Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Mozart 100 - świetni Polacy!

$
0
0

W Salzburgu, z samego rana spotkali się wielbiciele biegów górskich i wyruszyli na trasy 6 biegów, rozgrywanych w ramach Mozart 100. Do wyboru były dystanse od 13 do 103 km. W imprezie wzięło udział 1300 zawodników z ponad 60 krajów. Najliczniej byli reprezentowani Niemcy, ale Polacy w widoczny sposób zaznaczyli swoją obecność.

Na dystansie półmaratonu Mikołaj Kowalski-Barysznikow zajął trzecie miejsce z czasem 1:58:41. Dagmara Olszowska była w tym biegu siódma (2:33:36).

W Maratonie świetnie poradził sobie Mateusz Goleniewski. Bieg zakończył tuż za podium, z czasem 4:07:51. Cztery godziny złamał w tym biegu jedynie zwycięzca - Jurgen Stefke. Niemiec nabiegał 3:56:51.

Najwięcej emocji budził główny bieg imprezy, zaliczany do cyklu UTWT - Mozart 100. Jego górska trasa jest stosunkowo prosta. Nie ma na niej ekstremalnych odcinków wspinaczkowych. Jak na bieg górski przystało, do pokonania są tu przewyższenia o wartości ok. 4500 m. Trasa liczy ok. 103 km.

Siódmą edycję biegu organizatorzy z pewnością zaliczą do udanych. Wśród mężczyzn po raz pierwszy w historii imprezy, na najwyższym stopniu podium stanął reprezentant gospodarzy - przedstartowy faworyt Florian Grasel, który pełną pięknych widoków trasę ukończył z czasem 10:26:36. Wyprzedził szóstego zawodnika MIUT, przedstawiciela UTWT Damiana Halla i Włocha Alexandra Rabensteinera.

Z biegiem bez trudu rozprawił się również Piotr Bętkowski, który zajął wysokie siódme miejsce z czasem 11:26:48.

Na początku czerwca, gdy Florian Grasel wygrywał 84-kilometrowy Hochkonigman Endurance Trail, Marina Trimmel triumfowała tam wśród pań. Na trasie Mozart 100, powtórzyli ten dublet i Trimmel jako druga w historii Austriaczka wygrała kobiecą rywalizację, z czasem 11:57:50.

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Skwar w Botaniku – Botaniczna Piątka w Łodzi [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pierwszy raz w tym roku, a trzeci w ogóle, do łódzkiego Ogrodu Botanicznego zawitały w sobotę 16 czerwca zawody z cyklu Botaniczna Piątka. Są one rozgrywane w tego typu placówkach w kilku miastach Polski. Wszystko zaczęło się w Poznaniu, skąd też do Łodzi przyjechał organizator.

O 10:30 rozpoczęły się biegi dzieci w kilku kategoriach wiekowych na dystansach od 150 do 1000 metrów. Dorośli biegacze, być może w celu uniknięcia tłoku na wąskich alejkach, zostali podzieleni na dwie fale, które wystartowały o 11:30 i 12:30. W biegu głównym na dwóch pętlach o długości niecałych 2,5 km każda udział wzięło w sumie 111 osób.

W pierwszej fali praktycznie od początku prowadził Konrad Grzyb z Rysioteamu, który do mety dobiegł ze sporą przewagą nad konkurencją i wynikiem 18:35. Jak nam powiedział, miał nadzieję być przydzielony do wspólnego startu ze swoimi głównymi rywalami, a szczególnie Bartkiem, by lepiej kontrolować sytuację, ale wypadło inaczej. Po dobiegnięcu do mety był średnio zadowolony ze swojego czasu i niecierpliwie czekał na wynik korespondencyjnego pojedynku.

Po pierwszym okrążeniu drugiej grupy na czele znajdowała się trójka zawodników min. ze wspomnianym Bartoszem Drobnym z ekipy Razem Trenujemy Sport i Konradem Koseckim z Aleksandrowa Łódzkiego. Na finiszu ten drugi trochę uciekł, co jednak nie wystarczyło do zwycięstwa i obaj panowie musieli się zadowolić drugim i trzecim stopniem podium, z czasami odpowiednio 18:47 i 18:53. Konrad Grzyb mógł odetchnąć z ulgą.

W tej samej fali przybiegła najszybsza z pań, Aleksandra Dąbrowska-Kona (22:48). Damskie podium dopełniły Aneta Goździk-Zaręba z Łódź Kocha Sport (23:05) i Marzena Golędzinowska z drużyny Wataha-Łączy Nas Bieganie (23:45), które wystartowały w pierwszej grupie.

Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– 80 procent trasy w pełnym słońcu, ale i tak było fajnie – wspominała Marzena Golędzinowska przed dekoracją – trasa ładna, ale na następny raz mogliby ją trochę lepiej oznaczyć. Do pełnej piątki brakło około 300 metrów, ale jakby było równo, to mimo tego upału by wpadła życiówka.

Jutro na Biegu Kobiet Zawsze Pier(w)si też planuję mocne ściganie, ale kilka startów w jeden weekend to moja specjalność. Kto wariatowi zabroni? – zakończyła ze śmiechem.

– Formuła biegu w dwóch turach była nietypowa – opowiadał Bartosz Drobny. – W pierwszej Konrad bardzo szybko pobiegł, a my chcieliśmy mu co najmniej dorównać. Po pierwszym kółku plan był w stu procentach realizowany, ale to były miłe złego początki, bo w końcówce zabrakło niestety kilkunastu sekund. Obaj z drugim Konradem współpracowaliśmy na całej trasie, dopiero na pół kilometra przed metą zaczęliśmy się ścigać i kolega okazał się szybszy. Ale i tak skończyłem na podium, więc jestem bardzo zadowolony.

– To moja pierwsza piątka na zawodach – przyznała Aneta, która dobiegła na metę wraz z koleżanką Anią. – A ja trochę więcej biegam, to już mój któryś kolejny start – dodała jej towarzyszka – dziś poprowadziłam Anetę swoimi ścieżkami. Dziś było ciężko, bo start w samo południe i żar z nieba, ale przyjemnie było. – Nasz kolega też dziś biegł pierwszy raz – opowiadały – ale wydarł tak, że tylko kurz za nim wąchałyśmy. – Moja córka też dziś biegła w zawodach dzieci – powiedziała Aneta – więc było rodzinnie. Ogród Botaniczny znamy, trasa nam się podobała, nie było za dużego tłoku, było sympatycznie, tylko mogłoby być trochę chłodniej!

– Współpracujemy z organizatorem, by udostępnić nasz Ogród na biegowo – powiedziały nam panie Ania i Kamila z załogi łódzkiego Botanika. – No właśnie o to chodzi, by pokazać ogrody botaniczne jako atrakcyjne miejsce do zwiedzania nie tylko takiego statycznego, spacerowego, ale także do uprawiania sportu – potwierdził organizator Marcin Stachowiak. – Zaczęło się w 2016 roku w Poznaniu, ale teraz mamy też zawody w Mikołowie, Warszawie, Lublinie i tutaj w Łodzi. W organizacji pomogła Rada Ogrodów Botanicznych. Z Ogrodem w Poznaniu jestem związany nie tyle formalnie, co sentymentalnie – przyznał – i spędzałem tam sporo czasu jak byłem młodszy. Stąd się wziął pomysł na ten cykl biegów. Następną łódzką edycję mogę już teraz zapowiedzieć na sierpień – nie znamy jeszcze dokładnej daty, ale zapraszamy do śledzenia naszego kalendarza.

Niebawem więcej zdjęć.

KW


Znowu podium! Magda Łączak trzecia pod Zugspitze!

$
0
0

Magdalena Łączak potwierdziła, że tej wiosny jest w doskonałej formie. Triumfatorka Transgrancanarii, szósta zawodniczka mistrzostw świata w ultra biegu górskim na Penyagolosie i mistrzyni Polski w ultra skyrunningu na Rzeźniku Sky, tym razem stanęła na podium jednego z największych festiwali biegów górskich w Niemczech. Zajęła trzecie miejsce w mocnej stawce biegu na 102 km (prawie 5500 m przewyższenia) podczas Salomon Zugspitze Ultratrail.

Polka przegrała tylko z liderką światowego rankingu ITRA Caroline Chaverot z Francji i Szwedką Kristin Berglund, startującą w austriackim teamie Salomona.

Trzy znakomite rywalki biegły razem przez początkowe ponad 20 km. Tasowały się na czołowych pozycjach, wreszcie jednak Magdalena Łączak nieco odpuściła. – Francuzka Chaverot zaczęła uprawiać straszną walkę na łokcie, więc wycofałam się troszeczkę, bo nie chciałam brać w tym udziału – powiedziała nam Polka krótko po biegu.

