Marcin Chlebowski zwyciężył 2.BMW Półmaraton Praski, choć długo zmagał się z organizmem. W imprezie wzięło udział 5 861 osób, co oznacza że frekwencja była zbliżona do ubiegłorocznej, gdy wystartowało 5 934 osób. Za miasteczko biegaczom posłużył po raz pierwszy Park Skaryszewski.
Impeza ruszyła o 8:45. Przed startem uczestnicy częstowali Nas chętnie uśmiechami i dzielili się optymizmem, bo zmaganiom towarzyszyła piękna słoneczna pogoda. Z drugiej strony trzeba przyznać, że nie ułatwiała szybkiego biegania.
Szczęśliwy finał
W tym roku na „praskich” biegaczy czekała nowa trasa. Problemy z jej wytyczeniem były spore. Przypomnijmy, że spowodował je pożar Mostu Łazienkowskiego i wdrożone przez miasto zmiany w orgaizacji ruchu kołowego w okolicy przeprawyy. Zaplanowaną trasę trzeba było zmienić.
Według pierwszych planów start półmaratonu znajdować się miał przy ulicy Grochowskiej. Ostatecznie biegacze ruszyli al. Zielenieckiej. Po minięciu ronda Waszyngtona udali się w ul Francuską, a animuszu dodawała słynna „Małgośka” Maryli Rodowicz. Chociaż to już sierpień, a nie maj, to właśnie w taki sposób Saska Kępa witała się z biegaczami.
Większość trasy prowadziła Wałem Miedzeszyńskim. Meta zawodów znajdowała się w Parku Skaryszewskim. Ostatnie metry prowadzeniu długą zieloną alejką.
Pilot jak husarz
Jako pierwszy linie mety minął zwycięzca zmagań w kategorii wózków z napędem pośrednim – Marek Wiśniewski, który trasę pokonał w 38 minut i 23 sekundy. Nad drugim zawodnikiem miał sporą, bo prawie 2 minutową przewagę.
– Warunki nie były wcale takie złe. Pogoda jest bardzo fajna, trasa równa - co dla nas jest bardzo ważne. Jestem tu pierwszy raz i odniosłem duży sukces. Jestem bardzo szczęśliwy. Oderwałem się gdzieś na 4-5 km – relacjonował nam zwycięzca. – Muszę też podziękować pilotom, bo bardzo dobrze mnie prowadzili. W pewnym momencie z naprzeciwka wyjechał bus, ale pilot wystawił rękę i pojechał z nim na „czołówkę”, jak jakiś husarz. Raz też myślałem, że jadę złą trasą ale piloci wyprowadzili z błędu. Prowadzenie było świetne! – podkreślił Marek Wiśniewski.
Od startu do mety
W zmaganiach półmaratończyków od początku prowadził jeden z faworytów, czyli Marcin Chabowski. Zawodnik STS Pomeranii Gdańsk pierwsze 10 km pokonał w czasie 29 minut i 42 sekundy. Na drugim miejscu biegł Emil Dobrowolski, który „dychę” pokonał w czasie 30 minut i 44 sekundy. Na trzecim miejscu biegł zwycięzca premierowego BMW Półmaratonu Praskiego – Kenijczyk John Tanui, który tracił do Dobrowolskiego 11 sekund.
Po 15 km wciąż prowadził Chabowski. Natomiast za jego plecami Emil Dobrowolski i Tanui zamienili się miejscami. Kenijczyk awansował na drugą pozycję, wyprzedzając maratończyka z Chotomowa o 15 sekund. W tej kolejność zawodnicy przybiegli na metę. Na 15. kiloemtrze, gdzie przystanęliśmy na chwilę, na twarzach całej trójki widać było ogromne zmęczenie biegiem w pełnym słońcu.
Żołądek zastrajkował
Celem Marcina Chabowskiego na niedzielną połowkę w stolicy był nowy rekord życiowy. Do pobicia była granica 1:02:26. Zadania nie udało się zrealizować, bo już na półmetku zawodnik zaczął odczuwać problemu żołądkowe. Ostatecznie skończyło się na 1:03.52.
