Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

W cieniu legendy i dla syna. Biegnie przez Kanadę

$
0
0

Dave Proctor, kanadyjski ultramaratończyk nigdy nie startował w maratonie. Od razu zaczął z wysokiego „C” i ma na swoim koncie rekord Kanady w biegu 72-godzinnym i 144-godzinnym. 27 czerwca wyruszył na trasę swojej kolejnej rekordowej próby, biegu przez kraj spod znaku klonowego liścia. Do pokonania ma aż 7200 km, które chce pokonać w 66 dni. Powodów, by sprostać zadaniu ma co najmniej kilka.

Od strony sportowej mierzy się z dokonaniami z Ala Howiego, który w 1991 r. przebiegł 7295 km przez Kanadę w czasie 72 dni i 10 godzin. Okoliczności tamtego rekordu były dramatyczne. Howie próbował już wcześniej, ale podczas pierwszej próby okazało się, że ma guza mózgu. Był wtedy bliski śmierci. Dopiero sześć lat później wrócił na swoją trasę i ustanowił rekord Guinnessa.

W 1992 r. Howie biegł przez Amerykę. Nie ukończył wyzwania, ale to właśnie wtedy okazało się, że cierpi na cukrzycę typu I. Mimo poważnego stanu nadal wygrywał biegi i porywał się na ekstremalne utramaratony. Zmarł dwa lata temu, w wieku 71 lat.

Dave Proctor ma więc naprawdę twardego przeciwnika, który stał się legendą biegów ultra na północnoamerykańskim kontynencie. Jednak z Victorii w kierunku wybrzeża Nowej Funlandii wystartował także z myślą o swoim synu i innych dzieciach zmagających się chorobami rzadkimi. Jego syn zachorował w wieku 2 lat. Na diagnozę czekał 6 lat. Okazało się, że na jego chorobę, która uniemożliwia zachowanie równowagi i koordynację ruchów, cierpi tylko 5 osób na świecie.

Proctor ma nadzieję, że zainteresowanie jego próbą ustanowienia rekordu, przełoży się na wyższą świadomość istnienia takich chorób i pomoże mu zdobyć fundusze na wsparcie fundacji prowadzącej badania nad chorobami rzadkimi. Postawił przed sobą ambitny cel i chciałby zebrać 1 milion kanadyjskich dolarów.

Ambitnym wyzwaniem jest również sam bieg. Na razie w korespondencyjnym pojedynku w aktualnym rekordzistą, Dave Proctor ma trochę do nadrobienia. 14 lipca osiągnął dystans 1800 km czyli dopiero 25% zaplanowanego dystansu. Dziennie pokonuje 108 km. Po drodze dokuczają mu upały, bóle pleców i techniczne problemy ze sprzętem, ale codziennie kontynuuje swój bieg, starając się, by większość dziennego kilometrażu zaliczyć jeszcze przed najbardziej słonecznymi godzinami.

Strona projektu: https://outrunrare.com

Livetracking: TUTAJ

IB



Pierwsza Dama czeskiego maratonu wraca do Nowego Jorku

$
0
0

Jak poinformowała na swoim blogu Eva Vrabcová Nývltová, otrzymała imienne zaproszenie od organizatorów TCS New Your City Marathon i ponownie weźmie udział w największym maratonie świata.

Jak wyjaśniła czeska biegaczka, to jej „kolejny cel w tym roku”, po sierpniowych mistrzostwach Europy i maratonie, w których wystartuje na królewskim dystansie.

Eva Vrabcová Nývltová to była narciarka biegowa, mistrzyni Czech w biegu na 5000m z 2014 r., 26. zawodniczka maratonu olimpijskiego w Rio de Janeiro i 14. zawodniczka maratonu mistrzostw świata w Londynie. Jest jedną z faworytek berlińskich ME. Imponuje formą – w kwietniu podczas Półmaratonu Praskiego (tego w stolicy Czech), poprawiła czeski rekord w biegu na 21,097 km, który od 24 lat należał do Aleny Peterkovej – 1:11:01.

W 2017 r. w Nowym Jorku Vrabcová nabiegała wynik 2:29:41 i zajęła wysokie siódme miejsce open, zostając drugą najlepszą Europejką w tych prestiżowych zawodach. O dwie sekundy przegrała z Włoszką Sarą Dossena.

TCS New Your City Marathon zaplanowano na 4 listopada.

red.


5. Bieg Chomika: Wielkie serca biegaczy!

$
0
0

Kilogramy karmy, żwirku, ale też koce czy obroże, zebrali uczestnicy 5. Biegu Chomika w Warszawie. Wszystko to na rzecz Fundacji Azylu Koci Świat. Bezpłatna, charytatywna impreza nie ustrzegła się kilku wpadek, jednak są one tak naprawdę bez znaczenia. Wydaje się, organizatorzy spadną na cztery łapy. 

W czwartkowy wieczór, w Parku Przy Bażantarni na Ursynowie, biegacze rywalizowali na dystansie 10 km. Tradycyjnie do pokonania mieli sześć okrążeń. Udział w zawodach był darmowy, a „opłatą startową” był udział w zbiórce na rzecz potrzebujących zwierząt.

Tym razem „chomiki” wsparły czworonogi, które czekają na nowego opiekuna. Według relacji organizatorów, beneficjent chyba nie spodziewał takiej pomocy, bo przedstawicielka Azylu Koci Świat musiała... dwa razy przewozić otrzymane dary. Prezenty od biegaczy nie zmieściły się w aucie!

Jedni z tego biegu zapamiętają wielką pomoc, inni problemy logistyczne organizatora. Zupełnie niezawinione - dodajmy. Z powodu wilgoci nie wytrzymała część numerów startowych, które po prostu się rozpadły. Kilka osób w pierwszej chwili nie zostało sklasyfikowanych. Niestety przez brak sponsorów, numery były drukowane na kredowym papierze. Również podczas wysyłania sms-ów z rezultatami doszło do pomyłki i cześć uczestników otrzymało nie swoje czasy. Tylko... czy to jest ważne w tego typu imprezach? 

– Pasja, zaangażowanie, profesjonalizm. Tego trzeciego nam odrobinę tym razem zabrakło, z dwoma pierwszymi trzymamy poziom. Będziemy starali się wyeliminować błędy podczas kolejnej edycji – posypuje głowę popiołem Sebastian Wojciechowski, organizator imprezy.

– Ciesze się, że biegacze po raz kolejny pokazali swoje wielkie serce. Pani Ewa, która przyjechała do nas nie ukrywała wzruszenia – dodaje. I o to chodziło! 

Najszybciej trasę 5. Biegu Chomika pokonali Paweł Czyżkowski z wynikiem 34:03, oraz Zuzanna Bieńczak - 45:15. Zwyciężyli nasi braci mniejsi, podopieczni Fundacji Azylu Koci Świat. Brawo biegacze! 

Zmagania oficjalnie ukończyło 175 osób. Wyniki: TUTAJ

RZ

fot. Adam Dąbrowski


Pomysł na skuteczną integrację pracowników – Runmageddon Biznes Szlachetna Paczka w Krakowie

$
0
0

Runmageddon i Szlachetna Paczka stawiają przed małopolskimi przedsiębiorstwami ekstremalne wyzwanie, które pozwoli zespolić zespoły pracowników. Już 25 sierpnia w trakcie Runmageddonu Kraków pięcioosobowe drużyny firmowe będą mogły wziąć udział w integrującej przygodzie, podczas której wzmocnią swoje relacje i umiejętności współpracy.

Na koniec wakacji małopolskie przedsiębiorstwa będą miały niecodzienną okazję zaprosić swoich pracowników do wzięcia udziału w innowacyjnej formie integracji - Runmageddon Biznes Szlachetna Paczka. Organizatorzy najbardziej ekstremalnego biegu z przeszkodami w Europie oraz projekt społeczny Szlachetna Paczka, w kwietniu tego roku ruszyli z unikalną inicjatywą i metodą team buildingu. Ten nowy sposób budowania dobrych relacji w zespole poprzez start w ekstremalnym wyzwaniu, którego pokonanie możliwe jest tylko przy wzajemnej współpracy, uczy radzenia sobie w trudnych, stresogennych warunkach. Rozwija przy tym umiejętność koncentrowania się na celu grupy oraz pokazuje, że mając do siebie zaufanie, współpracownicy stają się skuteczniejsi w działaniu. 

- Start i wzajemna pomoc na trasie Runmageddonu pozwalają ludziom aktywować lepszą wersję samego siebie. Pokonując przeszkody, są dzielni i zdeterminowani, a jednocześnie wspierają siebie nawzajem. Jesteśmy pewni, że przenosząc takie wyzwanie aktywujące postawę współpracy i odwagi do świata biznesu, firmy staną się skuteczniejsze, a ich pracownicy wspólnie osiągać będą lepsze rezultaty   – powiedział Jaro Bieniecki, prezes Runmageddonu.

Pracownicy, którzy biorą udział w Runmageddonie Biznes mają do pokonania trzykilometrowy dystans oraz 15 przeszkód, z którymi poradzą sobie tylko razem, korzystając ze swoich wszystkich fizycznych i intelektualnych zasobów. Przeszkody nie są łatwe. Czasami wymagają  użycia sprytu, innym razem tężyzny fizycznej. Pozwalają integrować się uczestnikom, którzy by wspiąć się na wysokie ścianki, czy przejść zasieki, muszą ze sobą współpracować. Dodatkowo zmaganiom zespołów pracowniczych przyświeca jeden cel, świadomość, że biegnąc w Runmageddonie, czynią dobro. Dochód z pakietów startowych trafia bowiem do Szlachetnej Paczki, jednego z największych i najskuteczniejszych programów społecznych w Polsce. 

– Założenie było jedno – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Podczas biegu nie było podziału między osobami z różnych działów i wszyscy pomagaliśmy sobie nawzajem przy przeszkodach, motywując nieco słabszych uczestników. Dzięki temu cała drużyna ukończyła ten morderczy bieg. Po zagojeniu małych siniaków pozostały niezapomniane wspomnienia oraz lepsza współpraca przy rozwiązywaniu codziennych zawodowych problemów – mówi pracownik warszawskiej piekarni Putka, który brał udział w biegu firmowym w Warszawie 2018 r.

Podczas tegorocznej edycji Runmageddonu Kraków by Samsung nad zalewem w Kryspinowie, firmy, które dbają o integracje pracowników, będą mogły skorzystać z oferty Runmageddonu Biznes i poddać swoje zespoły próbie współpracy, siły i charakteru, z której z pewnością wyjdą wzbogaceni o nowe, niecodzienne doświadczenie i wiedzę na swój temat. Informacje o pakietach startowych dla firm znaleźć można TUTAJ.

Kolejna w Małopolsce edycja Runmageddonu zaplanowana jest na dni 25-26 sierpnia 2018 r. Podczas niej przedstawiciele biznesu zmierzyć się będą mogli w Runmageddonie Biznes Szlachetna Paczka, zaś osoby indywidualne będą mogły zdecydować się na start w jednej z 3 formuł. Do ich dyspozycji oddane zostaną trasy: Intro, 3 km i ponad 15 przeszkód, Rekrut, 6 km i minimum 30 przeszkód, Classic 12 kilometrowy dystans z co najmniej 50 przeszkodami. Dzieci w wieku 4-11 lat będą mogły wystartować z Runmageddonie Kids, czyli dystansie 1 kilometra najeżonego ponad 10 przeszkodami.

