Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13095 articles
Browse latest View live

Memoriał „Kusego” w cieniu ulewy. Święty lepsza od Felix!

$
0
0

Pod znakiem przeprowadzki stał 64. ORLEN Memoriał im. Janusza Kusocińskiego. Po siedmiu latach, jeden z największych mityngów w Polsce, przeniósł się ze Szczecina do Chorzowa. Na przebudowanym Stadionie Śląskim chciało się pokazać wiele krajowych, ale też światowych gwiazd. Nie dopisała tylko aura.

Chwile po ceremonii otwarcia zawody musiały zostać przerwane. Wszystko z powodu ulewnego deszczu, który przeszedł nad stadionem trafiając i zatapiając bieżnie oraz rzutnie. Wiceprezes PZLA Tomasz Majewski w rozmowie z TVP Sport zapewniał, że gdy tylko przestanie padać, szybko będzie można wznowić zawody. Oczywiście trzeba pamiętać, że był to pierwszy tak duży mityng lekkoatletyczny rozgrywany na „nowym” Stadionie Śląskim i wszystko mogło się zdarzyć. Większych problemów organizacyjnych nie zanotowano.

Z niemal czterdziestu minutowym opóźnieniem rozpoczął się bieg na 100 m mężczyzn. Wygrał Dominik Kopeć z czasem 10.46, co jest jego najlepszym wynikiem w sezonie.

Po chwili na bieżni pojawili się uczestnicy biegu na 1500 m. Zwyciężył najstarszy, choć zaledwie 23 letni - Szymon Dobaj z rezultatem 3:48:18, czym przy okazji ustanowił rekord życiowy.

W rywalizacji na 100 m pań górą była Ewa Swoboda, która uzyskała wynik 11.30 s. W swoim pierwszy starcie w tym sezonie, młodzieżowa mistrzyni Europy wypełniła minimum na mistrzostwa Europy seniorów, które odbędą się w Berlinie.

Z czasem zaczęły wypełniać się trybuny. Trzeba jednak przyznać, że pora zawodów oraz termin mityngu kolidujący z meczem reprezentacji Polski z Chile nie wpływały korzystnie na frekwencję kibiców. Zdaniem organizatorów, na trybunach zasiadło ok. 20 000 osób. Pojemność trybun „Śląskiego” to 55 211 miejsc.

„Szkoda, że państwo tego nie widzieli”. Tak komentatorzy radiowi zapewne powiedzieliby o memoriałowym biegu na 3000 m. Bieg który powinien być wydarzeniem dnia, nie został pokazany w transmisji. Przykre zaskoczenie, choć w programie Mistrzostw Polski w Białymstoku biegi na 5000 m na sam koniec drugiego dnia, już po relacji telewizyjnej - zaskoczenia być więc nie powinno...

Zwycięzcą biegu w Chorzowie został Robert Głowala, który wynikiem 8:11.37 ustanowił rekord życiowy. Tuż za nim finiszował Szymon Topolnicki ze stratą 0.06 s. Na trzecim miejscu uplasował się Łukasz Oślizło z rezultatem 8:12.67. Przypomnijmy, że Janusz Kusociński był rekordzistą świata na tym dystansie z Antwerpii z 1932 roku (8:18,8).

W biegu na 400 m mężczyzn wygrał Amerykanin Paul Dedewo, z czasem 44.56. Natomiast wśród pań niespodziewanie górą była Justyna Święty-Ersetic, która uzyskała rezultat 51.11. Polka wyprzedziła legendarną Amerykankę Allyson Felix - sześciokrotną mistrzynią olimpijską.

Jedną z gwiazd memoriału była Etiopka Genzebe Dibaba, która potwierdziła swoją dominacją na dystansie 1500 m. Zawodniczka prowadziła od początku, korzystając z pomocy dwóch pacemakerek. Wygrała z rezultatem 3:56.68 – najlepszym w tym roku na świecie. Najlepsza z Polek była Sofia Ennaoui, która zajęła czwarte miejsce z wynikiem 4:07.04.

Po raz pierwszy od 2016 roku na bieżni pojawiła się też doświadczona Renata Pliś, która zajęła 11 lokatę z czasem 4:17.77.

W biegu na 800 m faworytem kibiców był oczywiście Adam Kszczot. Jednak ze zwycięstwa cieszył się Kenijczyk Ferguson Cheruiyot Rotich z czasem 1:45.70. Drugi był Polak z rezultatem 1:46.12, co jest najlepszym wynikiem w tym sezonie dwukrotnego wicemistrza świata.

Przedsmak emocji?

PZLA i Stadion Śląski będą się ubiegać o prawo do zorganizowania w 2024 roku Mistrzostw Europy w lekkiej atletyce (początkowo aplikowano na 2022 rok - red). Znacznie wcześniej, bo już 22 sierpnia tego roku odbędzie się memoriał im. Kamili Skolimowskiej, który w tym roku z Warszawy przenosi się do Chorzowa.

Dodajmy, że Stadion Śląski otwarty jest też dla amatorów. Jeszcze w tym miesiącu odbędzie się Bieg Dla Słonia (22.06.2018), poświęcony pamięci himalaisty Artura Hajzera.

RZ

fot. TVP Sport



Pobiegnij z Gwiazdami w Łodzi

$
0
0

30 czerwca 2018 r. w łódzkim Parku "Na Zdrowiu" odbędzie się wyjątkowy Nocny Bieg z Gwiazdami! Na sportowców czekają trzy dystanse: 21 km, 10 km i 5 km. Trwa już internetowa rejestracja zawodników. W biegu mogą wziąć udział wszyscy chętni powyżej 16. roku życia.

Na wszystkich miłośników biegania czeka wyjątkowe wydarzenie. W ostatnią sobotę czerwca będzie można wziąć udział w nocnych biegach w Łodzi, start o godzinie 20:30. Odbędą się one w otoczeniu natury, w największym łódzkim parku miejskim, a zarazem jednym z największych w Polsce i Europie. To wyjątkowa okazja do pokonania tego miejsca nocą w ramach zorganizowanego biegu. Unikalne połączenie piękna natury i sportu.

Organizatorzy zapraszają do udziału w biegach na trzech dystansach. Łódzki Półmaraton Nocny obejmuje trasę o długości 21 km, trasa wiedzie między innymi przez obie części Parku, okolice Atlas Areny, Aquaparku FALA, Muszli Koncertowej czy łódzkiego ZOO. Natomiast Łódzka Nocna Dycha to 10-kilometrowy dystans w północnej części Parku wzdłuż ul. Srebrzyńskiej, al. Unii Lubelskiej, ul. Konstantynowskiej. Najkrótsza trasa o długości 5 km - Łódzka Nocna Piątka - obejmuje bieg od ul. Srebrzyńskiej, przez północną część Parku do Parku Linowego (dawniej Lunapark). Tam właśnie usytuowany będzie Start i Meta zawodów.

W Nocnym Biegu z Gwiazdami może wziąć udział każda osoba, która w dniu wydarzenia będzie miała ukończone 16 lat. Należy zarejestrować się online na stronie www.biegamylodzkie.pl i dokonać opłaty startowej. Uczestnicy otrzymają między innymi medal udziału (świecący nawet po ciemku!) oraz gadżety sportowe. Zwycięzcy poszczególnych klasyfikacji (Generalna, Wiekowa i Drużynowa) otrzymają pamiątkową statuetkę oraz nagrody rzeczowe.

Nowością wśród Kategorii nagród są kategorie dedykowane Gwiazdom, czyli Artystom. Oprócz kategorii Generalnej Artystów będą oni mogli powalczyć w kategorii Wiekowej Artystów („jeszcze młodzi” i „wciąż młodzi”), a także w poszczególnych kategoriach dziedzin sztuki jak: Artysta (Teatr/Film), Artysta (Plastyka), Artysta (Muzyka). Organizatorzy zachęcają więc Artystów do opuszczenia scen w tę sobotnią letnią noc i przyjścia do Parku by powalczyć o miano najszybszego wśród Artystów.

Ciekawostką biegu jest również zaproszenie do rozświetlenia miejsca wydarzenia. Organizatorzy zachęcają zawodników do zabrania ze sobą latarek i innych świecących przedmiotów, tak, by w jedną z najkrótszych nocy w roku Park "Na Zdrowiu" stał się najjaśniejszym punktem na mapie Łodzi. Niesamowita atmosfera i sportowe emocje gwarantowane!

W wydarzeniu można wziąć udział także jako wolontariusz. Wszyscy, którzy kochają sport i chcą zobaczyć jak Nocny Bieg z Gwiazdami wygląda "od kuchni", mogą kontaktować się z Organizatorem – biuro@biegamylodzkie.pl.

Patronat honorowy nad imprezą objął Wojewoda Łódzki Zbigniew Rau i Prezydent Miasta Hanna Zdanowska. Biegi wspierają także partnerzy: Fundacja Aktywnej Rehabilitacji, Tromed i Agencja Artystyczno-Reklamowa PUNKT. Sponsorami wydarzenia są firmy K-Active, Ten Top oraz Ewa i ja.

Więcej informacji: http://biegamylodzkie.pl/

mat. pras.


"Bo biegnie się do końca". "Rzeźnik" Adama Ilkiewicza

$
0
0

"Rzeźnik" marzeniem mym zawsze był. I za każdym kolejnym dłuższym górskim biegiem doceniałem rzeźników coraz bardziej. Pamiętam, gdy umierając na mecie Supermaratonu Gór Stołowych na dystansie 50km zachodziłem w głowę jak można napierać przez kolejne 30km...

W końcu nadszedł rok, w którym miałem się o tym przekonać. Jako, że zainteresowanie biegiem znacznie przewyższa pulę zawodników zapisy na Rzeźnika prowadzone są w drodze losowania. W 2016 i 2017 próbowałem szczęścia razem z Tomkiem - kumplem z pracy, niestety bez powodzenia. I dopiero gdy wysłaliśmy zgłoszenie razem z moim rudym Bro to szczęście w końcu dopisało:)

Losowanie było jakoś w grudniu, więc mieliśmy jakieś pół roku na solidne przygotowanie. Zatem ja... przyspieszyłem rehabilitację kolana, a Michcio nadal regularnie łapał każdy kolejny uraz, kontuzję i przeciążenie, jakie można sobie wyobrazić. W ramach tak pokracznego treningu dotarliśmy do pierwszego wspólnego sprawdzianu, czyli kwietniowego maratonu w Rotterdamie. Przebyte 42 km ramię w ramię było dobrym prognostykiem przed wielkim finałem.

W Bieszczady zjechaliśmy w środę na noc. W czwartek powałęsaliśmy się po okolicy, odebraliśmy pakiety, przygotowaliśmy sprzęt i na pewno nie pijąc żadnego piwa, około 22:30 położyliśmy się spać. Po 2 godzinach spędzonych na niezaśnięciu wstaliśmy by zjeść najwcześniejsze śniadanie w życiu, po czym Gosia i Marzena odwiozły nas do Cisnej, skąd ruszały autokary na linię startu w Komańczy. Zająwszy ostatni rząd siedzeń staraliśmy się jeszcze skimać, ale emocje brały górę. Dojechawszy na miejsce o 2:30 wysypaliśmy się w czarny chłód nocy i zaliczywszy szybką toaletę w pobliskiej florze ruszyliśmy do strefy startowej. Zajęliśmy w niej miejsce w połowie stawki liczącej około 650 par (w skrócie nakreślając zasady: biegnie się w parach, dystans wynosi 80km, przewyższenie 3.600m, limit czasu 16 godzin).

W końcu zaczęło się odliczanie startera, czyli organizatora festiwalu Mirka.

"Minuta!"

Ulala.

"50 sekund!"

- Adam, polazłbym jeszcze w krzaki na "dłużej"...

"40 sekund!"

- Ja pindole to grzej!

"30 sekund!"

