "Zawieruchy"...

W tych ekstremalnych warunkach wyrównana została rekordowo niska ilość okrążeń pokonana przez najszybszych biegaczy z edycji 2017, kiedy na trasie również zalegał kopny śnieg. Tym razem po osiem kółek zrobili: Roman Ficek (22:26:17), Paweł Nowakowski (23:34:13) i Michał Kuśmierski (23:56:40). Najlepsza z pań Małgorzata Pazda-Pozorska pokonała siedem pętli w czasie 20:13:28, przy czym przez długi czas wyprzedzała wszystkich mężczyzn! Damskie indywidualne podium uzupełniły Anna Karolak (6 okrążeń, 20:13:28) i Małgorzata Tomik (6 okrążeń, 21:47:18). Udział wzięło 180 osób.

Wystartowało również 19 dwuosobowych sztafet męskich, 4 kobiece i 9 mieszanych. Aż trzy zespoły panów, mimo trudnych warunków, pokonało po 10 kółek: Niewybiegani – Paweł Dzięgielewski i Krzysztof Kokot (21:52:03), Godziszka Team – Łukasz Pępek i Dariusz Żuławski (22:07:04) i #Januszetrailu – Paweł Perykasza i Adrian Grzelak (23:17:35). W kategorii KK najszybsza była załoga Głupia i Głupsza – Kinga Siwa i Joanna Herok (8 okrążeń, 22:57:46) przed Śnieżnymi Zadymiarami – Sylwią Łysiak i Katarzyną Gramzą (8 okrążeń, 23:39:47) i Biegowym Światem – Beatą Bogdanowicz i Agatą Masiulaniec (6 okrążeń, 21:24:47).

W MIX-ach zwyciężyła ekipa Vlador_Imperium Sportu Team – Dorota Trzeja-Zdanowska i Wojciech Bryja (8 okrążeń, 22:31:57), wyprzedzając Natural Born Runners – Agnieszkę Naudziunas i Wojciecha Szkołę (7 okrążeń, 21:45:23) i Taklubię TSA – Annę Pałachę i Piotra Gromadę (7 okrążeń, 22:13:35). Pełne wyniki wstępne można zobaczyć (indywidualne i sztafety nie są jeszcze oddzielone) TUTAJ.

Najszybsza indywidualnie Małgorzata Pazda-Pozorska to oficjalna rekordzistka Polski na 100 km. Przed dwoma laty była druga, tracąc do zwyciężczyni 42 sekundy. Na ostatnim okrążeniu miała wtedy pół godziny przewagi, lecz nie zdawała sobie z tego sprawy i straciła je... odpoczywając i robiąc zdjęcia na szczycie Skrzycznego. O swoim drugim miejscu i utracie zwycięstwa dowiedziała się dopiero na mecie. – Teraz na wszelki wypadek nie wzięłam już telefonu z aparatem! – powiedziała nam dziś ze śmiechem. – A w ogóle to było trudno jak to na Zamieci, czyli super zabawa. Dwa lata temu też było ciężko, nie wiem, czy teraz bardziej. Nie wiedziałam, że długo byłam przed wszystkimi facetami. Nie zwracałam na to uwagi. Miałam nawet wyjść na ósme okrążenie, ale wtedy się dowiedziałam, jaką mam przewagę nad dziewczynami, i już nie musiałam.

– To był mój pierwszy 24-godzinny bieg, naprawdę trudny, ale bardzo mi się podobał – opowiadał po dekoracji zwycięzca Roman Ficek. Dopiero na ostatnim okrążeniu się dowiedziałem, że prowadzę. Wiem, że jakiś czas Gosia była przede mną, wcześniej dotarła też do mnie wiadomość, że byłem nawet ósmy, więc to się zmieniało...

W sztafetach mieszanych zdecydowanie wygrali Dorota Trzeja-Zdanowska i Wojciech Bryja. – Dla mnie to była zdecydowanie najtrudniejsza Zamieć, jaką pamiętam – stwierdziła Dorota. – A dla mnie to był debiut – dodał Wojtek – ale warunki naprawdę zacne, uwielbiam takie, im ciężej, tym lepiej. – Od samego początku mieliśmy świadomość, że mamy dość znaczną przewagę w MIX-ach – wspominała jego partnerka – chociaż z założenia chcieliśmy pobiec na tyle, na ile siły nam pozwolą. No i się okazało, że tych sił wystarczyło, by wygrać. Sama nie lubię biegać w kółko, ale w sztafecie jest ta dodatkowa rywalizacja i wsparcie.

– Na dzień dobry wyrobiliśmy godzinkę przewagi, a potem ją kontrolowaliśmy – relacjonował Wojtek. – I muszę powiedzieć, że główna w tym zasługa Doroty, która m.in. zrobiła jedną pętlę w 2:26, co było absolutnym dzisiejszym rekordem kobiet startujących zarówno w sztafetach, jak i indywidualnie. Wszystkie pętle też zrobiła szybciej ode mnie. Za rok na pewno wrócimy i damy z siebie jeszcze więcej.

Wkrótce osobista relacja naszego reportera z trasy najtrudniejszej dotychczasowej Zamieci i więcej zdjęć.

KW


Poznań biega, rozumie i pomaga! Charytatywny Bieg "Niebieska Fala" po raz drugi

$
0
0

W niedzielę, 31 marca 2019 r. na błoniach Stadionu Miejskiego oraz w Lasku Marcelińskim odbędzie się już druga edycja Biegu Charytatywnego – „Niebieska Fala”. Jednym z koordynatorów wydarzenia jest znany fotograf biegowy Tomasz Szwajkowski.

- Myśl przewodnia akcji to „Biegam, rozumiem, pomagam”. Inicjatywa propaguje kulturę fizyczną i uprawianie sportu całymi rodzinami, ale głównym celem biegu jest edukacja. Pragniemy zwiększać świadomość społeczną dotyczącą problemu autyzmu. Uwrażliwić na trudności jakie spotykają na wszystkich etapach rozwoju chore dzieci oraz ich rodziny. Termin biegu nie jest przypadkowy. Organizujemy go zawsze w okolicach 2 kwietnia  - ogłoszonego jako Światowy Dzień Świadomości Autyzmu, znany też pod nazwą Niebieski Dzień - wyjaśniają gospodarze wydarzenia. Zapraszają na start.

Jak pomagamy?

Przekazujemy w całości opłaty startowe na wybraną instytucję zajmującą się dziećmi lub osobami dorosłymi z autyzmem. Przy okazji biegu zorganizowane są również liczne atrakcje dla dzieci i dla dorosłych. Zebrane podczas nich środki również zasilają konto wybranej instytucji.

Zeszłoroczna, pierwsza edycja biegu zakończyła się niewątpliwym sukcesem – uczestniczyło w nim 360 biegaczy! - Udało nam się przekazać około 11 tys. zł na wyposażenie Przedszkola Integracyjnego nr 91 „Bajka” w Poznaniu. Z tych środków zakupiono sprzęt wspierający terapię w zakresie Integracji Sensorycznej.

W obecnej edycji Niebieskiej Fali zbieramy fundusze na wyposażenie Szkoły Podstawowej Specjalnej nr 112 mieszczącej się przy ul. Obornickiej w Poznaniu. Szkoła marzy o zakupie elementów wyposażenia sali doświadczania świata, która pozwoli dzieciom poznawać fragmenty rzeczywistości w wyizolowanym i bezpiecznym środowisku.

Formuła biegu

Formuła biegu pozostaje niezmienna. Rozpoczniemy Niebieską miniFalą, czyli biegiem rodzinnym przeznaczonym dla każdego. Dystans 1 km wytyczony będzie dookoła Stadionu Miejskiego w Poznaniu. Bieg główny odbędzie się ścieżkami Lasku Marcelińskiego na dystansach 10 km oraz 5 km. Start i meta zlokalizowane będą przy Stadionie Miejskim. Dla miłośników Nordic Walking przewidujemy dystans 5 km. Dodatkowo błonia Stadionu Miejskiego tak jak podczas pierwszej edycji bogate będą w sporo atrakcji dla najmłodszych.

Szczegółowy program wydarzenia oraz zapisy na nadchodzący bieg dostępne są na stronie www.niebieskafala.pl. Jednocześnie zachęcamy do odwiedzenia profilu na facebooku, gdzie na bieżąco można śledzić przygotowania do biegu oraz atrakcje jakie zaproponujemy w dniu 31 marca 2019 r. nie tylko dla biegaczy, ale również dla kibiców.

FestiwalBiegow.pl został patronem medialnym 2. Niebieskiej Fali. Do zobaczenia w Poznaniu!

2. Charytatywny bieg "Niebieska Fala" w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

red. / org.


”Na drodze leżał biegacz przykryty folią! Nie ruszał się..." Na trasie Zawieruchy...

$
0
0

Sponiewierał mnie ten bieg jak żaden inny. Na trasie była niezła zawierucha, zadyma i zamieć. Góry pokazały wczoraj swoje śnieżne i bardzo groźne oblicze… Ale od początku.

To miał być dobry i mocny trening przed Diablakiem (czyli najtrudniejszymi zawodami na pełnym dystansie Ironman w Polsce). I taki też się okazał. Dostałem nieźle w dupę, i dobrze… bo co nas nie zabije, to nas wzmocni…

Zamieć, jakiej najstarsi górale nie pamiętają [ZDJĘCIA]

Na zawody pojechałam chora – od kilku lat nie choruję w ogóle, a dwa dni przed zawodami zaczęłam trząść się z zimna. Dopadło mnie takie osłabienie, że po pracy od razu poszłam do łóżeczka i zasnęłam (do tej pory tylko 3 razy w życiu spałam w dzień). W piątek wciąż miałam drgawki, ale miodzik, malinki i sen zrobiły swoje. W sobotę czułam się dobrze.

