To był bardzo udany weekend dla Polski podczas 15. Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce. Pierwsze dwa medale zdobyli nasi młociarze. Świetnie zaprezentowali się też Patryk Dobek w biegu 400m przez płotki oraz Adam Kszczot na 800m, którzy pewnie awansowali do finałów swoich konkurencji. Najwięcej emocji wzbudził jednak finał biegu na 100m. Po raz kolejny najszybszy okazał się Jamajczyk Usain Bolt.
Paweł Fajdek przystępował do finałowego konkursu rzutu młotem w roli absolutnego faworyta. Przed konkursem na każdą złotówkę postawioną na Polaka bukmacherzy płacili zaledwie jeden złoty i dziesięć groszy. Nikogo nie powinno to dziwić, wszak na piętnaście najdalszych rzutów w 2015 r. dwanaście należało do wychowanego w Żarowie zawodnika. Nad drugim na listach Węgrem Krisztiánem Parsem Fajdek miał ponad cztery metry przewagi.
Polak nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i pewnie wygrał w Pekinie. Jako jedyny wykonał ponad 80-metrowe rzuty, w tym ten najdalszy na odległość 80.88 m.
Wielką i miłą niespodziankę sprawił nam drugi z Polaków, Wojciech Nowicki, który zajął trzecie miejsce w konkursie. Zawodnik Podlasia Białystok osiągnął ten sam rezultat, co drugi w zawodach Tadżyk Dilszod Nazarow - 78.55m. O miejscu na podium zadecydowała lepsza druga próba Azjaty.
Zadowolony ze swojego startu był nasz podwójny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski. Co prawda nie wróci on do kraju z medalem, ale wejście do wąskiego finału konkursu, uzyskanie szóstej lokaty i poprawienie najlepszego wyniku w sezonie należy uznać za dobre osiągnięcie. Wygrał Amerykanin Joe Kovacs (21.93m), przed Niemcem Davidem Storlem (21.74m) i Jamajczykiem O'Dayne Richardsem (21.69m).
Najważniejszym wydarzeniem weekendu był start sprinterów na 100 m. Zapowiadał się on, jako rywalizacja Justina Gatlina i Usaina Bolta. Amerykanin w tym roku prezentował się dużo lepiej, więc to jego stawiano w roli faworyta. Okazało się jednak, że Jamajczyk znów pokazał klasę i z czasem 9,79 s. wywalczył złoty medal.
Drugi Gatlin był o setną sekundy gorszy. Brązowy medal zdobył Amerykanin Trayvon Bromell.
Swoją supremację potwierdziła też inna gwiazda światowej lekkoatletyki Mo Farah, który wynikiem 27:01:13 obronił tytuł mistrza świata w biegu na 10 000m wywalczony dwa lata temu w Moskwie.
Sensacją zakończył się męski maraton. W Pekinie wygrał niepodziewanie mało znany 19-latek z Erytrei Ghirmay Ghebreslassie (2:12.27). Srebrny medal wywalczył Yemane Tsegay z Etiopii (2:13.07), a brązowy Munyo Solomon Mutai z Ugandy (2:13.29).
W weekend na Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce bardzo dobrze zaprezentowali się polscy biegacze. We wspaniałym stylu do finału na 400m przez płotki awansował Patryk Dobek. Polak zdecydowanie poprawił swój rekord życiowy (48.40) i był trzeci w swojej serii.
Najlepszy w swoim biegu na 800m był z kolei Adam Kszczot, który pewnie z trzecim wynikiem awansując do finału. Poza supermana, jaką wykonał na finiszu (finisz łeb w łeb) przejdzie do historii polskiej lekkoatletyki. Niestety w tej samej konkurencji nie powiodło się Marcinowi Lewandowskiemu, który w swojej serii był czwarty i odpadł z dalszej rywalizacji. Jeszcze w sobotę z rywalizacji odpadł nasz trzeci muszkieter – Artur Kuciapski.
W biegu na 1500m w półfinałach mieliśmy trzy reprezentantki. Do finału weszła jednak tylko Angelika Cichocka, która choć w swojej serii była dopiero 7. to awansowała do finału z czasem (4:09.19).
Podobnym osiągnięcie może poszczyć się Krystian Zalewski. Wicemistrz Europy z Zurychu w ładnym stylu awansował do poniedziałkowego finału biegu na 3000 metrów z przeszkodami i to z czwartym czasem - 8.25.10. Nie przeszkodziła mu rozcięta skóra na prawej nodze i dziura w lewym bucie.
Dziś trzeci dzień imprezy.
MGEL