Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Edward Cheserek wyrównał rekord świata na 5 km!

$
0
0

„Najszybsze 5 km na świecie” - hasło przewodnie zobowiązuje organizatorów imprezy pn. Carlsbad 5000 w Kalifornii. Faworyt tegorocznej edycji, Kenijczyk Edward Cheserek miał poprawić rekord należący do młodego Szwajcara Juliena Wandersa i… prawie mu się to udało.

To właśnie podczas Carlsbad 5000 ustanowiono dwa najszybsze wyniki w historii biegów na 5 km. W 2000 roku Kenijczyk Sammy Kipketer wygrał tu z wynikiem 13:00. W 2006 r. Etiopka Meseret Defar nabiegała wynik 14:46. Na liście zwycięzców imprezy są tacy zawodnicy jak m.in. rekordzista świata w maratonie Eliud Kipchoge - 13:11 w 2010 r., Etiopczyk Dejene Berhanu - 13:10 w 2005 r., czy też Etiopka Genzebe Dibaba – 14:48 w 2015 r.

Wszystko to przeszłość, oddzielona zresztą grubą kreską. W lipcu 2018 roku IAAF postanowił wprowadzić oficjalny rekord świata na 5 km, zamiast najlepszego czasu w historii. Poinformowano, że za rekord uzna się wynik równy bądź lepszy niż 13:10. Nowy rekord powinien zostać ogłoszony do 1 stycznia 2019 roku, ale tego - jak wiemy – jeszcze nie zrobiono. Bałagan był ogromny.

Oficjalnie rekordy świata padły niedawno w Monako - Szwajcar Julien Wanders pobiegł tam w 13:29, a Holenderka Siffan Hassan w 14:44.

Na 5 km po oficjalny rekord świata! Tylko w jakich butach? IAAF zmienia przepisy lekkiej atletyki

Julien Wanders i Sifan Hassan biją w Monako REKORDY ŚWIATA na 5 km! Szwajcar… pobiegł wolniej od rekordzisty Europy! [AKTUALIZACJA - wyjaśnienie IAAF]

Wyniki z Monako zostały już ratyfikowane. Wydaje się jednak, że progres rekordu w biegu mężczyzn to tylko kwestia czasu. Od 2010 roku w Carlsbad tylko raz (!) padł wynik gorszy od aktualnego rekordu świata i było to rok temu. Zwykle biegano od 13:11 do 13:27.

Pierwszy atak na wynik Szwajcara miał miejsce w miniony weekend. Mieszkający w USA Kenijczyk Edward Cheserek, wielokrotny mistrz ligi NCAA, pokonał dystans w 13:29, wyrównując aktualny rekord świata i poprawiając życiówkę o 9 sekund. Rezultat Kenijczyka musi być jeszcze ratyfikowany.

Drugi w Carlsbad był Kenijczyk David Bett, z rezultatem 13:54, a trzeci Amerykanin Reid Buchanan, z wynikiem 13:56.

Rywalizację kobiet w Carlsbad wygrała Kenijka Sharon Lokedi, z czasem 15:48, co jest jej nowym rekordem życiowym. Druga była Brytyjka Charlotte Arter - mistrzyni kraju na 10 000 m, z wynikiem 16:01, czym również ustanowiła najlepszy wynik w karierze. Podium uzupełniła Amerykanka Danielle Shanahanm z wynikiem 16:03, co także jest jej życiówką.

Kalifornijska impreza zmieniła w tym roku organizatora, a gospodarze zaprosili do współpracy m.in. legendarnego maratończyka Meba Keflezighiego. Trudno uwierzyć, ale jeszcze nie tak dawno impreza chyliła się ku upadkowi.

Wszystko po tym, gdy organizator, który miał w swoim portfolio także m.in. znany cykl Rock'n'Roll Marathon, został przejęty przez gospodarzea imprez serii Ironman. Obniżono nagrody, spadła frekwencja, niższy był też poziom sportowy. Nie było firm, które chciałyby się reklamować. Teraz już nikt nie wyobraża sobie, by rekord świata nie wrócił do USA. W przyszłym roku odbędzie się już 35. edycja Carlsbad 5000 i można być niemal pewnym elitarnej stawki.

RZ



Zagraniczni biegacze znowu w Korei Północnej

$
0
0

Blisko 1600 biegaczy wzięło udział w 30. Pyongyang Marathon w Północnocnej Korei. Według Koryo Travel, agencji turystycznej, która organizuje start cudzoziemców w tej imprezie, dopisała frekwencja zagranicznych biegaczy. Na starcie 4 dystansów było ich w sumie 950.

To powrót do poziomu sprzed wprowadzenia przez USA zakazu odwiedzania Korei przez swoich obywateli. Zakaz został wprowadzony w wyniku rosnącego napięcia pomiędzy tymi krajami i był bezpośrednim skutkiem śmierci amerykańskiego studenta, który po zerwaniu plakatu został aresztowany, a następnie już po uwolnieniu zapadł w śpiączkę i zmarł.

W 2017 r. inne kraje nie poszły śladem USA, ale za stronach ministerstw zagranicznych pojawiały się ostrzeżenia zniechęcające do podróży. W efekcie, w ubiegłorocznym biegu wzięło udział tylko 490 cudzoziemców. W tym roku amerykański zakaz nadal obowiązuje, ale wobec poprawy stosunków między USA a Koreą zagraniczni biegacze odważniej wykupili pakiety.

Najwięcej zagranicznych uczestników imprezy przyjechało do Korei z Chin. Wśród uczestników pojawił się również ambasador Wielkiej Brytanii Colin Crooks.

Niestety mimo, że Pyongyang Marathon odbywa się na atestowanej trasie i pod auspicjami IAAF, niewiele wiadomo o przebiegu rywalizacji sportowej. Według północnokoreańskich mediów i agencji informacyjnych, pierwszym zawodnikiem na mecie zlokalizowanej na stadionie imienia Kim II Sunga był miejscowy biegacz Lee Gangbum. Także w rywalizacji pań wygrała Koreanka Kee Kwang Ok. Maratończycy z Afryki uplasowali się za nimi. Natomiast wśród amatorów najszybsi byli biegacze z Rosji i Szwecji.

IB


„Bieganie, Nie Nuda”. Maraton razy siedem przeciw uzależnieniom. Już biegną

$
0
0

Przebiegniemy ok. 300 km w tydzień. Codziennie zamierzamy pokonywać dystans maratonu. Dla nas będzie to nie tylko mierzenie się z samym sobą, ale też udowodnienie sobie i innym, że dwójka małych, zwykłych ludzi może zrobić coś dobrego. Czyli konkretnie, zorganizowanie zbiórki ubrań, jedzenia oraz zachęcanie ludzi do wpłat darowizn dla Klubu Profilaktyki Środowiskowej „Nie Nuda” w Ozorkowie, któremu kończą się finanse umożliwiające skuteczną pracę przez ten rok.

Tak zapowiedzieli swoją akcję „Bieganie, Nie Nuda” Witold Obuchowicz i Maksym Lange, którzy cytują amerykańskiego dziennikarza i pisarza Waltera Isaacsona: „ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat... są tymi, którzy go zmieniają”. Wyruszyli dziś, we wtorek 9 kwietnia, ze stadionu AZS przy ul. Lumumby w Łodzi.

Zamierzają okrążyć Łódź, przebiegając przez otaczające ją miasta, m.in.: Ozorków, Poddębice, Uniejów, Aleksandrów Łódzki i Pabianice. Oprócz prowadzenia zbiórki funduszy na założony cel, pragną zwrócić uwagę, że sport może być niesamowicie silnym i skutecznym działaniem profilaktycznym w walce z uzależnieniami. „Wpływ aktywności fizycznej jest wieloczynnikowy. Zaczynając od poprawy wydolności organizmu, poprzez podnoszenie poziomu samooceny, a na doskonałym sposobie regulacji emocji kończąc” – piszą na facebookowej stronie swojej akcji.

W każdym z odwiedzanych miast do Witka i Maksa mają dołączać się biegacze z różnych klubów i drużyn biegowych oraz niezrzeszeni. Swoje wsparcie zapowiedziały m.in. takie postacie biegowego środowiska, jak dwukrotny olimpijczyk Piotr Kędzia i nasza reprezentacyjna ultramaratonka Agata Matejczuk.

O sobie piszą: Jesteśmy dwójką idealistów, wolnomyślicieli, wierzących, że na świecie może być choć ciut lepiej. Lubimy trudne wyzwania i realizację szalonych pomysłów. Ale może o każdym z osobna...