– Wreszcie na podejściu pod jakimś wyciągiem Caroline i Kristin mocno przycisnęły. Uznałam, że to trochę przesada i nie utrzymałam się za nimi, miałam stracha przed dwiema wielkimi górami przed nami, przed półmetkiem i w końcówce trasy. Rywalki urwały mi się wtedy, zniknęły z pola widzenia i straciłam z nimi kontakt, a z nim – także rezon. Inna sprawa, że nie miałam dzisiaj wybitnie dobrego dnia, nogi ciężkie i kwadratowe, nie biegło mi się zbyt dobrze. Nawet ich specjalnie nie goniłam, bardziej mi zależało na tym, żeby pobiec swoje – przyznała Magdalena Łączak.

Walkę o zwycięstwo toczyły Francuzka i Szwedka. – Liczyłam na Kristin Berglund, bo ona doskonale zna trasy, często startuje w Alpach Bawarskich – opowiada Magda. – Dobrze się znamy, bardzo ją lubię, bo to naprawdę świetna dziewczyna. Życzyłam jej, żeby powetowała sobie niepowodzenie w mistrzostwach świata (na Penyagolosie była dopiero 26 – red.) – zdradza Polka.

Rzeczywiście, Kristin Berglund pobiegła znakomicie. Tyle że... Christine Chaverot była niezwykle zdeterminowana. – Miała chyba dość tegorocznych porażek (przede wszystkim nie ukończyła Transgrancanarii – red.) – analizuje Magda. I opowiada: – Christine parła do mety, było widać, że „płaci grubymi pieniędzmi” za sukces. Ja na ostatnim podbiegu znów zobaczyłam Kristin, byłam za nią dwie i pół minuty, ale już jej nie goniłam. Wiedziałam, że to duża strata, bo na zbiegu i tak by mi uciekła. Berglund dużo lepiej biega w Alpach w dół niż ja, poza tym mam dość mocno umordowane nogi licznymi ostatnio startami i pracą zawodową (od MŚ na Penyagolosie minęło raptem 5 tygodni, a po drodze był jeszcze Rzeźnik Sky – red.). Czułam się solidnie zmęczona, muszę teraz spędzić trochę czasu na masażach i zabiegach regeneracyjnych.

Na trasie Zugspitz Ultratrail panowały iście tropikalne warunki. – Było bardzo gorąco, słońce non stop waliło strasznie mocno – mówi Magda. – Moja siostra Patrycja, która tradycyjnie była moim wspaniałym wsparciem, śmiała się, że Paweł (Dybek – red.) nabrał rumuńskich kolorów – opowiadała rozbawiona, – Ale rzeczywiście biegliśmy w falach gorącego powietrza, w takim „piekarniku”, że często nie dało się nawet zaczerpnąć oddechu i wręcz zwalało z nóg. Tylko dla niebiegnących było przyjemnie i wakacyjnie, zresztą kibiców i turystów na trasie było mnóstwo. Kibicowali, krzyczeli, która jestem, klepali po plecach, starali się pomagać i wspierać. Super atmosfera, ale nie ukrywam, że teraz z przyjemnością zalegnę w łożu i postaram się jak najlepiej odpocząć – zdradza. – Nie pośpię sobie za długo, bo rano jest dekoracja i podium, potem podróż do domu w Mielcu, a w poniedziałek rano – do pracy. Cóż, życie... – wzdycha z uśmiechem Magdalena Łączak.

Dobrze spisał się także Paweł Dybek, kolega z polskiego Salomon Suunto Teamu, a prywatnie partner Magdy. Zajął dziewiąte miejsce, choć na trasie przez długi czas zmagał się ze skurczami. – Miejsce niezłe, ale nie jestem zadowolony – mówił. – Nie czuję się w formie – tłumaczył. – Rzeczywiście było widać, że na podejściach nie ma siły, ewidentny brak wytrenowania – dodaje Magda. – Jak się nie trenuje, to tak jest, a Paweł nie mógł trenować, miał przerwę z powodu kontuzji – tłumaczy trzecia zawodniczka Zugspitz Ultratrail.

Magdzie Łączak przydarzają się często na trasie zabawne historie. Tym razem opowiedziała nam o towarzystwie, jakie miała na podejściu na punkt kontrolny na 64 kilometrze. – Szedł za mną ciemnoskóry chłopak w białych spodniach, cały czas uchachany, z dredami na głowie i wielkim odtwarzaczem muzyki na ramieniu, z którego słuchał hip-hopu. Był przefajniuśki, aż żal mi było go zostawiać, tak super się z nim szło! – śmieje się Magdalena Łączak.

Dodajmy jeszcze, że oprócz Pawła Dybka, wysokie miejsca na 102 km, najdłuższym dystansie Salomon Zugspitz Ultratrail, zajęli dwaj inni Polacy. Łukasz Hryniów osiągnął metę na 11 miejscu, a Maciej Więcek finiszował tuż za nim.

KOBIETY

  • 1. Caroline Chaverot (Francja) - 12:59:33
  • 2. Kriston Berglund (Szwecja) - 13:11:38
  • 3. Magdalena Łączak (Polska) - 13:25:35

MĘŻCZYŹNI

  • 1. Bernat Tofol Castaner (Hiszpania) - 10:59:03
  • 2. Cristofer Clemente (Hiszpania) - 10:59:51
  • 3. Thomas Farbmacher (Austria) - 11:16:03
  • ...
  • 9. Paweł Dybek (Polska) - 13:51:38
  • 11. Łukasz Hryniów (Polska) - 14:17:24
  • 12. Maciej Więcek (Polska) - 14:26:57
  • 90. Artur Mikowski (Polska) - 18:06:50
  • 118. Bartosz Mych (Polska) - 18:45:20
  • 172. Jacek Jaroński (Polska) - 20:02:17
  • 173. Bart Kowaliński (Polska) - 20:04:52
  • 177. Mariusz Sambor (Polska) - 20:11:19
  • 178. Krzysztof Marczak - 20:11:22

PEŁNE WYNIKI

Piotr Falkowski

zdj. Patrycja Łączak, salomonrunning.pl


Gortel-Maciuk wygrywa Nocny Półmaraton Wrocław. Rekord frekwencji pobity

$
0
0

Po raz kolejny na starcie wrocławskiego półmaratonu stanęła rekordowa liczba zawodników. Tym razem aż 10 832 osoby wyruszyły w trasę 6. PKO Nocnego Wrocław Półmaratonu. To o prawie 900 biegaczy więcej, niż w ubiegłym roku. Do mety dotarło 10 779 zawodników - według nieoficjalnych wyników.

Jako pierwszy na mecie zameldował się ubiegłoroczny zwycięzca, Mengistu Zelalem z Etiopii, z czasem 1:03:55. Drugi finiszował Polak, Szymon Kulka, który ukończył trasę w 1:05:21. Na najniższym stopniu podium stanął Kenijczyk, Cosmas Mutuku Kyeva (1:05:55).

We Wrocławiu wystartowali też kadrowicze przygotowujący się do ME w Berlinie. Tuż za podium uplasował się Artur Kozłowski (1:06:17). Arkadiusz Gardzielewski był szósty (1:09:04) a Błażej Brzeziński siódmy (1:09:24).

W kategorii kobiet najszybsza była Polka: Agnieszka Gortel-Maciuk (1:14:49). Drugie miejsce zajęła Ukrainka, Oleksandra Shafar z czasem 1:15:19, za nią metę przekroczyła Izabela Trzaskalska (1:15:33).

Cały 6. PKO Nocny Wrocław Półmaraton odbył się w stylistyce disco lat 70, 80 i 90. Muzyczne hity minionych lat towarzyszyły zawodnikom od startu (każda strefa startowa ruszała przy innym utworze wybranym przez biegaczy), przez większość trasy (dzięki przygotowanym punktom z nagłośnieniem), aż do mety. Na szyjach półmaratończyków zawisły medale także w stylistyce disco: w kształcie krasnali w tanecznej pozie, kolorowych spodniach „dzwonach” i z brodą ułożoną w „afro”.

Finisz biegu został wyznaczony ponownie na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu - na trybunie zachodniej zasiadło ponad 4 000 kibiców.

źródło: MCS Wrocław


Krakonosova Setka dla Spartathlończyka. Interweniował GOPR

$
0
0

Krakonošova 100, czyli Karkonoska Setka organizowana przez naszych południowych sąsiadów na pograniczu polsko-czeskim, zakończyła się zwycięstwem miejscowego zawodnika - Radka Brunnera.

Szósty zawodnik niedawnych mistrzostw Europy w biegu 24-godzinnym i drugi na mecie ubiegłorocznego Spartathlonu, bieganie w Karkonoszach po prostu lubi. Nie po raz pierwszy sięgnął tutaj po zwycięstwo. Tym razem był jedynym zawodnikiem w stawce, który z trasą uporał się w czasie poniżej 10 godzin. Linię mety przekroczył z wynikiem 9:46:47.

Wśród pań także triumfowała Czeszka Kateřina Šoubová, która trochę ponad 100 km przebiegła w czasie 12:22:50.