– Każdy, kto był przy mecie widział, że od razu po zakończeniu biegu zostałem zabrany do toalety – żałował na mecie Chabowski. – Do 10. kiloemtra biegłem swoje i czułem się dobrze. Zobaczyłem, że trasa jest szybka, więc postanowiłem biec na rekord życiowy. Od 11. km zacząłem mieć bardzo duże problemy żołądkowe. Na 15. km miałem wybór albo udać się do toalety stojącej przy trasie albo dotruchtać do mety. Szczerze mówiąc, końcówkę przetruchtałem, chciałem tylko dobiec – opowiadał zawodnik z Wejherowa.
– Byłem przygotowany na wynik w okolicach 1:02:30. To było w moim zasięgu przy samotnym biegu. Jednak wspomniane problemy osłabiły mój organizm i wyeliminowały z szybkiego biegania. To nie była kwestia stresu czy czegoś takiego, tylko odżywki, której nie stosowałem dotychczas. To mój błąd, żeby nie używać niesprawdzonych rzeczy – analizował Marcin Chabowski.
Emil wkurzony
Drugie miejsce zajął John Tanui z czasem 1:05:47. Trzeci był Emil Dobrowolski, który finiszował z rezultatem 1:08:16. Zawodnik LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża był bardzo niezadowolony ze swojego czasu.
– Starałem się biec za Marcinem. Z kolei wiedziałem, że Kenijczyk w zeszłym tygodniu biegał dwa półmaratony i może być osłabiony. Marcin urwał się już na drugim kilometrze. Początkowo biegłem, więc z Afrykańczykiem, ale on po 4 km zaczął zwalniać, więc ruszyłem i mu uciekłem. Niestety Tanui dogonił mnie na ok. 12. kiloemtrze, ponieważ złapała mnie dosyć mocna kolka. Próbowałem z nią biec, nawiązać walkę, ale rywale mi w tym czasie uciekali. Szkoda, bo szybciej biegam maratony niż pobiegłem tu dziś – żałował Emil Dobrowolski, którego niebawem zobaczymy w Życiowej Dziesiątce 6. PZU Festiwalu Biegowego.
Łukasz zadowolony
Tuż za podium znalazł się trzeci zawodnik 1. BMW Półmaratonu Praskiego – Łukasz Oskierko. Jego czas to 1:09:39
– Nie żałuje tego czwartego miejsca. Ten występ nie był tak do końca zaplanowany. Przyjechałem tu prosto z obozu w Szklarskiej. Trenowałem tam bardzo ciężko. W poniedziałek biegałem jeszcze mocną „trzydziestkę”, w środę też miałem mocny trening. Dodatkowo dziś biegłem sam od początku. Utrzymać 21 km w jak najszybszym tempie nie jest łatwo. Był to więc dla mnie dobry trening przed maratonem, który czeka mnie za dwa tygodnie – wyjaśnił popularny Oskier.
Trójka z cudem
Najlepsza wśród pań okazała się Kenijka Gladys Cheboi z czasem 1:15:52, która wyprzedziła swoją rodaczkę Dorcus Chesang 1:19:16. Trzecie miejsce przypadło Annie Łapińskiej, która finiszowała z czasem 1:23:03. Dla Polki jest to nowy rekord życiowy w półmaratonie (wcześniej 1:23.08 z Cracovia Półmaraton).
Walka o najniższy stopień na podium była bardzo zacięta. Przez większość dystansu wydawało się, że na podium stanie Aleksandra Torz z Warszawy. Pierwsze dziesięciu kilometrach pani Aleksandra pokonała w czasie 18 minut i 55 sekund. Anna Łapińska była czwarta tracąc do niej 36 sekund. Na siedemnastym kilometrze różnica wynosiła już tylko 5 sekund. Ostatecznie Anna Łapińska była trzecia a Alensandra Torz tuż za nią z czasem 1:23:38.
– Biegło mi się zaskakująco dobrze. Dwa dni temu byłam jeszcze na obozie treningowym w Szklarskiej Porębie, gdzie zrobiłam swój rekord w przebiegniętym kilometrażu. Ciesze się, bo udało mi się pobić rekord życiowy w półmaratonie. Jest więc chyba dobrze (śmiech) – cieszyła się biegaczka. – Zaczęłam swoim tempem. Wolę gonić niż być goniona. Przez cały czas miałam przed sobą rywalkę. Dopadłam ją na 18 km, choć wydawało mi się niemożliwe' biegłyśmy bardzo równo. Nawet myślałam, że musi potrzeby być cud żeby zająć to trzecie miejsce. I chyba się zdarzył! – relacjonowała Anna Łapińska.