Zapisy online na Runmageddon Kraków są dostępne TUTAJ i potrwają do 23 sierpnia do godziny 14:00.

źródło: Runmageddon


Kolejni biegacze na dopingu! Startowali też w Polsce

$
0
0

Aż 120 sportowców i trenerów znalazło się na liście osób, wobec których toczy się postępowanie dyscyplinarne w sprawach dopingowych. Listę ogłosił Komitet ds. Integralności Lekkiej Atletyki (Athletics Integrity Unit).

W gronie podejrzanych o doping jest m.in. Mistrzyni Olimpijska w biegu na 3000 m z przeszkodami, Ruth Jebet . 21-letnia reprezentantka Bahrajnu, nazywana też „Złotą Ruth”, podejrzana jest o stosowanie EPO. Nieoficjalne informacje w tej sprawie pojawiły się już w marcu tego roku. Ale dopiero nazwisko zawodniczki, widniejące na opublikowanej w piątek liście potwierdziło spekulacje.

Ruth Jebet podczas igrzysk w Rio zdobyła złoty medal w biegu na 3000 m z przeszkodami. Do niej należy też rekord świata na tym dystansie - 8:52.78. W nagrodę za wywalczony tytuł w Brazylii, zawodniczka otrzymała w nagrodę 500 000 dolarów. Taki bonus ufundowała jej nowa ojczyzna. Przypomnijmy, że sama zawodniczka pochodzi z Kenii.

Postępowanie dyscyplinarne toczy się również wobec Kenijczyka Asbela Kipropa - mistrza olimpijskiego w biegu na 1500 m, trzykrotnego mistrza świata. Jego sprawa wyszła na jaw w maju. Zawodnik zaprzeczał, że stosował zakazane substancje, zapewniał że musiał wystąpić błąd z pobraną próbką.

Sprawa toczy się też wobec ukraińskiego maratończyka Vitalija Shafary, uczestnika Igrzysk Olimpijskich w 2012 roku, ale też wielu biegów rozgrywanych w Polsce. W 2011 roku Shafara wygrywał Bieg Po Plaży w Jarosławcu, z czasem 48:40. Z kolei w 2016 roku zwyciężył Bieg Piastowski z Kruszwicy do Inowrocławia (1:04:33). To tylko część jego dorobku.

RZ


Diamentowa Liga: Rekord świata w Monako! [WIDEO]

$
0
0

Niewielkie Księstwo Monako to podatkowy raj, ale też raj dla biegaczy. Co roku, podczas mityngu Diamentowej Ligi padają tam doskonałe wyniki. Nie inaczej było tym razem. W piątkowy wieczór padł rekord świata w biegu na 3000 m z przeszkodami pań.

Bohaterką mityngu została Kenijka Beatrice Chepkoech. Biegaczka uzyskała fantastyczny rezultat 8:44.32. Tempo zmagań było oszałamiające - pierwsze 1000 m stawka pokonała w 2:55.23! Szybko rywalki zaczęły się wykruszać, tymczasem Chepkoech zaczęła jeszcze przyspieszać. Na metę wpadła z rekordem globu!

Zwyciężczyni poprawiła rekord oskarżanej o doping Ruth Jebet, i to o blisko 8 sekund. Natomiast swój rekord życiowy aż o 15 sekund. Dodajmy, że w piątek w Lublinie złoty medal w biegu na 3000 m z przeszkodami zdobył Krystian Zalewski z wynikiem niewiele lepszym od rekordu świata kobiet - 8:40.45.

Tym razem rywalizacja na 800 m metrów mężczyzn rozgrywana była poza punktacją Diamentowej Ligi. Nie oznacza to jednak, że emocje były mniejsze. Błysnął Botswańczyk Nijel Amos - wicemistrz olimpijski z 2012 roku, który wygrał z wynikiem 1:42.14. Jest to rekord mityngu i najlepszy wynik na światowych listach. Marcin Lewandowski zajął ósme miejsce z rezultatem 1:44.32, co jest jego najlepszym wynikiem w tym sezonie. Zawodnik Zawiszy Bydgoszcz teraz ma przed sobą starty podczas Mistrzostw Polski w Lublinie na tym dystansie.

Mityng w Księstwie nie zwalniał tempa ani na chwilę. W biegu na 1500 m metrów padło aż osiem rekordów życiowy i dwa rekordy kraju - Norwegi i Czech. Wygrał Kenijczyk Timothy Cheruiyot - wicemistrz świata z Londynu, który kontrolował tempo stawki. Miał nawet pretensje do pacemekerów, że biegną za wolno. Wygrał z wynikiem 3:28.41, ale nie wykluczone, że celował w rekord mityngu – 3:26.69, należący do jego rodaka Asbela Kipropa (który, tak jak Jebet ma dopingowe zarzuty). Wysokie czwarte miejsce zajął 17-letni Jakob Indebrigsten (3:31.18), który ustąpił miejsca swojemu starszemu bratu Filipowi (3:30.01 - rekord kraju).

W zmaganiach na 800 m pań górą była Caster Semenya. Biegaczka z RPA wygrała z wynikiem 1:54.60, co jest rekordem mityngu. Do tego biegu nie potrzebni byli pacemakerzy, bo dwukrotna mistrzyni olimpijska od początku do końca dyktowała sobie tempo. Druga na mecie z Burundi miała ponad sekundę straty.

Dobrych wyników osiąganych na „belkach” pozazdrościli panowie. W biegu na 3000 m z przeszkodami, po zaciętym pojedynku z Amerykaninem Evanem Jagerem, wygrał Marokańczyk Soufiane El Bakkali. Afrykańczyk uzyskał czas 7:58.15 i został liderem światowych list. Natomiast wicemistrz olimpijski z Rio był drugi z blisko 3 sekundami straty.

Kolejny mityng w ramach Diamentowej Ligi odbędzie się... już w najbliższy weekend w Londynie. Zmagania potrwają 2 dni. W niedziele w biegu na 800 m wystartować ma Adam Kszczot, natomiast w biegu na mile zobaczymy Sofię Ennaoui. Oboje w piątek w Lublinie zostali mistrzami Polski na dystansie 1500 m.

RZ


 

Bartosz Mazerski wygrał maraton w Peru i skompletował Maratońską Koronę Ziemi!

$
0
0

Biegacz ze Sztumu wygrał Inca Trail Marathon w Peru. Pozwoliło mu to skompletować Maratońską Koronę Ziemi.

– Czuję się świetnie, choć muszę przyznać, że Maratońska Korona Ziemi długo nie była moim celem. Skompletowanie jej zajęło mi 17 lat. Postawiłem na nią po biegu na Antarktydzie w 2013 roku. Bóg dał, skorzystałem z szansy, ale nie robiłem tego za wszelka cenę. Udało się też dzięki wsparciu sponsorów i rodziny – powiedział naszemu portalowi Mazerski.

Maraton w Peru był jednym z najtrudniejszych w bogatej karierze Bartosza Mazerskiego, który w ubiegłym roku triumfował w Baikal Ice Marathon.

– Start był na wysokości 2800 m n.p.m., najwyższy punkt to przełęcz na wysokości 4200 m n.p.m. Meta była na Machu Picchu (2430 m n.p.m.). O skali trudności świadczy fakt, że pokonanie trasy zajęło mi 7.20, podczas gdy moja życiówka to 2.18. Drugi na mecie Amerykanin z życiówką 2.40 dobiegł jakieś pół godziny po mnie. Jestem więc ogromne zadowolony – podkreślił.

Trasa była niezwykle wymagająca. – Największym utrudnieniem było rzadkie powietrze, mała ilość tlenu na dużej wysokości. Do tego wąskie ścieżki, kamienie, schody, tysiące schodów, niektóre po 40 cm. Do tego strome i trudne technicznie zbiegi i podbiegi – dodał Mazerski, nauczyciel ze Sztumu.

DZ


Upalny i wilgotny Puchar Maratonu Warszawskiego na 20 km [ZDJĘCIA]

$
0
0

Powoli dobiega końca Puchar Maratonu Warszawskiego. W sobotę uczestnicy mieli do pokonania 20 km i był to przedostatni z etapów rywalizacji. Cykliczne zawody mają przygotować do jesiennych maratonów, a zwłaszcza do jubileuszowego 40. PZU Maratonu Warszawskiego.

Pucharowe zmagania wystartowały w kwietniu w Parku Skaryszewskim. Biegacze rywalizowali wtedy na dystansie 5 km, upamiętniając przy okazji Pawła Janeczka, oficera Biura Ochrony Rządu, który zginął w tragedii pod Smoleńskiem. Wśród startujących znalazł się wtedy m.in. prezydent Andrzej Duda (nasza relacja). W każdym kolejnym etapie do dystansu pucharowych biegów dokładana była „piątka”.

Tym razem biegacze rywalizowali w Lesie Młocińskim. Pogoda nie sprzyjała, bo lato przypomniało o sobie. Było gorąco i duszno, czasami tylko z pomocą przychodziły podmuchy wiatru. Organizatorzy przypominali, że warto korzystać z punktów nawadniania i sięgnąć po kubek z wodą czy też izotonikiem.

Sama trasa nie należała też do prostych. Robiąc błąd w obliczeniach można było zostać... w lesie. Zmagania składały się z trzech pętli po 2 km i czterech po 3,5 km.

Jako pierwszy bieg ukończył Tomasz Blados, który uzyskał czas 1:12:00. Gdy zawodnik grupy Warszawiaky samotnie zmierzał do mety, ostatni biegacze byli dopiero w okolicach 10. kilometra. Zwycięzca biegu w 2010 roku zajął 8 miejsce w Maratonie Warszawskim i był najlepszym z Polaków. W stolicy startował wielokrotnie, ale w tym roku na starcie go zabraknie. Ma wyruszyć na podbój Berlina.

– Cały tydzień jest taki tropikalny. Trenuję w Lesie Kabackim, gdzie warunki są podobne, jest wilgotno i parno. Kiepsko reaguje na taką pogodę. Do 4. kilometra biegłem jeszcze z rywalem, tempo było takie planowałem, ale później on został. Wynik średnio mnie zadowala. Tylko pierwsza „dycha” była w punkty, a druga była o 2 minuty wolniejsza. Ale jak na te warunki i samotny bieg, to było ok – mówił po biegu Tomasz Blados.

Wśród pań najszybciej trasę pokonała Antonina Miłek, która uzyskała wynik 1:21:38. Biegaczkę wyprzedziło tylko dziewięciu mężczyzn! W 2016 roku zawodniczka ta odniosła spory sukces, zostając najlepszą Polką podczas Maratonu Wrocławskiego z czasem 2:50:48 (piąte miejsce open). Swoich planów na jesień zawodniczka póki co nie ujawnia. Podczas samego 40. PZU Maratonu Warszawskiego weźmie udział, ale w roli kibica.

– Jest to super miejsce do biegania. Jak się dowiedziałam, że czeka nas sześć kółek, to będzie maskara i zakręci się w głowach. Ale wszystko było dobrze zorganizowane, była woda i izotoniki na każdym kole, dodatkowo cała trasa była zacieniona i prowadziła po miękkim podłożu. To mój drugi bieg w ramach Pucharu Maratonu Warszawskiego i żałuje, że nie startowałam od początku. Ten wynik mnie zadowala. Jakieś plany swoje mam, ale nie chce o nich mówić bo wszystko się okaże – mówiła zadowolona Antonina Miłek.