Podczas gdy mój partner sra komuś na trawnik, mnie łapie lekkie wzruszenie - jestem u progu szarpnięcia marzenia.

"20 sekund!"

Już za chwilę.

"10 sekund!"

- Adam, jestem. 

- Hihigi.

STRZAŁ! z dubeltówki tradycyjnie rozpoczyna Rzeźnika. Ruszamy. Najpierw kilka kilkometrów utwardzoną drogę o lekkim pofałdowaniu. Biegniemy bardzo wolno. Przyjmujemy taktykę 6:00-6:30 min. na km. Przy podbiegach, na których mielibyśmy złapać zadyszkę przechodzimy do marszu. Powody wolnego tempa są dwa. Pierwszy prozaiczny: jeśli zaczniesz za szybko, to w pewnym momencie będziesz zmuszony przejść do marszu. To zaś wpłynie na wynik, jak koper na smak zupy: bardzo źle. Drugi powód był bardziej szlachetny - michciowa kostka. Gdy tydzień wcześniej poszedł do fizjoterapeuty i przedstawił problem, ten zadał tylko jedno pytanie: jak bardzo chcesz tam biec... Wstępna diagnoza wyrażona aż trzywyrazową łacińską terminologią nie wróżyła nic wesołego + 2-3 m-ce zalecanej przerwy od jakiegokolwiek biegania. Tak więc michciowa stopa stanowiła dla nas niejako bombę zegarową, która w każdym momencie, czy to z przeciążenia, czy krzywo postawionego kroku mogła zakończyć naszą przygodę...

No to biegniemy. Lecimy ciągle w dużym tłumie, ale tłoku nie czuć, droga ciągle szeroka. W pewnym momencie odwracam głowę i widzę tylko dziesiątki światełek. Cisza i podskakujące światełka. Dziesiątki, setki. Wielce intrygująca chwila. Trochę jak ze snu, trochę jak z horroru.

Po ok. 8 km wbiegamy w leśną drogę. Trochę się zacieśnia, ale już na tyle rozciągnięty wąż, że tylko chwilami robi się korek - na przejściu przez strumień czy pokonanie zwalonego drzewa. Tu odcinek w większości pod górę. Nawet sporo tu wyprzedzamy. Okazuje się, że Michcio dysponuje naturalnym, bardzo mocnym podejściem. Ledwo za nim nadążam i już widzę gdzie będzie rozdawał karty. Na ok. 13 km docieramy do pierwszego dłuższego zbiegu. Puszczamy się wolno w dół. Sugeruję by trzymać spokojne tempo, ale fala burzy nasz porządek i Michcio - jak na rumaka przystało - zaczyna na niej lekko płynąć. W końcu tracę go z oczu. Wyprzedza mnie bardzo dużo biegaczy, ale uważam, że robią błąd, więc staram się nie zwracać na to uwagi. Michcio też w pewnym momencie zwalnia, przyczekuje na mnie i wracamy do taktycznego biegu.

W końcu dobiegamy do asfaltu, czyli pierwszy punkt odżywczy i przepak (Cisna). Za nami 32 km i 4,5 h w nogach. Planowaliśmy być tu ok 8:00, jest 7:30, więc jest trochę lepiej. Ja odbieram worek z depozytu, a Michcio leci po wodę i izo. Ważne by stracić tu jak najmniej czasu. Siadamy i ekspresowo uzupełniamy zapasy, tj. wlewamy do plecaka 2,5 l płynów, wyrzucamy opakowania po zużytych żelach i magnezach i wciskamy nowe. Słońce zaczyna operować, więc smarujemy ryje. Szybko, szybko. Michcio plastruje dodatkowo stopę, bo powoli zaczyna się odzywać. Ja w międzyczasie lecę jeszcze po ryż z truskawkami i opychamy go trimigiem. Po ogarnięciu, gazem ruszamy dalej. Ważne przecież by stracić tu jak najmniej czasu. Jakże więc wielkie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że tak sprawna książkowo akcja zajęła nam prawie pół godziny!!! Toć już nawet kobita kreskę pod okiem robi szybciej! No nic, stało się. Przynajmniej nogi trochę odpoczęły. Na punkcie generalnie plasujemy się na 288 pozycji.

Od razu za punktem zatapiamy się znowu w las i po chwili od razu stromo w górę. Przed nami odcinek 17km do kolejnego punktu. Łapiemy przez chwilę trochę rytmu, po czym uzgadniamy, że pora popracować ciężej. Dobrze się rozumiemy. Michał rusza do przodu i po chwili zaczynamy mijać. Kijki, noga noga, kijki noga noga. Praca praca. Są rezultaty. Przesuwamy się powoli do przodu.

W międzyczasie robi się coraz cieplej. Znosimy to jednak dobrze. Mamy duży zapas wody, izotonika i elektrolitów. Dodatkowo żele energetyczne, batony i fiolki z magnezem (przyjęliśmy chyba z 5 dobowych dawek). Staramy się pilnować by regularnie łykać wszystko po kolei, nawet gdy brak ochoty. W biegu długodystansowym - jak nigdzie indziej - istotne jest regularne uzupełnianie paliwa. Jest to być może nawet ważniejsze niż miechy w płucach i stalowe łydki. Tym bardziej, gdy pogoda daje wciry. A tego dnia znowu gorąco. Może nie tak bardzo jak wczoraj, gdy słońce wykosiło 42% startujących w Sky Marathon, ale nadal mocno grzeje. Jak się okaże, dziś do mety nie dotrze około 150 par, a dodatkowe 150 nie zmieści się w limicie 16 godzin. To prawdopodobnie rekord w historii Rzeźnika pod tym względem.

Zatem jemy, pijemy i ciśniemy dalej. Noga ciągle podaje, więc wciąż lekko przesuwamy się do przodu. Dobrze to wpływa na psychę.

Pełną sielankę przerywa na 40 km krótki komentarz Michcia - "kostka". I wszystko jasne. A więc zaczęło się... Teraz z każdym kilometrem będzie gorzej. Na razie raczej zwyczajny dyskomfort, ale w końcu przejdzie w odczuwalny ból i tylko pytanie, kiedy zacznie nas poważnie spowalniać. Do przepaku jednak już tylko kilka kilometrów i to nas nakręca. Co więcej na tym punkcie ma pojawić się nasza paka: michałowa Marzena z dziećmi, adamowa Gosia i bezpański Biały.

W pewnym momencie kończy się szlak i wbiegamy w stokówkę (leśną gruntową drogę się znaczy). Aż korci by przespacerować się kawałek po tych bieszczadzkich Champs Elysees. I faktycznie sporo par ulega tej pokusie. Szybko ją jednak odganiamy i kontynuujemy lekkim truchtem. Znowu mijamy kilka par. W końcu w oddali prostej dostrzegamy przepak (Smerek). Czyli właśnie dobiegamy do 49km. Plasujemy się obecnie na 235 pozycji - to był dobry odcinek.

Wbijamy się w przepak i przybijamy piątkę z ekipą, którą zresztą szybko zaprzęgamy do uzupełnienia braków w plecaku. Szamamy kolejną porcję ryżu z truskawkami, pomarańcze i inne biegowe pierdeksy. Decydujemy się jeszcze na szybkiego toy toya, bo najwidoczniej 2 stoperany nie w pełni wywiązują się ze swych obowiązków. Zmieniam dodatkowo buty (ma padać, a te mają lepszy bieżnik) i ruszamy dalej. Wsparcie ekipy znacznie usprawniło nasze działania na punkcie i dzięki niemu wybiegliśmy w trasę o całe... 31 sekund szybciej niż poprzednio. Patologia...

No dobra, lecimy. Za nami już całkiem spory kawał. Jest całkiem dobrze. Morale dopisują. Oby jeszcze ta pindolona kostka wytrzymała.

Chwilę za punktem skręcamy znowu w las. Przed nami do zdobycia jeszcze 2 szczyty + 1 mały popierd na koniec (z 5 ogółem). Podobnie jak poprzednio dajemy sobie około 10 minut na wejście w rytm, po czym znowu przestawiamy przerzutki na mocniejsze tryby.

Dla samomotywacji i zabicia czasu zaczynam liczyć mijanych zawodników. Dodaję, gdy mijamy i odejmuję, gdy ktoś łyka nas. Liczba powiększa się dość regularnie, aż osiąga 50-60, po czym złowrogo się zatrzymuje i zaczyna się kolebać raz w jedną, raz w drugą stronę. Okazuje się, że na podejściu kostka nie przeszkadza i szło dobrze, to gdy doszliśmy do górnych rejonów wypłaszczeń i zbiegów, to nasze tempo biegu jest już na tyle asekuracyjne, że trudno utrzymać pozycję. Żeby tego było mało, od tego też miejsca, z zadziwiającą precyzją, co kilka kilometrów Michcio rozpoznaje u siebie jakąś nową dolegliwość, kontuzję i uraz. 55km: lewe kolano, 60 km: podpicie pięty, 65km: prawe kolano i coś obok, 70km: ramiona (że co????), 75km: wszystko.

Tak więc nie forsowaliśmy. Mieliśmy spory zapas do limitu biegu, więc głupio byłoby ryzykować, że coś w końcu puści. Tu też fajnie wyszła kwestia uzupełnienia się naszego teamu. Podczas gdy do półmetka to głównie Michcio prowadził i narzucał tempo, to od tego momentu ja przejąłem pałeczkę, jednocześnie stwarzając Michciowi dobrą okazję, by schować się w cieniu mojego kebabowego brzucha.

Naturalnie nieustannie wciągamy żele, batony i masy wody. Wydaje się, że kryzys energetyczny, ani słoneczny nam nie zagraża. Wręcz przeciwnie, na 60 km biegnie mi się tak dobrze, że w myślach myślę, że mógłbym tak biec i do 100ki (ale spokojnie - na 62km już wszystko wraca do "normy").

Kolejny punkt odżywczy (Roztoki) zlokalizowany jest na 68km. Dzielące nas od niego podejście pod Okrąglik dłuży się w nieskończoność. Co chwila wydaje się, że to już koniec, a tu dupa zbita i trzeba dziagować dalej i dalej. Wreszcie osiągamy szczyt i teraz w dół. Zbieg dość stromy, więc my bardzo ostrożnie. Mija nas sporo osób. Dobijamy w końcu do wypłaszczenia i teraz już tylko 2km płaskim jak stół asfaltem.

Z oddali dostrzegamy wreszcie przepakową krzątaninę i jej odgłosy. Na punkcie już czeka nasza ekipa, tym razem powiększona o adamowych rodziców i siostrzenicę. Obecność wsparcia najbliższych daje szalonego kopa. Mama Basia, znana warmińska chórzystka wnet dominuje dopingiem nad resztą kibiców, jednoznacznie rozwiewając wątpliwości czy 3Bro jest najlepszą ekipą na świecie.

Meldujemy się tu na 200 pozycji więc fajnie poszło. Tradycyjnie staramy się szybko uzupełnić co trzeba i wypruć na kolejny, ostatni już odcinek. I faktycznie tu nam się to w miarę udaje, bo spędzamy tu "jedynie" około 10 minut. Obsługa punktu polewa nas jeszcze solidnie prysznicem z 5 litrowych butelek i jesteśmy gotowi do wyjścia. Według sprzecznych informacji mamy przed sobą jeszcze 11-14 km więc szacujemy 1,5-2h do mety. Jakże się przeliczyliśmy...

No ale lećmy. W super nastrojach żegnamy się z prywatnymi kibicami, w szczególności z Białkiem, którego obecność na mecie poddajemy w sens, jeśli miałby się stawić bez Ballantinesa... Wchodzimy w przedostatnią górę w kierunku Hyrlatej. Jest już bardzo luźno, o wężyku mowy być nie może. Zawodnicy oddaleni są od siebie o kilkadziesiąt metrów.