Maksym Lange – od ośmiu lat pracuje dla Poradni Profilaktyki, Leczenia i Terapii Uzależnień w Łodzi. Od ok. 3 lat prowadzi Świetlicę Środowiskową „Piekarnia Wartości” dla młodzieży zagrożonej uzależnieniem. Prywatnie pasjonat wspinaczki górskiej, pływania, jazdy na rowerze, a w ostatnim czasie biegania. W 2013r. zorganizował rowerową wyprawę charytatywną „Z Ziemi Polskiej Do Włoskiej” dla fundacji Gajusz. Przy okazji pokonania sporej ilości kilometrów, udało się również wesprzeć Fundację TVN, poprzez akcję „Pomoc mierzona kilometrami”. Aktualnie autor strony fb „Projekt z buta”, na której poprzez swoją przemianę, zamierza zachęcić innych do podążania drogą serca. Jego pierwszą inicjatywą w ramach projektu jest właśnie wyprawa „Bieganie, Nie Nuda”

Witold Obuchowicz – od ponad 10 lat pracuje w Ośrodku Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień w Ozorkowie. Od ok. 3 lat jest związany z Klubem Profilaktyki Środowiskowej “Nie Nuda” w Ozorkowie. Jest głównym organizatorem Ogólnopolskiego Biegu “Księżycowy Cross”, którego już 4 kolejne edycje odbyły się w Ozorkowie i okolicach. Przez 9 lat organizował terapeutyczne obozy rowerowe dla Stowarzyszenia MONAR. Prywatnie, od 20 lat jest w szczęśliwym związku partnerskim, którego owocem jest wspaniała 18 letnia córka. Lubi kontakt z przyrodą, przestrzeń, podróże. Zorganizował 4 zagraniczne wyprawy rowerowe (Litwa , Białoruś, Krym) oraz kilka po Polsce. Pasjonat biegania (od 10 lat), od 3 lat ultramaratończyk, miłośnik zdrowego stylu życia oraz odżywiania.

– Serdecznie zapraszamy do kibicowania, pewnie bardzo przyda nam się Wasze wsparcie, każdego dnia, na ostatnich kilometrach – piszą na swojej stronie. – Jeśli ktoś przy nas sobie potruchta, też pewnie będzie ciepło na sercu. Trudno nam określić dokładne godziny, kiedy będziemy wbiegać do konkretnego miasta, ale obiecujemy zamieszczać informację z co najmniej dwugodzinnym wyprzedzeniem na naszym fb. Niby obaj mamy już za sobą maratony, biegi po górach, czy w przypadku Witka, biegi ultra, ale nie mamy pojęcia jak nasze ciała zareagują na codzienny maraton. Jak wspominaliśmy wcześniej, jesteśmy zwykłymi ludźmi. Mamy bardzo przeciętne czasy, raczej bliższe limitów czasowych niż bicia rekordów. Zdarza się również, że z uwagi na nawał pracy, nie ma czasu, albo siły na trening. Naprawdę niewiele nas różni od większości osób, które mijamy na ulicy. Co za tym idzie, jeśli nasz eksperyment się uda, będzie to oznaczać, że praktycznie każdy mógłby to zrobić. Czy to w kwestii 7x maraton czy organizacji akcji charytatywnej. Dość przyjemna myśl.

Podczas swojej wyprawy, biegacze chcieliby zebrać:

- jedzenie z długim terminem przydatności: kasze, ryże, konserwy etc; Każdego dnia, w mieście do którego dobiegniemy, będzie organizowane spotkanie, podczas którego będzie można zostawić produkty. O dokładnej godzinie spotkania będziemy informować na wydarzeniu fb: „Bieganie, Nie Nuda”

- ubrania sportowe dla młodzieży ze świetlicy: zasada zbiórki taka, jak w punkcie powyżej;

- pieniądze: ktokolwiek chciałby wesprzeć świetlicę finansowo, prosimy o wpłaty na jej konto, dodając dopisek w tytule przelewu: „BNN darowizna na cele statutowe”

  • Nr konta: 33 1240 2539 1111 0010 6255 8843
  • STOWARZYSZENIE MONAR – Klub Profilaktyki Środowiskowej NIE NUDA w Ozorkowie, ul. Listopadowa 9A lok. 111/112/113, 95-035 Ozorków

– Wierzymy, że w każdym człowieku, mniej lub bardziej głęboko ukryta jest potrzeba miłości. Zarówno brania jej, jak i dawania. Jak mawia klasyk: „Miłość jest jedynym skarbem, który mnoży się przez podział[...]”. Tę część, każdego z Was, zamierzamy prowokować – piszą na zakończenie na stronie swojej akcji Maksym Lange i Witold Obuchowicz.

Trzymamy kciuki za powodzenie projektu! 

KW


"Bieg, którego nie ma". Bieg Kreta i niebotyczny dystans po Trójkącie Sudeckim

$
0
0

Jest w Sudetach taki bieg. Nazywa się Bieg Kreta. Skąd kret? To nie kret, to Kreta, grecka wyspa. Choć bieg w polskich i czeskich Sudetach. Nazwa jest żartobliwa, wzięła się z zabawnego nieporozumienia, o którym pisaliśmy przed kilku laty (kliknij poniższy link).

Bieg Kreta - antidotum na komercję

– Od tamtej pory hasła „bieg kreta” używamy do określenia wszystkiego, czego nie ma. A naszej imprezy tak jakby nie było, bo jest kompletnie niekomercyjna – wyjaśnia Aleksander Łężniak, prezes Klubu Biegacza Sobótka, organizatora Biegu Kreta.

– Bieg wymyślił 6 lat temu Przemek Demków z naszego klubu i najpierw sam go pobiegł: z masywu Śnieżnika do Gór Sowich, przez Góry Bialskie, Złote i Bardzkie. To było niecałe 110 km. Od początku był to z założenia bieg darmowy, bez wpisowego – wspomina Łężniak. – Trasa nie jest oznakowana, pomiar czasu jedynie na mecie, a my tylko wspieramy biegaczy piciem i jedzeniem na punktach oraz mobilnym przepakiem. Początkowo startowało 10-20 osób, potem wprowadziliśmy kaucję: zgłaszający się wpłacali kilkadziesiąt złotych, które zwracaliśmy tuż przed startem. To wynikało z tego, że część zgłaszających się nie pojawiało się na zawodach. Dla tych, którzy biegli, dalej było  bezpłatnie. Dopiero w ubiegłym roku pojawiła się oplata startowa, ale też – jak na górskie ultra – niewysoka, bo wynosi 100 złotych. A w tym roku wydłużyliśmy dystans do 148 km: zawodnicy wystartowali z Kletna, czyli pod Śnieżnikiem i pobiegli do mety w Sobótce.

Na tym nowym, wydłużonym dystansie niespełna 150 km, wystartowało w piątkowy wieczór 40 biegaczy. Do mety w Winnicy Celtica w Sobótce dotarło 28 osób. Zwycięzca Kamil Ostapski z Wrocławia potrzebował na pokonanie trasy niecałej doby, dokładnie 23 godzin i 43 minut. Cztery godziny później na metę dotarli wspólnie kolejny wrocławianin Piotr Kalembkiewicz i Andrzej Szeremeta z Warszawy, sklasyfikowani ex-aequo na drugiej pozycji.

Panie ukończyły bieg w komplecie. Na starcie stanęła tylko jedna i ona właśnie wyzwanie ukończyła. Katarzyna Chomiak z Jedliny-Zdroju, miejscowości położonej pomiędzy Górami Wałbrzyskim i Sowimi, z sudeckimi szlakami obeznana więc doskonale. Jedlina to miejsce, gdzie za miesiąc już po raz szósty odbędzie się Półmaraton Górski Jedlina-Zdrój, należący od lat do Ligi Festiwalu Biegów.

Katarzyna Chomiak potrzebowała na pokonanie 148-kilometrowej trasy 37 godzin i 59 minut, przybiegła z Kamilem Dwornickim, a w pokonanym polu (a raczej na szlaku) zostawiła jeszcze 9 mężczyzn.

Jako ostatni, 28 finiszer, pojawił się w Sobótce dwie godziny przed, wynoszącym 2 doby, limitem Krzysztof Żak. Czas wrocławianina to 45:59.

– Trzeba powiedzieć, że warunki pogodowe w tym roku bardzo sprzyjały biegaczom – przyznaje organizator Biegu Kreta. – Było ciepło, bardzo przyjemnie, cały czas słońce, nawet w nocy nie było zimno. Dobre warunki panowały także na Śnieżniku. Porównując do ubiegłych lat, aura była wyjątkowa.

Tym, co jednak najbardziej wyróżnia tegoroczny, szósty Bieg Kreta, jest Bieg Kreta Hardcore. Niewiarygodne wręcz 378 kilometrów po Trójkącie Sudeckim, legendarnej trasie Ślęża – Śnieżka (100 km) – Śnieżnik (240 km) – Ślęża (378 km), do tej pory w całości ponoć niepokonanej. Idea Trójkąta narodziła się w latach 80 ubiegłego wieku.

– Kiedyś wędrujący po górach studenci zmawiali się na wyzwanie i pokonywali jedno z ramion tego trójkąta – opowiada Aleksander Łężniak. – My wymyśliliśmy bieg po całym Trójkącie dość spontanicznie na jednym ze spotkań zarządu klubu. Miał być stworzony pod jednego z naszych najlepszych zawodników Krystiana Ogłego, który przygotowuje się do startu w ultramaratonie Badwater 135 w amerykańskiej Dolinie Śmierci.