W zmaganiach wzięło udział blisko 190 osób. Przypomnijmy, że w ramach Pucharu Maratonu nie jest prowadzona klasyfikacja generalna, tylko klasyfikacje wiekowa. Ostatni bieg odbędzie się 25 sierpnia, gdy uczestnicy pokonają 25 km.

40. PZU Maraton Warszawski wystartuje 30 września. Jak do tej pory chęć udziału w imprezie wyraziło 6 000 uczestników.

RZ



1250 km na.... 50 urodziny. „Wróciłam do korzeni”

$
0
0

O Emilii Rais mogliście wcześniej nie słyszeć, chociaż ma kilka biegowych dokonań na koncie. Przed rokiem, z wynikiem 186,780 km wygrała 24-godzinny bieg w Monako. Rok wcześniej wygrała podobny bieg w St. Laurent du Pont. Była też trzecią kobietą genewskiego Course de l’Escalade w 2011 i trzecią na mecie 20-kilometrowego biegu w Lozannie w 2010 r.

W tym roku Emelia obchodziła 50 urodziny i z tej okazji porwała się na nietypowe przedsięwzięcie. Postanowiła przebiec 1250 km w 25 dni. Wyjątkowa w tym projekcie jest nie tylko długość biegu, ale również jego założenia. Biegaczka postanowiła odbyć podróż w odwrotnym kierunku, niż wiele lat wcześniej zrobili to jej rodzice, podejmując decyzję o zmianie miejsca zamieszkania. Panieńskie nazwisko biegaczki to Aufiéro, a ona sama chociaż dorastała w szwajcarskim Bevilard, pochodzi z małej wioski, położonej godzinę drogi od Neapolu.

24 czerwca Emelia wspierana przez swoją rodzinę, wystartowała z Bevilard i ruszyła w kierunku wioski swojego ojca, Paolini. Każdego dnia pokonywała około 50 km. Początki nie były wcale łatwe. Pierwszy dzień, w którym pokonała odległość 52,25 km zajął jej 8 godzin i 30 minut. Po 4 dniach miała na koncie niecałe 200 km, ale kontynuowała swój urodzinowy bieg, znajdując także czas na zdjęcia na tle włoskich zabytków.

„Wróciłam do korzeni” - napisała na swoim profilu Emilia Rais, gdy 20 lipca położyła ręce na mecie czy raczej ścianie budynku w Paolini. Tam czekał na nią transparent, władze wioski i oczywiście włoska część jej rodziny.

Do tak obchodzonych urodzin, przygotowywała się od lat. Każdego roku nieodzownym elementem jej urodzin było przebieganie kilometrażu zgodnego z liczbą świeczek na torcie.

Fanpage projektu: TUTAJ

IB


Pomagamy Jasiowi z Mateuszem Leszczyńskim

$
0
0

Łodzianin Mateusz „Woskul” Leszczyński postanowił biegając pomóc 8-letniemu Jasiowi Olbrysiowi z Elbląga, walczącemu z mukowiscydozą. Przy okazji swoich 34. urodzin postanowił przebiec 34 maratony dzień po dniu, by nagłośnić zbiórkę pieniędzy na leczenie chorego chłopca, który chciałby sam kiedyś przebiec maraton, lecz na razie musi walczyć o normalny oddecch. W rozpropagowaniu jego pomysłu, i zebraniu założonej sumy nawet mimo niedokończenia biegowego projektu, pomógł materiał pokazany w ogólnopolskiej telewizji.

Po łódzkim Sztafetowym Półmaratonie Szakala mieliśmy przyjemność porozmawiać z Mateuszem.

Pozwól, że zacznę od końca. Chociaż biegowo swojego projektu nie dokończyłeś, to cel finansowy udało się osiągnąć. Możesz nam opowiedzieć o tym właśnie celu? Skąd się dowiedziałeś o Jasiu i co Cię zmotywowało, by mu pomóc?

Mateusz Leszczyński: Suma była wielokrotnością liczby 34, która symbolizowała taką samą ilość dystansów maratońskich do pokonania dzień po dniu, jednocześnie nawiązując do mojego wieku. Srodki, które udało się zebrać, pomogą sfinansować dwumiesięczne leczenie Jasia, którego wspieram od kilku lat. O chłopcu dowiedziałem się poprzez start w jednym z pierwszych łódzkich maratonów organizowanych przez fundację, której Jasio jest podopiecznym.

Dlaczego wybrałeś właśnie taki rodzaj biegowego wyzwania? I jeśli można zapytać, co spowodowało jego przerwanie?

Zmagałem się kilkoma wyzwaniami ultra do tej pory, za każdym razem zwracając uwagę osób trzecich na to, że trud włożony w przygotowania czy sam start jest nieporównywalny z walką o oddech każdego dnia, którą toczy chory na mukowiscydozę chłopiec. Przerwałem zmagania po siódmym maratonie z powodów prywatnych. Znacznie utrudniały mi one funkcjonowanie w pracy i wpływały na relacje międzyludzkie.

Jak z Twojej strony wyglądało bieganie przez te 7 dni, dzień po dniu, dystansu maratońskiego? W krynickim Iron Run już się zmierzyłeś z trochę podobnym sprawdzianem. Czy to było trudniejsze?

Znajduję masę podobieństw, choćby zaburzenia snu, gotowość do aktywności bez względu na porę dnia, tęsknotę za normalnym jedzeniem, czy wkradającą się niepostrzeżenie monotonię. Lekarstwem na te wszystkie problemy było towarzystwo bliskich osób, które mnie wspierały bezpośrednio w biegu czy na rowerze i mentalnie na odległość.

Po bardzo krótkiej przerwie, w niedzielę 15 lipca zobaczyliśmy Cię na wyjątkowo ciężkiej i wymagającej sztafecie maratońskiej, gdzie musiałeś 6 razy przebiec po kilometrze na maksymalnej szybkości. Jakie są Twoje sposoby na regenerację?

Przede wszystkim moja kobieta, ona wspiera mnie na co dzień i dba o właściwą regenerację poprzez posiłki, odciągnięcie myśli od biegania dzięki spędzaniu czasu na polu innych aktywności, których to oboje jesteśmy fanami. Wspólne chwile pozwalają mi złapać nieco więcej dystansu do świata, do sportu i nabrać jednocześnie ochoty na chwytanie go za gardło, nigdy jednak kosztem relacji.

Czego możemy się po Tobie spodziewać w najbliższym czasie? Jakie masz plany startowe? A może po Filmie w Biegu (cyklu biegowych wycieczek po Łodzi o tematyce filmowej, prowadzonych przez naszego rozmówcę – red.) i maratonach dla Jasia znów jakiś nietypowy projekt biegowy?

Trafiłeś w punkt, właśnie jestem w przededniu startu projektu „Border to Hel '18” podczas trwania którego, wraz z zaprzyjaźnionymi ekipami SWORDS WARSAW oraz WARSAW RUN CLUB będziemy biec ze Świnoujścia na Hel bez przerwy, zmieniając się w trakcie. ( https://www.facebook.com/events/1771473166240656/ ) Później to już budowa podwalin pod formę, która pozwoli na pobicie rekordu życiowego na jednym z jesiennych maratonów.

Czy dalej możemy jeszcze pomóc Jasiowi w walce o zdrowie?

Tak, zbiórka jest jeszcze aktywna, nie miałem jej serca zamknąć widząc kolejne wpłaty. Zapraszam więc do przekazywania dowolnych datków na jego rzecz za pośrednictwem TEGO linku.

KW

Fot. Beata Oleksiewicz


Hardrock 100: Czempion UTMB zdyskwalifikowany!

$
0
0

Jeff Browning, który niecały miesiąc temu zakończył Western States na piątym miejscu, na trasie Hardrock 100 odczuwał jeszcze skutki tamtego startu. Tymczasem Xavier Thevenard bez trudu objął pozycję lidera i z ogromną przewagą nad rywalami zmierzał do mety. Gdy Browning zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że nie nadrobi dzielącej go odległości do Francuza, nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji.

Na stronie organizatora pojawił się komunikat, że Thevenard został zdyskwalifikowany z powodu skorzystania z pomocy w niedozwolonym miejscu. Jednocześnie organizatorzy podkreślili, że chociaż Francuz przyjął wodę i lód poza punktem kontrolnym, to był to bardziej wynik nieprzemyślenia swojego działania niż celowego oszustwa i chętnie zobaczą specjalistę od biegów wokół masywu Mont Blanc, dwukrotnego triumfatora słynnego UTMB w przyszłorocznej edycji.

Sprawę trochę inaczej widzi sam zainteresowany, który wyjaśnia całe zajście tak:

„Nie kwestionuję faktów, ale według mnie decyzja organizatorów była zbyt okrutna” - pisze Thevenard, który precyzuje, że 2 km za punktem kontrolnym, na którym nie miał technicznego zespołu, spotkał swoich asystentów, którymi były jego dziewczyna i dziewczyna jego pacemakera. Mieli ogromną przewagę nad rywalami, uzupełnione w punkcie zapasy wody i jedzenia. Zrobili więc sobie krótką przerwę na rozmowę. Podczas tej przerwy Thevenard „napił się łyka wody” i przyłożył do ciała garść lodu. Jego zdaniem nie stanowiło to pomocy poza punktem kontrolnym, zwłaszcza, że nie brakowało tam ani wody ani lodu.

Thevenard musiał zejść z trasy 145 kilometrze. Za sobą miał 21 godzin i 20 minut biegu. Francuz włożył w ten start 600 godzin przygotowań. Mocno rozgoryczony twierdził, że w regulaminie imprezy nie ma sankcji za pomoc w innym miejscu niż punkt kontrolny, choć akurat tutaj racji nie ma. Wprawdzie nie ma ten temat zapisów w skróconej wersji regulaminu, ale drobną czcionką w jego pełnej wersji czytamy:

„Finally, runners are not allowed to accept aid between aid stations. Any runner who takes aid where they should not may be disqualified”. Biegacze nie mogą więc korzystać z pomocy pomiędzy wyznaczonymi do tego punktami, a każdy kto z takiej pomocy skorzysta, może zostać zdyskwalifikowany. Tak się właśnie stało w tym roku.

„Uważam tę karę za przesadę. Jedna czy 2 godziny kary czasowej, czemu nie, ale to nie jest sprawiedliwe” - komentował francuski ultramaratończyk, który opuścił trasę rozczarowany, a Browning objął pozycję lidera i jako pierwszy przekroczył linię mety.

Drugie miejsce przypadło w udziale Jeffowi Rome’owi. Podium dopełnił Troy Howard.

Wśród pań, rywalizacja jeszcze trwa. Do mety na pierwszej pozycji zmierza Sabina Stanley i wygląda na to, że nikt już nie odbierze jej zwycięstwa.

IB


Alps Ultra Majors - nowe wyróżnienie dla ultrasów

$
0
0

We współpracy z organizatorami trzech wyjątkowych biegów alpejskich zostało stworzone wspólne wyróżnienie - Alps Ultra Majors, którego celem jest uhonorowanie wysiłku biegaczy, którzy ukończyli wszystkie trzy zawody w limicie czasu - niezależnie od tego jakie zajęli miejsce w klasyfikacji!