Podejście przeciąga się potwornie. Momentami mocne, ale przede wszystkim bardzo długie. Znowu, co chwila szczytowa fatamorgana. Zmęczenie już bardzo duże. Tempo więc spada coraz bardziej. Ale, że postanowiliśmy sobie, że przynajmniej do 70km na płaskim biegniemy, to staramy się dotrzymać słowa. Michałowi dodatkowo dochodzi jeszcze jedna kontuzja - tym razem kontuzja okrężnicy. Co chwila przebąkuje coś tam o jakichś krzakach.

Osiągamy w końcu szczyt i zaczynamy zbieg. Duże słowo, bo stopa Michcia pozwala już jedynie na 2 bieg. Dobre i to. W pewnym momencie mijamy jeden zespół, gdzie jeden chłopak rozmasowuje kolana koledze. Pytamy czy może chcą zamrażacz - prawie nas wycałowali. Zresztą takich sytuacji było więcej, gdy ktoś z załogi siedział na regeneracji, a jego partner robił co się da, by wskrzesić partnera - czyli raczej niewiele:( To również ciekawy i unikalny aspekt Rzeźnika.

Zbiegamy wreszcie do podnóża Hyrlatej. Przed nami już tylko jakieś 4km do mety. Ja pindole to wręcz mniej niż 1 Park Run. Prawie to mamy. Dzieli nas już tylko ta górka popierd, więc będzie rach ciach i feta. Przeskakujemy po kamieniach przez podnóżową rzekę i od razu wgryzamy się w podejście. Komentarze kibiców, że ten popierd da nam ostro w kość puszczamy mimo uszu. Ale gdy naszym oczom ukazuje się zbocze, stajemy prawie jak wryci. Ta mała góra jest jak te małe upierdliwe psy sarenki, mniejsze od kota, a bardziej zajadłe i drące ryja niż wilczur. No ale nic nie poradzimy, trzeba iść. Krok za krokiem, kroczek za kroczkiem. Powolutku. Ziemia wolno, ale regularnie przesuwa się pod naszymi nogami i z każdym metrem bliżej mety. Już wiemy, że nie ma szans by pokonać ten odcinek w 1,5-2 godziny. Realne raczej 3.

Wreszcie osiagamy wierch. Chwilę za nim rozpoczyna się zejście. Upragnione. Już nie będzie ni metra w górę. Zostały jeszcze tylko 2km, czyli 1 / 40 tego, co już przebyliśmy. Zakładam zatem słuchawki by tradycyjnie (tzn. drugi raz w biegowym życiu) włączyć Budkę Suflera "Pieśń niepokorną", która pomaga mi wstrzelić się w moment totalnej satysfakcji i szczęścia płynącego z faktu ukończenia takiego biegu.

Michał wysunął się teraz na przód. W zasadzie idziemy, nogi Michała odmawiają biegu. Ja już spokojny, że to mamy. Jakkolwiek to zabrzmi, to w tym momencie czułem już komfort, że nawet jak mu ta kostka się teraz rozpadnie na mak, to się przecież jakoś doczołgamy.

Wyjmuję zatem z plecaka butelkę i wylewam z niej resztę wody - zbędny już bagaż. Wyjmuję drugą butelkę - robię to samo.

I w pewnym momencie podnoszę głowę i widzę jak Michał rusza do przodu. Nie trzeba - nikogo za nami. - nikogo przed nami. Ale on rusza. Sam z siebie. Najwolniej i najbardziej strudzenie, jak można sobie tylko wyobrazić. Nic ten bieg już nie zmieni, nie ma żadnego znaczenia. Prócz jednego - bo biegnie się do końca...

Adam Ilkiewicz


Festiwal triathlonu w Poznaniu - weekend pełen sportowych emocji

$
0
0

Już wkrótce do stolicy Wielkopolski zawita tysiące pasjonatów pływania, jazdy na rowerze i biegania. 29 czerwca 2018 rozpocznie się Super League Triathlon Poznań - prawdziwe multisportowe święto, najbardziej innowacyjna i przełomowa impreza triathlonowa w Europie. W ramach tego wydarzenia w okolicy Jeziora Maltańskiego rozgrywane będą m.in. rywalizacja czołówki światowego triathlonu w ramach wyścigów kwalifikacyjnych nowatorskiego cyklu SLT, zmagania amatorów na trzech dystansach indywidualnych i jednym drużynowym, Mistrzostwa Polski Policji w Triathlonie czy Semilac Women Run. Oprócz sportowych emocji odwiedzający Poznań mogą liczyć również na moc atrakcji przygotowanych przez organizatorów.

Poznań uznawany jest za kolebkę polskiego triathlonu. To w podpoznańskim Kiekrzu w 1984 roku rozegrano pierwsze w kraju zawody triathlonowe, a lokalny oddział TKKF tworzył zręby organizacyjne triathlonu w Polsce. Od 2013 roku, w 5. kolejnych edycjach poznańskiego triathlonu wystartowało ok. 12 tys. zawodników! W tym roku poznańska impreza otwiera nowy rozdział w historii tego sportu, za sprawą wyścigów kwalifikacyjnych innowacyjnego cyklu Super League Triathlon. Jednak rywalizacja jednych z najlepszych triathlonistów na świecie w nowych, pełnych emocji formułach to nie jedyna propozycja organizatorów tego wydarzenia. W weekend 29 czerwca - 1 lipca odwiedzający Poznań będą mogli być częścią jedynego w swoim rodzaju święta sportu.

Święto triathlonu dla każdego

Ponad 50 zawodników ze ścisłej czołówki światowego triathlonu zapowiedziało swój start w wyścigu kwalifikacyjnym triathlonowej “Ligi Mistrzów”. Cykl SLT to innowacyjne, szybkie i emocjonujące formaty, dzięki którym wyścig jest nie tylko większym wyzwaniem dla zawodników, ale przede wszystkim prawdziwą gratką dla kibiców, ponieważ rywalizacja w triathlonie nigdy wcześniej nie była tak ekscytująca i atrakcyjna do oglądania. To także niepowtarzalna okazja dla pasjonatów triathlonu z całej Polski, aby wystartować w ramach jednego wydarzenia z najlepszymi zawodnikami na świecie. W ramach imprezy odbędą się starty amatorów na trzech dystansach indywidualnych (112,99 km, 56,5 km oraz 28,25 km), a także start drużynowy na dystansie 56,5 km.

W sobotę 30 czerwca rozegrane zostaną Mistrzostwa Policji w Triathlonie o Puchar Komendanta Policji Wojewódzkiej w Poznaniu na dystansie 112,99 km. To świetna okazja by kibicować i okazać wsparcie ludziom, którzy na co dzień ryzykują swoim zdrowiem, aby zapewnić mieszkańcom Wielkopolski bezpieczeństwo, a przy okazji podziwiać zmagania najbardziej wysportowanych policjantów w województwie.

Następnego dnia będzie miał miejsce start “Złotej Fali” kobiet na dystansie 56,5 km. Jest ona częścią projektu “Kobiety są na wagę złota nakręca LIV”, dedykowanemu zwiększeniu zaangażowania kobiet w triathlon. Częścią tej inicjatywy jest również Semilac Women Run, bieg kobiet na dystansie 5,4 km. Z każdego pakietu startowego 10 złotych zostanie przeznaczone na działania związane z aktywizacją zawodową kobiet w Polsce.

Moc atrakcji dla kibiców

Organizatorzy nie zapomnieli również o kibicach, rodzinach i przyjaciołach wszystkich pasjonatów triathlonu, którzy odwiedzą Poznań na przełomie czerwca i lipca. Oprócz ekscytującej i pełnej emocji rywalizacji jednych z najlepszych triathlonistów na świecie, zmagań amatorów, Mistrzostw Policji w Triathlonie i innych wydarzeń towarzyszących, na fanów czekać będzie mnóstwo atrakcji. Pokazy FlyBoardu - ekstremalnego sprzętu, który pozwala latać kilka metrów nad powierzchnią wody, czy też ogromny park trampolin przygotowany przez Energy Park to tylko niektóre z propozycji oferowanych przez SLT Poznań. Z pewnością każdy, kto zdecyduje się na przyjazd do Poznania nie będzie się nudził. Zapowiada się najbardziej emocjonujący multisportowy weekend tego roku, niezapomniane wydarzenie dla całej rodziny. Jeżeli jesteś fanem sportu - nie może Cię tam zabraknąć!

Super League Triathlon Poznań 2018 potrwa od 29 czerwca do 1 lipca 2018 r. Współorganizatorem i patronem honorowym wydarzenia jest Miasto Poznań. Sponsorami imprezy są firmy Ciech, Veolia, Itaka, Cisowianka, Firma Karlik, Aquaspeed oraz Diamant. Więcej informacji oraz rejestracja na stronie www.superleaguepoznan.com.

mat. pras,


 

 

Bieg Azotowy: upalny, idealny… i darmowy [ZDJĘCIA]

$
0
0

Płaska dziesiątka, pakiet startowy z koszulką, ładne medale, na trasie dużo wody, zarówno tej do picia, jak i w postaci kurtyny wodnej… A to wszystko za darmo! Tak można podsumować Bieg Azotowy, który odbył się w Kędzierzynie – Koźlu w ramach obchodów Dni Chemika 2018. Choć do opisu można jeszcze dodać towarzyszący biegowi festyn, obchody Dnia Dziecka, rzesze kibiców i muzykę na żywo. Aż niewiarygodne, że w dobie komercji takie imprezy jeszcze istnieją!

Bieg Azotowy to impreza z wieloletnią tradycją, widniejąca w kalendarzach wielu biegaczy. Mówią wprost, że nie ma takiej drugiej w regionie – wszystkie inne są płatne a i o tak wysoki poziom organizacji trudno, nawet tam, gdzie trzeba swoje zapłacić. Jeszcze jakiś czas temu odbywały się biegi bez opłat startowych, ale ich organizatorzy musieli się wycofać ze swojej polityki ze względu na spore koszty ponoszone z powodu zawodników, którzy nie przyjeżdżali na zawody mimo zapisów. Tak było na przykład ze Strzeleckim Biegiem Ulicznym im. Euzebiusza Ferta. Bieg Azotowy trzyma się mocno i podnosi poziom z roku na rok. Nie ma co ukrywać, że głównie dzięki sponsorowi – Zakładom Azotowym S.A., na terenie których odbywa się impreza.

Zawodnicy mieli do pokonania trzy okrążenia. Trasa była płaska, ale w większości mocno nasłoneczniona. Termometry w czasie biegu pokazywały 35 stopni Celsjusza. Na szczęście organizatorzy przygotowali się na taką sytuację, wystawiając sporo wody do picia oraz uruchamiając kurtynę wodną.

- Trasa jest płaska, trochę kostki, trochę asfaltu. Na pewno można na niej szybko pobiec przy lepszych warunkach pogodowych. Wielki ukłon w stronę organizatora za zapewnienie odpowiedniego nawodnienia i kurtyn wodnych. Niestety, organizatorzy często o tym zapominają, ale tutaj było na medal – chwalił zwycięzca Przemysław Chatys z Klubu Sportowego Koziołek Kędzierzyn – Koźle. Trasę pokonał w rewelacyjnym jak na upał czasie 33:58, wygrywając z przewagą ponad dwóch minut. - Było założenie, żeby wygrać, ale dzisiaj to nie pogoda na super wyniki. Jest okropny skwar. Potraktowałem to jako kolejne ogniwo przygotowań do innych startów – przyznał. Zapytany o taktykę na bieg w tropikalnych warunkach wyliczał: - Na pewno dobre nawodnienie, trzeba pić więcej niż w chłodniejsze dni. Należy pamiętać o nakryciu głowy i nie przesadzać z intensywnością biegu. Na pewno w takich warunkach jest inna taktyka.