Mimo, że warunki do biegania były komfortowe, ratownicy mieli, co robić. Zgłoszenie wypadku ze względu na problemy z zasięgiem, odebrał również polski GOPR. Najpierw pomocy potrzebował zawodnik który podczas upadku zranił się w głowę, a później zawodniczka, która kijkiem przebiła udo w niebezpiecznym dla życia miejscu.

Wśród Polaków, z najdłuższą trasą imprezy najlepiej poradził sobie Leszek Bułanow. Czwarty zawodnik Zimowego Janosika, na metę przybiegł z czasem 12:32:22, co pozwoliło mu zająć 23 miejsce w rywalizacji panów.

Wśród pań, najwyżej sklasyfikowaną Polką była Małgorzata Wojtczak. Według czasu (23:12:15) powinna zajmować miejsce gdzieś w pierwszej „60”, niestety w nieoficjalnych jeszcze wynikach Polka widnieje na 282 miejscu... wśród mężczyzn.

Żadnych wątpliwości nie budzi za to miejsce Polaka na krótszym 55-kilometrowym dystansie. Andrzej Tomasik z czasem 6:08:23 zajął drugie miejsce w biegu wygranym przez Czecha Romana Kysela (06:00:49).

Nieoficjalne wyniki: TUTAJ

IB


KrwioBIEG: Patrycja Bereznowska z…. kijami nordic walking!

$
0
0

14 czerwca na całym Świecie obchodzony jest Dzień Krwiodawcy. Jest to nieprzypadkowa data, bo jest to dzień urodzin Karla Landsteinera, który w 1901 roku odkrył grupy krwi. Ponadto w 2018 są obchody 60-lecia Honorowego Krwiodawstwa PCK w Polsce.

Z tej okazji co roku odbywa się wiele akcji tematycznych, w tym w sąsiedztwie Centrum Olimpijskiego, po raz pierwszy w Warszawie specjalny, charytatywny bieg - KrwioBIEG.

Impreza zorganizowana przez Mazowiecki Oddział Okręgowy Polskiego Czerwonego Krzyża w formie rodzinnego pikniku, z biegami dzieci na 100 m, 200 m, 500 m oraz 1 km. Ponadto w programie wydarzenia znalazł się marsz Nordic Walking oraz biegi na 5 i 10 km.

Na terenie pikniku oczywiście można było oddać krew w specjalnym ambulansie, choć wiadomo, że biegacze nie mogli, ale osoby towarzyszące już jak najbardziej. Były tez pokazy pierwszej pomocy.

Na starcie stawiła się również szeroka reprezentacja przedstawicieli Spartanie Dzieciom oraz Ambasadorka biegu - ultramaratonka Patrycja Bereznowska, która zresztą wygrała w biegu na 10 km rywalizację kobiet oraz chwilę potem na 5 km... nordic walking kobiet.

Trasę stanowiła jedna, dość kręta 5-kilometrowa pętla prowadzona ścieżkami leśnymi nad Wisłą. Dodam tylko, że było gorąco i parno, ale na szczęście w połowie trasy organizatorzy zapewnili.

Piękna inicjatywa, bardzo późno się o niej dowiedziałem, ale udało się dotrzeć właściwie na ostatnią chwilę i w tym przypływie adrenaliny zakończyć bieg na trzecim miejscu. Super fajnie!

Kibicuję rozwojowi KrwioBiegu w Warszawie i innych miastach w Polsce, bo promowanie honorowego krwiodawstwa to niezwykle szczytna inicjatywa.

Pełne wyniki: TUTAJ

Michał Sułkowski, Ambasador Festiwalu Biegów

Gorąca krew – 3. Bieg Terenowy Zgierz Malinka [ZDJĘCIA]

$
0
0

Biegów górskich w środku Polski jest więcej, niż by się mogło wydawać. Trzeba ich tylko dobrze poszukać. Jeden z nich odbywa się już od trzech lat, ale dopiero teraz udało nam się go odwiedzić. Mowa o Biegu Terenowym Zgierz Malinka, którego trzecia edycja odbyła się w upalną i parną sobotę 17 czerwca.

Okolice stoku narciarskiego i stawów w Malince nadają się do takich imprez doskonale. Pagórkowaty las z piaszczystą glebą oraz podbiegami i zbiegami o różnych długościach i nastromieniach pozwolił organizatorom na wytyczenie czterokilometrowej pętli, którą zawodnicy mogli pokonać jedno-, dwu- lub trzykrotnie. Nie musieli się deklarować na starcie – wyboru dokonywali podczas biegu.

Przed południem rozegrano biegi dzieci w kilku kategoriach wiekowych. Jeszcze wcześniej mogliśmy obejrzeć pokazy w wykonaniu młodych adeptów MMA ze Szkoły Sztuk Walk Wojciecha Adamusika. Młodzi miłośnicy rockowego grania ze szkoły Guitar Harmony zapewnili nam gorącą oprawę muzyczną.

Regenerację mięśniową po wyjątkowo ciężkiej górskiej setce na Teneryfie miałem nadspodziewanie szybką. Nic nie stało więc na przeszkodzie, by tydzień po niej rozruszać nogi i przewietrzyć płuca. Chociaż o to ostatnie mogło być trudno, bo atmosfera była upalna i wyjątkowo duszna, jakby przed burzą.

W samo południe na starcie stanęło 188 uczestników biegu głównego. Prawie od razu ruszyliśmy pod górę piaszczystą, leśną drogą równoległą do narciarskiego stoku. Trasa miała interwałowy charakter – składała się z krótkich podbiegów i zbiegów, rzadko kiedy było płasko, no i wszechobecny piach zwykle nie pozwalał na rozwinięcie zbyt dużej szybkości.

Od początku byłem nastawiony na maksymalny dystans, czyli 12 km. Na ostatnim zbiegu pierwszego okrążenia jak zwykle zyskałem kilka miejsc, lecz na obiegnięciu stawu przed metą – jedynym długim płaskim odcinku – musiałem zwolnić dla odpoczynku, bo już mi dymiło z czachy. Od dawna mijaliśmy się z biegnącym w sutannie księdzem. Jemu dopiero musiało być gorąco...

Musiało mnie nieźle zgrzać, bo drugie koło pokonałem ponad dwie minuty wolniej. Ksiądz pod koniec wyrwał do przodu – najwyraźniej miał w planie „tylko” dwie rundy. Nie wyobrażam sobie, jak można zrobić w tym stroju 8 km po takiej trasie w takim tempie – musiał mieć niesamowitą kondycję. Kiedy dobiegałem do końca okrążenia, z głośników leciał stary kawałek Bajmu „Płynie w nas gorąca krew”. W moich żyłach krew miała temperaturę bliską wrzenia. Woda do gardła i na głowę trochę pomogła, ale zostało jeszcze ostatnie koło.

Pod górę pocisnąłem bez litości dla siebie. Długo biegliśmy grupką, m.in. ze znajomym Mrówą, który nam później uciekł oraz – jak się później okazało – prezydentem Zgierza Przemysławem Staniszewskim, który znany jest ze wspierania imprez biegowych w swoim mieście. Na końcówce wokół stawu jeszcze przyspieszyłem i ostatnia runda weszła mi dużo szybciej – prawie tak, jak pierwsza – a cały bieg w 1:10:20. Na mecie czekał medal, jak przystało na lokalizację, w kształcie maliny.

Na poszczególnych dystansach najszybsi byli:

12 km: 1. Marcin Podgorski (48:30), 2. Daniel Matusiak z Rufus Team (49:29), 3. Jacek Trociński (54:19) oraz 1. Katarzyna Oleś z Rufus Team (59:03, 5. open) 2. Paulina Bienias (1:10:08) 3. Marta Bryszewska ze Zgierzołaków (1:15:14). Ukończyły 63 osoby.

8 km: 1. Mirosław Dudek z SNG Wild Ducks (36:42) 2. Marcin Janiak (39:41) 3. Bartosz Majchrzak z Cel Ironman (40:47) oraz 1. Ola Rataj (46:40) 2. Katarzyna Szcześniak z Boat City Crossbox (52:57) 3. Małgosia Ścibor (53:48). Ukończyło 37 osób.

4 km: Adam Sztąber z Pietrzyk Running Team (16:26) 2. Sebastian Czura (17:27) 3. Paweł Sęk z Adrian! Błagam Wolniej (17:59) oraz Sylwia Walczak (21:30) 2. Daria Pietrzak z Traugutta Zgierz (22:03) 3. Agnieszka Bartosik (23:01). Ukończyło 88 osób.

Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Bardziej mi chodziło o ukończenie tej trasy, niż czas i rywalizację – stwiedziła zwyciężczyni najdłuższego dystansu Katarzyna Oleś. – Przez start wszystkich dystansów razem trudno było wyczuć, kto biegnie ile okrążeń. Bardziej mi chodziło o dobrą zabawę, a to się dzisiaj udało. To był mój pierwszy od dawna start przełajowy i ubawiłam się lepiej, niż na niejednym biegu ulicznym. Malinki wcześniej nie znałam, ale będę musiała częściej tu wpadać pobiegać albo na spacer z psem.