Do Szczyrku dojechaliśmy sprawnie, udało nam się nawet szybko znaleźć miejsce na parkingu, przed biegiem jeszcze kawka i pyszny serniczek w Ski & Bike Cafe, i już byliśmy gotowi do startu. Trasa od początku nie była łatwa. Do 21., a właściwie do 22. kilometra cały czas wspinaliśmy się w górę. Początek to trochę asfaltu, a później biegło się gęsiego wąskim korytarzem utworzonym z twardego i zmrożonego śniegu. Trzeba było uważać, żeby nie poobijać kostek! Pierwsze kilometry nie podobały mi się i nie mogłam się doczekać aż zacznie się typowe górskie bieganie. Czułam coraz większe zniechęcenie, w kiedy wyprzedziły mnie trzy dziewczyny, zaczynałam zastanawiać się, czy czasem przez chorobę nie tracę siły.

Ten początek taki średni, okazał się jednak najłatwiejszy w całym biegu. Trasa wytyczona była wokół Szczyrku. Biegliśmy od Amfiteatru na Karkoszczonkę, Kotarz, Salmopol, Malinów, Malinowską Skałę aż do Skrzycznego. Stamtąd zbiegaliśmy trasą Zamieci aż do mety. W sumie wyszło to trochę więcej, bo 28,5 kilometra i 1250m + przewyższenia! Profil trasy tylko z pozoru wygląda niewinnie.

Najgorszy odcinek prowadzi od Salmopolu na Skrzycze. Ciągłe skipy w śniegu po kolana to była pestka i właściwie normalka w biegu górskim zimą, ale najgorsza okazała się śnieżyca – w rejonie Malinowskiej Skały. To teren zupełnie odsłonięty, gdzie wiatr hula w każdą stronę, a jego podmuchy dochodzą nawet do 100 km/h (może i więcej). W kilka minut przemarzałam do szpiku kości. Nie dało się tam biec, bo nogi zapadały się po kolana, w dodatku grupa biegaczy, którą wyprzedziłam na Salmopolu zniknęła mi z pola widzenia. Przede mną była już tylko jedna osoba.

Na górze była już niezła zamieć, zrobiło się ciemno (a była 13.00), nic nie było widać. Taśmy z oznakowaniem trasy, które były wyjątkowo gęsto i naprawdę wzorcowo ustawione na całej trasie, teraz zniknęły mi z pola widzenia. Stanęłyśmy wspólnie z biegaczką, którą dogoniłam, zdezorientowane. Przed nami nikogo, za nami nikogo, piździawa taka, że myślałam, że mi głowę urwie, a my nie widzimy nigdzie taśm. Ślady butów znikały po kilku minutach, nie wiadomo było gdzie biec.

W tym momencie zaczęłam się naprawdę bać o swoje zdrowie. Myślałam, i co teraz? Jest tak zimno, co robić? Wiedziałam, że muszę biec gdziekolwiek, bo zamarznę. Wróciłyśmy pod górę, z której zbiegłyśmy i czekałyśmy kilka minut aż ktoś przybiegnie. Pojawił się jakiś biegacz i skuter GOPR. Byłyśmy uratowane! Prosiłam, żeby jechał przed nami, żebyśmy mogli za nim biec. Po kilku minutach już wiedziałam po co ten skuter. Na drodze leżał biegacz przykryty folią! Nie ruszał się, nie odzywał!

Powiem wam, to był przerażający widok. Wiem, że wcześniej zajęli się nim jacyś biegacze i czuwali do czasu przyjazdu ratownika. Później było już trochę lepiej, nadal śnieżyca, ale przynajmniej widziałam taśmy z oznaczeniem. Po drodze jeszcze wielu narciarzy patrzących na mnie jak na wariatkę, ale były też podniesione kciuki i komentarze „ogień z dupy”. No i był ogień! Byle do Skrzycznego potem będzie już górki! Będę wyprzedzać i odrabiać straty! Tak myślałam. Ale ze mnie optymistka! Czekałam na ten zbieg, bo zbiegi to ostatnio moja mocna strona! Cha cha.

Po raz kolejny los ze mnie zakpił. Były zbiegi w śniegu po pas, w korytarzu z lodu, i marsz gęsiego (dołączyli jeszcze zawodnicy z Zadymy i Zamieci i zrobiło się ciasno). Tempo dochodziło do 13 km/h na zbiegach!!!! Po raz pierwszy w życiu szybciej wbiegałam niż zbiegałam! Ile ja się naprzeklinałam, ile ja się namarudziłam na tym biegu – chyba jeszcze nigdy tak nie byłam zła, wkurzona i wycieńczona.

Na metę wpadłam po 5 godzinach 22 minutach i 56 sekundach. Z bryłą lodu przyczepioną do rzęs, prawie ze łzami w oczach i trochę zła, bo okazało się, że byłam czwarta open wśród kobiet i 37. Open wśród kobiet i mężczyzn. No nie znowu czwarta – co ta czwórka się tak do mnie przykleiła? Do podium zabrakło 7 minut! Tyle ile straciłam przez szukanie trasy!

Cóż góry uczą pokory. Ja podczas tego biegu sporo się nauczyłam. Już wiem, że jeżeli czołówka, kurtka z kapturem, folia NRC, bandaże, gwizdek są wyposażeniem obowiązkowym, to trzeba mieć to wszystko przy sobie. Nawet jeżeli nie dla nas, to może dla innych. Pogoda w górach jest nieobliczalna, nawet w południe można nie widzieć trasy, a w ciężkich warunkach i przy takim zmęczeniu, łatwo o błąd, łatwo też stracić siły. Ja wszystko miałam, nie jestem laikiem, i podeszłam do tego biegu z respektem, a mimo wszystko przemarzłam i dostałam w dupę!

W biegu wystartowało 197 osób, aż 35 nie ukończyło trasy. Ostatnia zawodniczka dotarła na metę po 10,5 godz. GOPR miał co robić. Ciągle kogoś zwożono z trasy.

Ps. Na mecie tak było mi zimno, że byłam pewna, że teraz to już choroba rozłoży mnie plackiem. Gorąca kąpiel, łóżeczko i grzaniec w ręce podziały jednak niczym eliksir. W niedzielę wstałam wypoczęta i z ogromną ochotą na wyjazd w góry. Pojechałam na narty. Wariatka! A co!

Sabina Bartecka, Ambasadorka Festiwalu Biegów


"Zima jest fajna, urokliwa. Ale żeby dało się normalnie biegać..." 3. Zimowy Półmaraton w Łęknie

$
0
0

Po zeszłorocznym starcie w półmaratonie w Łęknie k. Zaniemyśla w Wielkopolsce bardzo spodobał mi się ten bieg. Leśne dwa kółeczka nie należały do specjalnie łatwych, ale też nie były kosmicznie trudne. Chciałem tutaj wrócić. I wróciłem, na trzecią edycję imprezy, organizowanej przez biegi.wlkp, z dwoma dystansami do wyboru - ćwierćmaratonu oraz półmaratonu.

Lubię sobie porównywać zawsze moje poprzednie starty, analizować jak poszło na danej trasie rok po roku. W 2018 r. byłem szósty, z tym, że forma o była wiele, wiele lepsza niż obecnie. No i pogoda - w tym roku spadło troszkę śniegu, który zaczął topnieć. Trzeba było skupić się na utrzymaniu pionu.

Z Poznania do Łekna jechałem ok. 40 minut. Biuro zawodów mieściło się nad jeziorem w Wigwamie. Na środku ognisko, można było się troszkę ogrzać. Odebrałem swój numer startowy i oczekiwałem na start, który był o godzinie 11:00.

Punktualnie ruszyliśmy. Ostrożnie, spokojnie, nie biegłem szybko, trzymałem się czasu na mniej więcej dwie godzinki. Potem mnie troszkę zaczęło nosić, ale biegło się ciężko - mokry śnieg, ślisko spowodował, że nogi dostały w kość. Zima jest fajna, urokliwa. Ale żeby dało się normalnie biegać... Ale nie ma co narzekać - widoczki fajne.

Biegnąc wypatrywałem zwierzyny, która mogła się nam, biegaczom przyglądać. Ale żadnej sarny, lisa czy zająca nie wypatrzyłem...

Swój bieg ukończyłem z czasem 1:53:39, co dało mi miejsce 74. na 122 finiszerów półmaratonu. Ćwierćmaraton ukończyło 91 biegaczy. Po biegu herbatka, kiełbasa z ogniska w Wigwamie i zadowolony mogłem wracać do domu. To był dobry dzień!

Marek Pfajfer, Ambasador Festiwalu Biegów


5. Bieg Popradzki – zima aż miło! [ZDJĘCIA]

$
0
0

W ostatnich latach aura nie sprzyjała piwniczańskiej imprezie. W minioną niedzielę, w piątą edycję imprezy zima wreszcie dopisała. 

Biegano na trasach narciarstwa biegowego na Obidzy - stylem klasycznym na dystansie 14 km oraz 21 km. Stawką były punkty w klasyfikacji Pucharu Polski PZN Amatorów w biegach narciarskich.

Na 14 km wygrywali Katarzyna Długopolska z Kościeliska (1:0515) i Józef Rabski ze Skomielnej (53:45), na na 21 km - Bogusław Gracz z Zębu (1:04:50). Pełne wyniki TUTAJ.

Zorganizowano też dodatkowy bieg pod nazwą ,,Bieg dla przyjemności” na krótkim dystansie 5 km (stylem klasycznym), dedykowany początkującym adeptom biegówek. Chętnych nie zabrakło.

Zdjęcia: TUTAJ

red.