- Biegło się strasznie – mówił na mecie Mariusz Rębisz z Raciborza, który przyjechał na bieg razem z żoną Agnieszką: - Ja jeszcze biegłam z kontuzją, więc dzisiaj tylko tak, żeby przebiec – mówiła skromnie, choć do mety dotarła jako czwarta kobieta, zajmując drugie miejsce w swojej kategorii. – W Kędzierzynie – Koźlu startowaliśmy pierwszy raz i jesteśmy zadowoleni. Poszło dobrze, wygrałem swoją kategorię wiekową. Wydaje mi się, że to jest jakieś przyzwyczajenie organizmu. Bieganie to nasz styl życia. Biegaliśmy w ekstremalnych warunkach: przy -15 stopniach, maraton w upale takim jak dzisiaj… A konkurencja była duża. Ogólnie poziom imprezy jest bardzo wysoki.

Jako drugi do mety dotarł Piotr Bieliński (36:16) a podium zamknął Łukasz Błach (36:34). Wśród pań najlepsza była Adrianna Dulska, która uzyskała wynik 41:45. Przez niemal cały dystans deptała jej po piętach Monika Bielińska, której w pewnym momencie niewiele brakowało do wyprzedzenia liderki. Ostatecznie ukończyła rywalizację na drugim miejscu z czasem 42:43. Trzecia była Justyna Czekaj (48:48). Osobno nagrodzono też pracowników Grupy Azoty.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Upalny 11. Bieg Marszałka, ale… „Taka okazja zdarza się raz na sto lat” [ZDJĘCIA]

$
0
0

Gdzie lepiej uczcić pamięć marszałka Polski Józefa Piłsudskiego niż w Sulejówku? Zwłaszcza w rocznicę stulecia odzyskania niepodległości. 

W sobotę odbył się już 11. Bieg Marszałka. Po raz kolejny dopisało słońce, którego tradycyjnie było w nadmiarze. Patrząc na podium można było przeżyć małe deja vu. Dobrze się spisali ubiegłoroczni zwycięzcy, którzy obronili wartościowe trofea. Tradycyjnie puchary dla najlepszych zawodników ufundował Prezydent RP. Nie była to jednak edycja jak każda inna.

Zawody organizowane są z okazji osiedlenia marszałka w Sulejówku. Od czerwca 1923 roku dworek „Milusin”, przez prawie trzy lata stał się domem dla Józefa Piłsudskiego i jego rodziny. W setną rocznice odzyskania niepodległości miało to szczególny wymiar. Wielu ze startujących nie wyobrażało sobie, żeby mogło ich tu zabraknąć. Jeszcze przed biegiem spotkaliśmy mężczyznę w czerwonej koszulce z napisem „Polska”, który, jak się później okazało, na start przyjechał wprost z Poznania, z towarzyskiego meczu drużyny Adama Nawałki z Chile. – Tu trzeba być – podkreślił z dumą.

Zanim zaczęło się ściganie, biegacze przeszli w okolice wspomnianego dworku. Tam wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego i złożyli kwiaty przy Kopcu Współtwórców Niepodległej. Następnie, w honorowym przemarszu udali się na miejsce startu ostrego.

Do pokonania było tradycyjne 10 km. Trasa składała się z trzech rund. Finiszowano na stadionie przy miejscowej szkole. Organizatorzy przygotowali się na trudne warunki atmosferyczne. Na każdej pętli rozstawione były aż trzy stanowiska z wodą. Można było też korzystać z kurtyny wodnej.

Od początku prowadził Michał Bernardelli, który zostawił w tyle... nawet uczestników biegu towarzyszącego na 3 km. Doświadczony biegacz wygrał mimo kontuzji, z którą boryka się od dłuższego czasu. Na mecie uzyskał wynik 34:24 i obronił tytuł (rok temu czas 32:56).

– Chciałem tu wystartować, nawet gdyby noga miała mi się urwać. Raz na sto lat jest taka okazja. Pogodę organizatorzy chyba tu specjalnie zamawiają, ale rok temu było jeszcze cieplej. Cieszę się z wygranej, ale... czas jest słaby. Kontrolowałem tempo, bo wiem co tu się może stać jak się za szybko zacznie – mówił na mecie Michał Bernardelli.

– Faktycznie w tym roku mało startuje. Był tylko Bieg SGH i Ekiden. Reszta to rozbiegania po 11 km. Zdaje sobie sprawę, że moja noga wciąż nie jest w pełni sprawna. Póki co trzeba się wziąć do roboty. Mam zaliczenia ze studentami, sesja, czeka mnie jeszcze konferencja naukowa... Chce to zrobić przed porodem (Iwona Bernardelli - red.), żeby mieć jak najwięcej czasu dla żony i dziecka – dodał nasz rozmówca.

Wśród pań najlepsza była Edyta Miesiak. Biegaczka również prowadziła od samego początku i także obroniła tytuł. Na mecie zameldowała się z czasem 41:00, o 18 sekund poprawiając swój wynik z poprzedniej edycji.

– Ciesze się z wygranej, ale było dziś dla mnie za gorąco. Nawet nie wiem czy ktoś mnie atakował, bardziej to ja walczyłam z gorącem. Kolegą próbował mi biec na 4:05 min/km, ale z czasem to się zaczęło rozmywać. Na pewno wygrana w takim historycznym biegu to też coś szczególnego – mówiła tuż za metą Edyta Miesiak.

Wśród uczestników startujących w amortyzowanych butach i „oddychających” koszulkach nie zabrakło też reprezentantów wojska czy straży pożarnej, którzy z trasą i palącym słońcem mierzyli się biegnąc w pełnym umundurowaniu. Jednemu ze startujących w tej kategorii trzeba było udzielić pomocy medycznej. Wygrał szer. Michał Makowski z 2. Ośrodka Radioelektornicznego, który uzyskał rezultat 37:01.

– Na studiach trenowałem w AZS AWF Warszawa, biegałem na 400 i 800 m. To na pewno mi pomaga. Po zakończeniu nauki zdecydowałem, że w wojsku będę mógł się dalej rozwijać i łączyć to ze swoją pasją. Mamy dużo imprez wojskowych, w środę biegliśmy na mistrzostwach 16 dywizji w półmaratonie, dlatego dziś biegło mi się średnio. Nie zdążyłem się zregenerować. Wiadomo, że w tym mundurze i butach to było ciężko. Kolega narzucił mocne tempo. Po 3 km to stopy mi się paliły… – opowiadał na mecie zwycięzca kategorii Służby Mundurowe.

W imprezie wzięło udział łącznie 590 osób, w tym 409 w biegu głównym. W zmaganiach memoriałowych im. Haliny Zielińskiej na dystansie 3.1 km wygrali Adrian Szewczyk z wynikiem 12:45, oraz Marlena Kowalczyk z rezultatem 17:06.

Bieg Marszałka na głównym 10-kilometrowym dystansie zaliczany był do Ligi Festiwalu Biegów w klasyfikacji Najlepszy Biegacz 5-10-15.Finał zmagań odbędzie się w dniach 7-9 września w Krynicy-Zdroju.

Mężczyźni:

1. Michał Bernardelli - 34:24
2. Aleksander Krzempek - 34:53
3. Piotr Podstawka - 35:19

Kobiety:

1. Edyta Miesiak - 41:00
2. Karolina Lewandowska - 43:07
3. Anna Stolarczuk - 44:42

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


Medale MP Skyrunning Classic rozdane [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Po ledwie tygodniowej przerwie po Rzeźniku Sky Ultra, do walki o medale MP Skyrunning powrócili specjaliści od biegów wysokogórskich. W Zakopanem w ramach 11. Biegu im. druha Franciszka Marduły rywalizowano na dystansie klasycznym.

Ultra upał, ultra trasa. Ultra pogrom, ultra mistrzowie... Bartosz Gorczyca i Magdalena Łączak mistrzami Polski w Ultra Skyrunningu!

Nowością 32-kilometrowej trasy była Przełęcz Świnicka, omijana do tej pory przez Liliowe ze względu na śnieg. Pobiegła krajowa czołówka, choć zabrakło obrońcy tytułu Bartłomieja Przedwojewskiego. Pobiegli za to uczestnicy mistrzostw rzeźnickich, m.in. Bartosz Gorczyca i Robert Faron. Ten pierwszy nie ukończył biegu, drugi zajął ponownie czwarte miejsce. 

Najlepiej poradzili sobie Marcin Świerc i Mirosława Witkowska. Ten pierwszy stoczyła zacięty pojedynek o złoto z Marcinem Rzeszótko. Na mecie obu biegaczy dzieliła mniej niż minuta. 

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Świerc Marcin - 3:01:08
2. Rzeszótko Marcin 3:02:01
3. Michulec Jacek - 3:10:41
4. Faron Robert - 3:14:17
5. Gutt Piotr - 3:15:21

Kobiety:

1. Witowska Mirosława - 3:40:19
2. Januszyk Iwona - 3:45:44
3. Wywłoka Paulina - 3:49:44
4. Majer Ewa - 3:54:55
5. Kwiatkowska Kinga - 4:05:30
 

 

red.

fot. Skyrunning Poland / Jacek Deneka - Ultra Lovers


Wizz Air Katowice Half Marathon – gorrrrący debiut z przygodami i... epilogiem [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Katowicach zadebiutowała pierwsza impreza biegowa pod szyldem linii lotniczej Wizz Air. Na starcie biegów rozgrywanych na trzech dystansach stanęło prawie trzy tysiące osób. Było bardzo radośnie, różowo i… niesamowicie gorąco. Zarówno za sprawą sportowych emocji, jak i prawdziwie tropikalnej aury.

Podczas finiszu półmaratończyków termometry w cieniu pokazywały 34 stopnie Celsjusza, asfalt topił się pod butami a powietrze zdawało się stać w absolutnym bezruchu. W tych tropikalnych warunkach najlepiej poradzili sobie ciemnoskórzy zawodnicy z Benedek Team, choć nawet oni na mecie przyznali, że było ciężko.

Zwycięzcą 1st Wizz Air Katowice Half Marathon został Kenijczyk Abel Kibet Rop, którzy przekroczył metę z czasem 1:11:05. Jego rodak Hoea Tuei stracił 35 sekund (1:11:40). Podium dopełnił najszybszy Polak Tomasz Wróbel z Dzięgielowa (1:18:42).

Wśród kobiet nie było zaskoczenia: dwie Kenijki prowadziły ramię w ramię, uciekając rywalkom. Ostatecznie jako pierwsza do mety dobiegła Christine Oigo (1:20:32) a drugie miejsce zajęła Yunes Onyancha (1:21:09). Na trzecim miejscu wyścig ukończyła Agnieszka Kobierska (1:30:34).

Niespodziankę sprawiły za to kobiety biegnące 10 km. Tutaj zwyciężczynią została Polka, która zostawiła za sobą Węgierkę i Kenijkę z grupy Benedek Team. Agnieszka Gortel-Maciuk pojawiła się na mecie z czasem 39:11, jako trzecia zawodniczka open a przy tym… nadłożyła trasy.

– Warunki pogodowe były straszne dla nasz wszystkich, ale ja wczoraj nigdzie nie startowałam a podejrzewam, że moje rywalki owszem, jak to mają w zwyczaju – skomentowała po biegu zwyciężczyni. - Mimo, że jestem „lokalsem” i znam Katowice a przed biegiem przestudiowałam mapę biegu, w pewnym momencie okazało się, że biegniemy nieprawidłową trasą. Miałam czarną dziurę w głowię, nie wiedziałam, dokąd biec… Był stres, że to już po biegu i możliwe, że to on wyzwolił adrenalinę, która potem pozwoliła wygrać. Nie nastawiałam się na tak łatwą współpracę z rywalką z Węgier. Kenijki się nie obawiałam, bo widziałam, że miała ostatnio słabsze wyniki. Razem z Węgierką zgubiłyśmy trasę, razem na nią wracałyśmy, doganiając pozycje. Dołożyłyśmy około kilometra. Ale takie rzeczy się zdarzają, wszędzie i każdemu. Nie ma się co rozczulać – łagodziła sytuację zawodniczka, przepraszając jednocześnie za złość na mecie.