Zasady przyznawania wyróżnienia są stosunkowo proste. Należy ukończyć trzy zawody na dystansie co najmniej 45 km każdy. Są to:

  • Eiger Ultra Trail (Szwajcaria)
  • Grossglockner Ultra Trail (Austria)
  • TNF Lavaredo Ultra Trail (Włochy)

Co ważne - ze względu na to, że żeby wziąć udział w niektórych z tych zawodów trzeba uczestniczyć w losowaniu nie ma ograniczonego czasu na osiągnięcie celu. Pod uwagę są również brane wcześniejsze lata. Jeśli więc masz już wszystkie biegi za sobą - możesz zgłosić się do weryfikacji!

Zależnie od tego na jakim dystansie biegi zostały ukończone można zgłosić się do weryfikacji w dwóch kategoriach:

  • Alps Ultra Majors - dla tych, którzy ukończyli co najmniej 2 z trzech zawodów na dystansie ponad 100 km i 1 zawody na dystansie co najmniej 45 km;
  • Alps Ultra Majors Light - dla tych, którzy kończyli wszystkie biegi na dystansie co najmniej 45 km.

Na zawodników, którzy poprawnie przejdą weryfikację czeka wyjątkowy, personalizowany i odlewany medal o wielkości 13 x 10 cm oraz certyfikat potwierdzający zdobycie wyróżnienia.

 

Prócz tego każdy, kto otrzyma nagrodę zostanie oficjalnie zaprezentowany w gronie zdobywców AUM na oficjalnej stronie www.alpsultramajors.com.

Dla zainteresowanych istnieje możliwość zakupu produktów komplementarnych z logo zawodów takich jak koszulka techniczna, opaska, rękawki czy worek.

Mamy nadzieję, że w niedługim czasie Alps Ultra Majors stanie się rozpoznawalną marką i wyróżnieniem, które będzie powodem do zachwytu i obiektem pożądania biegaczy kochających zawody w Alpach!

Oficjalna strona: www.alpsultramajors.com

Oficjalny profil FB: www.facebook.com/alpsultramajors/

Piotr Szałaśny, redaktor naczelny testyoutdoorowe.pl


Enea IRONMAN 70.3 Gdynia dla UNICEF

$
0
0

Kilkaset dzieci z całej Polski weźmie udział w wyjątkowej imprezie sportowej na rzecz UNICEF. Kids Aquathlon będzie częścią triathlonowych zawodów Enea IRONMAN 70.3 Gdynia rozgrywanych 3-5 sierpnia w Gdyni, w ramach których  odbędzie się również „Pojedynek nie na żarty".

200 mln godzin. 8,3 mln dni. 22 800 lat. To całkowity czas, który każdego dnia miliony dzieci poświęcają na codzienną wyprawę do ujęć wody. Czas, który powinien być przeznaczony na rozwój, edukację i zabawę przeznaczają na dotarcie do źródeł życiodajnego napoju. 3 sierpnia na Plaży Miejskiej w Gdyni odbędzie się Kids Aquathlon „ZaWody dla Afryki” organizowany w ramach zawodów Enea IRONMAN 70.3 Gdynia. Kilkaset dzieci z całej Polski weźmie udział w zawodach na rzecz swoich rówieśników. Z każdej opłaty startowej, na akcję UNICEF, przekazane zostanie 10 złotych.

Uzyskane w ramach biegu pieniądze zostaną przeznaczone na zakup i instalację pomp wodnych w tych regionach Afryki, gdzie dostęp do czystej wody pitnej jest utrudniony. Działania UNICEF będzie można w trakcie weekendu wesprzeć dwutorowo. Dorośli, poprzez obecnych w trakcie wydarzenia fundraiserów, mogą przystąpić do programu UNICEF365, a najmłodsi mogą wystartować w ZaWodach dla Afryki. Zapisy online trwają do 27 lipca na stronie slotmarket.pl.

Pojedynek nie na żarty

W trakcie Enea IRONMAN 70.3 Gdynia, w niedzielę 5 sierpnia, odbędzie się charytatywny pojedynek na rzecz UNICEF. Na starcie zawodów stanie dwóch znanych artystów kabaretowych – Tomasz Jachimek i Robert Motyka. Niezależnie od tego, który pierwszy wbiegnie na metę i tak zwyciężą dzieci, na rzecz których działa UNICEF.

Panowie ostro trenują do swojego startu. Kabareciarze do pokonania będą mieli 1,9 kilometrów pływania, 90 kilometrów etapu kolarskiego i 21 kilometrów biegu po ulicach Gdyni.

– Jestem chwilę po triathlonie w Piasecznie. Uznaliśmy z trenerem, że nie będą to zwykłe zawody i traktujemy je jako mocne przygotowanie pod start w Gdyni. W bardzo trudnych warunkach, kiedy lało i wiało udało się poprawić życiówkę o 8 minut! – mówi Tomek Jachimek. – Enea IRONMAN 70.3 Gdynia to taki dystans, że nie chodzi o to, żeby wygrać. Najważniejsze to dotrzeć do mety, nie przerwać wyścigu i pokonać te wszystkie górki na około Gdyni. Trzeba przetrwać rower, a to moja najsłabsza konkurencja. Patrzę więc na ten start w umiarkowanym optymizmem. A Robertowi radzę, żeby nie trenował, poszedł na piwo i odpuścił. A tak na poważnie to i jemu i pozostałym startującym, zwłaszcza debiutantom, z serca radzę, żeby się nie załamywali, bo na trasie na pewno będą mieć jakieś kryzysy. Ale za tą ścianą, którą mogą napotkać, jest miły i sympatyczny świat i nie ma co rezygnować – dodaje.

W ramach „Pojedynku nie na żarty” organizatorzy Enea IRONMAN 70.3 Gdynia przekażą kwotę 15 000 złotych na rzecz UNICEF. Zależnie od tego, który z zawodników pierwszy wbiegnie na metę środki zostaną przekazane na wybrane potrzeby najmłodszych. Cel Tomasza Jachimka to „Uśmiech dla sportu” - wsparcie zakupu sprzętu sportowego dla potrzebujących dzieci. Cel Roberta Motyki to „Uśmiech dla edukacji" - wsparcie zakupu materiałów edukacyjnych.

Więcej informacji i zapisy na www.ironmangdynia.pl

mat. pras.


Rafał Kot i Anna Witkowska triumfują w Biegu 7 Szczytów 240 km. Ania i Królik Stefan rekordzistami trasy!

$
0
0

Dwadzieścia dwie minuty po północy z piątku na sobotę, na metę Biegu 7 Szczytów 240 km w uzdrowisku w Lądku-Zdroju wbiegł Rafał Kot. Uzyskał czas 30 godzin i 22 minuty, o 1h25' wyprzedził Rafała Bielawę, a o ponad 4 godziny – Jarosława Gonczarenkę i Marka Rutkę.

Wynik biegacza ze Szczytna, nazywanego „Góralem z Mazur”, jest o zaledwie 2 minuty (czymże są dwie minutki na tak długim dystansie, gdy spędza się na trasie 2 noce i cały dzień?!) gorszy od ubiegłorocznego rekordu trasy Łukasza Sagana, który tym razem nie dojechał do Lądka-Zdroju.

– Nie było w ogóle moim celem pobicie tego rekordu – twierdzi jednak triumfator. – Przed biegiem powiedziałem sobie, że albo pobiegnę poniżej 30 godzin, albo chcę tylko zrewanżować się za ubiegły rok i złamać, planowane wtedy, 32 godziny. Ściganie się o pojedyncze minutki mnie nie interesowało. Był taki moment, że drugiej nocy przysiadłem sobie na 10 minut na kamieniu. Pomyślałem: Rafał Bielawa jest daleko, to po co ja mam cisnąć? Ile mam w życiu momentów, że w środku nocy siedząc na górze mogę pogapić się w gwiazdy? To było wtedy dla mnie ważniejsze niż urwanie minuty czy dwóch – opowiada Rafał Kot.

– Teraz mam za to motywację do kolejnego wyzwania: wrócić za rok, albo dwa i pobiec 7 Szczytów poniżej 30 godzin, czego nikt jeszcze nie dokonał – mówi Kot. – Będę tylko musiał potraktować ten start docelowo i przygotować się przez kilka miesięcy specjalnie do niego, bo tegoroczny start był trochę z marszu. Może się uda namówić kilku mocnych zawodników i wespół przymierzyć się do takiego wyczynu – snuje plany zwycięzca Biegu 7 Szczytów.

– Tegoroczny plan był taki: w pierwszej części biegu wypracować przewagę, żeby w drugiej mieć z czego tracić – opowiada o swoim biegu Rafał Kot. – Czułem, że jestem w bardzo dobrej dyspozycji i jak biegliśmy we trzech, z Rafałem Bielawą i Jarkiem Gonczarenką, ciągle myślałem, jak im odskoczyć. Długo uniemożliwiały mi to jednak warunki panujące w nocy. Padający deszcz, a przede wszystkim nieprzenikniona mgła sprawiały, że co przyspieszyłem, to zaraz gubiłem trasę. Cztery razy było tak, że odskakiwałem od nich i nagle się okazywało, że są przede mną – śmieje się. – W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu się tak szarpać i znów biegliśmy razem, a ja czekałem do wschodu słońca. Dopiero jak się zaczęło robić widno, gdzieś po 80 kilometrach, postanowiłem spróbować jeszcze raz. Wbiegliśmy wtedy na czeską stronę, był lekki podbieg asfaltowy, chłopaki przeszli do marszu, a ja kontynuowałem trucht i powolutku zacząłem im odskakiwać. Nie spodziewałem się, że moja przewaga tak bardzo urośnie. W pewnym momencie z zaskoczeniem dowiedziałem się, że wyprzedzam Rafała Bielawę o godzinę – relacjonuje Rafał Kot.

– Rafał Kot podszedł do rywalizacji bardzo profesjonalnie – mówi z uznaniem Rafał Bielawa, który zajął drugie miejsce. – Cały czas kontrolował przewagę jaką miał nade mną i dostosowywał tempo do sytuacji na trasie. Przyznam szczerze (powiedziałem to zresztą później Rafałowi): nie sądziłem, że uda mu się utrzymać takie mocne tempo. Spodziewałem się, że nie wytrzyma i w drugiej części trasy będę próbował go dogonić – zdradza wrocławianin.

– Moje pierwsze słowa na każdym punkcie kontrolnym brzmiały: "Ile mam przewagi nad Rafałem Bielawą?"– potwierdza słowa rywala Rafał Kot. – Jak się dowiadywałem, że jest godzina, to czułem się pewnie, dostawałem kopa na kolejne kilometry. Raz tylko miałem moment zwątpienia, gdy na Pasterce (145 km) dowiedziałem się, że Rafał zbliżył się na 37 minut. Wiedziałem, że on jest lepszym długodystansowcem ode mnie i pomyślałem, że skoro on przyspiesza (albo ja zwalniam), to może już mnie ma. Ale na następnym punkcie (170 km) okazało się, że znowu jest godzina! – relacjonuje Rafał Kot. – Tymczasem mnie zdawało się, że ja między tymi punktami dosłownie człapałem! „Skoro ja człapię, a przewaga znowu rośnie, to widocznie Rafał człapie jeszcze bardziej” – stwierdziłem i dostałem takiego „powera”, że następny odcinek, 12 km do Barda, zrobiłem w godzinę i 10 minut! Nie wiem skąd na dwusetnym kilometrze miałem jeszcze tyle siły – śmieje się. – Wiedziałem już, że jeśli nie zrobię jakiegoś głupiego błędu, to będzie dobrze – opowiada triumfator Biegu 7 Szczytów na VI Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich w Lądku-Zdroju.

