Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Drużynowe Mistrzostwa Europy Bydgoszcz 2019: Maskotka zaprezentowana, imię wybrane

$
0
0

Organizatorzy Drużynowych Mistrzostw Europy, które premierowo od 9 do 11 sierpnia odbędą się w Bydgoszczy, zaprezentowali maskotkę imprezy. Imię dla sympatycznego zwierzaka – BRYSIO – wyłoniło głosowanie internautów.

– Ryś jest to zwierzę szybkie, zwinne i skoczne, co współgra z cechami, jakie trzeba mieć uprawiając lekką atletyką. Ponadto jest to gatunek, który w naszym kraju od 1995 roku jest pod ochroną, a obecnie na terenie Polski żyje już tylko 40 osobników. Chcemy więc przy okazji także zwrócić uwagę na to, iż należy szczególnie zadbać o ten gatunek – wyjaśniał na prezentacji maskotki prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Lekkiej Atletyki i Dyrektor Generalny Drużynowych Mistrzostw Europy Bydgoszcz 2019 Krzysztof Wolsztyński.

W ramach konkursu na imię dla maskotki mistrzostw, nadesłano prawie 70 zgłoszeń. Zwycięzcę ogłosiła Iga Baumgart-Witan, członkini złotej sztafety 4x400m. Zwycięską propozycję nadesłał Pan Waldemar Grzonka.

– Duża impreza seniorska w Bydgoszczy jest wyróżnieniem dla polskich lekkoatletów. Mam nadzieję, że uda się nam zdobyć mistrzostwo drużynowe, tym bardziej, że będziemy rywalizować u siebie. Nie mogę się już doczekać mistrzostw i liczę na wsparcie kibiców – mówiła z uśmiechem Iga Baumgart-Witan.

Bilety na Drużynowe Mistrzostwa Europy Bydgoszcz 2019. Można je nabyć w serwisach www.ticketmaster.pl oraz www.ebilet.pl. Jak poinformował organizator, na imprezę sprzedano już 2 tysiące wejściówek.

– Dzięki dobrym wynikom polskich lekkoatletów oraz bardzo wcześnie rozpoczętej promocji sprzedaliśmy już dwa tysiące biletów. Nie spodziewaliśmy się takiego zainteresowania tak wcześnie. Co więcej, mamy zapytania z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji oraz Szwecji w sprawie biletów na mistrzostwa – przekazał organizator.

– Cieszę się, że do Bydgoszczy przyjadą najlepsi lekkoatleci z Europy, dwanaście najlepszych reprezentacji. Jest to wielka szansa dla miasta, ale także spore wyzwanie organizacyjne – mówił Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski.

Strona mistrzostw: https://bydgoszcz2019.p

źródło: Organizator



Biegnij Warszawo w randzie MP kobiet na 10 km. Komu medale?

$
0
0

Przez lata wysoka frekwencja Biegnij Warszawo nie zawsze szła w parze z wysokim poziomem sportowym. W najbliższą niedzielę może to się zmienić. Z okazji jubileuszowej 10. edycji imprezy, w Warszawie rozegrane zostaną Otwarte Mistrzostwa Polski kobiet na 10 km.

„Wyczyn skraca życie”

Tradycyjnie na początku października fala biegaczy w identycznych - tym razem niebieskich - koszulkach, opanuje centrum miasta. Pierwsza edycja odbyła się już w 2009 roku, choć korzenie tego wydarzenia sięgają znacznie wcześniej i zawodów Run Warsaw na 5 km. Stołeczni organizatorzy zawsze chcieli połączyć wodę z ogniem, czyli rekreację i wyczyn, z akcentem na to pierwsze.

– Nasz trzon organizacyjny wywodzi się z wyczynu i zdajemy sobie sprawę, że uprawianie sportu wyczynowego nawet na poziomie amatorskim bardzo eksploatuje organizm i skraca życie. Natomiast rekreacja wydłuża życie. Nasza misja to zachęcanie do aktywności, a nie wprowadzanie współzawodnictwa. Cieszy nas, że nasi finiszerzy mają uśmiech na twarzy, a nie grymas bólu – powiedział nam Bogusław Mamiński, wicemistrz świata w biegu na 3000 m z przeszkodami 1983 roku, organizator Biegnij Warszawo.

Powierzenie organizacji 7. Otwartych Mistrzostw Polski kobiet na 10 km właśnie Biegnij Warszawo przyjęto w środowisku biegowym jako mała niespodzianka. Stolica nigdy nie gościła tych mistrzostw, za to aż trzy razy zawody rozgrywano w Bielsku Białej, dwa razy w Łodzi i raz w Płocku.

– Chcemy być liderem pod względem frekwencji kobiet. Z tym zawsze jest problem. Szacuje się, że w biegach ulicznych tylko ok. 30% to płeć piękna. My z roku na rok przekraczamy ten odsetek. Myślę, że Mistrzostwa Polski to dobra promocja kobiecego biegania. Dodatkowo za 2 tygodnie mamy tylko bieg dla kobiet – Irena Womens Run. Chcielibyśmy doprowadzić do tego, by było tak jak jest w USA, gdzie frekwencja układa się pół na pół, a nawet do tego, by biegaczek było nieco więcej niż biegaczy – wskazuje Bogusław Mamiński.

Kandydatek do medali sporo

Złotego medalu wywalczonego przed rokiem w Łodzi nie będzie bronić Izabela Trzaskalska. Uczestniczka Mistrzostw Europy w maratonie ma już zaplanowany inny start na najbliższy weekend. Jedyną zawodniczką, która rok temu stawała na podium czempionatu i co najmniej chce powtórzenia tamtego sukcesu - srebrnego krążka - jest Ewa Jagielska. Nie tak dawno w Krynicy-Zdroju, podczas Życiowej Dziesiątki uzyskała czas 33:11 i wygrała MP Masters. W T-Mobile Biegu na Piątkę Biegu, towarzyszącemu 40. PZU Maratonowi Warszawskiemu, uzyskała wynik 16:16.

O kolejny sukces w stolicy powalczy Anna Łapińska, która w miniony weekend podczas jubileuszowego maratonu byłą druga, poprawiając rekord życiowy (2:38:40). Na początku września Pani Anna wygrała 4F Wieczorny Półmaraton Praski z życiówką 1:16:07. Jej najlepszy wynik w karierze na 10 km to 36:59 z 2016, najwyższy czas się z nim rozprawić.

Faworytką wyścigu do medali jest znana z występów na bieżni Renata Pliś, która w czerwcu na ulicach Ursynowa została mistrzynią Polski na 5 km z czasem 16:33, wyprzedzając wspomnianą Ewę Jagielską. Rekord życiowy wielokrotnej reprezentantki Polski wynosi 33:07 i pochodzi z Biegu Oshee A.D. 2015.

Do walki o podium powinna włączyć się jeszcze Aleksandra Lisowska, która wiosną zmiażdżyła rekord życiowy w maratonie o prawie 7 minut, a także wygrała zawody w Birmingham na 10 km z najlepszym wynikiem w karierze 34:14.

Na liście startowej Biegnij Warszawo jest też Monika Kaczmarek, czyli aktualna brązowa medalistka MP na 5 km, która posiada życiówkę 34:25. Pobiegnie też wracająca po kontuzji wicemistrzyni świata w biegach górskich - Dominika Stelmach, z najlepszym wynikiem w karierze 35:10. Ostatnio, podczas wspomnianego biegu na 5 km Maratonu Warszawskiego była piąta, z wynikiem 17:04.

Na medalistki Mistrzostw Polski oprócz gratulacji i ucisków dłoni czekają też nagrody finansowe - od 2000 zł za złoto, przez 1500 zł za srebrny medal po 1000 zł za brąz.

Nowa trasa? „Będziemy rozważać”

Mimo zapowiedzi mówiących o tym, że jubileuszowa trasa Biegnij Warszawo może ulec zmianie, ostatecznie uczestnicy pobiegną dobrze znanymi sobie ulicami. Ruszą z ul. Czerniakowskiej. Dalej tłum biegaczy przeleje się Agrykolą, Al. Ujazdowskimi i pl. Trzech Krzyży. Meta usytuowana będzie przy ul. Łazienkowskiej, tuż przy stadionie Legii.

– Już piąty rok biegniemy tą samą trasą, bo uczestnicy ją polubili. Po prostu. Przyjeżdża do nas wiele osób spoza Warszawy i fajnie jest pobiec Marszałkowską, Alejami czy pl. Trzech Krzyży. To jest promocja miasta – mówi Bogusław Mamiński. I dodaje: – Faktycznie rozważaliśmy zmianę, ale pytaliśmy biegaczy i raczej nie chcieli zmian. Dodatkowo trasa jest mało uciążliwa, bo nie przecinamy torów tramwajowych. Ta impreza odbywa się sprawnie.

– Co będzie dalej? Będziemy rozważać, ale już od jedenastej edycji – zapowiedział Bogusław Mamiński, którego spotkaliśmy akurat chwilę po treningu, gdy obiegał ze znajomymi trasę Biegnij Warszawo. W niedzielę pobiegnie nią raz jeszcze, ale już jako uczestnik, z numerem 10 000.

Zapisy trwają, ale rekordu (raczej) nie będzie

Ile osób zobaczymy na ulicach Warszawy? Jak do tej pory zgłosiło się blisko 9000 osób, oraz 3000 uczestników akcji „Maszeruję – Kibicuję”. Rekord frekwencji z 2013 roku - 11 856 biegaczy - wydaje się być niezagrożony.

10. Biegnij Warszawo wystartuje 7 października o godzinie 12. O godzinie 12:25 z ul. Szwoleżerów ruszy „Maszeruje-Kibicuje” na 5 km. Obszerna relacja z imprezy jeszcze w niedzielę w naszym portalu – zapraszamy!

10. Biegnij Warszawo w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

RZ


Gdynia Półmaraton z nową trasą i... bez sponsora tytularnego?

$
0
0

Przyszłoroczna edycja imprezy, która odbędzie się 17 marca będzie próbą generalną przed Mistrzostwami Świata w Półmaratonie, które odbędą się w Gdyni w marcu 2020 roku - informują organizatorzy imprezy w komunikacie prasowym.

W toku przygotowań do mistrzostw okazało się, że konieczna jest zmiana trasy biegu. - Zmianę wprowadzimy już w najbliższej edycji Gdynia Półmaratonu. Nie mogę jeszcze zdradzić przebiegu całej trasy, ale już teraz wiemy, że zawodnicy będą finiszować na Plaży Miejskiej w Gdyni – wyjaśnia cytowany w komunikacie Piotr Jakubik, dyrektor marketingu imprezy.

Organizatorzy zapowiadają też kolejne "niespodzianki", m.in. możliwość samodzielnego decydowania o zawartości pakiety startowego. Z usług dodatkowych wymieniają m.in. grawerowanie medalu, finisher photos czy usługę dostarczenia pakietu startowego do domu.