W 2019 r. nie będzie mistrzostw Europy na 100 km

$
0
0

Komunikat IAU – Międzynarodowego Stowarzyszenia Ultramaratończyków, podpisany przez Jacka Będkowskiego i zamieszczony na stronie internetowej stowarzyszenia, nie pozostawia złudzeń. W tym roku mistrzostwa Europy na dystansie 100 km się nie odbędą. Powodem jest brak chętnych do ich zorganizowania.

Poszukiwania organizatora trwały 18 miesięcy i nie ograniczały się jedynie do czekania na zgłoszenia. Były kontakty z organizatorami biegów i federacjami biegowymi. Były ogłoszenia na stronie. Poszukiwania organizatora trwały także w mediach społecznościowych. Niestety te działania nie przyniosły rezultatu i nie wpłynęła żadna kandydatura.

Na dalsze poszukiwania chętnego jest już za późno. „O tej porze roku, zawodnicy w Europie muszą już wiedzieć jaki jest status, żeby mogli planować resztę roku” - czytamy w ogłoszeniu IAU.

Stowarzyszenie również na tym etapie powinno już wiedzieć, które federacje przyślą swoich zawodników na mistrzostwa. Dłużej więc nie można było czekać, dlatego zbieranie ofert zostało zamknięte, a same ME zostały odwołane. Teraz IAU będzie domykało kalendarz biegów rozgrywanych w randze mistrzostw na lata 2020-2023.

Brak mistrzostw Europy na 100 km nie powinien być mocno odczuwalny przez biegaczy. W tym roku czekają na nich trzy biegi, które pozwolą wyłonić mistrzów świata. Wszystkie odbędą się w Europie. 8 czerwca, po zawodach w Mirandha da Corvo, poznamy mistrza świata w trailu. Z kolei w Rumunii, w miejscowości Brasow, odbędą się mistrzostwa świata na dystansie 50 km. W październiku we Francji, w Albi, zostaną rozegrane mistrzostwa świata w biegu 24-godzinnym, które jak zawsze dostarczą polskim kibicom emocji.

IB


Warszawskie akcenty (pół)maratonu w Miami

$
0
0

Nie skończył się jeszcze styczeń, a Bartosz Olszewski przebiegł już drugi maraton w 2019 roku. Po podium na Bahamach, tym razem przyszedł czas na wakacyjny start w Miami.

Miami? Pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy… nie jest raczej maraton. Wspominamy kultowy serial z lat 80. XX wieku o dwóch policjantach, film „Człowiek z blizną” czy drużynę koszykarską Miami Heat. Tymczasem z królewskim dystansem w tym 5,5-milionowym mieście zmagają się już od 2003 roku. I to licznie! W miniony weekend, na jubileusz 10-lecia imprezy, na wszystkich dystansach wystartowało ponad 25 000 osób!

Przebywający na Florydzie Bartosz Olszewski - najlepszy biegacz WfLWR w 2017 r., postawił na aktywny wypoczynek i popędził zwiedzać miasto. Dosłownie. Nie przemęczając organizmu nad Atlantykiem zajął 16. miejsce wśród mężczyzn, z wynikiem 2:53:04. Na 20. kilometrze zameldował się z międzyczasem 1:18:21.

Wygrał mieszkaniec Ottawy - Kenijczyk Ezekiel Kipsang, z czasem 2:16:36. Wśród pań najlepsza była 43-letnia Amerykanka Kate Landau, która uzyskała rezultat 2:37:48. Wyprzedziło ją tylko sześciu panów! Dodajmy, że rok temu w Chicago doświadczona biegaczka ustanowiła rekord życiowy wynoszący 2:33:26.

W Miami biegali też inni rodacy. Na najniższym stopniu maratońskiego podium w kategorii M70-74 stanął warszawianin Czesław Nowakowski (czas 5:36:09). W tej grupie wiekowej najlepszy okazał się Amerykanin Kenneth Royster z rezultatem 4:36:26. Pan Czesław jest biegaczem klubu KB ,,GOCH " Bytów. Ostatnio przebywał na małym tournee po USA, gdzie biegał m.in. na milę i 5 km.

W towarzyszącym półmaratonie triumfował Kenijczyk Isaac Mukundi z czasem 1:06:51. Trzeci był Amerykanin Fernando Cabada, który w zeszłym roku zajmował trzynaste miejsce w Półmaratonie Warszawskim. Wśród pań wygrała Kanadyjka Melanie Myrand z czasem 1:19:12. Z wynikiem 1:38:39 finiszowała Katarzyna Gorlo, druga połówka Bartosza Olszewskiego.

RZ



[FOTO] Zawierucha Ambasadora "Ściorała mnie najbardziej, ale..."

$
0
0

W dniach 26-27 stycznia w Szczyrku już po raz szósty odbył się 24-godzinny ultramaraton na Skrzyczne - Zamieć, organizowany przez Fundację Aktywne Beskidy. W tym roku do Zamieci i Zadymy dołączył bieg górski Zawierucha o dystansie 27 km rozgrywany na trasie wiodącej wokół Szczyrku. Jak mówi sam ojciec dyrektor biegu Michał Kołodziejczyk, trasa łatwa i przyjemna o niewielkim przewyższeniu 1250 metrów. Wraz z Mariolą wybieramy właśnie ten bieg, a że kochamy biegać u organizatora BUT-a, Leśnika i Stumilaka to czujemy się jak u siebie.

Nasz dystans, czyli Zawierucha startuje jako pierwszy o godz. 10.00. Na odprawę, która jest bardzo ważną częścią biegów górskich stawiamy się punktualnie.

Na odprawie dowiadujemy się, że ze względu na ciężkie warunki część trasy została zmieniona i przedłużono limit biegu o 1 godzinę. To już zapowiadało, że nie będzie tak łatwo.

Umawiamy się z żoną, że trasę pokonamy razem, ustawiamy się na końcu stawki mając nadzieje na przetartą już trasę.

Pierwszy odcinek trasy biegnie przez Karkoszczonka do Salmopola, początkowo drogą asfaltową później górskimi szlakami.

Śniegu miejscami tylko po kolana, jednak tak sypki, że biegnąc czułem się jak w tramwaju jadącym po krzywych torach, a i teoria o przetarciu okazała się błędna. Piękna zima, padający śnieg, ale krajobrazów gór jakby mniej z powodu mgły i dużego zachmurzenia. jak powiedziano na odprawie to był ten łatwiejszy odcinek trasy. To gdzie ta zawierucha? Przecież nazwa biegu do czegoś zobowiązuje!


Z Salmopola przez Malinów udajemy się na Malinowską Skałę. Odcinek przepiękny, wszędzie jak w bajce, a dookoła kłaniające się nam w pas drzewa, z śnieżnymi czapami.

No i zaczęło się - organizator wywiązał się z obietnicy, bardzo silny porywisty wiatr (zawierucha) momentami nie pozwalał ustać na nogach.

Na Malinowskiej Skale widoczność spada miejscami do kilku metrów. Przed sobą widzę tylko dwa cienie, a za mną nie widzę już nikogo. To co gubi wielu biegaczy, udaje się w tamtym kierunku zapominając o oznaczeniach. Zauważam, że osoby te skręcają bardzo na prawo i po chwili się zatrzymują. Rozpoznaje Mariolę i krzyczę, że to nie tam, jednak sam nie mogę znaleźć żadnych oznaczeń. Nie wiadomo skąd tuż za mną pojawiła się grupka biegaczy. Skręcamy wszyscy bardziej na lewo i ktoś z sokolim wzrokiem zauważa szalejącą na wietrze taśmę z oznaczeniem trasy biegu. Od tego momentu nie odrywam wzroku od co chwile pojawiających taśm, pomimo dobrze oznaczonej trasy wystarczyła chwila nieuwagi, aby się zgubić.

Bez problemu trafiamy do schroniska na Skrzycznem, gdzie znajduje się punkt kontrolny. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zmiana trasy łączyła się z jej przedłużeniem o dwa kilometry.

Ustał wiatr i wydawało się, że mamy już tylko z górki , bo do mety został już tylko zbieg trasą Zamieci. Tutaj jednak pojawiły się największe zaspy śniegu, utworzone rynny były tak głębokie, że miejscami sięgały mi po pachy. Jednocześnie tak wąskie, że miałem obawy czy wszyscy się przez nie przecisną.

Dodatkowo co chwilę zza pleców wyskakiwały dziki z “Zamieci” , przed którymi nie było gdzie uskoczyć. Starałem się jednak za każdym razem ustępować im z drogi. Po dłuższym czasie staje się to jednak irytujące i wtedy zaczynam się zastanawiać nad zasadami fair play, tj. czy powinienem im ustępować, czy powinni radzić sobie sami. W takich warunkach czas działał na moją niekorzyść, bo przy każdej mijance musiałem się zatrzymywać lub wpadałem w głęboki śnieg, aż po same “uszy”, a przecież ja też jestem pełnoprawnym uczestnikiem tego biegu.

Czas płynie i po chwili mamy już czołówki na głowach co sprawia, że oznaczenie trasy z uwagi na odblaski staje się jeszcze bardziej widoczne. Do mety już niedaleko, zbiegamy drogą w kierunku deptaka nad rzeką Żylicą. Tu przydałyby się na butach raczki, ale kto by je zakładał na 100 metrów przed metą. Przepiękny widok jadącego kuligu, no i stało się...

Wystarczyła chwila nieuwagi i brak koncentracji, a moja broda błyskawicznie styka się z podłożem. Mariola ogląda czy z zewnątrz jestem cały. Na szczęście nie ma nic do szycia. Podrywam się i razem wbiegamy na metę, tam dostajemy medale, które będą przepiękną pamiątką z tego biegu.

