Może się wydawać, że górski maraton z dwoma podbiegami to nic. Ale owo nic nabiera zupełnie innego znaczenia, kiedy okazuje się, że pierwszy podbieg kończy się na szczycie Skrzycznego, dokładnie w połowie trasy, drugi natomiast to sławna Golgota Beskidów – droga krzyżowa wiodąca na szczyt Matyski. I to na czterech ostatnich kilometrach maratonu…
Maraton Beskidy to impreza kultowa. Ci, którzy przyjechali raz, zwykle wracają. Niepowtarzalny jest tutaj klimat, stworzony przez komandora Edwarda Dudka. Górale na starcie, trasie i mecie, słynna Golgota na dobicie zawodników, dla najszybszych… metrowe kiełbasy z limitowanej serii, produkowanej specjalnie z okazji biegu. Do tego, oczywiście, niepowtarzalne widoki, jakie zapewniają tylko górskie biegi. I ogromna satysfakcja na mecie, że udało się stawić czoła czemuś trudnemu i wymagającemu.
– To ósma edycja Maratonu Beskidy, ale dla mnie pierwsza. Było super. Zabawa, radość biegania! – mówił po biegu Dariusz Krauze z Formy Wodzisław. – Polecam każdemu, nawet nie tak bardzo doświadczonym biegaczom, bo czego się nie dobiegnie, to się dojdzie. – przekonywał, ale jednocześnie przyznawał, że łatwo nie było.
– To jeden z trudniejszych maratonów, mimo, iż biegałem już po górach, nawet zimą. Trasa wymagająca, ze stromymi podbiegami i zbiegami, które były nawet trudniejsze. Ale bardzo mi się podobała i była świetnie przygotowana. Było sporo wolontariuszy i świetne zaopatrzenie. Potraktowałem ten start rekreacyjnie, biegłem powoli, czasem szedłem pod górę. A Golgota na końcu naprawdę daje w kość! – przekonywał nasz rozmówca.
Agnieszka Nowak z klubu Pogoria Biega także startowała w Radziechowach po raz pierwszy: – Wrażenia niesamowite! Bardzo fajna trasa, udało się też z pogodą. Jestem zmęczona, ale bardzo zadowolona, bo bardzo lubię górskie biegi. Trochę mnie zaskoczyło, że Skrzyczne jest tak wysoko! – śmiała się pani Agnieszka.
– Ale sobie poradziłam. Najgorsza była wizja Golgoty. Zwykle na ostatnich kilometrach ma się nadzieję, że już będzie z górki a tu jeszcze taka niespodzianka. Jednocześnie to było fajne, bo trzeba było dać z siebie jeszcze dużo, włożyć spory wysiłek, żeby dobiec do mety – podsumowała pani Agnieszka.
Golgota Beskidów, choć bardzo malownicza i imponująca, dała się we znaki wszystkim zawodnikom. Mijający nas w jej połowie biegacze mówili: – To jest prawdziwa Golgota! – i prawie wszyscy przechodzili do marszu. Trudno się im dziwić, bo podbieg był spory i w dodatku pod koniec wymagającej trasy…
Najmniej czasu na pokonanie trasy Maratonu Beskidy potrzebował Wojciech Probst. Zajęło mu to nieco ponad godzinę (3:01:21). Paweł Kaszyca stracił do niego 3 minuty a kolejni panowie już ponad 20.
Pierwsza z pań, Edyta Lewandowska, na mecie stawiła się po 3 godzinach 44 minutach i 12 sekundach.
Wśród uczestników biegu nie brakowało znajomych twarzy. Można było spotkać między innymi Ryszarda Kałaczyńskiego, rekordzistę Guinessa w liczbie biegów maratońskich w ciagu roku (366), ultramaratończyka Augusta Jakubika a także naszego ambasadora Ladislava Marasa, który finiszem w Radziechowach świętował swój dwusetny ukończony maraton.
Pełne wyniki w naszym KALENDARZU IMPREZ.
Podczas imprezy rozegrano także Mistrzostwa Polski w Maratonie Nordic Walking – nasza relacja niebawem.
KM