Zwycięstwo w Biegu 7 Szczytów to największe biegowe osiągnięcie Rafała Kota. – To najtrudniejszy bieg, jaki do tej pory zrobiłem – ocenia. – Zwycięstwo cenię sobie zatem bardzo. A kolejne wyzwania mam już zaplanowane do końca roku, jedno z nich będzie chyba jeszcze większe, niż 7 Szczytów, bo chcę jesienią wystartować i zrobić dobry wynik w BUT-Challenge w Beskidach. Tam jest 305 km, a jak znam Michała Kołodziejczyka, organizatora Beskidy Ultra Trail, to będzie pewnie ze 320 (śmiech), bardzo trudne i na dodatek w formule self-support (bez punktów na trasie i wsparcia ekipy, zawodnik musi polegać wyłącznie na sobie – red.). Najbliższy start to za 3 tygodnie Ultra Mazury, tydzień później Ultramaraton Magurski, po kolejnych 2 tygodniach Ultra Janosik, a na początku września będę na Festiwalu Biegowym w Krynicy, wystartuję w Biegu 7 Dolin 100 km. Nie wiem tylko jeszcze, czy pobiegnę „setkę” indywidualnie, czy może zmontujemy drużynę, bo i taki pomysł chodzi mi po głowie.Trochę tego jest tego lata i jesieni, bo dla odmiany 2 tygodnie przed Biegiem 7 Szczytów zająłem drugie miejsce w Bojko Trail 120+. Bałem się o regenerację po Bojko, czy w Lądku nie zabraknie mi sił na drugiej części trasy, czy mięśnie nie odczują i nie zapłacę za ten start – opowiada Rafał Kot. – Ale ja sobie radzę z tym przez psychikę – tłumaczy. – Wmawiam sobie, że te krótsze dystanse to jest tylko trening do biegów bardzo długich. A na Biegu 7 Szczytów miałem jeszcze dodatkową motywację. Wiedziałem, że wszyscy myślą: Kot zdechnie na trasie, nie wytrzyma. I bardzo chciałem im udowodnić, że tak nie będzie – śmieje się. – Ja już tak mam, że tego typu rzeczy mnie dodatkowo motywują... – zdradza

– Kiedy Rafał Kot nam odskoczył – mówi drugi na mecie Rafał Bielawa – miałem akurat kłopoty z żołądkiem. Znów, niestety, zastrajkował. Zrobiła się różnica, a Rafał „leciał” na najlepszym możliwym paliwie: świadomości, że jest pierwszy i ma fajną przewagę. Wiem jakie to ważne, kiedy biegłem Głównym Szlakiem Beskidzkim najwięcej sił dodawała mi świadomość, że mam zapas i duże szanse pobicia rekordu. Psychika jest cholernie ważna. Rafał pobiegł znakomicie i bardzo się cieszę, że wbrew moim przewidywaniom utrzymał tempo i skończył bieg w tak świetnym czasie. Należało mu się bardzo, bo zaryzykował i wziął co jego, ogromnie mu gratuluję – chwali zwycięzcę jego najgroźniejszy rywal.

– Wiedziałem, że Rafał Kot będzie kandydatem do zwycięstwa, bo od wygrania Stumilaka jest w świetnej dyspozycji i na krzywej wznoszącej, co w biegach ultra jest bardzo ważne – mówi Bielawa. – Obawiałem się też Dawida Pigłowskiego (zajął 9 miejsce – red.), Maćka Więcka i rekordzisty trasy Łukasza Sagana, zwycięzcy z ostatnich 2 lat (w 2016 roku ex-aequo z Bielawą – red.). Łukasz w ostatniej chwili zrezygnował, natomiast zaskoczył mnie Jarek Gonczarenko, bo wiedziałem, że to dobry biegacz, ale znałem go z nieco krótszych dystansów.

– Treningowo, fizycznie byłem przygotowany na dużo lepsze bieganie, natomiast nie po raz pierwszy nie zagrał mi żołądek – kontynuuje Rafał Bielawa. – Sporo ostatnio zmieniłem w diecie, odstawiłem mleko, choć je uwielbiam, przez 20 dni brałem probiotyk, a mimo to znów żołądek dawał mi jakieś dziwne znaki. Nie zrobiła mi dobrze także koszmarna mgła przez całą pierwszą noc. Ja przy moich długich nogach muszę biec na „luźnej nodze”, a przy zerowej niemal widoczności nie mogłem i nadwerężyłem to i owo. Nie mogłem się puścić na fajnych zbiegach, bo nic nie widziałem, próba przyspieszenia skończyła się kilka razy w krzakach. Ale planem minimum było skończyć, drugim – stanąć na pudle. To się udało i jestem bardzo zadowolony. A Rafałowi Kotowi raz jeszcze gratuluję, wygrał całkowicie zasłużenie! – podkreśla Rafał Bielawa.

Bardzo emocjonująca była też rywalizacja kobiet. Po zwykłym dla niej, długim czasie na rozkręcenie się, po 100 kilometrach prowadzenie objęła Anna Witkowska, przed Joanną Lorenc i Anną Piasecką-Wszołą. Tuż przed Kudową-Zdrojem (130 km) Ania przeżyła jednak potężny kryzys. – Źle znoszę upały i prawdopodobnie się przegrzałam – opowiada. – Zrobiło mi się słabo, miałam zawroty głowy, wystąpiły zimne poty. Musiałam przysiąść na dłuższy czas i wtedy dogoniła mnie Joanna Lorenc. Ona i jej support zachowali się fantastycznie: mimo że byłyśmy rywalkami, zajęli się mną, zaproponowali wszelką pomoc. Nie wykorzystała mojej słabości i od Kudowy do Szczelińca (148 km) biegłyśmy razem. Podziwiałam ją, jak jest mocna i świetnie radzi sobie na podejściach. A ja wróciłam już do formy i potem udało mi się jednak odskoczyć i osiągnąć założony cel – relacjonuję triumfatorka.

– Ten cel to nie była wygrana, choć zwycięstwo zawsze jest niesamowicie miłe i satysfakcjonujące – mówi Witkowska. – Moim celem było: ukończyć wreszcie Bieg 7 Szczytów (startowałam trzeci raz) i zrobić to w czasie poniżej 40 godzin. Wiązało się to z rekordem trasy (Agata Matejczuk 39:56 w 2015 r. - red.), choć długo wydawało mi się to marzeniem nieosiągalnym, bo gdzie mnie równać się z Agatą! Ale postawiłam wszystko na jedną kartę i... się udało!

Anna Witkowska wygrała Bieg 7 Szczytów w czasie 38 godzin i 37 minut, poprawiła wyczyn Agaty Matejczuk o godzinę i 19 minut! – Jestem przeszczęśliwa, moja mina na mecie najlepiej chyba wyraża niedowierzanie, że udało mi się to zrobić! –  śmieje się nowa rekordzistka Biegu 7 Szczytów.

– Ogromny wpływ na ten sukces miał mój wspaniały, niezastąpiony support, który zapewniał mi na trasie wszystko czego potrzebowałam – mówi Anna Witkowska - a także różne moje patenty na długie biegi, np. tzw. „bułgarski prysznic”: męski dezodorant o mocnym, odświeżającym zapachu. Spryskuję się i jestem świeżutka jak po kąpieli – śmieje się. – No i jeszcze mój nieoceniony partner na długich biegach Królik Stefan (maskotka, z którą Ania Witkowska biega na ramieniu – red.). W drugiej części trasy rozmawialiśmy ze sobą głośno, śpiewaliśmy piosenki, których słowa wymyślałam ad hoc. Królik Stefan kolejny raz bardzo mi pomógł, spisał się na medal! A emocje po zwycięstwie były tak wielkie, że choć przez dwie noce, z czwartku na piątek i z piątku na sobotę, nie spałam, bo biegłam, to po zawodach poszłam do łóżka dopiero późnym wieczorem. W ciągu dnia w ogóle nie zmrużyłam oka! – opowiada.

– Na mecie poczułam się jak w bajce, bo kiedyś sobie wyśniłam zwycięstwo w ultra biegu i przerwanie taśmy czempionki – zdradza Ania Witkowska. – I po raz pierwszy, tu w Lądku, tak się właśnie stało... „Boże, to naprawdę się dzieje!” pomyślałam.

– Spodziewałem się, że po północy na mecie będzie z 5-6 osób, które jeszcze nie poszły spać – wspomina zwycięzca Rafał Kot. – Tymczasem okazało się, że przywitało mnie kilkudziesięciu ludzi, którzy mocno „najarani” czekali na zwycięzcę i zgotowali mi owację, której w ogóle się nie spodziewałem. Było bardzo fajnie! – cieszy się.

– Zapewne fajnie byłoby finiszować przy tłumie kibiców, w ciągu dnia – dodaje Rafał Bielawa. – Trzeba by jednak start zrobić kilka godzin wcześniej, nawet rano, a wtedy bardzo wielu zawodników spędziłoby na trasie, oprócz dwóch nocy, także dwa bardzo gorące dni. A pogoda na lipcowym DFBG jest zwykle upalna. Wtedy ten dystans kończyłoby jeszcze mniej biegaczy niż teraz (Bieg 7 Szczytów kończy przeciętnie około 30 procent uczestników - red). Start wieczorem jest, moim zdaniem, optymalny, a zresztą aplauz i oklaski na stojąco, jakie dostajemy w niedzielę na podium podczas dekoracji, w pełni rekompensuje niewielką liczbę kibiców na mecie – mówi Rafał Bielawa.

Piotr Falkowski

zdj. Rafał Miłkowski, salomonrunning.pl

 

13. Dobrodzieńska Dycha: Upalnie, jak zawsze [ZDJĘCIA]

$
0
0

Nad Dobrodzieniem wisi pewnego rodzaju klątwa - podczas Dobrodzieńskiej Dychy zawsze jest upalnie. Nawet, jeśli wcześniej przez tydzień pada, sobota zaskakuje iście tropikalną aurą. Tak było i w tym roku. Trzynasta edycja nie okazała się jednak pechowa i prawie 400 zawodników szczęśliwie dotarło do mety.

Najszybciej zrobił to Oleksandr Sitkovskyi z Dynamo Dniepr (Ukraina), który zameldował się na mecie z czasem 30:26. Czas, choć rewelacyjny, jest słabszy o około minutę od rekordu tej szybkiej trasy. Drugie miejsce zajął Marokańczyk Abderrahim Elasri (30:59), który w drugiej połowie biegu wyprzedził Marcina Blazinskiego. Najszybszy z Polaków zajął ostatecznie trzecie miejsce z czasem 31:04.

Wśród pań triumfowała Polka - Katarzyna Golba z AZS AWF Katowice i 1 Second Team, która wygrała z wynikiem 38:19. Drugie miejsce zajęła Barbara Żakowiecka ( JKLA Janor, Katowice) z czasem 38:47 a podium dopełniła Agnieszka Kobierska (SPLA TYCHY, Gliwice), która do rywalek straciła dwie minuty (40:38).

Organizatorzy przygotowali w tym roku szczególne wyróżnienie dla najwytrwalszych uczestników Dobrodzieńskiej Dychy - zawodnicy, którzy ukończyli wszystkie dwanaście edycji otrzymali imienne numery startowe od 1 do 7. Wśród VIP-ów znaleźli się: Marian Świton, Grzegorz Wawrzyczek, Edmund Koprek, Wiesław Markiewicz, Michał Balbus, Robert Paterak oraz Marek Nowak.