Minister daje przykład
W imprezie czynny udział wziął Minister Sportu i Turystyki, a wcześniej znakomity wioślarz, Mistrz Olimpijski Adam Korol. Był pod wrażeniem zaangażowania sportowców amatorów i rozwoju imprez rekracyjnych. Sam ukończył bieg na 48. pozycji z czasem 1:23:12.
– Serce rośnie gdy się patrzy na takie zawody. Ludzie zaczynają odczuwać potrzebę ruchu i przełamywania własnych słabości. To jest piękne, bo żeby przebiec półmaraton to już trzeba się trochę przygotować. Tych imprez biegowych jest coraz więcej. Oczywiście z amatorów, których tu w większości widzimy nie będą już zawodowi sportowcy, bo treningi specjalistyczne trzeba zacząć w młodym wieku. Jednak jest to dobre hobby i sposób na spędzenie czasu. To się przekłada na nasze zdrowie, bo nie musimy chodzić tak często do lekarza ale też i na gospodarkę bo wokół biegania rozwija się cały przemysł – powiedział Nam Minister Sportu i Turystyki Adam Korol.
Już teraz możemy zdradzić, że Adam Korol będzie jednym z gości tegorocznego Forum Sport Zdrowie Pieniądze w Krynicy podczas 6. PZU Festiwalu Biegowego.
Oklaski dla mistrzyni...
Wielkie oklaski od zawodników oraz kibiców otrzymała Wanda Panfil – jedyna Polska mistrzyni świata w maratonie (Tokio 1991). Chociaż od jej sukcesu minęły już 24 lata to kibice wciąż pamiętają tamten sukces.
– Pogoda dziś nie jest jest najlepsza, ale pamiętam że na mistrzostwach świata było jeszcze trudniej. Wtedy było więcej wilgotności, czuło się ten upał. Dodatkowo asfalt był bardzo nagrzany. Jednak do takiego półmaratonu trzeba być przygotowanym. Ja wystartowałam trochę z marszu. Prosił mnie o to Sławomir Szczęsny - dyrektor biegu. Trenowałam tylko cztery tygodnie, bo mam problemy rodzinne związane z moją mamą. Chciałabym już to wszystko uporządkować. Duże wsparcie dostaje od kibiców. Jestem nawet zaskoczona, że tak miło mnie przywitano. Z Polski wyjechałam 27 lat temu i przez ten czas nie biegałam w Warszawie. Cieszę się że mogłam tu być – powiedziała Nam mistrzyni.
...brawa dla amatorów
Niezależnie od zajętego miejsca, ukończenie Półmaratonu Praskiego było dla zawodników dużym sukcesem, zwłaszcza że z każdą godziną robiło się coraz cieplej. Na trasie zadbano o odpowiednią ilość wody – sposób jej dystrybucji przez gąbki i kubki wylewane wprost na biegaczy (!) wymaga dopracowania – ale i tak kilka osób potrzebowało szybkiej pomocy po przekroczeniu linii mety.
– Jest super. To mój pierwszy półmaraton w życiu. Zwykle najdłużej biegłam 10 km. Najtrudniejsze było pierwsze 5 km. Później złapałam fajny rytm. Bałam się, że temperatura będzie za wysoka, ale okazało się że było przyjemnie. Na trasie była woda, izotoniki, kurtyny, więc organziacyjnie bardzo udana impreza – powiedziała Nam Ewa Kumorek-Fedor z Warszawy, na co dzień dyrektor w dzienniku „Rzeczpospolita”. Podobnych głosów usłyszeliśmy całkiem sporo.
Pełne wyniki w naszym KALENDARZU IMPREZ.
2. BMW Półmaraton Praski to nie tylko bieg ale także moc atrakcji. W strefie dla dzieci obecni byli Marian Woronin i Jacek Wszoła którzy uczyli m.in. startu niskiego. Swoją strefę miała także Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, w której pokazywano jak udzielać pierwszej pomocy. To była bardzo udana impreza, warta kontunuowania.
Niebawem kolejne zdjęcia z imprezy.
RZ