Nie zabraknie wydarzeń towarzyszących. Wśród nich – sztafeta półmaratońska i biegi dla dzieci. Ponownie powstanie też specjalna strefa dla kobiet, odbędzie się kolejna edycja konkursu Mistrz Kibicowania oraz "zupełnie nowa inicjatywa dla biegaczy, którzy planują swój pierwszy start w półmaratonie". Na szczegóły tej ostatniej przyjdzie nam jednak poczekać.

Co ciekawe, na 6 miesięcy przed startem impreza z grona sponsorów imprezy zniknął partner tytularny - firma ONICO. Jeszce w marcu, w komunikacie dot. prerejestracji na bieg (w sumie 800 zgłoszeń) sponsor znajdował się w nazwie i logotypie imprezy. W obliczu przyszłorocznych MŚ to nienajlepsza informacja płynąca z Gdyni; poprzednie dwie edycje półmaratońskich mistrzostw sponsorów tytularnych miały - The IAAF/Trinidad Alfonso World Half Marathon Championships Valencia 2018 / Cardiff University World Half Marathon 2016 / IAAF/AL-Bank World Half Marathon Championships 2014. 

Poprosiliśmy organizatora i samą firmę ONICO o komentarz w tej sprawie. 

Zapisy do Gdynia Półmaratonu 2018 już ruszyły. Limit uczestników to wyniesie 10 tysięcy osób. Szczegóły w serwisie SlotMarket.pl. 

W ubiegłym roku gdyńską połówkę ukończyło 5 867 osób. Blisko jedną trzecią stanowiły kobiety.

3. ONICO Półmaraton Gdynia dla Ugandyjczyka. Polacy...

red. / mat. pras.


Bieg na Piątkę otworzył maratoński weekend w Rzeszowie [ZDJĘCIA]

$
0
0

Prawie 700 biegaczy wystartowało w 4. Biegu na Piątkę o Puchar Pratt&Whitney w Rzeszowie. Zmaganiom towarzyszyły biegi młodzieżowe.

Zawodnicy w biegu głównym wystartowali w samo południe spod Millenium Hall. 
 
Wygrał wielokrotny reprezentant Polski Mateusz Demczyszak z LŁKS „Prefbet Śniadowo"Łomża, który przybiegł na metę z czasem 14:29. Ma na w swoim dorobku siedem medali mistrzostw Polski seniorów oraz siedem krążków halowych mistrzostw kraju. Stawał także na podium młodzieżowych mistrzostw Polski.

Demczyszak o 6 sekund wyprzedził Ukraińca Rusłana Savczuka i o 33 sekundy Patryka Marszałka.
 
Wśród pań zwyciężyła również wielokrotna reprezentantka Polski - Izabela Trzaskalska z AZS UMCS Lublin, z czasem 16:20. W swoim dorobku ma m.in. medale mistrzostw Polski w biegu na 5000 m, półmaratonie i maratonie oraz w biegach przełajowych. Iza wyprzedziła Ukrainki Oksanę Raitę i Valerię Zinenko.

Zwycięzcy zarobili po 1400 zł (700 za wygraną open i 700 zł za triumf w kat. Najlepszy Polak/Polka)

Szczegółowe wyniki: TUTAJ

Biegu na Piątkę o Puchar Pratt&Whitney w otworzyła maratoński weekend w Rzeszowie. W niedzielę ponad pół tysiąca osób pobiegnie w 6. PKO Maratonie Rzeszów. Kolejne 500 osób wybrało sztafetę maratońską - to już piąta edycja drużynowych zmagań w mieście nad Wisłokiem. 
 
Organizatorem maratońskiego weekendy w stolicy Podkarpacia jest Stowarzyszenie Rzeszów Biega, a partnerami Urząd Miasta Rzeszowa, CH. Millenium Hall i Pratt&Whitney.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Grand Prix Warszawy: Weteran „dowalił” kolegom [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Lesie Kabackim rozegrano przedostatni etap Grand Prix Warszawy. Dopisała aura, ale nie frekwencja. Okazało się też, że nie zawsze pierwszy na mecie musi być tym najszybszym.

Wielkie brawa witały Tadeusza Andrzejewskiego, który jako pierwszy dotarł do mety. Choć nie dało mu to wygranej, dla wielu właśnie 86-letni mężczyzna był dziś zwycięzcą. Doświadczony biegacz na 10-kilometrową trasę wyruszył godzinę przed zasadniczą stawką. W pokonaniu dystansu wspomagał się kijami. Usprawiedliwiał się problemem z kolanem.

Pan Tadeusz uzyskał wynik 1:38:05, co po zsumowaniu czasów dało mu 158. miejsce - ostatnie. Przecinając metę – triumfował. „Tyle nie chciałoby mi się pobiec” – skomentował jeden ze stojących obok starszych panów, co tylko podkreśliło wynik seniora.

– Byłem pierwszy. Chwalę się właśnie przed kolegami, że im dowaliłem (śmiech). Postaram się jeszcze wybrać kilka biegów w ciągu roku. Nie poddaje i nie wyłączam, chociaż okoliczności sprzyjają rezygnacji. Z powodu kontuzji kolana korzystam z kijków. Zrezygnowałem z maratonów i półmaratonów, ale nigdy z żadnego biegu się nie wycofałem. Chce te passę podtrzymać - powiedział nam pan Tadeusz Andrzejewski.

Doświadczony biegacz jest jednym z nielicznych, którzy startują w Grand Prix Warszawy od samego początku, a trwa właśnie 29. sezon cyklu. Na swoim koncie ma ponad 80 maratonów i biegów ultra. Na królewskim dystansie debiutował w 1988 roku mając 55 lat. Wcześniej uprawiał różne dyscypliny: biegał na 400 m, grał w siatkówkę i był nawet sędzia, uprawiał strzelectwo i boksował.

– Grand Prix Warszawy bardzo zmieniło się przez lata. Kiedyś startowało tu może sto osób. Spotykaliśmy się też w innej części Lasu Kabackiego. Potem się to wszystko rozrastało. Moich znajomych startuje coraz mniej. Kiedyś każdy tu był kumpel. Teraz biega dużo młodych osób. Taka kolej rzeczy – wspominał nasz rozmówca.

Terminarz nie sprzyjał frekwencji. Rywalizowano dobę przed Biegnij Warszawo i tydzień po 40. PZU Maratonie Warszawskim. Nie zabrakło jednak osób, które szukają takich kameralnych biegów.

– Ten bieg to dla mnie priorytet. Biegam tu od 2003 roku, z krótką przerwą na kontuzje. Staram się być tu zawsze. To jest okazja nie tylko do biegania, ale też do spotkań towarzyskich. Oczywiście tych starszych biegaczy jest coraz mniej, ale przychodzą nowe osoby. Mamy taką sztafetę pokoleń. Zdecydowanie wole takie imprezy niż masówki –powiedziała nam Anna Chmielowiec z KB Galeria.

Pod nieobecność faworytów cyklu: Artura Jabłońskiego, Sebastiana Polaka czy Marty Kaźmierczak, pole do popisu mieli inni biegacze. Wygrali Marcin Stupak, z wynikiem 34:23, oraz Marta Jusińska z czasem 40:21.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Marcin Stupak - 34:23
2. Daniel Urmanowski - 34:33
3. Jędrzej Josypenko - 35:06

Kobiety:

1. Marta Jusińska - 40:21
2. Bożena Josypenko - 40:50
3. Justyna Jasłowska - 41:02

RZ


2. Cross Duathlon Gdańsk dla Bartosza Banacha [ZDJĘCIA]

$
0
0

Bartosz Banach znalazł receptę na zwycięstwa w gdańskich imprezach, które od uczestników wymagają znacznego wysiłku. Po tegorocznym tryumfie w lipcowym Triathlonie Gdańsk, teraz dołożył pewną wygraną w drugiej edycji Cross Duathlonu Gdańsk.

W tym roku na starcie zawodów organizowanych przez Gdański Ośrodek Sportu stanęło 160 uczestników. To duży wzrost frekwencji w porównaniu do debiutu tej imprezy w 2017 roku, kiedy to wystartowała niespełna setka zawodników. Do pokonania mieli niezwykle ciekawą i urozmaiconą trasę w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym składającą się z rund: 5 km biegu, 17 km roweru i ponownie 5 km biegu. Całość tworzyła kompilację wszystkich najważniejszych elementów biegania i kolarstwa górskiego, z sumą przewyższeń wynoszącą 283 metry. Dopisała także pogoda.

Pierwszy etap biegowy zapowiadał bardzo interesującą walkę o zwycięstwo w gdańskiej imprezie. Po pięciu kilometrach najszybszy był Maciej Kubiak, świeżo upieczony brązowy medalista Mistrzostw Polski w Duathlonie. Mocne tempo zapewniło mu wyraźną przewagę nad resztą stawki. Jako drugi w strefie zmian pojawił się Bartosz Banach. Ponieważ jazda rowerem należy do największych atutów tego zawodnika, kibice mogli być pewni, że na tej części trasy mogą nastąpić ciekawe rozstrzygnięcia.

Jak się okazało, Banach (Gdańsk - Torus Apteka Gemini) faktycznie bardzo mocno naciskał i po rundzie rowerowej jako pierwszy, z dużą przewagą wyruszył na ostatnie 5 kilometrów zawodów. Spokojnie kontrolował przebieg rywalizacji i niezagrożony minął linię mety z czasem 1:15:04.

- Po pierwszym biegu miałem około minuty straty, a ponieważ nie wiedziałem, jak kolega będzie jeździł na rowerze, więc to wcale nie był taki spokojny start. Dopiero jak dogoniłem go na trasie rowerowej, a pozostało jeszcze 3/4 dystansu do przejechania, przekalkulowałem sobie, że jadąc podobnym tempem powinienem wypracować sobie przewagę przed drugim biegiem. To dało mi komfort, bo gdy już wbiegałem do lasu to słyszałem, że drugiego zawodnika nie ma jeszcze w strefie zmian – zauważa 32-letni zawodnik. Na mecie Bartosz Banach zapewniał, że jeśli tylko kalendarz startów pozwoli, powróci na gdański Cross Duathlon przy okazji kolejnej edycji zawodów.

- Świetna impreza, świetna trasa, dobrze, że dzisiaj było ciepło, mam nadzieję, że podczas kolejnych startów tutaj również tak będzie. To chyba jedyna taka impreza przebiegająca po tak pięknej trasie. Jestem z Gdańska, więc zachęcam wszystkich, żeby startowali w tych zawodach – zakończył Bartosz Banach.

Drugi na mecie zameldował się Maciej Kubiak (Reda – Endure Zoeller) z wynikiem 1:16:26. Trzecie miejsce wywalczył Jakub Krzemiński (Gdańsk – Bike Up Europell) z rezultatem 1:19:13.