"Ludzie pomagają mi spełnić marzenie. Bardzo im dziękuję". Krystian Ogły pobiegnie w ultramaratonie Badwater 135

– Okazało się, że Krystianowi taki bieg nie pasował ze względu na porę roku i zbyt długi dystans, po którym, zamiast trenować do Badwater, musiałby kilka miesięcy odpoczywać. Idea jednak pozostała, rzuciliśmy pomysł w internecie i kilka osób chętnych się znalazło! – wyjaśnia genezę Hardcore-378 km szef KB Sobótka.

Postanowili połączyć dystans z tradycyjnym Biegiem Kreta, tak by uczestnicy Hardcore’a wystartowali w środę po południu i po 48 godzinach dołączyli do głównej trasy. Na pokonanie 378 km dostali limit 100 godzin. Przez dwie doby organizatorzy wspierali 6 śmiałków mobilnym punktem żywieniowym, potem korzystali oni już z punktów stałych na trasie Biegu Kreta-148 km.

W limicie, czyli do niedzielnego wieczora, bieg ukończył jeden zawodnik. Dariusz Skrobała z Poznania pojawił się na mecie w Sobótce w niedzielę niecałe pół godziny po 16:00, czyli po 4 dobach i 26 minutach od startu. Na mecie został gorąco i gromko przywitany przez 50-osobowa ekipę organizatorów i wolontariuszy. – Na końcowym odcinku trasy towarzyszyliśmy Darkowi dużą grupą w eskorcie straży pożarnej, na mecie było bardzo radośnie: muzyka, szampany. Staraliśmy się jak najbardziej docenić jego wielki wyczyn! – relacjonuje Aleksander Łężniak.

Trasę Trójkąta Sudeckiego pokonali jednak także jeszcze dwaj biegacze: Lucjan Lipok i Grzegorz Krupa. Choć limit przekroczyli dość znacznie, o kilkanaście godzin, bo dotarli na metę w poniedziałek około 9, też zostali docenieni. – Czekaliśmy na nich i przywitali w Sobótce, a jeden z naszych kolegów saportował ich też od Przełęczy Tąpadła do mety – mówi Aleksander Łężniak.

Czy w przyszłym roku najodważniejsi biegacze znów dostaną szansę pokonania Trójkąta Sudeckiego? – Nie wiem – przyznaje szczerze prezes Klubu Biegacza Sobótka. – Nasza impreza jest całkowicie niekomercyjna, a kosztuje mnóstwo pracy i wysiłku. Saport dla uczestników Hardcore’a pociągnęliśmy od środy tylko we dwóch z kolegą z klubu, a cała logistyka jest naprawdę trudnym wyzwaniem. Ja przez 4 doby imprezy spałem ledwie kilka godzin, więc jeszcze dzisiaj dochodzę do siebie – śmieje się Aleksander Łężniak i kończy: – Było naprawdę fantastycznie, ale o przyszłości biegu na 378 km nic jeszcze nie wiem.

WYNIKI

Piotr Falkowski

zdj. Aleksander Łężniak, Radosław Puchała


W niedzielę 5. Gdańsk Maraton [MAPY]

$
0
0

Już tylko kilka dni dzieli nas od startu 5. Gdańsk Maratonu. W biegu głównym wystartuje ponad 3 200 osób. Biegacze liczą na gorący doping gdańszczan, którzy będą mogli wspierać ich na całej trasie lub w przygotowanych specjalnie strefach kibica – informuje Gdański Ośrodek Sportu w komunikacie prasowym.

Piąta edycja Gdańsk Maratonu odbędzie się w niedzielę 14 kwietnia 2019. O godzinie 9.00 uczestnicy wyruszą na trasę o dystansie 42,195 km. Dzień wcześniej w imprezach towarzyszących: biegu na 5 km - "Gdańsk na Piątkę" oraz Biegu dla Dzieci weźmie udział ponad 1000 osób.

Gdańsk Maraton jest jedną z czołowych imprez w Polsce na tym dystansie. Jej atutem z pewnością jest wyjątkowa trasa.

– Trasa naszej imprezy to wszystko, co najlepsze w naszym mieście, zawarte na odcinku o długości 42 kilometry i 195 metrów. To powiew historii wolnej Polski od strony Europejskiego Centrum Solidarności i Historycznej Bramy Stoczni Gdańskiej. To zabytki starego miasta, z odcinkiem przebiegającym Długim Targiem, koło Fontanny Neptuna. To pokonywanie najstarszych, liczących setki lat dzielnic Gdańska. To towarzystwo nowoczesnych obiektów sportowych: Ergo Areny i Stadionu Energa, które gościły wspaniałych sportowców podczas wielu imprez rangi mistrzowskiej. To w końcu powiew rześkiego, morskiego powietrza oraz zielone tereny nadmorskie parku im. Ronalda Reagana. To wszystko składa się na trasę niezbyt trudną, ponieważ przewyższenia na jej długości wynoszą zaledwie 30 metrów, ale za to bardzo ciekawą, urozmaiconą i urokliwą. Sprzyjającą biciu rekordów życiowych – zachwala Leszek Paszkowski, dyrektor Gdańsk Maratonu.

Dla każdego biegacza, zwłaszcza na tak dużym dystansie, niezwykle ważne jest wsparcie kibiców. To właśnie pozytywna energia, doping i dobre słowo często pozwalają przezwyciężyć kryzysy, w tym popularną "ścianę" z którą mierzą się maratończycy. W specjalnie przygotowanych dziewiętnastu strefach kibicowania nie zabraknie muzyki, bębnów i wszelkich akcesoriów do kibicowania, które przynoszą ze sobą widzowie.

– Zachęcamy gdańszczan by byli w ten weekend z nami i z uczestnikami maratonu. Wspólnie będziemy trzymać kciuki i zagrzewać każdą biegaczkę i każdego biegacza – tych najszybszych i tych najwolniejszych. Już nie raz widzowie pokazali, że potrafią stworzyć na trasie wspaniałą, radosną atmosferę. Liczymy, że i tym razem poniosą maratończyków do mety – dodaje Leszek Paszkowski.

Dzień przed biegiem głównym, czyli 13 kwietnia odbędzie się impreza o wiele mówiącej nazwie „Gdańsk na Piątkę”, czyli start na dystansie 5 kilometrów. W czasie gdy maratończycy będą odbierać swoje pakiety startowe, ich znajomi i rodziny będą mieć niepowtarzalną okazję poczuć „maratoński” klimat i wystartować w krótkim biegu, którego start i meta będą dokładnie w tym samym miejscu, w którym dzień później rozpoczną i zakończą swoją biegową przygodę maratończycy.

Podobne wrażenia czekać będą młodych biegaczy, do 15. roku życia, którzy pokonają trasę odpowiednio dostosowaną do wieku małych sportowców.

Źródło: Gdański Ośrodek Sportu


W pełnym ekwipunku walczył o Rekord Guinessa w półmaratonie [WIDEO]

$
0
0

Jak w dym, po biegowy Rekord Guinessa ruszył w niedzielę amerykański strażak Ryan Robeson. Jego celem było poprawienie wyniku w kategorii „Najszybszy półmaratonu w pełnym wyposażeniu strażackim”. Do sukcesu zabrakło kilku minut, jednak próba odbierała dech, i to dosłownie.

Pochodzący z Pensylwanii strażak pełni służbę od trzech lat, kontynuując rodzinną tradycję. Tak jak jego zmarły tata, Robeson gasi pożary i ratuje ludzi z wypadków. Mężczyzna początkowo pracował jako inżynier, jednak szukał sposobu na aktywniejszy tryb życia. Jakby nie starczało mu adrenaliny w pracy, dodatkowo sprawdza się też w imprezach przeszkodowych, gdzie startuje jednak w typowym sportowym stroju.

Dla niektórych samo pokonanie dystansu półmaratonu jest już wyzwaniem. Pokonanie 21 km w butach strażackich, rękawicach oraz - co chyba najtrudniejsze - z aparatem tlenowym na twarzy (w sumie ponad 22,5 kg!), to próba sił. A przy tym poważne wyzwanie logistyczne. Wybór trasy padł na Sacramento. Butla z tlenem była wymieniana na nową co ok. 1600 metrów. W sumie strażak zużył ich 15!

Oczywiście wszystko można było zaplanować... oprócz pogody. Ta dała popalić, nie tylko strażakowi, ale i pozostałym uczestnikom biegu.

Ostatecznie Amerykanin pokonał dystans w 3:36:11 (netto). Do Rekordu Guinessa zabrakło mu 6 minut. Tuż za metą strażakiem szybko zaopiekował się personel medyczny. Uwolniono go z butli, podano napoje oraz zimne ręczniki. Co ciekawe, Ryan Robeson nie był wcale ostatnim zawodnikiem, który przekroczył metę półmaratonu. Za jego plecami znalazło się jeszcze 10 osób.