Pies Kasi ma na imię Rufus. Stąd pochodzi nazwa jej drużyny Rufus Team, którą tworzy wraz z mężem Danielem Matusiakiem, który zajął na 12 km drugie miejsce.

– Ciężko przyszło mi wywalczyć to trzecie miejsce – opowiadała Marta Bryszewska – bo jeszcze czuję zmęczenie dwa tygodnie po Rzeźniku. Pobiegłam tak na luzie, bo jeszcze się nie zregenerowałam, ale na tej trasie nie da się nie zmęczyć, bo jest tyle podbiegów!

– Najważniejsze było dla mnie wsparcie tego biegu, bo startuję w nim od pierwszej edycji – powiedział Grzesiek „Mrówa” Mrowicki, z którym razem przebiegliśmy dużą część dystansu. – Z moją drużyną Luzaki na Fantazji staraliśmy się tu ściągnąć jak najwięcej ludzi. Oby było więcej takich biegów. Dobrze, że z roku na rok coraz więcej zawodników tu przyjeżdża. A dla mnie osobiście to jest świetne przygotowanie na większe góry. W zeszłym roku na Festiwalu w Krynicy ukończyłem 32 km, a teraz mam w planach 64.

– Do zorganizowania tego biegu namówił nas Urząd Miasta Zgierza – przyznał organizator Piotr Rogósz, biegacz górski i ultramaratończyk, który wraz z żoną Anną i ich agencją „Kopalnia Pomysłów” stoi za tą imprezą. Wtedy pomyśleliśmy, że zrobimy takie rodzinne, fajne zawody, żeby nawet zupełnie początkujący mogli przebiec 4 km po lesie, a bardziej zaawansowani ostro się pościgać na wybranym dystansie. Sami jesteśmy łodzianami, ale bardzo zaprzyjaźnionymi ze Zgierzem. Radość zawodników po dobiegnięciu na metę jest nieoceniona, i to jest nasza największa satysfakcja.

– Prezydent Zgierza w ubiegłym roku wręczał medale, a teraz sam pobiegł najdłuższy dystans, i to mimo kontuzji, więc jest z niego niezły twardziel – opowiadał dalej organizator. – Frekwencja też nam rośnie, w tym roku wraz z dzieciakami mieliśmy chyba ponad 300 osób. Na ten teren to jest optymalna ilość ludzi, żeby na siebie nie wpadali. Trasa jest co roku ta sama, ale ona żyje własnym życiem. Zeszłoroczne piaszczyste odcinki o długości pięćdziesięciu metrów teraz nam urosły do czterystu. Piach jest grząski i zaskakuje nawet tych biegaczy, którzy tu często trenują.

– Mamy pomysł na jeszcze inny bieg w Zgierzu, może też w Malince – kontynuował Piotr Rogósz – taki z rozwiązywaniem zadań, by szybcy biegacze mogli mimo wszystko przegrać ze sprawniejszymi umysłowo. Kusi nas jeszcze, by dorzucić do tego przeszkody znane z biegów ekstremalnych, by zawodnicy musieli się wykazać sprawnością mózgu, nóg i całego ciała, ale na razie niczego nie obiecujemy, to tylko takie luźne plany...

Trzymamy kciuki za spełnienie marzeń organizatorów. Jeśli dojdą do skutku, będzie relacja z pierwszej ręki.

KW

Fot. Zofia Murowaniecka, KW


Co gryzie Csabę Nemetha? Do Krynicy po zwycięstwo i rekord Biegu 7 Dolin 100 km!

$
0
0

Węgierski ultramaratończyk jest jednym z weteranów Biegu 7 Dolin w Krynicy. Dwukrotnie wygrywał zmagania na dystansie 100 km, był też drugi na 64 km. Jest rekordzistą trasy 100 km - 8:51:10. W tym roku wraca w Beskid Sądecki.

Skąd pomysł na powrót do Krynicy?

W mojej głowie krąży wiele pytań i myślę, że Krynica może dać na nie odpowiedzi. Jeszcze nie skończyłem z biegami ultra, dlatego wracam.

Pan cel na ten bieg?

Mam 50 lat - a to już całkiem sporo – ale... chciałbym wygrać. A przynajmniej znaleźć się na podium.

Celem na tegoroczną imprezę dla wielu zawodników z Polski, ale nie tylko, stał się Pana rekord trasy. Jak wspomina Pan swój rekordowy bieg z 2012 r.?

To była fantastyczna edycja, z wieloma znakomitymi, utalentowanymi zawodnikami w stawce. Bezpośrednia, szczera, czysta walka na trasie. Na koniec to ja okazałem się być odrobinę silniejszym od kolegów.

Już po biegu miałem wrażenie, że mogłem pobiec szybciej. Mój czas mógł być lepszy - jak myślę - o ok. 8-10 minut.

Czy dziś, po sześciu latach od tamtego biegu, rekord może zostać złamany?

Każdy rekord może zostać złamany, taka jest przeznaczenie rekordów – kiedyś zostaną połamane. Osobiście jestem szczęśliwy, że mierzę się ze swoim czasem, swoim rekordem. Poprawianie się, rozwijanie, uczenie, to natura człowieka, więc moim celem na ten rok jest poprawienie własnego wyniku.

Jak opisałby Pan trasę Biegu 7 Dolin?

To bardzo wymagająca, zdradliwa trasa. Największą trudność stanowi ostatnie 40 kilometrów – trzeba wciąż być szybkim, do samego końca i być możliwie jak najbardziej efektywnym w trudnym partiach górskich, na podejściach.

Generalnie trasa jest - powiedziałbym - średnio trudna. Ale nie można pobiec z marszu, szczególnie gdy chce się walczyć o czołowe lokaty. Widoki są piękne. Liderzy nie mogą na to zwracać uwagi, ale mi się to zdarzyło (śmiech).

Pana ulubione, nielubiane fragmenty trasy?

Lubię fragmenty biegnące lasem. Uwielbiam odcinek, ten pokonywany nad ranem, przy budzącym się słońcu, gdy w dali można dostrzec Wysokie Tatry. Lubię też kamieniste zbiegi czy zapach łąk przykrytych szadzią. Z drugiej strony są wioski czy fragmenty asfaltowe… to nie są moje ulubione odcinki.

Co Pan porabiał ostatnio? Gdzie biegał? Z jakim efektem?

Biegałem w Turcji, a w ubiegłym roku na Mistrzostwach Europy Skyrunning. Pamiętam, że biegłem tam z jednym z polskich zawodników (Robert Faron – red.) gdy… zgubiliśmy trasę. Nie miałem może super wyników, ale kończyłem zawody w tempie liderów, tuż za czołówką (13 miejsce Węgra, wygrał Luis Alberto Hernando – red.).

Jakie ma Pan plany na trzeci kwartał tego roku? Jak Pan się będzie przygotowywał do startu w Krynicy?

Będę biegał głównie na Węgrzech. Pomogę też córce podczas kilku biegów alpejskich, a robiąc to będę się starał zwiększać obciążenia, trenować mocniej. Moje treningi nie są dziś może specjalnie długie w kilometrażu, bo już jestem stary (śmiech), za to koncentruje się na technice. Biegam bezpiecznie, starając się unikać kontuzji.

Co Pan wie o rywalach, z którymi przyjdzie się zmierzyć w Krynicy? Polakach? Bartosz Gorczyca wygrał w 2017 r. z wynikiem 9:24:00, na co dzień mieszka w Krynicy i trenuje na trasach Biegu 7 Dolin. Marcin Świerc, Pana najsilniejszy rywal z lat 2013-14 wybrał TDS, ale start zapowiedziało już kilku ciekawych zawodników z Francji, Litwy czy Węgier.

Cieszę się, że pobiegnę z mocnymi rywalami. Rywalizujemy ze sobą, ale jesteśmy też dobrymi przyjaciółmi. Np. Marcin Świerc jest dla mnie zawsze miły i pomocny, na wspomnianych ME Skyrunning pomagał mi w strefie serwisowej.

Analizował Pan tabelę nagród tegorocznej edycji imprezy?

Obaj wiemy, że tam gdzie są pieniądze, tam zawsze jest odpowiednia stawka – myślę, że w Krynicy będziemy mieli tego najlepszy dowód. Ja, generalnie, skoncentruje się na sobie, na swoim najlepszym wyniku, na moim rekordzie… to mój cel.

Kiedy przyjeżdża Pan do Krynicy?

Tradycyjnie, dzień przed startem.

Gdzie jeszcze będziemy mogli zobaczyć Pana na trasie w 2018 czy 2019 r.?

Ścigam się w terenowych ultra od 25 lat. W tym roku kończę 50 lat i kto wie, może to będzie mój ostatni długi bieg (długi, czyli więcej niż 100 km). Mam nadzieję, że w Krynicy znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Rozmawiał GR



Bieg dla amatorów, więc usunęli "zawodowców" z listy startowej. Dyskryminacja?