Najlepszą z pań okazała się Monika Kubiak (Gdańsk), która wygrała tutaj również rok temu. Jej wynik 1:35,59 okazał się lepszy od tego z 2017 roku o ponad 4 minuty. Jako druga na mecie pojawiła się Ewa Lemke (Gdynia – SportEvo Active Life) z czasem 1:36:30. Miejsce na podium uzupełniła Magdalena Matulewicz (Młynary – 3athlete), która na pokonanie dystansu potrzebowała 1:38:26.

- W zeszłym roku wygrałam, teraz myślałam, że się nie uda, dlatego jestem bardzo zadowolona. Miałam nadzieję na trzecie miejsce, a skończyłam na pierwszym. Pierwszy bieg nieco sknociłam, ale potem było już dobrze. Pod koniec trasy pilnowałam drugiego miejsca, ale na ostatnim zbiegu zauważyłam różowy strój. Wiedziałam, że to koleżanka przede mną, więc musiałam przyspieszyć. Dałam radę, nie odpuściłam i bardzo się z tego cieszę – mówiła pierwsza kobieta na mecie, Monika Kubiak. Zawodniczka po pierwszym, pięciokilometrowym odcinku biegu zajmowała trzecią lokatę. - Pogoda dużo lepsza niż w zeszłym roku. Podczas biegu mieliśmy słoneczko, a podczas jazdy po lesie zasłaniały nas drzewa, więc warunki były dziś optymalne – zakończyła najlepsza z pań.

Źródło: Gdański Ośrodek Sportu


Na początek, na rozgrzewkę… Chorzów pobiegł po Puchar RMF FM [ZDJĘCIA]

$
0
0

W przededniu Silesia Marathon odbyła się, już tradycyjnie, jego wersja Mini. Trasa mierzyła 4,5 km, zawodnicy ruszyli sprzed Stadionu Śląskiego i finiszowali na jego płycie. Dwa tysiące darmowych pakietów rozeszło się na pniu. Morze żółtych koszulek – biegano o Puchar RMF FM - zalało alejki Parku Śląskiego.

Kto wybierał ten bieg? Właściwie każdy, kto tylko mógł dzisiaj dotrzeć do Chorzowa. Nie brakowało więc doświadczonych zawodników, którzy minimaraton potraktowali jako rozgrzewkę przed tym właściwym a nawet przebiegli nieco ponad 4 km mimochodem, przy okazji odbierania pakietów startowych. Byli też miłośnicy średnich dystansów, debiutanci, którzy wywalczyli swój pierwszy w życiu medal i biegacze podczas roztrenowania albo powrotu po kontuzji. Mini Silesia Marathon przyciągał luźną formą, która nie skłaniała do rywalizacji i ścigania się.

- Przyjechałem dzisiaj z rodziną, żeby zainspirować dzieci, pokazać im, że tata biega. Tak je zachęcam do aktywności – mówił Mateusz Barczyk, któremu na mecie towarzyszyła cała rodzina. – Rok temu biegłem maraton, teraz jestem po kontuzji i te 4,5 km to osiągnięcie. Biegło się fajnie, kibice dopingowali, ładna trasa, meta na stadionie, medal jest… Jesteśmy bardzo zadowoleni.

Na trasie biegu nie zabrakło rodzin i małżeństw. Marta i Eryk cały dystans pokonali razem: - Biegamy, ale maksymalnie 5 km, bardziej rekreacyjnie. Tutaj startujemy kolejny raz, więc to było naturalne, że musimy znowu się zapisać. Fajnie, że trasa została zmieniona i urozmaicona. Za rok na pewno wrócimy.

Nieco ponad 4 km to dystans, z którym zmierzyć mógł się każdy. Wielu rodziców postanowiło zabrać na bieg swoje pociechy. Dwunastoletnia Martyna pobiegła z mamą: - Było bardzo fajnie. Najbardziej mi się podobało, jak wbiegaliśmy na stadion. Takie emocje! Trasa nawet nie była długa, zmęczyłam się tylko trochę – przyznała.

Biegiem nie zmęczyła się także reprezentująca tę samą drużynę Czeladź Biega Wioletta Mól: - To taka rozgrzeweczka przed jutrem. Biegnę półmaraton. Przed rokiem tutaj debiutowałam i bardzo mi się podobało. Teraz jeszcze półmaraton, ale myślę, że za rok cały. Chciałabym go przebiec przed pięćdziesiątką – zdradziła. – Biegło się idealnie, pogoda piękna. A mnie udało się pobiec w świetnym, jak na mnie czasie. Jestem bardzo zadowolona.

Start w jutrzejszym półmaratonie zadeklarował także dzisiejszy zwycięzca Paweł Koszek, znany ze zdecydowanie dłuższych biegów. Mini Maraton pokonał w czasie 13:49. Zaledwie 2 sekundy stracił do niego drugi Piotr Mrachacz a podium dopełnił Kamil Gaik (13:55). Wśród pań triumfowała Sylwia Ślęzak (15:04), druga była Babara Żakowiecka (15:25) a trzecia Sandra Michalak (15:49).

KM


Co nie dobiegamy, to dowyglądamy. Botaniczna Piątka w Łodzi [ZDJĘCIA]

$
0
0

Już trzeci raz w tym roku w łódzkim Ogrodzie Botanicznym zagościł cykliczny bieg poznańskich organizatorów – Botaniczna Piątka, rozgrywana też w kilku innych polskich miastach. Podczas czerwcowej edycji organizator opowiadał nam, że jego pomysł na bieg wziął się z sentymentu do poznańskiego Ogrodu, gdzie też odbyły się przed trzema laty pierwsze zawody, przy współpracy Rady Ogrodów Botanicznych.

Biegi dzieci w poszczególnych kategoriach wiekowych rozpoczęły się o 10:00 – na dystansach 150, 300, 450 i 1000 metrów. Dorośli biegacze, z powodu wyższej frekwencji, zostali tym razem podzieleni nie na dwie, lecz na aż trzy fale. Wystartowały one o godzinach 11:30, 12:15 i 13:00. Zawodnicy poszczególnych fal mieli numery startowe oznaczone trzema kolorami jesieni: żółtym, czerwonym i zielonym.

W takich też kolorach pięknie prezentowały się w jesiennym słońcu drzewa i krzewy w Botaniku. Trasa była identyczna, jak w edycji sierpniowej, natomiast zmieniona w porównaniu do czerwca. Prowadziła dwiema pętlami w odwrotnym kierunku, a jej długość wyniosła 5 kilometrów z małym hakiem.

W pierwszej, najliczniej obsadzonej fali, pierwszy dobiegł do mety Mariusz Lipiński (19:18), nieznacznie wyprzedzając Mirosława Dudka (19:21). Kolejność dwóch pierwszych miejsc nie uległa zmianie po przybiegnięciu fali numer dwa, w której wystartowali też uczestnicy marszu nordic walking. W ostatniej natomiast, znając już wyniki rywali, jak przyczajony tygrys i ukryty smok wyskoczył Konrad Grzyb, który stawał też na podium w edycji wiosennej i letniej (raz wygrał i raz był drugi). Spokojnie zwyciężył z wynikiem 19:06, spychając Mariusza i Mirka na kolejne stopnie podium.

Wśród pań różnice czasów również nie były zbyt duże. Wygrała Aneta Goździk-Zaręba (23:02), wyprzedzając Annę Szczęsną (23:24) i Magdalenę Srokę (23:44). W biegu wystartowało 255 osób.

W marszu z kijami najszybsi byli: Joanna Balcerak-Kolasa (35:28, 1. miejsce open!), Monika Marciniak (38:50) i Martyna Błasiak (41:09) oraz Dominik Stanek ex aequo z Piotrem Lerką (37:41) i Marek Stańczyk (37:44). Wystartowało 14 kijkarzy.

Pełne wyniki: TUTAJ

– Przyznaję, że z ostatniej fali łatwiej było kontrolować czas i rywali – powiedział na mecie zwycięzca – bo w pierwszej musiałbym po prostu lecieć na maksa. – Ale i tak było trudno, bo w moim biegu przez pierwsze dwa kilometry prowadził inny biegacz, i to z przewagą jakichś 15 sekund. Wyprzedziłem go dopiero przed półmetkiem. Miałem odczucie, że ruszył trochę za szybko, ale nigdy nie wiadomo, jak się nie zna zawodnika. Widziałem go dziś pierwszy raz.

– Znając wyniki poprzednich serii wiedziałem, że tempo 3:45 min./km da mi zwycięstwo. Biegłem swoje, a tamten kolega zwolnił. Na półmetku miałem nawet spory zapas, więc mogłem zwolnić. Kontrolowałem sytuację i w razie czego byłem gotowy na ponowne przyspieszenie. Udało się jednak spokojnie dowieźć zwycięstwo. Nie chciałem się wyjechać na maksa, bo jutro planuję start w City Trailu – zakończył Konrad.

– Biegłam wszystkie trzy tegoroczne edycje i najbardziej mi się podobała letnia, sierpniowa – opowiadała Marzena Golędzinowska, która ku swojej radości zajęła drugie miejsce w kategorii wiekowej. – Było jeszcze cieplej, no i trochę mniej ludzi. Teraz już był trochę za duży tłok. Dwie fale to według mnie maks jak na nasz Botanik. Czas miałam najlepszy w wiosennym biegu, ale wtedy trasa była 200 metrów krótsza. Ta nowa jest jednak dużo ładniejsza.

Bez walki o wynik, za to w fantazyjnym przebraniu pobiegła dziś Agnieszka Forzpańczyk. Lubię takie zabawy – opowiadała – np. niedawno na Łowickim Półmaratonie Jesieni biegłam jako „podrabiana” łowiczanka w tamtejszym ludowym stroju, chociaż jestem z Łodzi. Dziś natomiast wystąpiłam jako Pani Jesień. Co się nie dobiega, to się dowygląda! – zakończyła ze śmiechem.

KW



Silesia Marathon dla Włodarczyk i Rogiewicza [DUŻO ZDJĘĆ]

$
0
0

Do mety jubileuszowej, dziesiątej edycji największego śląskiego maratonu dotarło ponad 5 tysięcy osób. Większość wybrała dystans półmaratoński. Z dystansem królewskim zmierzyło 2088 zawodników. Łatwo nie było, o czym świadczą wyniki i relacje uczestników. Zwycięzcy, Andrzejowi Rogiewiczowi z Grudziądza, pokonanie nowej trasy zajęło 2:26:40. Wśród pań zaskoczeń nie było – ubiegłoroczna triumfatorka Patrycja Włodarczyk obroniła tytuł. Do złamania 3 godzin zabrakło jej zaledwie pół minuty.