Choć w historii biegu były już dramatyczne edycje, podczas których karetki kursowały odwożąc zawodników do szpitali, tym razem, mimo wysokiej temperatury, obyło się bez takich incydentów. – Biegło się ciężko, było gorąco – ocenia Janina Sieniawska z Kędzierzyna-Koźla. – Po drodze woda do picia na dwóch punktach, przy tej temperaturze trochę mało. Ogólnie organizacja sprawna, właściwie nie mam uwag. Były natryski, miejsca do siedzenia, posiłek, wszystko OK.

Pozytywnie organizację biegu oceniał też pan Andrzej: - Wodotryski po drodze były wybawieniem! Dobrze, że organizatorzy o nas pomyśleli, bo w tym upale byłoby ciężko – przyznał. – I tak było trudno, dlatego potraktowałem ten bieg wyłącznie treningowo i odpuściłem ściganie i walkę o życiówkę. Trzeba się szanować a na życiówki jeszcze będzie czas.

Pełne wyniki są dostępne TUTAJ.

KM



Polski dublet w biegu 48h w Kladnie! [WYNIKI]

$
0
0

Już po raz drugi Self-Transcendence Race w Kladnie zakończył się polskim dubletem!

Przed rokiem triumfatorami biegu 48-godzinnego byli Tomasz Waszkiewicz, który wtedy osiągnął wynik 331,575 km, oraz Małgorzata Karkoszka z wynikiem 280,997 km. Tomasz Waszkiewicz obronił tytuł i jeszcze bardziej zwiększył dystans pokonany w dwie doby. Tegoroczny bieg zakończył z 347,131 km na koncie. Nad drugim zawodnikiem, Węgrem Matyasem Szarvasem miał 32 km przewagi.

Wśród pań, na płaskiej trasie poprowadzonej pętlą z początkiem na stadionie lekkoatletycznym, triumfowała Joanna Biała, która uzyskała wynik 284, 199 km.

W czołówce biegu pojawiło się więcej polskich nazwisk. Na najniższym stopniu podium zmagania zakończył Maciej Matecki (308,206 km). Piąty, z wynikiem 293,139 km był Łukasz Jarocki.

Pomiędzy Mateckim i Jarockim bieg zakończył bułgarski zawodnik, który startuje w kategorii... M70. Mimo wieku, Radi Milev nie traci formy. Ubiegłoroczny Emu 6 Days, startując w biegu 48-godzinnym zakończył na najniższym stopniu podium. W Kladnie wygrywał w 2013 r., z wynikiem 307,304 km. W tym roku zakończył rywalizację po pokonaniu 301,504 km.

Tegoroczny Self-Transcendence Race w Kladnie nie był udany dla Ivana Macaja. Dwukrotny zwycięzca tej imprezy - 2014 i 2015 - tym razem zakończył zawody dopiero na dwunastym miejscu z rezultatem 250 km, o ponad 100 km słabszym niż przed rokiem. Z rywalizacji wycofał się po 32 godzinach.

Bieg 24-godzinny zdominowali czescy biegacze. Zwycięzcami zostali Petr Valek 234,353 km i Michaela Dimitriadu– 204,387 km.

Pełne wyniki: TUTAJ (uporządkowane kategoriami wiekowymi)

IB


Medale 94. MP w LA rozdane. Najlepsi biegacze to...

$
0
0

Po raz drugi w historii Lublin gościł najlepszych lekkoatletów w kraju. Weekendowe, już 94. Mistrzostwa Polski były ostatnią szansą na wywalczenie kwalifikacji do zbliżających się Mistrzostw Europy w Berlinie. Nie zabrakło niespodzianek.

Śladem Ireny Szewińskiej

Jedną z bohaterek mistrzostw została 19-letnia Martyna Kotwiła. Zawodniczka RTL ZTE Radom niedawno została brązową medalistką Mistrzostw Świata U20 na dystansie 200 m. W niedzielę w tej samej konkurencji wywalczyła złoto mistrzostw Polski seniorów (!) pokonując faworytki Annę Kiełbasińską i Agatę Forkasiewicz. Młoda sprinterka uzyskała czas 22.99 i pobiła 54-letni rekord Polski juniorek, należący do samej Ireny Kirszenstein (później Szewińskiej) - 23.13. Kiełbasińka wywalczyła srebro, Forkasiewicz brąz.

Dużą niespodziankę sprawiła także 20-letnia Klaudia Siciarz, która zdobyła złoto w biegu na 100 m ppł. Młoda zawodniczka dała się poznać już w zeszłym roku, gdy ustanowiła halowy rekord świata juniorów biegu na 60 m ppł. Teraz pokonała bardziej utytułowaną Karolinę Kołeczek, uzyskując rezultat 12.74. Byłby to piąty wynik w historii polskiej lekkiej atletyki i oczywiście nowy rekord życiowy, ale czas nie może zostać zapisany w annałach z powodu korzystnego wiatru +2.2 m/s. Płotkarka już wcześniej wypełniła minimum do Berlina, więc szanse na nowy rekord będzie miała zapewne w stolicy Niemiec.

Faworyci nie zawiedli

Jedną z najbardziej emocjonujących konkurencji był finał biegu na 400 m pań. O medale walczyły koleżanki ze sztafety, tzw. Aniołki Matusińskiego. Wszystkie legitymujące się doskonałymi czasami. Jako faworytkę do zdobycia złota wskazywano Justynę Świety-Ersetic, która przez długi czas była numerem „1” na europejskich listach. Ostatecznie na najwyższym stopniu podium stanęła Małgorzata Hołub-Michalik, wyprzedzając swoją koleżankę. Zawodniczka Bałtyku Koszalin pobiła życiowy wynikiem 51.18 s., co jest czwartym czasem w historii krajowej lekkiej atletyki.

Najlepszym sprinterem został Dominik Kopeć, który zdobył dwa złote medale. W finale „setki” wygrał z życiówką 10.26 (minimum do Berlina wynosi 10.35 - red), a w rywalizacji na 200 m pokonał rzutem na taśmę Karola Zalewskiego, z czasem 20.70 (dokładnie tyle, ile wynosi minimum PZLA).

Najbardziej zapracowanym sprinterem imprezy został wspomniany Karol Zalewski, który pobiegł w trzech finałach, nie licząc eliminacji (łącznie 6 biegów). Zdobył złoto na dystansie 400 m z wynikiem 45.53, do tego dołożył srebro na 200 m, a na setkę był czwarty. Niewykluczone, że biegacz AZS AWF Katowice znajdzie się w składzie na Mistrzostwa Europy w dwóch sztafetach 4 x 400 m i 4 x 100 m, a do tego pobiegnie indywidualnie.

Wśród pań na 100 m złoto zdobyła Ewa Swoboda, z wynikiem 11.12. Byłoby to wyrównanie najlepszego czasu w karierze, gdyby nie zbyt korzystny wiatr.

Jeszcze w piątek złoto na 1500 m zdobyli Adam Kszczot i Sofia Ennaoui oraz czołowi przeszkodowcy Matylda Kowal i Krystian Zalewski. To nie był koniec dorobku tej dwójki, ale o tym poniżej.

W zmaganiach na 800 kolejny złoty medal zdobył Marcin Lewandowski, który finałowy bieg rozstrzygnął w końcówce. Gonić próbował jeszcze 21-letni Mateusz Borkowski, ale doświadczony mistrz nie dał się ograć.

Do sporej niespodzianki doszło w biegu pań. Tylko srebro zdobyła Angelika Cichocka. Przed zmaganiami w Lublinie, mistrzyni Europy na 1500 m z Amsterdamu miała za sobą tylko jeden start, w Eugene, ale w półfinałach MP wywalczyła minimum na mistrzostwa w Belinie (biegnąc 2:01.55), co było jej głównym celem na te zawody. Warto jednak pamiętać, że biegaczka miała zapewnioną dziką kartę na ten start. W finałowym pojedynku lepsza okazała się Anna Sabat, która zaatakowała na ostatniej prostej i wygrała z czasem 2:06.14.

„Piątka” (nie) do zobaczenia

Ostatni punt w programie mistrzostw kraju to biegi na 5000 m oraz trwający jeszcze konkurs pchnięcie kulą kobiet. Zobaczyć zmagania można było tylko dzięki transmisji internetowej. Nadawca mistrzostw ogłosił zakończenie imprezy po fenomenalnym biegu na 100 m ppł pań.

W rywalizacji kobiet wystartowało 27 zawodniczek. Od początku podążały one w zwartej grupie. Tempo nadawała maratonka Angelika Mach, która utrzymywała się na czele. Gdzieś w środku, bardziej schowana, podążała faworytka Katarzyna Rutkowska - obrończyni tytułu. Kwestią czasu wydawało się tylko kiedy zawodniczka Podlasia Białystok podkręci tempo.

Próba zgubienia Pauliny Kaczyńskiej nie przyniosła powodzenia. Reprezentantka Pomorza Stargard podążała za rywalką i nie dawała się zgubić. Do mety było już coraz bliżej. Na ostatniej prostej panie rozbiegły się, na lewą i prawą stronę bieżni, chcąc zdublować kolejną zawodniczkę. Szybsza okazała się Paulina Kaczyńska, która wygrała z wynikiem 16:25.46. Druga była Rutkowska z czasem 16:26.09, a brąz przypadł zdobywczyni złota w biegu na 3000 m z przeszkodami Matyldzie Kowal – 16:29.86.

Tuż za podium znalazła się Ewa Jagielska. Dodajmy, że Paulina Kaczyńska z Lublina wyjeżdża też z brązowym medalem w biegu na 1500 m.

W biegu na 5000 m panów swoich szans spróbowali młodzi Kamil Karbowiak i Dariusz Boratyński. Nie dali jednak rady Krystianowi Zalewskiemu, który zdobył kolejny złoty medal w karierze.

Zawodnik Barnim Goleniów uzyskał wynik 14:15.59. Wicemistrz Europy z 2014 roku pewnie zmierzał w kierunku mety. Początkowo, uciekającą trójkę gonił jeszcze Robert Głowala, który wykorzystał zmęczenie rywali i nieco niespodziewanie zdobył srebro z czasem 14:18.74.

Swój kolejny brązowy medal do kolekcji dołożył Dawid Malina, który uzyskał rezultat 14:20.44.  23-letni Kamil Karbowiak był czwarty (14:20.93). 

W czołówce znaleźli się też znani z biegów ulicznych Kamil Jarzębski (piąte miejsce – 14:31.45) oraz Emil Dobrowolski (szóste miejsce – 14.35.67).

Według zapowiedzi, Polska na Mistrzostwa Europy w Berlinie wystawić ma reprezentacje liczącą ponad 70 osób.