- Dałem z siebie 100 procent. Nie wiem nawet, gdzie mogłem urwać kolejne minuty. Już po ponad 3 kilometrach czułem, że jestem przegrzany. Wtedy zwolniłem tempo… - relacjonował ambitny strażak.

Bieg miał wymiar charytatywny. Celem Ryana Robesona było zebranie 5 800 dolarów na rzecz dwóch fundacji. Jedna z nich zapewnia pomoc rodzinom ratowników walczących z nowotworem.

RZ

źródło: www.firehouse.com


MKON pobiegnie 15.08 w Aleksandrowie Łódzkim. Przyłącz się! [REJESTRACJA]

$
0
0

Półmaratony, maratony - rozpoczął się wiosenny wysyp biegów na różnych dystansach. Sezon się rozkręca, a kto jeszcze nie zaplanował wszystkich swoich startów, powinien wziąć pod uwagę Aleksandrowski Bieg z okazji Święta Wojska Polskiego. W tym roku, jak zwykle 15 sierpnia, w Aleksandrowie Łódzkim odbędzie się już siódmy bieg na dystansie 5 km oraz piąty półmaraton.

Zasady rejestracji oraz regulaminy obydwu biegów są bardzo podobne do tych z lat ubiegłych, więc zapisy nie powinny sprawić trudności.

Na uczestników najdłuższego z biegów czeka nie lada niespodzianka - zapowiadają aleksandrowscy organizatorzy. Będą mogli pobiec w towarzystwie Marcina MKON-a Koniecznego. Marcin jest jedynym Polakiem, który zdobył Mistrzostwo Świata Ironman Kona (2017 r.) w kat 45-49!

Polak mistrzem świata M45-49 Ironman!

Jest również rewelacyjnym biegaczem. W wieku 46 lat biega maraton w granicach 2h30!

MKON znany jest również z działań społecznych, organizator wielu imprez charytatywnych. Pisze! Człowiek orkiestra, dla wielu osób wręcz I(M)KONa!

O szczegółach biegu z MISTRZEM możecie przeczytać TUTAJ oraz na naszym profilu facebook: TUTAJ.

Do biegu zapisujemy się TUTAJ.

Dołączajcie koniecznie do naszego wydarzenia na facebooku: TUTAJ. Już wkrótce kolejne informacje i niespodzianki!

7. Bieg Aleksandrowski z okazji Święta Wojska Polskiego w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.

źródło: Organizator

London Marathon dla rekordu i zabawy, Blisko 100 chętnych na Rekordy Guinessa

$
0
0

28 kwietnia na trasie London Marathon walka o rekordy będzie się toczyła także poza elitą zawodników. 95 biegaczy spróbuje ustanowić 84 nowe, nietypowe rekordy. Na starcie biegu zobaczymy biegacza w kostiumie zombie, ciastka, jajka, szklanki i w śpiworze. Pobiegnie wróżka, księżniczka, choinka, samochód, listonosz i stwór mityczny. Wymieniać można długo.

Niektórzy spróbują szczęścia dla zabawy i oczywiście rekordu. Dla innych kostium jest szansą, by zwrócić uwagę na istotne dla nich problemy i zachęcić do zbiórki charytatywnej. Taki cel przyświeca m.in. Harremu Vowlesowi, który w słusznej sprawie postanowił sobie na wszelkie sposoby utrudnić dotarcie do mety. Londyński maraton będzie jego debiutem. Pierwszy 42-kilometrowy bieg w życiu pokona w... trójwymiarowym kostiumie nosorożca. W ten sposób będzie niósł na plecach dodatkowe 10 kg.

Na dodatek kostium nie zapewnia aerodynamicznej sylwetki. Wprawdzie nosorożec rozwija szybkość rzędu 50 km/h, ale biegacz w takim niekomfortowym kostiumem raczej nie może liczyć na dobry wynik. Harry Vowles robi to jednak dla wyniku, a dla organizacji Save the Rhino, która próbuje ochronić ostatnie 80 nosorożców żyjących na wolności.

Doświadczenie zeszłoroczne pokazuje, że nie wszystkim się udaje poprawić kostiumowy rekord. Podczas poprzedniej edycji spróbowało to zrobić 98 biegaczy. Z sukcesu mogło się cieszyć zaledwie 34. Najszybszym biegaczem w przebraniu, był Brytyjczyk przebrany za Forresta Gumpa, który przekraczał linię mety z czasem 2:36:28. Listę zamknęła biegaczka na szczudłach, która w ten niecodzienny sposób dotarła do mety po 6 godzinach 37 minutach i 38 sekundach.

IB

źródło: Guiness World Records



2. Międzynarodowy Półmaraton „Bitwa Pod Gorlicami" już 2 maja. Wpisowego brak!

$
0
0

Ruszyły już zapisy na 2. Międzynarodowy Półmaraton „Bitwa Pod Gorlicami”. Jej organizatorami są Akademickie Koło Polskiego Czerwonego Krzyża i Klub Honorowych Dawców Krwi przy Akademii Górniczo – Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie oraz Oddział Rejonowy PCK w Gorlicach.

– Bieg odbędzie się 2 maja. Start o godz. 14.30 z gorlickiego Rynku, a meta Wzgórze Pustki w Łużnej - Cmentarz Wojenny Nr 123. Jest to półmaraton, którego trasa biegnie z Gorlic przez Stróżówkę, Mszankę Wolę Łużańską, Szalową i Łużną na Cmentarz Wojenny Nr 123 – wyjaśnia Łukasz Bełda, organizator biegu.

W biegu mogą uczestniczyć zawodnicy, którzy ukończyli 18 rok życia po zgłoszeniu oraz podpisaniu stosownych oświadczeń. Prowadzona będzie klasyfikacja open kobiet i mężczyzn.

– Uczestnicy biegu startują bez opłaty startowej, obowiązuje limit 250 zgłoszeń i decyduje kolejność zgłoszeń – podkreśla Łukasz Bełda.

Wyróżnikiem biegu jest lokalizacja mety - Cmentarz wojenny nr 123 Łużna-Pustki. Jest to największy cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej w Galicji Zachodniej. Na cmentarzu spoczywa 912 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 65 niemieckiej i 227 rosyjskiej. Łącznie 1204, z których 649 jest znanych z nazwiska. Znajduje się tam również przepiękna gontyna, która została odbudowana w 2014 roku.

Cmentarz został również wyróżniony Znakiem Dziedzictwa Europejskiego. Obecnie w Polsce znajdują się jeszcze trzy takie obiekty, które posiadają ZDE, to jest Unia Lubelska, Historyczna Stocznia Gdańska i Konstytucja 3 Maja.

Regulamin i zapisy: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


„Połówka” inna niż wszystkie – 20. Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego Ambasadora

$
0
0

„Połówka” inna niż wszystkie – 20. Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego. Dlaczego taki tytuł? Z jednego, jasno określonego już przed pojawieniem się na linii startu na żywieckim rynku, powodu – strategii jego pokonania. O jej szczegółach wspominam w materiale przedstartowym (opublikowanym pt. „Co planujesz na weekend? Ja „pierwszy zakres” w Żywcu!") oraz w treści niniejszej relacji.

PRZEJDŹ DO RELACJI

Karol "Bosy Wirus" Trojan, AMbasador Festiwalu Biegów


Tragedia na Ironman South Africa. Nie żyje dwóch triathlonistów

$
0
0

Tragicznie zakończyły się niedzielne mistrzostwa Afryki Ironman w Port Elizabeth w RPA. Zmarło dwóch uczestników imprezy.

Jak informują organizatorzy wydarzenia, problemy zdrowotne zawodników pojawiły się na etapie pływackim. Mimo szybkiej interwencji medyków, którzy podjęli zawodników z wody, i szybkiego przetransportowania zawodników do szpitala, obaj zmarli.

Oświadczenie nie podaje przyczyny zgonów. Trwają czynności mające wyjaśnić okoliczności tragedii. Organizatorzy zapewniają o bliskiej współpracy ze służbami i zapewnieniu bezpiecznych warunków rywalizacji uczestnikom.

Jak informuje serwis triathlonworld.com, imprezie w Port Elizabeth towarzyszyły trudne warunki pogodowe. Z tego powodu etap pływacki zawodów, rozgrywany w wodach Oceanu Indyjskiego, został skrócony z 3,8 do 1,6 km.

Zawody wygrali Amerykanin Ben Hoffman (7:34:19) i Brytyjka Lucy Charles-Barclay.

red.


Wicemistrzyni Europy w maratonie uciekła przed kontrolą antydopingową!

$
0
0

To nie jest scenariusz filmu akcji, choć historia może doczekać się ekranizacji. Francuska biegaczka Clemence Calvin - wicemistrzyni Europy w maratonie z Berlina, przebywająca ostatnio w Marrakeszu, dała nogę przez kontrolerami antydopingowymi.