Jako drugi do mety dotarł finiszujący przed rokiem na czwartej pozycji Rafał Czarnecki z Bliżyna (2:27:17) - triumfator Koral Maratonu w Krynicy. W walce o zwycięstwo liczyli się tylko dwaj zawodnicy. Trzeci Robert Bojdoł stracił do nich ponad 10 minut (2:48:43). Tuż za podium znalazł się Irlandczyk Joe Cawley (2:51:16).

Patrycji Włodarczyk w tym roku do pewnego zwycięstwa wystarczył wynik o ponad 10 minut słabszy niż przed rokiem. Świadczy to o poziomie trudności nowej trasy. Na metę wbiegła z czasem 3:00:36.Drugie miejsce zajęła Chorwatka Marija Vrasic z Zagrzebia (3:05:36) a trzecie Lidia Czarnecka (3:07:28).

Jako czwarta finiszowała Małgorzata Rencz z Orzesza. Choć teoretycznie zajęła gorsze miejsce, bo przed rokiem była trzecia, nie kryła radości z wyniku: – Nie żal mi czwartego miejsca, wręcz przeciwnie, jestem bardzo zadowolona. Poprawiłam czas z ubiegłego roku o prawie 10 minut i to mój najlepszy wynik. Trasa jest wymagająca, ale biegło mi się wyjątkowo dobrze – przyznała. – Niosły mnie pozytywne wspomnienia z poprzedniej edycji. Dlatego musiałam tutaj wystartować. Było warto.

Swój setny maraton ukończył na Śląsku baca Edward Dudek, komandor Maratonu Beskidy. Zapytany o swój biegowy staż przyznał: – Każdy kolejny maraton jest trudniejszy, bo biegam już 54 lata i wyniki są już słabsze o 1,5 godziny niż w szczycie formy. Niektórzy w tym wieku już nie żyją a ja nadal biegam. Mogę pokonać maraton i więcej. Z tego jestem dumny i już się nie ścigam tylko bawię. Swoje w życiu osiągnąłem – mówił na mecie. – Silesia Marathon to nie jest trasa na wynik. A trochę doświadczenia mam. Żeby tutaj złamać trójkę, trzeba naprawdę mocno przebierać nogami. Górek sporo – oceniał Baca. Obiecał, że mimo jubileuszu nie odwiesi butów startowych na kołek.

Jako trudną trasę biegu ocenił też Krystian Wieczorek, który jako jeden z niewielu zawodników ukończył wszystkie dotychczasowe edycje imprezy: - Trasa tutaj co roku jest trudniejsza. Ale do pokonania. Górki są, ale nie ma co się ich bać – zapewniał. – Przez te edycje widać, jak zmienia się na coraz lepsze organizacja. Na trasie jest doping, napoje, pożywienie… Wszystko na plus.

W półmaratonie najszybszy był Paweł Kosek (1:13:09) a podium dopełnili: Damian Drożdż (1:14:21) oraz Martin Sobota (1:17:02). Najszybsze panie to: Katarzyna Golba (1:24:31), Barbara Żakowiecka (1:25:49) i Monika Nawrat (1:29:25).

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Po Beskidzkim, także Główny Szlak Sudecki jest Rafała Bielawy! 82 godziny i 46 minut!

$
0
0

Jest! Rafał Bielawa to prawdziwy mocarz i król szlaków polskich gór! Do rekordów przebiegnięcia Głównego Szlaku Beskidzkiego (510 km, 23000 m+) bez wsparcia i z suportem, dziś 44-letni wrocławianin dorzucił kolejny: pokonał biegiem Główny Szlak Sudecki długości 444 km z 14000 m przewyższenia.

Trasę z Prudnika do Świeradowa-Zdroju pokonał w czasie 82 godzin i 46 minut, a zatem o ponad 17 godzin szybciej, niż zakładał jego plan minimum (poniżej 100 godzin).

Nie przeszkodziła kontuzja pachwiny, której doznał w trzech czwartych trasy. Interwencja fizjoterapeuty i twardy charakter Rafała były górą. W końcowej części dystansu (ok. 90 kilometrów od Paprotek) Bielawa biegł nawet szybciej, niż można było się spodziewać!

Teraz bohater szlaków beskidzkiego i sudeckiego odpoczywa przy suto zastawionym stole. Za kilkadziesiąt minut jesteśmy jednak umówieni na rozmowę – już wkrótce zatem szukajcie wywiadu z Rafałem Bielawą na www.festiwalbiegowy.pl!

Piotr Falkowski

zdj. Inov-8 Team

Chicago Marathon: Mo Farah bije rekord Europy! Suguru Osako zgarnia fortunę!

$
0
0

Mo Farah bije rekord Europy w maratonie! Suguru Osako bije rekord Japonii i zgarnia blisko milion dolarów premii od narodowej federacji! To najważniejsze rozstrzygnięcia 41. Bank of America Chicago Marathon.

Elita rozkręcała się bardzo długo, w czym zasługa pogody - padało i było chłodno, ok. 14. stopni Celsjusza - jak i pacemakerów, którzy po kilku latach przerwy wrócili na maratońska trasę w Wietrznym Mieście, ale nie spisali się najlepiej. Połówkę mili pobiec w ok. 62:30 - wystarczyło sił na 1:03:03.

Do 30 kilometra żaden z faworytów - Galen Rupp, Mo Farah, Geoofrey Kirui, Abel Kirui - nie chciał się ścigać. Szczególnie Farah unikał jak ognia czuba stawki, chowając się na tyłach czternasto, a potem dziesięcioosobowej grupy. Zaatakował przed 35. kilometrem, gubiąc najpierw Geooffreya Kirui, potem Suguru Osako, Galena Ruppa, w końcu Mosineta Geremew Bayih. Jak z najlepszych czasów na bieżni zaatakował na kilkaset metrów przed metą.

Taśmę przeciął prezentując słynnego Mobota.

W swoim trzecim maratonie w karierze, pierwszym na amerykańskiej ziemi Mo Farah poprawił rekord Europy Norwega Sondre Moena, który w grudniu 2017 r. w Fukuoce pobiegł 2:05:48. Farah był szybszy o 37 sekund. 

W historii Maratonu Chicagowskiego Brytyjczycy wygrywali do tej pory w sumie cztery razy. Ostatnim „Wyspiarzem” który triumfował w Wietrznym Mieście był Paul Evans w 1996 roku (2:08:52). Co więcej był on też ostatnim Europejczyk, który wygrał w Chicago. 35-letni Mo Farah jest czterokrotnym mistrzem olimpijskim w biegach na 5000 i 10 000 m. W swoim CV posiada też rekord Europy w biegu na 1500 m ( 3:28,81), dwie mile (8:07.85) na 10 000 m (26:46,57), czy też w półmaratonie 59:32.

Trzeci na mecie, Japończyk Suguru Osako rozbił bank. Finiszując z czasem 2:05:50, poprawił rekord kraju w maratonie Yuty Shitary z lutego z Tokio (2:06:11), za co otrzyma od japońskiej federacji lekkoatletycznej i jej partnerów równe 100 milionów jenów (ok. 880 tys. dolarów)!

Miliony za rekord kraju w maratonie. Nie, nie w Polsce

Tokyo Marathon: Milion dolarów za rekord Japonii! Faworyt zawiódł [WIDEO]

Na 19. miejscu  uplasował się tegorocznego bohater Maratonu Bostońskiego - Yuki Kawauchi. Japończykowi wiosną triumf w popularnym maratonie dał wynik 2:15:58. Tym razem nieco słabszy czas 2:16:26 ledwo pozwolił mu się znaleźć w drugiej dziesiątce. Co jednak ważne, Kawauchi śrubuje Rekord Guinessa w liczbie maratonów ukończonych w czasie poniżej 2h20. 

Za podium znalazł się też ubiegłoroczny zwycięzca Maratonu Chicagowskiego - Galen Rupp. Pojedynek Amerykanina i Faraha, czyli byłych kolegów z grupy Nike Oregon Project, miał być ozdobą rywalizacji. W USA ostrzono sobie nawet zęby na poprawienie rekord kraju (2:05:38 - red). Ostatecznie do tego czasu zabrakło ponad minuty, a Rupp finiszował z piątym wynikiem - 2:06:21. 

Kobiety 

Bieg kobiet również nie należał do tych najbardziej emocjonujących. Panie korzystały z pomocy własnych i przygodnych pacemakerów - amatorów, którzy postanowili pobiec z damską elitą.

Po ataku przed 35. kilometrem...

...wygrała pewnie Kenijka Brigid Kosgei - 2:18:35. Jest to nowy rekord życiowy Afrykanki, która w zeszłym roku w Chicago była druga. Teraz z Illinois wyjedzie z nagrodą główną wynoszącą 100 000 dolarów. Dodajmy, że jej najlepszy wynik w karierze wynosił 2:20:13 i uzyskana został wiosną w Londynie.

Po serii rezygnacji czołowych Amerykanek, najlepszą biegaczek z USA została Sara Crouch, która wynikiem 2:32:37 poprawiła swój rekord życiowy o 7 sek. Wynik ten uzyskany został w 2014 roku także z Chicago. Crouch przekroczyła metę jako szósta z kobiet. Warto odnotować 11. miejsce mistrzyni olimpijskiej w triathlonie – Gwen Jorgensen. Amerykanka poprawiła rekord życiowy o blisko 5 minut – 2:36.23.

Wyniki: 

Mężczyźni: 

1. Farah, Mo (GBR) - 2:05:11
2. Bayih, Mosinet Geremew (ETH) - 2:05:24
3. Osako, Suguru (JPN)- 2:05:50
4. Kipkemoi, Kenneth (KEN)- 2:05:57
5. Rupp, Galen (USA)- 2:06:21
6. Kirui, Geoffrey (KEN)- 2:06:45
7. Kirui, Abel (KEN)- 2:07:52
8. Fujimoto, Taku (JPN)- 2:07:57
9. Karoki, Bedan (KEN) - 2:07:59
10. Legese, Birhanu (ETH) - 2:08:41

Kobiety:

1. Kosgei, Brigid (KEN) - 2:18:35
2. Dereje, Roza (ETH)- 2:21:18
3. Demise, Shure (ETH)- 2:22:15
4. Kiplagat, Florence (KEN)- 2:26:08
5. Nyaruai, Veronicah (KEN)- 2:31:34
6. Crouch, Sarah (USA)- 2:32:37
7. Ward, Taylor (USA)- 2:32:42
8. Landau, Kate (USA)- 2:33:24
9. Myrand, Melanie (CAN)- 2:34:08
10. Klimek, Marci (USA) - 2:34:53

Bieg trwa. Wystartowało ponad 40 tys. osób.

Wyniki na żywo:TUTAJ

red.