$
0
0

Ponad 380 osób ukończyło 5. Bieg Wyrski, dokładając swoją cegiełkę w zbiórce na rzecz niepełnosprawnego chłopca. Jednak nie o 8 tys. zł, które zebrano dla dziecka, a o rywalizacji i regulaminie sportowym śląskiej imprezy mówi się dziś najgłośniej. Wszystko za sprawą listy startowej, z której organizator usunął „zawodowców” z Ukrainy, Kenii czy Węgier.

Rzecz działa się kilkadziesiąt godzin przed imprezą. Gospodarze Biegu Wyrskiego przeanalizowali dokładnie zgłoszenia do imprezy i dokonali korekty na liście startowej.

– W związku z charakterem imprezy, czyli biegiem rekreacyjnym, stricte niekomercyjnym, wspierającym sport amatorski, do startu dopuściliśmy tylko amatorów, tj. osoby, które nie biegają zawodowo i nie zarabiają na bieganiu – wyjaśnia naszemu portalowi Arkadiusz Szmitka, jeden z organizatorów imprezy, która kusiła m.in. wysokimi nagrodami finansowymi dla najlepszych biegaczy (m.in. 1000 zł dla zwycięzców open kobiet i mężczyzn).

Z listy startowej skreślono m.in. Sergieja Rybaka. Ukrainiec miał się dowiedzieć o tym już podczas podróży do Polski. W emocjonalnym wpisie na facebooku biegacz poinformował, że „pan dyrektor samowolnie usunął z startu listkowego wszystkich cudzoziemców i nie dopuszcza do startu”.

„Treść sportu i zamyka się w uczciwej walce, gdzie i zwyciężyć powinien silniejszy, a dyrektor biegu nawet nie daje szans na konkurencję i otwarcie propaguje dyskryminacyjne poglądy” - pisał dalej biegacz z Winnicy, oskarżając organizatorów o nieprzestrzeganie regulaminu i dyskryminację obocokrajowców.

„Jeśli jest pragnienie przeprowadzić start wyjątkowo dla Polaków, to to trzeba było napisać w reglamencie, a tak prosi dotrzymujcie się tego reglamentu którego same i złożyły.” (pisownia oryginalna).

Sprawą szybko zainteresował się Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

Z listy startowej Biegu Wyrskiego mieli zniknąć też zawodnicy Benedek Team, m.in. Węgierka Zita Kacser. U organizatora interweniować miał manager węgierskiego teamu Zsolt Benedek, ale nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytania. Jak pisał, nie spotkał się jeszcze z taką sytuacją w żadnych europejskim kraju i że poinformuje o sprawie Europejskie Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych.

W toku burzliwej, internetowej dyskusji pojawiła się informacja, że usunięcia obcokrajowców z biegu miał zażądać sponsor imprezy, o czym organizator miał poinformować Sergieja Rybaka.

– To wierutna bzdura i kłamstwo, wymyślone przez ukraińskiego zawodnika, który sam przedstawił się nam jako zwycięzca wielu biegów w Polsce i za granicą. U nas takie osoby nie startują, stąd decyzja o usunięciu tego zawodnika z listy startowej – mówi organizator. Podkreśla, że z listy startowej usunięto nie obcokrajowców, a zawodników, którzy startują i zajmują czołowe pozycje, zdobywają nagrody - ergo „zawodowych biegaczy” i „grupy zarobkowe”, którzy żyją z biegania i zarabiają na bieganiu. – Nie sprawdzaliśmy narodowości osób, które zgłosiły się na start. Sprawdzaliśmy za to ogólnodostępne bazy i statystyki biegowe i wyłowiliśmy tych biegaczy, którzy zarabiają na bieganiu oraz takich, którzy byli zdyskwalifikowani np. za doping. Bieg w Wirach to impreza dla amatorów, nie dla zawodowców i ludzi, którzy oszukiwali w sporcie – akcentuje Arkadiusz Szmitka.

Organizatorzy przyznają, że nie zamieścili stosownego zapisu w regulaminie (z wyłączeniem zapisu o niedopuszczeniu do startu zawodników „zdyskwalifikowanych w innych imprezach biegowych"). I biją się za to w pierś, bo nie spodziewali się, że będzie to miało takie reperkusje.

– Rzeczywiście przeoczyliśmy ten zapis, ale jesteśmy amatorami, którzy organizują bieg amatorski, lokalny, dla miejscowej społeczności, co równie ważne, bieg charytatywny, i ciągle się uczymy. Wyciągamy wnioski z kolejnych edycji, robimy wszystko, by nasi uczestnicy, amatorzy, czuli się tu jak najlepiej. Nagrody, które oferujemy to forma podziękowania im za obecność i zaangażowanie w naszą imprezę, a nie kolejna wypłata czy kieszonkowe – podkreśla organizator. Deklaruje, że jak tylko Sergiej Rybak udokumentuje poniesione koszty wyjazdu na bieg, w którym ostatecznie nie mógł wystartować, zwróci pieniądze (jak wyjaśnia nasz rozmówca, do dziś biegacz z Ukrainy nie przedstawił biletów za wyjazd z Winnicy pod polską granicę, z której miał zawrócić do domu). Do biegacza ze Wschodu wróci też wniesiona wcześniej opłata startowa.

– Jeszce raz chcę podkreślić. Bieg Wyrski to impreza stricte amatorska i dla amatorów. I nie tylko dla Polaków. Gorąco zapraszamy Ukraińców, Słowaków, Czechów, Niemców… ale amatorów. Staramy się jak możemy, by wydarzenie było jak najlepsze, jak najbardziej ciekawe, by coś po nim zostało. Poświęcamy prywatny czas i zdrowie, bo na co dzień robimy zupełnie inne, dalekie od biegania rzeczy. Te wszystkie oskarżenia o rasizm, o dyskryminację, bardzo nas bolą – dodaje Arkadiusz Szmitka.

5. Bieg Wyrski wygrali Łukasz Oślizło z Katowic (32:03, zawodnik posiada licencję zawodniczą PZLA) i Sylwia Ślęzak z Częstochowy (37:41). Co ciekawe, oboje mają na koncie szereg wygranych imprez i zdobytych nagród. Organizator nie chciał jednak rozmawiać z nami na ich temat.

Artur Czempas, manager 1 Second Team którego barwy reprezentuje Pani Sylwia powiedział nam, że organizator nie kontaktował się z nim w tej sprawie oraz że jego zespół ma charakter zupełnie amatorski. - Sylwia biega "po godzinach", bo studiuje i pracuje. Nie uważamy się za zawodowców. Bardzo byśmy chcieli skupić się na bieganiu, ale nie mamy takiej możliwości - podkreślił. Sam daleki jest od krytykowania organizatora - "Zapewne chciał dobrze, a wyszło jak wyszło" - czy oceniania rywali, z którymi mierzą się jego zawodnicy.  

Gdzie kończy się bieganie amatorskie a zaczyna zawodostwo? Czy biegacz - amator zdobywający nagrody pieniężne przestaje być amatorem? Czy zawodowiec na etacie (np. w wojsku) jest... amatorem? Jaki jest prawdziwy status regulaminu imprezy biegowej? Zapraszamy do dyskusji. 

red.


Polska młodzież biegała po górach w Pucharze Świata

$
0
0

W weekend we Włoszech odbył się 13. Puchar Świata Juniorów w Biegach Górskich. Jest to najważniejsza międzynarodowa impreza dla zawodników poniżej 18 roku życia.

Rywalizacja odbyła się w miejscowości Lanzada, na północy Italii. Uczestnicy mieli do pokonania dystans 4,3 km, składający się w dwóch rund. Przewyższenie na każdej pętli wynosiło +/- 290 m. Trasa prowadziła zarówno przez samo miasto jak i okoliczne tereny górskie. Po raz pierwszy chłopcy i dziewczęta rywalizowali na tym samym dystansie.

W zmaganiach mężczyzn bardzo dobrze spisali się Anglicy, którzy zajęli dwa pierwsze dwa miejsca. Wygrał Mathew Mackay, Najlepszy z Polaków był Bartosz Bernaciak trenujący w klubie LKB Rudnik, który uplasował się na 29 pozycji, trzy minuty za zwycięzcą. Nieco dalej był tegoroczny mistrz Polski w biegu anglosaskim juniorów młodszych - Szymon Gużkowski, który zajął 35 miejsce. Wicemistrz kraju w tej kategorii Dominik Kijowski finiszował na 42. miejscu z czterema minutami straty do zwycięzcy.

W zmaganiach dziewcząt złoto zdobyła Amerykanka Joslin Blair, która dystans pokonała w 23:50. Najwyżej z Polek uplasowała się Sabina Lizis– tegoroczna mistrzyni kraju w biegu anglosaskim w kategorii juniorek młodszych. Zawodniczka klubu MKS Halicz Ustrzyki Dolne zajęła 32. miejsce z blisko 5-minutową stratą do zwyciężczyni. Na 44 miejscu uplasowała się Julia Wdówka, a za nią przybiegła Anna Szpoton.