Jak poinformował dziennik La Monde, pod koniec marca francuska agencja antydopingowa AFLD wysłała troje kontrolerów do Maroka. Mieli oni przeprowadzić test u przebywającej na zgrupowaniu w Afryce Clemence Calvin. Zawodniczka przygotowuje się obecnie do Maratonu Paryskiego. Jednak zamiast rutynowego badania, doszło do regularnej bitwy między stronami.

Na początek kontrolerzy mieli trudności z ustaleniem miejsca pobytu maratonki. Korzystając z systemu ADAMS (Anti-Doping Administration & Management System), czyli elektronicznej bazy danych zawierającej informacje o miejscach pobytów zawodników, kontrolerzy wykryli, że Francuzka, która miała trenować w marokańskim Ifran, nigdy tam nie dotarła. W ustaleniu miejsca jej pobytu pomogły informacje wywiadowcze. Jak sprawdzono, rodzina męża mieszka w Marrakeszu i to tam właśnie może przebywać zawodniczka. To był właściwy trop.

Według źródeł, kontrolerzy podeszli do zawodniczki, jej życiowego partnera Samira Dahmaniego - mistrza Francji na 1500 m oraz dziecka, na miejskim bazarze (spotkanie mieli nagrać, a jego przebieg spisać w notatkach). Wtedy zaczęła się panika. Z dyskusji wynikła szarpanina. Mąż zablokował kontrolerów i zrobił miejsce żonie do ucieczki. Kobieta nagle zniknęła.

Wszystko wydarzyło się 27 marca i z boku na pewno nie wyglądało jak kontrola antydopingowa czołowej europejskiej biegaczki.

AFLD ma zdecydować o dalszych losach zawodniczki. Celowe naruszanie przepisów antydopingowych i unikanie kontroli równa się pozytywnemu testowi (artykuł 2.3). Grozić za to mogą nawet 4 lat dyskwalifikacji. Przypomnijmy, że jeszcze rok temu Clemence Calvin startowała w Berlinie, mając na numerze startowym wymowny napis „I run clean” (biegam czysto - red).

Od dawna Clemence Calvin miała być obserwowana przez krajową agencję antydopingową, ze względu na duże zmiany w paszporcie biologicznym. Biegaczka sprytnie omijała kontrole trenując głównie w Afryce. Teraz nowe prawo ustanowione we Francji daje możliwość przeprowadzania kontroli zawodników także poza granicami kraju. Stąd wizyta w Maroko.

28-letnia Clemence Calvin jest wicemistrzynią Europy w biegu na 10 000 m z 2014 roku oraz aktualną wicemistrzynią starego kontynentu w maratonie. Jej rekord życiowy na królewskim dystansie wynosi 2:26:28, właśnie z Berlina. Rok temu w Ołomuńcu ustanowiła też swój najlepszy wynik w półmaratonie - 1:09:52.

Niedawno, podczas półmaratonu w Paryżu, Clemence Calvin zajęła trzecie miejsce z czasem 1:10:15. Sądzono, że ustanowiła wówczas nowy rekord Francji w biegu na 5 km, z czasem 16:24, jednak wynik ten i tak nie zostałby ratyfikowany, bo po biegu nie przeprowadzono kontroli antydopingowej.

RZ


Maraton Piasków na półmetku. Dobry bieg Polaków i... niespodziewany rywal

$
0
0

Dzisiaj uczestnicy rozpoczęli czwarty, najdłuższy etap wyzwania. Przed nimi 76,3 km. Na ukończenie tego ultramaratonu mają 31 godzin.

Na dzisiejszą trasę wyruszyło również czterech polskich zawodników. Polacy od początku dobrze sobie radzą z piaskami Sahary. Najszybszy w polskiej grupie jest Michał Asperski, który regularnie plasuje się w rywalizacji mężczyzn w pierwszej czterdziestce.

Regularnie pnie się w górę klasyfikacji Łukasz Soblik, który po pierwszym etapie był poza pierwszą setką, a trzeci dzień kończył już jako 66. mężczyzna. Taką samą pozycję zajmował Daniel Polatyński. Nieco osłabł Piotr Dybowski, ale nadal utrzymuje się w pierwszej setce.

W czołówce biegu mężczyzn królują Marokańczycy. Zajmują pierwsze pięć miejsc w zestawieniu. Nie jest niespodzianką, że dwa z trzech etapów wygrał Rachid El Morabity. Drugi etap, którego połowę dystansu stanowi piaszczysta wydma, wygrał brat wielokrotnego triumfatora imprezy Mohamed El Morabity.

Wśród pań pierwsze trzy etapy najszybciej kończyła Ragna Debats. Mistrzyni świata w trailu z 2018 r., ma już sobą jeden udany start etapowy w tym roku. W 236-kilometrowym The Costal Challenge zajęła trzecie miejsce wśród kobiet i szóste w open.

Tegoroczna edycja Marathon des Sables ma również nietypowego uczestnika. Na drugim etapie do biegaczy... przyłączył się pies. Bieganie po pustyni nie stanowi dla niego większego wyzwania. Po drugim dniu się nie zniechęcił. Wystartował w trzecim etapie i według wyliczeń organizatorów, ukończył go na 52. miejscu w open. W swojej kategorii jest pierwszy.

 

Przed czwartym etapem pies zyskał imię i już jako Cactus, wystartował ze wszystkimi na 76,3 kilometrową trasę.

Relację na żywo z imprezy można śledzić na profilach społecznościowych Marathon des Sables.

IB


7. Bieg Pamiętaj z Nami otworzy Grand Prix Małopolski 2019. Pobiegną w komplecie!

$
0
0

W najbliższą sobotę ponad 1200 osób pobiegnie ulicami Krakowa. Połączą oni trzy odziały muzeum historycznego, otwierając zasadniczą część rywalizacji w Grand Prix Małopolski w sezonie 2019 (debiut w kalendarzu cyklu). Pula pakietów na bieg została już wyczerpana.

Być może niektórzy o „Biegu Pamiętaj z Nami” słyszą po raz pierwszy, ale nic w tym dziwnego. Jeszcze do zeszłego roku impreza rozgrywana była pod inną nazwą „Bieg Pamięci”. Organizatorzy postanowili „coś” zmienić . Teraz zawody nawiązują nazwą do wydarzenia obejmującego wykłady, warsztaty czy też spacery edukacyjne.

– Postanowiliśmy nazwać bieg jak całe wydarzenie, tak żeby projekt był spójny i jednolity. Naszym celem jest promowanie trzech oddziałów muzealnych znajdujących się na trasie pamięci. Dotyczą one II wojny światowej i czasów powojennych. Poza tym dużo biegów w Polsce nosi teraz nazwę Bieg Pamięci - objaśnia dr Magdalena H. Rusek-Karska z Działu Promocji i Marketingu Muzeum Krakowa.

Uczestnicy biegu mają do pokonania 5-kilometrową trasę łączącą Fabrykę Emalia Oskara Schindlera, Aptekę pod Orłem oraz Miejsce Pamięci KL Plaszów. W tym roku trasa będzie mieć nico inny przebieg niż zwykle.

– W tym roku mamy trochę zmian, bo w Krakowie jest dużo remontów. Tym razem start będzie znajdował się przy ul. Lipowej, a nie jak poprzednio przy ul. Pomorskiej. Będziemy też biegać po Bulwarach Wiślanych. Meta, tak jak do tej pory, będzie na pl. Bohaterów Getta – tłumaczy dr Rusek-Karska.

– Myślę, że trasa łączy walory poznawcze, ale też pozwala się ścigać. Można tu uzyskiwać dobre wyniki. Nie ma co ukrywać, że wśród uczestników są osoby, które chcą się sprawdzać, ale my stawiamy przede wszystkim na rodzinne spędzanie czasu. W pakietach uczestnicy dostają bilety do muzeum, które można wykorzystać do końca kwietnia – podkreśla koordynatorka Biegu Pamiętaj z Nami.

Impreza cieszy się rosnącym zainteresowaniem. O ile rok temu była możliwość rejestrowania się jeszcze w dniu biegu, tak teraz limit został wyczerpany, a nawet przekroczony przed czasem. – Przyjęliśmy 20 zgłoszeń ponad limit, czekaliśmy dłużej na kilka wpłat. Dlatego, tym razem, nie będziemy prowadzić zapisów bezpośrednio przed biegiem – słyszymy.

Sygnał do rozpoczęcia zawodów ma dać Grzegorz Sudoł. Olimpijczyk, wicemistrz Europy i brązowy medalista mistrzostw świata w chodzie sportowym prowadził treningi do imprezy.

Przypomnijmy, że rok temu Bieg Pamiętaj z Nami ukończyło 868 osób. Zwyciężył znany średniodystansowiec Adam Czerwiński, który uzyskał czas 14:55. Wśród pań najlepsza była Karolina Giza, z czasem 17:05.

W klasyfikacji generalnej Grand Prix Małopolski 2019 do końcowego wyniku zawodnika liczonych będzie 8 z 11 biegów cyklu. Aby zostać sklasyfikowanym w cyklu, wystarczy ukończyć 1 wybrany bieg. Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody, w tym 1500 zł dla zwycięzców. Szczegóły cyklu: TUTAJ.