Jak udało się nam ustalić, zawiódł czynnik ludzki: - Obsługa trasy się pogubiła, przez co złą trasą pobiegło około dwudziestu osób – wyjaśnił dyrektor biegu Mateusz Banaś. Dodał jednak, że czołówka miała taką przewagę, iż pomyłka nie wpłynęła na końcowy wynik rywalizacji. Podium pań dopełniły Zita Kacser (40:00) oraz Hellen Kimutai (41:37).

Wśród mężczyzn na 10 km najlepsi okazali się Moses Kipruto Kibire (35:58), Mark Rotich (36:24) oraz Piotr Basiński (39:29).

Zwycięzcą biegu na dystansie 5 km został Adam Jamiński (16:13), drugie miejsce zajął Mateusz Wolnik (16:23) a trzecie Aleksander Zięba (16:31). Trzy najszybsze kobiety to: Michalina Mendecka (18:45), Dalia Delewska (19:07) oraz Iwona Jankowska (20:16).

– Było potwornie gorąco i duszno, trochę odpuściłam, nie chciało mi się już gonić – przyznała na mecie Dalia Delewska. Nie była jedyną, której rekordowo wysoka temperatura dała się we znaki. Na szczęście organizatorzy zadbali o odpowiednią ilość wody na trasie i mecie.

W wyścigu nordic walking, który jest swoistą ciekawostką – żadna z imprez Wizz Air’a nie ma takiej konkurencji w ofercie, niedościgniony okazał się Bogdan Cyrus. 5 km pokonał w czasie 29:54. – Trasa była fajna, ale trudna. Było strasznie gorąco – podsumował krótko.

Drugi do mety dotarł Ryszard Kłyś (31:53) a trzeci Marian Adamus (33:26). Trójka najszybszych pań to: Katarzyna Wolniewicz (34:35), Katarzyna Marondel (35:55) oraz Teresa Warchalska (36:01).

Najszybsze sztafety 4x5km to ParkRunKatowice (1:15:27), ITMBW Kraków (1:16:46) i Retro Runners (1:19:40).

Na mecie pojawiło się niewielkie zamieszanie związane z medalami. Dla finiszujących na dystansie 5 km brakło trofeów, wiec wolontariusze wręczali te z 10 km, a kiedy zawodnikom z dychy także zabrakło… otrzymali medali z półmaratonu, których nie starczyło dla wszystkich. Jak udało się ustalić, zawinił dostawca medali: – Nie dowieziono nam na czas czterech kartonów z medalami, stąd zamieszanie. Dostarczono ja pół godziny później i prawie wszyscy otrzymali właściwe medale – zapewnił dyrektor imprezy. Ci, którzy nie doczekali rozwiązania sprawy i do domów wrócili bez medali, otrzymają je listownie.

Wszyscy zawodnicy otrzymali na mecie ciepły posiłek a czas oczekiwania na dekoracje umilały występy artystyczne. Śląskim akcentem była też orkiestra, która zagrała przed startem. Mimo niedociągnięć, które zawsze pojawiają się tam, gdzie ktoś się stara, debiut nowej imprezy można uznać za udany. Tak został on odebrany przez wielu uczestników, z którym rozmawialiśmy, i którzy już zapowiadają udział w kolejnej edycji.

KM


1 Mila rozruszała Quebonafide. Mistrz Polski w pożyczonych butach [ZDJĘCIA]

$
0
0

W niedziele na stadionie warszawskiego AWF bieżnia paliła się pod nogami uczestników. I to dosłownie. 2. Otwarte Mistrzostwa Polski w Biegu na 1 Milę rozpaliło piękne, ale uciążliwe słońce.

Blisko 350 amatorów mogło poczuć się jak uczestnicy mityngu z prawdziwego zdarzenia. Czekały na nich m.in. spersonalizowany numery startowe, kamery i relacja rodem z telewizji z przekazem na duży telebim. Takiej oprawy nie powstydziłoby się wiele lekkoatletycznych imprez, nic dziwnego, że na starcie pojawiło się wielu miłośników biegania z całego kraju. Czasami pokonywali spory dystans, by uczestniczyć w zawodach na 1609 m.

– Przyjechaliśmy z Bytomia. Musieliśmy wstać o 5 rano, żeby tu dotrzeć. Ale się opłaca. To będzie nasz drugi start w tej imprezie. Tu człowiek czuje się jak profesjonalista. Dodatkowo na takich krótkich dystansach rzadko się biega. Mam już na koncie sześć maratonów, ale sprawdzenie się na mili to wyzwanie. Jest ciężko, bo trzeba dać z siebie sto procent w krótkim czasie. Na 5 czy 10 km jest więcej miejsca na rozłożenie sił - mówiła przed biegiem Iwona Zamojska z Miechowickiej Grupy Biegowej.

Jedną z gwiazd imprezy była brązowa medalistka mistrzostw Europy w biegu na 800 m - Joanna Jóźwik, która uczestniczyła w pierwszych seriach, a także w biegu z gwiazdami i dziennikarzami. Duże zainteresowanie wzbudziło też pojawienie się rapera Quebonafide. Jego „Egzotyka” była najlepiej sprzedającym się albumem 2017 roku w Polsce (posłuchaj).

W swojej serii Que uzyskał czas 6:02.75 i był trzeci (!), przegrywając tylko z Sławomirem Szczęsnym, dyrektorem Półmaratonu Praskiego i Sebastianem Milą, byłym reprezentantem Polski w piłce nożnej.

– To chyba pierwszy bieg w jakim wystartowałem. Sam klimat i atmosfera były rewelacyjne. To było trochę przerwanie takiego marazm, bo przez dwa ostatnie tygodnie prowadziłem trochę zasiedziały tryb życia; albo siedziałem w chacie, albo jeździłem na koncerty. Stwierdziłem, że to za dużo i trzeba się poruszać. Jutro chyba pójdę za ciosem i też skoczę pobiegać. Na pewno kondycja przydaje się na koncertach – dzielił się wrażeniami popularny raper.

– Nie powiem, że unikam aktywności. Grałem długo w piłkę, ale z racji rozjazdowego trybu życia trudno zebrać ekipę. Dawniej graliśmy mecze przed koncertami z naszymi fanami, teraz skala się trochę powiększyła i ciężko byłoby to ogarnąć. Ale jeśli mam tylko okazje, to staram się pójść na siłownie – zapewniał po swoim biegu Quebonafide.

Zwycięzca mistrzostw wyłoniony został w ostatniej, dziewiętnastej serii. Po zaciętym pojedynku szarfę w glorii zwycięzcy przerwał Daniel Żochowski. Dystans 1609 m pokonał w 4:25.01. Triumfator do ostatnich metrów toczył zacięty bój z Piotrem Mielewczykiem, który rywalizował w kategorii Pro (dla zawodników z licencją PZLA - red).

– Piotrek prowadził praktycznie cały dystans, ja nie wiedziałem trochę na co mnie stać. Poczułem, że na ostatnich 300 metrach mam trochę sił i warto spróbować. Jestem zadowolony, bo końcówka była bardzo szybka – mówił po biegu Daniel Żochowski.

Triumfator zmagań, wystartować musiał w pożyczonych „kolcach”, bo w trakcie rozgrzewki ktoś „pożyczył” sobie jego worek butami. Chyba już na zawsze, bo do końca imprezy sprzęt się nie znalazł. – Moje zostały skradzione. Nie wiem po co komu stare buty? Na szczęście z pomocą przyszedł kolega z drużyny, który pożyczył mi swoje. Dobrze, że miał taki sam rozmiar. Teraz po wygranej, może jak się zgodzi to odkupię – żartował zwycięzca.

Najlepszy wynik w rywalizacji pań uzyskała Kinga Reda, która cztery okrążenia wokół bieżni pokonała w 5:12.96. Na fetowanie zwycięstwa musiała czekać dwie serie, aż do zakończenie zawodów. Była bowiem szansa że zawodniczka startująca, w kolejnym rzucie uzyska lepszy rezultat.

– Emocje były do samego końca. Patrzyłam na czas innych zawodniczek. Uważam, że się poprawiam, ale nie można nikogo lekceważyć. Może to będzie akurat dzień kogoś innego... – opowiadała triumfatorka. – Oczywiście ciesze się z wygranej. Zrobiłam wszystko na co mnie obecnie stać, biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę, przygotowanie, tryb życia, więcej nauki i mniej snu... Rzadko startuje na tak krótkich dystansach, ale jest fajnie. To dłużej niż 800 m, więc można użyć wytrzymałości, a nie tylko szybkości.

– Pogoda mi osobiście nie przeszkadzała. Ostatnio biegam często w takiej temperaturze. Trzeba się przygotować do tej pory roku – dodała Kinga Reda.

2. Otwarte Mistrzostwa Polski amatorów w biegu na mile rozegrane zostały pod patronatem PZLA. Dodajmy, że zwycięzcy poprawili wyniki osiągnięte przez ubiegłorocznych mistrzów. Wśród mężczyzn o 9 sekund, a wśród pań aż o 28.

1 Mila – wyniki:

Mężczyźni:

1. Daniel Żochowski - 4:25.01
2. Paweł Rozmaniec - 4:31.77
3. Rafał Wronowski - 4:33.89

Kobiety:

1. Kinga Reda - 5:12.96
2. Dominika Dawidziuk-Gosk - 5:21.28
3. Izabela Barwnicka - 5:31.36

Kat. PRO

1. Piotr Mielewczyk - 4:25.74

1. Mariola Ślusarczyk - 5:46.27

RZ


Agnieszka Jerzyk ponownie triumfuje, a Matthew Nelson kradnie show w trakcie Enea IRONMAN 5150 Warsaw

$
0
0

Matthew Nelson (GBR) z dużą przewagą wygrywa gorący wyścig Enea IRONMAN 5150 Warsaw, a Agnieszka Jerzyk (POL) drugi rok z rzędu staje na najwyższym stopniu podium wśród kobiet. Ponad 1200 triathlonistów przekroczyło linię mety zlokalizowaną w tym roku na Bulwarach Wiślanych.

W strefie zmian zlokalizowanej nad Zalewem Zegrzyńskim, po etapie pływackim pojawiła się grupa 5 zawodników elity, z parosekundową różnicą. Wśród nich był Matthew Nelson oraz ubiegłoroczny zwycięzca Aliaksandr Vasilevich (BLR). Jednak etap rowerowy został zdominowany przez Brytyjczyka, który od samego początku zdecydowanie prowadził i z trzyminutową przewagą, jako pierwszy, pojawił się w strefie zmian T2 przy Bulwarach Wiślanych. Jako drugi na Wybrzeże Kościuszkowskie dojechał Maciej Chmura wraz z pozostałymi zawodnikami walczącymi o podium.

Na 10-kilometrowej pętli biegowej prowadzącej Bulwarami Wiślanymi i przez Most Świętokrzyski, Nelson w połowie dystansu powiększył swoją przewagę do 3 minut i 37 sekund. Przy 30 stopniowym upale linię mety zlokalizowaną u stóp Centrum Nauki Kopernik przekroczył z czasem 1 godziny 54 minut i 53 sekund. Jako drugi na mecie pojawił się Maciej Bodnar (1:58:05), a tuż za nim Robert Wilkowiecki (1:58:29). Ubiegłoroczny zwycięzca Vasilevich w tym roku był czwarty, a pierwszą piątkę zamknął Maciej Chmura, z czasem poniżej 2 godzin.

- Warunki były naprawdę trudne. Nie spodziewałem się tak wysokich temperatur tutaj, w Warszawie. Przez większą część wyścigu prowadziłem samotnie i miałem sporo kryzysów do przewalczenia. Ale atmosfera była świetna i to bardzo pomogło – mówił Nelson na mecie.