Swoją przygodę z bieganiem, a w szczególności bieganiem górskim dopiero zaczynam, toteż w zimie przebiegłem ich tylko kilka. Zawierucha ściorała mnie z nich najbardziej, ale bez wahania pobiegł bym ją jeszcze raz. Dlatego i Was zachęcam, do odwiedzenia za rok Beskidu Śląskiego.

Dariusz Cupiał, Ambasador Festiwalu Biegów


"Mimo trudu wrócę tam". Zadyma Ambasdorki

$
0
0

- To kiedy jest ta Zamieć?

Ostatni weekend stycznia to dla miłośników biegów górskich okazja do sprawdzenia swoich sił w Ultramaratonie Zamieć, biegu anglosaskim Zadyma bądź nowości w tym roku - 27 km wkoło Szczyrku - Zawierucha. Wybraliśmy Zadymę - jedną pętle na Skrzyczne o długości 13.5 km. Dla mnie i mojego męża to wyjątkowy bieg. Ponieważ właśnie podczas Zamieci / Zadymy poznaliśmy się.

Organizatorzy od kilku dni uprzedzali o ciężkich warunkach na trasie. Prosili o uzupełnienie wyposażenia. Ostatecznie nawet wydłużyli limity czasu na dystansach. O 10:30 odprawa techniczna i kolejne ostrzeżenia.

Bieg wystartował o 11 a razem z nim zaczął padać śnieg. Na początek przyjemny kilometr po płaskim i zaczynają się schody... A właściwie to podbiegi. Zalegający śnieg przypominał sypiący się cukier. Wydeptane ślady po chwili zasypywały się ponownie.

Wąska ścieżka która nie daje dużych możliwości manewru. I tak wolnym tempem wdrapywaliśmy się na Skrzyczne.

Temperatura stawała się coraz niższa, a wiatr coraz silniejszy.

Na trasie zaczęli pojawiać się najszybsi uczestnicy Zamieci. Aby swobodnie mogli nas mijać wchodziliśmy w zapsy po pas. Niestety to wcale nie poprawiło nam humorów.

W końcu wymarzone schronisko, weryfikacja numerów i... Plan był taki, że wchodzimy, jemy szybki żel i lecimy na dół. Jednak plany się zmieniły- gorąca herbata i szybki posiłek. Schronisko przeżywało prawdziwe oblężenie.

Droga w dół bardzo się dłużyła. Krok za krokiem, metr za metrem aż w końcu wybijał kolejny kilometr.

Aż w końcu usłyszeliśmy szczekanie psów i odgłosy z mety. Nagle poczuliśmy totalny power, w końcu biegliśmy.

Teraz końcówka i meta! W tym roku organizatorzy przeszli samych siebie jeśli chodzi o medal! Jest przepiękny. Naprawdę warto było. Dwa dni po, stwierdzam, że mimo trudu wrócę tam.

A dla wszystkich - jeśli jest coś wyposażeniem obowiązkowym, miejcie to ze sobą. Folia i gwizdek ważą mało a mogę uratować z zdrowie i życie. Przekonali się Ci którym GOPR udzielał pomocy na trasie Zawieruchy.

Sandra Pawlik-Niedziela, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Ruszył IAAF World Indoor Tour. Niebawem dotrze do Torunia!

$
0
0

W miniony weekend w Bostonie zainaugurowano nowy sezon cyklu halowych mityngów IAAF World Indoor Tour. Zimowy odpowiednik Diamentowej Ligi nie ominie także Polski. W lutym światowa czołówka stawi się w Toruniu na zawodach ORLEN Copernicus Cup.

Miłośnicy biegów nie mieli prawa narzekać, bo w hali poświęconej pamieci koszykarzowi Reggie Lewisowi sporo się działo.

Bieg na milę wygrał Etiopczyk Yomif Kejelcha - dwukrotny halowy mistrz świata na 3000 m. Zawodnik uzyskał czas 3:51.70, który jest nowym halowym rekordem kraju!

Po zejściu pacemakera Kjelcha cały czas nadawał tempo biegu. Próbował go gonić jeszcze Kenijczyk Bethwell Birgen, ale nie zdołał utrzymać tempa, ostatecznie był drugi z 3 sekundami straty. Szóste miejsce zajął rekordzista świata w piwnej mili Kanadyjczyk Correy Bellemore. Bez wsparcia złocistym trunkiem nabiegał wynik 4:01:11. Przypomnijmy, że jego podchmielony rekord to 4:33.6.

Wśród pań na milę górą była Kanadyjka Gabriela Stafford, która wynikiem 4:24.80 ustanowiła nowy halowy rekord kraju. To już drugi rekord poprawiony przez tę zawodniczkę w krótkim okresie. Na początku stycznia w w Glasgow uzyskała rezultat 14:57.45 na 5000 m!

Na 3000 m w Bostonie wygrał inny Etiopczyk Hagos Gebrhiwet - brązowy medalista olimpijski z Rio w biegu na 5 000m. Uzyskał on czas 7:37.41, pokonując Kenijczyka Edwarda Chesereka (7:42.93) - siedemnastokrotnego mistrza ligi NCAA w barwach Uniwersytetu Oregońskiego. Kibice w Stanach Zjednoczonych liczą na przyznanie obywatelstwa temu biegaczowi i jego starty dla reprezentacji USA, niemniej przepisy IAAF zostały w tej kwestii zaostrzone.

Dwadzieścia pięć okrążeń - tyle właśnie musiały musiały pokonać w Bostonie uczestniczki biegu na 5000 m. Najlepszą formą, ale i odpornością psychiczną wykazała się faworytka Niemka Konstanze Klosterhalfen - młodzieżowa mistrzyni Europy na 1500 m z 2017 roku z Bydgoszczy, która uzyskała czas 15:15.80. Pod koniec ubiegłego roku młoda zawodniczka dołączyła do grupy słynnej grupy Nike Oregon Project.

Ostatnią biegową konkurencją bostońskiego mityngu była rywalizacja na nietypowym dystansie 500 m. Tu gwiazdą była zaledwie 19-letnia Sydney McLaughlin, dla której był to pierwszy start w profesjonalnej karierze. Utalentowana płotkarka wygrała z czasem 1:09.46. O biegaczce zrobiło się o niej już w 2016 roku, gdy jako 16-latka zakwalifikowała się na igrzyska olimpijskie. Jej przejście z NCAA na zawodowstwo było jednym z największych wydarzeń w USA.

W innych konkurencjach: na 400 m zwyciężył Amerykani Nathan Strother z czasem 46.97, a na 800 m Donavan Brazier z rezultatem 1:45.91. Bieg na 600 m pań wygrała Raevyn Rogers z czasem 1:27.31. Polacy nie startowali.

Kolejny mityng IAAF World Indoor Tour odbędzie się 2 lutego w niemieckim Karlsruhe. ORLEN Copernicus Cup zaplanowano na 6 lutego.

W tym sezonie cyklu, klasyfikacja generalna utworzona zostanie w biegach na 400 m, 1500 m i 60 m ppł wśród mężczyzn, oraz 60 m, 800 m, 3000 m, pchnięciu kulą i skoku o tyczce wśród kobiet. Podział konkurencji co roku ulega zmianie. Nagroda dla zwycięzców wynosi po 20 tys dolarów.

RZ


Maratony na świecie: Boston bez minimum i losowania? To możliwe!

$
0
0

Marzy Wam się maraton w Bostonie, ale minimum jest tak odległe a w losowaniach nie macie szczęścia? Nic straconego, wystarczy tylko się zapisać. I już. Mowa jednak o Bostonie… w Wielkiej Brytanii. Tamtejszy maraton, tradycyjnie już, odbędzie się dzień przez słynnym Maratonem Bostońskim w USA, rozgrywanym zawsze w poniedziałek w Dzień Patriotów.

By w nim wystartować, nie trzeba wykazać się żadnym wynikiem, wystarczy się zgłosić i opłacić start. Ale uwaga: kto pierwszy, ten lepszy, bo w porównaniu ze swoim amerykańskim imiennikiem, ta impreza jest naprawdę kameralna. Na królewski dystans przygotowano zaledwie 1000 numerów startowych a na dystanse towarzyszące drugie tyle. Dlaczego warto? Poza nazwą, kusi też trasa – podobno najbardziej płaska w Wielkiej Brytanii, wprost idealna do bicia rekordów życiowych.

TERMIN

Boston Marathon UK odbędzie się 14.04.2019 roku.

POGODA

Średnia temperatura kwietnia w Bostonie to 10 stopni Celsjusza. Waha się zwykle miedzy 7 a 13. Niestety, prawdopodobieństwo opadów jest spore – w tym okresie deszczowe są dwie trzecie dni w ciągu miesiąca.

TRASA

Trasa składa się z jednej pętli i jest płaska. Organizatorzy twierdzą nawet, że najbardziej płaska w Wielkiej Brytanii. Start zaplanowano z Boston Market Place a metę w Boston College. Po drodze będziemy mieli okazję zobaczyć nie tylko sam Boston, ale też kilka mniejszych, okolicznych miejscowości. W krajobrazie przeważają pola. Jest dość monotonnie, ale za to płasko i szybko.

Organizator zapewnia na trasie punkty z wodą w małych butelkach oraz toalety. Limit czasu na pokonanie królewskiego dystansu to 6 godzin.

IMPREZY TOWARZYSZĄCE

Maratonowi towarzyszą półmaraton oraz Fun Run na dystansie nieco ponad 5 km.

ZAPISY

Zapisy są dostępne bezpośrednio z głównej strony imprezy: TUTAJ. Będą czynne do 1 kwietnia lub do wyczerpania limitu (1000 numerów na maraton, 750 na półmaraton, 250 na Fun Run). Koszt udziału w imprezie dla zagranicznych zawodników to 30 (maraton) lub 20 euro (półmaraton).