Relacja z Biegu Pamiętaj z nami, w tym obszerna galeria zdjęć jeszcze w sobotę na łamach naszego portalu! Zapraszamy!

RZ


"Nie wiem, z czego cieszyć się najbardziej". Debiutantka w maratonie mistrzynią Polski

$
0
0

Lepszego debiutu w maratonie nie mogła sobie wymarzyć! Aleksandra Brzezińska, reprezentująca MKL Toruń, jest od niedzieli mistrzynią Polski w maratonie. W pierwszym starcie na królewskim dystansie, żona naszego czołowego maratończyka Błażeja Brzezińskiego wygrała 46 Maraton Dębno w czasie 2:34:51.

– Debiut rzeczywiście wymarzony, zgarnęłam chyba wszystko, co się dało! Jak przekroczyłam linię mety to cieszyłam się przede wszystkim z tego, że po prostu ukończyłam ten maraton. Dopiero później przyszła radość ze zwycięstwa, pierwszego w karierze złotego medalu MP i wyniku.

Jak już przekroczyłam 30 kilometr trasy ogromnie się cieszyłam, że mogę biec więcej i więcej. Myślałam: „Boże, już 38 kilometr, jeszcze nigdy tak dużo nie przebiegłam, a ja się ciągle dobrze czuję”. Uspokajałam wtedy swój entuzjazm, że jeszcze 4 kilometry do końca, że to maraton i wszystko może się zdarzyć, ale ta euforia ciągle wracała (śmiech). Ja jestem zapatrzona w Błażeja, jego maratońskie przygotowania i starty, tego jak stawia sobie cel i go realizuje, bardzo podoba mi się cała otoczka i zawsze też chciałam to przebiec, maraton był moim marzeniem! W tym roku wreszcie mogłam to wszystko przeżyć sama! To była ciężka praca, ale im trudniej coś przychodzi, tym większa jest później radość. I ja ją właśnie teraz przeżywam!

– A liczyłaś na zwycięstwo w Dębnie? W którym momencie biegu zaczęłaś o tym myśleć?

– Dość trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, bo… biegnąc maraton byłam jak w transie, ogromnie skupiona na sobie. Wiele osób, nawet moja mama, która też była w Dębnie, mówiło później, że nigdy nie widziało mnie tak skoncentrowanej jak w niedzielę  na trasie. Niby się do nich uśmiechałam, ale byłam w swoim świecie. Przez cały maraton kontrolowałam sytuację, ale byłam poza wszystkim wokół mnie, poza emocjami, niesamowicie spokojna i wyluzowana obserwowałam, co się wydarzy. Czułam się doskonale,  nie miałam na trasie żadnego kryzysu i biegłam swoje. Wiedziałam tylko, że muszę uważać na pogodę i wysoką temperaturę. To był jeden z pierwszych tak ciepłych dni w tym roku i widziałam, jak dziewczyny słabną, odpadają. Ale ja nie zwracałam na to uwagi. Nie wywierałam też na sobie presji, że muszę wygrać. Po prostu biegłam swoje (śmiech). A gdy jeszcze po 25 kilometrze rywalki zaczęły odpadać, Kenijki tak samo i zostałam sama, jeszcze bardziej mnie to napędzało. Ale spokój był cały czas.

Skupiałam się na swoim samopoczuciu i czasie. Z renerem Ryszardem Marczakiem zakładaliśmy, że powinnam powalczyć o wynik 2:32. Bardzo ambitnie i dużo ludzi się z tego śmiało, ale uważam, że byłam w stanie tyle pobiec! Tak wychodziło z treningów, a poza tym bardzo dobrze zniosłam BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe, ostatnie tygodnie treningu przed startem - red.). Trener bardzo zwracał na to uwagę powtarzając mi: „Trening treningiem, ale najważniejsze jest samopoczucie”. A ono było znakomite! W dniu startu jednak troszkę skorygowaliśmy plany ze względu na pogodę. Gdyby to ciepło przyszło wcześniej i przyzwyczaiłabym się do niego na treningach, byłoby ok. Ale treningi robiłam w temperaturze do 10 stopni, podczas gdy w dniu maratonu było 20 stopni. Trzeba było to wziąć pod uwagę.

– I naprawdę nie miałaś żadnego kryzysu, żadnej mitycznej maratońskiej „ściany”?

– Żadnej! Drugą połowę maratonu przebiegłam nawet 15 sekund szybciej niż pierwszą, a kiedy, według wszystkich przepowiedni, powinnam mieć kryzys, wtedy właśnie biegło mi się najlepiej! To też pokazuje, że jestem gotowa na jeszcze lepszy wynik.

– Spełniłaś zatem życzenie męża, na którym się wzorujesz. Błażej cały czas powtarzał: „Chciałbym, żeby Ola miała po debiucie niedosyt i od razu chciała biec następny maraton, a nie, żeby się „wystrzelała” do zera i zraziła do tego dystansu”.

– Miałam od niego mnóstwo rad podanych na tacy. Błażej już tyle lat biega maraton, tyle miał sukcesów i tyle popełnił błędów, z których wyciągał wnioski, że było to nieocenione. Dzięki niemu – wielu ludzi mi to mówiło – pobiegłam ten maraton jakbym robiła to od lat, jak maratoński zawodowiec. Ale to całkowicie zasługa męża, bo gdybym od razu „leciała” na te 2:32, na które się czułam, to mogłoby się skończyć niedobrze. A tak, wyszło dokładnie jak chciał Błażej: czułam się świetnie i mam po biegu niedosyt. I teraz - co bardzo ważne - nie będę się już bała maratonu, ze spokojem podejdę do następnych trudnych przygotowań i walki o miano „maratonki”. Bo na razie, choć mam za sobą rewelacyjny debiut, jeszcze nie mogę się nią nazwać. Przyjdzie na to czas w przyszłości, gdy już naprawdę, tak jak Błażej, będę wiedziała, z czym „się je” ten dystans, umiała podejmować samodzielne decyzje w przygotowaniach i potem na trasie. Na razie jeszcze sama nie wiem, kiedy się nazwę „maratonką”(śmiech).

– Twój wynik 2:34:51 to czas o prawie 5 i pół minuty gorszy od międzynarodowego minimum IAAF na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Zapaliła Ci się w głowie lampka, pomyślałaś o tym, żeby jesienią powalczyć o Tokio?

– Na pewno, jeśli tylko zdrowie pozwoli, jesienią pobiegnę drugi maraton, na razie jeszcze nie wiem gdzie i kiedy. Chęci mam ogromne. Ale nie chcę na sobie wywierać żadnej presji, spinać się, że muszę zrobić minimum olimpijskie. Spokojnie, jestem jeszcze początkująca w maratonie. Wolę iść małymi kroczkami, jeść małymi łyżkami, żeby się nie zachłysnąć. Bardzo bym, oczywiście, chciała zdobyć kwalifikację na igrzyska i pobiec poniżej 2:29:30, bo to piękny wynik, ale bez ciśnienia. Nie muszą to być koniecznie najbliższe igrzyska i Tokio. Najważniejsze dla mnie to iść do przodu i robić postępy. Pracować, robić swoje, a wysokie cele przyjdą same. Jestem na początku mojej maratońskiej drogi, mam nadzieję, że jeszcze wiele pięknych chwil mnie na niej czeka. Staram się być spokojna, słuchać ludzi mądrych i doświadczonych, jak Błażej, trener Ryszard Marczak i Grażyna Syrek (olimpijka z Aten 2004 z rekordem życiowym w maratonie 2:26:22 - red.), z którą uwielbiam rozmawiać, jest dla mnie bardzo inspirująca. Oni mi mówią: „Ola, spokojnie, pracuj sumiennie, a wszystko przyjdzie w odpowiednim czasie”. To wielkie szczęście mieć obok siebie ludzi, którzy szczerze służą mi dobrą radą. Nie muszę uczyć się na własnych błędach, jak musiał robić to w przeszłości Błażej.

– Jesteś po Dębnie zachwycona maratonem, czy zatem zamierzasz dalszą karierę związać z bieganiem na królewskim dystansie?

– Zdecydowanie tak! Maraton bardzo mi się spodobał i chcę podejść do niego jak najbardziej profesjonalnie, czyli regularnie startować nie częściej niż dwa razy w roku, skupić się na jakości, a nie ilości. To ma być moja główna konkurencja lekkoatletyczna.

– Porzucasz bieżnię i przełaje?