W tym samym czasie toczyła się rywalizacja wśród pań. Agnieszka Jerzyk wyszła z wody po 21 minutach i 50 sekundach, tuż po Paulinie Klimas. Jako trzecia, ze stratą dwóch minut do prowadzącej dwójki na etap rowerowy wyjechała Hanna Maksimava (BLR), która od początku była uważana za główną rywalkę Jerzyk w walce o końcowy triumf.  

Podobnie, jak w wyścigu mężczyzn, na etapie kolarskim wśród pań powstała duża przewaga między liderką wyścigu a pozostałymi zawodniczkami. Agnieszka Jerzyk zjechała do strefy T2 w czasie 1:25:55, z 4-minutową przewagą nad Klimas, która miała 90 sekund przewagi nad Maksimavą.

W czasie kiedy Jerzyk bezpiecznie kontynuowała swój bieg po kolejne zwycięstwo w Enea IRONMAN 5150 Warsaw, ostatecznie kończąc zawody z czasem 2:07:20, kibice zgromadzeni na Bulwarach mogli zobaczyć zacięty pojedynek pań o drugie miejsce. W połowie biegu Paulina Klimas miała 9 sekund przewagi nad reprezentantką Białorusi. Jednak ostatecznie to Maksimava dotarła na metę jako druga, z czasem 2:13:25, minutę przed Klimas, która zamknęła damskie podium.

- Cieszę się, że już drugi raz wygrywam Enea IRONMAN 5150 Warsaw. Na zawodach w Polsce stawiam sobie zawsze wysoko poprzeczkę, więc miałam obawy co do tego startu. Plan był taki, żeby mocniej pojechać rower i mieć bezpieczną przewagę na etapie biegowym. Za tydzień mam bardzo ważny dla mnie start na Wojskowych Mistrzostwach Świata, więc chciałam w Warszawie dobrze rozłożyć siły – mówiła na mecie Agnieszka Jerzyk.

Zawody ukończyło 1121 zawodników indywidualnych oraz 59 trzyosobowych sztafet. Etap pływacki liczący 1,5 kilometra rozgrywany był nad Zalewem Zegrzyńskim. Następnie na uczestników czekała 40-kilometrowa trasa rowerowa prowadząca przez Nieporęt, Rembelszczyznę, Most Północny i Wisłostradę. W tym roku organizatorzy przygotowali nową lokalizację mety i etapu biegowego. 10 kilometrowa trasa poprowadzona została po Bulwarach Wiślanych, Mostem Świętokrzyskim, zieloną ścieżką po praskiej stronie. Meta z czerwonym dywanem czekała na uczestników pod Centrum Nauki Kopernik.

- Bardzo mi się ta nowa trasa podobała! Jest wprawdzie kawałkami kręta, trzeba podbiegać po drobnych serpentynach, ale ja lubię takie trasy. Świetnie zapunktowała przy takim upale, bo jednak połowa dystansu była w cieniu. Nowe Bulwary Wiślane to miejsce, gdzie naprawdę można biegać! Ciekawe pętle, punkty odżywcze, co chwila grała muzyka, dużo ludzi na trasie – bardzo mi się podobało! – mówił Marek Kacprzak, znany dziennikarz i triathlonista, który na metę wbiegł z czasem 2:46:37.

Dzień przed zmaganiami dorosłych po Bulwarach Wiślanych pobiegło 200 młodych adeptów sportu. Zawody Kids Run rozgrywane były pod hasłem ZaWody dla Afryki. 10 złotych z każdej opłaty startowej przekazane zostały na rzecz UNICEF.

Więcej informacji już wkrótce na www.5150warsaw.com oraz facebook.com/5150warsaw.

mat. pras.


Ambasadorka na podium w Dolomitach! [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Wymagająca trasa w Dolomitach, 103 km dystansu, ponad 7 000 m. przewyższeń w górę i tyleż samo w dół. Tego podjęło się 295 biegaczy, a wśród nich Polacy.

Magdalena Bień, Ambasadorka Festiwalu Biegów, podeszła do wyzwania bez kompleksów. Powoli pięła się w górę klasyfikacji. Kolejne punkty kontrolne przynosiły coraz więcej powodów do radości. Siódma, czwarta i wreszcie w pierwszej trójce.

Polka ostatecznie zajęła drugie miejsce, ustępując jedynie Włoszce Danieli Montelli. Zwyciężczyni uzyskała czas 18:54:28. Była jedyną zawodniczką w stawce, która złamała 19 godzin, ale daleko jej do rekordu trasy, należącego do ubiegłorocznej zwyciężczyni, Polki Marty Wenty (17:04:41).

Magdalena Bień nabiegała 20:54:22 i nie dała się wyprzedzić trzeciej na mecie Ileanie Nogaro. W klasyfikacji generalnej zajęła 82 miejsce.

Nasza ambasadorka była również trzecim najszybszym zawodnikiem z Polski w tegorocznym biegu. Przed nią uplasowali się Mariusz Hatala, który zajął 29 miejsce z czasem 17:48:42 i Tomasz Świniarski, który bieg zakończył na 45 pozycji z czasem 19:06:04.

Zwycięzcą najdłuższego dystansu DXT został Petter Restorp. Dla Szweda ten niełatwy bieg był jeszcze większym wyzwaniem niż dla innych. Mieszkający we Francji zawodnik wysunął się na prowadzenie tuż po starcie. Przez 3 godziny był liderem, jednak w pewnym momencie pomylił trasę, stracił sporo cennych minut i spadł na siódme miejsce. Wydawało się, że to przesądzi o jego pozycji na mecie, ale Restorp nie stracił woli walki i mozolnie odrabiał straty. Linię mety przekroczył z czasem 13:02:11.

Pozostałe miejsca na podium zajęli: Niemiec: Matthias Dippacher (13:05:48) i Włoch Jimmy Pellegrini (13:08:21).

Dolomiti Extreme Trail 2018 - miejsca Polaków:

29. Mariusz Hatala - 17:48:42
45. Tomasz Świniarski - 19:06:04
82. Magdalena Bień - 20:54:22 ( druga wśród kobiet)
122. Filip Kolańczyk - 23:20:54
129. Rafał Szyszkowski - 23:44:46
153. Krzysztof Kozioł - 24:40:41
183. Maciej Łątkowski - 25:42:26

IB


3. Mistrzostwa Małego Mistrza z Grzegorzem Sudołem

$
0
0

W Szkole Podstawowej w Ropicy Polskiej odbyły się już trzecie Mistrzostwa Małego Mistrza Gminy Gorlice. Do rywalizacji stanęły wszystkie szkoły z terenu gminy Gorlice. W gronie jury zasiadł między innymi Grzegorz Sudoł, lekkoatleta specjalizujący się w chodzie sportowym, Ambasador Festiwalu Biegów.

Trzykrotny olimpijczyk, brązowy medalista mistrzostw świata oraz srebrny medalista mistrzostw Europy. Reprezentował Polskę w pucharze Europy w chodzie, a także w pucharze świata.

– Swoją karierę sportową zaczynałem od biegania, później pojawił się dopiero chód sportowy, a teraz też w miarę wolnego czasu lubię sobie pobiegać. Bardzo fajna impreza. Z zachwytem spoglądałem na dzieci, jak biegały w hali sportowej. Ja też zaczynałem przygodę ze sportem w ich wieku – powiedział Grzegorz Sudoł, olimpijczyk.

Mali mistrzowie zmierzyli się w kilku konkurencjach sportowo – rekreacyjnych: m.in. w biegach, konkurencjach siłowych, przenoszeniu piłki czy rzucie piłką do celu.

– Wszyscy świetnie się bawili i zdrowo ze sobą rywalizowali. Cieszę się, że wszystkie szkoły z terenu gminy Gorlice przyjechały do nas po raz trzeci – Beata Kraus, dyrektor SP w Ropicy Polskiej.

Po podliczeniu wszystkich punktów na podium znaleźli się reprezentanci następujących szkół: I miejsce SP Ropica Polska 31 pkt, II miejsce SP Klęczany 27 pkt oraz III miejsce SP Kwiatonowice - 26 pkt

Wszyscy uczestnicy otrzymali pamiątkowe medale oraz dyplomy, a najlepsi piękne puchary. Mistrzostwa poprowadziła Wioletta Podsadowska, wicedyrektorka szkoły oraz nauczyciel wychowania fizycznego, Ambasadorka Festiwalu Biegów.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Comrades Marathon 2018 - inspirujący i emocjonalny [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Bongumusa Mthebu po raz trzeci wygrał Comrades Marathon. Poprzednio zrobił to w 2014 i 2017 r. Jest drugim zawodnikiem w historii biegu z takim osiągnięciem.

Mthebu w zeszłym roku wygrał na trasie „w górę” czyli z Durbanu do Pietermaritzburga. W tym roku zdominował bieg poprowadzony w odwrotnym kierunku. Na mecie uzyskał czas 5:26:34 i otrzymał za to ponad 33 tys. dolarów. Na mecie podkreślał, że dla niego Comrades Marathon to bardzo emocjonalny bieg i musi pracować nad nim głową.

Osiem minut i 35 sekund do lidera na ponad 90-kilometrowej trasie stracił Joseph Mphuthi. Trzecie miejsce przypadło w udziale przedstawicielowi najliczniej reprezentowanego wśród cudzoziemców kraju. Brytyjczyk Steven Way uzyskał wynik 5:35:27.

Rekordzista trasy „w dół” David Gatebe, nie obronił swojego tytułu z 2016 r. i zajął dopiero 8 miejsce.

Również wśród pań, z trasą o nierównej chociaż asfaltowej nawierzchni, najlepiej poradziły sobie miejscowe zawodniczki. Zwyciężczynią z czasem 6:10:04 została Ann Ashworth. Pracująca na co dzień jako prawnik biegaczka, zakończyła bieg z wyraźną przewagą nad triumfatorką niedawnego Two Oceans Marathon.

Gerda Steyn zajęła drugie miejsce z czasem 6:15:34. Podium uzupełniła Rosjanka Aleksandra Morozowa z czasem 6:20:21.

Comrades Marathon to najważniejszy afrykański ultramaraton. Stanowi istotny element gospodarki regionu i inspiruje do działania. W tym roku na trasie pojawił się m.in. Daniel de Wet, którego historią żyło całe RPA, po tym jak podczas wypadku w kopalni, metalowy pręt o długości 1,8 m przebił jego ciało na wylot od pachwiny po łopatkę i poważnie uszkodził narządy wewnętrzne.

Na wsparcie kibiców mógł również liczyć Xolani Luvuno, który biegł z protezą nogi i o kulach. Zawodnik, który niedawno walczył z rakiem kości, biegł ponad 11 godzin.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Bongmusa Mthembu, RSA- 5:26:39
2. Joseph Mphuthi, RSA - 5:35:14
3. Steven Way, GBR - 5:35:31
4. Edward Mothibi, RSA - 5:36:36
5. Marko Mambo, Zimbabwe – 5:37:53

Kobiety:

1. Ann Ashworth , RSA - 6:10:04
2. Gerda Steyn, RSA - 6:15:34
3. Alexandra Morozova, Russia - 6:20:21
4. Tanith Maxwell, RSA - 6:20:35
5. Charne Bosman, RSA – 6:33:08

W Comrades Marathon wzięło również udział troje Polaków:

4597. Eryk Losik - 9:51:24

574. (wśród pań) Elżbieta Cichońska - 9:54:28
2205. (wśród pań) Christine Gora - 11:26:40

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Wizz Air Katowice Hal Marathon się spodobał [POWIEDZIELI NA MECIE]

$
0
0

Nie było idealnie. Do drobnych potknięć przyznali się sami organizatorzy. Mimo wszystko, debiutujący dzisiaj Wizz Air Katowice Half Marathon podbił serca biegaczy. Choć wytykają, co trzeba poprawić za rok, jednocześnie deklarują, że na pewno wystartują znowu. Imprezę oceniają pozytywnie.

Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi – to sentencja, która pojawia się w wielu opiniach o imprezie. Równie często zawodnicy zaznaczają inną kwestię: – To impreza robiona przez biegaczy i dla biegaczy, to od razu widać. Jest zupełnie inna atmosfera – mówi na mecie Adam. – Człowiek czuje się tu dobrze i wie, że jest tu mile widziany. On, jako zawodnik a nie jego pieniądze…

Wizz Air Katowice Half Marathon – gorrrrący debiut z przygodami i... epilogiem [ZDJĘCIA]

Organizatorzy przyjmują konstruktywną krytykę i przepraszają za niedociągnięcia. „Jako organizatorzy włożyliśmy dużo wysiłku, żeby wszystko odbyło się na europejskim poziomie i w przeważającej większości tak było. Nie obyło się bez niedociągnięć i sytuacji, które nas i Was zaskoczyły, zarówno na trasie, jak i na samej mecie. Teraz przyszedł czas, aby przeanalizować te wszystkie momenty, przyjąć konstruktywne opinie i wyciągnąć wnioski” – piszą na oficjalnym profilu imprezy.

Odnoszą się też do najszerzej krytykowanego problemu brakujących medali. „Wiemy, że medal jest zwieńczeniem wysiłku każdego biegacza, dlatego bardzo nam przykro, że nie każdy mógł od razu pochwalić się swoim. Przepraszamy! Sytuacja została wyjaśniona, część zamówienia nie dotarła do nas z winy producenta i dostawcy medali. Dostawa dotarła do nas po naszej reakcji i część biegaczy jeszcze zdążyła odebrać medal. Już podjęliśmy działania zmierzające do tego, żeby każdy z Was swoje odznaczenie otrzyma – obiecują, proszą jednocześnie o kontakt wszystkich, którzy nie zdążyli odebrać swojego trofeum (info@halfmarathonkce.pl)”.

W Internecie trwa dyskusja. Pojawiające się komentarze negatywne szybko spotykają się z reakcją uczestników imprezy, którzy bronią organizatorów. „Jeśli myślicie, że organizacja takich zawodów to bułka z masłem, to zgłoście się za rok, pomóżcie” – ucina dyskusję jeden z internautów. My zapytaliśmy Was na gorąco, co w imprezie się podobało, a co nie.

Odbiór biegu był zdecydowanie pozytywny i wszyscy, których zapytaliśmy o zdanie, zadeklarowali powrót za rok.

Paweł Łodej przyjechał do Katowic z Jasienicy: – Miałem biec dyszkę, ale w ostatniej chwili zmieniłem na półmaraton. Było warto, bo z mojego punktu widzenia wszystko było super zorganizowane. Było dużo wody, wolontariusze nadążali z pracą, nie było problemów. Wąskim gardłem był jedynie depozyt. Przestrzeń była zbyt mała i widziałem, że robiły się kolejki – zauważył. – Trasa jest ciekawa, ale nie na bicie rekordów, z dwóch powodów: było ciągle góra – dół, no i za gorąco. Ale rywalizacja ciekawa, bo przecież każdy miał te same warunki.

Z opinią o trasie zgodził się Dawid Wilk: – Trasa była bardzo fajna. Wymagająca, bo były górki i podbiegi, ale fajna. Może tylko pogoda dopisała… aż za bardzo. Było zbyt gorąco. Jeżeli chodzi o organizację imprezy, to jak na pierwszy raz, jest super. Jest parę rzeczy do poprawy, ale ogólnie super. Wody na trasie, w tym upale, było dużo, to najważniejsze – podkreślił.

Na dobre zaopatrzenie w wodę punktów na trasie i mecie zwracali uwagę niemal wszyscy. Chwalili też smaczny i pozywny posiłek po biegu, odpowiednią ilość toalet w strefie startu, oprawę muzyczną, dobrą organizację przestrzeni przy Spodku, w której zmieszczono scenę, miejsce na rozgrzewkę, punkt wydający posiłki (bez kolejek), stoliki oraz strefę dla dzieci.

– Pierwszy raz biegłem półmaraton w Katowicach. Trasa wiedzie przez wszystkie najważniejsze punkty i atrakcje sportowe miasta. Była wymagająca z powodu podbiegów, ale biegło się naprawdę dobrze – mówił Tomasz Ploch, wyrażając opinię większości. Trasę oceniono jako interesującą, choć niełatwą. Sprawdziło się hasło biegu: zawodnicy naprawdę pobiegli przez serce Śląska. Spora grupa także przemaszerowała w ramach 5 km nordic walking. To jedna z niewielu imprez biegowych tej rangi (i jedyna w rodzinie Wizz Air), które zapraszają do udziału także kijkarzy.

– O biegu dowiedziałam się od kolegi z pracy, który startował w półmaratonie i swoim zapisem zachęcił nas do udziału w imprezie – mówiła Agnieszka Kania, która wybrała właśnie marsz nordic walking. – To bardzo dobry pomysł, żeby poza biegami, odbywał się też nordic walking. To aktywizuje kolejną grupę osób do spędzenia dnia w ruchu. Na co dzień chodzę w Katowicach, więc trasa nie była dla mnie trudna. Uważam, że organizacja była bardzo dobra, zarówno jeśli chodzi o odbiór pakietów, jak i sam bieg.

KM

Diamentowa Liga na półmetku. Nietypowy Kszczot [WIDEO]

$
0
0

Diamentowa Liga wkroczyła na półmetek. W niedziele w Sztokholmie rozegrano szósty mityng w ramach elitarnej serii. W na starcie stanęła czwórka Polaków.

W biegu na nietypowym dystansie 1000 m, Adam Kszczot zajął czwarte miejsce z wynikiem 2:16.58. Jest to też trzeci wynik w historii polskiej lekkiej atletyki. Rekord kraju należy do Marcina Lewandowskiego z 2016 roku i wynosi 2:14.30. W Szwecji wygrał Kenijczyk Ferguson Cheruiyot Rotich, ustanawiając rekord życiowy - 2:14.88. Jest to też najlepszy wynik na światowych listach w tym sezonie.

W piątek w Chorzowie Justyna Święty-Ersetic pokazała, że zwyciężać można nawet z legendarną Allyson Felix. Ale co zrobić, gdy na bieżni staje się z pięcioma zawodniczkami z USA? Ostatecznie Polka finiszowała na siódmym miejscu, z czasem 51.34. Wygrała reprezentantka Bahrajnu Salwa Eid Naser z czasem 49.84, co jest rekordem kraju i oczywiście rekordem życiowym. Druga była Amerykanka Phyllis Francis.

Na wysokim, wyrównanym poziomie stała rywalizacja na 400 m przez płotki panów. Ostatecznie, tak jak w Oslo, górą był Katarczyk Abderrahman Samba, który uzyskał rezultat 47.41. Jest nie tylko nowy rekord życiowy zawodnika, rekord mityngu, rekord Diamentowej Ligi, ale przede wszystkim rekord Azji. Norweg Karsten Warholm był drugi, z wynikiem 47.81. Na pocieszenie ustanowił nowy rekord życiowy i rekord kraju.

Z wygranej na 1500 m mogła cieszyć się Etiopka Gudaf Tsegay - brązowa medalistka halowych mistrzostw świata z 2016 roku. Wynikiem 3:57.64 zawodniczka ustanowiła rekord życiowy i rekord mityngu. Barierę 4 minut złamała jeszcze tylko Brytyjka Laura Muir – 3:58.53.

Zaledwie 18-letni Etiopczyk Selemon Berega - halowy wicemistrz świata w biegu na 3000 m z Birmingham, zwyciężył w biegu na 5 000m. Jego rezultat - 13:04.05 - jest najlepszym na światowych listach. Piąty był Amerykanin Ben True– zwycięzca m.in. tegorocznego Półmaratonu Nowojorskiego, z czasem 13:16.48.

W konkursie skoku o tyczce Piotr Lisek zajął trzecie miejsce (5.76 m), a Paweł Wojciechowski był tuż za nim (5.76 m). Wygrał Szwed Armand Duplantis (5.86 m).

Następny mityng w ramach Diamentowej Ligi zaplanowano na 30 czerwca w Paryżu. Tak jak rok temu zawodnicy rywalizować będą na mniejszym obiekcie Stade Charlety („tylko” 20 000 miejsc siedzących), a nie na popularnym Stade de France, jak to było zazwyczaj (ponad 80 tys. miejsc).

RZ


 


Upalny bieg Truskawki z „atrakcją”

$
0
0

Niedziela 10 czerwca 2018. Truskaw. Godzina 11:00. Temperatura plus 35 stopni Celsjusza. Komary, muszki...Do tego wszechobecne truskawki - na medalach, w koszykach, na strojach biegaczy. Bieg Truskawki w pełnej okazałości!

W tym roku odbyła się już jedenasta edycja imprezy. Wystartowało 120 biegaczy indywidualnych i 44 par. Warunki w tym roku były tropikalne, ale wszyscy dotarli na metę.

Wygrał - kolejny rok pod rząd - Sebastian Polak, przed Grzegorzem Wartałowiczem i Sławomirem Maczewskim.

U kobiet triumfowała Justyna Kostrzewska, przed Olą Plucek-Mioduszewską i Karoliną Kundys.

Wśród par zwycięża J&W TEAM w składzie Marta Jusińska i Marcin Wojewódzki.

Atrakcją biegu jeszcze były zaręczyny Klaudii i Michała (banan z truskawką!).

Andrzej Hulanicki, Ambasador Festiwalu BIegów


Bieg Rzeźnika Ambasadora - ultrasztuka biegania w parach

$
0
0

Bieganie społeczne to tradycja, która na stałe wpisała się w moje starty na dystansach ultra. Pozornie kilkanaście godzin na trasie spędzone w samotności mogłaby być dobrą odskocznią od codziennej tłocznej rzeczywistości miejskiej. Jednak przystępując do pokonania ultramaratonu, zwłaszcza w trudnych warunkach górskich, warto podjąć wyzwanie w większym gronie.

Tegoroczna piętnasta już edycja Biegu Rzeźnika była doskonałą okazją by pobiegać w parach i zmierzyć się na blisko 82 kilometrowej trasie z przewyższeniami ok 4000 metrów. Dla mnie i Roberta był to już trzeci wspólny bieg ultramaratoński. Posiadaliśmy solidne podstawy do takiego biegu gdyż ukończyliśmy Bieg 7 Dolin na dystansie 64 kilometrów, a także mierzyliśmy się z trasami tatrzańskimi – przy okazji pozdrawiam wszystkich uczestników jak i supporterów tegorocznej edycji Hardej Suki.

Bieg Rzeźnika stawia przed uczestnikami szczególne wymogi. Biegnie się w parach od S do M, czyli od startu do mety, i to w odległości nie większej niż 100 m. Co to oznacza na trasie biegu, w którym na linii startu staje około 750 par biegaczy ? Ano właśnie – pierwszym przelicznikiem ilości startujących nie jest liczba biegaczy jako jednostek lecz dwuosobowych teamów. Każdy X ma swojego Y, i dzielą trud pokonywania trasy we dwoje. To szczególnie ważne już na etapie dobierania partnerów (-ek) biegowych.

Teoretycznie głównym kryterium wydają się być zbliżone parametry fizyczne – tj. szybkość, wytrzymałość, siła biegowa. Jeśli to zawodnicy elity to jest to praktycznie najistotniejszy parametr obok wspólnego doświadczenia, zgrania zespołu i „obiegania” gór. W przypadku amatorów, którzy zapragną po prostu ukończyć zawody w określonym limicie czasowym, zwłaszcza ta druga grupa parametrów „społecznych” zdaje się być najbardziej kluczowa.