Komplet medalistów:

DZIEŃ 1

Chód mężczyzn, 10000 metrów:

1. Dawid Tomala (AZS Politechniki Opolskiej) - 40:17,62
2. Artur Brzozowski (AZS AWF Katowice) - 40:20,59
3. Rafał Sikora (AZS AWF Katowice) - 41:57,84

Chód kobiet, 5000 metrów:

1. Paulina Buziak (LKS Stal Mielec) - 22:50,68
2. Katarzyna Zdziebło (LKS Stal Mielec) - 23:19,65
3. Joanna Bemowska (AZS UMCS Lublin) - 24:41,12

100 metrów mężczyzn:

1. Dominik Kopeć (KS Agros Zamość) - 10.26
2. Remigiusz Olszewski (CWZS Zawisza Bydgoszcz) - 10.31
3. Przemysław Słowikowski (WKS Flota Gdynia) - 10.34

100 metrów kobiet:

1. Ewa Swoboda (AZS-AWF Katowice) - 11.12
2. Anna Kiełbasińska (SKLA Sopot) - 11.23
3. Kamila Ciba (AZS Poznań) - 11.45

1500 metrów kobiet:

1. Sofia Ennaoui (MKL Szczecin) - 4:13.32
2. Katarzyna Broniatowska (KS AZS AWF Kraków) - 4:16.37
3. Paulina Kaczyńska (WMLKS Pomorze Stargard) - 4:17.13         

1500 metrów mężczyzn:

1. Adam Kszczot (RKS Łódź) - 3:46.24
2. Adam Czerwiński (UKS Lider Siercza) - 3:46.77
3. Michał Rozmys (UKS Barnim Goleniów) - 3:46.78         

3000 metrów z przeszkodami kobiet:

1. Matylda Kowal (CWKS Resovia Rzeszów) - 9:53.18
2. Alicja Konieczek (WMLKS Nadodrze Powodowo) - 9:53.27
3. Katarzyna Kowalska (LKS Vectra Włocławek) - 10:12.10     

3000 metrów z przeszkodami mężczyzn:

1. Krystian Zalewski (UKS Barnim Goleniów) - 8:40.45
2. Łukasz Oślizło (AZS-AWF Katowice) - 8:51.33
3. Szymon Topolnicki (AZS-AWF Katowice) - 9:02.03     

Rzut młotem mężczyzn:

1. Wojciech Nowicki (KS Podlasie Białystok) - 80.26
2. Paweł Fajdek (KS Agros Zamość) - 80.14
3. Arkadiusz Rogowski (KS Agros Zamość) - 70.19         

Trójskok mężczyzn:

1. Adrian Świderski (WKS Śląsk Wrocław) - 15.89
2. Bartosz Bonecki (AZS Łódź) - 15.72
3. Jan Kulmaczewski (UKS Kapry-armexim Pruszków) - 15.50     

Trójskok kobiet:

1. Anna Jagaciak Michalska (AZS Poznań) - 14.24
2. Agnieszka Bednarek (AZS Łódź) - 13.14
3. Adrianna Szóstak (AZS Poznań) - 12.99         

Rzut oszczepem mężczyzn:

1. Marcin Krukowski (Warszawianka W-wa) - 82.87
2. Cyprian Mrzygłód (AZS AWFiS Gdańsk) - 80.76
3. Dawid Kościów (LKS Jantar Ustka) - 80.64         

DZIEŃ 2

400 metrów kobiet:

1. Małgorzata Hołub-Kowalik (KL Bałtyk Koszalin) - 51.18
2. Justyna Świety-Ersetic (AZS-AWF Katowice) - 51.26
3. Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz) - 51.73     

400 metrów mężczyzn:

1. Karol Zalewski (AZS-AWF Katowice) - 45.53
2. Łukasz Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław) - 46.04
3. Dariusz Kowaluk (AZS-AWF Warszawa) - 46.06

400 metrów przez płotki kobiet:

1. Joanna Linkiewicz (KS AZS AWF Wrocław) - 56.21
2. Justyna Saganiak (UKS 55 Łódź) - 56.52
3. Natalia Wolsztyl (RLTL ZTE Radom) - 57.10

400 metrów przez płotki mężczyzn:

1. Patryk Dobek (MKL Szczecin) - 49.16
2. Jakub Mordyl (KS AZS AWF Kraków) - 50.31
3. Robert Bryliński (OŚ AZS Poznań) - 50.67     

Rzut dyskiem kobiet
1. Lidia Augustyniak (MKL Toruń) - 55.84
2. Daria Zabawska (KS Podlasie Białystok) 54.89
3. Monika Nowak (KS AZS AWF Kraków) 51.91

Rzut dyskiem mężczyzn:

1. Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław) - 65.78
2. Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki) - 62.91
3. Bartłomiej Stój (AZS KU Politechniki Opolskiej) - 61.07         

Skok o tyczce kobiet:

1. Justyna Śmietanka (AZS AWF Warszawa) - 4.50
2. Paulina Hinda (AZS AWF Wrocław) - 4.00
3. Emilia Kusy (SKLA Sopot) - 4.00

Skok wzwyż kobiet:

1. Michalina Kwaśniewska (ZLKL Zielona Góra) - 1.84
2. Paulina Borys (SKLA Sopot) - 1.84
3. Martyna Lewandowska (MLKL Płock) - 1.81

Skok wzwyż mężczyzn:

1. Maciej Grynienko (UKS Orlica Domaniów) - 2.21
2. Sylwester Bednarek (RKS Łódź) - 2.21
3. Norbert Kobielski (MKS Inowrocław) - 2.09  

DZIEŃ 3

100 metrów przez płotki kobiet:

1. Klaudia Siciarz (AZS AWF Kraków) - 12.74
2. Karolina Kołeczek (AZS UMCS Lublin) - 12.94
3. Katarzyna Flis (AZS Łódź) - 13.57 

110 metrów przez płotki mężczyzn:

1. Damian Czykier (Podlasie Białystok) - 13.37
2. Artur Noga (SKLA Sopot) - 13.56
3. Dominik Bochenek (Zawisza Bydgoszcz) - 13.79

200 metrów kobiet:

1. Martyna Kotwiła (RLTL ZTE Radom) 22.99
2. Anna Kiełbasińska (SKLA Sopot) 23.10
3. Agata Forkasiewicz (AZS AWF Wrocław) 23.77     

200 metrów mężczyzn:

1. Dominik Kopeć (Agros Zamość) - 20.70
2. Karol Zalewski (AZS-AWF Katowice) - 20.73
3. Przemysław Słowikowski (Flota Gdynia) - 21.06     

800 metrów kobiet:

1. Anna Sabat (Resovia Rzeszów) - 2:06.14
2. Angelika Cichocka (SKLA Sopot) - 2:06.55
3. Paulina Mikiewicz-Łapińska (Podlasie Białystok) - 2:07.29

800 metrów mężczyzn:

1. Marcin Lewandowski (Zawisza Bydgoszcz) 1:50.27
2. Mateusz Borkowski (RKS Łódź) 1:50.37
3. Michał Rozmys (UKS Barnim Goleniów) 1:51.02

5000 metrów kobiet:

1. Paulina Kaczyńska (Pomorze Stargard) 16:25.46
2. Katarzyna Rutkowska (Podlasie Białystok) 16:26.09
3. Matylda Kowal (Resovia Rzeszów) 16:29.86

5000 metrów mężczyzn:

1. Krystian Zalewski (UKS Barnim Goleniów) - 14:15.59
2. Robert Głowala (Wilga Garwolin) - 14:18.74
3. Dawid Malina (ROW Rybnik) - 14:20.44

Pchnięcie kulą kobiet:

1. Paulina Guba (AZS UMCS Lublin) - 18.82
2. Klaudia Kardasz (Podlasie Białystok) - 17.03
3. Anna Niedbała (Wawel Kraków) - 16.42

Pchnięcie kulą mężczyzn:

1. Michał Haratyk (Sprint Bielsko-Biała) - 21.85
2. Konrad Bukowiecki (AZS UWM Olsztyn) - 21.04
3. Jakub Szyszkowski (Śląsk Wrocław) - 20.18     

Rzut młotem kobiet:

1. Anita Włodarczyk (RKS Skra Warszawa)  79.59
2. Joanna Fiodorow (AZS Poznań) 74.25
3. Malwina Kopron (AZS UMCS Lublin) 70.88

Rzut oszczepem kobiet:

1. Marcelina Witek (AML Słupsk) - 55.97
2. Klaudia Maruszewska (Jantar Ustka) - 52.71
3. Karolina Bołdysz (AZS-AWFiS Gdańsk) - 52.58

Skok o tyczce mężczyzn:

1. Paweł Wojciechowski (Zawisza Bydgoszcz) - 5.70
2. Piotr Lisek (OSOT Szczecin) - 5.70
3. Robert Sobera (AZS AWF Wrocław) - 5.30

Skok w dal kobiet:

1. Anna Jagaciak-Michalska (AZS Poznań) - 6.47
2. Magdalena Żebrowska (Podlasie Białystok) - 6.33
3. Angelika Faka (Wawel Kraków) - 6.28     

Skok w dal mężczyzn:

1. Tomasz Jaszczuk (WLKS Nowe Iganie) - 8.10
2. Piotr Tarkowski (AZS-AWF Biała Podlaska) - 7.80
3. Mateusz Różański (AZS PWSZ w Tarnowie) - 7.73    

RZ


Sycylijska Etna Trail dla rekordzisty Appalachian Trail. Polak wysoko!

$
0
0

Etna Trail to biegi na czterech dystansach, w tym dwa ultramaratony, które odbywają się na wyjątkowo trudnym podłożu. Bieg, jak mówi jego nazwa, prowadzi trasą wyznaczoną na Etnie. Wulkaniczna lawa, czyli drobne, czarne i, co najważniejsze, luźne kamyczki, osuwające się spod nóg nie ułatwiają biegu. Zawodnicy poruszają się wśród wyziewów krateru w iście księżycowym otoczeniu.

W tym roku zwycięzcą 52-kilometrowego biegu o 2600 m przewyższeń został Joseph McConaughy. Amerykanin, obecny rekordzista Appalachian Trail, uporał się z wyzwaniem w 6 godzin 19 minut i 29 sekundach. Po przekroczeniu linii mety, siedząc na krześle w miasteczku u podnóża wulkanu, z zasłużonym piwem w ręce, bieg nazwał „ciężkim”.

Za McConaughy’e, na metę przybiegli: na drugim miejscu Francuz Greg Garnery (6:26:55) i Włoch Francesco Mangano (6:49:07). Wśród pań wygrała Hiszpanka Mila Dura Rodriguez– 07:17:52.

Na wysokiej siódmej pozycji wśród panów i ósmym open zakończył bieg Szymon Brzezowski, który na trasie spędził nieco ponad 7 godzin i 43 minuty. Z kolei Przemysław Lebiedzieński i Andrzej Grubalski uplasowali się odpowiednio na 45 i 46 miejscu wśród mężczyzn, z identycznym rezultatem - 11:27:43.

W 94-kilometrowym biegu Etna Trail o 4800m przewyższeń Polacy nie brali udziału. Zwycięzcą został Włoch Francesco Bianchini, który startował także przed rokiem. Wtedy zajął piąte miejsce. Teraz na metę przybiegł pełen energii i w podskokach. Uzyskał rezultat 14:25:01.

W biegu 24-kilometrowym, który wśród pań wygrała Basilia Foerster, Anna Okoń z wynikiem 5:27:27 zajęła 38 pozycję.

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Kalifornia, Krynica, Gobi, Chamonix... Coraz więcej nagród finansowych w biegach ultra! Bieg 7 Dolin w światowej czołówce!

$
0
0

Na naszych oczach zmienia się świat ultramaratonów górskich, a Festiwal Biegowy w Krynicy-Zdroju i odbywający się tam Bieg 7 Dolin 100 km jest jednym z pionierów tych zmian.