– Przełajów nie, bo mam ogromny sentyment, od nich przecież zaczynałam! (śmiech). Na ile to możliwe, będę starała się przeplatać starty. Na bieżni też czasami pobiegnę, choćby pod koniec kwietnia w mistrzostwach Polski na 10000 metrów. Nie daje mi spokoju nie za dobrą "życiówka" na tym dystansie 34:23, trochę dlatego, że w Polsce nie ma możliwości obiegać się na bieżni, bo jest praktycznie jeden start w roku - właśnie w MP. Na ulicy okazji jest więcej i rekord życiowy mam o prawie minutę lepszy (33:35). No i jeszcze "połówkę" muszę poprawić, bo mam bardzo słaby wynik. Jestem gotowa na znacznie szybsze bieganie, chciałam to zrobić niedawno w Hadze, ale jak na złość, pierwszy raz w 45-letniej historii biegu, półmaraton w stolicy Holandii został odwołany z powodu bardzo silnego wiatru. Poszukam więc jakiegoś biegu w mocnej obsadzie i jeszcze zanim zrobi się gorąco. Muszę wykorzystać dobrą formę, którą wypracowałam w przygotowaniach do maratonu, bo naprawdę się przyłożyłam! (śmiech)

– Z którego osiągnięcia w Dębnie jesteś najbardziej zadowolona: z ukończenia maratonu, zdobycia mistrzostwa Polski czy z niezłego wyniku?

– Hmmm... To jest bardzo trudne pytanie.. Chyba najbardziej z wyniku, bo jak pojadę za granicę i powiem, że jestem mistrzynią Polski, to nic nikomu nie powie, dopiero osiągnięty czas mówi o moim poziomie i wartości. Z drugiej strony dostałam wiele gratulacji od obecnych i byłych polskich maratończyków. Błażej, Henio Szost, Arek Gardzielewski, Jan Huruk, wszyscy mówią, że wygrać maraton w debiucie to bardzo trudna sprawa i duże osiągnięcie. Pewnie wiedzą, co mówią. A znowu złoto w Dębnie to mój pierwszy złoty medal mistrzostw Polski, do tej pory miałam tylko srebra i brązy, więc także ma swoją szczególną wartość. No, ale chyba jednak finalnie - najważniejszy jest wynik! 

 

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. fotomaraton.pl - archiwum zawodniczki

 



"Kolega wyrwał i... dobrze zrobił". Ruszyło Grand Prix Żoliborza [ZDJĘCIA]

$
0
0

Nie każdy stołeczny cykl musi wygrać w tym roku Artur Jabłoński, co pokazała już premierowa runda Grand Prix Żoliborza 2019. Pod nieobecność niemal etatowego zwycięzcy falenickich biegów górskich czy Grand Prix Warszawy, swoją szansę wykorzystali inni.

W środowy wieczór ponad 160 osób zmagało się z 5-kilometrową, przełajową trasą wytyczoną w parku Kempa Potocka. Było to najkrótszy dystans wchodzący w skład tegorocznej edycji Grand Prix Żoliborza, ale też najbardziej wymagający. Trasa wiła się jak serpentyna, posiadała kilka zbiegów i podbiegów podnoszących tętno. W tym roku ustawiono też jedną przeszkodę z siana, jak na rasowy przełaj przystało.

Zgodnie z regulaminem, walczono o tytuły czempionów w dzielnicy, w ramach Otwartych Mistrzostwa Żoliborza w biegach przełajowych, ale nawet zwycięzca był zaskoczony rangą imprezy.

Od początku mocno ruszył Tomasz Mikulski, który jednak zapłacił za mocne tempo na podbiegach. Wykorzystali to biegnący za nim bardziej doświadczeni Sebastian Polak i Radosław Gromek. Ostatecznie górą był ten drugi, który uzyskał czas 16:56. Nad popularnym „Słonikiem” miał jednak tylko 8 sekund przewagi. Biorąc pod uwagę pełny dystans cyklu – 25 km – to skromna przewaga przed kolejną rundą.

– Kolega wyrwał i... dobrze zrobił. Ja i Sebastian startujemy w niedzielę w Biegu Oshee 10 km, więc biegliśmy spokojnie i czekaliśmy aż osłabnie. Na koniec dołożyliśmy tylko coś od siebie, to co akurat miał w zapasie. Tak się złożyło, że wygrałem ja – relacjonował na mecie Radosław Gromek. – Trasa była bardzo fajna i wymagająca. Nawet jak się dużo startuje na ulicy, to tego się nie doświadczy. Tak to trzeba pojechać na jakieś Mistrzostwa Polski, żeby wystartować na podobnej trasie…. – żałował triumfator żoliborskiego Grand Prix z 2017 roku.

Wśród pań od początku prowadziła Justyna Kostrzewska. Linię mety przecięła po 20 minutach i 29 sekundach. Nad drugą Dominiką Ciszewską miała blisko dwie minuty przewagi, a to już spora bonifikata na kolejne 2 biegi sezonu.

– Bardzo lubię przełaje, bo to wymagająca forma rywalizacji i trzeba się dobrze nastawić psychicznie na taki bieg. Jak się za mocno ruszy, to trudno jest utrzymać tempo. Mimo, że tu podbiegi były krótkie, to było ich dużo. Trasa była bardzo wymagająca. W ogóle jestem pod wrażeniem oznaczenia tej trasy i metrów ciągnącej się taśmy. Szacunek za to dla organizatorów! – chwaliła Justyna Kostrzewska.

– Zamierzam ukończyć cały cykl i powalczyć o wygraną! – zapowiedziała nasza rozmówczyni.

Drugi etap Grand Prix Żoliborza rozegrany zostanie nietypowo, bo w Poniedziałek Wielkanocny 22 kwietnia. Uczestnicy przeniosą się na drugą stronę „Wisłostrady”. Start i meta znajdować będą się przy Plaży Żoliborz. Początek biegu o godzinie 12:00. O ostatecznej lokacie zawodnika w klasyfikacji generalnej Grand Prix zadecyduje suma czasu brutto uzyskanego we wszystkich trzech biegach.

Grand Prix Żoliborza – etap 1

Mężczyźni:

1. Radosław Gromek - 16:56
2. Sebastian Polak - 17:04
3. Tomasz Mikulski - 17:17

Kobiety:

1. Justyna Kostrzewska - 20:29
2. Dominika Ciszewska - 22:25
3. Marta Jastrzębska-Majak - 22:41

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


W stolicy ruszył Etapowy Maraton Pokoju [ZDJĘCIA]

$
0
0

Ponad setka biegaczy zebrała się pod Centrum Olimpijskim w Warszawie na inauguracyjnym biegu Etapowego Maratonu Pokoju.

Cykl składa się z 8 biegów. Siedem z nich wymaga pokonania 5 km, jeden będzie 7-kilometrowy. W ten sposób każdy z uczestników pokona pełny maraton. Każdy etap tego maratonu upamiętnia inną bitwę II wojny światowej, w której uczestniczyli i walczyli polscy żołnierze.

Środowy bieg został poświęcony Bitwie o Narwik, która toczyła się od 9 kwietnia do 8 czerwca 1940 r. i była pierwszym zwycięstwem aliantów. W walkach brały udział ORP „Błyskawica”, ORP „Burza” i ORP „Grom” oraz Brygada Strzelców Podhalańskich.

Biegacze ruszyli 5-kilometrową trasę, wystartowani przez najmłodszą polską zdobywczynię Korony Ziemi. Miłka Raulin, która szykuje się do Biegu 7 Dolin, sama także wzięła udział w imprezie.

Najmłodsza polska zdobywczyni Korony Ziemi ultramaratonką. Celuje w Bieg 7 Dolin!

Bieg dużo ją kosztował.

- No nie wiem, jak to będzie z tym ultramaratonem... Tu mi chyba zaszkodziły jajka, które zjadłam przed startem - tłumaczyła Miłka, która oprócz biegu, miała też na głowie „obowiązki” wobec biegaczy. Wspólnym zdjęciom i autografom nie było końca.

Bieg wygrał triumfator poprzedniego cyklu tego organizatora Setki Stulecia, Wojtek Skory, który do mety dobiegł z czasem 18:06. Dla niego był to już drugi bieg tego dnia.

- Tutaj już nie biegłem na 100 procent. Dałem z siebie wszystko na Grand Prix Żoliborza, gdzie byłem piąty. Trasę pod Centrum Olimpijskim znam dobrze, biegałem tu przecież biegi Setki Stulecia. Jednak dzisiaj warunki były ciężkie. W jedną stronę mocno wiało. Ze 30 sekund ten wiatr mi zabrał na pewno - mówił Wojtek Skory, który w tym roku nastawia się na udział w żoliborskim cyklu i nie jest pewien, czy wystartuje we wszystkich biegach Etapowego Maratonu Pokoju.

Wątpliwości nie ma za to Joanna Trzaskowska, która wygrała rywalizację pań.

- Zamierzam uczestniczyć w każdym biegu serii. Może nawet uda się wygrać, ale to nie jest najważniejsze. Najbardziej liczy się atmosfera tych biegów - mówiła zwyciężczyni, której wiatr nie przeszkadzał.

- Może trochę mnie wyhamował, ale dawał również wytchnienie - dodała Joanna Trzaskowska.

Następny bieg serii odbędzie się 25 kwietnia o 20:00 i będzie poświęcony Bitwie o Bolonię.