Jubileuszowe, ale mniejsze niż zwykle Biegnij Warszawo dla Pliś i Jastrzębskiego. Powrót Iwony Berdardelli [WIDEO, DUŻO ZDJĘĆ]

$
0
0

Na niebiesko pomalowali stołeczne ulice uczestnicy 10. Biegnij Warszawo, włączając się w akcję promującej czyste powietrze w stolicy. Najwięcej powietrza w płucach mieli Kamil Jastrzębski i Renata Pliś, którzy jako pierwsi przecięli taśmę.

Elita górą

Główną atrakcją jubileuszowej edycji Biegnij Warszawo były Otwarte Mistrzostwa Polski kobiet na 10 km. Teoretycznie szanse na podium miały więc nie tylko zawodniki posiadające licencje PZLA, w praktyce łupy podzieliły między siebie faworytk.

Warszawa okazała się znów szczęśliwa dla Renaty Pliś, która w czerwcu zdobywała złoto MP na dystansie 5 km w Biegu Ursynowa. Teraz do swojej kolekcji dołożyła wygraną w Biegnij Warszawo i tytuł mistrzyni kraju na 10 km. Znana lekkoatletka uzyskała czas 33:55.

Wielokrotna reprezentantka kraju musiała odpierać ataki Moniki Andrzejczak oraz Ewy Jagielskiej. Na 5. kilometrze wspomniana trójka miała identyczny międzyczas 17:11. Tuż za liderkami podążała Aleksandra Lisowska, ale nie zdołała rozbić prowadzącej grupy.

- Lubię biegać w stolicy. Trasa jest tu fajna, bez ostrych zakrętów. Po 6 km nie czułam się pewnie. Prowadziłam i brałam na siebie wiatr. Dziewczyny siedziały mi na plecach. Nawet jednak koleżanka co chwile mnie zahaczała. Czekałam do ostatnich metrów i chciałam ruszyć z ostatnich 400 metrach. Udało się. Szybkość została mi z bieżni. Rywalek jednak nie skreślałam, bo mogły mi uciec na trasie. Każdy był przecież zmęczony i mogłam puścić - mówiła po biegu Renata Pliś.

Ostatecznie srebro zdobyła Monika Andrzejczak z wynikiem 34:00, a brąz wywalczyła Ewa Jagielska z wynikiem 34:11.

Mamy powrót roku

(Nie)oczekiwane było pojawienie się na starcie Iwony Berdardelli – olimpijki z Rio, trzykrotnej mistrzyni Polski na 10 km oraz pięciokrotnej (!) zwyciężczyni Biegnij Warszawo. Biegaczka w lipcu urodziła synka Mateusza a już dała sygnał rywalkom, że myśli o powrocie z urlopu macierzyńskiego. Jeszcze nie chce deklarować kiedy powalczy o czołowe lokaty. Póki co, cieszy ją sama aktywność. Młoda mama uzyskała czas 43:53.

– Stając na starcie zawsze jestem zmobilizowana i wiem, że muszę wypluć płuca. Teraz było inaczej. Ciesze się z tego, że mogę biegać. To sprawia mi frajdę. Miałam 9 miesięcy przerwy i jak wychodzę potruchtać to jest dla mnie sama radość. Czuje się wolna i chce się tym cieszyć. Nie nastawiam się na żadne wyniki. Póki co staram się wychodzić dwa dni pod rząd i robić dzień przerwy. Wszystko na spokojnie, bez zegarka na samopoczucie. Wszystko z uśmiechem na twarzy – opowiadała na mecie Iwona Bernardelli, której maż Michał razem z synem kibicowali podczas towarzyszącej akcji „Maszeruje-Kibicuje”.

100 procent skuteczności

W myśl hasła widniejącego na medalach „Tworzysz Naszą Historię”, Kamil Jastrzębski zapisał się w annałach Biegnij Warszawo wygrywając po raz drugi z rzędu. Zawodnik prowadził przez pełny dystans biegu, na półmetku meldując się z wynikiem 15:21 i prawie 50 sekundami przewagi nad rywalami. Ostatecznie uzyskał rezultat 30:55. Drugi był Krzysztof Wasiewicz (32:12), a trzeci Paweł Pankratow - 32:18.

– To mój drugi start w tej imprezie i druga wygrana, więc może jakoś się w historii tego biegu zapisałem. W zeszłym roku Michał Kaczmarek siedział mi na plecach, ale zmiany nie dał. Dlatego uważam, że dwa razy biegłem samotnie – mówił na mecie zwycięzca. – Co do warunków, to w tym roku było cieplej, ale też wietrzniej. Wystartowaliśmy i po stu metrach poczułem, że będzie trochę pracy, bo tak wiało. Myślałem, że po nawrotce będzie trocheje lepiej, ale było tak samo. Jestem zadowolony, że wygrałem, ale z wyniku nie do końca – podkreślił Kamil Jastrzębski.

Za dużo imprez w kalendarzu?

Mimo jubileuszu i pięknej pogody, Biegnij Warszawo ukończyło „tylko” 6 704 osób. Jest to kolejny spadek frekwencji imprezy, w zeszłym roku finiszowało 7 438 uczestników. Dwa lata temu - 8 022. Rekord frekwencji ustanowiony został podczas tragicznej edycji w 2013 roku - 11 856 uczestników. W ciągu zaledwie sześciu edycji frekwencja spadła więc o połowę. Kto wie, czy „winowajcą” w tej sytuacji nie jest napięty terminarz – w Rzeszowie czy Katowicach biegano dziś duże maratony, nie brakowało też startów na 21,097 i 10 km, z - dodajmy - o wiele liczniejszymi i wyższymi nagrodami niż w stolicy.

Wyniki:

Mężczyźni

1. Kamil Jastrzębski - 30:54
2. Krzysztof Wasiewicz - 32:12
3. Paweł Pankratow - 32:18

Kobiety:

1. Renata Pliś – 33:55
2. Monika Andrzejczak - 34:00
3. Ewa Jagielska – 34:11

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


8. Szamotuły Samsung Półmaraton pod znakiem wiatru i... polskich podiów!

$
0
0

Ósma edycja szamotulskiej połówki przechodzi do historii pod znakiem wysokiej, choć nie rekordowej frekwencji, trudnych warunków do rywalizacji ale i dobrej postawy Polaków, którzy zajęli pięć z sześciu miejsc na podium biegu open!

Poziom sportowy imprezy – w przeciwieństwie do organizacji – tym razem nie był jednak wysoki. Odpowiedzialna jest za to głównie pogoda - z minuty na minutę warunki się pogarszały i silny wiatr coraz mocniej dawał się we znaki. Inna sprawa, że do Szamotuł nie dotarli m.in. obrońcy tytułów Mykola Gorbuszko i Olesia Smowjenko, mołdawska olimpijka Lilla Fiskovicz, a także polscy faworyci Damian Kabat – trzykrotny zwycięzca imprezy, i Paulina Kaczyńska.

Wygrał Ukrainiec Iveruk Mykhaylo z Równego. Zawodnik LKB Rudnik uzyskał wynik 1:10:18 i jest to najgorszy wynik w historii szamotulskiego półmaratonu (rekord trasy od 2016 r. należy do Łukasza Kujawskiego – 1:07:03). Ale emocji nie brakowało. Drugie miejsce wywalczył Piotr Mielewczyk– 1:10:57. Trzecia lokata przypadła Adamowi Draczyńskiemu– 1:11:11, który wczoraj zdobywał srebrny medal Mistrzostw Polski Służb Mundurowych w 22. Biegu o Nóż Komandosa.

Podium Pań w całości należało do Polek. Wygrała Monika Brzozowska– 1:21:23 (również najsłabszy rezultat zwyciężczyni w dotychczasowych edycjach), przed Sylwią Racinowską - 1:28:31, i Iwoną Maciąg – 1:29:31.

Premie finansowe za rekordy trasy w wysokości 1000 zł przechodzą zatem na kolejną edycję. Do uczestników półmaratonu trafiły za to m.in. 4 lodówki i 2 pralki, w towarzyszącym Biegu Rodzinnym 2 lodówki i 2 pralki, a w marszu nordic walking - 2 pralki. Laureaci o swoim szczęściu dowiedzieli się… dopiero na mecie.

Bieg główny ukończyło 1220 osób (rekord 1352 osoby w 2015 r.) . Bieg Rodzinny – 153 osoby (uczestnicy pomagali małemu Wojtusiowi), a marsz nordic walking – 70 osób. Do startu zapisało się dokładnie 1830 osób.

Niebawem więcej.

red.


Rafał Bielawa, rekordzista Głównego Szlaku Sudeckiego: "Mało snu, wspaniali ludzie, pachwina i patent na bulgotanie"

$
0
0

– Jestem bardzo zadowolony z osiągniętego czasu, choć zdaję sobie sprawę, że gdyby nie kontuzja pachwiny mogłem osiągnąć lepszy, założony wcześniej wynik, czyli siódemkę z przodu: poniżej 80 godzin – mówi Rafał Bielawa, nowy rekordzista Głównego Szlaku Sudeckiego.

44-letni wrocławianin przebiegł oznaczoną czerwoną linią trasę z Prudnika do Świeradowa-Zdroju w 82 godziny i 46 minut. Pokonał 444 kilometry i 14 tysięcy metrów przewyższenia. Rok temu pobił rekord Głównego Szlaku Beskidzkiego (510 km i 23000 m+) ze wsparciem w czasie 108:55, a w 2015 r. uczynił to (wraz ze swym "Ultrabliźniakiem" Kamilem Klichem) bez wsparcia w czasie 150:51.

"Jestem szczęśliwy i nigdy nie wrócę na GSB" - Rafał Bielawa,  rekordzista Głównego Szlaku Beskidzkiego

Oto co Rafał Bielawa powiedział nam kilka godzin po dotarciu do kresu wyzwania.

– Biegowo czułem się znakomicie, a przede wszystkim cieszę się z tego, że nie miałem żadnych problemów z żołądkiem. Jak przez cały rok borykałem się z nim na każdym niemal biegu, tak tym razem było wręcz idealnie. A przecież oprócz normalnej żywności jadłem także żele, odżywki… Może wreszcie przynosi efekt moje grzebanie w diecie, to, że odstawiłem mleko, zacząłem odkwaszać żołądek… A jeszcze kolega Błażej sprzedał mi świetny patent na bulgotanie w żołądku, którego nie znoszę. Otóż wystarczy, gdy tylko się pojawi, łyknąć dwa saltsticki. Sól wiąże wodę i… problem znika jak ręką odjął! Proste, wręcz banalne, a genialne. Działało za każdym razem.