WYMAGANE DOKUMENTY

Paszport – bieg odbędzie się w kwietniu a dokładnie od tego miesiąca paszporty będą już w Wielkiej Brytanii wymagane.

WYJAZD

Lotnisk w pobliżu Bostonu mamy do wyboru sporo. Wystarczy polecieć do Birmingham, Sheffield/Doncaster lub na jedno z londyńskich lotnisk. O tanie bilety na takich połączeniach nie jest trudno.

KOSZTY POBYTU

Na dwuosobowy pokój w centrum Bostonu musimy przeznaczyć 300-400 zł. Drogie są także restauracji i sklepy. Na posiłek w lokalu wydamy od 10 do nawet 30 funtów. Ceny produktów spożywczych mogą niemile zaskoczyć – nawet, jeśli na zakupy udamy się do taniego marketu, niektóre towary mogą kosztować dwukrotnie więcej niż w Polsce.

INNE BIEGI

Swoim maratonem może się poszczycić bardzo wiele brytyjskich miast. Do najbardziej znanych imprez w kraju należą maratony w Manchesterze, Londynie i Brighton.

KM


AMA z Camille Herron [ZAPIS ROZMOWY]

$
0
0

Zwyciężczyni Comrades Marathonu z 2017 r. i rekordzistka świata na czterech ultradystansach (50 mil, 12h, 100 mil, 24h) wzięła udział w sesji AMA (Ask Me Anything) w serwisie Reddit.

Amerykanka przez ponad 2 i pół godziny odpowiadała na pytania internautów. Nie wszystkie dotyczyły biegania, co tylko podkreśla walory tej formy kontaktu i rozmowy z osobistościami sportu, do których Camille Heron z pewnością się zalicza.

Internauci pytali Heron m.in. o równowagę między pracą zawodową a pracą zawodową. Jak wyjaśniła biegaczka, która jest naukowcem, pracuje głównie dorywczo przy konkretnych projektach, popołudniami i wieczorami. Przyznaje, że nie jest rannym ptaszkiem, co też po części wpływa na jej trening biegowy, w którym zrezygnowała z wczesnych porannych jednostek na rzecz dłuższego snu.

Pytano też o charakterystyczne, rozpuszczone włosy zawodniczki podczas zawodów. Jak przyznała Camille Heron, biega tak od czasów college’u, bo „lubi czuć wiatr we włosach”.

Zagadnięta o urazy odnoszone w trakcie biegu napisała, że tylko „obezwładniająca” kontuzja może skłonić ją do rezygnacji z biegu. Poradziła jednak, by to lekarz a nie sam zawodnicz czuwał nad zdrowiem biegacza. „Żaden start nie jest warty długotrwałej przerwy w bieganiu” - podkreśliła ultramaratonka. Dodała, że zawsze na 8 tygodni przed danym startem wzmacnia ciało poprzez cross trening. Współpracuje też z trenerem personalnym i bierze regularne masarze… w domu.

Jak wyjaśniała biegaczka, jej tygodniowy kilometraż oscyluje w granicach 120 mil (ok. 192 km). Biega 12-13 razy w ciągu tygodnia „na czas”, a jednostkowe treningi zamyka między 10 a 14 mil oraz 5-6 mil. Długie wybiegania Camille Herron mają kilometraż od 18 do 22 mil, a każda taka jednostka kontynuowana jest 35-50 minutowym rozciąganiem w sesji wieczornej.

Ultramaratońskim debiutantom zaleciła strukturyzowany trening maratoński, który „sprawdza się znakomicie na każdym dystansie”, nawiązanie współpracy z trenerem i wytrwałość. „Pokonywanie przeszkód to część życia każdego ultramaratończyka” - podkreśliła.

Internauci pytali Camille Heron o biegi górskie i biegi płaskie. Jak stwierdziła biegaczka, biegi na krótkich pętlach są „zaskakująco uspołecznionym wydarzeniem”, w którym biegacze dzielą się trasą, z głośników płynie muzyka. W czasie biegów Herron często rozmyśla o ulubionych utworach, ludziach którzy ją inspirują czy po prostu cieszy się otoczeniem.

Herron zaczęła biegać ok. 10 lat temu w biegach płaskich. Podkreśliła, że zostanie z dyscypliną, i to na wysokim poziomie sportowym, do końca życia. „Uwielbiam się ścigać i przesuwać granice swoich możliwości” - przyznała biegaczka. Dodała, że czuje się „pobłogosławiona talentem” i chce go wykorzystać najlepiej jak tylko się da.

Zapis AMA z Camille Herron dostępny jest TUTAJ.

red.


1000 mil Pawła Żuka w Atenach - coraz ciężej, ale rekordy już są!

$
0
0

W Atenach, na pętli Festiwalu Ultramaratonu robi się coraz trudniej. Wysypka i bąble już nie tylko powodują dolegliwości bólowe. Ich umiejscowienie zaczęło wpływać na zakres ruchu Pawła Żuka, który na swoim profilu mówi, że walczy o ukończenie biegu, czyli o przekroczenie mety 1600 km.

Robi to jednak w swoim stylu, na liście odhaczając kolejne rekordy. Po raz drugi w karierze przekroczył dystans 1000 km. Rok temu zrobił to na trasie Sir Chimnoy 10 Days. W Nowym Jorku 1000 km padło po 8 dniach 21 godzinach, 14 minutach i 49 sekundach i był to ówczesny rekord Polski. Był, bo w Atenach Paweł Żuk poprawił swój wynik o ok. 3 godziny - 8 dni, 18 godzin, 34 minuty i 39 sekund…. i pobiegł dalej po kolejny rekord!

W Nowym Jorku Paweł Żuk nabiegał w ciągu 10 dni 1062,166 km. W Atenach, mimo wszystkich problemów pogodowych i zdrowotnych, biegnie szybciej. Nowy rekord Polski w biegu 10-dobowym wynosi teraz 1130 km, czyli jest o 68 km lepszy od poprzedniego.

Meta zbliża się z każdym krokiem. Dzisiaj licznik pokazał już 1200 km.

Do końca już mniej niż 400 km. Ostateczny wynik zależy od stanu zdrowia Pawła.

Od początku biegu nasz zawodnik jest liderem morderczych zmagań. W tym momencie biegnący na drugiej pozycji Alexandros Afentoulidis traci do Polaka prawie 90 km i bardziej niż o pokonaniu Pawła musi myśleć o biegnącym za nim Rumunie. Nikolae Buceanu traci do Greka już tyko 16 km.

Wyniki na żywo: TUTAJ

IB


Dwa na dwa Małgorzaty Rencz. Rekordowa odsłona 4. Trail Kamieńsk [ZDJĘCIA]

$
0
0

Ponad 430 biegaczy ukończyło w minioną niedzielę 4. Trail Kamieńsk, co jest nowym rekordem frekwencji imprezy.

Zawodnicy mieli do wyboru dwie trasy wytyczone na terenach Góry Kamieńsk, której wysokość to 386 m n.p.m. Wśród startujących byli zarówno doświadczeni zawodnicy, jak i debiutanci, byli również stali bywalcy biegów organizowanych pod szyldem Trail czy Ultra Kamieńsk.

– Rok temu dużą część dystansu pokonałem spacerem, dzisiaj tylko ostatni podbieg był „podejściem”. Trasa wydaje się być szybsza, bardzo ciekawe było jej zakręcenie na szczycie góry – relacjonował Michał Robakowski, który po raz drugi zmagania zakończył na trzynastym miejscu. – Nie ukrywam, że z każdą małą górką liczyłem, że to już za nią jest długi zbieg. Po to jest trail, żeby nie było lekko, trasa super oznaczona, nie było najmniejszych wątpliwości jak biec. To było dobre przetarcie przed kolejnymi zawodami – ocenił.

Od zwycięstwa do zwycięstwa

Blisko 250 zawodników ukończyło zmagania na długim, 30-kilometrowym dystansie Trail Kamieńsk. Najszybciej nową trasę pokonał Maurycy Oleksiewicz z Łodzi, jeden ze stałych bywalców na imprezach organizowanych na Górze Kamieńsk. Czas zwycięzcy - 2:06:06.

Wśród Pań wygrała Małgorzata Rencz z miejscowości Orzesze. Wymagającą trasę pokonała w 2:46:11. Co ciekawe, pani Małgorzata wygrała również letnią edycję imprezy na dystansie 65 km.

– Na Górze Kamieńsk zadebiutowałam w ubiegłym roku podczas rywalizacji na dystansie 65 km, spodobało mi się, lubię trasy „trailowe”, a jeśli dodać do tego jeszcze dzisiejsze zimowe warunki, to mamy naprawdę bardzo fajną imprezę. Ta góra jest naprawdę wymagająca, trzeba mieć dobrą formę, żeby z nią nie przegrać – oceniła Małgorzata Rencz.

– W maju zamierzam wrócić na 5. Ultra Kamieńsk i po raz kolejny zmierzyć się z dystansem i najwyższym wzniesieniem w centralnej Polsce – zapowiedziała zwyciężczyni.

Doświadczenie procentuje

Na krótszym dystansie wystartowało 188 zawodników co jest nowym rekordem frekwencji. Dystans 6 km to bieg górski w stylu „anglosaskim”, z którym najlepiej poradził sobie jeden z najbardziej doświadczonych biegaczy górskich w Polsce, debiutujący w Trail Kamieńsk Piotr Koń z Ręczna. Czas zwycięzcy - 27:07.

Wśród Pań najszybsza okazała się Katarzyna Czerwińska, która z górą Kamieńsk zmierzyła się po raz drugi (debiut na 25 km w 2018 roku). Dystans 6 km pokonała w 32:15 zajmując 8. miejsce open!