IB


Wypowiedziały wojnę nordic'owym oszustom. Akcja „GRAM FAIR”

$
0
0

Po kontrowersjach związanych z fałszowaniem dat urodzenia przez członków jednego z klubów oraz publikacji filmu ukazującego oszustwo na trasie jednego z półmaratonów nordic walking, w sieci zawrzało.

[AKT.] Nieoczekiwana zmiana miejsc. Oszustwo podczas 6. Harpagańskiej Dychy

Ile masz lat? To zależy… Kontrowersji wokół Podkowy Janów ciąg dalszy

Na forach internetowych rozgorzała dyskusja o uczciwości, przykłady oszustów zaczęły się mnożyć a pomysłów na to, jak reagować było tyle, ilu dyskutujących. Dwie zawodniczki i instruktorki, zamiast mówić, postanowiły działać. Tak powstała inicjatywa „GRAM FAIR”.

„GRAM FAIR” to po prostu wydarzenie na Facebook’u, do którego może dołączyć każdy. Jednak kliknięcie „wezmę udział” pociąga za sobą pewnie konsekwencje. Każdy, kto dołączy do inicjatywy, deklaruje jednocześnie:

- przestrzegam regulaminu zawodów,
- zachowuję kulturę wypowiedzi i zachowania,
- pomagam na trasie w razie potrzeby,
- zostawiam trasę bez śmieci,
- startuję pod własnymi i prawdziwymi danymi, z własnym i opłaconym numerem startowym,
- zabieram regulaminowe wyposażenie obowiązkowe (mimo że jest ciężkie),
- z dumą noszę zdobyty medal i chwalę się osiągnięciami.

Wszystkie stwierdzenia celowo zapisano w pierwszej osobie a organizatorki nie ograniczyły się do piętnowania podbiegania na zawodach nordic walking, ale rozszerzyły fair play o dodatkowe kwestie, takie jak śmiecenie, nielegalne starty w zawodach, wybiórcze kompletowanie wyposażenia obowiązkowego a nawet kulturę wypowiedzi.

– Po wymianie zdań z Dorotą, uznałyśmy, że warto zrobić takie wydarzenie, bo nie możemy godzić się na ten proceder. Chcemy pokazać, że nasz amatorski sport, nasza aktywność, to nie tylko machlojki i oszustwa, ale dobra zabawa, pasja, treningi, nauka odpowiedzialności i samodyscypliny, także zabawa i poznawanie ludzi... – mówi Agnieszka Kozłowska z Poznania.

– Chcemy dotrzeć do wszystkich pasjonatów i uzmysłowić im, że warto być fair play, żeby iść z podniesioną głową.

Dorota Rejman dodaje: – To był pomysł chwili. Zaprosiłam znajomych, którzy biorą udział w różnych zawodach, biegach, nordic walking. Mam nadzieję, że klikają w zgodzie ze sobą i w ramach deklaracji na kolejne zawody. To znaczy: klikam i wywiązuję się z tej deklaracji – wyjaśnia. – Dużo osób pisze, że to przecież oczywisty standard, a widzimy, że jednak nie…

W wydarzeniu zaroiło się od słów wsparcia, zdjęć medali i trofeów zdobytych uczciwie. „Często ostatnia na mecie, ale z żarem w serduchu i zawsze fair” – napisała jedna z uczestniczek, dołączając zdjęcie zdobytych przez siebie medali. Skończyła się zgoda na milczące tolerowanie oszustwa. Postawa fair play to nie tylko własna uczciwość, ale też brak zgody na cudze przekręty. Może ta akcja otworzy oczy niektórym zawodnikom, skłoni do zastanowienia nad własnym albo reakcji na cudze zachowanie?

Do wydarzenia można dołączyć TUTAJ

KM


Ushuaia by UTMB – dwóch Polaków na mecie [ZDJĘCIA]

$
0
0

Dwóch Polaków ukończyło inauguracyjną imprezę Ushuaia by UTMB na jej najdłuższym dystansie. Argentyński bieg to już trzecia propozycja organizatorów UTMB, która odbywa się poza Europą. W zeszłym roku z powodzeniem zaproponowali biegaczom trailowy bieg w Chinach i Omanie.

Ushuaia by UTMB odbyła się na 4 dystansach. Trzy z nich to ultramaratony. Jeden, to towarzyszący imprezie bieg 35-kilometrowy. Najdłuższy 130-kilometrowy bieg FMU wymaga pokonania 7100 m przewyższeń. Limit na osiągnięcie mety to 35,5 h. W zamian na zawodników czekają punkty kwalifikujące do UTMB, które są ważne aż 3 lata. Uczestnicy zyskują więc rok w stosunku do zwykłych regulaminowych punktów biegu w Chamonix.

Pierwsza edycja FMU zakończyła się triumfem amerykańskiego debiutu. Jako pierwszy, na metę przybiegł Jason Schlarb. Amerykanin UTMB w 2017 r. ukończył na 46. miejscu, ale do Argentyny przyjechał jako zwycięzca biegu w Omanie.

O argentyńskiej trasie Schlarb napisał, że jest rajem i wielką przygodą. Zanim jednak dotarł do mety musiał się zmierzyć z deszczem, śniegiem i błotem.

Mimo tych utrudnień, finiszował z czasem 15:26:35, wyprzedzając zawodników z Argentyny i Ekwadoru.

Dla Schlarba start w tym biegu był wyprawą rodzinną. Ze zwycięstwa na dystansie 35 km, cieszyła się jego żona.

Radosław Baraniak i Rafał Darski nie pierwszy raz spotkali się na biegowej trasie. Obaj byli finiszerami biegu w Omanie. Obaj ukończyli Rzeźnika Ultra. Teraz przekroczyli linię mety w Argentynie. Rafał Baraniak zrobił to na wysokim 19. miejscu wśród mężczyzn i 20. w open. Jego czas to 20:46:17. Rafał Darski z czasem 25:13:08 był 37. w rywalizacji mężczyzn.

Wśród pań triumfowała Rory Bosio. Druga zawodniczka ubiegłorocznego TDS i zwyciężczyni argentyńskiego Endurace Challenge, uzyskała czas 17:49:12.

IB


20. Półmaraton Żywiecki nogami „lokalsa”

$
0
0

W poprzednią niedzielę, po dwóch latach przerwy, postanowiłem wrócić na „swoje śmieci”, by powalczyć o jak najlepszy wynik w jubileuszowej edycji półmaratonu w Żywcu. Chyba udanie!

Trasa żywieckiej połówki z pewnością nie sprzyja biciu życiówek. Pofałdowana trasa, z niewielkimi prostymi fragmentami, z solidnym podbiegiem i zbiegiem na koniec (oba śr. po 13%) sprawia, że ciężko jest dobrać optymalne tempo, przez co cały bieg jest niejako biegiem zmiennym.

Za to po zeszłorocznych 10 stopniach na minusie pogoda znacznie bardziej dopisała. Tym razem owe stopnie były na plusie, co przy zachmurzonym niebie dało idealne warunki do biegania tego dnia. Szykowało się więc ciekawie!

Z racji jubileuszu wykonano niecodzienny start; był to bowiem wystrzał, lecz... z armaty. Tak ubrane w tradycyjne stroje Żywczaki dały sygnał do startu ponad dwóm tysiącom biegaczy.

Po swoich poprzednich doświadczeniach z poprzednich biegów postawiłem ponownie pobiec na tętno i samopoczucie. Pamiętam jak na 7. kilometrze, po szybkim wymnożeniu czasu biegu przez 3 powiedziałem swojemu ówczesnego towarzyszowi, że lecimy na 1:18. Czas jak dla mnie kosmos, bo do tej pory najlepszy wynik mam z Gdańska z poprzedniej jesieni, gdzie pobiegłem równo 3 minuty wolniej. O profilach obu tras chyba nie muszę wspominać.

Z czasem jednak moje tempo osłabło, co też spowodowało nieznaczny spadek w klasyfikacji. O ile na 5. kilometrze było to miejsce 19., to z każdymi kolejnymi pięcioma kilometrami odnotowywałem spadek o 1-2 miejsca. Ostatecznie skończyłem na 23. pozycji z czasem 1:21:16. 16 sekund od dotychczasowego rezultatu, co uznaję za duży sukces, gdyż na płaskiej trasie byłby on z pewnością o 2-3 minuty lepszy! Osiągnięty przeze mnie rezultat pozwolił mi na zdobycie 2. miejsca jako zawodnika z powiatu żywieckiego oraz 1. z 106 startujących mieszkańców Żywca.

Był to pierwszy i ostatni półmaraton, który pobiegłem w tę wiosnę. Ponownie stosuję swoją strategię, według której pierwszą część roku biegam do 10 km, a dłuższe dystanse zostawiam na jesień. A wśród nich jest m.in. 35 km VisegRun (do 2018 r. - B7D 34 km), który odbędzie się 7 września w ramach 10. TAURON Festiwalu Biegowego!

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>