Pachwina odezwała się przed 300 kilometrem, a więc po prawie trzech czwartych dystansu. To była druga noc, biegło mi się do tej pory naprawdę super. Byliśmy przed Wielką Sową, siedzieliśmy w schronisku na bardzo niskich fotelach i kiedy się szybko podniosłem, bardzo mocno nadciągnąłem mięsień. Kiedy wyszedłem na zewnątrz i wziąłem kije, żeby ruszyć na podejście, nie byłem w stanie podnieść nogi! Bardzo bolało, miałem całkowicie wyłączoną lewą nogę. Zacząłem się ratować: podłączyłem compeksy, które nieco uśmierzyły ból, dzwoniłem do kolegi fizjoterapeuty…

– Kiedy w końcu ruszyłem, naprawdę nie wyglądało to dobrze! Potrzebowałem 5, czasami nawet 8 kilometrów wolniutkiego marszu, żeby jako tako rozruszać tę pachwinę. Wreszcie położyłem się na trochę spać, ale zamiast spać godzinę, drzemałem zaledwie 15 minut. A pachwina była w coraz gorszym stanie. Zaczęliśmy szukać pomocy, koledzy ze wsparcia dzwonili, pisali ogłoszenia w mediach społecznościowych…

– Przebiegaliśmy akurat przez teren biegu Waligóra Run Crossu i odezwał się fizjoterapeuta, który był tam ze swoim stoiskiem. Artur Socha przyjechał do mnie ze stołem i zajął się kontuzją kompleksowo, wykonał fantastyczną pracę: pooklejał, rozbił mięśnie i przyniósł ogromną ulgę. Problem, oczywiście, nie zniknął, ale był znacznie przytłumiony. Musiałem tylko od tej pory uważać: nie mogłem wbiegać pod żadną, nawet delikatną górkę, gdzie trzeba było podnosić wyżej nogę. Nieco łatwiej było w dół, bo wtedy wypuszczałem nogę do przodu i to fajnie funkcjonowało.

– To bardzo mnie spowolniło i skomplikowało zamiar pokonania Głównego Szlaku Sudeckiego w dobrym czasie, ale wiedziałem już, że się nie poddam, chociaż moja Gosia miała już przygotowany plan działania na wypadek, gdybym się wycofał. Ale nie było takiej opcji, wiedziałem, że to ukończę, nawet jeśli zrobię to w znacznie gorszym czasie. A kiedy już na zegarku pozostały do końca dystans z 3-cyfrowego zmienił się na 2-cyfrowy, ze 100 na 99,9 km, byłem pewny, że to zrobię!

– Potem zresztą się okazało, że  gdybyśmy wzorem kolarskiego Tour de France nie zrobili sobie na ostatnich kilometrach „etapu przyjaźni”, na którym szliśmy sobie spacerkiem z całą grupą ludzi wspierających mnie na trasie i takich, którzy dołączyli na końcówce, może nawet bym zszedł poniżej tych 80 godzin! Ale warto było, końcówka w takim kilkunastoosobowym towarzystwie zrobiła mi ogromną przyjemność!

– Przez cała trasę spotykałem się z ogromną sympatia ludzi i ich zainteresowaniem, przypadkowo napotykani ludzie pytali jak mi idzie, kibicowali, mówili, że śledzą bieg w internecie. Po mniej więcej 360 kilometrach, na Przełęcz pod Średnicą, przyjechał Jerzy Górski, żeby przybić ze mną „piątkę”… Bardzo to było miłe. A na koniec poleciałem znowu jak wariat, w swoim stylu, z wiatrem we włosach (śmiech) i uśmiechem na twarzy, zapomniałem całkowicie o bólu.

– Masa kibicujących ludzi w Świeradowie, ich doping były niesamowitym przeżyciem, sprawiły mi ogromną radość! Kilku nawet podeszło i powiedziało: „Rafale, jak będziesz wymyślał kolejne takie wariactwo i nie odezwiesz się do mnie, nie zaprosisz do wsparcia, to się po prostu obrażę”. I to w tym całym szaleństwie jest najfajniejsze! (uśmiech)

Bardzo mało spałem na GSS, dużo mniej niż podczas ubiegłorocznego bicia rekordu Głównego Szlaku Beskidzkiego. Pierwszej nocy spałem godzinę i 50 minut, drugiej – zamiast 2 godzin tylko 45 minut i jeszcze 15 i ostatniej, z soboty na niedzielę, zaledwie 18 minut gdzieś pod kamieniem. Musiałem odrabiać duże straty czasowe, które poniosłem przez pachwinę i czyniłem to, niestety, kosztem snu. Ale czuję się w lepszym stanie niż rok temu w Wołosatem, gdy dotarłem do mety GSB.

– Na postojach jadłem makaron z ryżem – to klasyka, dwa rodzaje zupy dyniowej, brokułów, od kolegi z Jeleniej Góry dostałem ekstra rosół z mięsem indyczym. Zjadłem go akurat pod schroniskiem Odrodzenie i… rzeczywiście było to moje prawdziwe odrodzenie. Dostałem po nim takiej energii, że jak ruszyłem to nikt nie był w stanie mnie dogonić! (śmiech)

– Ogromne podziękowania dla mojego supportu. Wsparcie, które mi dali na całej trasie, było absolutnie nie do przecenienia. A najcudowniejsze jest to, że oni się kapitalnie bawili! Niektórzy towarzyszyli mi gdzieś na trasie, a potem przyjechali, żeby być jeszcze na końcówce. To przyjaciele, którzy sprawiają, że te moje pomysły są nie tylko celem sportowym, ale przede wszystkim fantastyczną zabawą. My się po prostu świetnie bawimy! Każdy z nich bardzo mocno przyczynił się do mojego sukcesu i ogromnie im za wszystko dziękuję.

– A co teraz? Poprawiać wyniku na Głównym Szlaku Sudeckim nie zamierzam, co najwyżej chętnie podpowiem jak go uatrakcyjnić, bo teraz poprowadzony jest, moim zdaniem, dość dziwnie. Czerwony szlak powinien przechodzić przez wszystkie najatrakcyjniejsze miejsca, tymczasem GSS wiele takich omija, choćby Śnieżnik, Śnieżkę czy Szczeliniec…

– A co do moich planów… uśmiecha się teraz do mnie GR-10 w Pierenejach, 880 kilometrów dystansu i 50 tysięcy metrów w górę. Ale to na pewno nie w przyszłym roku, bo do takiego wyzwania trzeba się naprawdę porządnie przygotować. W 2019 roku będę zatem trenował i startował w zawodach.

Rafała Bielawy wysłuchał Piotr Falkowski

zdjęcia Łukasz Buszka Images

Gmina Grybów zaprasza na sztafetę niepodległościową

$
0
0

Gmina Grybów zaprasza do udziału w biegu 100 kilometrów na 100 lat — sztafeta 100 zawodników x 1 km na setną rocznicę odzyskania niepodległości. Bieg odbędzie się w dniu 13 października na trasach rolkowych w Białej Niżnej. Sztafeta wystartuje o godzinie 9 rano.

Bieg ma charakter otwarty. Organizatorem biegu jest gmina Grybów. Warunkiem uczestnictwa w biegu jest wcześniejsze zgłoszenie telefoniczne, każdy z uczestników będzie miał do pokonania kilometrową rundę. Obowiązuje limit zawodników, każdy z zawodników zostanie poinformowany o przybliżonej godzinie startu. Organizator zapewnia opiekę medyczną w trakcie biegu.

Program szczegółowy

  • 8.30 - otwarcie biura zawodów
  • 9.00 - start pierwszego zawodnika
  • 17.30 - przybliżona godzina zakończenia sztafety
  • 17.40 - pamiątkowe zdjęcie i pożegna nie uczestników.

Każda zawodnik biorący udział w biegu otrzyma koszulkę pamiątkową wraz z numerem.
 
Zapisy telefonicznie u Pana Marcina Przetacznika: nr telefonu: 667 954 602

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów



Runner's World Super Bieg 2018 na mecie [ZDJĘCIA]

$
0
0

To był na pewno jeden z najbardziej wyczekiwanych biegów cyklu RWSB, i to nie tylko dlatego, że był to bieg ostatni.

4F Świeradów RUN, który, tradycyjnie już, kończy rywalizację w ramach cyklu, cieszy się przecież ogromną popularnością. Do Świeradowa-Zdroju przyjeżdżają nie tylko ci, którzy zbierają punkty do klasyfikacji generalnej cyklu, ale również ci, którzy chcą po prostu przebiec tę widokową trasę i wziąć udział w fajnej imprezie. Miejsca na starcie znów rozeszły się jak świeże bułeczki, a wspaniała jesienna pogoda była nagrodą za trudy wspinaczki na górną stację kolei gondolowej SKI&SUN.

Meta znajdowała się tuż pod wierzchołkiem Stogu Izerskiego (1105 m), a przewyższenie na dystansie 15 km sięgnęło 630 m. Biegano też na dystansie 10 km, ale oczywiście również pod górę. Oba te dystanse to biegi alpejskie, choć był również jeszcze jeden krótki bieg na 2700 m, będący szansą na zapoznanie się ze świeradowskimi run trackami, oznakowanymi, jednokierunkowymi biegowymi trasami, które czekają na biegaczy cały rok, tuż obok stoku narciarskiego i kolei SKI&SUN.

Na dystansie 15 km najlepszy okazał się jeden z czołowych w ostatnich latach biegaczy górskich w Polsce Miłosz Szcześniewski (Salco Garmin Team). Drugi był doskonale znany z tras RWSB Jacek Jolibski (biegamdlazdrowia.pl), trzeci - Marcin Wróbel, również regularnie biegający w cyklu. Karolina Obstój (Sobas Team) zdeklasowała rywalki, wygrywając wśród pań, a jej czas dał jej też wysokie, siedemnaste miejsce w klasyfikacji open. Ponad osiem minut później do mety dobiegła Diana Potęga, zajmując miejsce drugie, a trzecia była Beata Dereń z LKS Iskra Jaszkowa.

Wcześniej na mecie pojawiła się oczywiście czołówka alpejskiej rywalizacji na 10 km i tu najszybszy okazał się Radosław Nowocin. Drugi był Bartosz Misiak (Alpin Sport Team), a trzeci Wojciech Maślanka (UKS Ludwikowice Kłodzkie). Katarzyna Ślusarczyk (Olszyna Biega) została najlepszą kobietą na tym dystansie, o 10 sekund wygrywając z Kingą Gomołysek (Montain Power). Trzecie miejsce na podium wywalczyła Teresa Krajewska-Wiśniak.

Najlepszym biegowym teamem na 15 km okazał się Sobas Team, a na 10 km UKS Ludwikowice Kłodzkie.

W ramach biegu na 10 km odbył się także Bieg o Puchar Nadleśniczego będący odrębną rywalizacją dla leśników. Tu najlepszy okazał się Radosław Boniec.

Bieg na 2,7 km wygrał Patryk Pieniążek (KGHM ZG Run Ratownicy Rudna) przed Januszem Wojnarowiczem (Edi Team Zgorzelec) i Tomaszem Krzysztofem (Sobas Team).