Najważniejszy jest zespół i w nim tkwi siła. Bowiem w trakcie kilkunastoosobowego wysiłku mogą mieć miejsce różne sytuacje. Nie zawsze są to miłe okoliczności, zwłaszcza, kiedy organizm odmawia posłuszeństwa, czy np. chwilowo wkradły się czarne myśli. Wówczas potrzebne, a nawet konieczne okazuje się wsparcie od partnera biegowego. Najlepiej w taki sposób, aby dotarło to w odpowiedni sposób oraz przyniosło określony skutek. Nie zawsze emanowanie nadmiernym optymizmem okaże się skuteczne zwłaszcza, gdy druga strona ma mocniejszy kryzys, a do mety nadal daleko. Nie zawsze konieczne są wielkie słowa czy magiczne cytaty – bo być może w prostocie tkwi siła. Trzeba wyczuć sytuację i odróżnić chwilowe marudzenie od prawdziwego kryzysu - skąd my wszyscy to znamy, samo życie.

Kolejnym elementem jest strategia „prowadzenia”. Jeśli taką funkcję obejmuje osoba, która z założenia jest mniej wytrenowana lub np. nie miała możliwości przepracowania sezonu przygotowawczego jak drugi z partnerów, wówczas także należy zachować zdrowy rozsądek. Biegacz podążający za prowadzącym, nawet jeśli momentami czuje się mocniejszy, powinien mieć świadomość, że zdecydował się na rajd w parach i bierze za to współodpowiedzialność. Na wyścig indywidualny będzie jeszcze niejedna okazja! W trakcie ponad osiemdziesiesięciokilometrowego biegu można napotkać różne sytuacje…. I zarazem całą gamę towarzyszących im emocji.

Z pozycji kanapy czy fotela formuła biegu zdaje się być całkiem prosta. Ale tak nie jest. Tegoroczna edycja biegu w trudnych upalnych warunkach udowodniła, że nawet mniej wytrenowana lecz zgrana drużyna może ukończyć bieg w regulaminowym czasie przy zastosowaniu odpowiedniej strategii. Równe tempo marszobiegu, ograniczenie czasu na przepaku do minimum, dialog motywujący i spokój. Tak niewiele, a jednak działa. Trud tegorocznego biegu tkwił właśnie w wysokiej temperaturze. Zapasy wody ubywały w zawrotnym tempie. W takich warunkach nietrudno o odwodnienie. W puntach odżywczych korzystałem wyłącznie ze słonych przekąsek. Zaś w trackie biegu uzupełniałem utracone kalorie sprawdzonymi żelami energetycznymi popijając wodą. Dzięki temu uniknąłem jakichkolwiek nudności ani tzw. „odcięcia prądu”, a tym bardziej skrajnego wyczerpania – ten etap doświadczeń mam już dawno za sobą.

Bieg górski w pięknej scenerii Bieszczad z założenia obfituje w walory widokowe. Aparaty telefonów komórkowych oraz kamerki typu Go Pro poszły w ruch szczególnie w okolicach Jasła, Okrąglika, Hyrlatej. A i fotoreporterzy mieli ręce pełne baaardzo przyjemnej roboty. Najprzyjemniejsze momenty z trasy – to światło ponad tysiąca latarek czołówek na linii startu w jednym ciągu poruszających się w żwawym tempie w kierunku Duszatyna, wspomniane Bieszczadzkie szczyty oraz magiczna linia mety w Cisnej.

Z pewnością wielu biegaczy na długo zapamięta ostatni etap trasy. Od ostatniego punktu odżywczego do mety miało to być ok 12 kilometrów. Jak jednak się okazało później, przelicznik zmieniał się dynamicznie. Wielokrotnie wolontariusze i okoliczni kibice informowali nas, że już naprawdę niedaleko – może 3 kilometry, a na pewno nie więcej niż 5 kilometrów. Mojej naiwności nie stało się zadość nawet po analizie wskazań zegarka z GPSem. Dlaczego? Gdyż zmęczony biegacz łudzi się rychłym przekroczeniem linii mety. Wiadomo już od dawna, iż „kto wierzy snom jest jako chcący pojmać wiatr lub cień uchwycić”...

W natłoku emocji, oczekiwania na ten najpiękniejszy moment wyścigu, czekających splendorów (czytaj: medal i zimne piwo) żaden racjonalny przelicznik nie działa. Finalnie okazało się, że ów odcinek mierzył blisko 8 kilometrów ze znacznymi różnicami wysokości, tj. stromych spadków i wzniesień terenu. To właśnie ten moment, w którym biegacz zdaje siebie sprawę, iż nazwa tego biegu nie jest przypadkowa… Przypadkowa nie powinna być także strategia pracy w zespole, czego wszystkim biegowym rzeźnikom życzę.

Rafał Ławski, Ambasador Festiwalu Biegów

Stadion w Ciechanowie z certyfikatem PZLA

$
0
0

Obiekt zmodernizowano już niemal rok temu, teraz uzyskał on świadectwo Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. 

Przez wiele lat miejski obiekt przy ul. 3 Maja straszył żuzlową bieżnią I zaniedbaną infrastrukturą. Ale to już przeszłość. Nowoczesny obiekt, dzięki tartanowej bieżni z odwodnieniem i profesjonanemu wyposażeniu technicznemu pozwala na uprawianie niemal wszystkich konkurencji biegowych (bez biegu z przeszkodami), chodu sportowego, czy konkurencji technicznych.

Obiekt służy także piłkarzom, a klubowy budynek spełnia standardy UEFA Pro. Zaplecze techniczne obejmuje także m.in. szatnie dla zawodników, pomieszczenia biurowe klubów sportowych, magazyny, salę do spotkań klubowych. Widownia ma pojemność 875 miejsc siedzących.

Remont obiektu pochłoną ok. 2,8 mln zł. Ok. 1,5 mln zł pochodzi z Programu Rozwoju Infrastruktury Lekkoatletycznej ze środków Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej.

red.

fot. UM Ciechanów


 

Ostatni dzień zapisów na Bieg Świętojański w Gdyni

$
0
0

„To nie są ćwiczenia”, powtarzamy – „to nie są ćwiczenia”. Zapisy internetowe do Nocnego Biegu Świętojańskiego z PKO Bankiem Polskim rozpoczęły długi finisz. Ten nastąpi w poniedziałek 11 czerwca. Nie oznacza to jednak, że spóźnialscy nie otrzymają drugiej szansy. Dzień później w Centrum Handlowym Riviera ruszy sprzedaż pakietów startowych.

Do trzeciej i zarazem przedostatniej odsłony tegorocznego cyklu biegowego Grand Prix Gdyni zostało już niewiele czasu. Osoby, które już skorzystały z elektronicznej formy zapisów mogą spokojnie czekać na pierwszy wystrzał startera i mentalnie przygotowywać się do słynnego podbiegu na ulicy Kieleckiej. Chcesz znaleźć się w tym gronie? Nic prostszego.

Wystarczy wejść na stronę www.grandprixgdyni.pl, otworzyć zakładkę zapisy i dołączyć do jednego z największych biegowych wydarzeń w kraju. Termin zakończenia zapisów do Nocnego Biegu Świętojańskiego z PKO Bankiem Polskim tą metodą mija 11 czerwca o godzinie 23.59. Przypominamy, że tylko internetowa rekrutacja pozwala na otrzymanie numeru startowego z wydrukowanym imieniem oraz wysyłkę pakietu na wskazany adres (za dodatkową opłatą)

Dla wszystkich, którzy zapomną, nie zdążą lub po prostu później zdecydują się na wzięcie udziału w Nocnym Biegu Świętojańskim z PKO Bankiem Polskim mamy proste rozwiązanie.

Już 12 czerwca w centrum handlowym Riviera (ul. Kazimierza Górskiego 2) otwarty zostanie specjalny punkt, w którym będzie możliwy zakup pakietów startowych. Stoisko znajdować się będzie na parterze, tuż obok fontanny i funkcjonować będzie do 20 czerwca włącznie, w godzinach otwarcia galerii. Na stoisku dostępne są pakiety na bieg główny (60 złotych) oraz na marsz nordic walking (40 złotych). Należy jednak pamiętać, że w Rivierze można zakupić pakiet i od razu zabrać go do domu, ale nie można odebrać pakietu zamówionego drogą elektroniczną.

Niepowtarzalny klimat Nocnego Biegu Świętojańskiego z PKO Bankiem Polskim co roku przyciąga prawdziwe rzesze uczestników. W zeszłym roku, minutę przed północą, na trasę biegu głównego wybiegło 4249 zawodników. Z kolei w marszu nordic walking wzięły udział 243 osoby, które na trasę wyruszyły o godzinie 22.

10 kilometrów najszybciej pokonał Joseph Mumo Mutwanthei z Kenii. Wśród kobiet najlepsza była Ukrainka Olga Skrypak. Najszybszy z Polaków, Paweł Ochal, wbiegł na metę jako siódmy – za jego plecami przybiegł Tomasz Grycko, czyli wielokrotny zwycięzca biegów gdyńskiego cyklu.

Podczas poprzedniej edycji Nocnego Biegu Świętojańskiego zadebiutowało wielu biegaczy, ale także nowa trasa. Start zlokalizowany w okolicach Narodowego Stadionu Rugby oraz Gdynia Areny przypadł uczestnikom do gustu, a warty 2,5 tysiąca złotych podbieg na Kieleckiej zrobił prawdziwą furorę. Wsłuchaliśmy się w głos zadowolonych biegaczy i zdecydowaliśmy się w tym roku nie modyfikować trasy.

Bo czy może być coś piękniejszego niż rozświetlona w pełnej krasie ulica Świętojańska? I to w dodatku w dniu jej święta? Trudno wyobrazić sobie bardziej wyjątkowe warunki do biegania!

Źrodło: GdyniaSport.pl


Szamotulska Nocna Piątka za nami. Udany debiut [ZDJĘCIA]

$
0
0

W sobotę 9 czerwca na starcie nowego pięciokilometrowego nocnego biegu zameldowało się 455 uczestników.

 

Po krótkim otwarciu równo o godzinie 21:00 po wystrzale dyrektora biegu rozpoczęła się rywalizacja na trasie biegnącej przez ulice Szamotuł.

Upalna pogoda nie przeszkodziła zawodnikom w osiąganiu wspaniałych rezultatów. Posypały się życiówki.

Jako pierwszy na mecie zameldował się Marcin Kęsy z Szamotuł z wynikiem 15:39. Tuż zanim na mecie pojawił się Dawid Jagła z Jarocina z czasem 16:09 oraz Mateusz Rodewald z Wronek z czasem 16:34.

Wśród kobiet najszybsza okazała się Justyna Papież z Przyborowa w wynikiem 18:30, na drugim miejscu uplasowała się Violetta Maciołek z Lipnicy z czasem 19:48, a na najniższym stopniu podium stanęła Rozalia Gapska z Pęckowa z wynikiem 19:57.

W biegu wzięli udział m.in. Wiceburmistrz Gminy Szamotuły Dariusz Wachowiak oraz Starosta Powiatu Szamotulskiego Józef Kwaśniewicz, którzy wspólnie minęli metę z czasem 31:43.

Organizator wraz ze sponsorami przygotował kilka nagród rzeczowych, które zostały wręczone za wyznaczone miejsca. Po biegu na wszystkich uczestników czekał grillowy poczęstunek od restauracji Alanya oraz ponad godzinny koncert Śląskiego zespołu Tequila Sunrise.

Szamotulskie Stowarzyszenie Sportowe pragnie podziękować Wszystkim sponsorom, służbom oraz osobom zaangażowanym w powstanie i przygotowanie 1. Szamotulskiej Nocnej Piątki.

Wszystkie wyniki: TUTAJ

mat. pras.


Viewing all 13095 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>