Rok temu podczas Pucharu Świata juniorów w biegach górskich blisko podium znalazła się Klaudia Pawlus, która zajęła czwarte miejsce. Najlepszy z Polaków był wówczas Bartłomiej Świątek, który zajął 26 miejsce. W przeszłości po złoto sięgała Weronika Pyzik (2012 rok), która teraz dobrze radzi sobie za oceanem w akademickiej lidze NCAA. Rok wcześniej brąz wywalczył Marcin Żychski.

RZ


Lavaredo Ultra Trail 2018 z mocną stawką

$
0
0

Marcin Świerc jest już we Włoszech i robi rekonesans Lavaredo Ultra-Trail. Sa starcie pojawi się w sumie 122 Polaków i elity zawodników ze świata. Bieg już w najbliższy piątek.

Marcin jest jednym z faworytów imprezy, ale na wysokie miejsca szykują się również inni biegacze o znaczącej liczbie punktów w rankingu ITRA. Najwięcej na koncie ma ich Hayden Hawks. Zwycięzca CCC, dopiero w ubiegłym roku zadebiutował na dystansie 100 km. Na trasie CCC o pierwsze miejsce walczył właśnie z Marcinem Świercem. Ostatecznie zdołał tam utrzymać prowadzenie i wygrać w swoim debiucie.

Pau Capell punktów ITRA ma mniej niż Amerykanin, ale to właśnie on w ubiegłym roku był bliski zwycięstwa. Wydawało się, że nic nie stanie mu na drodze do podium, niestety zwycięzca tegorocznej Transgrancanarii, na 20 km przed metą zrezygnował z biegu, z powodu problemów żołądkowych.

Wysoko na liście faworytów widnieją również Tim Tollefson oraz Stephan Hugenschmidt. Hiszpan to trzeci zawodnik UTMB 2017 i zwycięzca ubiegłorocznego Ultra-trail Australia. Niemiec to zwycięzca ubiegłorocznego Eiger Ultra Trail.

W rywalizacji pań, listę faworytów otwiera Mira Rai, druga zawodniczka Hong Kong 100. Zaraz za nią wymieniana jest Clare Gallagher - zwyciężczyni CCC.

W pierwszej piątce faworytek znalazły się także: Kelly Henninger - czwarta zawodniczka CCC, i Miao Yao - zwyciężczyni Hong Kong 100 i kilku innych chińskich biegów.

Bez względu jna ranking ITRA, nie można pominąć silnej konkurencji ze strony Nurii Picas - zwyciężczyni UTMB, Darcy Piceu– drugiej zawodniczki Hardrock 100 czy Fernandy Maciel, która stawała już kilka razy na podium LUT.

Dwunasta edycja 120-kilometrowego biegu zapowiada się naprawdę ciekawie. Kibice biegowi nie będą mogli narzekać na brak emocji. Zawodnicy startują 22 czerwca o 23:00.

IB


Gminny Festiwal Biegowy w Ropie „100 lat Polski Niepodległej” [ZDJĘCIA]

$
0
0

Na stadionie sportowym w Ropie odbył się Gminny Festiwal Biegowy o nazwie „100 lat Polski Niepodległej”. Organizatorem biegu był Gminny Ośrodek Kultury w Ropie przy współudziale Ludowego Uczniowskiego Klubu Sportowego Tytan.

- Celem biegu było upowszechnianie biegania jako najprostszej formy ruchu, promocja aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia wśród dzieci i młodzieży oraz uczczenie 100-tnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę – powiedział Zdzisław Niezgoda, dyrektor GOK w Ropie.

Gościem specjalnym Festiwalu był Szymon Kulka – lekkoatleta rodem z Ropy, który na swym koncie posiada wiele medali zarówno zdobytych na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym. Jest między innymi Mistrzem Europy Juniorów w biegach przełajowych, brązowym medalistą Mistrzostw Europy na 10000 m czy Finalistą Mistrzostw Świata. 

- W zawodach brali uczniowie ze szkół z terenu Gminy Ropa – Szkoły Podstawowej nr 1, Szkoły Podstawowej nr 2 oraz Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Łosiu. Łącznie w imprezie wystartowało 130 zawodników – mówi Wiesław Szarowicz z LUKS Tytan Ropa.

Zwycięzcy każdej kategorii zostali udekorowani pamiątkowymi medalami oraz dyplomami, które wręczali Szymon Kulka i  Wiesław Szarowicz z LUKS „Tytan”. Wszystkim uczestnikom biegów wręczono pamiątkowe dyplomy

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegowego


Ultra Kawauchi. Yuki znów wygrywa. W hołdzie dla taty

$
0
0

Od zwycięstwa do zwycięstwa kroczy Japończyk Yuki Kawauchi. Sensacyjny triumfator 122. Maratonu Bostońskiego tym razem zdominował Ultramaraton Okinoshima, rozgrywany na dystansie 50 km.

Zawody odbyłyby się na wyspie Oki, skąd pochodził tata znanego biegacza. Udział w tych zmaganiach to już dla Kawauchiego tradycja. Nie raz biegacz w wywiadach z żalem wspominał, że ojciec mógł obserwować tylko początki jego kariery. Rodzic, który wieczorami masował zmęczone treningiem nogi syna, zmarł nagle w wieku 59 lat na zawał serca. Młody Yuki kończył wtedy szkołę średnią.

Nieprzypadkowo w „Dzień Ojca” Japończyk wystartował i zwyciężył - po raz siódmy z rzędu - w tym miejscu. Najlepszy wynik uzyskał w 2016 roku - 2:44:07. Tym razem dystans pokonał w 2:52:55. Jego międzyczasy wynosiły 33:26 na 10 km i 1:42:20 na 30 km.

W maju Yuki wygrał Yatsugatake Nobeyama Highland Ultramaraton na dystansie 71 km. Był to jak do tej pory najdłuższy bieg w jego karierze. Na mecie uzyskał czas 4:41:55, czym o 6 minut poprawił rekord trasy.

Teraz Kawauchi ma przed sobą start australijskim Gold Coast Marathon. Japończyk wygrywał ten bieg już w 2013 roku, dwa razy był też trzeci i raz drugi. Tym razem zapowiada się ciekawy kenijsko-japońsko pojedynek. Na starcie stanie m.in. znany z występów w Polsce Victor Kipchirchir - zwycięzca Maratonu i Półmaratonu Warszawskiego z 2014 roku. Impreza rozegrana zostanie 1 lipca.

RZ


Triathloniści mają już swój hymn

$
0
0

Rok muzyki w triathlonie trwa w najlepsze! Kasia Stankiewicz pod okiem trenera szykuje formę na start w Enea IRONMAN 70.3 Gdynia, a równolegle wraz z zespołem Varius Manx nagrała triathlonowy hymn i teledysk do utworu „Run”! Utwór znajduje się również na płycie pt. „ENT” w formie bonusowej, która ukazała się 13 kwietnia 2018 r.

- Muzyka daje mi energię, emocje, motywuje mnie do działania tak samo jak sport. Start w Enea IRONMAN 70.3 Gdynia to dla mnie ogromne wyzwanie, głównie z tego powodu, że przygotowania zaczęłam kompletnie od zera. Sport pokazał mi jaki ogromny mam zapas sił, o posiadaniu których nie miałam pojęcia - mówi Kasia Stankiewicz, wokalistka Varius Manx i ambasadorka polskich zawodów pod szyldem IRONMAN.

- Ważne jest aby cały czas działać, mieć wyznaczony cel i zmierzać do niego niezależnie od podszeptów świata zewnętrznego - mówi Kasia Stankiewicz, która jest autorką tekstu. Nawołuje tym samym aby nie poddawać się i walczyć z własnymi słabościami oraz od najmłodszych lat z determinacją rozwijać swoje pasje.

Wokalistka od początku roku przygotowuje się do swojego triathlonowego debiutu. Pod okiem trenera szkoli technikę pływacką i buduje wytrzymałość biegową i kolarską. Wszystko po to, by 4 sierpnia w Gdyni, w ramach imprez towarzyszących głównym zawodom, ukończyć wyścig na dystansie sprinterskim. Na zawodników biorących udział w sprincie czeka 750 metrów pływania, 20 kilometrów etapu kolarskiego i 5 kilometrów biegu.

- Na trasie Enea IRONMAN 70.3 Gdynia mieliśmy już okazję gościć aktorów, dziennikarzy, celebrytów. Startowała u nas Karolina Gorczyca, Tomek Karolak, Maciej Dowbor i wiele innych osób, które pokochały triathlon. Cieszę się, że w tym roku nasze zaproszenie do współpracy przyjęli muzycy. Poza utworem i teledyskiem, który będzie towarzyszył zawodnikom w przygotowaniach do sierpniowego startu, szykujemy też mnóstwo muzycznych atrakcji w trakcie sierpniowej imprezy. Mam nadzieję, że będę miał okazję osobiście wręczyć Kasi medal na mecie – mówi Michał Drelich, dyrektor zawodów.