Wśród pań pierwsze miejsce dla Zofii Chorostkowskiej, drugie dla Natalii Chorostkowskiej (obie z Nowosolskiej Grupy Biegowej), a trzecie dla Teresy Hetner ( KB Wikon Nowa Sól).

Z mety na górnej stacji SKI&SUN wszyscy zawodnicy mieli zagwarantowany pakietem startowym gratisowy powrót koleją gondolową, a na dole czekało pyszne pasta party i dekoracja najlepszych. Najpierw oczywiście dekorowano zwycięzców biegu 4F Świeradów RUN na wszystkich dystansach, a potem nadszedł czas na dekorację w klasyfikacji generalnej Runner's World Super Biegu 2018 i podsumowanie startów we wszystkich sześciu biegach cyklu, ale to już temat na kolejną biegową opowieść...

źródło: Organizator


Niezwykle „straaaszny” bieg w Siemianowicach Śląskich

$
0
0

Czwarte Siemianowickie Nocne Marki już 27 października w Katowicach. Szczegóły w komunikacie organizatora.

Już za niespełna trzy tygodnie wystartuje kolejny bieg organizowany przez MK team. 4. Siemianowickie Nocne Marki to impreza biegowa, która skierowana jest nie tylko do miłośników aktywnego spędzania czasu, ale także do tych, którzy lubią dobrze się bawić i biegać w niestandardowych okolicznościach. W tym przypadku uczestnicy Nocnych Marków pobiegną późną porą i w „straaaasznie” fajnych strojach.

Frekwencja biegu z roku na rok rośnie. W pierwszym biegu, który odbył się w 2014 roku wzięło udział około 500 osób. Trzecia edycja przyciągnęła już dwa razy tyle biegaczy, a podczas tegorocznych, IV Siemianowickich Nocnych Marków, organizatorzy spodziewają się przeszło 1300 amatorów biegania.

Wzorem poprzednich edycji i tym razem puchar będzie mogła wybiegać sobie najszybsza mieszkanka Siemianowic Śląskich oraz najszybszy siemianowiczanin. O palmę pierwszeństwa walczyć będą także najliczniejsze drużyny biegowe.

Biegacze wystartują na dystansie 10 i 5 km w konkurencji biegowej, miłośnicy dwóch kijów powalczą na dystansie 5 km. Na trzy najszybsze panie i trzech najszybszych panów w poszczególnych konkurencjach czekają przepiękne, ręcznie robione puchary w kształcie „Baba Jagi”, a także atrakcyjne nagrody.

Nocne Marki to kolejna impreza, którą MK team zorganizuje w swoim rodzinnym mieście, dlatego wsparcia udzielać będą Urząd Miasta Siemianowice Śląskie – honorowego patronatu udzielił prezydent Rafał Piech, a także Siemianowickie Centrum Kultury.

Teren, po którym będą biegać uczestnicy ucieszy wszystkich, którym znudziło się bieganie po asfalcie. Trasa przebiega bowiem przez siemianowicką bażantarnię, wzdłuż pola golfowego, co w praktyce oznacza szutrowe, leśne ścieżki.

Termin imprezy zobowiązuje - nie zabraknie zatem halloweenowych akcentów.  W okolicach trzeciego kilometra trasa przebiega tuż przy cmentarzu.

– Mamy nadzieję, że uczestnikom spodoba się trasa oraz atrakcje, które  w tym roku dla nich przygotowaliśmy. Miejsce idealnie nadaje się do przeprowadzenia imprezy w takim klimacie. Koniec października, ciemny wieczór, cmentarz w okolicy, dreszczyk emocji związany nie tylko z wybieganym czasem. Będzie się działo – zapewniają organizatorzy.

Zespół MK team tradycyjnie pomyślał również o najmłodszych. Od godziny 15:00 odbywać się będą biegi na dystansach 50, 200, 400 oraz 800 metrów. Każde dziecko otrzyma, pamiątkowy, odlewany medal.

Dorośli biegacze, poza medalem na mecie, będą mogli zasiąść przy ognisku i upiec kiełbaskę.

– Przygotowania idą pełną parą, technicznie jesteśmy gotowi do imprezy. Jak na każdym z naszych biegów gwarantujemy świetną zabawę i pogodę. Mówimy to z pełną odpowiedzialnością, bowiem przy Nocnych Markach pogoda może tylko spotęgować „straaaszny” efekt. Do zobaczenia już niebawem w Siemianowicach Śląskich  – podsumowują organizatorzy.

Zapisy na zawody wciąż trwają. 

To już przedostatnia impreza organizowana w ramach Grand Prix MK team, czyli cyklu organizowanych przez MK team w 2018 roku. W jego skład wchodzą następujące zawody:

  • IV Parkowe Hercklekoty
  • III Siemianowicki Festiwal Świetlików
  • IV Siemianowickie Nocne Marki 27.10.2018 r., Siemianowice Śląskie
  • V Bieg Mikołajkowy 09.12.2018 r., Katowice

Więcej informacji na temat biegu: TUTAJ oraz na Facebook’u: TUTAJ

źródło: MK Team


CITY TRAIL w Olsztynie, Trójmieście i Łodzi

$
0
0

W weekend 6-7 października cykl biegów przełajowych CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden zawitał do Olsztyna, Trójmiasta i Łodzi. Dwie pierwsze lokalizacje są na mapie cyklu od 2012 roku. Łódź dołączyła dwa lata później. Jak było w miniony weekend?

OLSZTYN

5-kilometrowa trasa prowadząca ścieżkami nad Jeziorem Długim jest urozmaicona – nie brakuje podbiegów, a ten najsłynniejszy trzeba pokonać na kilkaset metrów przed metą. Czas zwycięzcy sobotniego biegu – Pawła Pszczółkowskiego to 16:33. Drugą lokatę wywalczył Konrad Nosarzewski (16:40), a trzeci był Rafał Wiśniewski (16:58).

– W tym roku mój sezon trwa do 18 listopada, kiedy to wystartuję w półmaratonie w Palermo, więc podczas dwóch pierwszych biegów CITY TRAIL będę w mocnym treningu i dobrej dyspozycji. Dzisiaj niewiele zabrakło do mojego najlepszego wyniku na tej trasie – podkreślił na mecie zwycięzca. – Po ostatnim starcie sezonu będę miał 2, może 3 tygodnie roztrenowania, podczas których biegam 2-3 razy w tygodniu po kilka kilometrów, bez zegarka, bez mierzenia tempa, po prostu na samopoczucie. Jeśli jest ładna pogoda lubię pojechać na dłuższą wycieczkę rowerową, pójść na spacer lub z kijkami do lasu. To czas na regenerację dla organizmu, ale dla mnie ważniejszy niż odpoczynek dla mięśni jest element psychiczny, szczególnie, że poza bieganiem stosuję też dietę, trening uzupełniający i odnowę, co po zsumowaniu oznacza naprawdę dużo zaangażowania przez niemal cały rok.

Najszybszą z kobiet była Katarzyna Lipnicka. Jej wynik to 20:59. Druga do mety dotarła Julia Pętlicka (21:11), a trzecia była Katarzyna Gawryś (22:16).

Wśród zawodników, którzy startowali w zawodach najbardziej kolorową była Ola Naruszewicz. - Bieganie jest przełamywaniem pewnych barier i sprawdzaniem swoich możliwości, ale generalnie przyjemność z biegania jest ważniejsza niż życiówka – podkreśliła po biegu zawodniczka. – To moja trzecia edycja CITY TRAIL. Lubię biegać jesienią i zimą, wręcz uważam, że to najlepszy okres do trenowania. Co prawda, kiedy temperatura znacznie spada nie można się zatrzymywać, by nie marznąć, ale z drugiej strony biega się znacznie lżej niż w upałach – dodała.

Linię mety minęło 348 osób. Dodatkowo w zawodach dla dzieci i młodzieży wzięło udział blisko 130 młodych adeptów biegania. Najmłodsi mogli nie tylko pobiegać, ale także skorzystać z dodatkowych atrakcji – m.in. kursu pierwszej pomocy w wydaniu dla dzieci.

Kolejne zawody w Olsztynie odbędą się: 3 listopada, 1 grudnia, 5 stycznia, 9 lutego i 9 marca.


TRÓJMIASTO

W niedzielę, cykl CITY TRAIL rozpoczęli biegacze z Trójmiasta. Na gdańskiej trasie rywalizowało 348 biegaczy i biegaczek. Zwycięstwo odnieśli Daniel Formela i Ewelina Paprocka. Tradycyjnie biegowi głównemu na 5 km towarzyszyły zawody dla dzieci i młodzieży, w których wystartowało 105 młodych adeptów biegania. Podobnie, jak w Olsztynie najmłodsi mogli skorzystać z dodatkowych atrakcji zorganizowanych w specjalnej strefie.

Czas wspomnianego już zwycięzcy biegu – Daniela Formeli to 17:30. Drugą lokatę Marcin Miszewski (17:37), a trzeci był Robert Sadowski (17:39). – Niedawno wróciłem do pracy zawodowej jako inżynier i to zajmuje mi znaczną część dnia. Mimo wszystko nie zrezygnowałem z ambicji sportowych, ale je zrewidowałem. Na ten moment skupiam się na bieganiu, a mój najbliższy cel to grudniowy maraton. Zamierzam też w końcu ukończyć cały cykl CITY TRAIL, bo dotychczas nigdy mi się to nie udało. Dzisiejszy wynik jest znacznie słabszy niż mój tutejszy rekord, ale cieszę się, że w końcu udało się wygrać. Dwa razy startowałem w Gdańsku i za każdym razem biegłem na rekord trasy, ale ostatecznie na finiszu ktoś mnie wyprzedzał, dlatego mam ogromną satysfakcję z tego zwycięstwa – podkreślił na mecie Daniel Formela, wicemistrz Europy w duathonie z 2015 roku.

Wynik Eweliny Paprockiej to 19:44. Druga do mety dotarła Małgorzata Tuwalska (21:01), a trzecia była Zuzanna Głombiowska (22:15).

Kolejne zawody w Trójmieście odbędą się: 4 listopada, 2 grudnia, 6 stycznia, 10 lutego i 10 marca.


ŁÓDŹ

Druga z niedzielnych imprez CITY TRAIL odbyła się w Łodzi. W Parku Baden-Powella pojawiło się 418 dorosłych i 156 dzieci. Zwycięzcą niedzielnego biegu był Tomasz Osmulski z czasem 15:53. Drugą lokatę wywalczył Wojciech Sowik (16:14), a trzeci był Maciej Budziński (16:44). Najszybszą z kobiet była druga zawodniczka poprzedniej edycji CITY TRAIL w Łodzi – Zuzanna Mokros. Jej wynik to 18:10. Druga do mety dotarła Magdalena Ciołak (18:55), a trzecia była Agnieszka Wysocka (20:43).