Od „szóstki” do „sześćdziesiątki”

Kolejna impreza biegowa na Górze Kamieńsk odbędzie się w dniach 18-19 maja. Będzie to piata edycja Ultra Kamieńsk, w ramach której odbędą się trzy imprezy: Nocna Szóstka, Półmaraton z hakiem oraz bieg na dystansie 60 km. Zapisy wystartują na początku lutego.

Organizatorem 4. Trail Kamieńsk było Stowarzyszenie Bądź Aktywny, a współorganizatorami OSIR Góra Kamieńsk i firma inesSport. Honorowy patronat nad Trail Kamieńsk objął Burmistrz Kamieńska – Pan Bogdan Pawłowski oraz Starosta Powiatu Radomszczańskiego – Pani Beata Pokora.

Szczegółowe informacje dotyczące zawodów dostępne są na stronie www.ultrakamiensk.pl.

źródło: Organizator / opr. red.



Podlasie Białystok jedzie na Klubowy Puchar Europy w przełajach. Oglądaj "na żywo"!

$
0
0

Zawodniczki Podlasia Białystok wezmą udział w Klubowym Pucharze Europy w Biegach Przełajowych. Będzie to jedyna polska drużyna, która wystąpi w portugalskiej Albufeirze. 56. edycja zawodów odbędzie się już w ten weekend.

Rok temu białostoczanki były bliskie sprawienia dużej niespodzianki w imprezie. Jednak mimo indywidualnego zwycięstwa Katarzyny Rutkowskiej, punktów starczyło „tylko” - a może „aż” - na zajęcie czwartego miejsca. Triumfował portugalski Sporting Lizbona, znany na świecie głównie dzięki piłkarzom. Natomiast za Podlasiem Białystok uplasowały się kluby z Turcji, Wielkiej Brytanii, Włoch czy Belgii.

W tym roku Podlasie pobiegnie na Półwyspie Iberyjskim w nieco zmienionym składzie. Nie zabraknie oczywiście Katarzyny Jankowskiej (Rutkowskiej), która przed gospodarzy imprezy jest wymieniana wśród faworytek biegu, Pauliny Mikiewicz-Łapińskiej (rok temu była piętnasta) oraz Pauli Kopciewskiej (26. miejsce przed rokiem). Wzmocnieniem będą na pewno Aleksandra Brzezińska (czyżby transfer z MKL Toruń?) oraz uczestniczka Mistrzostw Europy Anna Gosk, która ostatnio wygrała przełaj w belgijskim Hannut.

- Wspólnie z dziewczynami będziemy walczyć o jak najwyższe lokaty. Ciężko powiedzieć, które będzie to miejsce drużynowo, bo co roku konkurencja jest inna, a biegi przełajowe są bardzo nieprzewidywalne, ale powalczymy. Rok temu nie mogła wystartować w Portugalii z powodu obowiązków służbowych. Teraz dostałam zielone światło i na pewno będę walczyć do samego końca. Dam z siebie wszystko. Presji nie czuję, nigdy nie czułam. Bieganie jest przyjemnością, odskocznią od codziennych obowiązków - powiedziała nam Anna Gosk.

Klubowy Pucharu Europy w Biegach Przełajowych zaplanowano na 3 lutego. Panie do pokonania będą miały dystans 6,090 m, natomiast mężczyźni - 9,730 m.

Start biegu pań o godz. 11:25 czasu lokalnego, czyli 12:25 czasu polskiego.

Na udział w imprezie nie zdecydował drużynowy mistrzostw Polski w biegach przełajowych z Żagania – LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża. Być może na to wpływ miał wynik z ubiegłorocznej edycji pucharu, gdy łomżanie finiszowali na odległym czternastym miejscu.

Transmisja „na żywo” z zawodów:

RZ


Jest trasa 14. Półmaratonu Warszawskiego

$
0
0

Do startu największego półmaratonu w kraju zostało 60 dni. Wiosna wystartuje w Warszawie 31 marca. Kilkanaście tysięcy biegaczy pokona tę samą trasę, którą pobiegli rok temu - informuje Fundacja "Maraton Warszawski".

Zeszłoroczna trasa półmaratonu spotkała się z bardzo dobrymi opiniami biegaczy. Jest szybka, atrakcyjna wizualnie, pozwala na komfortową organizację stref startu i mety dla kilkunastu tysięcy uczestników i ich kibiców. Przebieg jest też optymalny pod kątem czasowych zmian w organizacji ruchu.

Start półmaratonu zlokalizowany będzie na Nowym Mieście przy ulicy Konwiktorskiej. Uczestnicy ruszą w kierunku Placu Wilsona, a następnie Mostem Gdańskim udadzą się na prawą stronę Wisły. Blisko 1/3 trasy prowadzić będzie po praskiej stronie rzeki. Z powrotem do Śródmieścia trasa poprowadzi Mostem Świętokrzyskim. Z Powiśla biegacze udadzą się ulicą Rozbrat w kierunku Parku Agrykola. Ostatnie kilometry będą wiodły na południe - Wybrzeżem Kościuszkowskim i Wybrzeżem Gdańskim w kierunku mety zlokalizowanej przy Multimedialnym Parku Fontann (kliknij, by powiększyć).

Już w tej chwili swój start w biegu zadeklarowało ponad 8,5 tysiąca osób. Zapisy nadal trwają – wystarczy wejść na stronę pzupolmaratonwarszawski.com i kliknąć przycisk „Zapisz się”. Radzimy nie zwlekać z deklaracją udziału do ostatniej chwili – z końcem lutego wzrasta stawka opłaty startowej, a po 22 marca liczba pakietów będzie ograniczona.

Półmaraton Warszawski jest jednym z największych biegów ulicznych w Polsce i jednym z największych na tym dystansie w Europie. Bieg otrzymał certyfikat Road Race Silver Label przyznawany przez międzynarodową organizację IAAF. Imprezie towarzyszy też największa biegowa akcja charytatywna w kraju - #BiegamDobrze. Tegoroczny cel to MILION złotych zebrany na rzecz organizacji dobroczynnych przez uczestników biegu.

Do zobaczenia na trasie!

Źródło: Fundacja „Maraton Warszawski”


"To będę bardzo nowa ja". Joanna Jóźwik wraca na bieżnię! Z nowym trenerem, w nowym klubie, na... nowym dystansie [WYWIAD]

$
0
0

Wreszcie się doczekaliśmy! Joanna Jóźwik wraca do gry (na lekkoatletyczną bieżnię) po prawie półtorarocznej przerwie spowodowanej poważną kontuzją. Piąta zawodniczka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro (2016) i brązowa medalistka mistrzostw Europy z Zurychu (2014), od końca lata 2017 roku leczyła uraz biodra. Tuż przed 28 urodzinami (przypadają 30 stycznia) Joanna wróciła właśnie ze zgrupowania w południowoafrykańskim Potchefstroom i szykuje się do wielkiego powrotu: 5 lutego wystartuje w biegu na… 400 metrów podczas halowego mityngu Copernicus Cup w Toruniu.

Z Joanną Jóźwik porozmawialiśmy o dużych zmianach w jej życiu sportowym i prywatnym, a także o tym, jak spędziła półtora roku, kiedy nieco zniknęła nam z oczu.

Joanna Jóźwik: - To strasznie dużo czasu! Właśnie teraz, na obozie w RPA, zdałam sobie sprawę, że mój ostatni start miałam na początku września 2017 roku, w lidze lekkoatletycznej. To zresztą były mniej ważne zawody, przygotowywałam się do nich raptem 3 dni, a tak naprawdę to odpuściłam już miesiąc wcześniej, po mistrzostwach świata w Londynie.

- Przypomnisz, co się wtedy stało?

- Zakończyłam sezon, weszłam w roztrenowanie i pojechałam na wakacje. W końcu października, gdy wracałam powolutku do treningu, nagle zaczęło mnie boleć biodro. Borykałam się z tym, trochę pomogły zastrzyki, ale potem ból wrócił. Jak to typowy biegacz: myślałam, że da się to roztruchtać (śmiech), ale nic z tego. Było coraz gorzej. W połowie grudnia wróciłam z obozu w Portugalii i zrobiłam rezonans, który wykazał złamanie zmęczeniowe krętarza większego kości udowej i oderwany mięsień pośladkowy średni. Tragedia!

- „Sezon halowy stracony” – pomyślałaś pewnie?

- No tak, halę odpuszczamy, mam 4 miesiące na to, żeby spokojnie wyleczyć i zrehabilitować biodro, a latem wrócić na stadion i być w formie na Mistrzostwa Europy w Berlinie. Przez myśl mi nie przeszło, że z głowy będzie cały sezon! Niestety, z miesiąca na miesiąc coraz mocniej docierało do mnie, że biodro tak szybko się nie wyleczy. Musiałam wybrać: „wóz albo przewóz”. Albo leczę biodro porządnie do końca, albo je delikatnie podleczę i wystartuję w Berlinie, ale potem znowu będę się „bujała” z kontuzją. Stwierdziłam, że za 2 lata są igrzyska i zważywszy na to postawiłam na leczenie i wzmocnienie, żeby już nigdy więcej ten problem się nie pojawił.

- Co w takim razie robiłaś przez ten rok, kiedy Cię z nami nie było?

- Cały czas „tłukłam” trening zastępczy, głównie siłowy. Tego wymagała rehabilitacja: przede wszystkim siła maksymalna, żeby wspomóc produkcję kolagenu, który wpływa na regenerację ścięgna. Prawie codziennie siedziałam godzinami w siłowni, czasem nawet 2 razy dziennie, przez kilka miesięcy byłam pod opieką trenera przygotowania motorycznego zawodników MMA i bokserów. Trochę zmieniłam środowisko, z biegowego na ludzi sportów walki. Ale myślę, że taki odpoczynek dobrze mi zrobił: psychicznie nabrałam dystansu i świeżości, a mój organizm, ponieważ nie biegałam, też pewnie fajnie na to zareaguje, będzie bardziej chciał znowu biegać.