Konkurs dla zespołów muzycznych

Dzięki zespołom muzycznym, które będą grać na trasie zawodów, muzyki w Gdyni nie zabraknie. Na trasie biegowej Enea IRONMAN 70.3 Gdynia stanie aż 5 scen muzycznych. Rusza właśnie konkurs, w którym wybrane zostaną zespoły, które 5 sierpnia zagrają dla triathlonistów. Najlepsze zespoły mogą liczyć na nagrody finansowe.

Szczegółu konkursu już niebawem na stronie www.ironmangdynia.pl

mat. pras.


Krok po kroku, dystans za dystansem… Bieg Wierchami Ambasadorki

$
0
0

Rytro 16.06.2018

Trzy dystanse Pierwszy najkrótszy i najłatwiejszy - 11 kilometrów trasy. To CornoOwca - start i meta zlokalizowane w Rytrze przy Hotelu Perła Południa. Na drodze Wdżary Nizne - 792 mnpm.

Drugi dystans bardziej wymagający- 30 kilometrów. Kłania się Waligóra. Start i meta także przy Hotelu Perła Południa. Tutaj napotykamy Wietrzne Dziury - 1038 m n.p.m. Przehybę - 1175 m n.p.m. Radziejową - 1266 m n.p.m., Wielki Rogacz - 1182 m n.p.m., Niemcową - 1001 m n.p.m.

Ostatni trzeci dystans - najcięższy i najdłuższy. 55+ czyli 58 kilometrów trasy - VISEGRAF ULTRA. To był mój dystans. Trzy lata temu zaczynałam od 11km, potem 30 km… I teraz ultra.

Start Stara Lubovna – Hrad, meta Rytro „Perła Południa”. Tutaj napotykamy na trasie na kilka wzniesień - Osły Vrch - 865 m n.p.m., Medvedelica 888 m n.p.m., Szczob - 936 m n.p.m., Radziejową 1266 m n.p.m., Makowicę - 948 m n.p.m.

Wspaniali ludzie i niezwykła atmosfera. Napewno powrócę tu za rok!

Elżbieta Górka, Ambasadorka Festiwalu Biegów



Paweł Mej rekordzistą Guinessa – już oficjalnie

$
0
0

Na początku maja w Gdańsku Paweł Mej przebiegł w ciągu doby aż 93 km boso z flagą Polski, czym ustanowił Rekord Guinessa (w Polsce) w tej oryginalnej konkurencji. Bochnianin odebrał właśnie certyfikat potwierdzający to osiągnięcie.

Przypomnijmy, celem biegu Pawła było nagłośnienie zbiórki pieniędzy na rehabilitację podopiecznego Fundacji Złotowianka – Arturka Rosy. Aby ustanowić Rekord Polski musiał przebiec co najmniej 85 km bez butów. Po dokładnej weryfikacji materiałów dowodowych z wydarzenia, Biuro Rekordów oficjalnie przyznało Panu Pawłowi nowy Rekord Polski! Najdłuższy dystans pokonany boso w Polsce wynosi obecnie 94,41 km.

Więcej o rekordzie przeczytacie - TUTAJ.

O Pawle Meju przeczytacie TUTAJ.

red.


Poznańska Piwna Mila po raz trzeci. Gigantyczne zainteresowanie

$
0
0

Poprzednie dwie edycje odbyły się w roku 2017 i skupiły każdorazowo ponad 350 uczestników. Trzecia edycja zapowiada się jako największy pod względem frekwencji w Polsce bieg typu Piwna Mila. Wystartuje ponad 500 biegaczy – awizują organizatorzy. Start 14 lipca na terenie Poznańskiego Fortu VI.

Formuła biegu w Poznaniu jest nieco luźniejsza i nieco odbiega od wytycznych Piwnej Mili, jakie zostały spisane przez organizacje Beermile.com. W ten sposób Organizator chce, aby bieg był swego rodzaju odskocznią od trudów sezonu i ciągłej rywalizacji w każdym biegu.

– Celem Poznańskiej Piwnej Mili jest przede wszystkim integracja środowiska biegowego i piwnego oraz szerzenie wiedzy o piwie rzemieślniczym, które przeżywa swój rozkwit w Polsce – podkreślają gospodarze wydarzenia w komunikacie prasowym.

Głównym wyróżnikiem imprezy w Poznaniu jest fakt, że każdy uczestnik w czasie biegu otrzymuje do wypicia 4 różne piwa rzemieślnicze od browarów, które są partnerami imprezy. Również wśród nagród rzeczowych nie zabraknie produktów partnerskich browarów kraftowych, w tej edycji będą to piwa z browaru Maryensztadt, Hoppy Beaver, Szałpiw oraz Browar Za Miastem.

Zainteresowanie wydarzeniem jest ogromne. 500 pakietów startowych na bieg rozeszło się w ciągu 42 godzin od uruchomienia zapisów. Dodatkowe 40 pakietów dla spóźnialskich została sprzedana w ciągu niecałych 5 minut.

Bieg odbywa się po 800-metrowej pętli, jaką stanowi fosa Fortu VI w Poznaniu – każdy zawodnik pokonuje dwa okrążenia i wypija po drodze 4 x po 0,3 l piwa. Rywalizacja ma charakter falowy - 50 osobowe grupy biegaczy startują, co około 20 minut.

Organizatorzy planują kontynuację inicjatywy i stworzenie wydarzenia cyklicznego – kolejna edycja jest planowana na Wrzesień.

Organizatorem Poznańskiej Piwnej Mili jest grupa Biegi.Wlkp http://biegiwlkp.pl/ znana z organizacji imprez biegowych w całej Wielkopolsce o charakterze przełajowym. Współorganizatorem wydarzenia jest Michał Dublaga, znany jako Beerrunnowski https://www.facebook.com/BeerRunnowski/– inicjator i pomysłodawca imprezy, bloger piwny i biegacz.

Partnerami biegu są: Fort Poznań – Event Place, browary rzemieślnicze: Hoppy Beaver, Maryensztadt, Szałpiw oraz Browar Za Miastem a także lokale Napiwek Pub i Locus Pub.

Więcej informacji o biegu pod adresem e-mail: beerrunnowski@gmail.com oraz biegiwlkp@gmail.com

red. / mat. pras.


„Polen dominant” . Świetny występ Polaków w Mistrzostwach Europy Nordic Walking!

$
0
0

Występ Polaków podczas Mistrzostw Europy w półmaratonie Nordic Walking w bawarskim Roding niemieckie media podsumowały krótko: „Polen dominant”. Nic w tym dziwnego, bo pośród reprezentantów kilkunastu krajów, którzy stanęli na starcie, Polacy wyróżniali się najbardziej. Nie tylko zwyciężyli w kategoriach żeńskiej i męskiej open, ale zdominowali większość kategorii wiekowych. Podczas dekoracji Polski hymn był grany zdecydowanie najczęściej. Nasi reprezentanci pokazali też klasę i udowodnili, że poza szybkością, mogą się poszczycić bezbłędną techniką: na sześć osób nagrodzonych za najlepszą technikę, połowę stanowili Polacy!

Ten weekend należał do Polaków. W sobotę w Roding odbyły się Mistrzostwa Europy w półmaratonie Nordic Walking. Ich zwycięzcą został Karol Stiller, który mierzącą ponad 21 km trasę pokonał w czasie 2:19:40. Faworyt gospodarzy Wolfgang Scholz zajął drugie miejsce z czasem 2:22:06 a podium dopełnił Francuz Melvin Oluwagbemi (2:24:14). W pierwszej dziesiątce znalazło się jeszcze czterech Polaków: Piotr Wetoszka (4 miejsce, 2:25:11), Andrzej Michalski, Daniel Wojtasiński oraz Tomasz Wojtowicz.

- Roding było moim głównym celem w tym sezonie – przyznał Karol Stiller. – Bardzo chciałem się zmierzyć z Wolfgangiem Scholzem, bo jest mocnym przeciwnikiem. Wizualizowałem sobie te zawody. Nawet widziałem na podium Wolfganga, siebie i Melvina, choć chętnie widziałbym tam jeszcze Piotrka Kordowskiego. Przez cały dystans wspierali mnie rodacy, cały czas ktoś mówił ile tracę do Scholza. Kiedy usłyszałem, że poniżej minuty, potem 27 sekund, wiedziałem, że się uda. Wyprzedziłem go w połowie dystansu i robiłem swoje. Czułem się bardzo pewnie. Może to nie brzmi dobrze, ale czułem się naprawdę dobrze – zdradził zwycięzca. Przyznał też, że najtrudniejsze dla niego było… wejście na podium: - Bałem się. Jestem na co dzień wesoły, często się wygłupiam, ale to tylko pozory, żeby ukryć to, co w sercu. Kiedy zaczęli mi grać hymn, uczucie było nie do opisania. Hymn grają wielkim sportowcom a teraz zagrali i mnie. Polski hymn na niemieckiej ziemi, gdzie moi dziadkowie byli w niewoli… Wzruszyłem się.