- Warunki były dzisiaj naprawdę dobre. Mój wynik jest tylko o sekundę gorszy od najlepszego, jaki osiągnęłam na tej trasie, a biorąc pod uwagę, że ostatnio skupiam się na ćwiczeniach sprawnościowych i siłowych, a biegania jest mniej, ten czas naprawdę cieszy – podkreśliła po biegu zwyciężczyni zawodów – Zuzanna Mokros.

Biegi CITY TRAIL dają szansę do rywalizacji osobom, którym zależy na poprawianiu wyników, ale to także zawody rodzinne. – Nasze bieganie zaczęło się od biegów indywidualnych. Potem pojawiły się dzieci, a że nie chcieliśmy zrezygnować z aktywności, postanowiliśmy kupić biegowy wózek i tak od 2014 roku kontynuujemy nasze treningi, ale teraz w większym gronie – najpierw z synem, potem też z córką. Dzieciaki biegają również same w zawodach dla najmłodszych. Oczywiście widzimy się na kolejnym biegu – 11 listopada – mówiła na mecie Jolanta Dychto, jedna z uczestniczek dzisiejszego biegu.

Kolejne zawody w Łodzi odbędą się 11 listopada. Będzie to wyjątkowa impreza, bowiem organizowana z jednej strony jako część cyklu Grand Prix, ale także jako Bieg Niepodległości CITY TRAIL. Bieg główny wystartuje wyjątkowo o godz. 11:11, a poprzedzony zostanie rotą. Na mecie zawodnicy, którzy zgłoszą taką chęć otrzymają okolicznościowe medale.

Pozostałe imprezy są zaplanowane na 2 grudnia, 13 stycznia, 3 lutego i 10 marca. Lokalnym współorganizatorem cyklu jest firma InesSport.

Po zakończeniu części sportowej w każdej lokalizacji CITY TRAIL zorganizowana będzie ceremonia kończąca cykl, podczas której wręczone zostaną pamiątkowe medale (dla wszystkich, którzy pobiegną w co najmniej czterech biegach) oraz nagrody dla najszybszych.

Na mapie CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden znajdują się następujące lokalizacje: Bydgoszcz, Katowice, Lublin, Łódź, Olsztyn, Poznań, Szczecin, Trójmiasto, Warszawa i Wrocław. Szczegółowe informacje oraz zapisy znajdują się na stronie www.citytrail.pl.

Źródło: City Trail


[AKT.] Włocławek: Półmaraton za krótki, dycha za krótka... lub za długa. "Organizatorzy sami się zakręcili”

$
0
0

Jubileuszowa połówka we Włocławku obfitowała w dobre czasy i rekordy życiowe. Niestety radość z ich uzyskania nie trwała długo. Okazało się, że trasa - nie tylko biegu głównego - była za krótka. Co się stało, że zabrakło 700 m? - pytają na portalach społecznościowych uczestnicy.

W sumie na dwóch dystansach: (prawie) półmaratonu i (prawie) 10 km wzięło udział ponad 530 osób. Start i meta usytuowane były na stadionie Ośrodka Sportu i Rekreacji. Według regulaminu, obie trasy posiadały atest PZLA. Ale już przeglądając wizualizacje krętej trasy na 10 km, prowadzącej wokół stadionu, można dojść do wniosku, że z każdą rundą pętla się zaciskała i o błąd było bardzo łatwo.

Trasy pokrywały się tylko w początkowej i końcowej fazie. Gdy biegacze finiszowali, okazało się, że co coś jest nie tak. Jak pokazały zegarki, do dystansu półmaratonu zabrakło od 600 do 700 metrów, a do dychy ok. 900 m. Były też osoby, których GPS wskazały, że trasa dychy... była za długa, o ok. 1 km. Czary?

Prawdziwym szczęściarzem imprezy został zwycięzca biegu na 10 km Dominik Gosk, który był najbliżej ukończenia pełnego dystansu. Biegacz znalazł się w o tyle uprzywilejowanej roli, że miał przed sobą pilota. Reszta uczestników, w tym jego żona Diana, musieli radzić sobie sami.

- Pętelki były tak wymyślone, że organizatorzy trochę sami się zakręcili. Ja przebiegłem cały dystans, czyli 9.7 km. Reszta, albo pokonała 9.1 km, albo wysyłano ich na jeszcze jedno okrążenie. Szkoda, bo np. jeden uczestnik, biegnący zresztą obok mojej żony, podobno poprawił życiówkę o 12 minut! - relacjonuje Dominik Gosk.

 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

Włocławską Dziesiątkę wygrywa małżeństwo Gosu! Taaak... tylko czemu mój wynik 33:32 mnie nie cieszy? Trasa ma podobno atest PZLA (regulamin), ale nie jestem przekonany, więc wybaczcie nie wiem czy uznać to jako rekord życiowy:) Dodatkowo jest mi przykro, bo duża część ludzi została źle pokierowana przez wolontariuszy... powychodziły niepełne dystanse... ja miałem samotny bieg po 4km i osobisty rower tylko co z tego... Dobry trening. Tak to zostawię. #ddrunningteam #bieg #bieganie #pobiegane #fitcouple #win #winners #podium #coach #trener #bieg #bieganie #pobiegane #together #run #running #runners #włocławek #vectra #vaporfly #nikerunclub #numbers #good #race #racing #hard #slalom

Post udostępniony przez Dominik.Gosk (@dominik.gosk)

Półmaraton wygrał Paweł Ochal z wynikiem 1:07:02, wyprzedzając Ukraińca Sergieja Okseniuka o 2 sekundy. Trzeci był Damian Kabat z czasem 1:07:10 (życiówka 1:06:29).

Wśród pań górą była mistrzyni kraju Paulina Kaczyńska z wynikiem 1:14:27. Tuż za nią uplasowała się Andżelika Dzięgiel z 3 sekundami straty, co byłoby jej nowy rekordom życiowym. Trzecie miejsce zdobyła Olga Ochal z rezultatem 1:16:50. Gdyby trasa liczyła 21 km i 97 m, do wymienionych wyników trzeba by dodać po ok. 2 minuty.

Torunianka Andżelika Dzięgiel powiedziała nam, że już na początku trasy czuła, że brakuje 100 metrów. Później 200 m. Była jednak przekonana, że różnica się wyrówna, wraz z biegiem rywalizacji. Niestety tak się nie stało. Biegaczka zadowolona jest jednak ze swojej postawy.

– 1:14:30 w półmaratonie to mega wynik! Póki co dla mnie nieosiągalny. Pracuje na 3 etatach i nie mam szansy na właściwą regenerację czy obozy. Cieszę się jednak, że na koniec sezonu udaje mi się osiągać wyniki na poziomie biegaczy wyczynowych – powiedziała nam wicemistrzyni Polski do lat 23 na 10 000 m z 2011 roku.

O wyjaśnienie tajemnicy włocławskiej trasy zapytaliśmy organizatorów. Czekamy na odpowiedź.


AKTUALIZACJA

Otrzymaliśmy oświadczenie organizatora:

Z przykrością informuje, że w wyniku pomyłki sędziów, zawodnicy zostali pokierowani niewłaściwą trasą. Ze strony organizatora przepraszamy wszystkich biegaczy za powstałe zamieszanie.

Jednocześnie oświadczam, że poczynimy wszelkie możliwe starania aby wyeliminować takie błędy w przyszłości.

W ramach przeprosin planujemy wprowadzenie zniżek w opłacie startowej dla zawodników, którzy uczestniczyli wczoraj w obu biegach, o czym powiadomimy w regulaminach.

Marian Nowakowski, dyrektor 5. Anwil Półmaratonu Włocławek

RZ


Niezwykłe odkrycie podczas imprezy biegowej…

$
0
0

Swarzędz, 2018 rok

To miał być kolejny półmaraton w moim życiu – bez życiówki, bez pośpiechu. Wystartowałem z Półmaratonie Szpot Swarzędz jako pacemaker– aby poprowadzić grupę na 1:40. Półmaraton miał być dla mnie kolejnym ciekawym startem ze względu na społeczny charakter. Podczas biegu wydarzyło się jednak coś, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Na początku był spokojny bieg, motywacja dla całej grupy i grzecznościowe pogawędki o bieganiu i o życiu. W okolicach trzynastego kilometra nawiązałem krótką rozmowę z pewnym uczestnikiem, który wcale nie wyglądał na zmęczonego, wręcz wydawał się być osobą mającą wszystko o pod kontrolą i dysponującą znacznym zapasem energii. Kiedy dopytałem o zaplecze treningowe, doświadczenie maratońskie, dałem się wciągnąć w arcyciekawą historię pewnego człowieka, która przeniosła mnie w czasie.

Francja, 1981 rok

Zbigniew Klapa jako jedyny Polak z kadry narodowej chodziarzy podejmuje wyzwanie w chodzie długodystansowym na 100 km w Mistrzostwach Międzynarodowych Francji. Chodziarz z Grodziska Wielkopolskiego z wynikiem 9 godzin i 27 minut zajął wówczas drugie miejsce i od razu zyskał sympatię tamtejszej publiczności. Jak się okazało był to start, który otworzył polskiemu chodziarzowi wrota do świata ultra na coraz bardziej wymagających dystansach.

Kolejnymi zawodami były starty na dystansie 200 kilometrów oraz w chodzie 28 godzinnym. Polski zawodnik, który rywalizował z najlepszymi chodziarzami długodystansowymi Francji, Belgii, Włoch i innych krajów, w odróżnieniu od zagranicznych rywali nie miał trenera, opieki lekarskiej, odpowiedniego obuwia, czy wsparcia merytorycznego w zakresie odżywiania. Zważywszy

, że były to lata 80, gdzie dostęp do specjalistycznej wiedzy był wręcz znikomy, dalsze osiągnięcia Zbigniewa Klapy potwierdzały zasadę wyjątku od reguły. Dojazd pociągiem do Francji zajmowała wówczas około 30 godzin. Pan Zbigniew pracował na etacie w Nadleśnictwie. Łączył pracę zawodową, życie rodzinne z niezwykle wymagającymi treningami, które przygotowywały go do największego sportowego wyzwania życia. Na horyzoncie marze

ń ukazały się wrota do tzw. „świata wariatów” – gigantycznego maratonu na trasie Paryż – Colmar.

Szczegóły dotyczące świata ultra lat 80 i 90, jak i zmagań zwyczajnego człowieka z monstrualnymi dystansami już wkrótce w wywiadzie przeprowadzonym ze Zbigniewem Klapą w jego rodzinnym mieście. Opowie nam o trudzie treningów, walce z przeciwnościami losu, zmaganiu się z własnymi słabościami i łączeniu sportowej pasji z codziennością zwyczajnego człowieka.

Rafał Ławski, Ambasador Festiwalu Biegów


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>