- Dobrze się odnalazłaś w środowisku wielkich, silnych ludzi? Ty jesteś drobną, filigranową dziewczyną…

- Czułam się początkowo jak ostatnia sierota! (śmiech). Oni robili swoje treningi siłowe i szybkościowe, a ja byłam takim klockiem (śmiech). Na szczęście patrzyli na mnie w miarę normalnie, może nie jak na koleżankę „z branży”, ale jak na zawodniczkę, która stara się wrócić do zdrowia. Mogłam zawsze liczyć na ich pomoc, była naprawdę bardzo fajna atmosfera.


- A miałaś jakieś propozycje „transferowe”? Żeby rzucić bieganie i wejść do ringu?

- Nieee, no coś ty… Raz byłam na treningu dżudoków, zrobiłam z nimi tylko rozgrzewkę i stwierdziłam, że to nie dla mnie (śmiech).

- Kiedy pierwszy raz wyszłaś znowu na bieżnię, żeby chociaż potruchtać?

- Początkowo próbowałam ruchu na bieżni mechanicznej, odrobinkę, 5 minut, 10… Znowu jednak zaczęłam czuć ból, więc musiałam przerwać na 2 tygodnie. I znów ćwiczenia. Potem spróbowałam truchtać w lesie i tak powoli, powolutku… Było, oczywiście, milion kolejnych momentów, kiedy biodro bolało z powrotem. Najgorsze było to, że jak po dłuższym czasie ćwiczeń i rehabilitacji już, już pojawiała się nadzieja, to po 2-3 treningach „bang!” – i znowu bolało. Ostatni raz tak było jeszcze w październiku, a więc 3 miesiące temu. W takich chwilach można się załamać… Pojawiały się nawet myśli, że może nawet nie będę mogła w ogóle wrócić do biegania! Na szczęście się udało… (uśmiech) Oczywiście, co jakiś czas pewnie będę coś czuła w tym biodrze i to już będzie wpisane w mój żywot, ale teraz jest wreszcie dobrze.

- A pamiętasz moment, kiedy wyszłaś potruchtać i pierwszy raz okazało się, że nie boli? Jakie to było uczucie?

- Najcudowniejsze na świecie! (śmiech) Jak się czegoś bardzo wyczekuje bardzo długo i w końcu się to osiąga, to jest wspaniale. Tak jak się osiąga trudny cel. To było w lipcu, mogłam wtedy biegać już 50 minut i nic mnie nie bolało. Nie mogłam jeszcze, oczywiście, dzień w dzień robić dużych obciążeń i kilometrażu, żeby sobie nie zaszkodzić, ale co jakiś czas wychodziłam a to na rower, a to na spacer w górach, a to na jakieś rozbieganie… W ten sposób powolutku wchodziłam w trening lekkoatletyczny. Ale do końca roku ciągle robiłam w ciągu dnia jeden trening medyczny z fizjoterapeutą i jeden biegowy, i to lekki. Do normalnego treningu (czyli biegania dwa razy dziennie) wróciłam dopiero na początku stycznia, przed kilkoma tygodniami.

- No, to decyzja o starcie w zawodach już na początku lutego jest, bym powiedział, dość odważną…

- Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! (śmiech)

- Podobno masz startować w Toruniu w biegu na 400 metrów. A przecież Joanna Jóźwik zawsze równało się 800?

- No i tak będzie, tak będzie, nie bój się! (śmiech) Na razie jednak przygotowanie do 800 metrów i duży kilometraż mogłyby mi zaszkodzić i spowodować komplikację w wyleczeniu biodra do końca. Zdecydowaliśmy więc z trenerem, że najpierw wejdziemy w trening szybkościowy, żeby poprawić moją dynamikę i prędkość, a to potem fajnie przełoży się na 800 metrów. Wiadomo, że im większa szybkość, tym lepsze możliwości.


- I chcesz biegać 2 okrążenia przez cały sezon halowy?

- Tak. Wyłącznie. Nic więcej. A co bym mogła jeszcze?

- Na przykład 200 metrów?

- Nie, no gdzie tam! Ja kompletnie nie potrafię startować z bloków!

- Ale na 400 też się zaczyna z bloków startowych!

- Wiem i właśnie to jest najgorsze, jak próbujemy na treningach, to się strasznie denerwuję! Ja to bym chciała z wysokiego startu, jak na 800… Na szczęście na 400 metrów jest więcej czasu i dystansu na nadrobienie strat ze startu (śmiech). Ale tak poważnie, ja nie traktuję startów w zawodach na 400 metrów docelowo, jakoś śmiertelnie poważnie. Wynik może nie być rewelacyjny, ale to nie jest dla mnie ważne. Chodzi o to, żeby wrócić do rywalizacji, poczuć znowu emocje, adrenalinę, przypomnieć sobie jak się do startu przygotowuje mentalnie. Wszystko po to, żebym wchodząc w sezon letni i startując na 800 m była do tego psychicznie przygotowana. Bo mówię Ci szczerze: jak sobie teraz pomyślę, że miałabym wystartować w biegu na 800 m, to mam o takie (Joanna pokazuje – red.) wielkie oczy ze strachu! Nie wyobrażam sobie na razie biegania na 800 metrów, jestem do tego kompletnie nieprzygotowana.

- Powiedziałaś wcześniej, że trening do 400 metrów i starty na tym dystansie przełożą się pozytywnie na Twój koronny bieg dwukrotnie dłuższy.

- Praktycznie wszystkie dziewczyny, które mają świetne „życiówki” na 800 metrów, dobrze biegają także 400. Masz odpowiedź.

- A potem będzie sezon letni i…?

- Mistrzostwaaa świaaataaa… (śmiech).

- Dasz radę zrobić mimimum?

- (śmiech) Ej! No jak nie? To jest takie mimimum. Mój plan mimimum na MŚ to zrobić minimum dające prawo startu w Dosze. Wskaźnik PZLA będzie pewnie wynosiło w granicach 2:00 min. A sezon jest tak długi, że nie ma co napinać się od razu. Damy radę! Najważniejsze, żebym była zdrowa, to reszta pójdzie dobrze.

- Na mistrzostwach świata w Katarze wystartujesz, oczywiście, na 800 metrów, a poza tym?

- Nic poza tym! Tylko na 800. No, chyba że… moje 400 będzie tak wybitne…

- Do tego właśnie zmierzam. Ty jesteś za młoda, żeby to pamiętać, ale w moich młodych czasach, w latach 70 i 80, było kilkoro znakomitych biegaczy, którzy na najwyższym światowym poziomie świetnie radzili sobie na 400 i 800 metrów. Była taka Jarmila Kratochvilova z Czechosłowacji, choć jej wyniki dzisiaj budzą duże kontrowersje, a zwłaszcza fenomenalny Kubańczyk Alberto Juantorena, który na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 roku zdobył złote medale na obu dystansach. A więc można?

- Można. Ale ja nie nastawiam się na łączenie tych dwóch dystansów. Mnie chodzi tylko o to, żeby poprawić 400 metrów i przełożyło się to na lepszy wynik na 800.


- W okresie, gdy z powodu kontuzji i leczenia zniknęłaś nam „z radarów”, sporo się w twoim życiu zmieniło. I sportowym, i prywatnym.

- Bardzo dużo. Po pierwsze zmieniłam barwy klubowe. Przeszłam z AZS AWF Warszawa do AZS AWF Katowice. W śląskim klubie widzę dla siebie zdecydowanie większe możliwości rozwoju. Mieszkam jednak nadal w Warszawie. W stolicy także trenuję, w Lesie Bielańskim i na obiektach AWF, ponieważ spod Warszawy jest mój nowy trener.

Bo po drugie – zmieniłam trenera. Nie pracuję już z Andrzejem Wołkowyckim, moim opiekunem jest Jakub Ogonowski, od 2 lat szkoleniowiec Karola Zalewskiego (halowego mistrza świata w sztafecie 4x400 m – red.). Kuba bardzo dobrze mnie zna jako zawodniczkę, od 6 lat jest na bieżąco z moim treningiem i jako jedyny, poza trenerem Wołkowyckim, wie, jakiego treningu szybkościowego ja potrzebuję. Brałam też pod uwagę trenera Zbigniewa Króla (szkoleniowiec Adama Kszczota, mistrza Europy i wicemistrza świata na 800 m – red.), trochę więcej jednak przemawiało za Kubą Ogonowskim.

- Ale dlaczego w ogóle postanowiłaś zmienić trenera?

- Dlatego, że po tak poważnej kontuzji bałam się wrócić do tego samego reżimu treningowego. Nie byłabym w stanie zaufać dotychczasowemu trenerowi, zapewne mocno kłóciłabym się o to, co i jak mam robić na zajęciach, z jakim obciążeniem trenować. Potrzebowałam dużej zmiany, nowych bodźców, żeby problem biodra więcej się nie pojawił.

- Zmian sportowych zatem niemało, nie brakuje także tych w życiu prywatnym. Podobno zmieniłaś faceta?

- (śmiech) Zaraz… to, że się rozstaliśmy (z Adamem Niedźwiedziem, zawodnikiem MMA – red.), nie znaczy, że zmieniłam (śmiech). No, rzeczywiście, dużo zmian w moim życiu ostatnio, i w sportowym, i w prywatnym.

- Wróćmy zatem na koniec do sportu. Jak będą wyglądały najbliższe dni, poprzedzające wielki „come back” na bieżnię Joanny Jóźwik?