Wzruszenia nie kryło większość Polaków, którzy stanęli na podium. W kategoriach wiekowych zdobyli aż 12 medali, w tym 4 złote i 4 srebrne. Wyśmienity występ zaliczyła Mariola Pasikowska, która zwyciężyła w kategorii kobiet z dwuminutową przewagą, uzyskując czas 2:33:33. Drugie miejsce zajęła obecna mistrzyni Europy w maratonie, Rosjanka Evgenia Pukhtiy (2:35:36) a trzecie Polka Marzena Spychała (2:36:49).

Pasikowska nie poprzestała na jednym triumfie, w niedzielę stanęła na starcie trzeciego etapu Pucharu Europy na dystansie 10 km. Tym razem zajęła trzecie miejsce, przegrywając tylko z będącą w najwyższej formie Włoszką Danielą Basso (1:06:55) oraz Niemką Andreą Klose (1:07:30). Obie zawodniczki startowały tylko w niedzielę, podczas gdy Polka, mając za sobą półmaraton i startując na zmęczeniu, dotrzymała im kroku i przegrała o minutę (1:08:01). - Drugi dzień był trudny . Po 21 km stoczyć walkę z zawodniczkami, które szły na świeżości, w dodatku przy tak słonecznej pogodzie… To było bardzo wymagające. Dałam z siebie wszystko, inaczej nie potrafię – mówiła za linia mety najlepsza polska zawodniczka.

– Jestem dumna z tego, że mogę reprezentować nasz kraj na międzynarodowych zawodach i usłyszeć hymn Polski na podium. Jechałam do Roding, aby obronić tytuł Mistrzyni Europy w półmaratonie, który zdobyłam dwa lata temu w austriackim Villach. W głowie miałam poczucie rozwagi, ze to dwa dni startów i trzeba rozłożyć siły, ale kiedy stanęłam na starcie półmaratonu, serce i chęć zwycięstwa poniosły mnie do celu.

Wśród mężczyzn najszybszy okazał się Wolfgang Scholz, który zwyciężając, obronił także tytuł Mistrza Niemiec. 10 km pokonał w czasie 1:00:30. Po piętach niemalże deptał mu najszybszy z Polaków Artur Wołoszka, któremu do Niemca zabrakło 6 sekund: – Przegrać ze światowej klasy doświadczonym zawodnikiem to nawet zaszczyt – powiedział później. – Trenuję nordic walking dopiero od 9 miesięcy, także myślę, ze za rok będą inne rozdania kart – zapowiedział. Już w tym roku okazał się czarnym koniem rywalizacji: – Mam wrażenie, że przeciwnicy trochę nie wzięli mnie pod uwagę.

Trzecim zawodnikiem na mecie był Piotr Niechwiejczyk, obecny mistrz Polski w maratonie. Uzyskał wynik 1:01:47. Tuż za nim znaleźli się Andrzej Michalski i Piotr Wetoszka a w pierwszej dziesiątce uplasowali się jeszcze dwa Polacy: Tomasz Wojtowicz i Daniel Wojtasiński.

Podczas rywalizacji w ramach Pucharu Europy sędziowie punktowali technikę każdego z zawodników. Na końcu nagrodzono najlepszych. Wśród sześciu osób znalazło się aż troje Polaków: Mariola Pasikowska, Daniel Wojtasiński oraz Piotr Wetoszka, który wykazał się najlepszą techniką w całym konkursie. W ten sposób nasi reprezentanci udowodnili, że można chodzić nie tylko szybko, ale przy tym pięknie technicznie.

Kolejny etap Pucharu Europy odbędzie się w Austrii 28 i 29 września. Zawodnicy zmierzą się z dwoma dystansami 5 i 10 km, przy czym drugi z nim zostanie rozegrany w randze mistrzostw kontynentu.

KM


Western States Endurace Run i... presja kibiców

$
0
0

Kibice biegowi w USA nie będą mieli dylematów, co śledzić w najbliższy weekend. Ich drużyna piłkarska nie zakwalifikowała na mistrzostwa świata w piłce nożnej, ale za to mocna ekipa będzie walczyła na trasie Western States 100.

Podczas tego 160-kilometrowego biegu zawsze sporo się dzieje. Jest i śnieg i przenikliwe zimno, i trudny do zniesienia upał. Po drodze na uczestników czeka przeprawa przez rzekę i ponad 5000 m przewyższeń. Do tego, jest to stosunkowo szybki bieg. Jego rekord to 14h46’.

Kibice w Kalifornii mocno wierzą, że zwycięzcą może zostać Jim Wamsley, który już 16 razy poprawiał rekordy na trasach różnych biegów. Na mecie WSER w 2016 r. był 20, po tym jak stracił prowadzenie i siły podczas walki z nurtem rzeki. Przed rokiem do mety nie dotarł. Podobnie jak podczas Diagonale des Fous.

Presję, jaka spoczywa na Walmsleyu dostrzega Karl Meltzer, były rekordzista Appalachian Trail, mistrz świata w biegu 50-kilometrowym. - Myślę, że presja spoczywająca na Jimie Walmsleyu jest większa niż do tej pory. Ja sam kibicuję Jimowi. Mam tylko nadzieję, że nie będzie już spał, gdy będę kończył bieg - napisał Meltzer, który w 2012 r. zakończył WSER na 10 miejscu.

Francois D’Haene o WSER wspomina od kilku miesięcy. Dla zwycięzcy MIUT i UTMB to dopiero start sezonu. Do biegu podchodził już dwukrotnie. W 2015 r,, zmęczony upałem zakończył rywalziację na 14 miejscu. Rok później kontuzja nie pozwoliła mu wystartować.

Na starcie biegu staną również m.in. Didrick Hermansen - drugi w 2016 r., Tim Freriks - zwycięzca ubiegłorocznej Transvulcanii, Adam Kimble - który w 2016 r. podjął się pełnej przygód, kontuzji i ostatecznie nieudanej próby ustanowienia nowego rekordu biegu przez Amerykę. Pobiegnie też Eric Clavery - trzeci zawodnik ubiegłorocznego Maratonu Piasków.

Po wycofaniu się z rywalizacji kontuzjowanej Camille Heron faworytkami biegu pozostają: Fiona Hayvice - piąta przed rokiem. Kaci Lickteig– zwyciężczyni z 2016 r., Stephanie Howe Violett - zwyciężczyni z 2014 r. oraz Cortney Dauwalter - m.in. zwyciężczyni UTMF.

Tegoroczna rywalizacja odbędzie się udziału Polaków.

IB


Caster Semenya pozywa IAAF

$
0
0

Dwukrotna mistrzyni olimpijska Caster Semanya sprzeciwia się przepisom wprowadzonych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych IAAF. Biegaczka uważa, że nowe zasady dotyczące zawodniczek z naturalnie podwyższonym poziomem androgenów, są niesprawiedliwe. Sprawa trafiła do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie.

W kwietniu IAAF wprowadził nowe reguły dla zawodniczek z hiperandrogenizmem. Biegaczki mające naturalnie podwyższony poziom męskich hormonów, będą musiały przyjmować leki w celu jego obniżenia, do poziomi poniżej 5 nmol na litr. Stężenie to będzie musiało utrzymać się w ciągu 6 miesięcy.Według badań, naturalny poziom testosteronu u kobiet utrzymuje się na poziomie od 0,12 do 1,79 nmol.

Nowe przepisy mają wejść w życie 1 listopada i bedą dotyczyć tylko rywalizacji w w biegach na 400 m, 400 m ppł, 800 m, 1500 m i 1 mili. Jeśli któraś z pań nie zdecydowałaby się na podanie terapii, nadal mogłaby startować, ale już nie w imprezach oficjalnych, rozgrywanych pod auspicjami IAAF czy federacji członkowskich. Zdaniem IAAF, przepisy nie mają za zdanie karanie zawodniczek, tylko o wyrównanie szans w bezpośredniej rywalizacji.

Zawodniczka z RPA nie zgadza się z nowymi przepisami. Jej prawnik oświadczył: „Pani Semenya, podobnie jak wszyscy sportowcy, ma prawo do konkurowania w sposób, w jaki się urodziła, bez konieczności zmiany swojego ciała za pomocą jakichkolwiek środków medycznych.”

Pierwsze zapisy dotyczące zawodniczek z naturalnie podwyższonym poziomem testosteronu ujrzały światło dzienne już w 2011 roku. Pretekstem był. m.in. złoty medal Caster Semanyi na MŚ w Berlinie. Ważność testów płciowych zakwestionował cztery lata później Sąd Arbitrażowy ds. Sportu i zawiesił regulacje lekkoatletycznej centrali. Skargę złożyła sprinterka z Indii Dutee Chand, która została zawieszona po nieudanej próbie hormonalnej.

RZ


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live