Ultraprofesjonalizacja

Do tej pory wielkie nagrody finansowe były domeną ulicznych maratonów i mityngów lekkoatletycznych. Wobec niskiego zainteresowania, niszowości dyscypliny biegacze terenowi, ultramaratończycy i gospodarze imprez terenowych, nie mogli nawet marzyć o gratyfikacjach finansowych. Nagrodą był prestiż związany z pokonaniem samego siebie, przesuwaniem granic, dokonywaniem rzeczy niemożliwych, bo pokonanie 100 km było czymś zupełnie niewyobrażalnym. Podkreślany był także amatorski status rywalizacji i samych biegów ultra, w którym nie ma miejsca na nagrody czy honoraria startowe.

Wszystko to właśnie się zmienia. Obok długodystansowców, którzy pokonują góry w tym, co akurat mają i na co ich stać, pojawili się zawodnicy ze wsparciem potężnych sponsorów, opłacani tradycyjną pensją, z dostępem do najnowszych modeli butów i serwisu technicznego na trasach, uczestniczący w potężnych kampaniach medialnych. Imprezy biegowe patronatem i mecenatem obejmują potężne marki, budujące swoją sprzedaż coraz śmielej w segmencie sportów wytrzymałościowych. W ślad za inwestycjami rośnie poziom imprez, uczestników, a także nagrody, które już dziś budzą respekt.

Pieniądze w górach i na piasku

Uczestnicy Biegu 7 Dolin 2018 będą walczyć o 25 000 zł nagrody podstawowej i dodatkową premię 15 000 za pobicie rekordu trasy (8:51:10 u mężczyzn 9:41:52 u kobiet). Razem można zebrać więc 40 000, czyli w przybliżeniu 10 000 dolarów (10,8 tys. po obecnym kursie 3.70 zł). To, według naszych informacji, jedna z najwyższych nagród w biegach terenowych/ultramaratońskich, choć nie najwyższa.

Od dłuższego czasu wysokie nagrody oferują organizatorzy Two Oceans Marathon w RPA. Zwycięzca dystansu ultra otrzymuje 250 000 randów (ok. 60 000 zł), biegacze z drugich i trzecich miejsc odpowiednio 125 000 i 65 000 randów (35 000 i 18 500 zł). Triumfator 100-milowego dystansu Run Rubbit Run w kalifornijskim Steamboat Springs zgarnia 12 500 dolarów (ok. 46 000 zł), a zwyciężczyni otrzymuje do tej kwoty jeszcze biżuterię. Drugie i trzecie miejsca w tej imprezie to nagrody w wysokości odpowiednio 7 500 i 5 000 dolarów.

Premierowo o 10 000 dolarów będą w tym roku walczyć także uczestnicy 400-kilometrowego Ultra Gobi, o ile porwą się na nowy rekord trasy. Nie będzie to proste zadanie. Dan Lawson, Brytyjczyk, były trener piłkarski, zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że nawet jemu będzie trudno powtórzyć sukces z poprzedniej edycji i pobić własny rekord wynoszący 70 godzin, 51 minut i 45 sekund. Nad drugim zawodnikiem miał ok. 10 godzin przewagi.

Z kolei gospodarze mistrzostw USA na dystansie 50 mil - The North Face Endurance Challenge - oferują zwycięzcom czeki na 10 000 dolarów (drugie miejsce - 4 000 dolarów, trzecie 1 000 dolarów).), a Ultra Race of Champions w USA – 5 000 dolarów (18 500 zł).

Tendencję do zwiększania wartości nagród finansowych widać już także w Chinach, gdzie kilku organizatorów wypłaca już zwycięzcom sumy oscylujące wokół 5 000 dolarów i w kwestii wysokości tych nagród nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Natomiast organizator Gongga 100 już ogłosił, że ich zwycięzca otrzyma 10 000 dolarów. Na 5 000 dolarów może liczyć zdobywca drugiego miejsca.

Przełamanie UTMB. Bedą kolejni?

Nie wszyscy organizatorzy idą tą drogą, podkreślając choćby amatorski status imprez biegowych w górach. Ale... coś drgnęło, skoro nawet na mecie słynnego Ultra-Trail du Mont Blanc (UTMB) będą czekały od tego roku nagrody finansowe. Może nie tak imponujące jak w wyżej przytoczonych imprezach, ale też wysokie. Jak ogłoszono w czerwcu, zwycięzcy głównego biegu UTMB - 170 km mogą liczyć na 2 000 euro, drugiego miejsca na 1 500 euro a trzeciego na 1 000 euro. Zawodnicy do dziesiątego miejsca także nie wyjadą z pustymi rękami (czeki od 700 do 500 euro).

Premierowo w 2018 r. nagrody finansowe otrzymają także najszybsi uczestnicy TDS 121 km (odpowiednio 1 300, 900, 600, 400, 400 euro), CCC 101 km (1 300, 900, 600, 400, 400 euro) oraz OCC 56 km (900, 600, 400 euro). Łączna pula nagród Festiwalu UTMB 2018 to 35 000 euro (ok. 150 500 zł). Dla porównania, samego tylko Biegu 7 Dolin i Runek Run – ok. 300 000 zł (81 000 euro). Całego Festiwalu Biegowego - 650 000 zł (w tym nagrody rzeczowe).

Pokusa do oszukiwania?

Poważne pieniądze w biegach ultra to wciąż jednak nowość. Zaletą i główną motywacją dla organizatorów w ich fundowaniu jest przyciągnięcie na trasy zawodników światowej elity, niemal zawsze walczących o podia, i zwiększenie konkurencyjności danej imprezy. Z kolei dla zawodników to wciąż, do pewnego stopnia, rekompensata kosztów poniesionych na przygotowania, zgrupowania, wyjazdy, sprzęt i nieobecności w pracy, ale kwestią czasu jest, kiedy nagrody pozwolą ultrabiegaczom na poświęcenie się swojej pasji w większym, a nawet pełnym wymiarze. A wraz z kontraktami sponsorskimi – wyraźne podwyższenie swojego statusu majątkowego.

Jednocześnie tam, gdzie są pieniądze, może też być większa pokusa, by szukać drogi na skróty, np. poprzez zakazany doping. Organizatorzy już teraz wychodzą temu naprzeciw – w Krynicy, Kalifornii czy samym Chamonix, przeprowadzane są już kontrole antydopingowe, czy to najlepszych zawodników czy tych wybranych z całej stawki. Do fiolek sikali już m.in. Lizzy Hawker, Max King, Kilian Jornet, Emilie Forsberg, Dominika Stelmach i wielu innych. Często z przykrym efektem – w 2016 r. gospodarze UTMB zdyskwalifikowali za doping piątego na mecie Ekwadorczyka Gonzalo Calisto i zabrali mu kamizelkę finiszera.

Na trasach ultra coraz częściej pojawiają się zawodnicy skazani za stosowanie zakazanych środków (pozbawiony siedmiu triumfów w Tour de France kolarz Lance Armstrong wygrywa biegi trailowe w Kalifornii, był też pacerem dla znajomego podczas Western States 100, Włoszka Elisa Desco, mistrzyni świata Skyrunning z 2014 r. zdyskwalifikowana na 2 lata za stosowanie EPO, rywalizowała w San Francisco), co rodzi pytania o sposób traktowania tych sportowców.

Jeszcze innym zagadnieniem jest kontrola prawidłowego przebiegu konkurencji – biegu zawodników po wyznaczonej trasie (ilu sędziów? protesty rywali?), ustawiania pośrednich punktów pomiarowych (ile? gdzie?), wprowadzania obostrzeń dotyczących supportu czy śmiecenia na trasie. Rosnące nagrody wymuszają na organizatorach kolejne inwestycje.

O ryzyko dopingu i wszelkiego rodzaju oszustw w bieganiu, dziennikarze South China Morning Post zapytali niedawno samych zawodników. Dobrze znany w Polsce Litwin Gediminas Grinius powiedział im, że jeśli ktoś chce oszukiwać, to zrobi to bez względu na nagrody i kontrole, a pieniądze dla ultramaratończyków, w tym także dla niego, nie są najważniejszą motywacją. W motywację i silne charaktery ultramaratończyków wierzy również rekordzista World Marathon Challange Amerykanin Michael Wardian. Z kolei biegacze z chińskiej elity, uważają, że nagrody finansowe są zasłużonym wynagrodzeniem za wysiłek. W 2016 r. w specjalnej ankiecie za nagrodami finansowymi dla czołówki biegu opowiedziało się też wielu z 260 zawodników elity UTMB.

Nagrody i... co jeszcze?

Czy 12 500 dolarów zmienia przebieg rywalizacji na trasie Run Rabbit Run? Wydaje się, że tak, bo startowali tu już m.in, Jason Schlarb, Karl Meltzer, Rob Krar, Jeff Browning, Nikki Kimball , Darcy Piceu, Timothy Olson, Lizzy Hawker. Nie biegali Franciois D'Hene czy Kilian Jornet, co jednak bardziej związane jest z kolizją terminów z UTMB, niż samą atrakcyjnością imprezy. Czy 10 000 dolarów zmieni układ sił w Biegu 7 Dolin, podobnie jak Run Rabbit Run kolidującym w kalendarzu z UTMB? Czy gwiazdy przyjadą na Ultra Gobi czy Gongga 100? Przekonamy się o tym jeszcze w tym roku.

Biegi terenowe, a w szczególności ultramaratony górskie, rosną w siłę i profesjonalizacja tego sportu – w tym poprzez nagrody finansowe – jest nieunikniona. Otwartym pozostaje pytanie czy i ew. jakie inne, równie znaczące muszą być jeszcze kroki organizatorów, by zapewnić sobie uznanie elity, a więc podwyższać poziom sportowy rywalizacji, na czym szczególnie im zależy. 

IB / red.


Mordownik zawita ponownie w Beskid Niski

$
0
0

We wrześniu do Uścia Gorlickiego zawita wyjątkowa impreza sportowa. Będzie to VIII edycja Mordownika, który odbędzie się od 7 do 9 września. Mordownik to zawody na orientację, które z roku na rok cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Organizatorzy podkreślają, że tego lata wracają ze swoją imprezą w jeden z najciekawszych regionów - Beskid Niski.

Zaprawieni w bojach uczestnicy zmierzą się z 50 km trasą pieszą, klasyfikowaną w Pucharze Polski w Maratonach na Orientację i 130 km trasą rowerową klasyfikowaną w Pucharze Polski Maratonów Rowerowych na Orientację. Natomiast dla mniej zaawansowanych, ale wciąż ambitnych miłośników imprez na orientację, czekają krótsze trasy na 25 km trasa piesza i 50 km trasa rowerowa. Nie zabraknie także atrakcji dla dzieci w wieku od pięciu do 10 lat. Imprezy dla najmłodszych zostaną rozegrane w ramach „Małego Mordownika” - zabawie terenowej z elementami orienteeringu. Bazą zawodów będzie szkoła podstawowa w Uściu Gorlickim.

Biegi na orientację to dyscyplina sportowa, w której zawodnik, posługując się mapą i kompasem ma za zadanie w jak najkrótszym czasie przebiec określoną trasę wyznaczoną w terenie przez punkty kontrolne. Przebieg pomiędzy punktami kontrolnymi jest dowolny i właśnie wybór wariantu przebiegu stanowi istotę biegu na orientację. Zawodnicy do Uścia Gorlickiego przybędą już w piątek 7 września wieczorem. Na trasy wyruszą wcześnie rano w sobotę 8 września. Zakończenie imprezy przewidziano w niedzielę 9 września o godzinie 8 rano. Już w tej chwili na liście startowej znajduję się prawie 100 osób.

Szczegóły oraz zapisy znajdują się na stronie www.mordownik.pl.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>