- Po powrocie z RPA, mam kilka treningów w Warszawie i Spale, a w niedzielę 3 lutego – pierwszy start w Spale, na kontrolnym mityngu PZLA. No i we wtorek 5 lutego w Toruniu – Copernicus Cup. Wracam do gry!

- No to życzę Ci, oczywiście, jak najszybszego powrotu do wysokiej formy, ale przede wszystkim – żebyś była wreszcie zdrowa.

- Tak. Najważniejsze, żeby mnie biodro nie bolało i żebym mogła normalnie trenować.

- Trzymam zatem kciuki i dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. arch. prywatne zawodniczki


Czternastu (!) poniżej 60'. Półmaraton w Ras Al Khaimah 2019 prezentuje elitę

$
0
0

Szejkowie chcą wstrząsnąć biegowym światem i sprawić, by półmaraton w Ras Al Khaimah odzyskał miano najszybszego na świecie. Na starcie staną zawodnicy i zawodniczki gwarantujący zawrotne tempo. Przygotowano dla nich nową trasę.

Przez lata półmaraton rozgrywany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dostarczał wielu doskonałych wyników. Padły tam w sumie trzy rekordy świata, ostatni w 2017 roku przez Kenijkę Peres Jepchirchir - 1:05:06. Tylko w zeszłym roku aż siedmiu biegaczy złamało 60 minut.

Teraz jednak wszystkie oczy zwrócone są na Walencję. Hiszpańskie miasto posiada trzy aktualne rekordy w półmaratonie: męski - 58:18, kobiecy - 1:04:51 i kobiecy w biegu bez udziału mężczyzn - 1:06:11. Szejkowie chcą zmiany tego stanu rzeczy – w tym roku zaszaleli z elitą.

Mężczyźni

W składzie męskiej elity jest aż 14 (!) zawodników z życiówkami poniżej 60 minut.

Najlepszy wynik posiada Etiopczyk Abadi Hadis - medalista mistrzostw świata w biegach przełajowych. We wspomnianej Walencji uzyskał rezultat 58:44, co dało mu trzecie miejsce.

Niewiele słabszą życiówkę, bo 58:48, wpisuje w CV Kenijczyk Jorum Okombo. W 2017 r. w Kopenhadze wynik ten dał mu drugie miejsce Oczko niżej w tym samym biegu uplasował się rodak Alex Korio, który ustanowił życiówkę 58:51. W Ras Al Khaimah panowie będę mieli okazję do rewanżu.

Wśród faworytów jest też dwóch zawodników ze Starego Kontynentu: naturalizowany Turek Kaan Kigen Ozbilen - wicemistrz Europy w półmaratonie z 2016 roku, który posada rekord życiowy 59:58 z 2011 roku (jeszcze pod flagą kenijską), oraz utalentowany młody Szwajcar Julien Wanders - rekordzista Europy w biegu na 10 km i rekordzista Szwajcarii w półmaratonie z czasem 1:00:09. Rekord Europy Mo Faraha - 59:32 - jest poważnie zagrożony.

Kobiety

Bardzo silna jest też obsada biegu pań. Odzyskać rekord świata chce wspomniana Peres Jepchirchir, z życiówką 1:05:06.

Drugi rekord świata połamać może Etiopka Netsanet Gudeta, która póki co ma najlepszy wynik, ale w biegu bez udziału mężczyzn (1:06:11).

Kolejną kandydatką do wygranej jest jej rodaczka Zeineba Yimer z najlepszym wynikiem w karierze 1:06:21.

W walkę faworytek może się wmieszać reprezentantka Zjednoczonych Emiratów Arabskich - Alia Mohammed Saeed. 28-letnia biegaczka pochodzi z Etiopii, ale od 2010 roku reprezentuje już nową ojczyznę. Jej życiówka to 1:06:13 z ubiegłego roku z… Walencji.

Na biegaczy czekać ma nowa trasa, prowadząca m.in. w okolicach sztucznego półwyspu Al Marjan Islands.

13. edycja półmaratonu w Ras Al Khaimah rozegrana zostanie 8 lutego.

Elita mężczyzn:

  • Abadi Hadis (ETH) 58:44
  • Jorum Okombo (KEN) 58:48
  • Alex Korio (KEN) 58:51
  • Daniel Kipchumba (KEN) 59:06
  • Stephen Kiprop (KEN) 59:21
  • Fikadu Haftu (ETH) 59:22
  • Amedework Walelegn (ETH) 59:22
  • Benard Ngeno (KEN) 59:22
  • Edwin Kiprop Kiptoo (KEN) 59:28
  • Abel Kipchumba (KEN) 59:29
  • Lelisa Desisa (ETH) 59:30
  • Morris Gachaga (ETH) 59:36
  • Mule Wasihun (ETH) 59:44
  • Kaan Kigen Ozbilen (TUR) 59:58
  • Asefa Tefera (ETH) 60:07
  • Julien Wanders (SUI) 60:09
  • Gabriel Geay (TAN) 60:26
  • Sisay Lema (ETH) 62:06

Elita kobiet :

  • Peres Jepchirchir (KEN) 65:06
  • Netsanet Gudeta (ETH) 66:11
  • Alia Mohammed Saeed (UAE) 66:13
  • Zeineba Yimer (ETH) 66:21
  • Degitu Azmeraw (ETH) 66:47
  • Delvine Meringor (KEN) 67:48
  • Valary Jemeli Aiyabei (KEN) 67:50
  • Naom Jebet (KEN) 68:22
  • Etagegn Woldu (ETH) 69:20
  • Senbere Teferi (ETH) – debiut

RZ


Bytom jako pierwszy uczci pamięć Żołnierzy Wyklętych. Wyjątkowy medal!

$
0
0

24 lutego w Bytomiu odbędzie się czwarta edycja Bytomskiego Biegu Pamięci Żołnierzy Niezłomnych im. Piotra Woźniaka. Impreza, w której przed rokiem wystartowało pół tysiąca zawodników, będzie miała jeszcze bardziej wyjątkowy charakter. Przyczyni się do niego nie tylko patriotyczna oprawa biegu, ale też obecność żołnierzy na starcie.

Bieg nieco wyłamuje się z ogólnopolskiej konwencji imprez poświęconych pamięci Żołnierzy Wyklętych, które odbywają się tydzień później: - Biegi z cyku „Wilczym tropem” mają miejsce m.in. w Katowicach i Gliwicach – mówi Katarzyna Szołtysik-Kaczmarek, jedna z organizatorek bytomskich zawodów. - Postanowiliśmy „nie zagęszczać” mapy podobnych imprez, jakie odbywają się w naszym regionie w jednym dniu . Dlatego tydzień wcześniej proponujemy bytomski bieg, poświęcony pamięci żołnierza wyklętego, który po zakończeniu swojej walki, a potem po wyjściu z ciężkiego więzienia mieszkał w naszym mieście.

W tym roku po raz pierwszy zaplanowano odrębną klasyfikację służb mundurowych. Jest ona dedykowana funkcjonariuszom służb mundurowych: wojska, policji, straży pożarnej, straży miejskich, straży więziennej oraz innych służb, harcerzom, uczniom klas mundurowych oraz członkom grup rekonstrukcji historycznej, posiadającym umundurowanie spełniające warunki regulaminu.

Warunkiem jest bieg w mundurze, na który składają się: „spodnie mundurowe długie, bluza mundurowa z długimi rękawami, pas skórzany i buty mundurowe (nie biegowe) skórzane, sięgające powyżej kostek, na grubej podeszwie.” Na starcie i mecie będą też obecni członkowie Grupy Rekonstrukcji Historycznej Narodowych Sił Zbrojnych "Rodzynki" z Żywca, którzy przed rokiem wzbudzali spore zainteresowanie wręczając medale.

Oczywiście w biegu na dystansie 5 km mogą wziąć udział wszyscy chętni. Warto zaznaczyć, że organizator ustalił dolną granicę wieku uczestników na 14 lat, propagując pamięć o Żołnierzach Niezłomnych wśród młodzieży. Podobny cel ma także dopracowana w każdym szczególe oprawa graficzna biegu. Co roku uczestnicy biegu mogą liczyć na wyjątkową koszulkę w pakiecie i unikatowy medal. Ich projekt jest w każdej edycji inny, ale zawsze starannie dopracowany.

Dwa lata temu motywem był symbol Polski Walczącej wpisany w kształt granic II Rzeczpospolitej, czyli obszaru, na którym walczyli Żołnierze Niezłomni. Przed rokiem medal Bytomskiego Biegu Pamięci Żołnierzy Niezłomnych łączył znak Polski Walczącej z symbolem Związku Jaszczurczego, na bazie którego w 1942 roku powstały Narodowe Siły Zbrojne. Tegoroczny medal utworzy symbol Narodowych Sił Zbrojnych wpisany w kształt granic II RP i umieszczony na tle flagi Polski.

Zapisy na bieg potrwają do 8 lutego, ale do końca stycznia obowiązuje niższa opłata startowa (45 zł). Później zapisy będą możliwe tylko w biurze zawodów w wyższej cenie (65 zł). Bieg wystartuje 24.02.2019 o godz. 13:00 w Parku im. Franciszka Kachla. Trasa biegu będzie prowadziła m.in. ulicą Piotra Woźniaka, którego imię nosi bieg oraz w pobliżu cmentarza Mater Dolorosa, gdzie znajduje się miejsce jego wiecznego spoczynku.

Limit czasu na pokonanie 5 km to 60 minut. Organizator dopuszcza start osób na wózkach oraz maszerujących techniką nordic walking, pod warunkiem, że zmieszczą się one w limicie czasu. Nie przewidziano odrębnych klasyfikacji. 

Regulamin oraz zapisy: TUTAJ

KM


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>